Prawda przeciw kłamstwu

Prawda przeciw kłamstwu

Izabela Brodacka 8 kwietnia 2023

Rafał Ziemkiewicz twierdzi, że historia II Wojny Światowej to stek kłamstw produkowanych na użytek tezy, że było to zwycięskie starcie dobra ze złem. Nawet daty rozpoczęcia i  zakończenia II Wojny zależą od tego kto je podaje. Historycy grzebią się w szczegółach nie próbując stworzyć spójnej historii tych wydarzeń. Moim zdaniem choć synkretyczna wersja historii jest niemożliwa i tak należy walczyć z wszechobecnym kłamstwem.

Pozwoliliśmy na przykład stopniowo zmniejszać odpowiedzialność Niemców za jedną z dwóch największych zbrodni XX wieku – za wywołanie II Wojny Światowej, ludobójstwo i całkowite zniszczenie Polski. Wymierają ostatni świadkowie tych wydarzeń, wymiera już drugie pokolenie. Znaleźli się idioci, tak zwani rewizjoniści, którzy twierdzą, że w niemieckich obozach koncentracyjnych nie stosowano do mordownia ludzi gazu bo komory były nieszczelne i gaz uciekałby.

Pozwoliliśmy żeby w świadomości zbiorowej Zachodu bohaterski antyniemiecki zryw jakim było Powstanie Warszawskie został wyparty przez powstanie  w getcie. Pozwoliliśmy również sfałszować wydarzenia z marca 1968 roku. Dla jednostek podlegających prześladowaniom była to niewątpliwie tragedia, a antysemickie działania władz spotkały się z oporem różnych antykomunistycznych środowisk korzystających z każdej okazji do buntu. Tak naprawdę jednak marzec 68 był rozgrywką miedzy Chamami i Żydami jak to określił  Witold Jedlicki. Inaczej mówiąc pomiędzy natolińczykami i puławianami czyli dwiema frakcjami tego  samego komunistycznego gangu. Owocem tej hucpy była możliwość opuszczenia Polski z całym majątkiem przez ubeckich i partyjnych prominentów żydowskiego pochodzenia.

W demoludach była to rzecz niespotykana, ludzie tracili życie usiłując uciec za granicę, usiłując pokonać choćby słynny berliński mur. Turyści mogli wykupić 5 dolarów, które nie wystarczały na dojazd z lotniska. Ludzie opuszczali znienawidzony system jadąc na osiach pociągu, płynąc kajakiem przez morze, skacząc za burtę Batorego. Cała historia marca 1968roku została celowo zmitologizowana, sprowadzona do filmowych scen pożegnań na Dworcu Gdańskim. Solidarnościowa  rewolta też ma w tle grę komunistycznej nomenklatury, która zapragnęła bogactwa i zrujnowała kraj w procesie uwłaszczania się.

To nie jest tak, że prawda jest względna,  że zależy od osoby, od punktu widzenia, że każdy ma swoją prawdę jak w słynnym filmie „Rashonom czyli prawda przeciw prawdzie” Kurosawy. Nawet w tym filmie prawda jednych okazała się pospolitym kłamstwem innych. Prawdę historyczną piszą zwycięzcy, ale też nie zawsze i nie do końca. „Prawda nie leży po środku- prawda leży tam gdzie leży”- twierdził Władysław Bartoszewski i tak zatytułował jedną ze swoich książek. Czy sam się do tego stosował? Nie jestem pewna.

Idioci nasładzają się słynnym powiedzeniem księdza Tischnera że „są trzy prawdy: świento prawda, tys prawda i gówno prawda”.

Tischner był to bystry i dowcipny góralik, który dał się wciągnąć w orbitę michnikowszczyzny ( jak nazwał tę grupę wzajemnej adoracji Rafał Ziemkiewicz) i tańczył tak jak mu zagrali. Michnikowszczyzna miała swoich, takich jak Tischner, piętaszków czyli ludzi z zupełnie innych środowisk, w tym również z niedobitków arystokracji, którzy całkowicie się jej podporządkowali.

