Sposób, w jaki zniesiono jeszcze 14 świąt. Co jedna ręka daje, druga zabiera.

Sposób, w jaki zniesiono jeszcze 14 świąt. Co jedna ręka daje, druga zabiera. Dr Carol Byrne

https://www.traditioninaction.org/HotTopics/f175_Dialogue_91.htm
Jedną z najbardziej znamiennych, a musimy dodać, groteskowych cech reform z 1960 roku jest sposób, w jaki święta, które od dawna były powszechnie akceptowane w Kościele, nagle stały się przedmiotem silnej krytyki członków Komisji Liturgicznej i ich sojuszników w Kościele. Tak już było, jak widzieliśmy, w przypadku kilku świąt, które zostały wyeliminowane po wiekach obecnościw Kalendarzu Ogólnym.

Co jedna ręka daje, druga zabiera.

Rubryki z 1960 roku pozwalały na obchodzenie tych świąt “w niektórych miejscach”. (1) Niebawem jednak, gdy Rubryki papieża Jana XXIII weszły w życie w styczniu 1961 r., Kongregacja Obrzędów wydała 14 lutego Instrukcję, aby zaznaczyć, że ich obchodzenie nie będzie powszechnie stosowane w ich tradycyjnie obchodzonych terminach. Określiła ona, że może to mieć miejsce jedynie w przypadku podania “zupełnie wyjątkowych powodów” (rationes omnino singulares). (2)

To postawiło poprzeczkę niezwykle wysoko, czyniąc mało prawdopodobnym spełnienie “właściwych” kryteriów w większości przypadków, zniechęcając tym samym biskupów pragnących zachować tradycyjne daty dla swoich diecezji, do składania próśb do Stolicy Apostolskiej.

Był to dopiero początek serii coraz ostrzejszych i bardziej restrykcyjnych działań, mających na celu ograniczenie świąt w Kalendarzu Ogólnym.

Zniesienie świąt lokalnych

Zgodnie z Instrukcją z lutego 1961 r. (§§ 32, 33), następujące 14 świąt obchodzonych w kalendarzach lokalnych zostało zniesionych, chyba że “naprawdę szczególne powody” wymagałyby ich dalszego obchodzenia.

– Przeniesienie domku Najświętszej Maryi Panny (10 grudnia);

– Oczekiwanie Porodu Najświętszej Maryi Panny (18 grudnia);

– Zaślubiny Najświętszej Maryi Panny ze Świętym Józefem (23 stycznia);

– Ucieczka naszego Pana Jezusa Chrystusa do Egiptu (17 lutego);

– Wspomnienie  Męki Pana Jezusa (wtorek po niedzieli Sześćdziesiątnicy);

–  Korony Cierniowej Pana Jezusa (piątek po Środzie Popielcowej);

–  Włóczni i Gwoździ Pana Jezusa (piątek po I Niedzieli Wielkiego Postu);

–   Całunu Pana Jezusa (piątek po II niedzieli Wielkiego Postu);

– Świętych Pięciu Ran Pana Jezusa ( po III niedzieli Wielkiego Postu)

– Najdroższej Krwi Pana Jezusa (piątek po IV niedzieli Wielkiego Postu);

– Eucharystycznego Serca Pana Jezusa (czwartek po Oktawie Bożego Ciała)

– Pokory Najświętszej Maryi Panny (17 lipca);

– Czystości Najświętszej Maryi Panny (16 października).

============================

Instrukcja podała następujące preteksty, dla których te święta powinny być zniesione:

A – Powstały z pobożności wiernych (“e privata devotione”), rozmnożyły się ponad miarę (“nimis multiplicata sunt”) i wtargnęły do publicznej sfery liturgii (“in publicum Ecclesiae cultum inducta”);

B – Pojawiły się dopiero od średniowiecza (“inde a Media Aetate”);

C – Powielały one święta, które obchodzono w innych porach roku (in aliis festis aut anni temporibus);

D – Miały one znaczenie tylko dla konkretnego miejsca (cum aliquo tantum loco particulari).

