Nowe doniesienia o wizycie w DPS. Gajewska ugotowana ze swymi ziemniakami

„Wstyd i żenada”.

Nowe doniesienia o wizycie Gajewskiej w DPS.

Wiadomo, co stało się z ziemniakami

7.06.2025 nczas/wstyd-i-zenada-o-wizycie-gajewskiej-w-dps-co-stalo-sie-z-ziemniakami

Kinga Gajewska z ziemniakami
Kinga Gajewska z ziemniakami. / Foto: X

Nie milkną echa wyborczej akcji przeprowadzonej przez poseł Koalicji Obywatelskiej Kingę Gajewską. Polityk podarowała jednemu z seniorów w Domu Pomocy Społecznej worek ziemniaków. Sytuację uwieczniono na zdjęciach i wideo. Pracownicy ośrodka nie kryli oburzenia.

Do zdarzenia doszło w DPS-ie w Nowym Dworze Mazowieckim. Z pomocy ośrodka korzystają osoby po operacjach, udarach, z zaawansowanymi chorobami wieku podeszłego. W placówce mieszka przeszło 170 ludzi, którzy wymagają stałej opieki. Część z nich nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje.

– Część leży, część chodzi, kontakt trudny – powiedział w rozmowie z „Super Expressem” jeden z pracowników.

Jeden z pracowników skomentował też happening wyborczy Kingi Gajewskiej. – Myślałem, że może ciastka mają, cukierki. Czasem ktoś coś przywiezie, żeby starszym umilić dzień – relacjonował.

A oni kartofli nawieźli. Cyrk. Złapali pana Stasia, wracającego akurat ze spaceru. Wręczyli mu worek pięciokilowy, porobili zdjęcia i pojechali, zadowoleni jak po wygranych wyborach – dodał.

Pan Stanisław to około 70-letni mężczyzna, który sam się porusza, ale „kontaktuje słabo”, zmaga się bowiem z demencją. Mężczyzna nie rozumiał, co takiego się stało, że został głównym aktorem politycznej groteski.

– Wstyd i żenada – skwitował krótko pracownik DPS-u.

Przykro. Mamy dobrą opinię, staramy się. A tu nagle jesteśmy na językach wszystkich. Zostaliśmy wykorzystani, a najbardziej nasz pan Stasiu! – dodał inny.

Do sprawy odniósł się także dyrektor placówki Wacław Kerpert. – Trzy tygodnie temu obchodziliśmy 25-lecie naszej placówki. Było bardzo miło – świętowaliśmy wspólnie z naszymi podopiecznymi i pracownikami. Niestety, obecna sytuacja przyćmiła to radosne wydarzenie. W czasie wizyty pani poseł przebywałem na urlopie zagranicznym. Telefonicznie poinformowano mnie, że przyjedzie jakaś delegacja z darami – nie było mowy o żadnych ziemniakach! – powiedział.

Wiadomo, co stało się z niesławnymi ziemniakami. Następnego dnia zostały ugotowane i zjedzone przez wszystkich.

Dom Pomocy Społecznej często przyjmuje rozmaite dary od sponsorów, firm i osób prywatnych. W przypadku ziemniaków również byłoby podobnie – jednak nie w ilości kilku kilogramów, ale co najmniej dwóch ton. Potrzeby ośrodka są bowiem ogromne. Dyrektor wskazał, że nie poinformowano zespołu DPS-u, jaki charakter będzie miało spotkanie.

– Nasza placówka nie uczestniczyła w żadnym spotkaniu o charakterze wyborczym. Moja zasada jest jasna: nie dzielimy polityków według przynależności partyjnej – ani Platforma, ani PiS, ani inne ugrupowania. Dla nas liczy się wyłącznie dobro naszych podopiecznych. Nikt też nie uzgadniał z nami kwestii zdjęć czy filmowania wizyty. Obecnie rozmowa z panem Stanisławem – naszym podopiecznym, którego dotyczy ta sprawa – nie jest możliwa z kilku powodów. Przede wszystkim chcemy zapewnić naszym mieszkańcom spokój i poczucie bezpieczeństwa, bo cała sytuacja odbiła się na nich bardzo negatywnie. Mam już dość obecności ekip telewizyjnych i dziennikarzy wokół naszej placówki – to powoduje niepokój i stres wśród mieszkańców – podkreślił.

Refleksje po-wyborcze z pozycji chuligana i to akademickiego

Trudno żebym nie miał refleksji

z pozycji chuligana i to akademickiego

7 czerwca, 2025 Józef Wieczorek

Trudno żebym nie miał refleksji z pozycji chuligana i to akademickiego

Zakończyła się kolejna kampania wyborcza prezydencka, która była jednocześnie kampanią obrzydliwego hejtu wobec niewygodnego, bo konserwatywnego kandydata. Kampanie nienawiści były znane i z poprzednich wyborów ale ta osiągnęła szczyty co umożliwił rozwój internetu i powstanie różnorakich platform społecznościowych, na których bezkarnie można było się wyżywać, niszczyć z nienawiści, aż do utraty rozumu. W ramach kampanii starano się wykorzystywać starsze materiały, utajnione wcześniej w ramach cenzury internetu.

Odtajniono 50-ty odcinek „Wywiadów z chuliganem” przeprowadzony 7 lat temu z Karolem Nawrockim przez twórcę tego programu – Piotra Lisiewicza.

Niedawno w ramach likwidowania niewygodnego redaktora https://blogjw.wordpress.com/2025/01/31/chuliganska-cancel-cultureczyli-likwidowanie-red-piotra-lisiewicza-i-nie-tylko/  zlikwidowano z przestrzeni publicznej ponad 200 odcinków Jego wywiadów cieszących się dużym zainteresowaniem. [ W Galerii Chuliganerii Polskiej – ocenzurowanej w Wolnej Polscehttps://blogjw.wordpress.com/2023/03/22/w-galerii-chuliganerii-polskiej/] ]

Piotr Lisiewicz jeszcze przed głosowaniem w II turze wyborów informował „Zgodnie z teoriami spiskowymi wywiad z 2017 r. został ukryty, bo mógł by zaszkodzić kandydatowi na prezydenta. W rzeczywistości było odwrotnie – wywiad na YouTube ukrył w ramach cenzorskich zapędów likwidator Radia Poznań z nadania rządu Tuska Piotr Michalak, podobnie jak wszystkie inne odcinki niepoprawnego politycznie programu.   Teraz likwidator ten jeden odcinek przywrócił na kanale, jak napisał „z uwagi na ważny interes społeczny w toku kampanii wyborczej”,.

Efekt okazał się odwrotny od oczekiwanego przez likwidatora – pod odcinkiem są niemal wyłącznie pozytywne komentarze. Przed głosowaniem ten odcinek miał pond 600 tys. odsłonięć (obecnie ponad 700 tys.) gdy przed jego ukryciem przez cenzora ok. 8 tys. -czyli całkiem przeciętną oglądalność tych wywiadów.

Warto zapoznać się z komentarzami, które wskazują, że wywiad miał pozytywny wpływ na przebieg głosownia, czyli niezgodnie z oczekiwaniami cenzorów.


Wywiad z chuliganem odcinek 50 – Karol Nawrocki

Zamieszczam nieco przykładowych komentarzy zachęcając do zapoznania się z uwagą i refleksją

**************************************

@agak8336 1 dzień temu

Zgadzam się z poprzednim wpisem. Ten wywiad pokazal jakim człowiekiem prawdy i patriota Karol Nawrocki był na długie lata przed wyborami. Ten wywiad otwiera mi oczy na głębię tego człowieka. Dzięki!


@jadakoniepobetonie
20 godzin temu

Dziękuję Radio Poznań za pomoc w podjęciu ostatecznej decyzji – wahałem się, ale po tym pięknym i szczerym wywiadzie zagłosowałem na prezydenta Nawrockiego. Ten wywiad potwierdza, że nie jest chorągiewką na wietrze i że zawsze był dobrym człowiekiem i patriotą.

@RobertSzaniawski 2 dni temu

Super przypomnienie i potwierdzenie autentyczności postawy Prezydenta Elekta-Pana Karola Nawrockiego . KOLEJORZ !


@dep4791
5 dni temu

Szkoda ze ludzie aby dojsc do władzy robią taką nagonke na drugiego czlowieka. Fajnie ze trafilem na ten wywiad, Panie Karolu, ma Pan moj glos.

@Tomi-RŚl1920 1 dzień temu

Wystarczyło odpalić ten wywiad w kampanii…byłyby oszczędności … Najważniejsze ,że się ostatecznie udało !!! Bóg,Honor,Ojczyzna !!!

@JoannaK-dr7ky 7 dni temu

ten wywiad trzeba rozsyłać do wszystkich znajomych, sama prawda a nie te pomyje, które wylewają obce media

@MateuszKowal-ox6nm 7 dni temu

Ten wywiad jest dla mnie najlepszym ze wszystkich jakie wdziałem bo poza tym ze KN jest w nim najbardziej naturalny to nie jest zrobiony w kampanii tylko osiem lat temu! Mimo ze jak to mówią czasy się zmieniają to facet cały czas ma te same poglądy i bije od niego patriotyzm ale nie taki sztuczny na czas kampanii tylko autentyczny. Wklejacie ten wywiad gdzie się da i niech jak najwięcej ludzi go zobaczy.

@gosia229 8 dni temu

Dziękuję za ten materiał! Dotychczas mówiłam: Idę głosować przeciwko Trzaskowskiemu. Teraz powiem: Idę głosować ZA NAWROCKIM! Wspaniały życiorys! Niezłomny charakter, pracowitość, honor i waleczność! Wiedza, miłość do naszego kraju i jego szlachetnej historii, z której mamy prawo być dumni, co nie wszystkim się podoba! A przy tym wszystkim rzadko spotykana skromność i prostota.

@mariuszkozik7601 5 dni temu (edytowany)

Młodzi powinni pokazać ten wywiad swoim rodzicom! Może otworzy im oczy na te kłamstwa i oszczerstwa wobec człowieka. To, naprawdę podłe, jak można tak niszczyć i opluwać czyjąś godność.”

******************************

Widać jak ważne są w życiu społecznym rejestracje wywiadów, spotkań, rozmów, które dają szansę na pokazanie prawdziwej twarzy ludzi hejtowanych, poniżanych, wykluczonych z przestrzeni publicznej.

Cenzorzy o tym dobrze wiedzą, stąd usunięcie z przestrzeni publicznej tak ogromnej ilości wywiadów, czasem z osobami prawie nieznanymi, bo wykluczanymi z przestrzeni publicznej, do których i ja należę. Także trzy moje chuligańskie wywiady (42, 142, 175) w których mogłem powiedzieć nieco niewygodnej prawdy są nadal niedostępne. [[ W Galerii Chuliganerii Polskiej – ocenzurowanej w Wolnej Polscehttps://blogjw.wordpress.com/2023/03/22/w-galerii-chuliganerii-polskiej/]

Widać, jest ważny interes społeczny aby nie były widoczne. dostępne w sieci.

Nie jest to nic niezwykłego.  Poziom fałszowania rzeczywistości, nienawiści do prawdy, na naszej najstarszej uczelni, kiedyś korporacji nauczanych i nauczających poszukujących razem prawdy, jest o wiele większy. Mój wywiad (ok. 6 godz.) nagrany ze mną przed 12 już laty w ramach realizacji programu UJ, wprowadzającego obywatela w błąd bo noszący nazwę:„Pamięć uniwersytetu”  nie ukazał się do dnia dzisiejszego. I jak zostałem poinformowany w roku ubiegłym – nie zostanie i już, choć wspierałem ekipę biednego UJ darem materialnym, (telewizor SONY) aby ułatwić realizację tego programu. Nic z tego, ważny interes niepoznania prawdy zaważył na tym, że wywiad (określony przez ekipę realizatorów jako najciekawszy z tych które realizowali) przez siły nadrzędne został zabezpieczony przed opinią publiczną. Uniwersytet abdykujący z poszukiwania prawdy nie może sobie pozwolić aby to prawda a nie kłamstwo/fałsz/manipulacja była górą.

Niestety taki stan rzeczy jest akceptowany przez środowiska akademickie, i nie tylko (także solidarnościowo – opozycyjne) realizujące, mimo ogłoszenia upadku komunizmu jego naczelną powinność – akceptację etyki nikczemnego postępowania” stąd rzeczywisty upadek komunizmu jakoś nastąpić nie może. Dziś nie sposób odróżnić „komucha” od „solidarucha” realizującego principia komunizmu.

Metody niszczenia kandydata na prezydenta, tak bulwersujące środowisko przyzwoitych ludzi, jako żywo w wielu aspektach przypomniało metody stosowne wobec mnie wczasach PRL (zatrudnienie na UJ), jak i w latach transformacji (wręcz gangsterskie i to ze strony aktywistów ‘S”, dziś w KOD) a nawet do dnia dzisiejszego (ataki najbardziej doskonałych akademików kraju).

Rzecz jasna w takiej sytuacji znajdowało się i nadal się znajduje wielu niewygodnych pasjonatów nauki, o czym informuję nieco w moich serwisach NIEZALEŻNE FORUM AKADEMICKIE – SPRAWY LUDZI NAUKI

http://nfapat.wordpress.com/

MOBBING AKADEMICKI – MEDIATOR AKADEMICKI

http://nfamob.wordpress.com/

   LUSTRACJA I WERYFIKACJA NAUKOWCÓW PRL

http://lustronauki.wordpress.com/

ETYKA I PATOLOGIE POLSKIEGO ŚRODOWISKA AKADEMICKIEGO

http://nfaetyka.wordpress.com/

 i książkach https://blogjw.wordpress.com/autor/

Niestety nie rozpoczęto nawet realizacji mojego pomysłu opracowania „Czarnej Księgi Komunizmu w nauce i edukacji” ani przenoszenia w stan nieszkodliwości nikczemników i gangsterów akademickich, co postulowałem jeszcze w stanie wojennym (wprowadzony przez 40 laty na ścieżkę dyscyplinarną).

Prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla radia WNET https://wnet.fm/2025/06/04/andrzej-duda-tusk-wie-ze-gdyby-probowal-przekrecic-te-wybory-10-mln-polakow-moze-wyjsc-na-ulice/

  mówił:

Trzeba będzie niestety zsumować i dokonać rozliczenia stanu sędziowskiego w Polsce, ale poczynając od roku 1989. Wszystkim sędziom, którzy byli umoczeni w komunizm, odebrać stany spoczynku, jeżeli jeszcze żyją. Po prostu. Zakończyć ich karierę sędziowską, gwałtownie ją przerwać, ponieważ nigdy im się to nie należało, ponieważ nigdy nie byli tak naprawdę – zwłaszcza ci, którzy należeli do PZPR – niezawisłymi sędziami Rzeczypospolitej– zapowiedział prezydent.

Niestety konieczności zsumowania i dokonania rozliczenia stanu profesorskiego poczynając od roku 1989 (a właściwie od 1944) nie podniósł.

Nie znam żadnych badań (historycznych, socjologicznych, psychologicznych, prawnych) nad realizowaniem w środowisku akademickim i nie tylko, najważniejszej powinności w cywilizacji komunizmu -akceptacją etyki nikczemnego postępowania.(György Lukács),

W wyszukiwarce gogle mam takie wyniki po wpisaniu „etyka nikczemnego postępowania”:

Czy tak naprawdę wiadomo co obalono, jak się nie wie co trzeba było obalić? Dla przykładu – naczelnym etykiem UJ jest Jan Hartman i nikt nie chce go obalić!

Niby jaka może być kampania prezydencka skoro jest taki poziom akceptacji etyki nikczemnego postępowania?.

O innych kampaniach nienawiści, gangsterstwa, hejtu, wiemy znacznie mniej, albo nic i w ramach akceptacji nikczemnego postępowania nie ma nawet woli aby takie kampanie poznać

PS.

To nie jest biadolenie, lecz smutne refleksje poparte setkami (co najmniej) tekstów, nagrań, z którymi nie ma polemik, choć są brutalne ataki najwyżej usytuowanych w domenie akademickiej i znamienne milczenie (więc przyzwolenie) pozostałości.