Jednym z ciekawych aspektów przegrywania prawdy z kłamstwem są działania tak zwanych „dziennikarzy śledczych”. Wielu z nich pozwala się prowadzić jakiemuś ubekowi w mylnym przekonaniu, że to on, dziennikarz, jest prowadzącym. To co ubek im dyktuje nie są to zwykłe głupoty, zwykły szum informacyjny. To celowa akcja. Ubek sprzedaje takiemu dziennikarzowi stek kłamstw, a w powodzi tych kłamstw pojawia się od czasu do czasu jakaś ważna informacja, co utwierdza tego dziennikarza w przeświadczeniu, że trafił na autentyczne źródło wiedzy tajemnej.

Otóż w jednej ze swych licznych książek dyktowanych przez skruszonego, odwróconego czy nawróconego gangstera „Masę” Wojciech Sumliński napisał, że mego męża łączyła przyjaźń z Wiktorem Kubiakiem i to podtrzymywało go na duchu wobec braku poparcia z wszystkich innych stron. Faktem był brak poparcia i faktem jest, że nie jest znana do końca lista beneficjentów FOZZ. Natomiast jakakolwiek forma znajomości męża z Kubiakiem jest wymysłem i wierutnym kłamstwem. Nigdy dotąd nie korzystałam z mediów dla poruszania spraw prywatnych, ale nie mam wyjścia. Przecież nie będę wytaczać sprawy sądowej byłemu gangsterowi, ani Sumlińskiemu, którego uważam za poczciwego naiwniaka.

Otóż mój mąż Michał Falzmann współpracował z chłopcami wydającymi pismo bezdebitowe „Głos Wolnego Robotnika”. Pewnego dnia na ich prośbę poszedł z nimi do hotelu Mariott na rozmowę z jakimś zupełnie mu nieznanym, rzekomo szlachetnym sponsorem wydawnictw bezdebitowych. Kim naprawę był Kubiak wiemy z IPN, poza tym jak wiadomo sponsorował „Aferałów” czyli Kongres Liberalno- Demokratyczny Tuska.  Kubiak sfinansował też wystawienie musicalu  „Metro”. W hotelu Mariott zajmował ogromny apartament. Mój mąż nie był człowiekiem zbyt uprzejmym. Powiedział do chłopców: „dlaczego przyprowadziliście mnie do jakiegoś ubola” i wyszedł nie podając Kubiakowi ręki. Świadkami tego byli i mogą to potwierdzić Marek Koźbiał i Krzysztof Wolf. Trzeci obecny czyli Edward Mizikowski już nie żyje.

Dlaczego Masa zrobił z mego męża przyjaciela Kubiaka, co jest po prostu kłamstwem, nie wiem. Dlaczego co gorsza firmuje to kłamstwo Sumliński, tym bardziej nie wiem. Mam nadzieję, że nieświadomie. Już sama znajomość z Kubiakiem byłaby w moich oczach kompromitująca. Tyle że mąż wcale go nie znał. Widział go raz w życiu – wtedy gdy go obraził odmową podania mu ręki. Zapis w książce Sumlińskiego żyje jednak własnym życiem. Nie chcę pozwolić na utrwalenie się ewidentnego kłamstwa. Ktoś kiedyś może powołać się na książkę Sumlińskiego. Nie koniecznie w złych intencjach, może to być  jakiś rewizjonista historyczny. Zmuszona więc jestem napisać to co napisałam. To nie jest prawda przeciw prawdzie. To prawda przeciw kłamstwu.

Jerzy Urban a FOZZ. Chim Janina: Ja nie jestem buchalterem… jestem finansistką..

=================================

============================

Na Targach Książki w 1992 roku, w Pałacu Kultury im. Józefa Stalina, pojawiła się, po raz pierwszy, prosto z drukarni, nasza książka. Poszedłem do Urbana [była do niego kolejka] i poprosiłem o podpis.. w naszej książce. Dał:

======================================================

Kontroler NIK Michał Falzmann: Proszę o Księgę zobowiązań i należności Polski.

