O energetyce – dla zwykłych ludzi i dla „humanistów”. Zwolnić hamulce – samo pojedzie !

Mirosław Dakowski [powtarzam w czerwcu 2022, bo okazuje się, że w Szwecji, mimo socjalizmu – jednak można]

O energetyce – dla zwykłych ludzi i dla „humanistów”.

Zwolnić hamulce – samo pojedzie !

Czy głupota jest grzechem?
poprawna odpowiedź w : św. Tomasz z Akwinu,
Suma Teologiczna, tom 16 “O Miłości”, 46,2 (por. na końcu…)

Mirosław Dakowski 18.03.2007.

W potocznym mniemaniu energetyka to wielkie elektrownie, reaktory atomowe, linie wysokiego napięcia, kopalnie i rurociągi. Przywykliśmy też uważać, że energetyka to nasze wydatkowane miliardy, przepływające bez uczciwej kontroli. Wobec sił rządzących tymi mechanizmami my, zwykli ludzie, czujemy się bezradni. I tak to jest rzeczywiście. Umacnia nas w tym poglądzie patrzenie do telewizora na różne komisje, np. ds. Orlenu, odgłosy skandali wokół Wielkie Rury czy – ostatnio – łamańce logiczne z rosyjskimi “cenami gazu” dla Ukrainy (o tym pod koniec). Wielkie firmy elektro-energetyczne chcą nam sprzedać (wcisnąć) jak najwięcej swego towaru i na to są nastawione ich kampanie reklamowe. Więc poniżej opisane Energetyka Użytkownika (EU) i podobne (ER) to dla nich wróg.

Od 1989 r. byłem w gronie osób tworzących dwa ważne nurty gospodarcze:

1. Energetykę Rozproszoną oraz Energetykę Użytkownika.

Istniejąca już (w 2005r.) energetyka rozproszona to setki tysięcy kotłów grzejnych (C.O.) na odpadowe drewno, to tysiące małych agro-rafinerii i bio-gazowni. Te ilości przy aprobacie rządu można zwiększyć dziesięcio- czy stu-krotnie. Wystarczy aprobata, nie pieniądze. System rozproszony daje nam bezpieczeństwo, bo żaden Wania nie potrafi tu zakręcić kurka. Również fiskus, nawet złośliwy, miałby kłopoty z zadławieniem inicjatyw, bo bio-gazownie czy kotłownie na odpady drewna są naszą własnością, pracują dla właściciela, nie ma więc za co płacić podatków. Mali przedsiębiorcy korzystają z lokalnych surowców, dają ludziom na miejscu pracę i zarobek. A dużo z tych ludzi tak przemyślnie buduje swe domy, że nie potrzebują one kotłowni. Jeśli mieszkają w starych domach i są biedni, to zbierają gałęzie i makulaturę do pieco-kuchni, które grzeją kaloryfery i umożliwiają ugotowanie posiłków. Te urządzenia są tanie i mają wielką sprawność. To działa! Czyż to nie lepsze i bardziej wychowawcze, niż zaangażowane żądania w TV, by ktoś dał zapomogę (pieniądze) kobiecie na grzanie elektrycznością (bardzo przecież drogą!). Widać było, że kobieta nawet nie zatkała szpar w oknach starymi swetrami czy watą. Taki reportaż to pochwała bierności i anty-propaganda normalności.
W pierwszej dziedzinie (ER) obecnie główny (bo najtańszy !) nurt stanowi użytkowanie biomasy na wsi (drewno, słoma). Drugą (EU) dobrze oddaje hasło samoobrony energetycznej, szczególnie ludzi uboższych, a jeszcze nie zepchniętych w wyuczoną bierność. Wyartykułowałem ich podstawy tak w dyskusjach w Sejmie, jak i w czasie wykładów publicznych i na uczelniach oraz w prasie fachowej. Ostatnio – w książce “O Energetyce – dla użytkowników oraz sceptyków”.
Od strony merytorycznej głównymi składnikami tych nurtów są

2. Poszanowanie Energii oraz Energie Odnawialne.

Kilka przykładów:

  1. Kotły i kotłownie na biomasę: Wylansowane przez Grupę Poszanowania Energii (i następnie także przez konkurencję!) kotły na drewno, słomę, odpady z łuszczarni kasz (t.zw. biomasę) mają już sumaryczną moc przeszło 6 GW, t.j. odpowiednik mocy sześciu elektrowni jądrowych w Żarnowcu. Na szczęście EJ … nie zbudowanych. Oczywiście w kotłach jest to produkcja ciepła, a nie elektryczności, ale wieś i przedmieście mają zapewnione Tanie Ciepło.
  2. Małe tłocznie oleju i agro-rafinerie powstają na razie nielegalnie. Produkcja i możliwość legalnej sprzedaży biopaliw płynnych przez małe agro-rafinerie może być uruchomiona na dużą skalę przez zmiany przepisów, głównie w Ministerstwie Rolnictwa. Uczciwe projekty ustaw od lat są blokowane przez lobbystów ogromnych firm czy mafii, które chcą maksymalizować swe zyski poprzez obezwładnianie małych i rzutkich.
  3. Rydz! Olej rzepakowy i podobne mają dużą lepkość i łatwo zamarzają. By uzdatnić je jako paliwo do samochodów, potrzebne są proste procesy chemiczne. Ostatnio jednak Roman Kluska promuje użycie oleju z rośliny zwanej rydz (lnianka?), rosnącej również na glebach ubogich. Ten olej nie zamarza, może więc być stosowany bezpośrednio do silników diesla. Tanio, rewelacyjnie. Rozwój tej dziedziny jest o wiele tańszy dla budżetu i korzystniejszy dla rolnika, niż dopłaty do paliw rolniczych, o które toczą boje w sejmie rolnicy z Marszałkowskiej.
  4. Podobnie – małe gorzelnie, potrzebne tak do celów energetycznych, jak i spożywczych (obecne przepisy blokują nawet produkcję nalewek!),
  5. Tania utylizacja odpadów zwierzęcych. Obecnie odpady zwierzęce po cichu utylizuje się metodą Stokłosy: zakopywania padliny w gruncie, lub metodą nielegalnej produkcji mączek i dodawania ich do pasz treściwych. W Niemczech, a może w całej Unii, nielegalnie lecz realnie dodaje się mączki do zlewek z kuchni i skarmia w chlewniach. I dopiero potem wprowadza się drogie kwarantanny, gdy któreś bydlę jednak się tym zarazi. W Anglii odpadami zwierzęcymi skarmiane są ryby morskie i przez nie przenosi się BSE dalej. Wzory więc mamy, tylko nie warto na nich się wzorować. Świetne i tanie polskie reaktory do kompostowania odpadów ciągle czekają na wejście do szerokiego użycia (por. O Energii, str. 81).
  6. Domy zero-energetyczne. Obecnie przeszło połowa energii w Polsce idzie na grzanie budynków! Istnieją sprawdzone, polskie technologie budowy domów zero-energe-tycznych, t.j. takich, które zużywają 7 – 10 razy mniej energii na ogrzewanie od domów standardowych (np. E. Rylewski, jego domy w Warszawie). I nie są droższe w budowie. Przecież przy haśle wyborczym PiS-u trzy miliony mieszkań władze odpowiedzialne za tę dziedzinę powinny nas błagać o radę, o pomoc. Dotyczy to tak urzędników odpowiednich ministerstw, jak i firm deweloperskich… Przy realizacji tego programu jakiż zysk dla Polski (przepraszam – dla budżetu, bo Władze czy żurnaliści raczej w tych kategoriach dyskutują…)
  7. MEW (małe elektrownie wodne) – jest ich ok. 300, a można zbudować i powinno ich być 3-6 tysięcy. Należy jednak umniejszyć roszczenia monopolistyczne instytucji związanych z Ministerstwem Środowiska. Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej mają ustawowe zadania “zarządzania zasobami wodnymi w imieniu właściciela”. A tymczasem urządzenia piętrzące wodę, którymi zarządzają, uzurpują dla siebie, by (tu podejrzenie) z zyskiem (ale dla urzędnika) sprzedać je obcej firmie. W tej sprawie pomóc musi Ministerstwo Administracji.
  8. Plantacje energetyczne. W tej dziedzinie też pełno absurdów. W lutym 2005 premier i minister rolnictwa podpisali bardzo niemądre zarządzenia o ograniczeniu roślin energetycznych tylko do wierzby i róży bezkolcowej (?? sic!) oraz o wyłączeniu plantacji z dopłat rolniczych UE !! Uzyskiwanie na te cele dopłat należy wymusić na komórkach związanych z UE.Tak absurdalne i szkodliwe decyzje wskazują na pilną konieczność wprowadzenia innego sposobu doboru ekspertów.
  9. Lokalne źródła gazu (mamy ich ok. 260-ciu). Ich wykorzystanie umożliwi lokalny dobrobyt. N.p. ko-generacja ciepła i elektryczności oraz wytwarzanie gazu pod ciśnieniem (CNG) dla komunikacji, szczególnie autobusów i ciężarówek.
  10. Poszanowanie Energii od piętnastu lat napotyka na blokady w Ministerstwie Finansów. Obecnie NIKT w strukturach rządu tym Wielkim Motorem Aktywności nie kieruje. Tylko małe interesy robią urzędnicy (dla siebie). Małą przedsiębiorczość blokowały i blokują Agencja Techniki i Technologii i Państwowa Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości.


