Polska jest semi-demokracją. Zaplanowana de-edukacja i de-medycynizacja. Jak zniszczyć NARÓD? – Na marginesie Święta Niepodległości.

Jak zniszczyć NARÓD? – Na marginesie Święta Niepodległości. Polska jest semi-demokracją. Zaplanowana deedukacja i demedycynizacja

https://www.antypartia.org/aktualnosci/jak-zniszczyc-narod-na-marginesie-swieta-niepodleglosci/

Jednym ze najskuteczniejszych sposobów panowania imperiów nad podbitymi narodami było utrzymywanie ich w słabej kondycji fizycznej i niski poziom edukacji. Znacznie bowiem łatwiej jest zniewalać ludzi mało sprawnych fizycznie i umysłowo. 

Wypróbowane metody panowania nomenklatury:

zaplanowana deedukacja i demedycynizacja

Oczywiście historia zna jeszcze bardziej brutalne sposoby kontrolowania i niszczenia podbitych narodów – np. Sowieci przesiedlali miliony ludzi na tereny o bardzo trudnych warunkach życia i zmuszali do niewolniczej pracy, zaś Niemcy mordowali przy pomocy gazu.

Także w dzisiejszych czasach panujący (również w systemach, które profesor Matyja określa mianem „semidemokracji”) stosują – znane od tysięcy lat – skuteczne techniki zniewalania poddanych, zwanych obecne często przez nich paradoksalnie „obywatelami” lub „wyborcami”.

Słabo wykształconymi ludźmi, pozbawionymi prawdy poprzez kulturową (głównie medialną) dezinformację oraz skutecznej opieki medycznej, znacznie łatwiej rządzić.  Z tego zdawali sobie sprawę komuniści w czasach PRL-u, stosując brutalną cenzurę, quasi edukację oraz niski poziom usług medycznych.

Niestety także po roku 1989 kolejne ekipy rządzące, które można by nazwać „nową nomenklaturą”, stosują podobne metody jak niegdyś – nazwani prze Leszka Nowaka „trój-ciemiężcami” –  komunistyczni władcy-właściciele-kapłani  (patrz: Michael Voslensky: Nomenklatura: the Soviet ruling class –  https://archive.org/details/nomenklaturasovi0000vosl_l7v8

 Jak ogłupić homo semi-democraticus

Najnowsza historia świata jasno wskazuje, iż największych skoków cywilizacyjnych dokonywały narody, które decydowały się na intensyfikacje procesów edukacyjnych obywateli. Na przykład Irlandia czy Finlandia, które postawiły na wzmożoną, nowoczesną  edukację, szybko znalazły się w czołówce na wszystkich możliwych listach rankingowych,  obrazujących rozwój cywilizacyjny i standard życia. 

Stany Zjednoczone, których 8 uniwersytetów znajduje się w pierwszej dziesiątce najlepszych uczelni świata, a zdecydowana większość Nagród Nobla przypada amerykańskim naukowcom, od ponad 100 lat dominują praktycznie w każdej dziedzinie rozwoju cywilizacyjnego.  

Jest chyba truizmem twierdzenie, iż poziom edukacji (zwłaszcza w XXI wieku) decyduje o tempie rozwoju i standardzie życia w danym państwie. Jeśli jednak dla panujących ważniejszym od poziomu życia obywateli jest ich skuteczne ogłupianie (np. przez centralnie sterowaną propagandę), wówczas nie tylko nie będą zabiegać o wysoki poziom nauczania (od przedszkola po wyższą uczelnię), lecz tak je organizować, by obywatel kończąc swą edukację (czy to po maturze czy obronie pracy doktorskiej), nie był zbyt inteligentny, by dokonywać słusznych wyborów. To znacznie ułatwia utrzymanie się przy władzy nowej nomenklaturze w semi-demokracji, jaka panuje w Polsce po 1989 roku.

Najlepszym dowodem na słaby poziom nauczania w Polsce są odległe miejsca polskich uczelni w tzw. Rankingu Szanghajskim. Od lat wypadają one wyjątkowo blado (by użyć eufemizmu) na tle innych.

