Dlaczego i jak zniszczono górnictwo węgla.

Polska energia, czyli „Polityka, głupcze!”

Wojciech Błasiak


Po latach przetrzymywania w niewoli ekstremistów ekologicznych, szaleńców, radykałów i bandytów, pozwalających innym krajom, w szczególności Chinom, na uzyskanie ogromnej przewagi gospodarczej nad nami poprzez otwarcie setek elektrowni węglowych, upoważniam moją administrację do natychmiastowego rozpoczęcia produkcji energii z PIĘKNEGO, CZYSTEGO WĘGLA.

Prezydent USA Donald Trump, portal Truth Social, marzec 2025, za: tygodnik „Goniec”, Toronto, Kanada

Energii nie da się niczym zastąpić

Energia, czyli potencjał pracy, czy też przyrodnicza siła niezbędna dla wykonania każdej pracy użytkowej, jest wyjściową podstawą wszelkiej działalności gospodarczej, w szczególności produkcji przemysłowej oraz egzystencji konsumpcyjnej społeczeństw. Jak to ujął współczesny australijski ekonomista Steve Keen, „Kluczem darmowego daru Natury jest energia: bez energii nie tylko nie można wykonać żadnej pracy, ale samo życie nie może istnieć”.

Energia nie ma substytutu. Nie można jej zastąpić niczym. Nie można jej wymienić na kapitał czy pracę, a źródeł energii dostarcza przyroda Ziemi i układ Słoneczny – Natura. Nie ma pozaprzyrodniczych źródeł energii. Jesteśmy wyłącznie zdani na przyrodę Ziemi i Słońce. I od nich całkowicie zależni.

Istnieje bardzo silna dodatnia korelacja między globalnym zużyciem energii, a poziomem rozwoju gospodarczego mierzonym globalnym PKB. S. Keen nazwał tę korelację wręcz „oszałamiającą”. Oszacowany przez niego współczynnik korelacji r-Pearsona pomiędzy zmianami globalnego zużycia energii, a zmianami globalnego PKB za lata 1972-2018 wyniósł plus 0,82 (przy maksimum plus 1).

Współczesna postać energii to przede wszystkim i nade wszystko energia elektryczna, a dodatkowo cieplna.

Węgiel jako najtańsze źródło energii

Najtańszym w skali globalnej pierwotnym źródłem energii był i nadal jest węgiel kamienny (wraz lokalnie z brunatnym).

Ta taniość jest obecnie celowo fałszowana, dzięki przerzucaniu kosztów wytwarzania energii odnawialnych na energetykę węglową, czyniąc ją nierentowną. Koszty energetyki węglowej są też celowo sztucznie zawyżane opłatami za emisję dwutlenku węgla, co ostatecznie fałszuje wyniki ekonomiczne. I tak udział podatków i opłat w cenie energii w Polsce to blisko 50% całkowitej jej ceny.

Polska jest jednym z 10 krajów na świecie dysponującym monopolem światowych zasobów węgla kamiennego. Zajmujemy 7 miejsce na świecie w kolejności, obok Stanów Zjednoczonych, Chin, Indii, Rosji, Australii i Kazachstanu. Według Państwowego Instytutu Geologicznego Polska posiadała udokumentowanych 64,6 mld ton węgla kamiennego, w tym 4,2 mld ton w zasobach przemysłowych gotowych do eksploatacji. Jest to 85% wszystkich zasobów węgla krajów Unii Europejskiej.

Dysponując unijnym monopolem na węgiel kamienny, jako najtańsze źródło energii, obok węgla brunatnego, Polska ma obecnie jedną z najdroższych energii elektrycznych w sprzedaży hurtowej w Unii – 91 euro/MWh w 2 kwartale 2024 roku, przy średniej unijnej 68 euro/MWh.

Polska, jako państwo dysponujące zasobami najtańszego w świecie surowca energetycznego, i to w perspektywie co najmniej 50-letniej, całkowicie zaspokajającego zapotrzebowanie krajowe, miała zapewnione zasadnicze bezpieczeństwo energetyczne.

To perspektywiczne bezpieczeństwo energetyczne jest równie ważne jak bezpieczeństwo militarne. Gwarantuje bowiem podstawy bezpieczeństwa ekonomicznego rodzimej produkcji przemysłowej i rolniczej. Gwarantuje światową konkurencyjność własnej produkcji przemysłowej. Gwarantuje taniość warunków pracy i życia polskiego społeczeństwa narodowego.

Co się stało z polskim węglem?

W chwili rozpoczynania kapitalistycznej transformacji w 1989 roku Polska wydobywała 187 mln ton węgla, eksportując 28,9 mln ton węgla i 3,2 mln ton koksu. Koszt wydobycia 1 tony wynosił około 20 USD, a średnia cena węgla eksportowanego około 50 USD. Po zasadniczym urealnieniu kursu dolara w 1991 roku ten koszt wydobycia wyniósł średnio 28,5 USD, a cena eksportowa 49 USD za tonę.

Polska była czwartym na świecie producentem tego surowca energetycznego po Chinach, USA i ZSRR, a przed Indiami, RPA i Australią. Dla ilustracji, Stany Zjednoczone wydobyły w 1989 roku około 360 mln ton węgla kamiennego.

W 2024 roku, po 34 latach, Polska wydobyła 44 mln ton węgla, importując 19,7 mln ton. Produkcja spadła więc aż o 143 mln ton, a Polska z wielkiego światowego eksportera węgla, stała się jego dużym importerem. Dla ilustracji Stany Zjednoczone, o zasobach ponad 250 mld ton, wydobyły w 2024 roku blisko 500 mln ton, eksportując 83,7 mln ton.

Równocześnie koszt produkcji polskiego węgla wzrósł do około 200 dolarów za tonę, a cena tony węgla importowanego w portach holenderskich wyniosła około 100 dolarów za tonę. Tylko w ciągu ostatnich 14 lat koszt wydobycia węgla wzrósł o 32%, a wydobycie węgla spadło o 42%. Wydobycie polskiego węgla energetycznego stało się obecnie nierentowne, dzięki spadającej od 30 lat wydajności na jednego pracownika do poziomu rocznego 620 ton i spadku wydajności z jednej ściany wydobywczej do 2574 tony w 2024 roku. A te spadki wydajności oznaczają skokowe wzrosty dwóch najważniejszych rodzajów kosztów w górnictwie – bieżących kosztów pracy i kosztów stałych wydobycia w dłuższej perspektywie.

Co się stało z polskim węglem i polskim górnictwem węglowym w ciągu tych 34 lat?

Celowe zniszczenie techniczne i ekonomiczne górnictwa węglowego

Moja teza brzmi następująco:
– w latach 1989 -2004 polskie górnictwo węgla kamiennego było celowo i w sposób zaplanowany oraz zorganizowany systemowo niszczone ekonomicznie i technicznie w ramach realizacji przez polskie państwo programu Banku Światowego;
– po 2004 roku, aż po dziś dzień trwa jego utajona celowa samodestrukcja, dzięki brakowi inwestycji rozwojowych i modernizacyjnych, a od 2020 roku planowanej całkowitej likwidacji wszystkich kopalń w ramach polityki klimatycznej Komisji Europejskiej.

Publicznie deklarowanym celem tzw. restrukturyzacji górnictwa w latach 1989-2004 miało być dostosowanie górnictwa do warunków kapitalistycznej gospodarki rynkowej. Rzeczywistym zaś celem było zniszczenie techniczne i ekonomiczne jego zdolności wydobywczych, tak aby Polska, z wielkiego światowego eksportera węgla, stała się jego importerem netto. Tę tezę sformułował publicznie jeszcze w 1990 roku nieżyjący już dr Gabriel Kraus. Twierdził, że ukrywanym celem tej „restrukturyzacji” było wyeliminowanie Polski jako wielkiego eksportera węgla z rynków światowych, a nade wszystko z rynku europejskiego. Było to robione w interesie głównych ówczesnych konkurentów polskiego węgla na rynkach międzynarodowych, czyli Stanów Zjednoczonych, Australii, Kanady i Republiki Południowej Afryki.

Był to program opracowany i kontrolowany w jego realizacji przez Bank Światowy w Waszyngtonie. Bank Światowy realizował tu politykę rządów Stanów Zjednoczonych, starających się stale nadzorować podaż światowych surowców energetycznych, z ropą naftową w roli głównej.

Niszczenie zdolności wydobywczych górnictwa odbywało się poprzez zamykanie kopalń, likwidację i ograniczanie wydobycia węgla oraz zwalnianie w różnej formie z pracy górników. To zamykanie kopalń i poszczególnych oddziałów wydobywczych było fizycznym niszczeniem ich infrastruktury technicznej, w postaci niszczenia szybów wydobywczych, chodników i przekopów. Istotą tego „ograniczania wydobycia węgla” było bowiem fizyczne likwidowanie dostępu do udostępnionych do eksploatacji złóż węgla. Chodziło o uniemożliwienie powrotu do wydobycia w późniejszym okresie.

Kluczowy dla niszczenia górnictwa był tzw. plan Karbownika-Steinhoffa, z okresu rządu Jerzego Buzka lat 1997-2001, gdy zlikwidowano 24 kopalnie, zmniejszono wydobycie o 32 mln ton, a z górnictwa odeszło blisko 100 tys. pracowników, zaś zadłużenie wzrosło blisko dwukrotnie do 23 mld zł.

Kłamstwo węglowe i manipulacja polskim społeczeństwem

To zamykanie, likwidacja i zwalnianie było nieustannie uzasadniane ekonomiczną nierentownością wydobycia węgla. A nierentowność ekonomiczna kopalń była uzasadniana stratami finansowymi kopalń i narastającego zadłużenia całego górnictwa. Przyczyny zaś tych strat i narastających długów, były świadomie ukrywane i zatajane przed opinią publiczną.

Rzeczywistymi przyczynami strat finansowych i zadłużenia kopalń było celowe sterowanie przez polskie państwo cenami zbytu węgla poniżej kosztów jego wydobycia. W latach 1990-1992 ceny ustalano administracyjnie, a od lipca 1992 roku ceny zbytu węgla dla potrzeb zawodowej energetyki były określane przez Ministerstwo Przemysłu i Handlu. Uruchomiono w ten sposób celowo narastającą „kulę śnieżną” długów górnictwa: od 450 mln zł w grudniu 1990 roku, po 13 mld zł w 1998 i ponad 23 mld zł w 2002 roku.

Państwo, które posiada monopol wydobycia węgla w sytuacji braku konkurencji na rynku krajowym, winno ustalać ceny węgla krajowego i określać rentowność ekonomiczną kopalń w oparciu o cenę parytetową importu węgla. Ta cena parytetowa to cena po jakiej sprzedawano by węgiel importowany, gdyby zaprzestano krajowego wydobycia. W okresie najbardziej niekorzystnym cenowo na węglowych rynkach światowych końca lat 90. XX w., wyliczona trzema różnymi metodami cena parytetowa w 1997 roku wynosiła 48,28 USD/t, 45,72 USD/t i 43,97 USD/t. Ówczesny koszt wydobycia wynosił średnio ponad 32 USD/t, ale spółki węglowe były zmuszone do sprzedaży węgla po 27 USD/t. To oznaczałoby, iż w całym okresie lat 1989-2004 polskie górnictwo węglowe było rentowne ekonomicznie.

Bezpośredni drenaż akumulacji ekonomicznej górnictwa sięgnął do 2004 roku kilkudziesięciu miliardów złotych. Rząd wielkości zaś strat bezpośrednich i pośrednich z tytułu likwidacyjnej restrukturyzacji należy szacować na kwotę kilkuset miliardów złotych, oscylującą ówcześnie wokół pół biliona.

Niespodziewanie dla likwidacyjnej restrukturyzacji w końcu 2003 roku doszło do olbrzymiego skoku światowych cen węgla. Do kwietnia 2004 roku ceny węgla energetycznego wzrosły o 63 %, do poziomu 61-71 USD/t, zaś węgiel koksowy osiągnął cenę 110-120 USD/t. Ówczesny rząd polski wstrzymał wówczas likwidację kolejnych kopalń.