3. Jest nas legion!

W t.zw. terenie są tysiące ludzi, którzy, podobnie jek jak my w energetyce rozproszonej, nauczyli się pływać między rafami biurokracji i fiskusa. Co ważniejsze, poznali zasadzki i pułapki przepisów. Mogą doradzić, które przepisy należy usunąć lub złagodzić.Szybkie wykorzystanie ich doświadczeń pozwoli rządowi na udrożnienie wysiłków ludzi rzutkich i twórczych – i to małymi nakładami finansowymi. Zmniejszy to też szybko bezrobocie i beznadzieję wśród ludzi bierniejszych. Jak powtarza Karol Teliga, najbardziej nie-ekologiczna jest nędza. Wyzwolona ludzka aktywność przyniesie wkrótce dwojaki efekt: wzrost dobrobytu oraz zmniejszenie emisji CO2, SO2 i trucizn. Dwa w jednym, Panie Premierze!
W dziedzinie Poszanowania Energii oraz Energii Odnawialnej możliwe jest ułatwienie aktywności setek tysięcy, a z pracownikami najemnymi nawet milionów ludzi (sic!) bez nacisków na budżet ani na inne finanse. Wiemy jak to zrobić (Grupa Poszanowania Energii) w dziedzinach, o których piszę. A przykłady podałem szerzej w książce “O Energetyce”. Mamy w tym 15-letnie doświadczenie – i wyniki. Jednak w obu tych ostatnich dziedzinach kręgi urzędnicze w ministerstwach (ciągle niestety podejście resortowe!), sprawy hamowały, albo pchały w bok. Istnieje wiele twórczych kręgów specjalistów w innych dziedzinach. Udało się Energetykę Rozproszoną zrealizować (częściowo!) mimo niechętnej czy podejrzliwej postawy kolejnych rządów. Niestety, rozwiązania powstawały metodą BAU (Business as Usual), a więc powoli i przy aktywnym oporze części władz powiązanych z wielką energetyką. Energetyka Rozproszona oraz Energetyka Użytkownika to działy aktywności ludzi silnie blokowane przez Wielkie Grupy Nacisku (raczej: Grupy Wielkiego Nacisku).

4. Zwolnić hamulce – samo pojedzie

Użyjmy porównania z energetyki wodnej: Możliwe i konieczne jest otwarcie zapór i barier przepisów – i skierowanie nurtów inicjatyw ludzkich na młyn. Wodny oczywiście, a nie nowoczesny, elektryczny. Ze strony rządu potrzebne jest głównie zwolnienie hamulców biurokratyczno-urzędniczych, a nie fundusze z budżetu! Można oczekiwać protestów ze strony urzędników nagle pozbawionych łapówek. Ale oni chyba nie są zorganizowani w silne, sprawne mafie.
Omawiany i proponowany kierunek jest również realnym ukłonem w stronę liberalnych tendencji w PO. Niech za ich sloganami pójdą nasze czyny. Proponujemy rządowi PiS-u pomoc ze strony ludzi, którzy dotąd bez pomocy kolejnych rządów (a często przy aktywnym przeszkadzaniu) odnotowali sukcesy.
Przepisy hamujące rozwój małej przedsiębiorczości są wymyślane i (wybiórczo!) stosowane przez różne urzędy. Interesy wielkich (ilościowo) grup ludzi (wyborców) są formalnie poszufladkowane (i zwykle pomijane) w wielu ministerstwach. Pozatem decyzje zostawiono urzędnikom, którym przez dziesięciolecia tak ustawiano bodźce, by aktywność nie przynosiła chwały ani zysków, a bierność i utrudnianie – owszem.
Różne, szybko mnożone przepisy zwiększające kontrolę może są potrzebne (czy byłyby) dla kontroli Wielkich Firm czy ew. mafii. Ale te grupy łatwo je obejdą, bo w preliminarzu mają fundusze na różnych sobotków. Przepisy te, gdy stosowane do małych przedsiębiorstw i pojedynczych ludzi, są szkodliwe. Blokują ich aktywność gospodarczą – i/lub zmuszają do łapówkarstwa.
Zmniejszanie blokad urzędniczych, a w wyniku zwiększania nadziei na przyszłość powinna być w gestii premiera, a także w sferze zainteresowań PR (Public Relations rządu). Dla rozwoju tych dziedzin powinien powstać w Ministerstwie Gospodarki departament, powiązany ściśle z odpowiednimi departamentami w Ministerstwie Rolnictwa (tam konieczny jest departament Energetyki Rolniczej), Ministerstwem Finansów (konieczne racjonalne usuwanie zbędnych, blokujących rozwój zarządzeń), Ministerstwem Administracji i Ministerstwa Środowiska. Ta akcja ma wielkie znaczenie propagandowe: dla wzrostu poczucia zadowolenia ludzi, wyborców, a więc wpłynie na zwiększenie możliwości manewru rządu. Z drugiej strony dla jej sukcesu w skali Polski potrzebne jest życzliwe zrozumienie i pomoc rządu.
W początkach listopada 2005

