Pożoga krwi – króla Francji Karola IX. WIESZCZBA KRWAWEJ GŁOWY (6)

Andrzej Juliusz Sarwa

WIESZCZBA KRWAWEJ GŁOWY (6)

Pożoga krwi – króla Francji Karola IX.

Karola IX przez całe jego niezbyt długie życie w zasadzie fascynowało tylko jedno – krew. Przemoc, gwałt, dominacja, a jakże, ale gdy widział krew, jakby przestawał być człowiekiem i budziła się w nim bestia. Czasami się zdawało, że sens jego życia to zadawanie śmierci i napawanie się widokiem posoki wypływającej z drgających jeszcze ciał zwierząt, a czasem i ludzi. Gdy się patrzyło na tego wysokiego, chudego, lekko przygarbionego i zda się nieporadnego mężczyznę, trudno by było odgadnąć, jaki mrok skrywa w duszy…

Większość swojego gwałtownego i ekstrawaganckiego życia spędził – na epatowaniu się mordami i na wyuzdanej do granic możliwości rozpuście.

Któregoś dnia zarżnął swojego ukochanego psa – pożądanie bowiem widoku krwi, jej zapachu, jej smaku przeważyło miłość do najwierniejszego i bodaj jedynego, jakiegokolwiek miał, odkąd pojawił się na świecie, przyjaciela…

Aż nadszedł moment, w którym krwią się przesycił… a stało się to wówczas, kiedy na jego rozkaz wybito kwiat hugenockiego rycerstwa, gdy nie odpuszczono nawet mentorowi i przyjacielowi Karola IX, admirałowi Coligny, którego król nazywał ojcem…

Oszczerstwo? Król nie mógłby się dopuścić aż takiej ohydy? Być może, ale przecie znane są słowa biskupa Simona Vigor1, który powiedział – usprawiedliwiając owo krwawe rozpasanie nocy św. Bartłomieja, która się zaczęła od zamachu na życie Coligny’ego, że jeśli król nakazał admirała zabić, grzechem byłoby go nie zabijać…

Lecz może biskup kłamał? Na króla przecież można było całą winą zrzucić, bo przecież i tak nie mógł temu oficjalnie zaprzeczyć. A czyż król na wieść o śmierci admirała nie doznał jakby pomieszania zmysłów z rozpaczy?

Ta niebywała orgia krwi wpędziła Karola w obłęd. Obłęd? Może raczej w coś jeszcze gorszego… Jego zachowanie, do tej pory okrutne, a chwilami straszne, stało się jeszcze okrutniejsze i jeszcze straszniejsze. Po kilku godzinach niebywałego podniecenia i nasycenia się zbrodnią król popadł w ciężką depresję, zaczęły się zżerające mu duszę wyrzuty sumienia, aż w końcu, nie mogąc ich znieść, dostał gorączki.

Później zaś jęły nawiedzać go nieustanne krwawe widziadła i wizje, jakieś potworne fantazmaty, zjawy i złudy, ni w dzień, ni w nocy niedające mu chwili wytchnienia. Nękały go halucynacje, w których pomordowani protestanci pokazywali mu – zmieniając się jak w kalejdoskopie – swoje ohydne twarze o barwie szkarłatu. W tych wizjach nawiedzał go także admirał Coligny, który głęboko zaglądał mu w oczy, ale nic nie mówił…

Król nie umiał sobie poradzić z omamami, więc uciekał przed nimi w coraz bardziej chaotyczne i gwałtowne poczynania, w codzienne już nieomal polowania, na których dokonywał niesłychanie okrutnych rzezi wszelkich zwierząt, jakich tylko udało mu się dopaść, nawet i domowych – krów, świń, owiec. Krew chciał zagasić krwią, grozę – grozą, szaleństwo – szaleństwem.

Lecz lęk go nie opuszczał ani na chwilę. Zatem po powrocie z polowań, oddawał się ohydnej, okrutnej, sadystycznej rozpuście, traktując kolejne kobiety tak, jakby miłosne leża, chciał im poprzemieniać w trumny… Ale i to nie przynosiło ukojenia, co najwyżej nieco tylko rozładowywało nieustanne napięcie i odrobinę przyciszało strach, wszechogarniający i wszechobecny.

Król zamieszkał w wiekowej fortecy Vincennes, gdzie zaczął przynajmniej nieco lepiej sypiać. Nie trwało to jednak długo. Znów dopadła go bezsenność i znów przed jego oczami przesuwały się całe procesje zmasakrowanych trupów o ohydnych, pokrytych krwią twarzach…

Wszędzie widział krew, wyczuwał krew, a w ustach czuł posmak krwi… W końcu sam zaczął pluć krwią i pocić się krwią… Wyglądało na to, że niebo wydało wyrok na tego zboczeńca i zbrodniarza…

Choć miał najlepszą opiekę lekarską, jaką w tamtych czasach osobie o takim statusie można było zapewnić, chociaż czuwał przy nim – prócz medyków – najznamienitszy i okryty europejską sławą chirurg Ambroise Paré, żaden z nich nie mógł przynieść cierpiącemu ulgi, nie mówiąc już o wyleczeniu.

Na dodatek król nikogo nie słuchał. W grudniu jeszcze – gdy tylko jakimś cudem pojawiało się u niego trochę siły – wstawał z łoża i gnał na polowania.

Dopiero styczeń 1574 roku unieruchomił go ostatecznie. Gorączka nie ustępowała, oddech słabł, cera najpierw zżółkła, a potem zszarzała, aż w końcu twarz mu mocno poczerwieniała, policzki się zapadły, usta zaklęsły i tylko oczy stały się wręcz ogromne i wyraziste, pełne bólu pomieszanego z obłędem i strachem…

Karol IX miał coraz większą gorączkę i dręczyło go nieustające pragnienie. Całe jego ciało drżało. Błagał lekarzy, iżby mu ulżyli, ale oni bezradnie rozkładali ręce. To było już poza ich możliwościami i kompetencjami, poradzili monarsze, iżby prosił Boga o ulgę w cierpieniu.

Król umierał, bardzo obficie pocąc się krwią, potem chwyciły go tak wyniszczające wymioty, że zdawało się, iż wyrwą z niego wnętrzności… I na przemian wymiotował i opadał wyczerpany w pościel przesyconą posoką do tego stopnia, iż można by ją było wyżąć… i wciąż miał krwawe wizje pomordowanych hugenotów… wciąż… i wciąż…

27 maja zaczęła się agonia. Król umierał z pragnienia, którego żadną miarą nie mógł zaspokoić, w drżeniu i w wielkiej gorączce. Po kościołach odprawiano msze w intencji monarchy, ale lud Paryża czekał już na pogrzeb2

Książkę w wersji papierowej można kupić tu:

Wydawnictwo Armoryka

wydawnictwo.armoryka@armoryka.pl

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierza

e-book tu:

https://virtualo.pl/ebook/wieszczba-krwawej-glowy-i235158/

audiobook tu:

https://virtualo.pl/audiobook/wieszczba-krwawej-glowy-i246215/

1Simon Vigor (1515-1575) – arcybiskup Narbonne.

2 Opis oparty na przekazach historycznych.