W 2008 roku Polska stała się ostatecznie importerem węgla netto, sprowadzając go głównie z Rosji. Wydrenowane z akumulacji ekonomicznej i wyniszczone technicznie górnictwo kontynuowało samoczynnie swój upadek ekonomiczny i techniczny, ograniczając corocznie wydobycie, przy stałym zwiększaniu importu węgla. Kolejne rządy nie były w stanie sformułować ani tym bardziej zrealizować programu odbudowy mocy wydobywczych polskiego górnictwa węglowego oraz obniżki kosztów wydobycia węgla.

Samobójcza ekonomicznie zdrada węglowa

We wrześniu 2020 roku ówczesny rząd Mateusza Morawieckiego niespodziewanie zapowiedział całkowite zaprzestanie wydobycia węgla i zamknięcie wszystkich polskich kopalń w perspektywie 30 lat. Długofalowym bowiem celem polityki klimatycznej Unii Europejskiej, akceptowanej przez kolejne polskie rządy jest całkowita likwidacja polskiego górnictwa węglowego.

Polityka klimatyczna Unii jest oparta na globalnym kłamstwie o wpływie człowieka na ocieplenie klimatu dzięki emisji dwutlenku węgla do atmosfery. Zmierza ona przede wszystkim do likwidacji spalania węgla jako najtańszego na świecie źródła energii. Już w chwili obecnej czyni to europejski obszar ekonomiczny coraz bardziej niekonkurencyjnym w relacji do obszaru azjatyckiego i amerykańskiego, ze względu na rosnące koszty energii. Taniość energii obszaru azjatyckiego oparta jest bowiem na spalaniu węgla, a amerykańskiego na spalaniu gazu i węgla.

W perspektywie jednej lub dwóch dekad uczyni to Unię obszarem martwym ekonomicznie, spychanym na peryferie systemu światowego. „Więc Europa jest głupim kontynentem – jak to ujął były grecki minister finansów Yanis Varoufakis – … przejdziemy do historii jako najbardziej idiotyczna klika polityków i ekonomistów w historii świata… Nie brakuje nam zasobów. Nie brakuje nam bogactwa. Nie brakuje nam technologii. Nie brakuje nam świetnych uniwersytetów. Brakuje nam systemu politycznego, który potrafi zorganizować ucieczkę z brązowej papierowej torby”. I Polska też jest w tej „brązowej papierowej torbie”, z której dzięki obecnemu systemowi politycznemu nie może uciec.

Rezygnacja Polski, jako jednego z dziesięciu światowych monopolistów złóż węglowych, nie tylko z energetycznego wykorzystania swego największego bogactwa naturalnego, ale również z jego chemicznego perspektywicznego przetwarzania, jest czymś z ekonomicznego punktu widzenia niepojętym. Coś takiego we współczesnej historii świata jeszcze się nie wydarzyło i pewnie nie wydarzy. Likwidacja górnictwa węglowego przez polskie państwo kosztem od kilkuset miliardów do nawet ponad biliona złotych, jest fenomenem na skalę światową. I wszystko to za milczącą akceptacją praktycznie wszystkich parlamentarnych ugrupowań politycznych oraz środowisk naukowych i opiniotwórczych, z izolowanymi publicznie i wykluczanymi społecznie wyjątkami. I to w perspektywie czasowej ponad 30 lat.

„Polityka, głupcze!”

Jaka jest przyczyna prowadzenia przez polskie państwo przez ponad 30 lat i stale, mimo zmieniających się osobowo, środowiskowo i partyjnie polityków i urzędników państwowych, sprzecznej z podstawowymi interesami narodowymi polityki likwidacji polskiego górnictwa węglowego?

Dlaczego polscy politycy i urzędnicy realizowali w latach 1989-2004 program Banku Światowego, likwidujący w interesie Stanów Zjednoczonych polski eksport węgla kamiennego na rynki światowe? Dlaczego po 2003 roku nie rozpoczęto odbudowy mocy wydobywczych polskiego górnictwa mimo niespotykanej hossy światowej na węgiel kamienny? Dlaczego polscy politycy i urzędnicy akceptują od lat politykę klimatyczną Unii Europejskiej, niszczącą międzynarodową konkurencyjność ekonomiczną Polski (i krajów Europy) oraz energetyczne podstawy jej rozwoju przemysłowego?

Przyczyną prowadzenia takiej antynarodowej w swej istocie polityki jest niski poziom ideowy, merytoryczny i osobowościowy politycznych grup przywódczych Polski, degradujący zasadniczo ich narodową misyjność, narodową odpowiedzialność i narodową ideowość. Grupy te na przestrzeni ponad 30 lat były i są znacząco kompradorskie i zorientowane kosmopolicentrycznie wraz z obecnością zagranicznej agentury wpływu, z zasadniczą podległością intelektualną i moralną zagranicznym centrom politycznym. To wyklucza możliwość ich historycznej samoorientacji i samomotywacji narodowej, a tym samym przekreśla zdolność do formułowania i prowadzenia suwerennej i niepodległej strategii rozwoju Polski.

Ten niski poziom politycznych grup przywódczych został pierwotnie wyselekcjonowany i uformowany w latach 1989-1991 dla potrzeb komunistycznej transformacji ustrojowej w ramach tzw. okrągłego stołu i tzw. wyborów kontraktowych. W ramach tej selekcji i formowania wykluczono bowiem z tworzącej się sceny politycznej i publicznej III Rzeczpospolitej ideowych polityków rewolucyjnego i niepodległościowego nurtu „Solidarności” oraz polityków antykomunistycznej i niepodległościowej opozycji.

Samoreprodukcja zdrady węglowej

Dzięki temu tak uformowana z około 1000 w większości ugodowych i bezideowych oraz miernych osób, grupa przywództwa politycznego państwa, zarówno polityków, jak i wysokich urzędników, podlegała samoreprodukcji środowiskowej o oligarchizującym społecznie charakterze. Symbolem wręcz ponad 30-letniej samoreprodukcji, są postacie obecnego lidera rządzącej koalicji – premiera Donalda Tuska i lidera parlamentarnej opozycji – prezesa Jarosława Kaczyńskiego, wyselekcjonowane właśnie w latach 1989-1991. I nieusuwalne przez ponad 30 lat z polskiej sceny politycznej.

Polityczną formułą („mechanizmem”) tej samoreprodukcji odtwarzającej niski poziom ideowy, merytoryczny i osobowościowy politycznych grup przywódczych w Polsce, jest proporcjonalna ordynacja wyborcza do Sejmu. O tej samoreprodukcji decyduje głosowanie na partyjne listy wyborcze, na których nazwiska i ich kolejność ustalają kierownictwa partii politycznych. Zatem ci, którzy już są grupą przywództwa, decydują o tym, kto do nich zostanie dokooptowany.

Samodobór polskich polityków jest w niczym nieograniczony, gdyż polski obywatel nie może kandydować do Sejmu jako obywatel, bez akceptacji na liście wyborczej przez partyjne oligarchie polityczne. Polacy są bowiem pozbawieni biernego prawa wyborczego – nie mogą kandydować do Sejmu indywidualnie jako obywatele. Natomiast czynne prawo wyborcze – możliwość wybierania, jest w istocie fasadową fikcją. Polacy głosują bowiem na już wybranych przez partyjne oligarchie kandydatów na listach wyborczych, a kolejność ich umieszczenia na listach, przesądza o ich szansach wyborczych.

Ta formuła wyborczej samoreprodukcji jest istotnie wsparta równie oligarchicznym systemem medialnym. Wielkie okręgi wyborcze powodują, iż wyborcy głosują w istocie na medialne wizerunki partii politycznych i medialne wizerunki liderów politycznych. Dlatego system medialny w Polsce jest częścią systemu politycznego. Stąd też wielkie możliwości manipulacji i wpływania na przekonania polityczne wyborców.

Konieczność zmiany ustroju politycznego Polski

Nie ma możliwości odsunięcia od politycznej władzy w państwie polskim znacząco kompradorskich, silnie zorientowanych kosmopolicentrycznie i zinfiltrowanych agenturami wpływu, a intelektualnie i ideowo niesuwerennych polskich polityków, bez likwidacji obecnego ustroju politycznego – ustroju politycznego partyjnej oligarchii wyborczej. Bez tego nie uciekniemy jako naród z „brązowej papierowej torby” Varoufarkisa. A to wymaga wprowadzenia 460 jednomandatowych okręgów wyborczych, z równą dla wszystkich obywateli swobodą kandydowania, gdzie posłem zostaje zdobywca największej liczby głosów w jednej turze wyborczej.

Taka zmiana otworzy dopiero w pełni demokratyczny proces wyłaniania nowych grup politycznego przywództwa i rozpocznie proces wymiany grup władzy politycznej w polskim państwie. Bez tego nie ma co myśleć o jakiejkolwiek narodowej strategii rozwoju ekonomicznego Polski, a o polskim węglu, którego zasoby są naszym światowym bogactwem, trzeba zapomnieć. „Polityka, głupcze!”, chciałoby się powiedzieć, trawersując w warunkach Polski prezydenta USA Billa Clintona.

(Tekst na podstawie książki autora: Wojciech Błasiak, „Zdrada węglowa i jej narodowa alternatywa. Niszczenie polskiego górnictwa węgla kamiennego a narodowa strategia rozwoju Polski”, Wydawnictwo Siedem Dni, Katowice 2021).

3 maja 2025

Obłęd niszczenia energetyki węglowej i jego alternatywa

Wojciech Błasiak https://www.salon24.pl/u/wojciech-blasiak/1117374,weglowy-obled-i-jego-alternatywa

Węglowy obłęd i jego alternatywa

 Tezą wyjściową mojego artykułu jest twierdzenie, iż w latach 1989 – 2004 polskie górnictwo węgla kamiennego było celowo i w sposób zaplanowany systemowo niszczone ekonomicznie i technicznie, natomiast po 2004 roku trwa jego cicha samolikwidacja.

Ten proces samozniszczenia był fragmentem większej całości. Tą całością była szokowa transformacja polskiej gospodarki i jej destrukcyjna peryferyzacja w formule neokolonialnej.

 Aby te procesy samozniszczenia i drenażu ekonomicznego ostatecznie zatrzymać i odwrócić ich skutki, trzeba dokonać wszakże fundamentalnej zmiany całej polskiej polityki. Trzeba bowiem zatrzymać i odwrócić większą całość, od gospodarki i państwa poczynając. To jest teza wtórna.

Likwidacja eksportu polskiego węgla jako cel restrukturyzacji górnictwa

 Celowe niszczenie polskiego węgla, realizowane oficjalną polityką kolejnych rządów, dokonywało się w ramach polityki tzw. restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego. Publicznie deklarowanym celem tej “restrukturyzacji” miało być dostosowanie górnictwa do warunków gospodarki rynkowej. Rzeczywistym zaś jej celem było zniszczenie ekonomiczne i techniczne zdolności wydobywczych górnictwa, tak, aby

Polska z wielkiego światowego eksportera węgla, stała się jego importerem netto. Tym rzeczywistym bowiem, a ukrywanym celem było wyeliminowanie Polski, jako wielkiego eksportera węgla kamiennego, z rynków światowych, a nade wszystko z rynku europejskiego. Było to robione w interesie ówczesnych głównych konkurentów polskiego węgla na rynkach międzynarodowych, czyli przede wszystkim USA, Australii, Kanady i Republiki Południowej Afryki.

 Był to program restrukturyzacji opracowany i kontrolowany w jego realizacji przez Bank Światowy w Waszyngtonie. Bank zaś realizował tu politykę rządów Stanów Zjednoczonych, starających się stale kontrolować podaż światowych surowców energetycznych. Program tej niszczącej restrukturyzacji był realizowany przez kolejne polskie rządy w latach 1989 – 2004, zarówno postsolidarnościowe, jak i postkomunistyczne.