5. Napisałem do Premiera :

“Obecny Pana rząd ma ogromną szansę w porównaniu z poprzednimi: jest gabinetem mniejszościowym. Urzędnicy różnych szczebli muszą więc podejmować kroki korzystne dla szerokiego grona wyborców – i kroki spektakularne. Nie mogą więc uznać się za podłączonych (z racji np. stanowiska dyrektora departamentu) do Rurociągu Wszechwiedzy, bez konieczności reagowania na realia ani na apele ekspertów, co było typowe dla dotychczasowych ekip.
Na skalę Polski potrzebne jest stanowcze a łagodne usuwanie barier i narastających absurdalnych przepisów. Co najmniej połowa takich przepisów może być usunięta przez zdeterminowany rząd od razu. Dalsze powinny być powoli łagodzone, by nie wywołać buntu ze strony tej części skorumpowanej klasy urzędniczej, która już jest połączona w sieć niejawnej współpracy. Dla przykładu: Ustawa o Zamówieniach Publicznych znacznie podwyższa koszty, głównie przez konieczne łapowe, wydłuża czas inwestycji. Często podnosi koszty o 30% (na uczelniach), a nawet 10-krotnie (sprzedaż drewna w znanych mi dzielnicach Warszawy) lub zupełnie uniemożliwia działanie. Zyski z usunięcia przepisów szkodliwych mogą być porównywalne do zysków z działania przyszłego Urzędu Antykorupcyjnego, a koszty na pewno będą znacznie niższe”.
Ogromna część wyborców zgadza się ze starym, a ciągle aktualnym powiedzeniem: Rząd chce naszego dobra, a my mamy go już tak mało…. W cytowaniu tego sloganu chodzi mi również o ukrócenie pokus wyzysku przez terenowych kacyków. Powtórzmy: Otóż TEN rząd ma rzadką szansę, by znacznie i zauważalnie zmniejszyć obciążenie szkodliwymi przepisami. Tym samym zwiększy wśród wyborców poparcie dla siebie. Zmniejszy to zależność od opozycji, jak i od chwilowych koalicjantów: Spełnić znaczącą część oczekiwań wyborców i aktualnych sympatyków partii (PiS) można metodami liberałów. Ku pożytkowi ogółu Polaków.

6. Dominacja Pośrednika

Rządy nazywające siebie liberalnymi doprowadziły w gospodarce do chorobliwej Dominacji Pośredników: naturalny i bliski związek wytwórca – konsument został brutalnie zerwany. Powstała bardzo słabo przepuszczalna warstwa Pośredników, formalnych i nieformalnych (mafijnych). Zatrzymuje ona dla siebie 80-90% zysków, co prowadzi do skrajnego i szybkiego zubożenia tak drobnego producenta (rolnik, rzemieślnik), jak i konsumenta. A tymczasem to te dwie grupy stanowią większość wyborców. Dla nich więc, dla ich zadowolenia warto włożyć wysiłek intelektualny prawników, którzy by znaleźli drogi obejścia Barier Pośrednika i znaleźli sposoby modyfikacji czy uchylania przepisów – absurdów. Powtarzam: Narosło dużo ustaw i przepisów, które są pętami dla milionów ludzi/wyborców. Możliwa jest taka modyfikacja tych przepisów, by pozwolić ludziom na aktywność gospodarczą na dostępną każdemu skalę. Zysk więc – dla wszystkich. Jeden ze znanych polityków powiedział mi z przekąsem, że to (np. ER) są małe sprawy np. w porównaniu z Orlenem. Tak, małe, ale dotyczą ogromnej ilości ludzi, a właśnie tym ludziom należy ulżyć.
Pojęcie ignorant może mieć co najmniej dwa znaczenia: – ten, kto nie wie, nie rozumie, oraz ten, kto ważne sygnały ignoruje, lekceważy, zajęty np. personalnymi intrygami. Dopiero połączenie tych postaw jest dla skuteczności działań zabójcze.

7. Logika w pogardzie

Przypomnę: Wszystkie media wmawiały nam na początku stycznia, że nastąpiła ugoda Rosji i Ukrainy, w wyniku której Gazprom dostanie swoje 230 $/1000m3 gazu, Ukraina zapłaci po $95, a różnice pokryje pośrednik (?) importujący gaz z Turkmenistanu. Unikano też jak ognia pytania, na jak długo zawarto te umowę? Każdy dwunastolatek o średnim IQ może policzyć, że jeśli by połowa gazu dla Ukrainy szła z Turkmenistanu za darmo, to pośrednik musiałby dopłacać do tego interesu po $40 za 1 tys.m3. Dopiero, gdyby Gazprom zmniejszył sprzedaż na Ukrainę 9-krotnie (a więc stracił dotychczasowe ogromne zyski!), to pośrednik miałby swoje 10-20% zysku. Gdzie tu sens, gdzie logika? A żurnaliści pisali o tym poważnie… Jakaż to pogarda dla słuchacza czy oglądacza. Nie przebija się też do me(.)diów oczywista prawda, że nie istnieje żaden związek ceny (np. ropy) ani z kosztem jej wydobycia, ani transportu. Tym bardziej nie ma racjonalnego powodu, by ze spekulacyjnego podniesienia cen ropy wynikło podnoszenie cen gazu, czyli w naszym regionie zwielokrotnienie zysków Gazpromu (nawet nie Rosji). Są to przykłady wykazujące jednoznacznie, że nie istnieje rynek ani ceny światowe. Istnieje jedynie dyktat – porozumienie monopolistów. I głównie dlatego tak trudno się przebić z tematyką propagowaną w mym artykule. Stanowimy dla tych rabusiów realną konkurencję.

