TAJEMNICE PROMU “ESTONIA”. „Kosmos Association”…

https://www.oficyna-aurora.pl/aktualnosci/tajemnice-promu-estonia,p1901769450

TAJEMNICE PROMU “ESTONIA”

2023-11-17 Sławomir M. Kozak

Lata 90 ub. wieku przyniosły krajom Europy środkowo-wschodniej niewyobrażalne i wyczekiwane przez wielu przemiany. Na mocy tajnych porozumień sterników globalnej polityki zwijano ZSRR i jego wpływy w tzw. demoludach, czyli krajach demokracji ludowej. Kończył się okres blisko półwiecznej zimnej wojny. Po państwach byłego Układu Warszawskiego rozlała się fala przestępczości zorganizowanej, cechującej się brutalnymi walkami gangów przemycających w różnych kierunkach samochody, narkotyki, spirytus, papierosy, ludzi i elementy uzbrojenia szmuglowane z terenów byłych sowieckich republik na wszystkie strony globu. Rodzącą się na gruzach swej poprzedniczki Rosję plądrowano bez zahamowania, wywożąc na Zachód wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Nic dziwnego, że sięgano również po najnowsze, niedostępne w oddzielonej dotąd żelazną kurtyną reszcie świata, wytwory komunistycznego molocha, któremu nie miały być już potrzebne. Podobnie działo się po każdej wojnie, kiedy zwycięzcy rozdrapywali dobrostan pokonanych, zarówno intelektualny, jak i materialny. Przemyt łączył tajne służby wojskowe, niedawnych bezpieczniaków politycznych i pospolitych bandziorów, a granice między nimi były tak samo niezauważalne, jak te, które przyszło im wspólnie przekraczać. Co oczywiste, dochodziło między nimi dość często do sporów. Kompetencyjnych, terytorialnych, ambicjonalnych, czy finansowych. Na ogół zwyciężali ci, którzy nielegalną działalnością zajmowali się dłużej, mieli za sobą wsparcie aparatu państwowego, dostęp do nowocześniejszych technologii i pieniądze. O tych starciach przeciętny obywatel dowiadywał się z opóźnieniem, a informacje dochodziły do niego zmanipulowane i wskazujące na zwykłe porachunki gangsterskie, wypadki drogowe lub, w poważniejszych przypadkach, katastrofy.

Jedną z takich, do dziś nie wyjaśnionych katastrof, było zatonięcie w nocy z 27 na 28 września 1994 roku, promu pasażersko-samochodowego o nazwie „Estonia”. Ogólny zarys tego zdarzenia znajdziemy w Wikipediiktóra pisze, że „Estonia kursowała pomiędzy Tallinnem a Sztokholmem. Opuszczała Tallinn co drugi dzień o godzinie 19.00, a przybywała do Sztokholmu o godzinie 9.00 czasu lokalnego, następnie opuszczała Sztokholm tego samego dnia o godzinie 17.30 czasu lokalnego i była w Tallinnie godzinie 9.00 rano następnego dnia. (…) Do katastrofy doszło 28 września 1994 roku na Bałtyku, między godziną 00:55 a 1:50, podczas rejsu z Tallinna w Estonii do Sztokholmu w Szwecji. Estonia miała przypłynąć do Sztokholmu o 9:30. Na pokładzie znajdowało się 989 pasażerów i członków załogi. Większość pasażerów była Skandynawami, a załoga była w większości estońska. (…) Pierwszymi oznakami problemów był głośny odgłos tarcia metalu o metal około 1:00. Właśnie wtedy statek mijał archipelag Turku. Podczas oględzin furty dziobowej nie wykryto żadnych uszkodzeń. Około godziny 1:15 furta oderwała się od kadłuba; statek nabrał silnego przechyłu na prawą burtę. Około 1:20 przez megafony wypowiedziano słabym, damskim głosem słowa: „Häire, häire, laeval on häire”, co po estońsku oznacza „Alarm, alarm, alarm na pokładzie”. Wkrótce w ten sam sposób zaalarmowano załogę. Niedługo po tym na statku został ogłoszony generalny alarm ratunkowy. Przechył zwiększył się do 30–40 stopni na prawą burtę co sprawiło, że nie można było już się bezpiecznie przemieszczać po pokładzie statku. Drzwi oraz przejścia zostały zablokowane, aby uniemożliwić ewentualne przelewanie się wody. Pasażerowie, którzy próbowali się uratować, zostali uwięzieni.