 Prawda o tej restrukturyzacji do tej pory była i jest bezwzględnie ukrywana przed polską opinią publiczną. Przez ponad 30 lat krajowy system medialny i polityczny bardzo skutecznie dezinformowały i manipulowały polską opinią publiczną w tej kwestii. Zamykanie kopalń węgla kamiennego, likwidacja wydobycia węgla i zwalnianie z pracy górników, było stale propagowanym celem w nieustannej i agresywnej przez te lata medialnej i politycznej kampanii propagandowej. To zamykanie, likwidacja i zwalnianie, było nieustannie uzasadnianie ekonomiczną nierentownością wydobycia węgla w Polsce. Ta nierentowność zaś miała wynikać ze strat finansowych kopalń i okresowo wręcz lawinowo narastającego zadłużenia tak całego górnictwa, jak i wyodrębnionych grup kopalń i poszczególnych kopalń węgla kamiennego. Przyczyny strat finansowych i długów nie podlegały wszakże jakiejkolwiek publicznej analizie i były utożsamiane z obiektywną ekonomicznie nierentownością kopalń. Co więcej, te przyczyny były świadomie ukrywane i zatajane przed opinia publiczną, a jako dezinformującego kłamstwa używano w kampanii propagandowej celowego określenia o “trwałej nierentowności kopalń”.

 Rzeczywistymi przyczynami strat finansowych kopalń było celowe sterowanie cenami zbytu węgla poniżej kosztów jego wydobycia. Gdy w 1990 roku uwolniono większość cen, ceny węgla była ustalone administracyjnie na poziome poniżej kosztów wydobycia, jako tzw. kotwica inflacji. I tak w całym 1990 roku średni koszt wydobycia 1 tony węgla wynosił według ówczesnego kursu dolara 20 USD, a średnia cena węgla eksportowanego z Polski 50 USD. Kopalnie zaś zostały zmuszone do sprzedawania węgla po ustalanej administracyjnie średniej cenie 12 USD. Po zniesieniu urzędowych cen administracyjnych, wprowadzono ceny kontrolowane przez Izby Skarbowe. Następnie zaś od lipca 1992 roku ceny zbytu węgla dla potrzeb zawodowej energetyki były określane przez faktyczny dyktat monopolistyczny państwowego sektora energetycznego, a faktycznie ustalane przez Ministerstwo Przemysłu i Handlu. Były to ceny celowo zaniżone nawet w porównaniu z ceną parytetową węgla, po jakiej

sprowadzano by go do Polski, gdyby zaprzestano krajowego wydobycia. Dla przykładu; w 1997 roku ustalono cenę 32 USD za tonę węgla energetycznego, mimo, iż węgiel importowany musiałby kosztować minimum 35 USD, a i tak w ciągu roku zmuszono spółki węglowe do sprzedaży węgla po 27 USD. A parytet importowy węgla energetycznego na rok 1997 wyliczony został trzema różnymi metodami na 48,28 USD/t, 45,72 USD/t i 43/97 USD/t. Równocześnie od 1990 roku stale ograniczano administracyjnie wysoce opłacalny eksport węgla.

 W 1990 roku uruchomiono proces spiralnego zadłużania kopalń, aż po stan katastrofy finansowej całego górnictwa od połowy lat 90. Polityka sterowania cenami zbytu węgla poniżej kosztów ich wydobycia doprowadziła do sytuacji, gdy obiektywnie wysoce rentowny ekonomicznie podsektor węgla kamiennego stał się formalnie nierentowny finansowo, stale powiększając wielkie zadłużenie. Ruszyła bowiem kula śnieżna zadłużenia górnictwa; od 450 mln zł (4,5 bln starych zł) w grudniu 1990 roku, po 13 mld nowych zł w 1998 i ponad 23 mld zł w 2002 roku.

Fizyczne niszczenie infrastruktury wydobywczej kopalń i jego konsekwencje

 Kluczowy dla niszczenia górnictwa okazał się tzw. plan Karbownika – Steinhoffa, z okresu postsolidarnościowego rządu premiera Jerzego Buzka w latach 1997-2011. W ramach tego planu zlikwidowano ostatecznie 24 kopalnie węgla i zmniejszono wydobycie o 32 mln ton. Z górnictwa odeszło łącznie blisko 100 tys. pracowników, w tym około 37 tys. zwolniło się w zamian za odprawy w wysokości 44 tys. zł w 1998 roku i 50 tys. zł w 1999 roku. Mimo tego, zadłużenie górnictwa wzrosło między 1997 a 2001 rokiem blisko dwukrotnie, osiągając na koniec 2000 roku 22,9 mld zł.

 Człowiekiem, który jako pierwszy publicznie sformułował twierdzenie i przez następne kilkanaście lat konsekwentnie je głosił, że rzeczywistym celem “reformy polskiego górnictwa” jest likwidacja jego zdolności wydobywczych, po to aby Polska przestała być światowym eksporterem węgla, był od 1989 roku doc. dr Gabriel Kraus, ówczesny pracownik naukowy Śląskiego Instytutu Naukowego w Katowicach. G. Kraus opracował przy tym kluczową argumentację naukową obalającą tezę o nierentowności polskich kopalń. Sformułował również pozytywny program alternatywny. Synteza jego analiz znalazła się w “Memoriale w sprawie uzdrowienia polskiego górnictwa węgla kamiennego”, przedstawionym w styczniu 1998 roku na Ogólnopolskim Forum Dyskusyjnym w Katowicach poświęconym przyszłości górnictwa, a zorganizowanym m.in. przez Polskie Lobby Przemysłowe.

 Zamykanie kopalń było fizycznym niszczeniem ich technicznej infrastruktury wydobywczej, w postaci niszczenia szybów wydobywczych, chodników i przekopów przez ich zamulanie i zasypywanie, aż po wysadzanie materiałami wybuchowymi szybów, jak w przypadku kopalni “Morcinek” w Kaczycach. Istotą tego „ograniczanie wydobycia” było bowiem fizyczne likwidowanie dostępu do udostępnionych złóż. Chodziło o uniemożliwienie powrotu do wydobycia w późniejszym okresie.

 To niszczenie było przy tym przedstawiane publicznie jako bezalternatywna oczywistość, bez dopuszczania do informowania opinii publicznej o istnieniu alternatywnej metody zamykania kopalń, w postaci ich okresowego “usypiania” wydobywczego, poprzez ich czasowe zatapianie. Tę metodę zastosowano przy zamykaniu kopalń brytyjskich w latach 80. i 90. XX wieku i w Polsce w latach 30. XX wieku, gdy w ten sposób okresowo zamknięto kopalnię “Mortimer” w Sosnowcu.

 Niespodziewanie dla całego procesu likwidacyjnej restrukturyzacji polskiego górnictwa, w przeciągu zaledwie kilku miesięcy od końca 2003 roku, doszło ostatecznie do olbrzymiego skoku światowych cen węgla. I to światowo trwałego. W okresie od sierpnia 2003 roku do kwietnia 2004 roku światowe ceny węgla energetycznego wzrosły o 63 proc. do poziomu przedziału 61 – 71 USD za tonę, zaś węgiel koksowy osiągał cenę 110 – 120 dolarów za tonę, odnotowując najwyższy poziom od lat 80. Ówczesny rząd rozpoczął powoli i dyskretnie wycofywać się w 2004 roku z planów likwidacji wydobycia i zamykania kopalń.

 W konsekwencji fizycznego niszczenia infrastruktury wydobywczej polskie

górnictwo nie było w stanie zwiększyć wydobycia i eksportu węgla od jesieni 2003 roku, gdy ceny światowe skokowo wzrosły rzędu nawet stu kilkudziesięciu procent, tracąc bezpowrotnie olbrzymie możliwości akumulacji ekonomicznej, idące w setki milionów dolarów rocznie.

Drenaż akumulacji ekonomicznej górnictwa i jego straty finansowe

 Bezpośredni drenaż akumulacji ekonomicznej górnictwa sięgnął do 2004 roku kwoty kilkudziesięciu miliardów złotych. Jak oszacowali eksperci Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej w Katowicach w latach 1990-1997 straty branży górniczej, tylko z powodu jednego czynnika w postaci ustalania cen węgla poniżej poziomu inflacji, przekroczyły 20 mld zł. Rząd wielkości zaś strat bezpośrednich i pośrednich należy szacować na kilkaset mld zł. Kwota kilkuset miliardów strat z tytułu likwidacyjnej restrukturyzacji nie jest kwotą przeszacowaną. W samej tylko jednej zlikwidowanej kopalni “Dębieńsko” pozostawiono udostępnione i możliwe do wydobycia 190 mln ton węgla koksującego. Przy cenie 300 zł i więcej za tonę tego węgla osiąganej w eksporcie od roku 2004, wartość pozostawionego w złożach tego węgla to kwota około 57 mld zł.

 W roku 2008 Polska stała się ostatecznie importerem węgla netto, sprowadzając go głównie z Rosji. Było to wynikiem stałego ograniczania mocy wydobywczych polskiego górnictwa i spadku wydobycia węgla. Polska stała się ostatecznie importerem węgla netto w 2008 roku, ponieważ likwidacyjna restrukturyzacja w latach 1989-2004 pozbawiła polskie górnictwo wystarczających mocy wydobywczych, aby zaspokoić popyt krajowy. Od 2013 roku zaś polski węgiel był wypychany z rynków eksportowych ze względu na swe wysokie ceny. W 2014 roku sprzedaż węgla na eksport spadła z tego powodu o 30 proc., przy równoczesnym dużym napływie do Polski droższego węgla z importu, głównie z Rosji. Sprowadzanie droższego węgla z zagranicy, przy okresowych brakach możliwości zbytu węgla polskiego, świadczy o głębokiej korupcji w całym sektorze paliwowo-energetycznym.

 Gdyby nie ten planowy proces niszczenia, górnictwo węglowe w Polsce okresu 1989 -2004 i lat następnych, byłoby wysoce rentowną i przynoszącą stałe zyski branżą, z kilkudziesięciomiliardową akumulacją finansową. Od roku zaś 2004, po skokowym wzroście cen światowych węgla, istniałaby realna szansa zasadniczego zwiększania wydobycia i eksportu oraz uzyskiwania zwielokrotnionych zysków eksportowych. Dysponując wielomiliardowymi rezerwami finansowymi rządu 40 – 50 mld zł, górnictwo byłoby też w latach następnych odporne na wahania koniunktury światowej oraz spadki światowych cen i popytu na węgiel.

 Likwidacyjna restrukturyzacja górnictwa węglowego w Polsce jest fenomenem na skalę światową. Ukazuje ona procesy sterowania światowymi procesami gospodarczymi przez światowe centra polityczne i kapitałowe na czele ze Stanami Zjednoczonymi, w relacjach z krajami speryferyzowanymi. Jest również fenomenem na skalę światową, gdyż odsłania ona możliwości ukrytego sterowania przez kompradorskie grupy władzy politycznej procesami społecznymi i ekonomicznymi w kraju takim jak Polska i to w perspektywie 30 lat. Odsłania skuteczność utrzymywaniem w nieświadomości co do celów tych procesów opinii publicznej i skuteczność publicznych kłamstw w długofalowym manipulowaniu opinią publiczną przez państwo i jego system medialny.

Zapowiedź całkowitej likwidacji wydobycia polskiego węgla

 Po roku 2004 proces likwidacji polskiego górnictwa toczył się już przy bierności kolejnych rządów samoczynnie. Wydrenowane z akumulacji ekonomicznej i wyniszczone technicznie górnictwo kontynuowało samoczynnie swój upadek, ograniczając corocznie wydobycie, przy stałym zwiększaniu importu węgla. Kolejne rządy nie były w stanie sformułować, a ni tym bardziej zrealizować programu odbudowy mocy wydobywczych polskiego górnictwa węglowego.

 We wrześniu zaś 2020 roku rząd polski niespodziewanie oficjalnie zapowiedział zaprzestanie wydobycia węgla i zamknięcie wszystkich polskich kopalń w perspektywie góra 30 lat. Rząd Mateusza Morawickiego ujawnił rzeczywiste, a skrzętnie ukrywane przez 5 lat cele i intencje swej polityki energetycznej. Jej długofalowym celem jest całkowita likwidacja polskiego górnictwa węglowego. Co przy tym istotne, decyzja ta spotkała się z milczącą akceptacją wszystkich parlamentarnych ugrupowań politycznych oraz środowisk naukowych i opiniotwórczych, tak na Śląsku, jak i w kraju.

