Glistnik jaskółcze ziele. Glistnik to “dar niebios”.

Glistnik jaskółcze ziele. Glistnik to “dar niebios”.

Po owocach …. i ziołach przecież ich poznacie.

Marek Dudek 4. IX. 2022.

Kiedy przeglądamy spis treści jakiejkolwiek książki o ziołach, zastanawiamy się nad tym, skąd niektóre nazwy ziół brzmią tak dziwnie a czasami wręcz komicznie? Bo jak np. zinterpretować roślinę, która nosi nazwę: Kulczyba – wronie oko, albo Pięciornik gęsi czy w końcu Czarny lulek. O ile z tym ostatnim możemy mieć skojarzenia jednoznaczne i nawet trafne – bo przecież Czarny lulek nie kojarzy się dobrze i raczej nic dobrego nam nie zaoferuje, o tyle inne budzą nadzieję. Dla przykładu Strofant wdzięczny –działa optymistycznie, już w samej nazwie jest informacja, że pomoże i to z wdzięcznością – i rzeczywiście – jest on surowcem do wytwarzania leku, który kiedyś jeździł w każdej karetce – strofantyny. Teraz już nie jeździ !

A skąd się pojawiła nazwa Glistnik i w dodatku jaskółcze ziele? Czy jest jakiś związek pomiędzy glistami i jaskółkami, skoro występują obok siebie w nazwie?

Glistnik – jaskółcze ziele jest jedną z bardziej znanych roślin w Polsce. O ile wspomniane wyżej Wronie oko i Strofant rosną w egzotycznych krajach, o tyle Jaskółcze ziele jest naszym pospolitym dobrem. Znamy je wszyscy i to z dzieciństwa. To właśnie nim, każdy, kto miał różnego rodzaju brodawki, kurzajki i kłykciny – likwidował je dosyć skutecznie smarując pomarańczowym sokiem właśnie te miejsca, gdzie pojawiały się kolonie grzybów. Po przełamaniu łodygi pomarańczowy sok dosyć obficie wydobywa się z rośliny a jego skład gwarantuje skuteczne usunięcie nieproszonych gości. Stąd też pochodzi jedna z ludowych nazw tego zioła, czyli „brodawczak”.

Sam Glistnik jest rośliną wieloletnią – byliną, która pod ziemią wytwarza duże kłącza o znacznie większej zawartości substancji czynnych niż w nadziemnej części. Rośnie w lekko zacienionych miejscach, wszędzie tam, gdzie jest trochę wilgoci a słońce nie pali tak, jak na otwartej przestrzeni. Potrzebuje ziemi żyznej bogatej w substancje organiczne. Jego liście przypominają w obrysie liście dębu z zewnątrz ciemno zielone a od spodu jasno- sine. Łodygi delikatnie skąpo owłosione wznoszą się do ok 70-80 cm. Kwitnie na żółto kwiatami o czterech płatkach a po przekwitnięciu wydaje nasiona „ zapakowane” w torebce przypominające strąki fasoli- oczywiście w mniejszej skali. Dystrybucją nasion zajmują się … mrówki. To one zbierają je i zjadają i w ten sposób roznoszą nasiona, które w następnych latach kiełkują w dogodnym środowisku. Niech nas nie zaskoczą dziuple w drzewach, rozgałęzienia w konarach starych drzew gdzie glistnik kiełkuje i spokojnie latami rośnie.

Dosyć dobrze się przesadza ze stanu naturalnego, pod warunkiem, że będziemy pamiętać o cieniu i wilgoci. Gorzej się suszy – głównie ze względu na dużą zawartość substancji płynnych i grube łodygi. Aby nie stracić zbiorów warto suszyć ścięte pędy w temperaturach wyższych niż zazwyczaj, czyli nawet 40 stopni C. a korzenie jeszcze mocniej, bo w temperaturze do 60 st. C. Dobrze wysuszony surowiec nie traci zbytnio koloru, będzie bledszy, ale nie ciemny, a tym bardziej czarny. Tak wysuszone ziele pakujemy do papierowych torebek i odstawiamy do suchego i ciemnego miejsca. Jeśli chcemy je przechować dłużej można odizolować je od natrętnych moli w szczelnych słoikach – obserwując zachowanie ziół w pierwszych kilku dniach głównie ze względu na pleśnie – gdyby surowiec zwierał jeszcze jakąś wilgoć.

Skąd taka skuteczność Glistnika w walce ze wspomnianymi grzybami? Jak zawsze bierze się ona ze składu samej rośliny. A jest ona obfita w ponad dwadzieścia alkaloidów. Najważniejsze z nich to chelodonina, allokryptopina, sangwinaryna i berberyna. Poza nimi znajdziemy w tej roślinie flawonoidy i kwasy organiczne, aminy biogenne /histamina, tyramina/ saponiny i sole mineralne.