Należy zauważyć, że preteksty te opierały się na błędnych założeniach dotyczących natury i znaczenia świąt przeznaczonych do wyrzucenia z lokalnych kalendarzy. Zajmiemy się kolejno każdym z punktów.

Preteksty oparte na błędnych założeniach

Po pierwsze, ponieważ święta te upamiętniały wydarzenia z życia naszego Pana i NMP, wciągały wiernych w coraz głębszą kontemplację i zjednoczenie z Chrystusem i Jego Najświętszą Matką. Jednak taka katolicka pobożność była postrzegana przez Ruch Liturgiczny w ogóle, a przez członków Komisji Liturgicznej w szczególności, jako sprzeczna z prawdziwym sensem liturgii.

Święta te, niesłusznie potraktowano jako  uboczne produkty tzw. dewocyjności ludowej, jak gdyby były jakimiś  praktykami para-liturgicznymi, które w średniowieczu zostały niesłusznie wprowadzone do oficjalnej liturgii Kościoła. Z pewnością wielu wiernych było im oddanych, a same święta, były – i to przez wieki, zatwierdzoną częścią liturgii, posiadającą swoją własną, wyjątkową Mszę i Propria w sekcji Pro aliquibus locis w Mszale sprzed 1962 roku.

Zbędne zniesienie tych świąt, które jako nieobowiązkowe, nie stanowiły przeszkody dla Kalendarza Ogólnego, jest przykładem “klerykalizmu”, czyli nieuzasadnionej dominacji przywódców Kościoła nad prawami Tradycji. Był to metaforyczny odpowiednik mokrego koca, który miał stłumić ogień pobożności wśród wiernych.

Po drugie, sugestia, że stosunkowo późne powstanie jakiegoś święta (średniowiecze) stanowi podstawę do jego zniesienia jest bez sensu. W takim przypadku wiele świąt, zarówno lokalnych, jak i powszechnych, dodanych po tym okresie, powinno być zniesionych. Gdy jednak reformatorom to odpowiadało, znosili także święta obchodzone w pierwszych wiekach istnienia Kościoła, ponieważ były one “zbyt stare”, by przemawiać do współczesnych oczekiwań.

Święta z powyższej listy weszły do oficjalnych kalendarzy w średniowieczu, ale tajemnice w nich zawarte były przedmiotem kontemplacji wiernych, od wczesnych dni chrześcijaństwa. Dla przykładu, Święty Domek w Nazarecie, w którym doszło do Zwiastowania NMP i w którym mieszkała Święta Rodzina, był czczony przez chrześcijan jeszcze za życia Apostołów; a kiedy Św. Helena odwiedziła Ziemię Świętą  około 330 roku, kazała zbudować wokół Świętego Domku kościół, aby go chronić. (4)

Po trzecie, nigdy nie było przyjętym zwyczajem w Kościele, znoszenie jakiegoś święta, ponieważ jego temat jest podobny lub identyczny z tematem innych świąt w kalendarzu. Przeciwnie, takie “łączenie w pary” zawsze było cechą charakterystyczną Mszału Rzymskiego, np. Wielki Czwartek i Boże Ciało, Wielki Piątek i Krew Chrystusa, Znalezienie i Podwyższenie Krzyża Świętego, dwa święta ku czci jednego świętego itd. To wszystko stanowiło część bogactwa Mszału sprzed 1962 roku, formę “rekapitulacji”, która pomagała wiernym kontemplować różne aspekty każdej tajemnicy.

Po czwarte, nie wynika z tego, że chociaż jakieś święto ma szczególny związek z określonym miejscem – czy to Loreto, czy Fatima itd. – to nie może ono uczestniczyć w uniwersum Wiary i nie może mieć duchowej wartości dla wszystkich katolików na całym świecie. Czy ktoś by pomyślał o zniesieniu Bożego Narodzenia, tylko dlatego, że zaczęło się ono w Betlejem, albo Wielkiego Piątku, ponieważ Ukrzyżowanie miało miejsce w konkretnym miejscu, na Górze Kalwarii? Dlaczego więc znosić Przeniesienie Świętego Domku (10 grudnia), który stał w Nazarecie, zanim został cudownie przeniesiony do Loreto?