 Rząd M. Morawieckiego zaakceptował bowiem w pełni politykę klimatyczną Unii Europejskiej, która zakłada całkowitą likwidację wydobycia polskiego węgla. Ta decyzja polskiego rządu jest rzeczą bez precedensu w historii gospodarczej świata, gdyż jest zamachem na bezpieczeństwo energetyczne Polski, ponieważ pozbawia ją własnych źródeł energii i niszczy jej samowystarczalność energetyczną. Podważa jej zasadnicze bezpieczeństwo energetyczne. To perspektywiczne bezpieczeństwo energetyczne jest równie ważne jak bezpieczeństwo militarne. Gwarantuje bowiem podstawy bezpieczeństwa ekonomicznego rodzimej produkcji przemysłowej i rolniczej. Jest gwarancją biologicznego bezpieczeństwa polskiego narodu.

 Z perspektywy zaś możliwości podziemnej gazyfikacji węgla i to w ciągu góra dwóch dekad, ta decyzja jest samobójcza wręcz historycznie, gdyż może przekreślić historyczne i cywilizacyjne szanse Polski i polskiego społeczeństwa narodowego na gigantyczny skok w ekonomicznym poziomie życia i pracy. A intensywne prace nad podziemnym zgazowaniem węgla na skalę przemysłową trwają w Australii, Chinach, Anglii i USA.

 Aby uświadomić sobie znaczenie obecne i przyszłe węgla kamiennego w polskiej gospodarce, trzeba nade wszystko wyciągnąć wnioski z podstawowych faktów. Te podstawowe fakty są bowiem celowo ukrywane w dyskursie publicznym o polskim górnictwie węglowym.

 Pierwszym faktem o fundamentalnym znaczeniu jest to, iż Polska ma 85% zasobów węgla kamiennego krajów Unii Europejskiej. Węgiel kamienny jest naszym najcenniejszym bogactwem mineralnym i posiadamy go w ilości zapewniającej nam, przy obecnej technologii, stabilne bezpieczeństwo energetyczne i konkurencyjność energetyczną przemysłu na co najmniej pół wieku.

 Drugim faktem o fundamentalnym znaczeniu jest to, iż energia elektryczna produkowana z węgla kamiennego (i brunatnego) jest najtańszą energią w skali światowej. I jest w swej taniości światowo bezkonkurencyjna, mimo administracyjnych i politycznych działań na rzecz jej podrożenia, a potanienia energii odnawialnej. Produkcja węgla na świecie wzrosła od lat 90. XX wieku z 4,7 mld do około 8 mld ton w 2018 roku. Stale rosła też do 2019 roku podaż energii elektrycznej produkowanej z węgla.

 Trzecim zaś faktem o fundamentalnym znaczeniu jest to, że polityka klimatyczna zmierzająca do likwidacji spalania węgla, jako źródła energii, jest oparta na globalnym kłamstwie o wpływie człowieka na ocieplenie klimatu dzięki emisji dwutlenku węgla. Z zasadniczą argumentacją naukową przeciw tezom propagujących globalne oszustwo klimatyczne kolejnych raportów IPCC, powstałego w 1986 roku organu ONZ, wystąpił w 2007 roku Pozarządowy Międzynarodowy Zespół ds. Zmiany Klimatu (NIPCC), z międzynarodowym składem naukowców pod kierunkiem jednego z najbardziej wybitnych naukowców w USA, profesora nauk środowiskowych dr. S. Freda Singera, który m.in. był w latach 80. wiceprzewodniczącym Narodowego Komitetu Doradczego ds. Oceanów i Atmosfery USA. Polskę reprezentował w nim zmarły już prof. Zbigniew Jaworowski. W 2008 roku NIPCC opublikował swój raport “Przyroda, a nie aktywność człowieka rządzi klimatem”. NIPCC zarzucił IPCC, iż jest zaprogramowane na celowe tworzenie raportów, by wspierać tezę o antropologicznym ociepleniu i kontroli gazów cieplarnianych. Główną zaś tezą raportu NIPCC jest natomiast opozycyjne twierdzenie, że to przyrodnicze przyczyny są najprawdopodobniej dominującą przyczyną współczesnego ocieplenia: “Nie mówimy, że antropogeniczne gazy cieplarniane (…) nie mogą wytwarzać jakiegoś ocieplenia. Nasza konkluzja brzmi, iż dowody wskazują, że nie grają one znaczącej roli.” Groteska zaś strategii neutralności klimatycznej UE tkwi choćby tylko w tym, że człowiek odpowiada zaledwie za emisję 4,7% CO2, zaś kraje UE łącznie za emisję 11% całej emisji człowieka, a więc w istocie chodzi o strategię ograniczenia emisji o pół procenta (0,517%) w skali świata. To nie może mieć jakiegokolwiek wpływu na światową emisję gazów cieplarnianych.

Odbudowa potencjału wydobywczego górnictwa i jego ekonomiczne perspektywy

 Program alternatywny dla polskiego górnictwa może być sformułowany wyłącznie tylko jako fragment narodowej alternatywy rozwoju Polski. Tak też został przeze mnie sformułowany. Jest zbudowany w perspektywie oddolnej: od założeń odbudowy potencjału wydobywczego górnictwa, przez założenia nowej narodowej polityki przemysłowej i zmianę gospodarczej roli państwa, poprzez przebudowę polskiego systemu finansowego ze zmianą funkcji banku centralnego, aż po budowę narodowego państwa obywatelskiej demokracji wraz z wymianą grup przywódczych w Polsce.

 Odbudowa potencjału wydobywczego polskiego górnictwa ma doprowadzić do stopniowej likwidacji importu węgla oraz rozbudowy jego eksportu. Rentowność wszakże górnictwa trzeba zbudować w skali całego podsektora. Nie da się stworzyć trwałej rentowności wydobycia węgla w skali poszczególnych kopalń, czy nawet grup kopalń. Kopalnie mają zróżnicowane cykle życia ekonomicznego i okresowo muszą być deficytowe, bo to wynika z logiki eksploatacji złóż węgla. Tak więc wyjściowym warunkiem jest maksymalna koncentracja własnościowa, kapitałowa i organizacyjna górnictwa węglowego. Koncentracja własnościowa to przywracanie w pełni polskiej własności państwowej w górnictwie.

  Należy równolegle skonsolidować procesy gospodarcze w górnictwie w jeden łańcuch; od finansowania, przez wydobycie, przeróbkę, dystrybucję, aż po handel węglem. W tym celu niezbędne jest powołanie Banku Górniczego, który będzie wyłącznie finansował górnictwo i przejmie jego zadłużenie.

 Niezbędna i pilna jest głęboka wymiana kadr zarządzających w górnictwie. Trzeba odsunąć od zarządzania wszystkich bez wyjątku menadżerów i naukowców, którzy brali udział w jego niszczeniu oraz obecnej samolikwidacji.

 Przywrócenie górnictwu trwałej rentowności musi zostać oparte na rachunku ekonomicznym w skali ekonomii państwa. Cena płacona za węgiel przez elektroenergetykę zawodową będzie średniookresową ceną stałą. Jej wysokość uwzględni średniookresową cenę parytetową, po jakiej węgiel byłby sprowadzany do Polski. Biorąc wszakże pod uwagę olbrzymie zadłużenie zagraniczne polskiego państwa i konieczność jego zmniejszania, w cenie węgla będzie również uwzględniona cena pożyczenia 1 dolara na zagranicznych rynkach finansowych liczona w procencie składanym.

 Ze względu na możliwe wprowadzenie, w ciągu dekady do dwóch, technologii podziemnego zgazowania węgla, prace nad tą technologią uzyskają bezwzględny priorytet badawczo-wdrożeniowy i finansowy w skali państwa.

Narodowa alternatywa rozwoju Polski

 Odbudowa potencjału wydobywczego górnictwa wymaga nowej roli gospodarczej polskiego państwa i realizacji narodowej polityki przemysłowej. Ta zmiana gospodarczej roli to powołanie sztabu generalnego polskiej gospodarki w postaci Ministerstwa Gospodarki, który będzie kreatorem polityki gospodarczej, a nade wszystko przemysłowej. Ta zmiana to równolegle koncentracja uprawnień właścicielskich w rękach Ministerstwa Skarbu, jako instytucjonalizacji Skarbu Państwa i realizatora polityki gospodarczej.

 Trzy główne cele polityki przemysłowej to (1) umacnianie i rozwijanie narodowej własności polskiego kapitału, tak prywatnego, jak i publicznego, (2) maksymalna finalizacja narodowej produkcji przemysłowej, dla ograniczenia jej poddostawczego i montażowego charakteru i (3) innowacyjna reindustrializacja. Ta reindustrializacja to selektywne wsparcie przez państwo tworzenia i rozwoju innowacyjnych przemysłów. Jej celem jest przełamanie strukturalnego zacofania polskiego przemysłu i jego peryferyjności. Chodzi o przełamanie nade wszystko głębokiego zacofania w czterech strategicznych dla przyszłości polskiej gospodarki przemysłach: komputerowego, elektronicznego, precyzyjnego i elektrotechnicznego. Równocześnie trzeba zbudować od podstaw przemysły, które zadecydują o sukcesie III rewolucji przemysłowej, opartej na cyfryzacji produkcji przemysłowej.

 Kluczowym instrumentem tej narodowej polityki przemysłowej muszą być polskie kapitały państwowe i państwowe inwestycje przemysłowe. Wymaga to wszakże likwidacji w dyskursie publicznym paraliżującej roli intelektualnego wirusa ideologii neoliberalizmu ekonomicznego. Jest to neokolonialna ideologia, której celem jest paraliż kapitałów państwowych i gospodarczych funkcji państwa.

 Warunkiem niezbywalnym dla narodowej alternatywy rozwoju jest odzyskanie przez polskie państwo wewnętrznej suwerenności walutowej. Oznacza to likwidację zakazu finansowania rządowych i publicznych wydatków przez Narodowy Bank Polski, czyli likwidacji art. 220 p.1 Konstytucji i zawieszenia wykonywania art. 123 Traktatu Lizbońskiego UE. Przywrócenie suwerenności walutowej państwa umożliwi państwową emisję pieniądza, dzięki monetyzacji co najmniej deficytów budżetowych rządu. Ta monetyzacja wydatków rządowych jest niezbędna dla pokrywania emisją nowego pieniądza przyrostów nowych wartości ekonomicznych mierzonych wzrostem PKB, bez zaciągania długów w prywatnych bankach i instytucjach. Zlikwiduje to finansową “pułapkę pułapki”, w postaci narastania rządowego długu publicznego w wyniku finansowania przez niego gospodarki i gospodarstw domowych corocznymi deficytami budżetowymi.

 Narodowa alternatywa rozwoju dla współczesnej Polski, wymaga wszakże tak instytucjonalnego, jak i społecznego podmiotu, zdolnych do realizacji tych narodowych wyzwań. Tym instytucjonalnym podmiotem jest silne państwo narodowe, a podmiotem społecznym patriotyczne i kompetentne grupy przywództwa narodowego.

Poziom bowiem ideowy, merytoryczny i etyczny obecnych politycznych grup przywódczych, podobnie jak grup sfery kultury, mediów i nauki, ogranicza istotnie ich narodową misyjność, narodową odpowiedzialność i narodową bezkompromisowość moralną. Grupy te, i to na przestrzeni 30 lat były i są znacząco kompradorskie i silnie zorientowane kosmopolicentrycznie, co istotnie ogranicza możliwości samoorientacji i samomotywacji narodowej.

 Warunkiem wyjściowym jest likwidacja obecnego ustroju partyjnej oligarchii wyborczej. W tym ustroju obywatelom odebrano bierne prawo wyborcze, gdyż nie mogą kandydować do Sejmu jako obywatele. Z czynnego zaś prawa wyborczego uczyniono demokratyczną fasadę, gdyż wyborcy głosują na kandydatów już wybranych przez partyjne oligarchie. Konieczne jest wprowadzenie większościowej ordynacji wyborczej w wyborach do Sejmu w 460 jednomandatowych okręgach wyborczych, z równą dla wszystkich uprawnionych obywateli swobodą kandydowania, gdzie posłem zostaje zdobywca największej liczby głosów w jednej turze wyborczej.