8. Dla kogo piszemy?

Ten tekst przeznaczony jest równocześnie dla bardzo różnych czytelników:

  1. Dla zwykłych ludzi, by im pokazać, że zrobionojuż coś istotnego na dużą skalę, nawet w grząskim bagnie absurdalnych przepisów i utrudnień, by ludzi natchnąć nadzieją, oraz by z naszych osiągnięć skorzystali.
  2. Dla tych bardziej rzutkich, by budowali sobie i innym nowe biogazownie, agro-rafinerie , domy zero-energetyczne czy kotły na drewno itp.
  3. I dla tych od władzy (PR – pijarów), by zauważyli, jak można tanio zwiększyć dobrobyt i poczucie stabilności u ludzi, a przez to zwiększyć zaufanie do rządu. Przecież ten realny program powinien zainteresować speców od tworzenia obrazu rządu!
  4. Nasze apele do szefów PiS-u, do premiera, ministra gospodarki, oraz prywatne podchody u polityków o wykorzystanie istniejących tanich i sprawdzonych rozwiązań pozostają bez odpowiedzi. Może tytuł ich skusi? Może powyższe sprawy dla rządzących wyglądają szokująco, mgliście, nierealnie czy egzotycznie. Może nudno. Cóż, czas się douczyć, dowiedzieć. Warto trochę zmienić perspektywę. Punkt siedzenia…

Tytuł artykułu powstał z paru powodów:

  1. Napisałem z prof. St. Wiąckowskim książkę “O Energetyce – dla użytkowników i sceptyków”. Szerzej omawiamy w niej sprawy poruszone w tym artykule. Chodziłem po księgarniach oferując im tę książkę (bo hurtownie nie widzą swego zysku w sprzedaży tego). M. inn. w renomowanej księgarni na Wiejskiej trafiłem na panią intelektualistkę która, jedynie usłyszawszy tytuł, zdecydowała, że to nie dla humanistów. Żadne argumenty nie zmieniły jej spiżowej stanowczości. Na moje końcowe pytanie, czy wie, kto napisał: “dostaliśmy się w łapy humanistów”, łypnęła złym oczkiem. Gdy ją poinformowałem, że był to największy poeta XX wieku, Osip Mandelsztam, a mówił to ok. 1936 r. w Kałudze, ZSSR, to Pani się obraziła. Ale książki nie wzięła.
  2. Nie dopuśćmy, by pojęcie humanista stało się równoważnikiem narzekającego niedorajdy. Naszkicowane rozwiązania ułatwiają uzyskanie taniego ciepła w domu, taniego paliwa do samochodu i uczciwej pracy dla setek tysięcy ludzi. Głównie rzutkich, ale nie tylko! Zapewniają też miejsca pracy dla bierniejszych, dla wykonawców.

Kto usłyszy i skorzysta? Czemu takie przekazywanie wiedzy i doświadczenia idzie jak po grudzie?

Skrót odpowiedzi św. Tomasza na pytanie postawione w początkowym motto:Istnieje głupota wrodzona, tępota, ta nie jest grzechem, jeśli nie jest połączona z pychą; zaś głupota spowodowana wysokim mniemaniem o sobie, intryganctwem, chęcią dominacji itp.- grzechem jest. Ciężkim.

Redaktorze! Nie poprawiaj, proszę, kolokwializmów w rodzaju patrzenie do telewizora, czy me(r)dia, Duże Litery czy pewne Powtórzenia – one oddają atmosferę i ciężar naszej walki. Najwyżej możesz się od nich z niesmakiem odciąć.

Tekst pisany jest jednak nie żółcią, ale krwią.

Książkę można zamówić u mnie [ (22) 812 08 06 lub dakowy@tlen.pl ] za jedne 25 zł z przesyłką.[ Już nie.. 2022 .

Ale jest w ANTYK’u: https://sklep.antyk.org.pl/f/O+energetyce+dla,t/ md]

Cele, metody i skutki poprawnej polityki energetycznej. Apel – sprzed ćwierć wieku. Na razie BEZSKUTECZNY.

Cele, metody i skutki poprawnej polityki energetycznej

Przypominam kolejny apel do premiera – sprzed ćwierć wieku. BEZSKUTECZNY. https://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=126&Itemid=44

————————-

Mirosław Dakowski
Grupa “Poszanowanie Energii”
grudzień 1997

Pro memoria
Cele, metody i skutki
poprawnej polityki energetycznej

1. Generalia

1.1. Celem polityki energetycznej jest (powinno być!) zaspokojenie potrzeb użytkowników. Energetyka musi więc mieć statut “użyteczności publicznej”. Musi być użyteczna dla konsumenta i dla Polski.
1.2. Termin “energetyka” obejmuje wszystkie nośniki, szczególnie węgiel, gaz, ciepło, elektryczność, energie odnawialne. Nadrzędną jest jednak energetyka użytkownika.
1.3. Zmniejszenie energochłonności jest warunkim koniecznym, choć nie dostatecznym konkurencyjności polskich towarów, a więc rozwoju gospodarki i zwiększenia dobrobytu ludzi.
4. Dywersyfikacja kierunków importu [gaz! – LNG*)] oraz rodzajów nośników jest warunkiem koniecznym niezawisłości Polski.
5. Mechanizmy umożliwiające osiągnięcie tych celów w skali Polski są znane, sprawdzone w działaniu w Europie i w świecie.

Obejmują spójne działania rządu:
– ministerstwa finansów (wybiórcze obniżenie podatków i opłat celnych, wybiórcze odpisy podatkowe)
– ministerstwa ochrony środowiska (n.p. zmniejszenie barier biurokratycznych przy wydawaniu pozwoleń wodno-prawnych i przy kontroli emisji zanieczyszczeń
– ministerstwa gospodarki (koordynacja działań, wybór kierunków).

2. Przykłady

2.1. Termorenowacja (t.j. termoizolacja budynków i automatyzacja sieci ciepłowniczych od źródła do kaloryfera) musi iść przed podnoszeniem cen. Czas zwrotu takich inwestycji wynosi 3-7 lat. “Uwolnienie cen ciepła” i jednoczesne podniesienie VAT jest przeciw-skuteczne: Ludzie przestaną płacić, kiedyś trzeba będzie te długi “umorzyć”, czyli kazać płacić innym za obecne błędne decyzje i wynikające z nich marnotrawstwo.
2.2. Świetlówki kompaktowe a polityka rządu. Przeszło połowa kosztu świetlówki to koszt “balastu elektronicznego”. Balast (mały falownik) może być “wieczny” – może pracować wiele dziesięcioleci. Należy więc umieszczać balasty w oprawach lamp, a wymieniać jedynie, i to rzadko, zużyte “rurki”. Ta zmiana technologiczna we współdziałaniu za zmianą podatkową: obniżenie VAT do zera i obniżenie opłat granicznych oraz promocja telewizyjna tych działań może spowodować dwudziestokrotny wzrost “nasycenia rynku” świetlówkami: z 1 % na 20 %. Mój magistrant (p. M. Spytek) pokazał ilościowo na tym przykładzie, że możliwa jest “gra o sumie niezerowej”: Wszyscy mogą wygrywać !
*) Obecnie Liquid Natural Gas (LNG) jest już loco Europa tańszy od gazu rurociągowego.