Jednak Instrukcja nakazała zniesienie tego święta, uzasadniając, że jego znaczenie jest ograniczone terytorialnie (tantum loco particulari), mimo że do 1960 r. było ono czczone na wszystkich kontynentach (5) i stanowiło jeden z najpopularniejszych celów pielgrzymek maryjnych na świecie.


Co więcej, dekretem z 24 marca 1920 r. (6) papież Benedykt XV, zainspirowany lotem Świętego Domku z Nazaretu do Loreto, ustanowił Dziewicę z Loreto Patronką lotników i personelu pokładowego. Osiągnęła nawet status ikony w Kosmosie. Podczas misji Apollo 9 w 1969 roku amerykański astronauta, James McDivitt, nosił medalik Matki Bożej z Loreto z napisem “Miej mój lot w opiece.” (7)

Bramka [na gola..] na kółkach

W Instrukcji z 1961 roku uderza fakt, że zasady i wymogi reformy kalendarza zmieniały się na różne sposoby tak, aby zapewnić wynik pożądany przez postępowców, uniemożliwiając jednocześnie “drugiej stronie” zdobycie gola. Przesuwanie  bramki, byłoby uważane według wszelkich standardów, za nieuczciwe, za formę oszustwa, a ma to szczególne znaczenie przy reformie kalendarza z 1960 r., ponieważ wynik został już ustalony przez spiskowców z Komisji Liturgicznej Piusa XII, ponad dziesięć lat wcześniej.

Tajne obrady Komisji Liturgicznej Piusa XII zostały po raz pierwszy upublicznione przez ks. Carlo Bragę w 2003 r. W rozdziale 3 jego Memoria sulla Riforma Liturgica, (1948, nn. 134-176), znajdują się wzmianki o planach Komisji dotyczących wyeliminowania “mniejszych” świąt Naszego Pana i Matki Bożej oraz świąt “dewocyjnych” w ogóle, zwłaszcza tych nowszych.

Jednak święto Oczekiwania Porodu Najświętszej Maryi Panny (18 grudnia) nie było ani mniejsze, ani niedawne – pochodziło z VII wieku i było obchodzone z uroczystą Oktawą. (8) Jego zniesienie, zniechęcało do od dawna praktykowanej  tradycji liturgicznej, zwłaszcza przez brzemienne matki (9), by przez tydzień duchowo przygotowywać się na przyjście Chrystusa w zjednoczeniu z myślami Matki Bożej, gdy Ona oczekiwała narodzin swego Syna.

W XIX wieku O. Frederick Faber (1814-1863), znany autor hymnów (10) i założyciel  Oratorium londyńskiego, skomponował kolędę adwentową, która traktuje o radości, jaką odczuwała Matka Boża, gdy zbliżał się czas Jej porodu. Nadał jej tytuł “Oczekiwanie Matki Bożej”. Powszechnie znana jest dzięki początkowym słowom: “Jak świt poranka…”, i do dziś jest śpiewana w szkołach katolickich na porannym apelu.

Tak jednak wielka była wrogość reformatorów do tego nabożeństwa  i święta, które je upamiętnia,  że hymn został usunięty z Księgi Hymnów Diecezji Westminster i nigdy nie ujrzał światła dziennego w śpiewnikach wydanych po 1960 roku.

Do kosza!

Reformatorzy nie kierowali się dobrem Kościoła, ale chęcią spełnienia “ekumenicznych” celów, które są nieodpowiednie dla kultu katolickiego. Ich lekceważenie wiernych było zdradą, deptaniem ich pielęgnowanych tradycji i pozbawianiem ich  dziedzictwa liturgicznego. Pogarda, z jaką to uczynili, przywodzi na myśl, stosowaną w nowoczesnym języku komputerowym, metodę drag & drop “przeciągnij i upuść”, polegającą na wyrzucaniu niechcianych materiałów w miejsce oznaczone jako “kosz”.

c.d.n.