 Równa dla wszystkich swoboda kandydowania otworzy w pełni demokratyczny proces wyłaniania nowych grup politycznych. Otworzy to w pełni polską scenę polityczną na nowe środowiska i ugrupowania oraz grupy polityczne i rozpocznie proces pozytywnej selekcji nowych liderów i przywódców politycznych. Umożliwi zasadniczą wymianę grup władzy politycznej i otworzy możliwości stopniowej wymiany narodowych grup przywódczych w sferze kultury, nauki i mediów.

Nota o autorze: Wojciech Błasiak jest ekonomistą i socjologiem, dr. nauk społecznych. Jest niezależnym naukowcem i publicystą. Jest autorem i współautorem siedmiu monografii naukowych, autorskiego reportażu i zbioru esejów.

Tekst został pierwotnie opublikowany w miesięczniku społeczno-kulturalnym “Śląsk” nr 2 (305), luty 2021.

Inflacja, polityka i neo-liberalna ekonomia – a wymiana grup władzy.

Rząd Morawieckiego przypomina helikopter rozrzucający nad Polską stosy pieniędzy.

Wojciech Błasiak http://jow.pl/inflacja-polityka-i-neoliberalna-ekonomia-a-wymiana-grup-wladzy/ 8 września 2022

Inflacja w Polsce przekroczyła już 16% w skali rocznej i rośnie dalej. W odniesieniu zaś do żywności wynosi około 40%, sądząc po codziennej obserwacji cen. Jest dużo wyższa od inflacji w strefie unijnych krajów euro, która wyniosła w lipcu 8,9%. Jest to nade wszystko efekt polityki polskiego rządu. Na to nakłada się groteskowy sposób zwalczania inflacji przez Narodowy Bank Polski zgodnie z doktryną neoliberalnej ekonomii.

Przyczyny inflacji

Wyjściową przyczyną światowej, europejskiej i polskiej inflacji był absurdalny sposób zwalczania pandemii Covid-19 w postaci lockdownów. Skutki bezsensownych i nieskutecznych epidemicznie zakazów aktywności konsumenckiej i gospodarczej, w tym produkcyjnej, wzmacniane były międzynarodowymi konsekwencjami zrywania łańcuchów dostaw i zakłóceniami cyklów produkcyjnych. Tłumiło to aktywność gospodarczą i redukowało poziom produkcji i usług, a więc globalną, regionalną i krajową podaż towarowo-usługową. W przypadku Polski, acz w różny sposób również w skali międzynarodowej, mieliśmy do czynienia z osłoną finansową gospodarki, w postaci tzw. tarczy antycovidowej, czyli wpompowywania pieniędzy do podmiotów gospodarczych, aby uchronić je przed bankructwem. W Polsce wpompowano w ten sposób około 250 mld zł w ciągu dwóch lat. O tyle zwiększono więc wypłacalny popyt, bez jakiejkolwiek podaży produktów i usług. Był to potężny bodziec inflacyjny.

W naukach ekonomicznych rozróżnia się bowiem dwa rodzaje inflacji ze względu na jej przyczyny. Pierwszym rodzajem jest inflacja popytowa. Inflacja popytowa to ogólny wzrost cen wywołany nadwyżką ilości pieniądza na rynku, w stosunku do wartości produktów i usług oferowanych na tym rynku, czyli podaży rynkowej. W polskich warunkach poza rządową polityką tzw. tarczy antycovidowej, ten rodzaj inflacji jest stale wzmagany rządową polityką socjalnych wypłat oraz wszelakich dopłat, dotacji i subwencji, poczynając od programu „500 plus”. W pierwotnej wersji ten program wypłat na drugie i dalsze dzieci pobudził polską gospodarkę, po latach neoliberalnego osuszania z pieniędzy. Natomiast jego rozdmuchiwania, poczynając od tzw. piątki Kaczyńskiego z wypłatami na pierwsze już dziecko niezależnie od wysokości dochodów i zwolnienia od płacenia podatków dochodowych dla młodych ludzi do 25 roku życia, wzmaga inflację popytową.

Jest ona pobudzana nieustannie rozszerzaną polityką dopłat, dotacji i subwencji, od dotacji do zakupu węgla kamiennego już poczynając. Dopłata do węgla to kompletna paranoja ekonomiczna, gdyż ceny węgla drastycznie wzrosły po wprowadzeniu embarga na import węgla rosyjskiego i konieczności jego importu z zamorskich kontynentów. Brakło bowiem nagle 10 mln ton tego importu. Paranoja zaś polega na tym, że Polska posiadając 85% zasobów węgla kamiennego Unii Europejskiej, likwidowała jego wydobycie uzależniając się przez lata od importu z Rosji. Braki węgla w Polsce, to tak jakby w Arabii Saudyjskiej brakło piasku. Polska ma bowiem zasoby węgla kamiennego wystarczające nam na ponad 700 lat.

Rząd Mateusza Morawieckiego, przypomina przysłowiowy już helikopter latający i rozrzucający nad Polską stosy pieniędzy. Jest to w istocie krótkowzroczna i nieodpowiedzialna polityka przekupywania wyborców partii rządzącej Prawa i Sprawiedliwości. A że za rok będą wybory parlamentarne, więc przekupywanie wyborców poprzez szastanie publicznym groszem nie ustanie. To wszystko, w warunkach narastającej recesji, z zagrożeniem globalną depresją gospodarczą, bardzo źle wróży Polsce. W sytuacji zaś groźby narastania światowego i europejskiego chaosu, stworzy realne zagrożenie bezpieczeństwa ekonomicznego, energetycznego i biologicznego Polaków.

Do tego dochodzą skutki wojny rosyjsko-ukraińskiej w postaci przybycia do Polski około 4 mln obywateli Ukrainy, którzy otrzymali prawo wymiany swych ukraińskich pieniędzy hrywien na polskie złotówki. I to nie w kantorach wymiany, tylko w bankomatach, jak to obserwuję w bankomacie PKO BP w swoim mieście. Na ten temat panuje oficjalna cisza, a wręcz rządowa zmowa milczenia, więc nie wiadomo jaka jest skala tej wymiany i na jakich warunkach wymiany walut. A jest to de facto import wojennej inflacji ukraińskiej.

Drugim rodzajem inflacji jest inflacja kosztowa, która wynika ze wzrostu kosztów wytwarzania produktów i usług. Ich ceny rosną by zrównoważyć rosnące koszty, a nie by zrównoważyć popyt z podażą. Acz nazywanie tego rodzaju inflacji, inflacją kosztową jest już mylące, gdyż wzrost cen jest wywołany nade wszystko nie wzrostem kosztów, ale światową spekulacją finansową. Ceny rosną, gdyż są poddane gigantycznym i to globalnym praktykom spekulacji cenowej. Dotyczy to tak surowców energetycznych, jak i surowców mineralnych oraz produktów rolnych. A spekulują poprzez ich zakupy i sprzedaż z użyciem tzw. pochodnych papierów wartościowych głównie wielkie banki i fundusze finansowe oraz wielkie koncerny.

Ekspert energetyczny, Andrzej Szczęśniak, opisał jeszcze w 2021 roku taką wielką gazową spekulację cenową, którą dzisiaj zrzuca się na karb rosyjskiej agresji na Ukrainę. Otóż w 2021 roku w ciągu jednego roku cena gazu w Polsce, w warunkach państwowego monopolu PGNiG, wzrosła ponad 6-krotnie, z 75 zł za MWh do 458 zł, przy tych samych kosztach i niewielkich zmianach popytu. Rząd udał, że tego nie widzi. Polscy zaś dziennikarze i publicyści jak zwykle stchórzyli przed niewygodną dla władzy prawdą. A dochody PGNiG z tytułu wydobycia gazu i ropy wzrosły 40-krotnie, z 210 mln zł do 8,1 mld zł. PGNiG poniósł sobie ceny monopolowe, gdyż tak podskoczyły ceny światowe. Tak się tworzy z niczego inflację spekulacyjną.

Ta inflacja spekulacyjna rośnie na znaczeniu w związku z agresją Rosji na Ukrainę. Ta wojna z jednej bowiem strony zakłóca strumienie popytu i podaży wszelkich surowców i produktów rolnych, a z drugiej jest znakomitym pretekstem do spekulacji ich cenami przez wielkie banki, fundusze finansowe i koncerny.

„Walka z inflacją” banku centralnego a emisja pieniądza

W odpowiedzi na narastającą inflację w Polsce Narodowy Bank Polski rozpoczął od 2021 roku podwyżki swoich stóp procentowych, które decydują o stopach procentowych kredytów banków komercyjnych. Stopy procentowe NBP podwyższał już 11 razy, a we wrześniu 2022 roku najważniejsza stopa referencyjna NBP wzrosła do 6,75%. Oznacza to wzrost oprocentowania wszystkich kredytów w bankach komercyjnych.

Powstaje pytanie, co to ma naprawdę wspólnego z ograniczaniem inflacji w Polsce? Otóż nic, a co najwyżej niewiele. Wzrost oprocentowania kredytów ogranicza bankową emisję pieniądza czyli tworzenie pieniądza kredytowego dla gospodarki i ludności. Banki tworzą bowiem pieniądze udzielając kredytów. Tworzą pieniądz w formie długu. Gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa ograniczają pożyczki bankowe, gdyż są one drogie, a więc następuje zmniejszenie emisji pieniądza. Wszystkie jednak już udzielone kredyty, które trzeba spłacać stają się droższe. W Polsce zdecydowana większość kredytów dla gospodarstw domowych to kredyty hipoteczne. Prawdopodobnie to około 70% udzielanych kredytów. Wzrost oprocentowania kredytów to oczywiście większe comiesięczne raty i zmniejszenie możliwości zakupów gospodarstw domowych. Obniża to bowiem ich wypłacalny popyt. I tylko w tym względzie ma to wpływ na inflację popytową, acz w obliczu groźby niewypłacalności właścicieli kredytów hipotecznych.

Problem w tym, że emisja pieniądza to zarówno emisja pieniądza kredytowego przez banki komercyjne w formie długu, jak i emisja pieniądza poprzez rządowy deficyt budżetowy, drogą emisji pieniędzy rządowych, czyli Skarbu Państwa. W Polsce zaś główny dotychczas strumień inflacji to inflacja popytowa, tworzona emisją pieniądza rządowego poprzez deficyt budżetowy. I wzrost stóp procentowych banku centralnego, a w konsekwencji stóp procentowych banków komercyjnych, prowadzący do obniżenia emisji pieniądza kredytowego banków, nie ma wpływu ani na wysokość inflacji popytowej, ani kosztowo-spekulacyjnej. A uderza nade wszystko w już zaciągnięte kredyty hipoteczne.

Neoliberalna ekonomia i jej panowanie

„Walka z inflacją” poprzez podwyżki stóp procentowych banku centralnego to klasyczny dogmat neoliberalnej ekonomii. Ten przykład pokazuje absurdalność naukową i szkodliwość gospodarczą tej ekonomii. I to wcale nie najgroźniejszą, gdyż jej dogmaty „wolnego rynku”, „deregulacji” czy „prywatyzacji” i „desocjalności”, są jeszcze groźniejsze gospodarczo i politycznie. Problem w tym, iż neoliberalne dogmaty są podstawą myślenia i podejmowania decyzji w kluczowych instytucjach państw, w tym Polski.

W Polsce ideologiczny wirus neoliberalizmu całkowicie sparaliżował kapitał państwowy i gospodarcze funkcje państwa. Zamrożenie państwowych inwestycji przemysłowych przez ostatnie 30 lat, do chwili obecnej włącznie, to wynik wyłącznie paraliżu mentalnego i decyzyjnego, powodowanego całkowitym panowaniem w dyskursie publicznym ideologii ekonomicznego neoliberalizmu. W polskich warunkach neokolonialnej struktury przemysłu zdominowanej podwykonawczym i montowniczym oraz surowcowym charakterem wobec głównie gospodarki Niemiec, tylko narodowa polityka przemysłowa oparta o kapitały państwowe, jest w stanie przełamać neokolonializm przemysłowy, a tym samym drenaż ekonomiczny polskiej gospodarki. Tymczasem przez ostatnie 7 lat rządów PiS, tak jak przez poprzednie 25 lat rządów postsolidarnościowych i postkomunistycznych, nawet nie sformułowano programu takiej polityki. Myślę, że to jest poza horyzontem wyobraźni premiera Mateusza Morawickiego, o prezesie Jarosławie Kaczyńskim już nie wspominając. I z tymi grupami władzy i opozycji politycznej inaczej nie będzie. To nie mieści im się w głowach. I nie tylko to.