To zaś
a) zauważalnie zmniejszy rachunki konsumenta,
b) zwiększy dochody handlowców (przez zwiększony obrót!),
c) zwiększy dochody budżetu (tak drogie niektórym politykom),
d) uczyni niepotrzebnymi inwestycje w nowy turbozespół w Turoszowie, a więc
– odciąży wydatki państwa o ok. 1 mld. USD,
– odciąży powietrze od kwaśnych deszczów i
– poprawi krzywą dziennego obciążenia sieci elektrycznej (kłopotliwe garby zimowo-wieczorne).
2.3. Rolnictwo energetyczne (wierzba, trzcina) może zagospodarować tereny skażone i nieużytki, przy okazji doczyszczając ścieki komunalne. Z jednego hektara ziemi można uzyskać odpowiednik energetyczny 5-10 ton węgla rocznie (w cyklu trzyletnim). Podobne efekty daje leśnictwo energetyczne (cykl 20-letni, topole, modrzewie, akacjowce). Proponowane dziedziny są pracochłonne, zwiększają zatrudnienie ludzi mało wykształconych (dotyczy to też pkt. 2.4), nie wymagają wielkich inwestycji. Decyzje rządu korzystne dla tego kierunku zmniejszą napięcia społeczne związane np. ze zwalnianiem ludzi z górnictwa.
2.4. Turbiny dla małych elektrowni wodnych i dla elektrowni wiatrowych (obecnie VAT=22%), kotły na biomasę (VAT=7%), kolektory słoneczne c.w.u. (VAT=22%) powinny natychmiast uzyskać VAT=0. Powinno to być zagwarantowane na co najmniej 20 lat. Stworzy to – dotąd nie istniejący – rynek na takie urządzenia. I da mu szanse rozwoju. Podobnie powinny być zagwarantowane inne decyzje korzystne całościowo, a nie “resortowo”. Tak – bezinwestycyjnie ze strony rządu – powstaną nowe dziedziny produkcji i nowe źródła energii. Jeśli dodatkowo włączymy takie inwestycje do działu “odpisów od podstawy opodatkowania”, to uzyskamy zwiększenie dobrobytu ludzi i ożywienie gospodarki. Są przykłady w biednych krajach (np. Portugalia).
2.5. Taryfy elektryczne muszą być bardziej zróżnicowane (trzy taryfy dobowe). Bezwarunkowo musi to dotyczyć zakupu od niezależnych producentów. podniesie opłacalność a więc i szybki rozwój biogazowni przy oczyszczalniach ścieków, przy oborach z gnojowicą itp., rozwój małych elektrowni wodnych czy wiatrowych itp. To jednocześnie spowoduje poprawę (wygładzenie) krzywej zapotrzebowania dobowego na elektryczność. Jest to potencjał ogromny, lekceważony i przemilczany przez władze energetyki.
2.6. Działania spójne na przykładzie Warszawy:
Jednoczesne:
a) użycie kolejki dojazdowej jako szybkiej kolei miejskiej, zwiększenie częstości kursowania pociągów podmiejskich tak, by między Warszawą Wschodnią a Zachodnią pociągi jeździły co 4-6 min.,
b) radykalna poprawa ich bezpieczeństwa,
c) poprawa jakości połączeń faksowych i e-mail’owych w mieście,
d) budowa sieci bezpiecznych dróg rowerowych (por. Haga, Amsterdam, Kopenhaga itp.),
– zmniejszą korki komunikacyjne co najmniej o 40-50 %.
Koszty tych działań są znacznie niższe, niż koszty budowy parkingów piętrowych czy podziemnych, oraz niż koszty strat gospodarczych związanych z obecnymi “korkami”. Inni są też beneficjenci.
Przeprowadzono tu t.zw. “internalizację” kosztów środowiskowych, kosztów zdrowia i traconego czasu (włączono “external costs”).
Przy takim spojrzeniu stają się bardzo opłacalne szybkie budowy tras “siekierkowskiej” oraz mostu na autostradzie tranzytowej daleko od Warszawy (20-30 km).

3. Uwagi końcowe

Wg niezależnych ekspertów, oceny ministerstwa finansów dotyczące wpływu podnoszenia cen nośników energii na napięcie spirali inflacji były zaniżane w ciągu ostatnich siedmiu lat. Te oceny negują fakt, że mamy inflację kosztową oraz nie uwzględniają rachunku ciągnionego. Pozatem jest faktem, że radykalne podnoszenie cen nośników w ostatnich 7-miu latach nie zmniejszyło energochłonności. Sposoby jej zmniejszenia są znane i opisane.
Osłony socjalne, o których (w mediach) mówi rząd i związki zawodowe (i “negocjują” to!), to jedynie jałmużna skłaniająca ludzi do bierności.
Zastosowanie wyżej wymienionych mechanizmów stworzy na początku dziesiątki tysięcy nowych miejsc pracy. Z latami ta ilość wzrośnie. Sposoby te (tam, gdzie już zastosowane) dynamizują społeczeństwo, zwiększają poczucie sensu pracy i pomysłowości, poczucie wartości człowieka.
T.zw. “wolna gra sił rynkowych” zwiększa zyski firm czy osób już bogatych a powoduje obrabowywanie reszty narodu. Rozgoryczenie ludzi związane z niedotrzymywaniem obietnic i niespełnianiem programu przedwyborczego (np. niższe podatki) szybko zmiecie rząd z udziałem AWS-u i przygotuje warunki dla koalicji SLD-UW.

Jeśli postawimy dobrobyt ludzi przed dobrem budżetu, a w dodatku ucznimy to spektakularnie (współpraca TV i innych mediów), to możemy tym wszystkim niedobrym zjawiskom skutecznie przeciwdziałać. Dobrobyt naprawdę wzrośnie.

Poszanowanie Energii i Tania Energia – ale w Szwecji.

[Na początku „przemian”, za premiera J. Olszewskiego, byliśmy blisko stworzenia w Polsce Agencji Poszanowania Energii. Ale – „nieznani Ojcowie” przysłali nagle inne dyrektywy – i późniejszy kryminalista, Kazio A. stanął na czele Urzędu Regulacji Energii. Z całą możliwą biurokracja i głupotą.