Dr Carol Byrne

tłum. Sławomir Soja <slawomirsoja@yahoo.com>

1. Novum Rubricarum, 25 lipca 1960 r., § 305a pozwalał na wybór Mszy z sekcji Pro aliquibus locis Mszału Rzymskiego w miejsce Mszy z Kalendarza Ogólnego.


2. De calendariis particularibus, AAS 53, 1961, § 34, s. 175. 

3. Oktawa tego  święta została zniesiona już w reformach Piusa XII.

4. Św. Paulin w Liście 31 do Severusa wspomina, że Św. Helena kazała wybudować kościoły we wszystkich odwiedzanych przez siebie miejscach związanych z głównymi wydarzeniami z życia naszego Pana; do nich zaliczył szczególnie miejsce Wcielenia, które Tradycja określiła jako Święty Dom w Nazarecie. (Zob. Paulin z Noli, Epistolae, Epist. XXXI w Corpus Scriptorum Ecclesiasticorum Latinorum, t. 29, s. 271)

5. Świadczy o tym mnogość całym świecie kościołów, kaplic, szkół, kolegiów i instytutów zakonnych poświęconych Dziewicy z Loreto oraz popularność Litanii Loretańskiej wśród wiernych.

6. B. Maria Virgo Lauretana Aëreonautarum Patrona Declaratur, AAS 12, 24 marca 1920, s. 175.

7. Amerykańska aukcja autografów, RR Auctions, posiada uwierzytelniony opis tego medalu. Rewers przedstawia samolot otoczony tekstem o treści “Patronka lotników i pasażerów smolotów”. Do medalu dołączony jest podpisany list od Jamesa McDivitta stwierdzający: “Poświadczam, że ten medalik Matki Boskiej Loretańskiej [sic] został wniesiony na pokład Apollo 9 podczas jego lotu w marcu, 1969 roku. Pochodzi on z moich osobistych zbiorów”.

8. Powstała ona w Hiszpanii na dziesiątym soborze w Toledo (656) i była stopniowo przekazywana do innych krajów. Oktawa trwała od 17 grudnia z Wielkimi Antyfonami “O” na Magnificat w nieszporach do 24 grudnia.

9.O. Guéranger zapewniał: “Każdego ranka podczas Oktawy, o bardzo wczesnej porze śpiewano Mszę, podczas której wszystkie kobiety, które były brzemienne, czy to bogate, czy biedne, uważały za swój obowiązek być obecne, aby w ten sposób uczcić macierzyństwo Matki Bożej i uprosić dla siebie Jej błogosławieństwo. Nic dziwnego, że Stolica Apostolska zaaprobowała wprowadzenie tej pobożnej praktyki w prawie wszystkich  krajach.” (The Liturgical Year, Dublin, 1870. t. 1, s. 514)

To święto miałoby szczególne znaczenie we współczesnym świecie, aby wzmocnić szacunek dla macierzyństwa i nienarodzonego dziecka w walce z plagą aborcji.

10. Do jego najbardziej lubianych hymnów należą: Faith of our fathers, Jesus Gentlest Saviour, Jesus my Lord, my God, my all, O Purest of Creatures, Sweet Mother, Sweet Maid , and Oh, come and mourn with me awhile.

Post-modernizm: Złoto Midasów nowoczesności było przede wszystkim „złotem głupców”, czyli tworem fałszywym i nieudanym.

Czy „współczesny intelektualista” to przede wszystkim rozpustnik i głupiec?

Z książki E. Michaela Jonesa: Zdeprawowani Moderniści str. 15 i nn.

https://www.wydawnictwowektory.pl/pl/p/Zdeprawowani-Modernisci/40

W „Zdeprawowanych modernistach”E.M. Jones odkrywa prawdziwe oblicze bohaterów dwudziestowiecznej kultury: Kinsey’a. Picassa, Freuda, Keynesa i innych. Odkrywa manipulacje i oszustwa, jakich się dopuszczali, promując swoje ideologie, które nie były niczym więcej, jak tylko wyrazem ich seksualnych obsesji.