Znajomość metod stosowanych w domenie akademickiej, w formowaniu elit (raczej jego braku) jest znikoma i nie ma woli aby je poznać.

Ja deklaruję (od lat) swoją osobę na drodze do poznania, ale głównie sam te deklaracje realizuję (tak jak mogę, bez wsparcia) https://blogjw.wordpress.com/autor/

Olbrzymia część polskich katolików zapomniała o podstawowych wymogach katolickiej moralności

Stanowisko Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi po Wyborach Prezydenckich 2025 roku

pch/kultury-chrzescijanskiej-im-ks-piotra-skargi-po-wyborach

Choć zwycięstwo kandydata sił broniących Ładu cieszy, to jednak nie możemy pomijać faktu, że niemal połowa wyborców – ponad 10 milionów Polaków – przy rekordowo wysokiej frekwencji opowiedziała się za kandydatem, który na swoje sztandary wpisał walkę z chrześcijańskim dziedzictwem narodu Polskiego! Jest to fakt porażający swoją wymową! Fakt, który ukazuje gigantyczne spustoszenie w sercach i umysłach milionów Polskich katolików – ochrzczonych i zapewne korzystających z sakramentów świętych, którzy jednocześnie opowiedzieli się za kandydatem światowej, globalistycznej rewolucji działającej na rzecz totalnego zniszczenia nie tylko Kościoła i Wiary Chrześcijańskiej ale także wszelkich śladów, jakie Ewangelia Zbawiciela pozostawiła przez ponad 2000 lat w świecie.

Kandydat „cywilizacji śmierci” uzyskał poparcie aż 10 milionów dorosłych Polaków! Jest to wynik świadczący o ogromnym rozdźwięku między wyznawaną i praktykowaną Wiarą wielu naszych rodaków a podejmowanymi przez nich ważnymi decyzjami.

Można odnieść wrażenie, jakby olbrzymia część polskich katolików zapomniała o podstawowych wymogach katolickiej moralności! Zatracili oni zmysł moralny i obywatelską roztropność przy dokonywaniu ważnych wyborów mających gigantyczne konsekwencje dla zbawienia wiecznego tak osobistego, jak i bliźnich  – współobywateli naszej Ojczyzny. Przez swoją postawę stali się równocześnie przyczyną zgorszenia dla wielu rodaków – czytamy w stanowisku Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi po Wyborach Prezydenckich 2025 roku.

==================================================================================

Poniżej prezentujemy jego pełną treść.

***

Stanowisko Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi

po Wyborach Prezydenckich 2025 roku

„Jeśli upokorzy się mój lud, nad którym zostało wezwane moje Imię, i będą błagać, i będą szukać mego imienia, i odwrócą się od swoich złych dróg, ja im wybaczę, a kraj ich ocalę.” 2 Krn 7,14

Tymi słowami Pan Prezydent Elekt Karol Nawrocki rozpoczął swoje przemówienie po oficjalnym ogłoszeniu wyników wyborów na Urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polski w 2025 roku.

Nie mogło być lepszego odniesienia ponad odwołanie się do Tego, który jest naszym Stwórcą, Opiekunem i Odkupicielem. W tych słowach Prezydent Elekt uznał prawdę, że „każda władza pochodzi od Boga” Rz 13,1-7 a każdy władca jest jedynie sługą Boga oraz sługą tych, nad którymi sprawuje władzę a celem każdej władzy jest dobro wspólne.

To odwołanie do księgi Pisma Świętego daje nam ogromną nadzieję, że deklaracje Pana Prezydenta z kampanii wyborczej będą znajdowały potwierdzenie w rzeczywistych działaniach.

Dzięki Bożej Opatrzności i opiece Maryi Królowej Polski w roku Jubileuszu 1000-lecia Królestwa Polskiego w Roku Świętym najwyższy urząd w państwie objął zdeklarowany katolik, polski patriota oraz historyk strzegący pamięci narodowej. Jak pisaliśmy w oświadczeniu z dnia 22 maja tuż przed 2. turą wyborów:

„Wiernym uczniom Jezusa Chrystusa nie wolno poprzeć polityka, który świadomie i otwarcie dąży do zniszczenia chrześcijańskiego porządku, wciąż jeszcze kształtującego prawo i życie społeczne Rzeczypospolitej. Oddanie głosu na kandydata Koalicji Obywatelskiej byłoby aktem niewierności wobec samego Stwórcy, jako że polityk ten głosi program, otwarcie zapowiadający pogwałcenie prawa naturalnego, między innymi w postaci postulatu legalizacji zbrodni aborcji oraz zapowiedzi realizacji rewolucyjnej agendy ruchu LGBT, w tym destrukcji instytucji małżeństwa poprzez zrównanie z nim w prawach związków jednopłciowych.”

Choć zwycięstwo kandydata sił broniących Ładu cieszy, to jednak nie możemy pomijać faktu, że niemal połowa wyborców – ponad 10 milionów Polaków – przy rekordowo wysokiej frekwencji opowiedziała się za kandydatem, który na swoje sztandary wpisał walkę z chrześcijańskim dziedzictwem narodu Polskiego! Jest to fakt porażający swoją wymową! Fakt, który ukazuje gigantyczne spustoszenie w sercach i umysłach milionów Polskich katolików – ochrzczonych i zapewne korzystających z sakramentów świętych, którzy jednocześnie opowiedzieli się za kandydatem światowej, globalistycznej rewolucji działającej na rzecz totalnego zniszczenia nie tylko Kościoła i Wiary Chrześcijańskiej ale także wszelkich śladów, jakie Ewangelia Zbawiciela pozostawiła przez ponad 2000 lat w świecie.

Kandydat „cywilizacji śmierci” uzyskał poparcie aż 10 milionów dorosłych Polaków! Jest to wynik świadczący o ogromnym rozdźwięku między wyznawaną i praktykowaną Wiarą wielu naszych rodaków a podejmowanymi przez nich ważnymi decyzjami.

Można odnieść wrażenie, jakby olbrzymia część polskich katolików zapomniała o podstawowych wymogach katolickiej moralności! Zatracili oni zmysł moralny i obywatelską roztropność przy dokonywaniu ważnych wyborów mających gigantyczne konsekwencje dla zbawienia wiecznego tak osobistego, jak i bliźnich  – współobywateli naszej Ojczyzny. Przez swoją postawę stali się równocześnie przyczyną zgorszenia dla wielu rodaków.

Czyżby duża część polskich chrześcijan zapomniała o nauczaniu Św. Jana Pawła II? Ten wielki Polak błagał nas:

„Zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię „Polska”, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością – taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym, – abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili, – abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy.”

Niestety lwia część naszego Narodu wyprzedaje swe duchowe dziedzictwo za miskę soczewicy w postaci mglistych obietnic dotacji, czy też wyrazów uznania ze strony światowych salonów służących „cywilizacji śmierci”.

Tymczasem nie można zapominać o niezwykle przełomowym i tragicznym położeniu, w jakim obecnie znajduje się świat, Kościół i nasza Ojczyzna.

Świat ogarnięty jest błędem i szałem skierowanym przeciw Bogu i prawdziwej Religii. Niemal wszystkie istotne ośrodki wpływające na rzeczywistość społeczną, polityczną, ekonomiczną i kulturową stają po stronie anty-kościoła i antycywilizacji. Ideologia „zrównoważonego rozwoju” i służąca jej strategia „Wielkiego Resetu” zmierzają systemowo do usunięcia wszelkich śladów nauki Chrystusa w każdym obszarze życia. Jednym z najbardziej rozpowszechnionych błędów jest antynatalizm, który każe widzieć w człowieku „nowotwór świata” i dąży do depopulacji naszego globu. W drodze do utopijnego raju na ziemi dokonywany jest zamach na prawo naturalne: rodzinę złożoną z mężczyzny i kobiety oraz dzieci. Atakuje się autonomię rodziny kreując jej obraz jako instytucji opresyjnej. Zwalcza się zdrowe zasady ekonomiczne, by w ten sposób utrzymanie dużej rodziny było dla wielu nie do udźwignięcia.

Efekty tej wojny przeciw normalności już widać. Jesteśmy narodem, który wymiera! Na liście dzietności ze wskaźnikiem 1,12 zajmujemy jedno z ostatnich miejsc na świecie! Obok głębokiego kryzysu religijnego i moralnego to największa katastrofa, z jaką boryka się współczesna Polska. Listę nabrzmiałych problemów można by wydłużać…

Nasza Ojczyzna jest również krajem niezwykle zadłużonym i powiększającym ciągle zobowiązania. Niefrasobliwe władze zaciągają dług na koszt nie tylko obecnie żyjących obywateli ale także przyszłych pokoleń. Polska, której suwerenność jest stale ograniczana, jest państwem słabym militarnie z nieliczną armią i niedorozwiniętą infrastrukturą obronną w tym słabym systemem obrony cywilnej. W kontekście zagrożeń wojennych te braki jawią się jako karygodne zaniedbania! Olbrzymim wyzwaniem i koniecznością dla polskiej armii staje się również jej morale. Nie będziemy mieli gotowej do obrony Ojczyzny armii bez fundamentów duchowych, o które w pierwszej kolejności zadbać powinni dobrze ukształtowani i posyłani hojnie przez pasterzy Kościoła kapelani wojskowi. Tej pracy nad morale żołnierzy nie zastąpi nawet najlepsze uzbrojenie!

Sygnowanie szkodliwych umów międzynarodowych tych związanych z tzw. „zielonym ładem” i walką ze „zmianami klimatu” nakłada na Polaków ciężary, które stają się nie do udźwignięcia tak dla rodzin, jak i  polskich przedsiębiorców. W obliczu postępującej dyskryminacji polskiego przemysłu i rolnictwa, może oznaczać bankructwo wielu wartościowych przedsiębiorstw dających utrzymanie naszym rodakom!

To tylko część wyzwań, z jakimi muszą zmierzyć się Polacy! Biorąc pod uwagę skalę problemów, wygrana Prezydenta Elekta –  Karola Nawrockiego z kandydatem sił globalistycznych, stanowi z jednej strony nadzieję, z drugiej zaś budzi niepokój, bowiem zwycięstwo to dokonało się zaledwie różnicą 369 tys. głosów ukazując, jak niewiele dzieliło nas od epokowej katastrofy!

Niewiele brakowało, by  w obliczu wielkich wyzwań, najwyższy urząd w Państwie objął człowiek, który w swój program wpisał walkę z tym, co Polskę buduje i stanowi!

To najwyższy czas, aby wszystkie odpowiedzialne za dobro wspólne instytucje i osoby, od pasterzy Kościoła Katolickiego, poprzez polityków, naukowców, działaczy społecznych i dziennikarzy, dokonały rachunku sumienia i zapytały: czy ich postawa odpowiadała wyzwaniu chwili, jaką były te epokowe w naszej historii wybory? Na to pytanie należy odpowiedzieć sobie jak najpilniej, aby każde następne decyzje w życiu społecznym i indywidualnym były podejmowane odpowiedzialnie!

Niestety wyniki wyborów i ponad 10 milionów głosów za kandydatem nieakceptowalnym z punktu widzenia katolickiej doktryny  i dobra wspólnego dowodzi, że uczyniono zbyt mało.

Zabrakło przede wszystkim jasnego i donośnego głosu biskupów, którzy przypomnieliby zasady moralne dotyczące życia publicznego i jasno wskazali wiernym, że głosowanie na ludzi otwarcie popierających zło jest grzechem. Wskazywanie jedynie na moralny obowiązek wzięcia udziału w wyborach jest dalece niewystarczające. W myśl przykazania miłości, aby nieumiejętnych pouczyć, koniecznym jest jasne demaskowanie zła oraz przestrzeganie przed nim.  Także postawa niektórych liderów politycznych mogła przyczynić się do innego, skrajnie niekorzystnego dla Rzeczypospolitej wyniku. Niestety też, niektórzy działacze społeczni, którzy słusznie głęboko rozczarowani byli polityką zaplecza Prezydenta Elekta, sugerowali, że głosowanie na obu kandydatów jest jednakowo złe. Katolik i każdy człowiek dobrej woli, który w sercu ma miłość Ojczyzny i zasady budujące naszą tożsamość, dokonując jakichkolwiek ważnych wyborów, nie może  kierować się zaciemniającymi osąd emocjami, ale powinien dostrzec, z jakiej decyzji wynika większe dobro i która bardziej ograniczy zło.

W systemie politycznym, jaki obowiązuje w Polsce i w wielu państwach, z takimi wyzwaniami spotykamy się niestety często i nasza postawa musi być odpowiedzialna i roztropna.

Taka właśnie odpowiedzialna za dobro wspólne postawa, mimo wspomnianych zaniedbań i ludzkiej przewrotności, zwyciężyła. Stało się to możliwe dzięki pomocy Bożej Opatrzności i wielu anonimowym ludziom dobrej woli, którzy czynem, słowem a także często cichą modlitwą i ofiarowanym za Ojczyznę cierpieniem uprosili u Dobrego Boga tę łaskę wyboru człowieka, który deklaruje Wiarę Katolicką, zamiast wskazania na kogoś, kto jawnie opowiada się po stronie zła.

Dlatego też jako Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi, które podczas kampanii wyborczej dostępnymi sobie środkami jasno wskazywało, jak powinien się zachować katolik w tej godzinie próby, apelujemy do Pana Prezydenta Elekta Karola Nawrockiego oraz całego jego zaplecza politycznego, aby pamiętał o swoich deklaracjach,  oraz o tym, komu ten wybór wszyscy zawdzięczamy. Jest to bowiem nie tylko zasługa obozu politycznego, który poparł tę kandydaturę,  ale przede wszystkim istotnej części tych Polaków, którym zależało na tym, aby nie dopuścić do „domknięcia systemu” będącego jawną ekspozyturą globalnych sił rewolucyjnych.

To właśnie odpowiedzialni wyborcy, mimo popierania innych, ugrupowań politycznych i innych kandydatów, w krytycznym momencie właściwie rozeznali, jak należy postąpić i rozumnie oddali głos za kandydatem dającym nadzieję na przełamanie niekorzystnego dla Polski status quo.

Apelujemy  zatem do Pana, Panie Prezydencie, jako głowy Państwa Polskiego, któremu udzieliliśmy ogromnego kredytu zaufania, aby wypełnił Pan swoją misję służby dobru wspólnemu w duchu deklarowanych przez Pana poglądów. Aby miał Pan w pamięci te wszystkie różnorodne środowiska, bez poparcia których ta prezydentura z pewnością nie byłaby możliwa. A przede wszystkim, aby nie ulegał Pan Prezydent jakimkolwiek wewnętrznym i zewnętrznym naciskom politycznym i ideologicznym szkodliwym dla Polski.

Polskę rzeczywiście trzeba ocalić! Nie tylko dla niej samej i dla jej obywateli, ale także dla Kościoła Świętego i całej Cywilizacji Chrześcijańskiej. Oby pokora, szukanie dróg Bożych i odwrócenie się od zła było rzeczywiście fundamentem Pana prezydentury dla dobra wspólnego i na chwałę Bożą.

Zapewniamy o naszej gorącej modlitwie za „umiłowaną matkę Ojczyznę naszą” oraz za wszystkich, którzy rządy w Niej sprawują, w tym także za Pana, Panie Prezydencie i Pana Rodzinę.

Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi

Kraków, 5 czerwca 2025

Mamy to! Ale nadal jesteśmy 1,78 kroku nad przepaścią…

Mamy to! Ale nadal jesteśmy 1,78 kroku nad przepaścią…

Filip Obara pch/mamy-to-ale-nadal-jestesmy-1-78-kroku-nad-przepascia

W wyborach prezydenckich AD 2025 walka była zacięta, a strona rządowa nie cofała się przed żadnym bezeceństwem, by przechylić szalę na swą korzyść i pchnąć Polskę w przepaść. Ale pamiętajmy, że od tej przepaści dzieli nas zaledwie 1,78 punktu procentowego!