Janina Chim, FOZZ, Universal: Ależ ja nie jestem buchalterem, ja jestem finansistką…

================================================

Gomułka, Bierut, Gierek, Mazowiecki, Wałęsa, Jaruzelski, Bielecki

Wojskowe tajemnice FOZZ

Wojskowe tajemnice FOZZ

[Umieszczam 5 kwietnia 2023, jako skromne przeciwstawienie fali dezinformacji w TVP. Mirosław Dakowski]

https://www.dakowski.pl/archiwum/pliki/index.4550_55.php

Adam Chmielecki  politolog, 16.10.2011.

Opisując III Rzeczpospolitą, historyk Robert Kuraszkiewicz na marginesie swojej książki “Polityka nowoczesnego patriotyzmu” o aferze FOZZ wspomniał krótko, ale jednocześnie niezwykle celnie: “Majstersztykiem propagandowym postkomunistów było określenie FOZZ mianem “największej afery III Rzeczypospolitej”, co sugerowało, że zrodziła się ona już w nowej, “solidarnościowej” Polsce. (…) Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego był instytucją wymyśloną i zorganizowaną przez środowisko byłych i aktualnych agentów i oficerów PRL-owskich służb specjalnych. Interes państwa był klasyczną “przykrywką” dla licznych oszustw”.

I rzeczywiście, działalność Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, a następnie nieudolne polityczne i prawne próby wyjaśnienia związanych z tą działalnością nieprawidłowości nazywano mocnymi określeniami: “FOZZ-gate”, “matka wszystkich afer”, “matka transformacyjnych afer”, “afera pięćdziesięciolecia”, czy właśnie nawiązującym już do nowej rzeczywistości hasłem “afera założycielska III RP”.

Jednakże, pomimo że Kuraszkiewicz ma rację, iż źródła FOZZ tkwią głęboko w zdegenerowanych ostatnich latach PRL, to FOZZ ukazał również patologie III RP, a zwłaszcza to, co Jadwiga Staniszkis (a po niej wielu innych) nazwała postkomunizmem. W aferze FOZZ znajdziemy wszystkie elementy tego zjawiska, a więc uwłaszczenie komunistycznej nomenklatury na państwowym majątku, wpływy funkcjonariuszy i tajnych współpracowników służb specjalnych PRL, niemoc instytucji państwowych, sprzeciw części dawnej opozycji solidarnościowej do rozliczenia poprzedniego systemu, wreszcie walkę z nielicznymi, którzy dążyli do prawdy.