==================

Intelektualista jest szczególnym, nowoczesnym wynalazkiem, a jego pojawienie się uwarunkowane zostało tym, że Kościół utracił pozycję autorytetu mówiącego ludziom, jak mają żyć. Nie jest zatem rzeczą przypadku, że wzrost znaczenia intelektualistów zbiega się w czasie z rewolucją francuską. Obie te rzeczy łączy związek przyczynowo-skutkowy. Upadek dotychczasowego znaczenia Kościoła stworzył moralną i intelektualną próżnię, a za jej wypełnienie zabrali się właśnie „intelektualiści”. Efekty ich starań są przygnębiająco powszechne i udokumentowane ad nauseum w książce Johnsona [Intelektualiści .md]. Współczesny intelektualista to przede wszystkim rozpustnik i głupiec. Tworzone przez niego teorie mają służyć i usprawiedliwiać’ jego własne postępowanie.

I tak, Rousseau, autor Emila, pierwszej współczesnej książki o wychowaniu dzieci, pięcioro swoich nieślubnych dzieci niedługo po ich narodzinach posłał do sierocińca, co zważywszy na warunki jakie w XVIII wieku panowały w tych instytucjach, oznaczało skazanie ich na śmierć.

Marks, orędownik proletariatu, w całym swoim życiu miał kontakt tylko z jednym proletariuszem, a właściwie proletariuszką. Była nią jego służąca Lenchen, której nie płacił ani grosza. Wykorzystywał ja nie tylko ekonomicznie, ale też seksualnie. Miał z nią nieślubne dziecko, ale odmówił uznania jego ojcostwa. Jak pisze Johnson:

Lenchen miała jednak silniejszy charakter od kochanki Rousseau. Nalegała na uznanie chłopca. Oddano go w końcu na wychowanie do robotniczej rodziny o nazwisku Lewis, ale pozwolono mu odwiedzać dom Marksów. Nie wolno mu było jednak wchodzić przez drzwi frontowe i zmuszono do widywania się z matką jedynie w kuchni. Marks był przerażony, że ojcostwo Freddy’ego zostanie wykryte i że mogłoby ono mieć zgubny skutek dla niego jako rewolucyjnego przywódcy i proroka”.

Z tego wszystkiego wynika oczywisty wniosek: teoria pedagogiczna Rousseau i teorie ekonomiczne Marksa są głęboko zakorzenione w ich życiu osobistym.

A wracając do twierdzeń Petera Claya, koncepcja kompleksu Edypa ma ścisły związek z tym, że Freud miał romans ze szwagierką. Kompleks Edypa bowiem to nic innego, jak odwzorowanie jego własnego natręctwa oraz poczucia winy, które projektował na ludzkość jako całość.

W przenoszeniu własnego poczucia winy na świat jako taki jest bowiem coś głęboko satysfakcjonującego, ale w konsekwencji bardzo neurotycznego. I tym właśnie w istocie rzeczy zajmowali się głównie ci, których Johnson określa mianem „intelektualistów”. Ponieważ jednak jego książka ma skrajnie wręcz przyczynkarski charakter, autor nie pokusił się w niej o bezpośrednie sformułowanie stanowiska będącego zanegowaniem tez głoszonych przez Gaya.

Czy twierdzenie, że wytwór intelektu jest po prostu projekcja wewnętrznej potrzeby człowieka, nie jest już jednak zbyt daleko idące? I tak, i nie. Należałoby poszerzyć jego zakres w taki sposób, aby nie odnosiło się tylko do „intelektualistów”, lecz również do działalności uznanych uczonych.

Mówiąc ogólniej, koncepcję tę można przedstawić następująco: życie intelektualne jest funkcją życia moralnego danego myśliciela. Aby dotrzeć do prawdy, która jest celem intelektualnej aktywności, trzeba żyć w zgodzie z nakazami moralności. Wytwór intelektualny człowieka, który odchodzi od przestrzegania moralności, jest nie tyle rezultatem jego refleksji nad rzeczywistością zewnętrzną, ile wypadkową trawiących go żądz oraz pragnienia, aby je zaspokajać. Odnosi się to do wszystkich sfer życia umysłowego i wszelkich głęboko zakorzenionych pragnień. W pierwszym z wymienionych przypadków biografia twórcy nie ma większego znaczenia. W drugim jednak to ona właśnie jest najważniejsza.