W wydanej w tym roku książce „The New Economics. A Manifesto”, znakomity australijski ekonomista Steve Keen, jeden z 12 ekonomistów na świecie, którzy przewidzieli Globalny Kryzys Finansowy z 2007-2008 roku, tak podsumował swą krytykę neoliberalizmu: „Uważam neoklasyczną ekonomię nie tylko za złą metodologię analizy ekonomicznej, ale za egzystencjalne zagrożenie dla dalszego istnienia kapitalizmu – i ogólnie cywilizacji ludzkiej. Musi odejść”.

Problem w tym, że jak to sam oceniał 85% samodzielnej kadry w naukach ekonomicznych świata zachodniego to neoliberałowie. W pół-peryferyjnej Polsce, świecącej odbitym blaskiem zachodniej nauki, jest to prawdopodobnie nawet 95 do 99%. Globalny Kryzys Finansowy był jednak tak wielkim szokiem, że pojawiły się zasadnicze wyłomy w niektórych kluczowych instytucjach międzynarodowych, choć nie w ekonomii akademickiej.

Moje propozycje dla polskich nauk ekonomicznych, zawarte w książce „Zdrada węglowa i jej narodowa alternatywa” z 2021 roku, były i są następujące: „Odrzucenie ideologii neoliberalizmu musi rozpocząć się na poziomie instytucji centralnych państwa, gdzie trzeba dokonać wyjściowej koncentracji rozproszonych anty-neoliberalnych sił intelektualnych i naukowych. Trzeba dokonać wyłomu w powszechnej dominacji neoliberalizmu ekonomicznego w naukowym i politycznym dyskursie publicznym. Należy rozważyć możliwość powołania nowej państwowej uczelni wyższej o charakterze nade wszystko politechnicznym, acz również z rozbudowanym wydziałem szeroko rozumianych nauk społecznych, z naukami ekonomicznymi w roli głównej”.

Tworzenie nowych grup przywództwa narodowego Polski

Budowa nauk społecznych, z naukami ekonomicznymi w roli głównej, obok odbudowy nauk politechnicznych, jest bowiem warunkiem stworzenia narodowej alternatywy rozwoju dla zatrzaśniętej współcześnie w neokolonialnej i peryferyzującej klatce historycznej Polski. Panowanie wirusa neoliberalizmu ekonomicznego, jest tylko jednym z tego przejawów. Ta neokolonialna klatka historycznej niemocy jest zbudowana na neokolonialnej mentalności politycznych, kulturowych i naukowych grup przywództwa narodowego. Przywództwa negatywnego, opartego na braku misyjności narodowej, braku poczucia odpowiedzialności narodowej i niskim poziomie ideowo-etycznym.

Jeśli bowiem rząd Morawickiego podejmuje z piątku na sobotę 25 września 2020 roku decyzję o całkowitej likwidacji polskiego górnictwa węgla kamiennego, to jakich słów użyć, aby go scharakteryzować? Użyłem wówczas określenia zdrada narodowa, ale nawet to nie oddaje skali wręcz szaleństwa tej decyzji dla obecnego i przyszłych pokoleń. Kim trzeba być, aby zdecydować w kilkudziesięcioosobowej, a prawdopodobnie kilkunastoosobowej rządowej grupie o likwidacji największego bogactwa naturalnego Polski, a w istocie narodu polskiego? Jaką trzeba mieć w sobie pychę i butę oraz arogancję, ale i pogardę dla własnego społeczeństwa, aby o czymś takim samemu zdecydować? Jak trzeba być zniewolonym umysłowo i podległym mentalnie i intelektualnie, aby wykonać polecenie elit brukselsko-niemieckich o likwidacji dostępu do 52 mld ton węgla kamiennego, który zapewnia bezpieczną i tanią samowystarczalność energetyczną na 725 lat? I jak nisko trzeba upaść jako społeczeństwo, aby przyzwalać choćby tylko na publiczne głoszenie takich pomysłów? Jak nisko upadła polska nauka, polskie media i ich dziennikarze oraz publicyści, nie mówiąc o polskiej kulturze, aby pogodzić się milcząco z tak haniebną decyzją?

A jak nisko upadliśmy jako społeczeństwo i państwo, gdy w zamachu pod Smoleńskiem Władimir Putin zamordował nam prezydenta i wszystkich dowódców rodzajów broni Wojska Polskiego? Jak bowiem nisko trzeba upaść, aby oficjalnie i publicznie powtarzać za Kremlem, że był to wypadek, gdyż 40 centymetrowa brzoza urwała skrzydło 90. tonowemu samolotowi i na wysokości 5,25 metra wywróciła go półbeczką do góry, przy kilkunastometrowej długości skrzydeł? Jak nisko trzeba upaść, żeby to USA wysyłało swoich naukowców polskiego pochodzenia, aby ci skierowali uwagę na możliwość zamachu, gdyż polskie uczelnie wyższe i polscy naukowcy bali się podjąć tego tematu? Jak nisko trzeba upaść jako państwo, aby przez 12 lat dać sobie bezkarnie kraść wrak polskiego samolotu i jego czarnych skrzynek?

Ale to tylko dwa z licznych przykładów konsekwencji negatywnego przywództwa narodowego. I nie wyrwiemy się z tej neokolonialnej klatki, jeśli nie rozpoczniemy od wymiany grup przywództwa politycznego. Bo choć jest to klatka li tylko mentalna, to jej istnienie gwarantuje instytucja wyborów proporcjonalnych opartych o partyjne listy wyborcze. Jest to współczesne „liberum veto” naszego ustroju partyjnej oligarchii wyborczej, który gwarantuje nieustanną wyborczą reprodukcję kompradorskiej miernoty politycznej w postaci partyjnych grup władzy politycznej, a nie pozwala na możliwość startu wyborczego polskim obywatelom. Jak obalić to współczesne liberum veto?

Osobiście liczę już tylko na niespodziewane zbiegi okoliczności, jaki być może utworzy narastający chaos światowy i europejski. A podtrzymuje mnie od lat na duchu znakomita konstatacja światowej sławy francuskiego historyka Fernanda Braudela, iż należy „nie myśleć tylko w kategoriach czasu krótkiego, nie sądzić, że najbardziej autentyczni są aktorzy czyniący wiele hałasu; bo są też inni aktorzy, skłonni do milczenia”, zaś „rzeczywistość społeczna to zwierzyna znacznie bardziej przebiegła niż zwykło się sądzić”.

Jak zniszczono polskie górnictwo, czyli węglowe kłamstwo 30-lecia

… czyli jak niszczono górnictwo węgla kamiennego na Śląsku

Wojciech Błasiak https://pnp24.pl/jak-zniszczono-polskie-gornictwo

Sedno

Jednym z największych publicznych kłamstw III Rzeczpospolitej, a z pewnością największym kłamstwem dotyczącym Śląska, było i jest twierdzenie o nierentowności wydobycia węgla kamiennego i konieczności zamykania śląskich kopalń. To kłamstwo, stale obecne przez 30 już lat w przestrzeni publicznej, było i jest legitymizacją celowego i zaplanowanego niszczenie śląskiego górnictwa węgla kamiennego.

W latach 1989-2004 śląskie górnictwo węgla kamiennego było bowiem celowo niszczone ekonomicznie i technicznie. To celowe niszczenie, realizowane oficjalną polityką kolejnych rządów, dokonywało się w ramach polityki tzw. restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego. Jego publicznie deklarowanym celem miało być dostosowanie górnictwa do warunków gospodarki rynkowej. Rzeczywistym zaś celem było zniszczenie ekonomiczne i techniczne zdolności wydobywczych górnictwa, tak aby Polska z wielkiego światowego eksportera węgla, stała się jego importerem netto. Faktycznym, a ukrywanym, celem było bowiem wyeliminowanie Polski jako wielkiego eksportera węgla kamiennego z rynków światowych. W interesie głównych konkurentów polskiego węgla czyli przede wszystkim USA, Australii, Kanady i RPA.

Efektem planu Balcerowicza był w latach 1990-1991 spadek produkcji przemysłowej o 33,6%. Była to klęska ekonomiczna porównywalna jedynie z największym w historii kapitalizmu Wielkim Kryzysem lat 1929-1933 w okresie II Rzeczpospolitej.

Był to program restrukturyzacji opracowany przez Bank Światowy, a realizowany przez kolejne polskie rządy, zarówno postsolidarnościowe, jak i postkomunistyczne, w latach 1989 – 2004. W rezultacie tej niszczącej restrukturyzacji Polska, z wielkiego światowego eksportera węgla kamiennego na poziomie ponad 30 mln ton w 1990 roku, stała się ostatecznie od 2008 roku jego importerem netto na poziomie ponad 10 mln ton.

Spirala zadłużania górnictwa

Rozpad imperium radzieckiego w latach 1989–1991 oraz ostateczne załamanie się gospodarki Polski Ludowej w latach 1988-1991, otworzyło proces szokowej transformacji polskiej gospodarki i samego górnictwa węglowego.

Z dniem 1 stycznia 1990 roku rozpoczęła się realizacja szokowej transformacji gospodarczej w wersji tzw. planu Balcerowicza. Szokiem było nade wszystko uwolnienie spod dotychczasowej kontroli rządowej cen prawie wszystkich produktów i usług. Spowodowało to natychmiastowy wybuch hiperinflacji. Metodą zwalczania tej hiperinflacji korekcyjnej stało się duszenie popytu rynkowego. Balcerowicz zwalczał wywołaną przez siebie uwolnieniem cen hiperinflację korekcyjną, dusząc realny popyt. Redukowano więc drastycznie popyt wewnętrzny pod pretekstem walki z hiperinflacją, a drastyczna redukcja popytu wewnętrznego oznaczała drastyczną redukcję możliwości zbytu rodzimej produkcji, której 85% wchłaniał rynek wewnętrzny.

Efektem planu Balcerowicza był w latach 1990-1991 spadek produkcji przemysłowej o 33,6%. Była to klęska ekonomiczna porównywalna jedynie z największym w historii kapitalizmu Wielkim Kryzysem lat 1929-1933 w okresie II Rzeczpospolitej.

W planie Balcerowicza górnictwo węgla kamiennego miało odegrać rolę tzw. „kotwicy inflacji”, dzięki temu, że z dniem 1 stycznia 1990 roku utrzymano urzędowe ceny węgla, a uwolniono prawie wszystkie pozostałe. Administracyjnie stała i niska cena węgla kamiennego miała być gwarantem ograniczania inflacji. Był to oczywisty nonsens ekonomiczny, gdyż w żaden istotny sposób niska cena węgla nie gwarantowała “kotwiczenia” hiperinflacji.

W ten sposób wyłączono wszakże górnictwo z urynkowienia gospodarki i uruchomiono zasadniczą dla jego ekonomicznej destrukcji spiralę zadłużania finansowego. Narzucone ceny urzędowe poniżej kosztów wydobycia uczyniły wydobycie węgla kamiennego nierentownym finansowo już na starcie, mimo obiektywnej wysokiej rentowności ekonomicznej. I tak w całym 1990 roku średni koszt wydobycia 1 tony węgla wynosił według ówczesnego kursu dolara 20 USD, a średnia cena węgla eksportowanego z Polski 50 USD. Kopalnie zaś zostały zmuszone do sprzedawania węgla po średniej cenie 12 USD. Ponieważ eksport był bardzo opłacalny, to rząd polski wprowadził 80 procentowy podatek eksportowy.

O wysokiej opłacalności wydobycia węgla kamiennego świadczy podstawowe kryterium porównawcze jakim jest cena parytetowa, czyli potencjalna cena węgla importowanego do Polski, jaką musieli by płacić krajowi odbiorcy, gdyby zdecydowano się zaprzestać własnego wydobycia. W 1991 roku najtańszy węgiel energetyczny z importu musiałby kosztować już w porcie polskim przed wyładunkiem od 42 do 52 dolarów za tonę, jak szacowali eksperci ekonomiczni firmy eksportowej węgla „Węglokoks”, przy ówczesnej średniej cenie węgla krajowego na poziomie nieco ponad 25 dolarów za tonę, a kosztach wydobycia 28,5 dolarów, zaś średniej cenie węgla eksportowanego z Polski na poziomie około 49 dolarów za tonę. W centrum kraju, w zależności od jakości i kierunku importu, a także po doliczeniu podatków, ta cena parytetowa wynosiłaby od 61,9 do 71,9 dolara za tonę.