Dług publiczny, zyski sprywatyzowane
Działalność FOZZ, wbrew obiegowej opinii, została całkiem dobrze udokumentowana i opisana, jednak jedynie na podstawowym poziomie, zarówno jeśli chodzi o formę (raczej dziennikarsko-publicystyczną niż naukową), jak i treść (kwestie finansowe i prawne – proces i wyrok – nie zaś agenturalne i związane z działalnością służb specjalnych tło całej sprawy). Ostatnio w szerszej i źródłowej formie problematykę tę podjął dr Sławomir Cenckiewicz w swojej książce “Długie ramię Moskwy”.
Dla porządku zbierzmy jednak pewne fakty. Ustawę o Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego Sejm PRL uchwalił 15 lutego 1989 roku. 24 lutego 1989 r. zarządzeniem ministra finansów FOZZ otrzymał statut i osobowość prawną. FOZZ nie powstał jednak ad hoc, już od 1986 r. funkcjonował jako fundusz celowy w ramach Ministerstwa Finansów. Trzy lata później otrzymał po prostu pełną i odrębną osobowość prawną. Pytanie, czy taka zmiana instytucjonalna miała na celu jedynie poprawę efektywności zarządzania i spłaty polskiego długu, czy też już w założeniach jej inicjatorów miała ułatwić proces wyprowadzania i prywatyzowania pieniędzy publicznych. “Nowy” FOZZ miał gromadzić środki finansowe na “obsługę” polskiego zadłużenia i dysponować nimi. To enigmatyczne sformułowanie oznaczało de facto wykupywanie własnego długu przez PRL, z wykorzystaniem podstawionych spółek i instytucji, a więc praktykę nielegalną wg prawa międzynarodowego, ale stosowaną już wcześniej przez kraje rozwijające się lub państwa Trzeciego Świata. I tu zaczął się problem. Jeszcze większy pojawia się, gdy zobaczymy, skąd miały pochodzić środki na działalność FOZZ – z budżetu państwa (w różnej formie: dotacji, obligacji, dochodów z zagranicznych pożyczek), ale także z działalności Banku Handlowego, Narodowego Banku Polskiego oraz tzw. czarnych pieniędzy central handlu zagranicznego, czyli nielegalnych środków dewizowych, które państwowe przedsiębiorstwa posiadały m.in. z łapówek, ustawionych przetargów, operacji służb etc.
Pomimo dysponowania znacznym budżetem (nawet kilka miliardów USD) FOZZ wykupił, wg szacunków, jedynie ok. 2,8 bln starych złotych polskiego długu. Kompetencje Funduszu były nieprecyzyjne, mógł on prowadzić właściwie wszystkie, nawet najbardziej ryzykowne operacje finansowe, a kontrola ze strony Ministerstwa Finansów i rządu, choć do przedstawicieli tych instytucji bardzo szybko zaczęły docierać sygnały o nieprawidłowościach, praktycznie nie istniała. Obficie korzystali z tego szef Funduszu Grzegorz Żemek oraz jego zastępcy – Janina Chim i Marek Gadomski. Przykładowo: kierownictwo FOZZ niemal do perfekcji opanowało działanie w ramach tzw. łańcuszka.
Większość operacji FOZZ prowadził przez spółki pośredniczące, z których gros było zarejestrowanych w tzw. rajach podatkowych. Bardzo często we władzach tych spółek zasiadali właśnie Żemek i Chim oraz współpracujący z nimi biznesmeni i bankierzy. Tworzono “łańcuszek” pośredników, którzy obracali otrzymanymi z Funduszu środkami. W przypadku powodzenia operacji większość zysku trafiała do owych pośredników oraz władz FOZZ, w przypadku strat pośrednicy pozostawali bez konsekwencji. Większość operacji nie była księgowana lub robiono to nieprawidłowo, a wiele “zleceń” realizowano na ustne i telefoniczne (a przecież mówimy tu o milionowych kwotach) polecenia dyrektora Funduszu i jego zastępczyni. Prowadziło to w skrajnych przypadkach do absurdalnych sytuacji, w których dłużnicy FOZZ określali się jego wierzycielami i żądali zwrotu pieniędzy! Według oficjalnych danych działalność FOZZ przyniosła straty w wysokości ok. 350 mln dolarów, ale to z pewnością zaniżone dane. Prosta różnica pomiędzy kwotą, jaką dysponował FOZZ, a kwotą wykupionego długu przynosi znacznie większą “dziurę”.
Pierwszy akt oskarżenia w tej sprawie skierowano już w 1993 r., kolejny 5 lat później. Wyrok w najgłośniejszej aferze III RP zapadł w 2005 roku. Na kary grzywny oraz pozbawienia wolności skazano 6 osób, w tym Grzegorza Żemka (9 lat i 720 tys. zł), Janinę Chim (6 lat i 500 tys. zł) i Dariusza Przywieczerskiego (3,5 roku oraz 380 tys. zł). Ten ostatni wciąż nie odbył kary. Uniknęły jej, jak się wydaje, również inne osoby, które znalazłyby się na ławie oskarżonych, gdyby wyjaśnieniem afery państwo zajęło się na poważnie na początku lat 90. Wówczas z pewnością udałoby się zebrać więcej dowodów oraz uniknąć przedawnienia części zarzutów.