Kampania wyborcza wyniosła na powierzchnię nieprawdopodobną ilość mętów społecznych i pokazała, że pogarda i poczucie wyższości to jedyne, czego możemy oczekiwać od zakompleksionych pseudo-elit z serduszkami w klapach.

Przebieg minionej kampanii wyborczej jest dowodem na to, że nastąpiła w Polsce zasadnicza różnica jakościowa. Na plus. Zasługę za to przypisałem (w pierwszej części wyborczego podsumowania – link na końcu) zjawisku społecznemu, jakim jest Konfederacja oraz Krzysztofowi „Stańczykowi” Stanowskiemu. Ale czy w Polsce faktycznie będzie lepiej? To już trudniejsze pytanie. Żeby było – to strona szanująca porządek naturalny i kochająca Ojczyznę musiałaby zrozumieć, jak dała się zapędzić w kozi róg…

Nienawiść z serduszkiem w klapie

Jest to podsumowanie społeczne, dlatego z ulgą zrezygnuję z omawiania nienawiści, którą zieją elity polityczno-medialne, a przejdę od razu do tej, która niczym bezbrzeżne szambo wybiła w społeczeństwie – przede wszystkim w internecie, gdyż nie każdy miał odwagę, by wyrażać swoje poglądy patrząc innym prosto w oczy.

Pisząc o agresji, z jaką zwolennicy Koalicji Chlorku Potasu reagują na patriotów i katolików, wyróżnię kilka punktów opisujących ten problem:

1) Nieuzasadnione poczucie wyższości.

Jak powiedział prof. Jerzy Vetulani: „Nie poznawaj ludzi po stopniach czy tytułach. Jest wielu wybitnych ludzi wśród robotników czy sprzątaczek i wielu idiotów wśród profesorów”.

      I tak, niczym mantra powracają co parę lat dane, które pokazują, że ludzie z wyższym wykształceniem głosują na postkomunistyczną wierchuszkę, której celem jest zniszczenie polskich obyczajów narodowych, przetrącenie społeczeństwu kręgosłupa moralnego i wprowadzenie nas na „europejskie” salony, w których zbrodnię nazywa się prawem, a zło dobrem.

Pozowanie Kingi Gajewskiej z workiem ziemniaków stało się wręcz symbolicznym wyrazem pogardy, jaką zakompleksione pseudo-elity żywią dla tzw. przeciętnego Polaka. Podczas kampanii mogliśmy obserwować naszych znajomych, ludzi z wyższym wykształceniem, nauczycieli szkolnych i akademickich, tych, którzy powinni tworzyć polskie elity i którzy powinni rozumieć, co służy dobru wspólnemu. Tymczasem lwia część tych ludzi nie tylko głosowała na Rafała Trzaskowskiego, ale i dawała reszcie świata do zrozumienia, że tylko on zapewni „powagę” naszemu państwu, natomiast po drugiej stronie są ciemnota, zaścianek, faszyzm itd.

2) Przyznawanie sobie prawa do agresji…

Trudne do policzenia byłyby te wszystkie naparzanki, w których wyborcy Trzaskowskiego uznawali, że sami mają prawo wulgarnymi słowami obrzygiwać drugą stronę, natomiast – gdy ktoś odpowiedział im twardo i nie wdając się w bezsensowne dyskusje – to nagle zmieniali front i wznosili lament, że „wy, straszni prawicowcy, używacie argumentów ad personam”, choć sami nie podawali żadnych argumentów poza wyzwiskami pod adresem Karola Nawrockiego.

3) … i odmawianie drugiej stronie prawa do reakcji.

Jest to stała zasada lewicowego modus operandi. Oni, w swoim mniemaniu, działają w imię jakiejś bliżej nieokreślonej wyższej racji i dlatego w ich wydaniu agresja, nie tylko słowna, jest uzasadniona. Natomiast my – ludzie normalni, którzy uznają obiektywny porządek rzeczy – powinniśmy odpowiadać „kulturalnie”, czyli de facto siedzieć cicho.

Lewicowość jest zaprzeczeniem rozumu

W sensie historycznym możemy oczywiście mówić, że wybito nam elity, więc mamy takie, jakie mamy, a w związku z tym – czego oczekiwać od reszty społeczeństwa. Ale to nic nie wyjaśnia.

Bezpośrednia przyczyna leży gdzie indziej i można podzielić ją na dwie kategorie: moralną i poznawczą. Po pierwsze, nasze wybory polityczne są często podyktowane po prostu tym, jak żyjemy, a osoby o lewicowym światopoglądzie próbują usprawiedliwiać swój niemoralny styl życia aspirowaniem do grona „światłych” progresywistów (pisałem o tym w tekście Co wybory polityczne mówią o naszej moralności?).

Bardziej pierwotna jest druga przyczyna – poznawcza.

Lewicowy światopogląd opiera się na dwóch błędach intelektualnych: subiektywizmie i pozytywizmie prawnym. Dla lewicowca nie istnieje żaden obiektywny porządek, któremu ma moralny obowiązek się podporządkować. Nie ma prawa naturalnego. Nie ma porządku natury. Natomiast całe prawodawstwo jest uznaniowym dziełem człowieka. Ponad prawem państwowym czy międzynarodowym nie ma żadnego innego prawa.

Lewicowiec (a może raczej lewak) to człowiek z zasady niezdolny do rozumnego postrzegania obiektywnej rzeczywistości. To człowiek, który przekreślił samą nawet zdolność rozumu do odkrywania prawdy i do poznania jako takiego. Dla lewaka wszelkie rozumienie rzeczywistości nie opiera się na odczytaniu tego, co realnie istnieje oraz tych praw, które realnie obowiązują w sposób nadrzędny wobec prawa stanowionego, lecz na abstrakcyjnych konstruktach intelektualnych.

Ten brak zdolności poznawczych sprawia, że zwolennicy Koalicji Chlorku Potasu są niezdolni do odróżniania faktów od propagandy. Stają się polem do nieograniczonych manipulacji ze strony rządu, służb i mediów. Choćby uzyskali nie wiem ile dyplomów i przeczytali nie wiem ile książek, to popełniając ten podstawowy błąd (odrzucając rozum jako władzę duszy i narzędzie obiektywnego poznania), nigdy nie staną się zdolni do krytycznej refleksji.

Praktycznie cała kampania Trzaskowskiego oparta była na jego zręcznych kłamstwach na każdy temat oraz na oczernianiu głównego kontrkandydata. Strona rządowa nie cofnęła się nawet przed bezprawną prowokacją ABW, która zainspirowała nagonkę i w ostateczności sprokurowanie listy niezweryfikowanych, naciąganych bądź wprost kłamliwych zarzutów pod adresem Karola Nawrockiego. Każdy średnio rozgarnięty człowiek na pierwszy rzut oka widział, że to śmierdzi. Ale nie lewak. Bo lewak nie postrzega obiektywnej rzeczywistości. Nie myśli samodzielnie. Nie poddaje informacji krytycznej ocenie. Lewak przypisuje wybrane fakty do szablonów myślowych, które mu wpojono. Jeżeli pasuje – to prawda. Jeżeli nie – to kłamstwo i należy zacząć pluć i bić na oślep. Wiem, trochę upraszczam, ale właśnie z takim rodzajem agresji mieliśmy do czynienia.

Normalność zapędzona do narożnika

Last but not least… bardzo wiele o stanie społeczeństwa polskiego w drugiej dekadzie XXI wieku powiedział nasz stosunek do rozdmuchanej sprawy ustawek kibicowskich, w których brał udział Karol Nawrocki.

Ujawnił się przy tej okazji istotny podział. Z jednej strony mamy Polaków – znów, w pewnym uproszczeniu – którzy wolą mężczyznę z krwi i kości, który, jak trzeba potrafi dać po gębie i obronić słabszego. Z drugiej tych, do których przemawia wymuskany laluś, który z ciepłym uśmiechem bryluje na salonach. W tej kwestii absurdalne zarzuty celnie punktował Sławomir Mentzen, wskazując, że Nawrocki w młodości brał udział w ustawkach, co jest co najwyżej dowodem, że potrafi po męsku stanąć do walki, natomiast potem zajął się innymi (bardziej odpowiednimi dla poważnego dorosłego człowieka) sprawami – zrobił doktorat, został dyrektorem muzeum i prezesem IPN.

Czy naprawdę staliśmy się aż takimi mazgajami i mięczakami, że bardziej razi nas to, że ktoś w młodości brał udział w dobrowolnych bójkach niż to, że po drugiej stronie stoi obślizły patologiczny kłamca bez kręgosłupa, który co dwie godziny zmienia poglądy i proponuje politykę szkodliwą dla dobrych obyczajów Polaków?

Światowa lewica od kilku dekadach pierze nam mózgi fałszywym przekonaniem, że przemoc jako taka jest zła. Do tego dochodzi cała pedagogika wstydu i wmawianie nam, że Kościół i cywilizacja białego człowieka to instytucje z natury zbrodnicze. I kolejny element – wpojenie nam błędnego przekonania, że należy szanować każdy pogląd. Otóż nie, nie należy szanować błędu i kierować się jakąś szczególną kurtuazją względem osób, które publicznie propagują błąd ze szkodą dla państwa, społeczeństwa bądź jakiejś określonej grupy społecznej, np. dzieci.

Przy okazji tych wyborów mieliśmy do czynienia ze zwyczajowym szantażem, którego ukoronowaniem jest tupeciarskie powoływanie się na… Ewangelię. Lewacy wprost lubują się w cytowaniu (bez zrozumienia) wyrwanych z kontekstu cytatów w rodzaju „nadstaw drugi policzek” czy „nie sądźcie, byście nie byli sądzeni”. Osobiście usłyszałem zarzut, że „wyśmiewam się z przegranego”, gdy udostępniłem mem na temat „dwugodzinnego prezydenta”. Musiałem tłumaczyć, że to polityka, twarda gra, walka z ludźmi, którzy w normalnym państwie zostaliby osądzeni za zdradę stanu i powieszeni.

Czas na coming out… konserwatystów

Kim jest konserwatysta? To człowiek, który uznaje obiektywny porządek naturalny i prawo naturalne. To człowiek, za którym stoi rzeczywistość, ponieważ ma na tyle pokory, żeby ją przyjąć bez dyskusji. Jeżeli z prawa moralnego wynika coś, co nie jest na moją korzyść – to czuję się w obowiązku zmienić swoje postępowanie, a nie tworzę jakichś konstruktów umysłowych mających usprawiedliwić moje błędy. Jeżeli urodziłem się mężczyzną, to jestem mężczyzną i stoję przed wyzwaniem wypracowania pozytywnej identyfikacji z własną płcią. Konserwatyzm to normalność. Te dwa słowa to de facto synonimy.

Konserwatyzm nie jest jedną z „opcji” światopoglądowych i nie może być równouprawnienia pomiędzy konserwatyzmem a liberalizmem, tak jak nie może być uprawnienia pomiędzy prawdą a błędem. Tolerancja oznacza znoszenie zła, a nie usunięcie kategorii moralnych w imię promowania „różnorodności”. Za nami stoi prawda, nie dlatego, że ustawiliśmy się w kręgu jakiegoś lepiej wykształconego środowiska, ale dlatego, że – mówiąc Norwidem – mieliśmy pokorę, by uklęknąć i zaczerpnąć ze źródła.

Dlatego nie musimy się przed nikim tłumaczyć, dlaczego jesteśmy normalni i dlaczego popieramy kandydata (nawet na zasadzie mniejszego zła), który zapewni mniejszą szkodę na naszych – opartych na normalności – obyczajach narodowych. Nie jesteśmy żadnymi homofobami czy ksenofobami, lecz zachowaliśmy zmysł moralny i to jest nasza zaleta, a naszą zasługą i dowodem wysokiego morale jest to, że wciąż (choć już w niewielkim stopniu) jesteśmy zdolni do ostracyzmu społecznego wobec osób promujących zło, choćby w postaci zaburzeń psychicznych na tle seksualnym i płciowym.

Zboczeńcy obnoszą się w Polsce z przekonaniem, że muszą „wyjść z szafy”, ale spójrzmy prawdzie w oczy. To my daliśmy się zamknąć w szafie. To my zgodziliśmy się na zostawienie religijności w kruchcie. To my godzimy się na to, żeby normalność była zrównywana z aberracją i to my daliśmy sobie wmówić, że nie możemy używać przemocy przeciwko tym, którzy nam zagrażają.

Znajomy wykładowca akademicki napisał jakiś czas temu na Facebooku, że jako człowiek „spokojny i nieruchawy” jest „nieskłonny do manifestacji i publicznych protestów”, ale gdyby w Polsce miał wydarzyć się wariant rumuński, to „chyba nie usiedzi”. Gdy to przeczytałem, pomyślałem, jak bardzo daliśmy się zastraszyć i wpędzić w poczucie wstydu; jak bardzo staliśmy się bierni i niezdolni do reagowania na zło; jak zamknięto nam usta frazesami o szacunku i dialogu, podczas gdy zło należy zwalczać, a nie z nim dialogować.

Dlatego – w konkluzji tego podsumowania – dochodzę do przekonania, że czas milczenia się skończył. Nie znaczy to oczywiście, że należy w przypływie entuzjazmu wyjść na ulicę, by spalić się jak raca przy pierwszej lepszej potyczce. Nie. Mamy być roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie i nie podkładać się przeciwnikowi partyjniactwem albo pruderią. Mamy być ponad wojną plemienną, a naszą największą bronią są rozum i przekonanie o tym, że stoi za nami wyższy i niezmienny porządek. To jest nasza przewaga. Nie bójmy się odwoływać do podstawowych pojęć, które kompromitują ideologów. To jest grunt, na którym nasz przeciwnik nie ustoi, bo zbudował swoje pozycje na piasku, a utrzymuje się wyłącznie siłą manipulacji i instytucjonalnej przewagi państwa, które zbuntowało się przeciwko Bogu i Jego prawu. Ale w dyskusji i w praktyce życia społecznego musimy podejmować rękawicę i zacząć przechodzić do ofensywy. W przeciwnym wypadku ani się obejrzymy, a nie będzie już czego ratować i nie będzie już nawet… mniejszego zła.

Filip Obara

Podsumowanie polityczne:

Ależ to była kampania! Najwięksi wygrani – Grzegorz Braun i Krzysztof Stanowski

Ależ to była kampania! Najwięksi wygrani – Grzegorz Braun i Krzysztof Stanowski

Filip Obara:

Ależ to była kampania! Najwięksi wygrani

– Grzegorz Braun i Krzysztof Stanowski

Filip Obara https://pch24.pl/filip-obara-alez-to-byla-kampania-najwieksi-wygrani-grzegorz-braun-i-krzysztof-stanowski/

Ależ to była kampania! Po raz pierwszy w życiu śledziłem wyścig wyborczy z uczuciami innymi niż obrzydzenie, znudzenie i zmęczenie. W sensie społeczno-medialnym to zasługa zjawiska, jakim jest Konfederacja (wnosząca do polityki pewną szczerość i autentyczność) oraz jednoosobowo – Krzysztofa Stanowskiego, który przyjął na siebie rolę Stańczyka i rozbroił sztywny od kłamstw i gry pozorów dyskurs polityczny. Za największego wygranego na polu aktywizacji konserwatywnego elektoratu uważam Grzegorza Brauna, który – w przeciwieństwie do Sławomira Mentzena – wykazał się odwagą i roztropnością godnymi męża stanu.

Opadły pierwsze emocje po wyborach. Mamy prezydenta, który nie jest długopisem Tuska i co do którego możemy mieć nadzieję, że nie będzie tak podporządkowany Kaczyńskiemu, jak ustępujący Andrzej Duda. Zyskaliśmy czas na skonsolidowanie sił antysystemowych, a pierwszym krokiem powinno być podsumowanie i rozliczenie wewnętrzne – zarówno polityczne (które proponuję w tym tekście), jak społeczne (któremu poświęcę tekst następny).