I tak na przykład, teoria stanu stacjonarnego: wyjaśniająca mechanizm powstania wszechświata, całkowicie satysfakcjonowała tych, którzy (a priori) uznali, że Bóg nie istnieje. lej zwolennicy odstąpili od niej dopiero w obliczu przytłaczających naukowych dowodów na słuszność teorii Wielkiego Wybuchu, a przecież w swoim czasie teoria stanu stacjonarnego wydawała się naukowo niemożliwa do podważenia. [Teoria stanu stacjonarnego stworzona w 1948 roku przez Freda Hoyle’a, Thomasa Golda oraz Hermanna Bondiego jako alternatywa dla teorii Wielkiego Wybuchu głosi, że wszechświat nie powstał miliardy lat temu wskutek Wielkiego Wybuchu, lecz istniał od zawsze, a otaczająca nas materia nieustannie się stwarza (przyp. Tłum.). Została obalona doświadczalnie. Por.:CZY EWOLUCJONIZM JEST NAUKĄ. MATEMATYKA EWOLUCJI A LOGIKA EWOLUCJONISTÓW MD]

Skoro nasza teza okazała się poprawna w odniesieniu do astrońzyki, tym bardziej sprawdzi się w odniesieni do dziedzin mających bezpośredni związek z ludzkimi pragnieniami i pożądaniami. Nasze czasy zaś są świadectwem tego, że podstawową sferą, w której to one właśnie odgrywają kluczową rolę, jest seks.

Wiemy już zatem, że relatywizm kulturowy, który głosiła Margaret Mead, był jedynie błyskotliwym usprawiedliwianiem i uzasadnianiem cudzołóstwa, którego się dopuszczała. Cóż bowiem skuteczniej uspokoi nasze sumienie, jeśli nie odkrycie, że „Samoańczycy, ludzie żyjący na łonie natury, w cudzołóstwie nie widzą niczego złego”?

Rozpusta jest występkiem powszechnym, szczególnie w naszych czasach. W sferze intelektualnej jednak rzeczą kluczową jest proces transmutacji przewin w rozmaite teorie, a więc sytuacja, w której „intelektualista” występuje przeciwko zasadom moralności, a co za tym idzie, przeciwko prawdzie.

Wszystkie współczesne „izmy” są wypadkową tej właśnie postawy. Wszystkie wyczerpują znamiona samo-usprawiedliwiania się. I wszystkie one najskuteczniej analizuje się z perspektywy wiedzy o niedostatkach moralnych ich twórców, orędowników i wyznawców.

Antytezę dualizmu charakterystycznego dla Petera Gaya (i nowoczesności) odnajdujemy w przytoczonym poniżej fragmencie książki Josefa Piepera The Silence of Saint Thomas”: Ponieważ obecnie uważa się, że aby poznać prawdę wystarczy po prostu mniej lub bardziej wytężać umysł, ijako że ascetyczne podejście do wiedzy jawi się nam jako mało sensowne, zatraciliśmy świadomość ścisłego związku łączącego prawdę ze stanem czystości. Święty Tomasz powiada, że nieczystość pierworodnej córki jest ślepotą ducha. Tylko ten, kto nie chce niczego dla siebie, kto nie jest subiektywnie „zainteresowany”, może poznać prawdę. Z drugiej strony, nieczyste, skażone egoizmem pragnienie zaspokajania przyjemności niszczy zarówno śmiałość ducha, jak i zdolność psyche do wsłuchiwania się ze spokojną uwagą w głos rzeczywistości”.