W Rankingu Szanghajskim 2022 – wśród 1000 najlepszych na świecie uczelni Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Warszawski znalazły się w piątej setce – w grupie 401-500. Ich pozycja teraz jest gorsza niż kilka lat temu – np. w 2020 Uniwersytet Warszawski był w czwartej setce, podobnie jak Uniwersytet Jagielloński – w 2019 !  
patrz: https://www.shanghairanking.com/rankings/arwu/2022

Pracownicy polskich wyższych uczelni od lat skarżą się na bardzo niski poziom wykształcenia absolwentów szkół średnich, którzy zaczynają swe studia.  Niski poziom nauczania zarówno w szkołach średnich jak i podstawowych wynika nie tylko z chaosu edukacyjnego, jaki niosą ze sobą kolejne „reformy oświatowe” po 1989 roku (np. powstanie gimnazjów etc.), ale także (a może przede wszystkim) z negatywnej selekcji w zawodzie nauczyciela, będącej skutkiem ok. 2-krotnie niższego wynagradzania pracowników oświaty w stosunku do wynagrodzeń na tzw. Zachodzie.

Nie chodzi tu bynajmniej o to, iż polscy nauczyciele zarabiają 2-3 razy mniej niż w Niemczech czy Szwajcarii, lecz o to, że stosunek ich wynagrodzeń do płac w innych zawodach w Polce znacząco odbiega od tego typu relacji na tzw.  Zachodzie.  W naszym kraju zawód nauczyciela stracił swój prestiż i w związku z tym związane z nim odpowiednie wynagrodzenie za pracę. Szkoły polskie nie mają najmniejszych szans przyciągnąć świetnych nauczycieli, bo ci wybierają po prostu lepiej płatne prace. Obserwuje się często negatywny stosunek społeczeństwa do zawodu nauczyciela, co jest zjawiskiem kuriozalnym. Co z tego wynika? Ostatni raz Polak otrzymał Nagrodę Nobla z dziedziny nauk ścisłych 111 lat temu (Skłodowska).

Nie mniej groźnym dla polskiego narodu zjawiskiem jest ogłupianie ludzi poprzez coś, co nadal prezentuje się (głównie w telewizji)  jako „kultura”. To, co niegdyś było faktyczną  kulturą,  zastępuje się świadomie zjawiskami, które symbolicznie możemy nazwać „Zenkiem Martyniukiem”. Obywatele bujają się w rytmie disco polo, co ma im pomóc podjąć właściwą (z punktu widzenia nowej nomenklatury) decyzję np. przy urnie wyborczej. Stosowana zaś przez obydwa walczące ze sobą w wojnie polsko-polskiej „plemiona” cenzura i różne metody dezinformacyjne mają kształtować w odpowiedni (dla tych „plemion” politycznych) sposób homo semi-democraticus. W podobny sposób komuniści tworzyli kiedyś homo sovieticus, co świetnie zrelacjonował np. Aleksader Zinowjew, patrz https://ruj.uj.edu.pl/xmlui/bitstream/handle/item/87376/gwizdz_aleksandra_zinowiewa_koncepcja_istoty_2008.pdf?sequence=1&isAllowed=y:

Tak „wykształcony” i zmanipulowany Polak głosuje na przykład na 23-letniego magazyniera spod Wieliczki tylko dlatego, że nosi nazwisko znanego polityka (autentyczny przypadek z tarnowskiego okręgu wyborczego!) lub na kandydata na radnego, gdyż ten „ładnie śpiewa godzinki” (tak było naprawdę w czasie wyborów samorządowych w małopolskim Tarnowie)

 Czy nowa nomenklatura po 1989 chce zniszczyć naród fizycznie

Dlaczego w ciągu ponad 30 lat żadna z rządzących ekip nie przeprowadziła takich zmian w systemie ochrony zdrowia, które nie kazałyby czekać dziecku polskiemu na ściągnięcie gipsu ze złamanej ręki kilka miesięcy (osobiście znam taki przypadek!) lub nie skazywałyby  staruszka na ekonomiczną eutanazję? Problemy polskiej służby zdrowia wynikają nie tylko z braku pieniędzy, ale przede wszystkim z fatalnej jej organizacji, co potwierdzają znający się na tym specjaliści.

Naczelna Rada Lekarska ocenia, że w Polsce brakuje ok. 68 tysięcy lekarzy; jest ich ok. 140 tysięcy i ok. 38 tysięcy dentystów (wielu polskich lekarzy jest już w wieku emerytalnym), patrz:

https://www.medonet.pl/zdrowie,lekarze-w-polsce—ilu-ich-jest–ile-maja-lat—infografika-,artykul,02798385.html

Od wielu już lat z Polski ucieka ok. 1.000 młodych lekarzy rocznie. Z jednej strony ordynatorzy czy lekarze na kontrakcie zarabiają gigantyczne pieniądze, z drugiej zaś – młodzi stażyści  otrzymują wynagrodzenia porównywalne z pensją sprzedawczyni w supermarkecie i dlatego po studiach emigrują, (zwłaszcza, iż staż trwa zbyt długo). Rozwiązanie tego problemu wydaje się proste, lecz nowa nomenklatura go nie stosuje od ponad 30 lat. Samo zwiększenie liczby studentów medycyny nic nie da. Trzeba skrócić okres stażu lekarza, zwiększyć znacząco wynagrodzenie młodych lekarzy, a z drugiej strony np. zobowiązać studentów medycyny do zwrotu kosztów kształcenia w razie emigracji z Polski w okresie – powiedzmy – 10 lat od chwili ukończenia studiów.