A Szwedzi jednak taki dyktat przełamali!! Mirosław Dakowski]

=========================================

Odwrotnie niż Szwedzi marnujemy darmowy surowiec energetyczny. “Ta energia jest tańsza niż atomowa”

Jacek Frączyk https://businessinsider.com.pl/finanse/makroekonomia/marnujemy-tani-surowiec-energetyczny-ta-energia-jest-tansza-niz-atomowa/ftsej4h

Za wywóz odpadów wcale nie trzeba płacić tak drogo jak u nas po ostatnich podwyżkach. Śmieci można bardzo efektywnie wykorzystać. Systemu nie trzeba wymyślać od początku, bo dobre rozwiązania na świecie już funkcjonują. Szwedzi połączyli schemat gospodarki odpadami z produkcją energii tak, że nie mają już praktycznie problemów ani środowiskowych, ani z ceną energii. Jest tanio i czysto. Odpady to przy tym najtańsze źródło energii – wskazuje Józef Neterowicz, prezes Radscan Intervex, od lat mieszkający w Szwecji.

  • Szwedzki system wykorzystuje odpady do maksimum. Produkuje się z nich tanią energię, z pozostałości po spaleniu robi się drogi, a z pozostałości z odzyskania biogazu nawozy
  • Frakcja bio w Szwecji obejmuje też odpady po mięsie. To cenny surowiec, z jego fermentacji powstaje gaz
  • Z jednej torebki śmieci bio produkuje się gaz wystarczający, by napędzić autobus komunikacji miejskiej na odległość 3 km

– Polska to bogaty kraj, skoro odpady bio zamienia na tani kompost kosztem energii – zaczyna rozmowę z Business Insiderem Józef Neterowicz, ekspert Stowarzyszenia Powiatów Polskich i prezes Radscan Intervex, który mieszka w Szwecji od ponad 40 lat. Jak mówi był “jednym z trybików budowy szwedzkiego systemu”. Wie o nim wszystko.

Czym szwedzki system wykorzystywania odpadów różni się od polskiego? Tam wykorzystuje się je maksymalnie. Po pierwsze, do produkcji energii zarówno ze spalania, jak i z biogazowni. Po drugie, żużel po spalonych w spalarniach śmieciach używa się do budowy dróg, zastępując kruszywo. Wreszcie, po trzecie, po odzyskaniu metanu w biogazowniach “odgazowaną” frakcję bio przerabia się na certyfikowane nawozy.

Ktoś może powiedzieć “bogaci Szwedzi, kto im zabroni? To na pewno wszystko kosztuje”. Budowa takiego wielopoziomowego systemu oczywiście kosztuje, ale przecież teraz są na to wielkie pieniądze z UE. Polska musi dopłacić 15 proc. inwestycji. A Szwedzi “za swoje” wybudowali sobie system wykorzystujący najtańszy surowiec z dostępnych. Tańszy od węgla i atomu. Tymczasem my obecnie angażujemy największe środki w jedną z najdroższych energii z morskich wiatraków – załamuje ręce Neterowicz.

Ile takie coś kosztuje? – Około 4 mln zł nakładów inwestycyjnych na 1 tys. ton odpadów rocznie – podaje ekspert.

Nie byłoby przy tym problemu ze znalezieniem wykonawcy. – W Szwecji spalarnie budują polskie firmy: Rafako, Sefako – jako zarówno dostawcy urządzeń, jak i wykonawcy – mówi Neterowicz.

Ciepło ze śmieci

Efektywność systemu energii i odpadów to, można powiedzieć, konik Szwedów. Wyspecjalizowali się w tym tak bardzo, że tylko 1 proc. odpadów trafia tam obecnie na wysypiska – można przeczytać w książce Neterowicza “Energia z odpadów – doświadczenia szwedzkie i realia polskie”.

Szwedzi zaczynali w 1975 r. Wtedy 62 proc. odpadów wyrzucano na “góry śmieci”. Ale błyskawiczne zmiany nastąpiły dopiero w tym wieku. W 2001 r. wysypiska przyjęły jeszcze połowę odpadów, by w 2012 r. już zaledwie 1 proc. Wszystko to dzięki precyzyjnej konstrukcji systemu.

| J. Neterowicz “Energia z odpadów – doświadczenia szwedzkie i realia polskie”

Efekt? Z danych statystycznych zebranych od sieciowych dostawców energii w Szwecji wynika, że w 2018 r. aż 45 proc. wygenerowanego przez nich ciepła pochodziło z ciepła wytworzonego z odpadów – podaje Krzysztof Karolczyk z Fortum.

Jak pisaliśmy ostatnio, odpady w naszych śmietnikach mają właściwości energetyczne porównywalne z… węglem kamiennym. Wartość opałowa węgla, podawana w MJ/kg (megadżulach na kilogram) waha się od około 10 MJ/kg dla węgla brunatnego przez 17–19 MJ/kg dla niskokalorycznego węgla kamiennego, 20–25 MJ/kg dla węgli średniokalorycznych aż po 25–30 MJ/kg dla wysokokalorycznych węgli kamiennych. A materiał przetworzony z odpadów, czyli tzw. RDF (Refuse Derived Fuel), składający się z płatków folii, drewna, zatłuszczonego papieru i tworzyw sztucznych pociętych na kawałki o wymiarach od 3 do ok. 8 cm ma wartość energetyczną od 10–22 MJ/kg.

Józef Neterowicz wskazuje, że nawet przerabianie na RDF nie jest potrzebne. W Szwecji rozwiązano to w inny sposób.

3 kilometry jazdy autobusu z jednej torebki odpadów

Schemat systemu wiąże ze sobą ściśle sposób segregacji śmieci z produkcją energii cieplnej i elektrycznej. Końcowym elementem jest zagospodarowanie resztek po spalaniu i fermentacji śmieci bio.

Wszystko zaczyna się od segregacji odpadów. Czym się różni od obecnych zasad w Polsce? Przede wszystkim do sekcji bio trafia więcej odpadów niż u nas. W Polsce kości i resztki z mięsa czy mięso surowe wrzucamy do śmieci zmieszanych podobnie jak papierowe ręczniki i serwetki. W Szwecji jest to frakcja bio. Dlaczego?

Bo z tych odpadów podobnie jak z innych u nas traktowanych jako bio, czyli obierek z owoców i warzyw, pieczywa, fusów z kawy i herbaty czy uschniętych kwiatów, da się wyprodukować energię. I to niemało energii.

W Szwecji sekcję bio wkłada się do specjalnych papierowych torebek o wymiarach 20 na 35 cm otrzymanych od gminy. Zapełnia się je do wyrysowanej na opakowaniu linii, potem trzeba torebkę zamknąć i dopiero wtedy wyrzucić do kontenera z frakcją bio. Zamykanie torebki jest o tyle ważne, że nie traci się w transporcie wytwarzanego w procesie gnicia metanu. Takie torebki po odebraniu z kontenera trafiają do biogazowni położonej odpowiednio daleko od skupisk ludzkich, ale i tak odpowiednio wyizolowanych, żeby jak najmniej gazów tracić.