Żemek – “widoczny znak wojskówki”
Jak wspomniano, tło afery FOZZ stanowią takie instytucje, jak: Ministerstwo Finansów, spółki polonijne (Przedsiębiorstwa Polonijno-Zagraniczne), Bank Handlowy, bank PKO i centrale handlu zagranicznego. Były to podmioty, które w ramach PRL posiadały przywilej koncesjonowanego dostępu do Zachodu, wolnego rynku, kapitału, wiedzy na temat funkcjonowania gospodarki kapitalistycznej, a jako takie były w sposób szczególny zinfiltrowane przez służby specjalne, zarówno cywilne (Departamenty III i V, ale przede wszystkim Departament I), jak i wojskowe. I właśnie to te ostatnie odegrały decydującą rolę. Nieprzypadkowo tak wielu ekonomistów i dyplomatów ma w swoich dossier tak nietypowe dla przedstawicieli takich zawodów odznaki “Za zasługi dla obronności kraju”.
Zainteresowanie na większą skalę sprawami gospodarczymi ze strony “wojskówki” (mowa o Zarządzie II Sztabu Generalnego, a przede wszystkim Oddziale “Y”, z którego wywodziła się późniejsza czołówka Wojskowych Służb Informacyjnych) datuje się na połowę lat 80. XX wieku. Wówczas służby wojskowe zaczęły plasować w podmiotach sektora gospodarczego zarówno agentów (np. wykorzystując ich jako łączników lub kurierów), jak i funkcjonariuszy, często przejmując w ten sposób np. poszczególne spółki polonijne. Z samej swej natury mogły one doskonale służyć jako “przykrycie” nielegalnej działalności lub po prostu stanowić źródło zysków na działalność operacyjną (w nomenklaturze służb wojskowych nazywało się to “środkami pozabudżetowymi”).
Jednocześnie służby wojskowe interesowały się sprawami gospodarczymi w skali makro, będąc najprawdopodobniej środowiskiem najlepiej zorientowanym w realnej sytuacji państwa w latach 80. I to właśnie one jako pierwsze zdały sobie sprawę, że lawinowo rosnące zadłużenie PRL (w skrócie, w czasie dekady rządów gen. Wojciecha Jaruzelskiego wzrosło ono z ok. 20 do ponad 40 mld złotych!) stanowi nie tylko problem gospodarczy, ale może zagrozić samemu istnieniu komunistycznego reżimu w Polsce. Już w sporządzonym w maju 1984 r. tzw. raporcie Kiszczaka możemy przeczytać: “Znacznie bardziej niż wysokość długu, w coraz większym stopniu doprowadza nas do zależności od państw zachodnich brak możliwości terminowego wypełniania zobowiązań płatniczych, skutkując zagrożeniem bezpieczeństwa państwa”.
Służby monitorowały również sytuację gospodarczą i modele walczenia z zadłużeniem innych państw bloku komunistycznego. Przykładem może być tu działalność kontaktu operacyjnego o ps. “Darg”. Pod tym pseudonimem zarejestrowany był – wg dostępnych dokumentów – Sławomir Nieckarz, były zastępca prezesa NBP i minister finansów. Pełniąc od 1987 r. funkcję radcy ds. handlowych Ambasady PRL w Budapeszcie, jednocześnie informował on swoich oficerów prowadzących o zadłużeniu zagranicznym Węgier i uzgodnieniach kredytowych tego kraju z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Bankiem Światowym. “Obsługa zadłużenia w 1988 r. jest zadaniem ponad możliwości gospodarki węgierskiej” – pisał w grudniu 1987 r. KO ps. “Darg”, uzupełniając tę informację szczegółowymi danymi. W ten sposób polskie służby zdobywały swoiste “know-how”, mogące posłużyć im później do wypracowania modelu obsługi podobnego zadłużenia Polski.

Dodajmy, nie tylko obsługi. Skoro jakaś grupa zdawała sobie sprawę z nieuchronności pewnych przemian społeczno-gospodarczych, mogła wykorzystać swoją uprzywilejowaną pozycję do zapewnienia sobie “miękkiego lądowania”. Tak było w przypadku służb wojskowych.
Nie dziwi zatem, że dyrektorem generalnym FOZZ został Grzegorz Żemek, absolwent “kuźni” agentów bezpieki – Szkoły Głównej Planowania i Statystyki, były pracownik ambasady PRL w Belgii i wieloletni dyrektor Banku Handlowego oraz jego spółki zależnej w Luksemburgu – Banku Handlowego Internationale, od 1972 r. jeden z najbardziej zaufanych współpracowników Zarządu II Sztabu Generalnego o ps. “Dik”.