Wreszcie ktoś mówi: SPRAWDZAM

Prywatnie napisałem już, że gdybym miał taką możliwość, to ogłosiłbym Krzysztofa Stanowskiego człowiekiem roku. Uważam, że nikt po roku 1989 nie zrobił tyle dla Polski, co on. Dlaczego? Dlatego, że nie zrobił NIC i głośno o tym powiedział. W przeciwieństwie do tych, którzy nie zrobili nic, a krzyczą coś wręcz przeciwnego. Pokazał, że król (czyli system polityczno-medialny jako taki) jest nagi i żadne zaklęcia tego zmienią. Jest błaznem w najlepszym tego słowa znaczeniu. On wymusił na wszystkich kandydatach (oprócz Trzaskowskiego, co było poważnym potknięciem i poważnym punktem dla Bążura) pojawienie się w studiu i stanięcie do normalnej, długiej i szczerej rozmowy. On obnażył w brawurowym stylu absurdy dominującej propagandy. On przebił balon nadętej retoryki partyjnej i pokazał, że to już nie działa. On wreszcie przyspieszył śmierć telewizji formatującej myślenie Polaków na korzyść dwóch największych partii politycznych.

Po drugie, Konfederacja jako zjawisko społeczne. Młode pokolenie, dochodząc do głowy, pokazało, że można inaczej – że można stawiać na naturalność stylu bycia i na autentyczność. Młode pokolenie nie kupuje politycznego fałszu. Głosem tego pokolenia stał się nie tylko Stanowski, ale też Sławomir Mentzen, który słusznie wypomniał Karolowi Nawrockiemu, że niepotrzebnie wstydzi się swojej przeszłości, dzięki której może tylko zyskać u każdego człowieka, który nie uległ fałszywemu przekonaniu, że wszelka przemoc jest zła.

Najmilsze zaskoczenie

Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że Grzegorz Braun jako bezkompromisowy trybun ludowy, którego ulubionym narzędziem jest publiczna dintojra, zachowa się tak, jak się zachował. Nie spodziewałem się tego również po nestorze polskich antysystemowców – Januszu Korwinie-Mikke. Przepraszam, nie doceniłem.

Tymczasem okazało się, że to właśnie oni dwaj mieli na tyle roztropności, by rozeznać, co jest stawką tych wyborów (nie obalenie systemu, lecz zmniejszenie oddziaływania zła na nasz kraj) i na tyle odwagi, by nie wymigiwać się frazesami na temat „własnego rozumu”, które stały się istną misą Piłata dla Sławomira Mentzena i Ewy Zajączkowskiej-Hernik.

Braun chodzący na finiszu kampanii po wszystkich telewizjach i przekonujący, że należy głosować na Karola Nawrockiego zachował się jak prawdziwy mąż stanu, który rozumie, że dobro Polski jest ważniejsze niż interes jego frakcji, a nawet jego własny wizerunek w oczach nadgorliwców, którzy uważają (niezgodnie z katolicką teologią moralną i wielowiekową praktyką Kościoła), że głosowanie na mniejsze zło pociąga za sobą winę uczestniczenia w tym złu. Natomiast Korwin dowiódł, że mam słuszność, gdy pół żartem pół serio powtarzam parafrazę słów marszałka Piłsudskiego: Kto za młodu nie był korwinistą, ten na starość będzie świnią.

Konfederacja…

W dalszej kolejności należy wymienić tych polityków Konfederacji, którzy również stanęli na wysokości zadania i wprost poparli Karola Nawrockiego, a więc Krzysztofa Bosaka, Annę Bryłkę czy Roberta Winnickiego (dziś aktywnego w roli komentatora życia publicznego). Wszyscy oni pokazali, że odróżniają taktykę od strategii. Strategia zakłada obalenie systemu, ale taktyka doraźnie i jednorazowo przemawiała za tym, żeby poprzeć konkretnego kandydata gwarantującego mniejsze spustoszenia w naszym kraju.

… i neo-Konfederacja?

Obrońcy Mentzena przekonują, że powiedział, iż „nie widzi powodu, by głosować na Trzaskowskiego”. No, proszę Państwa, trudno, żeby widział! I to, że większość jego wyborców zagłosuje na Nawrockiego (o ile można wierzyć sondażom) było od początku oczywiste. Nie chodziło o to, żeby kogoś przekonać, że Trzaskowski jest zły, ale o to, by zaktywizować ludzi do pójścia do wyborów.

Mentzen wpisał się w pokrętną retorykę o „własnym rozumie”, „własnym sumieniu” oraz o tym, że nie można „przekazać głosów”, bo wyborcy nie są „workami ziemniaków”. Celem tej retoryki było odwrócenie uwagi. Bo nie chodziło przecież o żadne „przekazywanie głosów”, ani mówienie komukolwiek co ma robić, jak ma myśleć i jak głosować. Chodziło to, żeby wykazać się męstwem i roztropnością i powiedzieć głośno, na kogo SAMEMU się głosuje. Wyborcy zrobią, co będą chcieli, ale od poważnego polityka mieliśmy w takich okolicznościach prawo wymagać, że nie będzie owijał w bawełnę – że postawi na Polskę, a nie na własny interes.

Moim zdaniem Menzten nadużył zaufania części wyborców i pokazał, jak bardzo jest oderwany od rzeczywistości. Uwierzył, że stał się trzecią siłą w Polsce, a pamiętają Państwo, że niejedna taka gwiazda „trzeciej siły” zgasła równie szybko, jak wybuchła na firmamencie. Od polityka wymagam jasnego stanowiska wynikającego z zimnej kalkulacji, a nie uzewnętrzniania swoich dylematów, wylewania żalów na poprzednie rządy (mimo całej tych żalów zasadności), jak robiła to Zajączkowska, i wałkowania, dlaczego jest na kogoś obrażony.

I jeszcze jedno, z diabłem się nie rozmawia. Po wizycie Trzaskowskiego u Mentzena pojawiło się wiele komentarzy, że rozjechał gospodarza. Nie szedłbym aż tak daleko, ale jedno jest pewne – ten obślizgły, patologiczny kłamca jest typem człowieka, który wbije ci nóż między żebra ze słodkim, cieplutkim uśmiechem, a ty mu jeszcze za to podziękujesz. Z takim człowiekiem się nie rozmawia. Takiemu człowiekowi nie daje się głosu. Takiego człowieka się zwalcza.

Uważam, że Mentzen sam zapędził się w kozi róg. Najpierw wbił sobie do głowy, że musi być za wszelką cenę „neutralny”, a potem już tylko wikłał się, de facto grając va banque w grę, w której stawką było dobro Polski. Jego zachowanie oceniam jako skrajnie nieodpowiedzialne i jako objaw niedojrzałości politycznej, żeby nie powiedzieć mocniej – megalomanii. Odniósł oczywiście zwycięstwo medialne i PR-owe, zmuszając nas do dokładnego śledzenia każdego swego kroku i każdego słowa i sprowadzając do siebie obu potencjalnych przyszłych prezydentów. Ale nawet podczas drugiego spotkania z Nawrockim nie zdecydował się przekazać poparcia, lecz zachowywał się, jakby chciał wszem wobec zademonstrować: Oto ja, Sławomir Mentzen, cudowne dziecko Konfederacji, spotykam się z przyszłym prezydentem, patrzcie, jaki jestem ważny, patrzcie, ile mogę!

Na koniec wypada zapytać czy Mentzen straci politycznie przez swoje zachowanie? Odpowiedź brzmi: Nie. O ile cwaniactwo, pycha i głupota są nagradzane w demokracji, o tyle nie straci. 

Antykampania Bążura

O kampanii Trzaskowskiego nie ma co pisać, ponadto, co już padło wyżej – zarówno on, jak i jego środowisko, robili wszystko, by zaorać własne szanse. Byli o tyle skuteczni, że podsycali nienawiść w swoich wyznawcach i w zakompleksionych pseudo-elitach równających do zgniłego Zachodu, ale w oczach każdego myślącego człowieka ośmieszali się i de facto pomogli Karolowi Nawrockiemu zostać prezydentem.

Za komentarz niech posłużą słowa Szczepana Twardocha, którego o głosowanie na Nawrockiego trudno podejrzewać: Czy liberalny komentariat zdobył się już na refleksję nad swoją rolą w czasie kampanii wyborczej? Ile głosów na swojego kandydata pozyskał profesor Hartman nazywający wyborców Nawrockiego debilami, nieukami i faszystami? Ilu przysporzyła mu Manuela Gretkowska wdzięcznie opowiadająca o ludziach głosujących na wdychanie własnych pierdów, ilu profesor Bilewicz twierdzący, że głosujący na Nawrockiego stoją po stronie morderców z Jedwabnego i wszyscy inni, w których pogarda do połowy obywateli własnego kraju wygrywa z rozumem?

Kampania Nawrockiego?

I tu dochodzę do osobliwego wniosku, bo o kampanii Nawrockiego nie sposób powiedzieć coś więcej, niż o kampanii Trzaskowskiego. W debatach dawał radę, był przytomny i sprawny. Ale jednocześnie nie wychodził poza zakres bogo-ojczyźnianych komunałów, tak dobrze znanych z retoryki PiS-u. Gdyby nie został dociśnięty przez Mentzena, to prawdopodobnie nawet nie odciąłby się od najmroczniejszych kart rządów tzw. Prawa i Sprawiedliwości.

Miejmy nadzieję, że jako prezydent nie będzie tak zachowawczy jak w kampanii. Wielokrotnie sam sobie zaszkodził. Wiadomo, że grał o głosy osób niezdecydowanych, które dają wiarę pomówieniom telewizyjnym i zwracają uwagę na rzekome „potknięcia wizerunkowe” i tylko tak potrafię sobie wytłumaczyć pewne jego zachowania. Gdyby nie świadomość tej (żenującej w swojej istocie) cechy ustroju demokratycznego, to nie miałby moim zdaniem powodu, by wstydzić się ani swoich ustawek (na co Mentzen słusznie zwrócił uwagę), ani tego, że wsadza sobie w zęby jakieś woreczki nikotynowe. Zamiast zasłaniać twarz, a potem się tłumaczyć – wrzuciłby zdjęcie Clinta Eastwooda żującego tytoń i splunął na karawanę szczekaczy.

Pierwsza taka kampania – oby nie ostatnia!

Polska scena polityczna po raz pierwszy od wielu lat wyraźnie się zmieniła i pilnujmy tego standardu. Mam nadzieję, że Krzysztof Stanowski znajdzie sposób, by umilić nam kolejne kampanie, również parlamentarne, a te wszystkie zakazane polityczne mordy zblatowane z systemem zrozumieją, że ich czas się kończy, a przynajmniej kończy się czas, gdy mogą bez żadnej żenady kłamać, mataczyć i robić z ludzi idiotów.

Sposób prowadzenia kampanii sporo powiedział o politykach i ugrupowaniach antysystemowych. Zachęcam do wyciągania wniosków i dzielenia się nimi w komentarzach, mając świadomość, że wiele z nich będzie polemiczna względem moich! Natomiast w następnym tekście zaproszę Państwa do podsumowania już nie kampanijnego, lecz społecznego, ponieważ wybory te pokazały przede wszystkim, jak głęboka przepaść cywilizacyjna dzieli dziś Polaków…

Filip Obara

Jak zmieniało się poparcie dla kandydatów w ciągu 1 czerwca.

Okazuje się, że przez cały dzień prezydentem był Karol Nawrocki. Sondaż Exit Poll OGB dla Telewizji Republika

Kombinacja operacyjna abewiaków

Kombinacja operacyjna abewiaków

Stanisław Michalkiewicz „Magna Polonia”   3 czerwca 2025 michalkiewicz

Jest tajemnicą poliszynela, że demokracja, zwłaszcza w formie kierowanej, pozbawiona jest nawet krzty autentyczności. Inaczej zresztą w epoce inwigilacji totalnej być chyba nie może, bo po cóż by wprowadzać totalną inwigilację, z ministerstwami „cyfryzacji”, gdyby na samym końcu suwerenowie zaczęli dokazywać po swojemu, wybierając sobie prezydentów według swego uznania? To by się nie trzymało kupy, a skoro się trzyma, to nieomylny to znak, iż ta cała demokracja, zwłaszcza w modelu kierowanym, to tylko takie widowisko, żeby suwerenów utrzymać w przeświadczeniu, że nie są oni żadnym „nawozem historii” tylko właśnie – suwerenami. Snop światła rzucił na tę kwestię klasyk demokracji Józef Stalin, formułując spiżowe tezy, że ważniejsze od tego, kto głosuje, jest to, kto liczy głosy, a wiadomo, że głosy liczą „kadry”, co to „decydują o wszystkim”, a już zwłaszcza o najważniejszym – czyli przedstawieniu suwerenom jedynie słusznej alternatywy, w ramach której mogą sobie wybierać, ile tylko dusza zapragnie. A kiedy alternatywa jest jedynie słuszna? Wtedy, gdy bez względu na to, kto wybory wygra – będą one wygrane.

I oto właśnie zostaliśmy przed taką alternatywą postawieni, z jednej strony przez obywatela Tuska Donalda, a z drugiej – przez Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego. Komu tam oni podlegają w hierarchii – tajemnica to wielka, chociaż może nie aż tak wielka, bo wiadomo, że obywatel Tusk Donald podlega Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje, co to naznaczyła go nam na tubylczego premiera w służbie IV Rzeszy, a z kolei Naczelnik Państwa też nakazał swoim pretorianom w Parlamencie Europejskim głosować za Reichsfuhrerin Urszulą Wodęleje, a dwójkę eurodeputowanych, panią Kruk i pana Krasnodębskiego, którzy siedzieli obok siebie i głosowali przeciwko Urszuli – kazał rozsadzić. Dobrze, że nie postawił ich do kąta, ani nie kazał klęczeć za karę na grochu – ale wszystko przecież dopiero przed nami. Kto w hierarchii stoi wyżej nad Urszulą Wodęleje – tajemnica to wielka i nieprzenikniona, dzięki czemu bajer o autentyczności naszej młodej demokracji jakoś się zaszczepia – a jak się zaszczepia, to czemuż by z niego rezygnować?

Zdarzają się jednak momenty, gdy szydlak wychodzi w worka i agenturalna podszewka demokracji na krótką chwilę wychodzi na światło dzienne. Tak właśnie zdarzyło się w końcówce kampanii prezydenckiej. Najwyraźniej Reichsfuhrerin musiała obtarabanić obywatela Tuska Donalda, że dopuścił do sytuacji, w której w pierwszej turze różnica między obywatelem Trzaskowskim Rafałem, z pierwszorzędnymi korzeniami jerozolimskimi i bezpieczniackimi, a obywatelem Nawrockim Karolem, który takich korzeni nie ma, nie przekroczyła jednego procenta. Wiecie, rozumiecie, Tusk; myśmy się chyba co do was pomylili, więc dajemy wam ostatnią szansę; albo obywatel Trzaskowski wygra, albo będzie z wami brzydka sprawa. Taka poważna zastawka musiała obywatela Tuska Donalda wprawić w panikę, bo jakże inaczej wytłumaczyć taką partaninę z ubecką prowokacją?

A prowokacja zaczęła się od tego, że dwaj funkcjonariusze Propaganda Abteilung z niemieckiego portalu „Onet” puścili bąka w postaci artykułu, z którego wynikało, że obywatel Nawrocki Karol u progu swej oszałamiającej kariery sprowadzał do Grand Hotelu w Sopocie panienki. Jako na swoich informatorów powoływali się na nieposzlakowanych prawdziejów, którzy atoli pragną pozostać anonimowi – no bo – właściwie co? Przecież ani Donaldu Tusku, ani Tomaszu Siemoniaku, ani Adamu Bodnaru chyba nie przyszłoby do łbów, żeby ich za tę przysługę prześladować? Tę potrzebę anonimowości tłumaczę sobie inaczej. Oficerowie ABW wezwali swoich konfidentów – trójmiejskich alfonsów i powiedzieli im tak: wiecie, rozumiecie, alfonsi – przypomnijcie sobie, że Nawrocki sprowadzał do Grandu panienki – bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa. No to oni natychmiast to sobie „przypomnieli”, a wtedy dostali gotowca z rozkazem wykucia go na blachę, żeby żaden się nie zająknął przed niezawisłym sądem. W tym momencie włączył się obywatel Tusk Donald, który o wszystkim dowiedział się od niejakiego pana Jacka, co to w Trójmieście podobno cieszy się reputacją tuskowego szwagra i w ogóle – autorytetu moralnego – no i zażądał od obywatela Nawrockiego Karola, żeby natychmiast wytoczył funkcjonariuszom Propaganda Abteilung z „Onetu” proces w trybie wyborczym.