Przekleństwem naszej epoki jest to, że otaczająca rzeczywistość oraz haniebne elementy biografii wybitnych ludzi stanowią świadectwo słuszności przestróg i nauk niezmiennie głoszonych przez Kościół i będących niegdyś niezbywalną częścią zbiorowej mądrości Zachodu. Paul Johnson, wpisując się w nowy trend biograficznego realizmu, udokumentował zmierzch i upadek Zachodu przez pryzmat osobistego życia jego intelektualnej elity. Podaje na to dowody, ale ociąga się z wyciąganiem wniosków. Są one jednak kompletne i przekonujące, a werdykt jasny: Nowoczesność to usprawiedliwianie lubieżności.

Hannach Tillich w opublikowanych wspomnieniach dotyczących jej małżeństwa z liberalnym protestanckim teologiem Paulem Tillichem opisuje jego „pociąg do pornografii”, lubieżne życie i, co najciekawsze, związek tej postawy z jego intelektualnymi dociekaniami. Opowiada także, jak po śmierci Paula otworzyła jego biurko, wspomina też o tym, co w nim znalazła. Scena ta doskonale oddaje istotę epoki postmodernizmu:

Otworzyłam szuflady. Wysypały się z nich zdjęcia dziewcząt, listy oraz wiersze urokliwe i wstrętne. Poza szufladami, które zawierać miały płody jego ducha, napisane książki i nieopublikowane manuskrypty walały się w całkowitym nieładzie. Kusiło mnie, żeby między uświęcone części jego renomowanych dzieł włożyć owe obsceniczne dowody realnego życia, które przemienił w złoto abstrakcji. Król Midas ducha”.

Teraz, dzięki otwartości, którą zawdzięczamy rewolucji seksualnej, wiemy, iż nowoczesne koncepcje najtrafniej tłumaczą elementy biografii ich orędowników. Zważywszy na to, jakie prowadzili życie, wiemy również, dlaczego tak bardzo zależało im na tworzeniu abstrakcji. I wiemy teraz także a patrząc wstecz trudno wyobrazić sobie, że aż tak wielu ludzi traktowało je poważnie – że złoto Midasów nowoczesności było przede wszystkim „złotem głupców”, czyli tworem fałszywym i nieudanym.

Teza zawarta w niniejszej książce jest prosta: Nowoczesność to uzasadnianie i usprawiedliwianie seksualnych występków. Wszystkie intelektualne i kulturowe przełomy związane z modernizmem w taki czy inny sposób wiązały się seksualnymi żądzami; ich prekursorzy doskonale zdawali sobie sprawę, że są one występne, ale mimo to chcieli je zaspokajać. Ich koncepcje w ostatecznym rozrachunku były usprawiedliwianiem wyborów, których dokonali ze świadomością, że są one złe.

Biografie modernistów są zatem zdumiewającym potwierdzeniem potęgi i zakresu prawa moralnego. Św. Augustyn napisał w Wyznaniach: „Przewrotnie usiłują naśladować Ciebie ci wszyscy, którzy odrywają się od Ciebie i przeciw Tobie się buntują”. Mówiło Bogu i o ludziach, którzy w jego czasach od Niego się odwracali. Słowa te można wszakże odnieść również do moralności oraz tych, którzy w naszych czasach ją odrzucają.

Tyle o prostocie przesłania niniejszej książki. Co zaś do jej formy, jest ona dwoista i składają się na nią analizy biografii niektórych nowatorskich współczesnych myślicieli oraz próby przełożenia stworzonych przez nich koncepcji na praktykę życia ich obecnych naśladowców.

Trzeba zaznaczyć, że nic takiego, jak „epoka postmodernistyczna” nie istnieje, są jednak myśliciele podążający utartymi i zawsze ograniczającymi człowieka koleinami koncepcji seksualnego wyzwolenia, którzy czynią to, imając się coraz bardziej maniakalnych i coraz bardziej samo-zaprzeczających sobie sposobów. Jeżeli epoka postmodernistyczna kiedykolwiek nadejdzie, zrodzi się z negacji tego, co było przed nią, nie zaś z coraz bardziej miałkich koncepcji i coraz brutalniejszych form autodestrukcji.