W 1990 roku uruchomiono proces spiralnego zadłużania kopalń, aż po stan katastrofy finansowej całego górnictwa od połowy lat 90. Polityka sterowania cenami zbytu węgla poniżej kosztów ich wydobycia doprowadziła do sytuacji, gdy obiektywnie wysoce rentowny ekonomicznie sektor węgla kamiennego stał się nierentowny finansowo, stale powiększając wielkie zadłużenie. Ruszyła bowiem „kula śnieżna” zadłużenia górnictwa; od 4,5 bln starych zł w 1990 roku, przez 7 bln w 1991, 23 bln w 1992, po 13 mld nowych zł w 1998 i ponad 23 mld zł w 2002 roku.

Mechanizm sterowania przez kolejne rządy cenami węgla poniżej kosztów jego wydobycia utrzymano bowiem po 1990 roku. Po zniesieniu cen administracyjnych wprowadzono ceny kontrolowane przez podległe Ministerstwu Finansów Izby Skarbowe. Następnie zaś ceny zbytu węgla dla potrzeb zawodowej energetyki były określane przez faktyczny dyktat monopolistyczny państwowego sektora energetycznego, a faktycznie ustalane przez Ministerstwo Gospodarki. Dla przykładu; w 1997 roku ustalono cenę 32 USD za tonę węgla energetycznego, mimo iż węgiel importowany musiałby kosztować minimum 35 USD, a i tak w ciągu roku zmuszono spółki węglowe do sprzedaży węgla po 27 USD. Równocześnie limitowano i ograniczano administracyjnie eksport węgla, mimo iż aż do 1997 roku był on pod nawet pod ówczesnym względem finansowym opłacalny, a okresowo wysoce opłacalny.

Wszystko to działo się w sytuacji polityki Narodowego Banku Polskiego podwyższania wartości złotego w stosunku do walut krajów centralnych czyli aprecjacji złotego. I dlatego spadała opłacalność eksportu węgla. Z szacunków ekspertów Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej wynikało, że gdyby nie restrykcyjna polityka finansowa kolejnych rządów branża ta byłaby rentowna i generowała nie wielkie straty lecz wielkie zyski. Szacowali oni, że jeden tylko czynnik restrykcyjny czyli kształtowanie cen węgla kamiennego poniżej poziomu inflacji w latach 1990-1997, spowodowało straty dla górnictwa w wysokości 268 bilionów starych złotych ( 26 mld 817,6 mln zł).

Jeśli odejmiemy od tego sumy przeznaczone na dotacje dla kopalń oraz wszelkiego typu umorzenia zobowiązań wobec górnictwa w wysokości 68 bln starych zł ( 6 780 mln zł ), to górnictwo powinno było przynieść ponad 200 bln starych zł zysku brutto (20 037,6 mln zł), tj. ponad 20 mld zł, a zysku netto 17 mld 715, 6 ml zł.

Zadłużenie finansowe jako uzasadnienie fizycznej likwidacji i kopalń

Tworzona celowo spirala zadłużenia finansowego kopalń, stała się podstawą uzasadniania ich nierentowności ekonomicznej oraz konieczności likwidacji i zamykania kopalń. Ponieważ przyczyny zadłużenia finansowego kopalń były ukrywane przed opinią publiczną, łatwo było utożsamić to zadłużenie z ekonomiczną nierentownością. W okresie lat 1989 – 2004 polska opinia publiczna podlegała systematycznej manipulacji głównych mediów masowych, stale informujących o nierentowności wydobycia węgla, jego nadmiaru oraz narastających z winy górnictwa gigantycznych długów pokrywanych z budżetu państwa przez podatników.

Pod oficjalnymi hasłami likwidacji „trwale” nierentownych kopalń prowadzono faktyczną likwidację istniejącego fizycznego dostępu do złóż węgla. Prowadziło to do w istocie rabunkowej metody likwidacji kopalń mogących nadal prowadzić eksploatację i bezpowrotnej straty milionów ton zainwestowanego już do wydobycia węgla w zamykanych, a ściślej likwidowanych fizycznie i technicznie kopalniach oraz poszczególnych oddziałach wydobywczych.

Istotą tego „ograniczanie wydobycia” było bowiem fizyczne likwidowanie dostępu do złóż poprzez fizyczno-techniczną likwidację kopalń, zamulanie i zasypywanie już udostępnionych złóż, chodników i wyrobisk, aż po zasypywanie i wysadzanie materiałami wybuchowymi szybów wydobywczych. Była to celowa polityka trwałej likwidacji mocy wydobywczych polskiego górnictwa poprzez fizyczną likwidację zainwestowanej infrastruktury wydobycia. Przypominało to fizyczne niszczenie narzędzi tkaczy indyjskich przez Anglików w XVIII wieku dla wzmocnienia eksportowej konkurencyjności angielskiego przemysłu bawełnianego.

Dodam, iż jako ówczesny wydawca subregionalnego tygodnika wspierającego wysiłki na rzecz utrzymania tej kopalni, wykorzystałem swoje prywatne znajomości z jednym z ówczesnych wiceministrów w rządzie Jerzego Buzka, przedstawiając mu faktyczne dane o sytuacji. Po dwóch tygodniach otrzymałem od niego odpowiedź: „Wskażcie inną kopalnię do zamknięcia, to uratujecie …”.

I tak dla przykładu w Dąbrowie Górniczej zlikwidowano w 1993 roku rentowną ekonomicznie, chodź zadłużoną finansowo kopalnię „Paryż”, zamulając pyłami z pobliskiej elektrowni „Łagisza” zainwestowane i przygotowane dopiero do eksploatacji najgrubsze w Europie złoże „Reden” o 24 m grubości pokładu oraz zasypując i niszcząc 2 szyby wydobywcze. W pobliskim Sosnowcu w ten sam sposób zlikwidowano w 1999 roku rentowną ekonomicznie kopalnię „Niwka – Modrzejów”, również zamulając i zasypując przygotowane do wydobycia złoże. Na kopalnię tę zaś przerzucono wcześniej ze złamaniem prawa długi Katowickiego Holdingu Węglowego, czyniąc ją finansowo nierentowną.

Wszystko to działo się w sytuacji, gdy można przy tym było przeprowadzić okresowe ograniczanie wydobycia w zupełnie inny sposób, analogiczny do zamykanych przez zatapianie kopalń angielskich i walijskich, czy też polskich w latach 30. XX wieku, umożliwiający ponowną eksploatację w sytuacji polepszenia koniunktury. Ale tu chodziło o trwałą likwidację zdolności wydobywczych.

Likwidacja kopalń, zamulanie i zasypywanie udostępnionych złóż, chodników i wyrobisk, zasypywanie i wysadzanie materiałami wybuchowymi szybów wydobywczych – to była celowa polityka trwałej likwidacji mocy wydobywczych polskiego górnictwa.

Wojciech Błasiak

Rozstrzygający “plan Karbownika-Steinhoffa”

Najbardziej drastycznym i wyniszczającym programem likwidacyjnej restrukturyzacji górnictwa węglowego był tzw. program Andrzeja Karbownika i Janusza Steinhoffa, okresu rządów Akcji Wyborczej Solidarność i Unii Wolności rządu Jerzego Buzka w latach 1997-2001.

W ramach tego planu zlikwidowano ostatecznie 24 kopalnie węgla i zmniejszono wydobycie o 32 mln ton. Z górnictwa odeszło łącznie blisko 100 tys. pracowników, w tym około 37 tys. zwolniło się w zamian za odprawy w wysokości 44 tys. zł w 1998 roku i 50 tys. zł w 1999 roku. Były to pieniądze pochodzące ze specjalnej pożyczki w wysokości 600 mln dolarów, udzielonej polskiemu rządowi przez Bank Światowy. Odprawy te otrzymywali odchodzący górnicy w zamian za zgodę na zakaz ponownego zatrudnienia w górnictwie węglowym. Zakaz został zniesiony w 2006 roku z powodu drastycznego braku wykwalifikowanej siły roboczej w kopalniach, a górnicy którzy otrzymali odprawy mogli powrócić ponownie do pracy w górnictwie.

Mimo tego, zadłużenie górnictwa wzrosło między 1997 a 2001 rokiem blisko dwukrotnie, osiągając na koniec 2000 roku 22,9 mld zł. Była to kompletna porażka “planu Karbownika – Steinhoffa”, gdyż w planie tym w 1998 roku zakładano redukcję zadłużenia górnictwa i osiągnięcie jego rentowności operacyjnej od 2000 roku.

Trwała likwidacja eksportu węgla jako rzeczywisty cel restrukturyzacji górnictwa

Rzeczywistym a ukrywanym celem restrukturyzacji górnictwa węgla, była likwidacja polskiego eksportu węgla. Był to cel realizowany przez Bank Światowy, zgodnie z opracowanym na jego zlecenie planem restrukturyzacji ze stycznia 1991 roku. I dlatego jeszcze w 1986 roku Bank Światowy zalecił Polsce całkowite zlikwidowanie eksportu węgla, mimo że w ówczesnej gospodarce PRL-u nie było jakichkolwiek porównawczych analiz ekonomicznych.

Chodziło o przejęcie tradycyjnych polskich rynków zbytu, w tym nade wszystko w Europie, gdzie polski węgiel był konkurencyjny ze względu na rentę transportową. Gra szła o ówczesne 1 do 1,5 mld USD rocznie uzyskiwanych przez Polskę z eksportu węgla. I już minister przemysłu M. Wilczek w komunistycznym rządzie Rakowskiego jeszcze w 1989 roku zapowiedział całkowitą likwidację eksportu polskiego węgla energetycznego.

Naukowcem, który jako jedyny już w 1990 roku publicznie wysunął i uzasadniał tezę, iż rzeczywistym zamiarem restrukturyzacji nie jest poprawa efektywności ekonomicznej górnictwa, lecz wyeliminowanie Polski jako eksportera węgla z rynków światowych na rzecz zamorskich konkurentów, był doc. dr Gabriel Kraus. Jego analizy, wnioski i opracowania stały się intelektualną podstawą działań merytorycznych i politycznych wymierzonych w realizację rządowych programów

Program restrukturyzacji Banku Światowego śląskiego górnictwa został faktycznie zrealizowany. Od 2008 roku Polska stała się importerem węgla netto. O ile w 1997 roku eksport węgla wynosił 30,6 mln ton, to w 2007 roku spadł już do 12,1 mln ton, a w 2008 wyniósł 8,3 mln ton. Równolegle z powodu braków ilościowych i jakościowych węgla na rynku krajowym stale narastał jego import. W 2004 roku import węgla wynosił 2,4 mln ton, w 2005 osiągnął poziom 3,4 mln, w 2006 zaś 5,2 mln, w 2007 wyniósł 5,8 mln ton, a w 2008 aż 10,1 mln ton. W roku 2008 Polska stała się ostatecznie importerem węgla netto, sprowadzając go głównie z Rosji, ale i Czech oraz Stanów Zjednoczonych. A z reguły był to węgiel droższy od krajowego.

Było to wynikiem stałego ograniczania mocy wydobywczych i spadku wydobycia węgla. I tak o ile w 1997 roku wydobyto jeszcze 132,6 mln ton, to w 2004 wydobyto 99,3 mln, w 2005 już 97,1 mln, w 2006 tylko 94, 4 mln, a w 2007 już tylko 87,4 mln ton.

Program restrukturyzacji Banku Światowego śląskiego górnictwa został faktycznie zrealizowany. Od 2008 roku Polska stała się importerem węgla.

Konsekwencje procesu likwidacyjnej restrukturyzacji

Niespodziewanie dla całego procesu likwidacyjnej restrukturyzacji polskiego górnictwa, w przeciągu zaledwie kilku miesięcy od końca 2003 roku doszło ostatecznie do olbrzymiego skoku światowych cen węgla. W okresie od sierpnia 2003 roku do kwietnia 2004 roku światowe ceny węgla energetycznego wzrosły o 63 proc., odnotowując najwyższy poziom od lat 80. Do 2004 roku, w ciągu 25 miesięcy, ceny węgla wzrosły aż trzykrotnie.