Bo tak naprawdę chodziło o to, że jak obywatel Nawrocki wpadnie w tę samołówkę, to się ugotuje we własnym sosie. Sęk w tym, że w 2020 roku niezawisły warszawski Sąd Okręgowy, na którym najwyraźniej bezpieczniacy mogą polegać, wydał salomonowy wyrok, że publikacja prasowa, nawet szkalująca kandydata, nie jest „materiałem wyborczym”. W tej sytuacji wyborczy pozew obywatela Nawrockiego zostałby oddalony tym bardziej, że byłbym zdziwiony, gdyby bodnarowcy z góry nie wylosowali już do tej sprawy odpowiedniego sędziego, na przykład członka „Iustitii”, bądź „Themis”, na których bezpieka może polegać, jak na Zawiszy. I jak tylko pozew obywatela Nawrockiego zostałby oddalony, stado autorytetów moralnych zawyłoby jednym głosem – oczywiście według klucza podanego przez Judenrat, który – kierując się względami rasowymi i pragmatyką bezpieczniacką – od początku stoi na nieubłaganym gruncie poparcia dla obywatela Trzaskowskiego Rafała.

Tymczasem jakaś dobra dusza – może socjal-rewolucjoniści-maksymaliści pułkownika Trusiewicza – dała obywatelu Nawrockiemu Karolu cynk, żeby z trybu wyborczego nie korzystał, tylko pozwał i oskarżył obydwu funkcjonariuszy w normalnym trybie. Wśród autorytetów moralnych rozległ się jęk zawodu – że w takim razie sprawa będzie toczyła się latami, więc cała kombinacja operacyjna Abewiaków wzięła w łeb. Co po takiej fuszerce zrobi teraz z obywatelem Tuskiem Donaldem Reichsfuhrein Urszula Wodęleje – tego jeszcze nie wiemy – ale na pewno mu przypomni, skąd wyrastają mu nogi. Kto wie, czy w ramach „rekonstrukcji rządu” nie będzie podmianki na stanowisku premiera – na przykład na Księcia-Małżonka, któremu tego jeszcze brakowało w CV takiej godności, podobnie jak stanowiska prezydenta w jakimś bantustanie. Ale gdyby orka nie była aż tak głęboka, to i tak vaginessy narobią pisku na całą Polskę, jak surowa ręka zacznie je odrywać od korytek w przytulnym vaginecie, gdzie mogły sobie moczyć w melasie swoje otwory gębowe i inne.

Takie były zabawy, spory w one lata”, kiedy obywatel Tusk Donald razem z Naczelnikiem Państwa, obywatelem Kaczyńskim Jarosławem, pogrywali z suwerenami w durnia.

Stanisław Michalkiewicz

Cztery najważniejsze błędy przegranych

Cztery najważniejsze błędy przegranych

02.06.2025 https://www.tysol.pl/a141477-cztery-najwazniejsze-bledy-przegranych

Szliśmy wczoraj spać z “sondażowym prezydentem” Trzaskowskim, a obudziliśmy się z prawdziwym prezydentem Nawrockim.

Donald Tusk i Rafał Trzaskowski Cztery najważniejsze błędy przegranych

Donald Tusk i Rafał Trzaskowski

Naród jest podzielony. Kampania wyborcza była brudna jak nigdy wcześniej. Różnica w liczbie głosów jest niewielka. Jednak ostatecznie liczy się to, że w Pałacu Prezydenckim zamieszka na pięć długich lat konserwatysta, antyglobalista i wolnościowiec.

Strona, która przegrała prezydenckie wybory, popełniła serię błędów, które zapewniły zwycięstwo Karolowi Nawrockiemu. Cztery z nich przesądziły – moim zdaniem – o ostatecznym rezultacie.

1. Już się sprawdził jako przegrywający

Po pierwsze, Platforma Obywatelska wystawiła kandydata, który już raz spektakularnie przegrał wybory. Od kiedy to wielka przegrana jest dobrą rekomendacją do ponownego kandydowania na to samo stanowisko? Jeżeli Rafał Trzaskowski nie potrafił wygrać w roku 2020 z Andrzejem Dudą, który walczył o drugą kadencję (czyli był w sytuacji polityka z “obciążeniem”), to dlaczego miałby wygrać z kimś nowym w polityce?

2. Wysoki funkcjonariusz partyjny nie mógł wygrać


Po drugie, Donald Tusk popełnił koszmarny błąd wystawiając jako kandydata wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej, który automatycznie ucieleśniał wszystkie niedotrzymane obietnice tej partii, wszystkie niezrealizowane “konkrety na pierwsze sto dni”. Wystawiając swojego partyjnego zastępcę, zrobił z wyborów referendum popularności swojego rządu, który jest nieudolny, koalicyjnie rozłazi się w szwach i stracił poparcie u wyborców. Jarosław Kaczyński okazał się tu mądrzejszy od Tuska. Jego kandydat, Nawrocki nie był – w opozycji do Trzaskowskiego –  partyjnym funkcjonariuszem. To bardzo pomogło. Najwyraźniej dla prezesa PiS było oczywiste, że odpowiednicy Trzaskowskiego, czyli np. Mariusz Błaszczak czy Ryszard Terlecki mieliby znacznie trudniej w pojedynku z Trzaskowskim.

3. Pomówienia miały odwrotny skutek

Decydującym stał się jednak trzeci błąd. Było nim wylanie na Karola Nawrockiego gigantycznego kubła nieczystości – oskarżeń niepopartych twardymi dowodami, insynuacji, potwarzy, pomówień. Rozpętano igrzyska nienawiści. I tu nastąpiło coś nieoczekiwanego. Te oskarżenia budowały – zaskakująco – obraz Karola Nawrockiego całkiem niezgodny z intencjami oskarżycieli.  Wizerunek człowieka, który wychował się na blokowisku, był zafascynowany twardym sportem (boks), miał kontakty ze środowiskiem kibiców (udział w “ustawkach”), otarł się niebezpieczeństwa środowiskowe, ale pokonał zagrożenia, ukończył studia, zrobił doktorat, założył rodzinę, sprawdził się znakomicie w pracy zawodowej. Czyli został “przetestowany” przez życie i zdecydowanie “wyszedł na ludzi”, “znalazł właściwą drogę”. Planowana dyskredytacja kandydata nie tylko nie powiodła się na zamierzoną skalę, ale uświadomiła tym wyborcom, którzy nie łykają bezkrytycznie pomówień, że mają do czynienia z człowiekiem nie z gabinetu lub zza biurka, ale z normalnego świata. Człowiekiem, który w życiu  doszedł – własnym wysiłkiem – do znakomitych rezultatów. W podświadomości Polaków mogło to nawet rezonować wspomnieniem literackiego archetypu Kmicica – sienkiewiczowskiego bohatera, który z młodzieńczego awanturnika wyszedł na prostą. Zwłaszcza, że jego oponent mógł – swoją “ogładą” i kosmopolityzmem – przypominać postać Bogusława Radziwiłła.

3. Tusk pękł

Czwartym błędem – przysłowiową “kropką nad i” – było mocne włączenie się do kampanii (na jej ostatnim etapie) Donalda Tuska. Kulminacją było jego histeryczne wystąpienie u Bogdana Rymanowskiego, które całkowicie wymknęło mu się spod kontroli. Uświadomiło ono wyborcom, że wybór Trzaskowskiego na prezydenta byłby oddaniem pełni władzy w ręce człowieka, którym kierują potężne, złe emocje. Tusk nie wytrzymał nerwowo przedwyborczego ciśnienia. Pękł. Myślę, że ten incydent był medialnie ważniejszy niż niesławne wręczanie ziemniaków w DPS, czy nieudolne próby schwytania Zorro w Tarnowie.

Kto w euforii po “zwycięstwie” Dupiarza? Bilewicz dziękował rebe Szmulejowi, Hartman ogłaszał wygraną z gangiem PiS…

2 czerwca 2025

Bilewicz dziękował rebe Szmulejowi, Hartman

ogłaszał wygraną z gangiem PiS…

Za chwilę zrzedły im miny

– tak jak Trzaskowskiemu

https://pch24.pl/bilewicz-dziekowal-rebe-szmulejowi-hartman-oglaszal-wygrana-z-gangiem-pis-za-chwile-zrzedly-im-miny-tak-jak-i-trzaskowskiemu

(PAP/Paweł Supernak )

Kiedy w niedzielę o 21:00 ogłoszono zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego, wielu ludzi z jego środowiska nie kryło szaleńczego wręcz entuzjazmu. Już dwie godziny później brzydko się te reakcje zestarzały…

„Ten pałac nie dla gangsterów! Bitwa z gangiem Kaczyńskiego wygrana! Niech żyje Polska!” – ogłosił na „X” Jan Hartman.

„Wielki sukces Rafała Trzaskowskiego. Wielki sukces Donalda Tuska. Wielkie ukłony przed Radoslawem Sikorskim. Pokazał patriotyzm, charakter i styl. Cała Polska naprzód” – napisał Tomasz Lis.

„Fajnie, oby Rafał wygrał, ale tak czy siak te wyniki to jest dramat kochani. W jakim miejscu jesteśmy jako społeczeństwo? Co będzie dalej?” – pytali dramatycznym tonem prowadzący antypisowskie konto „Osiem Gwiazd” na X.

Michał Bilewicz próbował z kolei straszyć antysemityzmem, sugerując, że Karol Nawrocki przegrał z powodu swojego spotkania z amerykańskim Żydem, rabinem Szmulejem.

„Jeśli okaże się, że rabi Szmuli Boteach załatwił nam liberalnego prezydenta, to atmosfera może się zrobić nieco jak w 1922” – pisał.

Znany politolog Rafał Chwedoruk w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” ogłaszał z kolei, że wygrana Rafała Trzaskowskiego jest dość pewna. Zapytany o 21:00, czy coś już wiemy, odparł: „Wiemy. Myślę, że już raczej niewiele może się zmienić”.

Najbardziej żenujące są jednak reakcje samego Rafała Trzaskowskiego, który przejdzie do historii jako „prezydent dwóch godzin”; na konwencji wyborczej kandydat KO ogłosił swoje zwycięstwo i dziękował wszystkim za poparcie tak, jakby rzeczywiście wygrał…

Fascynująca psychologia wincyjów

Łukasz Warzecha: fascynująca psychologia wincyjów

Łukasz Warzecha

(fot. Radek Jaworski / Forum)

Wielu komentatorów zwróciło już na to uwagę, ale ja czuję się wręcz w obowiązku o tym napisać i oddać zasługi środowisku, które ogromnie przysłużyło się wygranej Karola Nawrockiego. Czuję się w obowiązku, ponieważ to ja przed wyborami stworzyłem nazwę tej specyficznej grupy: wincyje – od hasztagu #wincyj.

Kim są wincyje? Piszę to nie w czasie przeszłym, lecz teraźniejszym, jako że wincyje nie zniknęli, oni tu są, mają się świetnie i właśnie w różny sposób przeżywają traumę. Oto jeden z przypadków.

Na Facebooku ma konto znana aktorka, pani Joanna Trzepiecińska. Trzeba przyznać, że odtwórczyni jednej z głównych ról w kiedyś kultowej „Sztuce kochania” Jacka Bromskiego z 1989 r. (obok śp. Piotra Machalicy) nie obrzyguje i nie obrzuca błotem. Doceńmy to. Ona jest zatroskana.

Pani Trzepiecińska wstawiła grafikę, pokazującą – według tytułu – „wyborców Karola Nawrockiego” z podziałem na wykształcenie i napisała: „Jako »wykształciuchy« mamy wiele do zrobienia… Edukować, edukować…”.

Szczególnie zabawne jest przy tym, że grafika jest absurdalna. Pokazane na wykresie procenty czterech poziomów wykształcenia dają razem… 234,6 proc. Można się jedynie domyślać, że ma to pokazywać, jaki odsetek osób z prawem głosu z danym wykształceniem wsparł kandydata PiS (choć źródło danych jest niewiadome). Jednak umieszczanie takiego wykresu z takim tytułem przy jednoczesnym apelu o edukowanie jest, by tak rzec, z lekka kompromitujące.

Pozwoliłem sobie do pani Trzepiecińskiej napisać:

Szanowna Pani, czy Pani zdaje sobie sprawę z tego, że właśnie rozpoczęła Pani pracę na rzecz kolejnego zwycięstwa obozu, który Pani próbuje zwalczać? Przecież ta opowieść „oni tak głosują, bo są prymitywni i niewykształceni”, to ta sama stała opowieść GW, trwająca od 30 lat. Widać doskonale, że ona nie działa i jest nieprawdziwa, a wy dalej swoje… No, ale chcącemu krzywda się nie dzieje.

Dostałem odpowiedź świadczącą o tym, że jednak moje uwagi nie zostały zrozumiane:

Pan się myli. Ja nikogo nie zwalczam. Ja tylko z połową naszych obywateli w wyborze prezydenta się nie zgadzam. Ale to nie znaczy, że mam się komuś podlizywać i rezygnować z własnych poglądów i wiary w to, że edukacja rozszerza horyzonty. Podkreślam – własnych poglądów. Nie partyjnych. Ten podział jest wykreowany na rzecz zarządzania masami. W rzeczywistości linie podziałów, to linie wpływów i interesów, talentów, kultury i smaku…Doskonale Pan o tym wie…

Przekładając z elitarnego na nasze: hołota źle zagłosowała, bo jest niewyedukowana, ale zamiast się na nią wkurzać, trzeba ją nauczać, a wtedy zagłosuje tak jak my, bo nasze głosowanie wynika właśnie z faktu, że jesteśmy lepiej wykształceni. No i jeszcze z tego, że mamy inny smak, talenty i kulturę.

Znów podkreślę: to jest wincyj wyjątkowo łagodny i pozbawiony w zasadzie agresji. To nie jest nawet wincyj na poziomie pani Krystyny Jandy, która napisała wprost, że się wstydzi. Nie jest to oczywiście także wincyj na poziomie „dziennikarza” Tomasza Kisielewicza (publikującego jako „Wiejski”), który w niedzielę o 21.00 napisał: „Skurwysyn przegrał”, po czym po kilkunastu godzinach się poprawił: „Skurwysyn jednak wygrał”.

Wincyje są z mojego punktu widzenia swoistym fenomenem nie tylko socjologicznym, ale też intelektualnym i psychologicznym. Zadziwiająca jest całkowita odporność tej grupy na racjonalną kalkulację, dotyczącą skutków ich wypowiedzi. Wydawałoby się, że nawet najbardziej oporna na edukację – skoro już trzymamy się nomenklatury pani Trzepiecińskiej – osoba zorientowałaby się po dekadach ćwiczenia tego samego (jako że efekt pojawia się co najmniej od 2005 r.), że uparte trzymanie się narracji o ciemnych, prymitywnych masach, głosujących na uwielbianych przez siebie groźnych nazioli, daje efekty odwrotne od zamierzonych.

Gdyby wincyje byli pragmatyczni i gdyby byli zdolni do kontrolowania swoich emocji, zaczęliby się wstrzymywać od ogłaszania tego poglądu przy każdej możliwej okazji. Oni jednak, mimo apeli co przytomniejszych przedstawicieli lewej strony, takich jak Grzegorz Sroczyński czy Piotr Pacewicz, nie są w stanie, co każe sądzić, że mamy tutaj do czynienia z jakimś głęboko zaszytym w warstwie emocjonalnej wewnętrznym przymusem. A tego już w kategoriach racjonalnych pojąć się nie da.