Wspomniane alkaloidy działają głównie rozkurczowo na mięśnie gładkie przewodu pokarmowego, dróg żółciowych, dróg rodnych a nawet oskrzeli. Ich działanie nie jest tak silne jak papawertyny, ale odczuwalne w dosyć krótkim czasie. Papawertyna jest uzyskiwana z Maku lekarskiego i stanowi jedną z najskuteczniejszych substancji o działaniu rozkurczowym a wyprzedzają ją w skuteczności: kodeina i morfina. Wszystkie te substancje są alkaloidami izochinolowymi i występują w roślinach z rodziny makowatych, do których Glistnik również należy!

Sam Glistnik pozytywnie wpływa również na drogi żółciowe głównie poprzez wzmożone wytwarzanie żółci i łatwiejszy jej przepływ do dwunastnicy. Glistnik hamuje wzrost bakterii Gram-dodatnich oraz Gram- ujemnych a przede wszystkim grzybów i niektórych pierwotniaków głównie za sprawą chelerytryny i sangwinaryny.

Ziele glistnika jest więc surowcem o silnym działaniu. Stąd też należy zachować szczególną ostrożność przy jego stosowaniu. Nie mogą z niego korzystać osoby z jaskrą. Przedawkowany, wywołuje również podrażnienie przewodu pokarmowego, palenie w jamie ustnej i przełyku, nudności i wymioty.

Odpowiednio stosowany nie daje złych objawów i przynosi ulgę w zaburzeniach pracy układu trawiennego i żółciowego. Zazwyczaj znajdziemy go w składzie gotowych mieszanek ziołowych o działaniu rozkurczowym i wzmagającym wydzielanie żółci. Kiedyś taką podstawową i niezwykle popularną mieszanką była wytwarzana przez Herbapol „Cholagoga”. Rozkurczowe działanie Glistnika spowodowało jego obecność w innych mieszankach ziołowych, ale też w syropach na nieżyty gardła i oskrzeli. Również w mieszankach przeciwgrzybicznych znalazł zastosowanie głównie obok Kory dębu.

Moje doświadczenia z Glistnikiem zaczęły się od czasu, kiedy zapragnąłem mieć go we własnym ogrodzie. Zaraz po kwietniowym deszczu wybrałem się z małą łopatką na glistnikowe łowy. Kilka sadzonek z dobrze zachowanym systemem korzeniowym trafiło w zacienione miejsce i od tego czasu przybywa go systematycznie. Główne korzenie są spiżarnią wyżej wspomnianych substancji czynnych i jest ich tam nawet do 3% – co jest wartością dużą jak na rośliny. Przy przenoszeniu należy jednak pamiętać o korzeniach, które nie akumulują a pracują. Mówię więc o drobnych nitkowatych korzonkach, które czerpią ze środowiska gleby wszystko to co „fabryka” potrzebuje. To te drobne korzonki wnoszą najwięcej w fizjologię rośliny.

Dlatego warto przesadzać go wykopując z fragmentami gleby w której żyje.

Pod względem nakładu pracy Glistnik – jaskółcze ziele jest rośliną „bezobsługową” tzn. sam radzi sobie dobrze z warunkami atmosferycznymi i glebowymi jeśli ma odpowiednie stanowisko. Z początkiem stanu kwitnienia zbieram go w potrzebnej ilości aby wysuszyć, zrobić „Kwas Bołotowa” i koniecznie nalewkę – a więc alkoholowy wyciąg z ziela, który stosuje się w ilościach mikroskopijnych jak na miary i zwyczaje innych płynów na bazie alkoholu.

Jeszcze inne moje wspomnienie z Glistnikiem dotyczy Węgier. Właśnie tam miałem przyjemność uzupełniania związków siarki w kąpielach gorących źródeł z wieczornymi rozmowami rodaków przy lampce dobrego wina. Podczas jednego z takich wieczorów piękna kobieta zwierzyła mi się ze swojego problemu, który polegał na tym, że kuracja w salonie kosmetycznym nie przyniosła pełnego efektu. Chodziło o kurzajki, które trawione kwasem mrówkowym cofnęły się w swoim rozwoju, ale nie we wszystkich miejscach. Kiedy wysłuchałem do końca problemu a jego kluczowym momentem była gorycz z wydanych 50 zł / to było zupełnie inne czasy i inne 50 zł niż teraz / odchyliłem się na krześle sięgając po rosnący na skarpie Glistnik.

Pani po wysłuchaniu moich kilku zdań, popatrzyła na mnie jak na kogoś, kto proponuje albo czyn lubieżny albo jest niespełna rozumu – a najlepiej jedno i drugie. W końcu wzięła ode mnie gałązkę i pomarańczowym sokiem zrosiła swój problem. Kiedy spotkałem ją kilka dni później zobaczyłem w jej oczach radość z nutką …pokory. Po kilku dniach …problem zniknął.