Po latach, podczas procesu w sprawie Funduszu, Żemek przyznał wprost: “FOZZ powstał m.in. po to, abym mógł kontynuować zadania zlecone mi przez wojskowe służby specjalne”. Co ciekawe i paradoksalne, Grzegorz Żemek był prawdopodobnie również jednym z przypadkowych, ale jednak, inicjatorów końca działalności FOZZ i ujawnienia nieprawidłowości w jego działalności.

Wszystko wskazuje na to, że ujawnienie afery FOZZ stało się możliwe dzięki konfliktowi pomiędzy cywilnymi a wojskowymi służbami PRL. W przypadku FOZZ długo współdziałały one, przynajmniej pozornie, w przyjaznej kooperacji. O ile Żemek był agentem służb wojskowych, o tyle większość osób zaangażowanych w FOZZ w dokumentacji SB występuje jako związane ze służbami cywilnymi.

Na przykład jako osobowe źródła informacji wymieniani są niemal wszyscy członkowie Rady Nadzorczej Funduszu: Grzegorz Wójtowicz (jednocześnie wiceprezes NBP) jako kontakt operacyjny (najwyższa forma agenta w wywiadzie cywilnym) Departamentu I MSW o ps. “Camelo” i “Camel”; Dariusz Rosati (ówczesny doradca premiera PRL) również jako KO Departamentu I o ps. “Buyer”; Wojciech Misiąg (wiceminister finansów) jako TW Departamentu II (kontrwywiad) o ps. “Jacek”; Jan Boniuk (dyrektor w Ministerstwie Finansów) jako kontakt służbowy Departamentu V (wywiad gospodarczy) o ps. “Bon” oraz jako KO Departamentu I ps. “Donek”; Zdzisław Sadowski (były wicepremier PRL) jako TW Departamentu III (zajmującego się walką z opozycją) o ps. “Robert”; Jan Wołoszyn (doradca prezesa Wójtowicza) jako KO Departamentu I ps. “Okal”; wreszcie przewodniczący Rady Nadzorczej FOZZ Janusz Sawicki i jednocześnie wiceminister finansów jako kontakt operacyjny “jedynki” o ps. “Jasa” i “Kmityn”.
Jednak Grzegorz Żemek już w pierwszej połowie lat 80., podczas pobytu w Luksemburgu, częściowo się zdekonspirował i popadł w konflikt z innym pracownikiem Banku Handlowego w Beneluksie Stanisławem Zdzitowieckim. Zdzitowiecki był rejestrowany jako kontakt operacyjny Departamentu I MSW o kryptonimie “Ursus”. Podczas pobytu w Luksemburgu miał wykryć nieprawidłowości Żemka przy udzielaniu kredytów, czy raczej tzw. akredytyw, firmom bez sprawdzania ich realnej zdolności kredytowej. Stało się to później obiektem dochodzenia resortu spraw wewnętrznych w sprawie operacyjnego sprawdzenia “Fluxy”. Według dokumentów z tej sprawy Żemek już jako dyrektor FOZZ miał z pieniędzy Funduszu “łatać dziury” w budżecie luksemburskiej filii Banku Handlowego powstałe w okresie, gdy był jej dyrektorem. Ta pozornie odległa od działalności FOZZ sprawa miała swoje reperkusje m.in. w postaci podobnej sprawy z niejakim Josephem Tkaczickiem, niemieckim bankierem robiącym interesy z FOZZ, powiązanym z przedstawicielami wywiadu cywilnego. Skończyło się to zakończeniem współpracy Zarządu II SG z TW ps. “Dik” w czerwcu 1990 roku.
Oczywiście Żemek był tylko jednym z wielu. Odpowiednie przykłady znajdą się w przygotowywanej przeze mnie (wspólnie ze Sławomirem Cenckiewiczem) książce “Tajne pieniądze. Wywiad wojskowy PRL w labiryncie biznesowych gier”, tu podajmy jeszcze jeden, łączący w sobie wszystkie ww. podmioty z pogranicza działalności państwa, gospodarki i służb specjalnych. Jako tajny współpracownik Zarządu II Sztabu Generalnego o pseudonimie “Witeź” zarejestrowany był Waldemar Głodek (ur. 1941 r.), pracownik m.in. centrali handlu zagranicznego Agromet-Motoimport, a w latach 1973-1978 pracownik Biura Radcy Handlowego PRL w Nowym Jorku. W dokumentach na temat Głodka znajdujemy m.in. informację o podpisaniu przez niego zobowiązania do współpracy z wywiadem wojskowym PRL, które przyjął kmdr ppor. Stanisław Terlecki. Z TW ps. “Witeź” spotykali się także m.in. płk Marian Moraczewski i jeden z późniejszych szefów Wojskowych Służb Informacyjnych kpt. marynarki Kazimierz Głowacki. Głodek, którego prowadził rezydent Zarządu II o pseudonimie “Sztygar”, za współpracę był m.in. wynagradzany finansowo. TW ps. “Witeź” współpracował ze służbami wojskowymi także w latach 80., podczas pracy w PHZ “Unitra” oraz w Biurze Radcy Handlowego PRL w Kanadzie. Źródeł podobnych do TW “Witeź” było więcej, a wiele z nierozszyfrowanych pseudonimów do dziś stanowi kolejną tajemnicę tła, na którym wyrósł FOZZ.