Torebki ze śmieciami bio trafiają w biogazowni do specjalnego izolowanego pomieszczenia (bunkra), w którym będą leżeć jeszcze przez 20 dni. W tym czasie w procesie gnicia i fermentacji wydziela się metan, bardzo efektywny energetycznie gaz, z którego można produkować energię. 20-dniowe leżakowanie pozwala na odzyskanie go tyle, ile odpady bio są w stanie wyprodukować. Ten gaz niczym się nie różni od kupowanego w np. Rosji gazu ziemnego. To tak zwany SNG (z ang. substitute natural gas) – odpowiednik gazu ziemnego, ale pozyskany w biogazowniach z procesu gnicia żywności.

Jak mówi nam ekspert, z jednej torebki produkuje się tyle gazu, że wystarczy do napędzenia autobusu komunikacji miejskiej, który może dzięki temu paliwu przejechać aż 3 km. To przeliczenie jest zresztą używane w reklamach na billboardach zachęcających Szwedów do dobrego sortowania śmieci. Gdyby nie sortowali poprawnie, to ceny wywozu odpadów i energii by wzrosły.

Billboard informujący, że gaz z jednej torebki odpadów napędzi autobus na 3 km jazdy

Darmowe źródło energii

Fakt, że odpady mięsne wrzucane są do frakcji bio zmienia też cechy śmieci zmieszanych. Tu trafiają już głównie odpady, które można efektywnie spalać, a które praktycznie nie śmierdzą. W rezultacie nie ma problemu, by spalarnie instalować nawet w środku miast.

Wszelki smród jest eliminowany. Jeden z podobnych zakładów w Sztokholmie zainstalował nawet na dachu spalarni kawiarnię, żeby udowodnić, że brzydkiego zapachu nie ma. A położenie spalarni w mieście skraca drogę śmieciarek i zmniejsza koszty wywozu śmieci.

Co ważne, takie śmieci mają wysoką wartość energetyczną. Józef Neterowicz porównał wszystkie koszty i przychody kotłów na śmieci zmieszane, zawierające frakcję bio i bez tej fakcji, i węgiel w tym porównaniu kompletnie nie ma szans.

Nawet bez kosztów praw do emisji CO2 z jednej tony węgla daje się wyprodukować 281,60 zł dochodu przy standardowej 85 proc. sprawności kotła. 377,40 zł to przychód za energię elektryczną, 404,20 zł to sprzedaż ciepła. 500 zł to koszt kupna jednej tony węgla.

Po odliczeniu kosztu emisji CO2 270 zł od tony węgla rezultat to zaledwie 11,60 zł dochodu z produkcji energii z węgla. Neterowicz liczył to przy niższych cenach praw do emisji – teraz koszt emisji tony CO2 wynosi 38 euro za tonę, co przy spaleniu tony węgla oznacza koszt 372 zł na prawa do emisji (z jednej tony węgla powstaje 2,14 tony CO2), czyli koszt byłby wyższy o 100 zł więcej niż w obliczeniach. A kocioł na węgiel staje się nieopłacalny.

No i w tym miejscu przechodzimy do energii ze śmieci. Jak wspomnieliśmy wyżej, odpady są lepszym surowcem energetycznym niż węgiel brunatny, a gorszym niż węgiel kamienny. Ale w przeciwieństwie do węgla brunatnego czy kamiennego nie trzeba za nie płacić.

Nawet jeśli z odpadów zmieszanych nie zostanie oddzielona frakcja bio, to spalarnia z jednej tony odpadów może wykazać 740 zł dochodu. Z tego przychód z energii elektrycznej z kotła o sprawności 85 proc. to 175 zł, a z energii cieplnej to 265 zł. I tu dochodzimy do najważniejszego czynnika dającego zysk – śmieci nic nie kosztują, a gminy wręcz dopłacają, żeby je ktoś od nich zabrał i spalił.

Niektóre samorządy płacą nawet ponad 200 zł za tonę, żeby ktoś odpady energetyczne (frakcja energetyczna) od nich w ogóle odebrał i spalił. Szacuje się, że w Polsce mamy w tej chwili nadwyżkę ok. 3 mln ton rocznie odpadów palnych, a składowanie odpadów o wartości opałowej powyżej 6 MJ/kg jest zabronione.

Neterowicz podał kwotę 300 zł. Nawet jednak przy 200 zł dochód wynosi 640 zł ze spalenia tony odpadów. A gdyby śmieci energetyczne były tylko darmowe, a nie ich odbiór dawał przychód spalarni, to zysk wciąż wynosi 440 zł. Czyli wielokrotnie więcej niż kocioł węglowy.

Jeśli jeszcze wydzielimy frakcję bio z masy odpadów zmieszanych, wtedy dochód z jednej tony odpadów rośnie o 22 zł na tonie do 762 zł, z tego 574 zł na 700 kg spalonych odpadów bez frakcji bio i 188 zł z 300 kg frakcji bio, czyli z biogazowni.

Jak podaje Neterowicz, czas zwrotu z inwestycji w spalarnię to przy obecnych parametrach około 6 do 8 lat.

Ze spalania powstaje odpad, czyli żużel. Ten jednak Szwedzi zagospodarowują w całości do budowy dróg asfaltowych. To według Józefa Neterowicza materiał lepszy niż kruszywo.

Spalarnie przy tym budowane są tak, żeby nic złego nie trafiało do atmosfery. Jak opisuje Józef Neterowicz, początkowo Szwedzi mieli problem z tym, jak wyeliminować dioksyny ulatniające się ze spalanych tworzyw sztucznych. Ale wynaleziono technologię aktywnego węgla, która je wiąże, i problem znikł.

Z bio na nawozy

Ze spalania powstaje żużel, a z biogazowni po wykorzystaniu materiału bio – nawozy naturalne. Gdy już odpady oddadzą cały gaz, wtedy zaczyna się kolejny etap. Przerób na nawozy. Rozdziela się resztki na część stałą i ciekłą – pierwsza będzie wykorzystana jako nawozy fosforowe, a druga – azotowe.

W Szwecji jest 14 biogazowni i trzy kompostownie. I żeby przekonać rolników do korzystania z takich nawozów stworzono system ich certyfikacji. Kluczowe w certyfikacji było poświadczenie źródła pochodzenia odpadów.

Nie mogą to być ścieki. Mają to być “czyste i segregowane odpady organiczne, pochodzące tylko z: gospodarstw domowych, restauracji, parków, ogrodów, terenów zielonych, szklarni i centrów ogrodniczych” – pisze Neterowicz w swojej książce. Nawóz jest nawet bezpośrednio transportowany rurociągami z biogazowni na pobliskie pola, jak np. w biogazowni Jordberga w okolicy Trelleborga.