Widziałem w poniedziałek powyborczy w TVP pana Borysa Budkę. Zapytany o powody tego, że na pana Nawrockiego głosowała przeważający odsetek młodych (w grupie do 40. roku życia miał większość), był w stanie jedynie wydukać, że „to szczególnie niepokojące”. Faktycznie, z punktu widzenia formacji pana Budki – nie sposób się nie zgodzić. To jednak oczywiście nie tłumaczy przyczyny.

Co do niej, można postawić hipotezę, że widzimy obraz młodszych pokoleń uodparniających się na „pedagogikę wstydu”, uprawianą przez państwa Bilewicza, Trzepiecińską, Holland, Michnika, Hartmana, Lisa i wielu, wielu innych. To jest zasadnicza zmiana socjologiczna, której źródła należy upatrywać między innymi w całkowicie przez obecny obóz rządzący zlekceważonym bogaceniu się, swobodzie podróżowania i idącym za tym coraz mniej bałwochwalczym stosunkiem do „Zachodu”.

To właśnie ów mityczny Zachód był zawsze narzędziem wmawiania Polakom kompleksów, które miały owocować głosowaniem zgodnie ze wskazaniem „mądrzejszych”. To cały czas jest skuteczne wobec ogromnej przecież grupy wyborców, ale ta skuteczność wyraźnie spada. Smaganie Polaków nagłówkami z zachodnich mediów, mówiącymi o wygranej „nationalist candidate”, robi wrażenie na coraz mniejszej części.

Zjawisko wincyjów powinien z całą pewnością gruntowanie przestudiować jakiś dobry socjolog i psycholog społeczny – mogłaby z tego wyjść fascynująca opowieść naukowa. Na razie jednak sztab pana Nawrockiego może być wdzięczny Opatrzności, że wincyje tak bardzo się w tej kampanii uaktywnili – bez nich na pewno kandydatowi PiS byłoby znacznie trudniej wygrać.

Łukasz Warzecha

Kto wygrał wybory

Obraz tytułowy: Wojciech Kossak, Bitwa pod Kircholmem,

Druga, rozstrzygająca tura wyborów prezydenckich w Polsce już za nami. Siłom unijno-globalnym nie udało się osadzić swojego kandydata na urzędzie, w odróżnieniu od Rumunii, gdzie ta operacja się udała.

Frekwencja była wysoka – 71,63%, na Karola Nawrockiego głos oddało 50,89% głosujących, na Rafała Trzaskowskiego 49,11%, tak przynajmniej twierdzi PKW.

W większości dużych miast wygrał kandydat unijny, na prowincji – kandydat narodowy. Świadczy to o rozkładzie elektoratów, z czego można wyciągać ciekawe wnioski.

Oddanie głosu na kandydata UE przez mieszkańców Polski wymaga dogłębnego oderwania od rzeczywistości lub złej woli. Skojarzenie tego z rozkładem elektoratów wskazuje, że duże miasta zasiedlone są przez przeważający elektorat unijny, składający się z dwóch głównych grup. Grupa pierwsza, liczniejsza to ludzie zaczadzeni medialną propagandą, odklejeni od prawdziwego życia. Grupa druga to ludzie przekupieni, zatrudnieni przez rozrośniętą do groteski administrację i osadzone w Polsce zagraniczne korporacje, kolonizujące polską ziemię i gospodarkę. Ludzie z tej drugiej grupy czerpią bezpośrednie korzyści z generalnej grabieży polskiej własności.

Obie grupy żyją w wielkomiejskiej bańce, sztucznie stworzonym świecie, finansowanym przez pracę zwykłych ludzi z prowincji. Widać teraz wyraźnie, dlaczego wszystko w Polsce musi być takie drogie i skomplikowane – prowincja zwykłych ludzi musi swoim życiem i pracą sfinansować funkcjonowanie pasożytniczej armii wielkomiejskich sybarytów, tworzonej przez biurwy, aparatczyków i innych darmozjadów. O ile grupę zaczadzonych można odzyskać dla narodu w dość prosty sposób – poprzez przejęcie mainstreamowych mediów, o tyle z drugą grupą – armią pasożytów sprawa jest trudniejsza, trzeba ich bowiem oderwać od koryta i stworzyć warunki do uczciwej pracy. Ponieważ ich życie jest na co dzień lekkie, łatwe i przyjemne, będą oni bronić swojego pasożytniczego sposobu życia jak niepodległości.

Tak właśnie globaliści korumpują narody, wybierając sobie grupy ludzi, kuszonych pseudoedukacją i sztucznie tworzonymi etatami pozornej gospodarki. Skorumpowana część narodu przestaje być narodem, stając się nienarodem i antynarodem, tocząc swoje życie prostytucyjne, zdradzając interes narodowy dla możliwości życia w otoczeniu światowych butików, sieciowych kawiarni i udzielających drogich kredytów globalnych banków. Zadanie odzyskania tej grupy dla narodu będzie jednym z największych wyzwań dla władzy ozdrowieńczej, odnawiającej naród i państwo.

Polskie wybory prezydenckie ’2025 były bitwą w wojnie, która toczy się o przetrwanie narodu i państwa polskiego. Bitwa ta miała dwie fazy (dwie tury) i dwa cele taktyczne.

Cel pierwszy to niedopuszczenie do wygranej sił globalno-unijnych, symbolizowanych przez Rafała Trzaskowskiego. Cel drugi to niedopuszczenie do wygranej pseudopatriotycznej kamaryli, oficjalnie narodowej, lecz w istocie realizującej te same cele, co grupa globalno-unijna.

Pierwszy cel udało się z pewnością osiągnąć, wróg został pobity, choć nie pokonany. Cel drugi jest trudniejszy do rozpoznania, bowiem kamaryla posługuje się dezinformacją, ukrywając swoje prawdziwe intencje. Wielu patriotów wahało się, czy zagłosować na Karola Nawrockiego, pamiętając rządy tzw. zjednoczonej prawicy i jej oddanie unijno-globalnej polityce.

Przed pierwszą fazą bitwy (I tura) nie było jeszcze przesądzone, pod jakimi sztandarami kandydat patriotyczny ruszy do drugiej fazy bitwy (II tury). Wyniki pierwszej tury określiły jednak to, co będzie działo się w turze drugiej. O ile sympatie nienarodu i antynarodu ułożyły się przewidywalnie, wspierając jednoznacznie lewactwo, o tyle sympatie narodu rozłożyły się pomiędzy trzech kandydatów: Grzegorza Brauna, Sławomira Mentzena i Karola Nawrockiego. Żaden z nich sam nie mógł pokonać sił wroga. Pojawiło się ryzyko tego, co często działo się między ugrupowaniami prawicy: walki między sobą, zamiast walki z wrogiem ich wszystkich. Wcześniejsze bratobójcze walki pokazały, że źródła tej wzajemnej agresji są dwa: egoistyczne dążenia liderów i ich otoczenia oraz machinacje sił spoza Polski, używających służb i mediów. Istniało poważne ryzyko, że tym razem również zrealizuje się scenariusz skłócania sił patriotycznych, pisany przez wrogów Polski.

Pokonanie zjednoczonych sił antypolskich wymagało co najmniej powstrzymania się od wzajemnych walk wodzów patriotycznych. Było to trudne zadanie, głównie przez obciążenie, jakim dla Nawrockiego była pamięć patriotów o niedawnych rządach PiS. Patrioci, popierający Brauna i Mentzena obawiali się, że jeśli zagłosują na Nawrockiego, powróci polityka Wielkiej Morawy i Dudusia Gryzipiórka.

Dodatkową potencjalną linią konfliktu była kontrowersja między Konfederacją Mentzena i Koroną Brauna. Istniało więc ryzyko, że zamiast stoczyć główną bitwę z wojskami pruskimi, armie patriotów stoczą trzy mniejsze potyczki między sobą: Braun z Mentzenem, Braun z Nawrockim, Nawrocki z Mentzenem. Stało się jednak inaczej. Główni wodzowie sił polskich powstrzymali się od bezpośredniego atakowania siebie nawzajem. Nowej dynamiki wyborczej walki nadała dywersja harcowników Stanowskiego, pokazując, gdzie znajdują się główne siły wroga. Marazm prawicy, związany z brakiem uznania przez obóz PiS własnych win przełamał Braun, niespodziewanie formując niezbyt liczne, ale bitne, karne i świetnie dowodzone oddziały husarii. Kolejną dywersję wśród zasobu mobilizacyjnego lewactwa przeprowadził Mentzen, wyciągając rzesze młodych wyborców z oparów lewackich mitów.

Po pierwszej fazie bitwy obie armie stały naprzeciw siebie, obmyślając taktykę głównego starcia II tury. Wojska pruskie nie miały możliwości elastycznego działania, zużywając w pierwszej fazie bitwy większość odwodów. Poza tym sposób wyszkolenia, przyjęta sztywna taktyka i zajęta pozycja taktyczna nie dawały prusakom możliwości manewru. Mogli tylko liczyć na wsparcie zagranicznych agentów, przewagę informacyjną polskojęzycznych mediów i wilcze doły podczas liczenia głosów. To bardzo duże wsparcie, jednak okazało się niewystarczające.

Siły polskie zachowały manewrowość, korzystając z możliwości wojny szarpanej dzięki niezależnym mediom, niekontrolowanym przez wroga. Istotnym wsparciem sił polskich okazał się główny przeciwnik strategiczny sił pruskich, potężny sojusznik zza oceanu. Przysłał on siły ekspedycyjne, które dokonały skutecznej dywersji informacyjnej. Siły pruskie popełniły zaś szereg taktycznych błędów, kierując się nadmierną pewnością siebie i zbyt małą świadomością sytuacyjną pola walki.

Decydującą rolę w drugiej fazie bitwy odegrała jednak postawa armii Brauna i Mentzena. Przed głównym starciem, pomiędzy turami artyleria koronna Brauna skutecznie ostrzelała pozycje sił pruskich. Przygotowanie artyleryjskie spowodowało pewne straty w pruskich szeregach, jednak główny cel ostrzału był inny. Chodziło o wskazanie głównym siłom, dowodzonym przez Nawrockiego, wspieranym przez Mentzena, jaki jest strategiczny cel bitwy i jakie ładunki powodują największe straty wśród prusaków. Interwencja wojsk Brauna sprawiła, że zarówno Nawrocki, jak i Mentzen, widząc skuteczność strategii Brauna i możliwości rozbudowy jego sił w przyszłości, musieli przyjąć narzucone przez niego cele zmagań. Główne ich siły wzniosły więc chorągwie niepodległości, i pod tymi znakami stanęły do decydującej walki. Tuż przed starciem było więc widać, że polscy wodzowie nie będą walczyć ze sobą, wciąż jednak nie było pewne, czy razem ruszą na pruskie regimenty.

Pierwszy zdecydował się Mentzen, stwierdzając, że głównym wrogiem jego wojsk są siły Trzaskowskiego. Dawało to głównym siłom polskim dużą nadzieję na wspólną szarżę z wojskiem Mentzena. Decydujące znaczenie dla przebiegu głównego starcia odegrała jednak husaria Brauna. Jednoznaczna deklaracja poparcia Nawrockiego przez Brauna wlała nową nadzieję w serca polskich wojowników. Teraz już nikt nie miał wątpliwości, skoro Braun staje do walki z prusami u boku Nawrockiego, nikt nie powinien stać z boku, biernie czekając na wynik bitwy. Szarża husarii, wyprowadzona przez hetmana wielkiego koronnego Grzegorza Brauna była więc uderzeniem przełamującym, które utorowało drogę w sam środek pruskich szyków głównym siłom polskim, jak pod Kircholmem.

Bitwa była zacięta, a jej losy wahały się do ostatniej chwili. Morale prusaków zostało w decydującej chwili osłabione przez rozpaczliwą próbę odsieczy gubernatora Tuskiego, który próbował ośmieszyć wodza Nawrockiego w oczach własnych żołnierzy, a także przez niefortunną próbę egzekucji Batmana, schwytanego przez bodnarskich.

To, zamiast osłabić morale wojsk polskich, tylko rozwścieczyło polskich wiarusów. Z okrzykiem bojowym „tylko nie Trzaskowski” i „uwolnić Batmana” ruszyli na skonfundowanych prusaków. Tuż po zamknięciu lokali wydawało się przez chwilę, że górą są prusy. Wznieśli wówczas okrzyki triumfalne, pewni zwycięstwa. Podobnie, jak Krzyżacy pod Grunwaldem, szykowali już wozy z kajdanami na ujętych polskich oficerów. Przedwczesny był jednak ich triumf, siły polskie wyszły na tyły prusaków i uderzyły na ich tabory. Gdy jeszcze trwało poczucie zwycięstwa w pruskich szeregach, głównemu wodzowi ich armii doniesiono o faktycznym przebiegu bitwy, po czym oddalił się on spiesznie z placu boju, zostawiając swe wojska, jak Antoniusz pod Akcjum.

Zwyciężyli Polacy z południowego wschodu Polski. Głownie wieś i prowincja. Piękne mapy. [już poprawione]

bardzo fajne źródło – interaktywny skrypt: https://polandelects.com

Porównajmy wyniki z gmin – z tymi “zintegrowanymi”.

Mielibyśmy w sejmie o wiele większe szanse, gdyby nie ta obłędna ordynacja pseudo-proporcjonalna, która uzależnia posła od “prezesa”, nie zaś od swych wyborców. Nawet przy wyborze prezydenta to widać. MD

=====================================

Mapa z uwzględnieniem gmin:

Mapa z uwzględnieniem powiatów:

Mapa z uwzględnieniem województw:

Jak głosowały duże miasta?

Moja rodzinna gmina – KZ.

======================================

Na Nawrockiego zdecydowanie chętniej głosowali mieszkańcy wsi.

Na prowincji bezpartyjny kandydat PiS uzyskał ponad 64 proc. głosów, podczas gdy w miastach zaledwie 43,17 proc.

Szczególnie niski był wynik Nawrockiego w miastach powyżej 500 tys. mieszkańców, gdzie zdobył 36,51 proc. głosów. Zwyciężył natomiast w gminach i miastach do 20 tys. mieszkańców.

ZORRO zmienił preferencje Tarnowa! Miasto Zorro wybrało Karola Nawrockiego

Tarnów: Miasto Zorro wybrało Karola Nawrockiego

W pierwszej turze wyborów prezydenckich w Tarnowie wygrał kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski.

W drugiej miasto poparło Karola Nawrockiego.

Rafał Trzaskowski zdobył w pierwszej turze wyborów w Tarnowie 17 310 głosów, co dało mu 32,78 %. Na Karola Nawrockiego głosowało natomiast 16 645 tarnowian, co pozwoliło mu na osiągnięcie wyniku 31,52 %. Podium uzupełnił Sławomir Mentzen, uzyskując 6 776 głosów (12,83 %.).

W drugiej turze w mieście Zorro wygrał już Karol Nawrocki, osiągając 51 % proc. głosów. Na Rafała Trzaskowskiego głosowało 49% mieszkańców.

Jak zagłosowali wyborcy innych kandydatów.

Jak zagłosowali wyborcy Mentzena?

Miażdżąca przewaga Nawrockiego

https://pch24.pl/jak-zaglosowali-wybory-mentzenza-miazdzaca-przewaga-nawrockiego

Wyborcy Sławomira Mentzena w absolutnej większości poparli Karola Nawrockiego. Jak wynika z sondażowych badań, na kandydata popieranego przez PiS zagłosowało 88,1 proc. tych Polaków, którzy w I turze poparli prezesa Nowej Nadziei.

Trzaskowski okazał się wyborem zaledwie 11,9 proc. wyborców Mentzena.

Jeszcze większą przewagę Nawrocki miał wśród zwolenników Grzegorza Brauna. Na Nawrockiego zagłosowało 92,5 proc. z nich, podczas gdy na Trzaskowskiego tylko 7,5 procent.