Bardzo ciekawie brzmi łacińska nazwa Glistnika. Zwrot: Chelidonium majus powstał od średniowiecznej nazwy korzenia tego zioła a mianowicie od: coeli donum co oznacza dosłownie dar niebios. Tak nazwali go uczeni z tamtych lat. I jest w tym zwrocie dużo prawdy i to nie tylko dlatego, że każda z roślin leczniczych jest darem do wykorzystania za darmo – oczywiście pod warunkiem wiedzy z czym mamy do czynienia, lecz dlatego, że ma w sobie siłę i potencjał do wspierania organizmów ludzkich i zwierzęcych. A wielu z nas odrzuca je jako „staroświeckie” zabobonne i nie modne. A jednak każda z tych roślin wnosi do naszego życia małą cząstkę wartości niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania. Każda z nich jest swoistym darem, który może wspomagać zubożały organizm w to, co jest efektem naszej cywilizacji: destrukcja ciała i ducha. A że w tym pędzie tracimy głowę i wiarę w świat roślin i dobro człowieka …. to już inna sprawa – efekt pędu!

Nadchodzą czasy w których taka wiedza i umiejętność jej praktycznego zastosowania może mieć kluczowe znaczenie. Tracimy bowiem niezależność od świata zewnętrznego, tą niezależność, którą posiadali nasi dziadkowie i jeszcze częściowo nasi ojcowie. Niezależność ta dawała swobodę wyboru i swobodę działania i przede wszystkim nie wiązała węzłami niewolników tak, jak zostaną związane przyszłe pokolenia, zwłaszcza te, które same zgodzą się na odejście od wartości cywilizacji łacińskiej.

Cały ten cyrk, którego codziennie jesteśmy świadkami jest niczym innym jak próbą zniewolenia człowieka i przekształcenia go w formę nie tylko minimalnie myślącą ale przede wszystkim… bezradną!!!

Wspomniany wcześniej Lulek Czarny rośnie w Polsce i może być przyczyną wielu groźnych …halucynacji, zarówno wzrokowo – czuciowych jak również zaburzenia czasu i przestrzeni. Podobnie jak Pokrzyk wilcza jagoda, która tak samo jak Lulek zawiera dosyć bogate ilości skopolaminy i atropiny. To właśnie te dwie substancje w przedawkowaniu robią mniejsze lub większe figle. Na szczęście Kulczyba wronie oko u nas nie rośnie, bo jest ona silną trucizną a była w Polsce obecna jeszcze w latach 70 ubiegłego wieku jako… trutka na szczury. Strychnina, podstawowa substancja czynna Kulczyby w dużych dawkach ma właśnie takie działanie. Z powodu wielu zatruć ludzi a w szczególności dzieci- Strychnina została wycofana z obiegu.

A Jaskółcze ziele? Skąd ta nazwa i co Glistnik ma wspólnego z jaskółkami?

Rzymski społecznik i filozof Pliniusz twierdził, że roślina ta przywraca wzrok jaskółkom, których młode tracą go na skutek infekcji – stąd prawdopodobnie pochodzi polska nazwa tej rośliny. Kiedy tak się działo, dorosłe osobniki reagują na problem dziobami, zrywają fragmenty roślin i sokiem nakrapiają zaropiałe oczy młodzieży. Coś na rzeczy musi być bo w krajach Bliskiego i Dalekiego Wschodu – szczególnie tych biednych, kiedy zaawansowani w wieku ludzie tracą wzrok smarują sobie sokiem z glistnika powieki….i lepiej widzą!

Inny związek z Glistnika z jaskółkami pochodzi bodajże od Diskuridesa, ten Grek zauważył że Glistnik zaczyna kwitnąć kiedy… przylatują jaskółki a kończy kwitnienie kiedy …odlatują. Jest więc potrzebny i jak każda forma życia służy innym po to, aby nie przerywać łańcucha daru życia!

Mając na względzie nawet różnicę klimatów pomiędzy nami a Grecją ten fakt daje do myślenia. Świat, który powoli żegnamy był światem naturalnego porządku, gdzie każde stworzenie miało swoje miejsce i było potrzebne. W całości zaś świat ten tworzył wspaniały mechanizm wzajemnych zależności, które bazowały na …łańcuchach dostaw pomiędzy roślinami, zwierzętami i ludźmi. A były to łańcuchy niewymuszone, naturalne i zbilansowane potrzebami a nie pragnieniami! Czym kończą się zerwane łańcuchy dostaw …widzimy po cenach w sklepach.

Czy warto oceniać po nazwie? Różnie z tym bywa, w przypadku ziół ważny jest skład a nie nazwa – bo nazwy zazwyczaj bywają piękne, obiecujące, kuszące i dostojne. Tymczasem życie pisze swoje rzetelne i do bólu kości codzienne scenariusze. Kiedy więc czytamy takie czy inne spisy treści, kiedy słuchamy bajkowych opowieści jak będzie pięknie a może nawet elektromobilnie – właśnie wtedy warto sięgnąć do kilku starych rzymskich sentencji. Do tych sprawdzonych przez wieki! Jedna z nich mówi jasno: nulius in verba – co oznacz nie wierz na słowo! Sprawdź czy obietnica pokrywa się ze stanem faktycznym czy rzeczywiście wartość jest wewnątrz produktu czy tylko w … opakowaniu! Czy słowa pokrywają się z praktyką czy też są tylko puszczonymi na wiatr zlepkami sylab!?

Sprawdź sam najlepiej w działaniu. Po owocach …. i ziołach przecież ich poznacie.