Do 2030 roku liczba zatrudnionych pielęgniarek i położnych zmniejszy się  o 16%! Na 231 tysięcy pielęgniarek aż 146 tysięcy ma więcej niż 60 lat; średnia wieku pielęgniarek i położnych wynosi 51 lat; prawie 70 tysięcy pracuje mimo uzyskania uprawnień emerytalnych.
patrz:  https://www.prawo.pl/zdrowie/w-szpitalach-brakuje-pielegniarek,513431.html

Zawód pielęgniarki i położnej jest niedoceniany w Polsce podobnie jak zawód nauczyciela. Oczywiście przyczyna braku chętnych do wykonywania tego zawodu w Polsce jest podobna jak w przypadku młodych lekarzy – zbyt niskie wynagrodzenie w stosunku do kwalifikacji i obowiązków.

Nowe ugrupowanie – Antypartia (www.antypartia.org) zaproponowało m.in. likwidację podwójnej administracji w województwach, która jest kuriozum w skali całego świata (wojewoda i urząd wojewódzki oraz marszałek województwa i sejmik wojewódzki). Antypartia proponuje pozostawić tylko samorząd, podobnie jak na całym cywilizowanym świecie! W Polsce jest 380 powiatów, które tak naprawdę stanowią swego rodzaju „koryto” dla szwagrów partyjnych. Gdybyśmy zlikwidowali 380 starostw powiatowych, w których pracują przeważnie przysłowiowi „znajomi i krewni królika”, a ich kompetencje przekazali gminom (których jest zbyt dużo – 2.500, a wystarczyłoby ok. 2.000) oraz urzędy wojewódzkie, zaoszczędzilibyśmy rocznie – jak oblicza Antypartia – taką sumę, która wystarczyłaby na podwyższenie miesięcznego wynagrodzenia każdej polskiej pielęgniarki o ok. 2.000 zł netto, czyli prawie 2-krotnie!

Choć liczba mieszkańców USA jest ok. 8 razy większa niż w Polsce, w amerykańskiej Izbie Reprezentantów jest 435 kongresmenów, czyli mniej niż posłów w Sejmie RP. Antypartia proponuje redukcję liczby posłów oraz ich wynagrodzeń, a zaoszczędzone w ten sposób  pieniądze – przeznaczać np. na konieczne zabiegi medyczne, na które teraz podobno brakuje funduszy.

Jeśli do procesu systematycznego osłabiania siły fizycznej narodu poprzez kulejący system ochrony zdrowia w Polsce dodany ujemny przyrost naturalny oraz trwającą ciągle emigrację  ekonomiczną, musimy dojść do wniosku, że nowa nomenklatura dąży świadomie do takiego stanu społeczeństwa polskiego, który ułatwi nad nim panowanie, tym bardziej, iż w Polsce funkcjonuje „najgłupsza na świecie” ordynacja wyborcza (jak ją określił doradca ds. bezpieczeństwa jednego z prezydentów USA), a  niezwykle ważne w demokracji narzędzie, jakim jest referendum, w praktyce jest fikcją.

Polska jest w rzeczy samej semi-demokracją, w której siła społeczeństwa jest w znaczący sposób świadomie osłabiana przez nową nomenklaturę od ponad 30 lat nie tylko poprzez wadliwy system polityczny, ale także ogłupiający obywateli system edukacji, kultury (w tym przed wszystkim dezinformacji) oraz brak skutecznego systemu ochrony zdrowia Polaków.

Marek Ciesielczyk

Autor – doktor politologii Uniwersytetu w Monachium, profesor University of Illinois w Chicago, Fellow w European University Institute we Florencji, pracownik naukowy  Forschungsinstitut fur sowjetische Gegewart (którego dyrektorem był prof. Michael Voslensky), niezależny radny Rady Miejskiej w Tarnowie 5-ciu kadencji, Przewodniczący Antypartii (www.antypartia.org),

e-mail: dr.ciesielczyk@gmail.com , tel. 601 255 849