Podobnie wyglądała sytuacja w przypadku wyborców Marka Jakubiaka: 90,3 proc. oddało głos na prezesa IPN, podczas gdy tylko 9,7 proc. na prezydenta Warszawy.

Co ciekawe, niemal po połowie podzielili się wyborcy Krzysztofa Stanowskiego: Nawrockiego poparło 51,2 proc. z nich, podczas gdy Trzaskowskiego 48,8 procent.

Karol Nawrocki miał ponadto przewagę u wyborców Artura Bartoszewicza (67,3 do 32,7), Marka Wocha (65,4 do 34,6) oraz Macieja Maciaka (72,9 do 27,1).

Trzaskowski zwyciężył za to u wyborców Magdaleny Biejat (90,2 do 9,8), Szymona Hołowni (86,2 do 13,8), Joanny Senyszyn (81,1 do 18,9) oraz Adriana Zandberga (83,8 do 16,2).

Zwraca jednak uwagę relatywnie spory odsetek wyborców Senyszyn i Zandbera, którzy poparli Karola Nawrockiego. 16, 2 procent zwolenników tego ostatniego głosowało za kandydatem popieranym przez PiS

Źródło: onet.pl Pach

Kto tak naprawdę wygrał to się jeszcze okaże. Na razie wiadomo kto przegrał.

Oficjalne wyniki wyborów. “Żonkil” przegrywa

Autor: CzarnaLimuzyna , 2 czerwca 2025

AIX

Antypolska koalicja składająca się m.in. z silnych razem, nienawidzących razem, głupszych razem oraz kłamiących razem przegrała wybory prezydenckie w Polsce.

Wynik jest zatrważający. Okazało się, że aż połowa głosujących to ludzie, którzy bez żadnych skrupułów są w stanie zagłosować na opcję, która jawnie opowiada się za likwidacją Polski.

Wygrał kandydat poparty przez USA, których aktualna administracja jest skonfliktowana z „Bestią”, zarządzającą faszystowską Unią.

Czy zwycięzca wyborów znajdzie siłę i odwagę, aby opowiedzieć się za Niepodległością? Oczekuję od pana Nawrockiego odcięcia się od PiS i zaproszenia do współpracy Marka Chodorowskiego i reszty polskich patriotów.

Kto tak naprawdę wygrał to się jeszcze okaże. Na razie wiadomo kto przegrał.

KRZYŻ czy konstytucja?

Wysłane przez Alina@Warszawa

KRZYŻ czy konstytucja? 
Od dłuższego czasu noszę się z napisaniem tego tekstu. Pytanie może być szokujące, albo bezsensowne – na pierwszy rzut oka.
Bo co ma wspólnego krzyż – symbol chrześcijaństwa, bo o taki krzyż chodzi – z konstytucją? Ano dużo więcej niż się nam na co dzień wydaje.

Pierwsza konstytucja powstała w USA w konkretnych warunkach politycznych, po wojnie Północ-Południe.
Pierwsza w Europie – to „Konstytucja 3 maja” w Polsce.
Znawcy historii mówią, że USA to organizacja illuminatów, masonów, czy jakichś innych tajnych organizacji, o których przeciętny człowiek (jak ja) nie ma pojęcia, oprócz tego, że czasami słyszy o ich istnieniu.
Pytanie podstawowe jest takie: to jak działało prawo przed wprowadzeniem pierwszej konstytucji?
Co ciekawe konstytucja w USA zmieniała prawo pochodzące z Wielkiej Brytanii, bo USA było niejako kolonią GB. USA przestało być kolonia GB i przestało podpadać pod władzę króla Anglii. Do tej pory Australia i chyba Kanada podpadają pod władze królestwa?

Znalazłam ciekawy tekst o konstytucjach „Pierwsze konstytucje europejskie(link is external)”. 
Tekst ten pokazuje, że chociaż nie było jednolitego dokumentu o tej nazwie, to pojawiały się akty prawne, które regulowały sporne kwestie pod panowaniem konkretnego władcy. Tak było we wszystkich europejskich, chrześcijańskich państwach.
To prawo miało jedną wspólną cechę jego – podstawą były przykazania kościelne i chrześcijańskie zasady moralne określone w prosty sposób:
10 przykazań Bożych
 1. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną
  2. Nie będziesz wymawiał Imienia Pana Boga twego nadaremno
  3. Pamiętaj, abyś dzień święty święcił
  4. Czcij ojca twego i matkę twoją
  5. Nie zabijaj
  6. Nie cudzołóż
  7. Nie kradnij
  8. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu
  9. Nie pożądaj żony bliźniego swego
10. Nie pożądaj żadnej rzeczy bliźniego swego
7 grzechów głównych 
1. Pycha
2. Chciwość
3. Nieczystość
4. Zazdrość
5. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu
6. Gniew
7. Lenistwo
7 cnót głównych
1. Pokora
2. Hojność
3. Czystość
4. Miłość
5. Umiarkowanie
6. Cierpliwość
7. Gorliwość i pracowitość

Gdyby wszyscy przestrzegali tych zasad, nasze życie byłoby bezproblemowe 🙂

Niestety nie jestem prawnikiem, ani historykiem o specjalności historia prawa. Mało tego! W trakcie długoletniej edukacji tzw. ogólnej, nie było o historii prawa, więc trudno mi analizować jak to z tym prawem było. Szczególnie, że prawda o obowiązującym u nas prawie może być mało ciekawa dla katolików, dla Polaków. Bo trudno nie zauważyć, że w zależności kto zdobywał wpływy i władzę, ten wprowadzał własne prawa, co widać szczególnie w czasach rozbiorowych.
Ciekawe i krótkie opracowanie polecam: „PRAWO W II RZECZPOSPOLITEJ(link is external)”  

Jakie prawo pojawiło się po II wojnie światowej w PRL-u? Zupełnie inne niż to przed 1939 roku. Staliśmy się kolonią ZSRR, której propaganda utrzymywała, że jesteśmy niepodległym państwem.
Nie wiem, czy są jakieś analizy w jakim zakresie prawo z lat 1945-1989 pozostało bez zmian. Oczywiście najważniejsza była zamiana konstytucji w 1997 roku. Nową konstytucję zrobił rząd byłych działaczy PZPR i zatwierdził prezydent Kwaśniewski równie czerwony i związany z ZSRR/Rosją jak rząd.

Jaka nie byłaby konstytucja, to dotyczy ona głównie spraw konstrukcji i organizacji państwa jako bytu niezależnego od innych państw. Oczywistą sprawą jest zapewnienie równych praw wszystkim obywatelom tego państwa.
Ale wszystkie inne zasady współżycia międzyludzkiego wynikają bezpośrednio z zasad chrześcijańskich, których uczymy się i poznajemy od dziecka w domach i na lekcjach religii. Czyli to KRZYŻ jest symbolem naszych podstawowych praw, które mamy dzięki Jezusowi Chrystusowi. Nie jest ważne, czy ktoś wierzy w Jego boskość, czy nie. Bo to on wywalczył dla nas te prawa! Kosztowało go to utratę życia na KRZYŻU!
Każdy kto chce usuwać krzyże jest barbarzyńcą, przedstawicielem innych religii, chce pobawić nas podstawowych praw ludzkich.

Widać to najlepiej na przykładzie afery aborcyjnej w szpitalu w Oleśnicy. Dla „lekarki” Jagielskiej-Mengele prawa podstawowe każdego z nas „nie istnieją”, ona nie wierzy w Boga, bo jest Żydówką, i uważa, że człowiek staje się człowiekiem dopiero po porodzie – bo tak mówi jej judaizm!

Teraz warto sobie uzmysłowić, kto walczył z KRZYŻEM, kto chce zlikwidować Kościół, kto chce usuwać KRZYŻE z przestrzeni publicznej, kto mordował księży. Mam nadzieję, że każdy wyciągnie właściwe wnioski.
Religia (jako fakty z życia Jezusa, apostołów, historii Kościoła i świętych) powinna być najważniejszym przedmiotem w szkole! Bo to jest podstawa CYWILIZACJI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ, EUROPEJSKIEJ i POLSKIEJ!

Bo jeśli nie, to na Zachodzie czekają wyznawcy Allaha, dla których naturalnym prawem jest szariat. Na szczęście nasza czapeczkowa mniejszość nie ma większości, bo KRZYŻA już dawno nie byłoby w Polsce.
O ile KRZYŻ zapewnia jednakowe prawa WSZYSTKIM LUDZIOM, to szariaty i talmudy już nie. Różne konstytucje też niekoniecznie, bo przecież mogą być w każdej chwili zmienione w zależności jaka opcja “wygra” wybory.
Póki co mamy jeszcze wybór. Dzisiaj też.

Druga tura nie dla Bonżura. Fundamentalne jest wykopanie drzwi razem z framugą

Druga tura nie dla Bonżura

Marcin Sułkowski https://konserwatyzm.pl/sulkowski-druga-tura-nie-dla-bonzura/

            Kończąca się właśnie kampania prezydencka, wbrew narzekaniom i pseudo-analizom części utuczonych na państwowym garnuszku komentatorów wskazujących na swoją rzekomą moralną wyższość w ocenie tejże, była kampanią nie tylko bardzo ciekawą, ale także szalenie istotną z perspektywy zmian, jakie zaczęły się w warstwie społeczno-politycznej. System demoliberalny będący w swej istocie oparty na rewolucyjnej mechanice konfliktu „postępowych” elit przeciwko tym, którzy sprzeciwiają się kierunkowi, celom i kształtowi zmian owego „postępu” uległ pęknięciu. Dzięki temu pojawił się w nim na tyle wyraźny wyłom, że zaistniała realna szansa, by długofalowo zacząć mozolną drogę na rzecz odwrócenia szkodliwych trendów i przywrócenia rzeczywistości nieco przyzwoitości oraz rozumu. Aby jednak to się stało, trzeba całkowicie odrzucić principia przyświecające polskiej polityce w III RP w postaci walki plemion i realizacji ich interesów a więc targnąć się na postawienie za cel główny dobro Polski. Jest na to szansa i wynika ona z istotnej zmiany w rzeczywistości, której jak się zdaje, większość komentatorów politycznych po prawej stronie albo nie dostrzega, albo niesłusznie bagatelizuje.

            Aby właściwie zrozumieć na czym polega wyłom w rewolucji, trzeba zwrócić uwagę na element, który kształtował naszą rzeczywistość polityczną jeszcze od końca II wojny światowej, czyli monopol informacyjny. Dotychczas mieliśmy sytuację taką, że media tkwiły w rękach bardzo wąskiej grupy osób narzucających interpretację rzeczywistości i kształtujących sposób myślenia Polaków. Było to oczywiste w czasach PRL, bowiem Polacy mieli świadomość istnienia cenzury i próbowali zbierać informacje ze źródeł alternatywnych. Przeciwnik w warstwie informacyjnej był jasno zdefiniowany, toteż zaczadzenie umysłów było trudniejsze dla władzy. Jednakże upadek PRL i pojawienie się w III RP „wolnych” mediów całkowicie uśpiło czujność Polaków. Przeświadczeni o tym, że po upadku komuny nastąpiły wolne media, rodacy stracili swoją czujność, co skrzętnie wykorzystali plugawcy różnego sortu. Największa zakała medialna w postaci Gazety Wyborczej rozpoczęła swój paskudny i niszczycielski rajd przez umysły i świadomość ludzi.

Zaszczepianie pogardy dla własnej tożsamości i tradycji, co rozpoczęło proces dramatycznej w skutkach laicyzacji społeczeństwa. Wmawianie wyssanego z mlekiem matki antysemityzmu, przez co środowisko Michnika samo stworzyło sobie pałkę do pacyfikacji niewygodnych wrogów ideowych i zamykania im ust. Małpie naśladowanie wszystkich „nowoczesnych” wzorców zachodu, począwszy od rewolucji seksualnej będącej w istocie zrównaniem człowieka ze zwierzęciem, które bezmyślnie ulega chuci, co zmieniło wzorce w zakresie seksualności a połączone z wieloletnim zohydzaniem klasycznego małżeństwa i rodzicielstwa oraz powtarzania za Klubem Rzymskim kompletnych bzdur o przeludnieniu doprowadziło do zapaści demograficznej i wymierania Polaków.

W tych wszystkich oraz w wielu innych elementach rzeczywistości, główną rolę odegrał właśnie monopol informacyjny. Dokładając do tego inne media koncesjonowane, które obrały dokładnie tę samą agendę, lecz dla niepoznaki przyjęły inne szyldy i różniły się kosmetycznie, trzeba stwierdzić rzecz oczywistą – przez ten mechanizm Polacy zostali wciągnięci w proces samozniszczenia. Wybory prezydenckie 2025 roku są o tyle istotne i inne niż poprzednie, bowiem to właśnie w trakcie tejże kampanii udało się zniszczyć monopol informacyjny. Media klasyczne w postaci koncesjonowanej prasy i telewizji straciły rząd dusz w wyniku zmiany technologicznej, której elity demoliberalne z jednej strony nie zrozumiały i nie doceniły a z drugiej padły ofiarą niczego innego, jak naturalnej konsekwencji metodyki rewolucyjnej w postaci planowania rzeczywistości przy biurku, w oderwaniu od człowieka i prawidłowego, klasycznego rozumienia jego natury.

Demoliberalnym rewolucjonistom informacja wymknęła się spod kontroli, ponieważ nie uwzględnili, że rewolucyjny plan, który powzięli, ma zawsze tę samą wadę, na jaką wskazywała już znienawidzona przez nich scholastyka – człowiek nie jest w stanie przewidzieć wszystkich skutków swoich decyzji. A jest to szczególnie widoczne, gdy takich prób przewidywania próbuje dokonać człowiek pyszny i przeświadczony o swojej wyższości intelektualnej oraz moralnej, czyli modelowy przedstawiciel dzisiejszej elity. Za nic nie przyzna, że jego rozumienie rzeczywistości nie jest prawdziwe i nie rezonuje z tym, czego oczekują ci, którym elity próbują owo rozumienie rzeczywistości narzucić.

            I bardzo dobrze dla kontrrewolucji, ponieważ dzięki temu elity od pewnego czasu popełniają błąd za błędem. Tkwią bowiem cały czas w przeświadczeniu, że nadal ich słowa mają taką moc rażenia jak 10-15 lat temu. Myślą, że rzucenie na kogoś anatemy pojęciowej w postaci wyssanego z palca zarzutu o antysemityzmie, faszyzmie, zacofaniu czy nawet agenturze będzie odnosiło pożądany skutek. Czasy jednak się zmieniły a Internet ze swoimi kanałami wymiany informacji, możliwością interakcji i jednak specyficznym poczuciem humoru doprowadza do tego, co przecież tak często obalało elity chcące decydować o sposobie myślenia maluczkich – do kompletnego ich wyśmiania a więc przewartościowania przekazu.

Gdy jakaś redaktor Wielowieyska, Lis czy inna mutacja zakompleksionego i powtarzającego liberalne formułki ojkofoba z „intelektualnego” chowu wsobnego rasy idiotów rzucają zarzut „ANTYSEMITA!”, społeczność Internetu zaczyna się śmiać, bo już od dawna wie, że antysemitą nie jest ten, kto nie lubi żydów tylko ten, kogo nie lubią żydzi. Nasze nierozgarnięte elitki nadal żyją mentalnie w 2005 roku, gdy powtarzający powyższą definicję antysemityzmu w swoich książkach Waldemar Łysiak był po prostu przemilczany i nie miał możliwości dotarcia do tak szerokiego grona odbiorców, jaką miałby obecnie w dobie mediów społecznościowych. Nikt już nie przejmuje się zarzutem o „onucach”, bowiem ten bezmyślny frazes był rzucany tak często i w stronę tak wielu osób, że teraz prawie każdy jest onucą. I prawie każdy ma to tam, gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę.