O godzinie 1:22 nadane zostało przez załogę wezwanie Mayday, jednak jego forma nie spełniała międzynarodowych norm. Komunikacja ustała około 01:29. Po blisko siedmiu minutach od nadania pierwszego sygnału pomocy Estonia zniknęła z pola widzenia wszystkich radarów. Z powodu braku zasilania i silnego przechyłu akcja ratownicza na promie była spowolniona i utrudniona. Statek zniknął z ekranów radarów około 1:50. Mariella dotarła na miejsce tragedii około 2:12; pierwszy helikopter o 3:05”. Z 989 pasażerów uratowano jedynie 138, a głównym powodem śmierci były utonięcia i hipotermia, bo temperatura wody wynosiła zaledwie 10 st. Celsjusza.

Wokół zatonięcia promu narosło wiele kontrowersji, inspirujących dziennikarzy do snucia licznych teorii, okrzykniętych przez czynniki oficjalne mianem spiskowych. Jednak, jak podaje Wikipedia „W wyniku ponownego przeanalizowania sprawy Estonii przez estoński zespół prokuratora Margusa Kurma, którego raport ujawniono 30 marca 2006, rząd estoński zakwestionował wyniki prac wspólnej komisji i zaprosił rządy Szwecji i Finlandii do wznowienia dochodzenia. Raport sugeruje, że rząd szwedzki ukrywał część, mających związek ze sprawą, dowodów. Według analizy zeznań świadków dokonanej przez zespół Kurma, rampa dziobowa była podczas katastrofy jedynie uchylona i nie mogła przez nią dostać się na pokład podawana dotychczas ilość wody, nadto nie jest jasne, skąd brała się woda na pokładzie. Komisja ustaliła, że szwedzkie służby odnalazły urwaną furtę dziobową 9 dni przed oficjalnym ujawnieniem tego faktu, a także prowadziły niejawne nurkowania badawcze, a wnętrze ładowni zostało sfilmowane przez pojazd podwodny, czego również nie ujawniono wspólnej komisji. Podczas nurkowań poszukiwano m.in. jednej walizki z nieujawnioną zawartością, którą następnie zabrano ze statku. Raport ten stwierdza również, że trójstronna komisja nie zbadała hipotezy wybuchu na pokładzie”.

Tajemnicza walizka, czego już w Wikipedii nie przeczytamy, opatrzona była nazwiskiem Aleksander Woronin, a znaleziono ją w kabinie, której używał kapitan Avo Piht. Co ciekawe, kapitan płynął promem całkiem prywatnie, ponieważ miał dzień wolny od pracy. Po tym, kiedy odtransportowano go do szpitala, Piht nieoczekiwanie zniknął, a wraz z nim 11 innych członków załogi promu. Ich nazwiska równie tajemniczo zniknęły z pierwszej listy ocalonych.

Niektóre źródła wskazują na to, że 28 i 29 września odlecieli z lotniska w Sztokholmie dwoma wyczarterowanymi przez ambasadę amerykańską samolotami. Jeśli zaś chodzi o Woronina, to był właścicielem spółki z siedzibą w Tallinnie, o nazwie „Kosmos Association”, a jego brat Walerij zarządzał identyczną, mieszczącą się w Moskwie. Firmy handlowały bronią i elementami technologii kosmicznej. Kiedy, w r. 1998 W. Putin został szefem Federalnej Służby Bezpieczeństwa, spółki Woroninów zostały zlikwidowane, a przedsiębiorstwa amerykańskie, które z nimi handlowały, zniknęły z rynku. W 2019 r. ponad 1000 ocalałych i krewnych ofiar zażądało 40,8 mln euro odszkodowania od francuskiej agencji, która uznała statek za zdatny do żeglugi oraz od niemieckiej stoczni, która go zbudowała. Roszczenie zostało jednak odrzucone przez paryski sąd, który stwierdził, że powodowie nie udowodnili „winy umyślnej”. Rok później, podwodny robot sfilmował wrak promu i okazało się, że w kadłubie widnieje 4-metrowa dziura, co zmienia całkowicie dotychczasową narrację o awarii furty ładunkowej.

Sprawa „Estonii” jest doprawdy niezwykła, a Czytelnicy zainteresowani większą ilością szczegółów będą mogli o niej przeczytać w jednym z rozdziałów książki mojego autorstwa, zatytułowanej „Wrota Magadanu”, którą zamierzam wydać w grudniu tego roku.

  Sławomir M. Kozak
www.oficyna-aurora.pl

====================