TYLKO SPOKÓJ NAS URATUJE?

https://www.oficyna-aurora.pl/aktualnosci/tylko-spokoj-nas-uratuje,p1437432985

TYLKO SPOKÓJ NAS URATUJE?

Sławomir M. Kozak

Minął zaledwie tydzień od ostatniego felietonu, a ja znowu mam garść lotniczych przypadków.  Kłopoty, które jeszcze nie tak dawno przytrafiały się na niebie innych państw zawitały niestety do Polski. 26 listopada, z Londynu do Rzeszowa leciał samolot Boeing 737-8 MAX, linii Ryanair. Był około 160 km na północny zachód od Krakowa, na wysokości 11 000 m, kiedy jeden z pilotów zasłabł. Jego kolega przejął stery, zgłosił kontroli ruchu lotniczego komunikat „Mayday” i poprosił o możliwość lądowania na najbliższym lotnisku. Maszynę, która musiała w ciągu 10 minut wykonać bardzo szybkie zniżanie, skierowano na krakowskie Balice. Lądowanie, jak każde awaryjne, odbyło się w asyście straży pożarnej, do Boeinga podjechała również karetka. Jak podała Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, która bada obecnie okoliczności zdarzenia, „samolot wylądował bezpiecznie, a pilot uzyskał asystę medyczną”.

Wszystko zakończyło się dobrze, choć gdyby to zdarzenie miało miejsce tydzień później, osamotniony drugi pilot miałby znacznie trudniejsze zadanie. W pierwszy, grudniowy weekend europejskie lotniska zaatakowała bowiem zima z silnymi opadami śniegu i na wielu z nich sparaliżowała ruch lotniczy. Nie można było lądować na kilku w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Czechach i Polsce, między innymi na krakowskich Balicach. Oczywiście, w takich przypadkach szuka się kolejnego, najbliższego portu, w którym można „usiąść”, ale w sytuacji, gdy przez znaczną część Europy przetacza się tego typu front, z każdą minutą liczba tych dostępnych lądowisk może maleć. Sytuacja awaryjna, prawie zawsze, jest walką z czasem i wtedy te minuty liczone są na wagę złota.

Nie piszę tego, by budzić sensację, a tylko wykazać, że także w lotnictwie, łańcuch bezpieczeństwa jest tylko tak silny, jak jego najsłabsze ogniwo. Naturalnie, wszystkie one są dublowane, z tego powodu w kokpicie mamy dwóch pilotów. I bardzo dobrze, bo na ogół  zawodzi tzw. czynnik ludzki. Na przestrzeni ostatnich miesięcy, niestety coraz częściej. Co gorsza, jak niedawno wspominałem, decydenci planują „wyjąć” na stałe z kabiny pilotów jednego z nich, co nie wróży najlepiej. Jest to postępowanie, które zaobserwować można już chyba w każdym obszarze naszego życia, zgodne z destrukcyjną, samobójczą wręcz zasadą – im gorzej, tym lepiej.

W europejskiej przestrzeni powietrznej problem i tak jest mniejszy, aniżeli w locie nad terenami słabo zurbanizowanymi, na dalekich trasach Azji, Afryki, Kanady, czy nad oceanami, gdy nie ma dużego wyboru miejsc do szybkiego, bezpiecznego lądowania. Co prawda, trasy są planowane w taki sposób, aby nawet po minięciu tzw. punktu bez możliwości powrotu, mieć w razie potrzeby szansę dolotu na lotnisko zapasowe. Taki punkt (Point of  No Return) definiuje się, jako miejsce, po minięciu którego statek powietrzny nie jest już w stanie powrócić na lotnisko, z którego wystartował, ze względu na brak paliwa. Po jego przekroczeniu samolot musi kontynuować lot do portu docelowego. Istnieje kilka czynników, które wpływają  na określenie takiego właśnie punktu, jak konfiguracja statku powietrznego, wysokość lotu i składowa wiatru. Na dalekich dystansach tego typu zdarzenie medyczne, jak opisywane wyżej, obarczone jest zatem większym ryzykiem dla osoby poszkodowanej, jak też innym rodzajem wyzwania dla tej pilotującej maszynę.

Z podobnego rodzaju przypadkiem zmierzył się pilot samolotu Airbus 330-200, rejs TS186, lecącego 20 listopada br. z Toronto w Kanadzie do Punta Cana na Dominikanie. W trzeciej godzinie lotu jego kolega  stracił przytomność. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, wśród 299 pasażerów lecących na wakacje był pilot tej samej linii lotniczej (Air Transat), który zajął fotel poszkodowanego i załoga bez dalszych przeszkód kontynuowała lot, by po godzinie wylądować w porcie docelowym. 

Przeglądając najnowsze informacje dotyczące problemów zdrowotnych wśród pilotów wojskowych w USA, dochodzę do wniosku, że tamtejsze dowództwo zmierza chyba w ramach modnego partnerstwa publiczno-prywatnego, do scedowania swych obowiązków na rzecz armii prywatnych najemników. Wskazują na to liczby, które mówią, że w porównaniu ze średnią z pięciu lat przed rokiem 2022, u pilotów wojskowych odnotowano wzrost przypadków nadciśnienia o 36%, choroby niedokrwiennej serca o 69%, chorób płuc o 62%, kardiomiopatii o 152% i niewydolności serca o 973%!

Jeśli to nie jest sabotaż, to nie wiem, co nim jest. Co prawda, nie powinien to być nasz problem, niemniej jednak należy pamiętać, że jakaś część amerykańskich załóg lata po naszym niebie. Z powodów oczywistych, nie mamy żadnych statystyk dotyczących lotników polskich. 

Tymczasem 28 listopada wieczorem, w odległej Tanzanii odnotowano niezwykle zastanawiające, lotnicze przypadki. Samolot z 34 osobami na pokładzie rozbił się wkrótce po starcie z lądowiska Kikoboga w Parku Narodowym Mikumi. Dwusilnikowy Embraer 120,  należący do Unity Air z Zanzibaru leciał z turystami właśnie na wyspę Zanzibar. Podczas przymusowego lądowania doszło do awarii prawego podwozia i urwane zostały dwie łopaty śmigła jednego z silników. Wszystkim pasażerom i członkom załogi udało się wyjść z tej opresji cało. Nie to jest jednak w tym zdarzeniu najciekawsze, a to, że był to jeden z dwóch wypadków, które wydarzyły się w tym miejscu, w ciągu kilku zaledwie godzin. Wcześniej tego dnia rano, inny samolot tego samego typu Embraer 120, należący do tej samej firmy Unity Air, rozbił się na tym samym pasie startowym. Samolot, w którym w czasie lądowania złamało się, tym razem  przednie podwozie, uderzył prawym skrzydłem w budynek portu lotniczego. Również w tym przypadku, załodze i wszystkim pasażerom, których było 60, udało się ujść z życiem. Władze Parku poinformowały, że pas startowy na lądowisku pozostaje w dobrym stanie operacyjnym, a działalność transportowa i turystyczna w tym rejonie trwa nieprzerwanie. I takiego, stoickiego spokoju w tych trudnych czasach, pozostaje życzyć zarówno wszystkim przewoźnikom, jak i korzystającym z ich usług pasażerom.

  Sławomir M. Kozak
www.oficyna-aurora.pl