Saryusz-Wolski: Walec przymusowej relokacji toczy się przez UE

Saryusz-Wolski: Walec przymusowej relokacji toczy się

Radosław Molenda


„Obok Polski ‘regulacji kryzysowej’ dotyczącej migracji sprzeciwia się kilka państw z Europy środkowo-wschodniej. Niestety, już w tej chwili nie mają one większości blokującej. Możemy powiedzieć, że walec przymusowej relokacji toczy się niezależnie od naszych starań, by ten mechanizm nie został przyjęty” – ocenia w rozmowie z portalem wPolityce.pl europoseł PiS Jacek Saryusz-Wolski.

wPolityce.pl: Europosłowie Europejskiej Partii Ludowej, czyli – jak mówi premier Morawiecki – „partia Tuska i Webera” w przyszłym tygodniu chce przepchnąć w PE pakt, który w ostateczności zmusi Polskę do przyjmowania nielegalnych imigrantów. Znamy szczegóły, jak to ma się odbyć?

Jacek Saryusz-Wolski: Negocjacje „regulacji kryzysowej” masowego napływu imigrantów do Europy, który zawiera m.in. ich przymusową relokację do poszczególnych państw Unii – one są na finiszu. Wg informacji prezydencji hiszpańskiej Niemcy się godzą na to, co już wynegocjowano, pozostaje podobno jedynie do ustalenia kilka drobnych różnic.

Tym, co podaje się, jako powód presji EPL-u na PE i wniesienia tej sprawy na posiedzenie europarlamentu, jest powaga sytuacji na Lampedusie. To posiedzenie odbędzie się 5 października. Tak więc możemy powiedzieć, że walec przymusowej relokacji imigracji toczy się niezależnie od naszych starań, by ten pakt nie został przyjęty.

Polska ma w tym sojuszników?

Obok Polski sprzeciwia się kilka państw z Europy środkowo-wschodniej, jak Węgry. Niestety już w tej chwili nie mają one większości blokującej. Nie będą w stanie tej regulacji zatrzymać.

Nietrudno jednak stwierdzić, że proponowane rozwiązanie nie rozwiąże problemu imigracji, nie będzie napływu migrantów stopować, ale będzie ten napływ napędzać?

Przymusowa relokacja to rodzaj pompy ssąco-tłoczącej. Jeżeli będą odbierani do innych państw imigranci z miejsc takich, jak Lampedusa, to będzie to oczywisty sygnał dla innych czekających jeszcze na północnych wybrzeżach Afryki, żeby przepływać, zamiast zastosować rozwiązanie, które proponuje pani premier Włoch Giorgia Meloni, żeby zastosować blokadę morską z użyciem wojennej floty morskiej, do czego Unia z kolei nie chce się przechylić, a same Włochy wahają się, czy ją zastosować. Mamy tu więc poważny problem, na który są dwie odpowiedzi – relokacja albo blokada – i wszyscy są na nie zafiksowani.

Relokacja to rozwiązanie, które nie jest rozwiązaniem. Na blokadę, która – o ile dałoby się zorganizować – byłaby jakimś rozwiązaniem jako zastopowanie łodzi płynących do wybrzeży Europy, nie ma przyzwolenia większości.

Byłoby to rozwiązanie w jakimś sensie podobne do polskiego muru na granicy z Białorusią, tylko że na morzu, w postaci stojących na granicy wód terytorialnych danego państwa okrętów wojennych.

Mówi Pan, że tej regulacji nie da się już zatrzymać, premier Morawiecki zapowiedział jednak, że w przyszłym tygodniu jedzie na posiedzenie Rady Europejskiej, podczas którego powie stanowcze „nie”, podtrzyma weto Polski dla nielegalnej imigracji.

Tyle tylko, że Rada Europejska to nie Rada Europy, gdzie wymagana jest jednomyślność. Procedowanie paktu migracyjnego nie idzie trybem Rady Europy, Tu wystarczy większość.

Wspomnieliśmy o Szwecji. Są także inne kraje, jak Niemcy, Włochy czy Francja, które doświadczają „dobrodziejstwa” nielegalnej imigracji. Ich stanowisko prorelokacyjne trzeba ocenić jako próbę podzielenia się z takimi krajami, jak Polska, konsekwencjami swoich błędów?

Przede wszystkim od dawna są potężne siły, generalnie europejska Lewica, która jest z zasady, doktrynalnie za imigracją, dlatego nie chce bronić się przed nielegalną emigracją. W planie Lewicy jest zmienić strukturę demograficzną Unii Europejskiej. Liczą, że to będą masy nowych ludzi w Europie, którzy wcześniej czy później będą na nich głosowali. Sądzą, że to rozwiąże problemy na rynku pracy. To są płonne, ale jednak, rachuby na tanią siłę roboczą, czyli traktowanie przemytu ludzi jako czegoś, co podtrzyma szwankujący w Europie wzrost gospodarczy. Krótko mówiąc: stoi za tym szereg doktrynalnych, ideologicznych, ale i ekonomicznych przesłanek, które sprawiają, że cała centrolewicowa strona sceny politycznej w Parlamencie Europejskim i wśród rządów za tym jest. To jest powodem tego, że wybiera się wariant rodzący sytuacje tak dramatyczne, jak obecnie widzimy to w Szwecji. Ale płoną przecież także przedmieścia Paryża. Mimo to jednak ta agenda, plan migracyjny europejskiej Lewicy jest forsowany.

Moim zdaniem nie jest problemem to, że poszczególne państwa nie wiedzą, jakie będą skutki przymusowej relokacji, ale problemem jest ich zgoda, by tak było.

Odciążenie swojego kraju poprzez relokację części swoich imigrantów do innych państw – to drugi wątek. On się jednoznacznie kojarzy z przymusowymi przesiedleniami w okresie, kiedy Niemcy okupowały Europę. To jest naruszenie praw człowieka poprzez transplantowanie go, relokowanie jak przedmiotu z miejsca gdzie jest, w miejsce, w którym niekoniecznie chce być. To dodatkowy element, ale właśnie taki jest pomysł europejskich elit.