Ówczesny rząd rozpoczął powoli wycofywać się w 2004 roku z planów likwidacji wydobycia i zamykania kopalń, choć jeszcze z początkiem roku negocjował z Bankiem Światowym kolejne setki milionów dolarów pożyczki na odprawy socjalne dla zwalnianych górników. Rozpoczęło się nigdy oficjalnie nieogłoszone rezygnowanie z programu likwidacyjnej restrukturyzacji polskiego górnictwa.

Likwidacyjna restrukturyzacja górnictwa węglowego była działalnością wymierzoną w podstawowe interesy narodowe Polski. Trwała likwidacja zdolności wydobywczych węgla kamiennego na poziomie ponad 50 mln ton rocznie i przekształcenie Polski w importera węgla netto, w sytuacji krajowej elektroenergetyki opartej na spalaniu węgla, była znaczącym ograniczeniem narodowego bezpieczeństwa energetycznego. Likwidacja eksportu węgla na poziomie 30 mln ton rocznie oraz likwidacja możliwości takiego eksportu na poziomie 40 – 50 mln ton rocznie, w sytuacji wielkiego zadłużenia zagranicznego i wysokich kosztów jego obsługi, była niszczeniem ekonomicznego bezpieczeństwa walutowego. Doprowadzenie do kilkuset miliardów złotych strat gospodarczych z powodu ekonomicznego i technicznego niszczenia górnictwa było fundamentalnym naruszeniem narodowych interesów ekonomicznych Polski.

Gdyby nie ten planowy proces, górnictwo węglowe w Polsce okresu 1989 -2004 i lat następnych, byłoby wysoce rentowną i przynoszącą stałe zyski branżą, z kilkudziesięciomiliardową akumulacją finansową. Jak szacował G. Kraus, po niezbędnej racjonalizacji wydobycia i zatrudnienia, zapewniałoby opłacalne wydobycie węgla w tym okresie na poziomie średnio co najmniej około 140 mln ton rocznie i przy spadającym, ze względu na postęp techniczny wydobycia i transportu węgla, średnim zatrudnieniu około 200 tys. pracowników. Przy odejściu od neokolonialnej polityki aprecjacji złotego i jego realnym kursie walutowym, opłacalny eksport węgla mógł osiągać w tym okresie poziom 35 – 40 mln ton rocznie.

Dysponując wielomiliardowymi rezerwami finansowymi rządu 40 – 50 mld zł, górnictwo byłoby też w latach następnych odporne na wahania koniunktury światowej i spadki światowych cen i popytu na węgiel. Miałoby znaczne możliwości okresowego przystosowywania się i produkcyjnego reagowania na wahania koniunktury.


P.S. Muszę ze zdumieniem przyznać się Czytelnikowi, że choć wiem to wszystko już od trzech dziesięcioleci, stale obserwowałem jak to działa i kto w tym uczestniczy, jednak co jakiś czas nie mogę pojąć, jak to było i jest możliwe, aby w województwie śląskim, gdzie jest Uniwersytet Śląski, Politechnika Śląska i Uniwersytet Ekonomiczny, gdzie jest mnóstwo grup i grupek oraz poszczególnych osobników uważających się za elity i autorytety intelektualne, polityczne i moralne, było możliwe bezkarne niszczenie górnictwa w imię obcych interesów, a przy pełnym aplauzie własnym. I że przez 30 lat można było to węglowe kłamstwo utrzymywać w przestrzeni publicznej jako oficjalną prawdę. Rozumiem, choć pojąć nie mogę.

Tekst ten w lutym br. został odrzucony przez redakcję tygodnika “Do Rzeczy” i redakcję tygodnika “Sieci”.

Tak więc nic się w Polsce nie zmieniło od 30 lat i nie zmieni, jeśli to my nie zmienimy ustroju RP i nie wprowadzimy JOW. (Wojciech Błasiak)

Skąd się bierze nędza polskich polityków?

dr Wojciech Błasiak– 25 stycznia 2019

Gdyby dzisiaj drogą losowania, spośród blisko 30 mln Polaków uprawnionych do kandydowania do Sejmu, wybrać 460 przypadkowych posłów, to tak wybrany Sejm byłby z pewnością jakościowo lepszy od obecnego, a pewnie i kolejnego po wyborach w tym roku. Jakość ideowa, intelektualna i etyczna polskich posłów w swej sejmowej masie, odbiega bowiem negatywnie pod jakości przeciętnego Kowalskiego. Choć być może trafiliby się pojedynczy posłowie na poziomie Ryszarda Petru czy Grzegorza Schetyny, to z pewnością jednak nie mieliby szans na zostanie szefami parlamentarnych klubów partyjnych.

Geneza negatywnej selekcji polskich polityków

Obecny katastrofalnie niski poziom ideowy, intelektualny i etyczny tzw. polskiej klasy politycznej, której rdzeniem są posłowie na Sejm, nie jest przypadkowy. Ten poziom jest wynikiem blisko 30 lat negatywnej selekcji polskich polityków.

Tę negatywną selekcję rozpoczął Lech Wałęsa i jego grupa, z takimi czołowymi jej działaczami jak Władysław Frasyniuk, Zbigniew Bujak, Mieczysław Gil, Jarosław i Lech Kaczyńscy, który przy wsparciu komunistycznej policji politycznej w latach 1986 -1989 zbudował odgórnie nowy związek zawodowy, pod starą nazwą “Solidarności”. L. Wałęsa wyeliminował działaczy i przywódców “Solidarności” sprzeciwiających się porozumieniu z komunistami i na ich warunkach.

Całkowicie samozwańczym tworem był też Krajowy Komitet Obywatelski. Został faktycznie skooptowany przez Jacka Kuronia i jego grupę tzw. lewicy laickiej, wywodzącą się głównie z anarodowego skrzydła byłego KOR, uformowanego następnie w KSS “KOR”.

KKO, z kluczową rolą grupy lewicy laickiej J. Kuronia, stał się trzonem politycznym tzw. strony opozycyjno-solidarnościowej przy tzw. okrągłym stole. A następnie tenże KKO decydował o wystawieniu kandydatów w zakontraktowanych wyborach hybrydowych do Sejmu i Senatu w czerwcu 1989. Co przy tym najważniejsze, na listy wyborcze postsolidarnościowego Komitetu Obywatelskiego nie dopuszczono kandydatów antykomunistycznych i niepodległościowych, zarówno “Solidarności”, jak i ówczesnej opozycji politycznej.

Zadecydowało to o pierwotnym składzie polityczno-personalnym pozakomunistycznych grup politycznych, wyniesionych na scenę polityczną lat 1989-1991. Na tą scenę polityczną zostali wyniesieni, ugodowi wobec komunistów postsolidarnościowi politycy i działacze, o polskiej tożsamości społecznej głównie li tylko obyczajowej, silnie wypreparowanej z idei niepodległości narodowej i suwerenności państwowej.

Formacja komunistyczna zaś, a następnie postkomunistyczna w formule SLD i PSL, z właściwą jej anarodową, aż po antynarodową ideowo i kompradorską tożsamością społeczną, była drugim skrzydłem elit władzy politycznej po 1989 roku. I te dwa skrzydła zadecydowały o genezie nędzy polskich polityków ostatnich 30-tu lat.

Samoreprodukcja nędzy politycznej

Wtórna selekcja tych samozwańczych grup władzy politycznej rozpoczęła się wyborami parlamentarnymi w 1991 roku i trwa do dziś. Mechanizmem tej samoreprodukcji jest negatywna selekcja posłów w postaci proporcjonalnej ordynacji wyborczej do Sejmu. Dzięki tej ordynacji, wyłonione pierwotnie w latach 1987 -1991 samozwańcze grupy polityczne, uzyskały możliwość samodoboru. To one bowiem ustalają partyjne listy kandydatów do Sejmu i dobierają kandydatów oraz ustalają kolejność ich miejsc na listach wyborczych. Decydują o tym, kogo Polacy mogą wybierać.

Wraz z postkomunistyczną formacją polityczną o podległej i lojalistycznej, a w konsekwencji postkolonialnej tożsamości i mentalności, stworzone zostało polityczne przywództwo państwa III Rzeczpospolitej o silnie anarodowej, aż po antynarodowej ideowo tożsamości społecznej.

Najistotniejszą bowiem cechą ordynacji proporcjonalnej jest niemożność istotnej wymiany już zastanych składów partyjno-personalnych. W tej ordynacji bowiem Polacy są pozbawieni biernego prawa wyborczego, gdyż nie mogą kandydować do Sejmu jako obywatele. Mogą kandydować jedynie za zgodą kierownictw partii politycznych na partyjnych listach wyborczych. W tej ordynacji też obywatele mają fasadowe czynne prawo wyborcze, gdyż mogą głosować wyłącznie na już wybranych przez partyjne kierownictwa kandydatów na posłów. Głosują, ale nie wybierają.

Jak to ujął kilka już lat temu w rozmowie ze mną Stan Tymiński – “Polacy są jak Murzyni amerykańscy na południu USA w latach 50. Mają prawa wyborcze, ale nie mają na kogo głosować, a sami kandydować nie mogą”.

W konsekwencji tej negatywnej selekcji polityczne elity przywódcze pełniły rolę przedstawicieli na Polskę obcych centrów politycznych i kapitałowych. Własne zaś społeczeństwo narodowe traktowane było i jest z poczuciem większej lub mniejszej wyższości, aż po ukrywaną pogardę. Niewyartykułowanym, acz decydującym podziałem politycznym w III Rzeczpospolitej ostatnich 30 lat, nie był i nie jest podział na tzw. prawicę i tzw. lewicę, czy też na nurt neoliberalny i nurt neokonserwatywny, lecz podział na dominującą dotychczas antynarodową obiektywnie orientację kompradorską oraz zmarginalizowaną dotychczas ideową orientację patriotyczną.

Zmiana ordynacji wyborczej jako likwidacja nędzy polskiej polityki

Likwidacja negatywnego mechanizmu selekcji polskich polityków, to likwidacja samoreprodukcji ich nędzy ideowej, intelektualnej i etycznej. Jeśli nie zmienimy sposobu selekcji, wyłaniania i rozliczania posłów na Sejm, nie zlikwidujemy ustrojowego mechanizmu, który niszczy nam i pustoszy polską politykę, a w konsekwencji i nasze państwo.

Likwidacja ordynacji proporcjonalnej w wyborach do Sejmu, to zastąpienie jej na wzór angielski ordynacją większościową, opartą na jednomandatowych okręgach wyborczych. Z tym ustrojowym postulatem uzdrowienia polskiego państwa wystąpił jeszcze w 1992 roku świętej już pamięci prof. Jerzy Przystawa, założyciel i przywódca Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych.

Wprowadzenie ordynacji opartej o regułę JOW, oznacza w praktyce wybory 460 posłów w 460 jednomandatowych okręgach wyborczych, z pełną swobodą kandydowania wszystkich uprawnionych obywateli, z równym dla wszystkich kandydujących limitem wydatków finansowych i z jawnością liczenia oddanych głosów.

Pozwoli to nade wszystko na odblokowanie polskiej sceny politycznej i dopuszczenie do wyborów na równych warunkach faktycznych liderów obywatelskich i środowiskowych szerokich odłamów polskiego społeczeństwa. Pozwoli to na uruchomienie pozytywnego mechanizmu selekcji elit politycznych polskiego państwa. Pozwoli na rozpoczęcie procesu wyłanianie kompetentnych i patriotycznych elit przywódczych polskiego narodu i państwa.

W polityce w krótkim okresie czasu trzeba oczywiście posługiwać się zasadą mniejszego zła i chodzić na przeróżne kompromisy taktyczne. Ale w okresie dłuższym nie wolno tracić z oczu celów strategicznych. I tu kompromisy są niedopuszczalne. Tak jak w wypadku konieczności zmiany ordynacji wyborczej w Polsce i wprowadzenia reguły JOW w wyborach do Sejmu. Tu ustępstw być nie może, gdyż przegramy przyszłość.