            Elity są więc obecnie w szoku. Skowyt komentatorów establishmentu doskonale udowadnia, że władza zaczyna im się wymykać z rąk. Wiedzą doskonale, że bez koryta, które sobie stworzyli siecią powiązań, układów, pięknego różnienia się, zostaną zmieceni i stracą to z powodu czego przez lata prostytuowali się intelektualnie – status społeczny i materialny oraz poczucie prestiżu. Mainstream dostał właśnie celny cios na brodę, chwieje się przy linach zamroczony i kompletnie nie rozumie, że nie tylko właśnie przegrywa walkę w ringu. Mainstream przy odrobinie wysiłku kontrrewolucyjnego może dostać poprawkę z drugiej strony i to taką, że z ringu po prostu wyleci z hukiem.

Gdy lata temu organizowano ustawę ACTA, próbowano wrzucić do Internetu mechanizmy cenzury, które będąc w rękach elit miały ułatwić im gładkie przejście od mediów klasycznych do nowoczesnych. Ustawa ta spotkała się z gigantycznym sprzeciwem zwykłych ludzi i już sam ten fakt powinien być wyraźnym sygnałem dla elit, że Internetu nie da się spacyfikować tak, jak udało się zagarnąć prasę czy telewizję. Na nasze szczęście elity uznały, że skoro ludzie tak bronią wolności w Internecie, to po prostu trzeba zacząć na nim jak najwięcej zarabiać i dostosowywać go pod siebie innymi, legalnymi choć nieprzyzwoitymi mechanizmami jak np. algorytmy. Pech  jednak chce, że zostawiając w Internecie uchyloną furtkę w postaci odpowiedniego zakresu wolności słowa oraz mechanizmu kapitalizacji zainteresowania, okazało się, że treści alternatywne wobec przekazu mainstreamu są po prostu zbyt opłacalne, by je wyrzucić.

W taki oto sposób pojawiły się dziesiątki kanałów na różnych platformach, które aby w ogóle mieć szansę na zarobek, siłą rzeczy musiały ukazywać narracyjnie coś innego niż media będące w rękach elit. Problemem elit jest jednak to, że tkwiąc w swoich cieplarnianych warunkach monopolu informacyjnego, stały się kompletnie nieudolne w warstwie konfrontacji faktów czy wartościowania narracji. Społeczność internetowa jest przesiąknięta ludźmi zaprawionymi w ideowych bojach, którzy dodając do tego odpowiednie zasięgi i ubierając w odpowiednią formę humorystyczną, mówiąc językiem mediów społecznościowych – wycierają podłogę miernotami z establishmentu. To już nie jest kolejna odsłona filmików w stylu: „Korwin zaorał lewaka”.

Takie rzeczy widzieliśmy w przypadku Krzysztofa Stanowskiego konfrontującego się z Jasiem Kapelą kilka lat temu. Teraz jednak Krzysztof Stanowski wykorzystał swoje gigantyczne zasięgi do tego, by personę tak paskudną jak Dorota Wysocka-Schnepf wypunktować merytorycznie na oczach milionów oglądających, którzy dowiedzieli się o przeszłości ojca jej męża biorącego udział w Obławie Augustowskiej. Dziennikarz, nazwijmy to nowego typu, mógł dotrzeć do rzeszy ludzi z informacją o tym, że kształt elity to efekt układów i bycia odpowiednio umoczonym w antypolski proceder. I zrobił to w takim stylu, że jedyne osoby roniące słone łezki z powodu losu p. Wysockiej-Schnepf, to właśnie trafione w brodę, chwiejące się na linach mierne elitki i ci, którym przeprali umysły w czasach, gdy Internet nie był tak popularny. Problemem establishmentu jest to, że przez naturę, pula ich zwolenników z roku na rok się kurczy.

            Aby tym bardziej unaocznić skalę zmiany w warstwie informacyjnej proszę się cofnąć o 15 lat wstecz i spróbować sobie wyobrazić sytuację, że do jakiegoś studia telewizyjnego w czasie dużej oglądalności trafia przed kamery Grzegorz Braun ze swoim przekazem. Chyba nie trzeba mówić, jak nierealny jest ten scenariusz? A jednak na początku kampanii prezydenckiej ten szklany sufit przebił Super Express dając możliwość przedstawienia swojego światopoglądu kandydatowi Konfederacji Korony Polskiej. Półtorej dekady temu aparat medialny i polityczny zrobiłyby absolutnie wszystko, by zarówno Braun jak i Super Express zostały zniszczone. Tak się jednak nie stało – materiał z wywiadu obejrzało ponad 250 tysięcy osób a lawina ruszyła. Wszystkie media internetowe wykorzystały mechanizm kapitalizacji zainteresowania i zaczęły zapraszać wszystkich kandydatów. Oberwało się jedynie panu Maciakowi, co było z mojej perspektywy o tyle dziwne, że jest to człowiek, który bardzo słabo radzi sobie w dyskusji, więc ukazanie jego poglądów w niekorzystnym świetle nie byłoby specjalnie trudne, ale może właśnie dlatego, że jest tak słabym dyskutantem, nikt nie uznał, że rozmowa z nim będzie po prostu opłacalna. Stąd zapewne nieeleganckie show red. Stanowskiego. Warto jednak podkreślić, że p. Maciak dostał możliwość konkurowania w Internecie o przyciągnięcie ludzi do swojej optyki – te kanały, które obrały inną drogę niż Kanał Zero skorzystały na sytuacji i p. Maciak mógł dotrzeć do ponad 130 tysięcy osób dzięki jednemu z Youtube’owych publicystów. Można więc powiedzieć, że jest wyraźna różnica między białymi plamami w mediach starego typu a w mediach internetowych.

            Skąd więc tytuł odnośnie do powyższych spostrzeżeń? Sprawa wydaje się dość oczywista – gdy w mainstreamie pojawił się wyłom i prawa strona włożyła nogę w uchylone drzwi, fundamentalne jest nie tylko utrzymanie tego stanu, ale wykopanie drzwi razem z framugą i wpuszczenie do tej przestrzeni kolejnych osób zwiększających pulę informacyjną kontrrewolucji. Aby to miało miejsce, należy nie pozwolić na zamurowanie wyłomu przez elity, a dokładnie to chcą zrobić ustawą o mowie nienawiści, którą Rafał Trzaskowski z całą pewnością podpisze.

Jako dawno zadeklarowany przeciwnik demokracji, PO i PiS oraz wszelkiej maści szantaży moralnych, które zawsze kończyły się ziemkiewiczowskim „mimowszystkoPiSizmem” mam świadomość tego, że PiS nie jest żadnym gwarantem wolności słowa – vide sytuacja zbanowania portalu nczas.pl czy myslpolska.pl przez to środowisko. Jak wspominałem w jednym swoich tekstów, system jest już na swój sposób domknięty[1].

Tyle tylko, że pisząc o tym w marcu, nie mieliśmy żadnej wiedzy na temat Karola Nawrockiego, który traktowany był jako kolejny sługus Jarosława Kaczyńskiego. Kolejne tygodnie kampanii prezydenckiej pokazały jednak, że sytuacja jest nieco bardziej złożona i choć nie jest na tyle dobrze, byśmy mieli przekonanie graniczące z pewnością, że Nawrocki jest jakkolwiek samodzielny, to istnieją pewne przesłanki, by mieć cień nadziei, że nie będzie to Duda-bis. Redaktor Rafał Otoka-Frąckiewicz postawił bowiem tezę, że Nawrocki zerwał się PiS-owi ze sznurka a dowodem na to są dwa fakty.

Po pierwsze taki, że Nawrocki ewidentnie nie słuchał swoich sztabów. Po drugie zaś, kluczowa jest właśnie liczba mnoga, jeśli chodzi o sztaby – przeważnie było tak, że kandydat na prezydenta ma jeden sztab. W przypadku Karola Nawrockiego jest ich kilka i gdy uważnie prześledzi się skład osobowy tychże, widać wyraźnie, że odpowiada on koteriom panującym w PiS. Od porażki wyborczej w 2023 roku wewnątrz środowiska PiS również nastąpiło pewne pęknięcie. Utrata władzy, świadomość starzenia się lidera będącego warunkiem koniecznym dalszego istnienia tej partii, a więc zbliżającego się końca PiS spowodowały, że określone grupy wewnątrz PiS zaczęły grać na swoją przyszłość, a podstawową strategią by odnieść sukces jest posiadanie jakiejś przewagi. Frakcje wewnętrzne starały się więc taką przewagę zdobyć i mieć wpływ zarówno na wybór kandydata na prezydenta oraz jego prowadzenie w kampanii.

Jak jednak widać, ta sztuczka niespecjalnie wyszła zarówno Kaczyńskiemu jak i innym członkom PiS, bowiem wybierając kogoś akceptowalnego dla wszystkich w PiS, finalnie wybrano kogoś, kto jednak zaczął dawać sygnały gry „na siebie”, co widać było po sprzecznych wyjaśnieniach dotyczących kawalerki. Wyborcy mają więc pewien sygnał, że w przypadku Karola Nawrockiego istnieje pewna możliwość spełnienia scenariusza innego, niż kontynuacja linii PiS w absolutnie wszystkim. Nie łudząc się, że nie istnieje taka osoba lub raczej środowisko, które ma duże przełożenie na Nawrockiego, dostrzec należy właśnie ów cień szansy, że nie będzie to głównie Kaczyński.

Co za tym idzie, kalkulacja jest stosunkowo prosta – w przypadku Rafała „Bonżura” Trzaskowskiego mamy pewność, że zostaną spełnione wszystkie wariactwa związane z cenzurą, nachodźcami z nożami w zębach (nieważne czy legalnymi czy nielegalnymi – zaręczam, że zabitemu Polakowi czy zgwałconej Polce nie będzie to robiło żadnej różnicy), zielonymi farmazonami, które zrujnują nasze budżety domowe uniemożliwiając ogrzanie domów zimą etc.

W przypadku Karola Nawrockiego istnieje cień szansy, że w jakimś stopniu odetnie się od PiS a ponadto w początkowej fazie prezydentury, na złość PO i koalicji rządzącej będzie wetował ich ustawy. W ten sposób prawa strona zyskuje czas, który jest bezcenny jeśli chodzi o utrwalanie przełamania monopolu informacyjnego, a co za tym idzie, możliwości kontrrewolucyjnej pracy u podstaw. Jeśli marzy nam się realna zmiana w dłuższej perspektywie, to obawiam się, że niestety z zaciśniętymi zębami, należytym obrzydzeniem i pamiętając o wszystkich bezeceństwach łże-prawicy z PiS, trzeba zadać w tej walce decydujący cios i wyrzucić przedstawiciela liberalnej elity poza ring. Jeśli Nawrocki okaże się kolejnym pisowskim oszustem, niczego po prawdzie nie tracimy, bo zrealizuje się dokładnie to, co w przypadku prezydentury Trzaskowskiego. Jeśli jednak uda się choć obronić przed ustawą o mowie nienawiści, to należy pamiętać, że zbiór zła N to zawsze więcej niż zbiór zła N-1.

Marcin Sułkowski

[1]     https://konserwatyzm.pl/sulkowski-system-domkniety/

Sukces władz!!! Zbrojne ramię Tuska – w ośmiu – dopadło Batmana w Gdańsku!!! “ByleNieTrzask”

Batman nie miał tyle szczęścia, co Zorro i Spiderman

30.05.2025 tysol/gdanski-batman-walczy

W piątek, tuż przed wiecem Rafała Trzaskowskiego w Gdańsku, pojawił się Batman, a obok niego zawisł transparent #ByleNieTrzaskowski.

Batman nie miał tyle szczęścia, co Zorro i Spiderman Gdański Batman nie miał tyle szczęścia, co Zorro i Spiderman

Batman nie miał tyle szczęścia, co Zorro i Spiderman / fot. X

  • Ośmiu policjantów weszło do mieszkania w centrum Gdańska i wylegitymowało mężczyznę w stroju Batmana.
  • Powodem był ogromny baner z hasłem “Byle Nie Trzaskowski”, wywieszony tuż przed wiecem Rafała Trzaskowskiego.
  • Interwencja wywołała lawinę komentarzy w sieci.

Policja zatrzymała Batmana w Gdańsku

W piątkowe popołudnie, tuż przed rozpoczęciem ciszy wyborczej, z okna kamienicy przy głównej arterii Gdańska wywieszono kilkumetrowy baner z napisem “Byle Nie Trzaskowski”. Obok transparentu stanął mężczyzna przebrany za Batmana.

Do sieci trafiło wideo, na którym widać, jak ośmiu funkcjonariuszy wchodzi do mieszkania i obezwładnia bohatera. Materiał opublikował dziennikarz Michał Jelonek.

Ośmiu funkcjonariuszy Policji weszło do pokoju hotelowego, w którym przebywał Batman. Wcześniej wywiesił transparent #ByleNieTrzaskowski. Standardy białoruskie – napisał.

Fala komentarzy w sieci

Historyk i publicysta prof. Sławomir Cenckiewicz skomentował wydarzenie krótko: “Tuskoland jest tragikomiczny”.

Dziennikarz Paweł Rybicki napisał: “To nie jest żart: policjanci wjechali w kilkunastu typa do Batmana, który dziś wywiesił w Gdańsku obok wiecu Rafała transparent #ByleNieTrzaskowski”.

Superbohaterowie z #ByleNieTrzaskowski

To kolejny symboliczny protest “superbohaterów” przeciwko kandydatowi Koalicji Obywatelskiej. Wcześniej tajemniczy “Zorro” w Tarnowie oraz dwóch “Spidermanów” w Gliwicach rozwiesili identyczne bannery. Policja zapowiadała wówczas, że poszukuje sprawców, jednak do tej pory nie ujawniono, by ktokolwiek usłyszał zarzuty.

Tylko dla ludzi o mocnych nerwach. [nie-]Wszystkie kłamstwa Trzaskowskiego [VIDEO]

Wszystkie kłamstwa Trzaskowskiego [VIDEO]

30.05.2025

Rafał Trzaskowski. Foto: PAP
Rafał Trzaskowski. Foto: PAP

Twórca internetowy Bartosz Pałucki nagrał krótki materiał filmowy pokazujący jak zakłamany jest Rafał Trzaskowski

Materiał poraża, a to i tak nie wszystkie oszustwa Trzaskowskiego.

Każdy, kto choć trochę śledzi politykę, wie, że Rafał Trzaskowski potrafi mówić jednego dnia tak, a drugiego dnia już zupełnie inaczej. Jednak zebranie do kupy nagrań wypowiedzi Trzaskowskiego robi wrażenie.

Trzaskowski jest zakłamany praktycznie w każdym ważnym dla Polski i Polaków temacie. Przed kampanią wyborczą zapewne mówił bardziej szczerze, to co myśli, a teraz, praktycznie w każdej dziedzinie, mówi coś zupełnie innego, bo tak mu wychodzi z sondaży.

Zielony ład, imigranci i kryzys na polskiej granicy, CPK, Nord Stream II, przyjęcie tzw. uchodźców, 500 plus, KPO, Ukraina czy kwota wolna od podatku to tylko niektóre tematy, w których Trzaskowski delikatnie mówiąc ściemnia.

Dzisiaj pan Rafał kreuje się na wielkiego patriotę i obrońcę polskich interesów, a jeszcze kilka miesięcy temu jego agenda była całkowicie antypolska, prowadzona w interesie globalistów, Brukseli czy Niemiec. Może i jest leniem, lalusiem, samcem omega i pionkiem stawianym całe życie w różnych miejscach przez swoich zwierzchników (bo zna języki), ale w zakłamaniu jest równie dobry, co jego mistrz Donald Tusk.

Możemy być niemal pewni, że w przypadku jego wygranej w niedzielnych wyborach, w Polsce stanie się to samo, co w Rumunii. Już następnego dnia ruszy brukselska nawała imigrantów i cenzury, a cała polityka rządu i prezydenta skupi się na dociskaniu śruby krnąbrnym Polakom, którzy nie chcą zielonego ładu, szprycowania dzieci i przybyszów z nożami na ulicach.

Poniżej materiał pana Bartosza Pałuckiego – tylko dla ludzi o mocnych nerwach.

https://twitter.com/Palucki_B/status/1928470423739539752