Osad z odpadów bio, już po odzyskaniu metanu, nie może zawierać więcej niż dwa żywe nasiona chwastów na litr oraz musi zawierać co najmniej 20 proc. substancji organicznej w przeliczeniu na suchą masę. Określone są maksymalne zawartości metali ciężkich, czynników chorobotwórczych oraz widocznych zanieczyszczeń (plastik, szkło, metale). Certyfikacja trwa rok, a potem wydawany jest zakładowi na pięć lat certyfikat i dalej tylko przedłużany.

Automaty na opakowania po napojach

Na końcu należy wspomnieć, że w Szwecji – podobnie jak u nas – nie trafiają do śmieci zmieszanych opakowania z tworzyw sztucznych i aluminium. Tyle że w Szwecji w tysiącach miejsc wrzuca się PET i puszki do automatu, zwykle w sklepach.

W sklepie płaci się za opakowanie, a potem przy zwrocie dostaje się kwitek, który odliczany jest od zakupu kolejnych produktów z opakowaniami. To, czy opakowanie jest ze Szwecji czy nie, rozpoznaje się po kodzie kreskowym.

Ciepło z serwerów

Jak bardzo Szwedzi są zdeterminowani, żeby nie marnować ani odrobiny wyprodukowanego ciepła, widać po planach wykorzystania ciepła emitowanego przez serwery. – Sztokholm, we współpracy z Invest Stockholm, Stockholm Exergi i Ellevio and Stokab, zainwestowało w przyciągnięcie inwestorów z sektora IT, tworząc przyjazny środowisku park technologiczny Stockholm Data Park. Ciepło wytwarzane przez serwerownie przedsiębiorstw, które mają w nim swoje siedziby, przekazywane jest do sieci ciepłowniczej miasta – opisuje Krzysztof Karolczyk z Fortum, międzynarodowej firmy energetycznej dostarczającej m.in. ciepło i prąd.

– Firmy przyciągane są do Parku ofertą taniej energii elektrycznej pochodzącej ze zrównoważonych źródeł oraz finansowanemu przez miasto systemowi odzysku ciepła odpadowego. Długofalowym celem projektu jest zaspokojenie w ten sposób 10 proc. zapotrzebowania Sztokholmu. To z kolei pomoże miastu uwolnić się od paliw kopalnych do 2040 r. – dodaje.

– Czy tak kosztowne rozwiązania mają jednak sens? Odpowiedź wydaje się oczywista – nie ma przed nimi ucieczki, jeśli chcemy efektywnie migrować w kierunku Gospodarki Obiegu Zamkniętego. Kluczową kwestią jest bowiem korzystanie z dostępnych zasobów, wykorzystując każdy odpad, który się do tego nadaje. O cieple rzadko myśli się w kategorii odpadu – częściej jak o stracie. A to duży błąd, bo wykorzystując odpady, także te energetyczne, możemy ograniczać straty czasami nawet do zera – przekonuje Krzysztof Karolczyk.

Energia ze skraplania wilgoci

A to wcale nie koniec pomysłów. Jeden z nich wdraża firma Józefa Neterowicza – Radscan Intervex.

– Moja firma odzyskała tyle energii, ile produkują dwa reaktory atomowe. Fortum ma już takie instalacje w Sztokholmie, mają go też wszystkie instalacje biomasowe w Szwecji – wskazuje. O czym mowa?

– Jeśli spalamy paliwa (kopalne) inne niż kopalny suchy węgiel kamienny, to w spalinach mamy dużo wilgoci. Wilgoć jest w postaci białej pary, ale ta para oznacza, że w obłoczku znajduje się potencjał energii utajonej, tzn. energii zmiany stanu skupienia w momencie, gdy zamienimy parę na wodę. Normalnie w systemach energetycznych to było liczone jako strata kominowa – opisuje Neterowicz.

Moja firma odzyskuje tę energię poprzez to, że powrót w sieci ciepłowniczej chłodzi spaliny i odzyskuje energię utajoną. Ten kondensat stanowi źródło miękkiej wody – ma ona takie same własności jak woda deszczowa, niemineralna. Paliwo o 50 proc. wilgotności posiada ok. 50 proc. energii utajonej. My wykorzystując tę energię, zwiększamy sprawność kotła o 25 proc. – zapewnia.

Jak informuje Neterowicz, dotąd przy spalaniu węgla kamiennego różnica między ciepłem spalania a kalorycznością była nieduża, bo około 10 proc. (poprawy efektywności kotła). Ale z racji tego, że buduje się spalarnie i wykorzystuje wilgotne paliwo, to korzyści są dużo większe.

– W przypadku paliw wilgotnych to połowa jest wodą. Nasza technologia powoduje między 25–30 proc. zwiększenie sprawności kotła. W ten sposób z np. 80 MW robi się na 105 MW mocy. W Białymstoku jest pierwsza taka instalacja – informuje.

Ile to kosztuje? 1 MW zwiększonej mocy to koszt 1,52 mln zł.

– EC Enea Białystok zapłaciła łącznie 30 mln zł. EC Rzeszów też to zainstalowała – wylicza ekspert.

Wskazuje na korzyści dla oczyszczalni ścieków. Te mają problem z osadami, które mają zwykle 80 proc. wody. Najpierw trzeba ją usunąć i osuszyć je i dopiero wtedy się je spala.

– Na osuszenie trzeba tyle energii, ile pozyskuje się ze spalenia. Wychodzi się prawie na zero – opisuje Neterowicz. Natomiast można je spalić z odpadami, stosując technologię skraplania spalin; woda z wilgotnego odpadu działa wręcz korzystnie na efektywność kotła.

Morskie drogie wiatraki

Tymczasem Polska inwestuje w relatywnie drogą energię z wiatraków morskich. Ekspert wskazuje, że nie dość, że produkcja energii z nich jest droga, to wyprodukowany na Bałtyku prąd trzeba będzie jakoś przesłać, a my główne rozbudowane sieci przesyłowe mamy na Śląsku.

– Przesyłanie energii z wiatraków morskich to dodatkowy koszt. Niemcy z północy przekazują na przykład do Bawarii przez Polskę – opisuje Neterowicz.

– W Polsce wiatraki dostały już pozwolenia na 5 tys. MWh z wiatru, a możliwości przesyłowe są na 1,5 tys. MWh – mówi. – Trzeba najpierw zwiększyć możliwość przesyłu energii elektrycznej z morza w głąb Polski, a to nie takie proste.

Wskazuje też, że budowane w Polsce biogazownie, choć potrzebne, to w większości nastawione są na odzyskanie metanu z płynnego nawozu krów lub świń. W takich odchodach średnia ilość metanu to 14–18 m sześc. na tonę, podczas gdy w odpadach warzywnych i owocowych to aż 95 m sześc.