Tajemnice pracowników NIK
O maczaniu palców w aferze FOZZ przez przedstawicieli służb wojskowych, nie tylko PRL-owskich, przekonany był także inspektor Najwyższej Izby Kontroli Michał Falzmann, który w październiku 1989 r., jeszcze jako komisarz Izby Skarbowej w Warszawie, badając dokumenty księgowe wspomnianej już spółki Universal, wykrył nielegalną działalność państwowego funduszu i powiadomił o niej najwyższe władze. W swoim dzienniku napisał później po prostu, że “FOZZ to KGB/GRU”. Ponieważ Falzmann bezskutecznie pukał do drzwi gabinetów najważniejszych osób w państwie, swoje ustalenia przedstawiał na łamach niskonakładowej prasy. W jednym z kilku artykułów pisał: “Decydent moskiewski każe łączyć pieniądze z Polski ze swoimi i płacić na odpowiednie konta. Każe dokonywać operacji polegających na ukryciu transakcji Funduszu poprzez innych kontrahentów. I tak prezes Funduszu, pan Żemek, podpisuje umowę z panem Przywieczerskim, dyrektorem przedsiębiorstwa Universal, o tym, że nie będą dokonywali wymaganej prawem dokumentacji umów na piśmie. Następnie Fundusz udziela pożyczek, udziela gwarancji, udziela poręczeń, a Universal zaciąga długi, płaci zobowiązania i ekspediuje pieniądze (…) na prywatne konta poza granicą Polski. Proceder ten jest ukryty za parawanem tajemnicy państwowej, a faktycznie jest co najmniej pomaganiem złodziejowi w kradzieży państwowego mienia. (…) Galimatias pogłębia działanie ówczesnego monopolisty, jakim był Bank Handlowy SA: gubienie części (…) dokumentów, zwroty, pomyłki, korekty przelewów”. W oficjalnych notatkach służbowych, już jako inspektor NIK, dodawał: “Osoby odpowiedzialne z Banku Handlowego, NBP, Ministerstwa Finansów stale przemieszczają się pomiędzy tymi instytucjami”, “Co najmniej od dwóch dziesięcioleci polskimi finansami zarządza ta sama grupa ludzi. Panowie ci (…) zmieniają tylko biurka i gabinety”.
Falzmann zmarł nagle „na zawał” 18 lipca 1991 roku. Nigdy wcześniej nie miał problemów z sercem. Jego sylwetkę i okoliczności śmierci opisał szczegółowo reżyser i dokumentalista Jerzy Zalewski w jednym z lipcowych numerów “Naszego Dziennika” (wcześniej przedstawił historię Falzmanna w filmie dokumentalnym pt. “Oszołom”). W tym miejscu przypominam krótko Michała Falzmanna, ponieważ jego śmierć, nigdy niewyjaśniona, wygląda jeszcze bardziej tajemniczo w zestawieniu z podobną tragedią, która stała się udziałem innej związanej z ujawnieniem afery FOZZ.
Oto całkiem niedawno, 7 października, minęła dwudziesta rocznica śmierci prof. Waleriana Pańki, prezesa NIK, który zginął tragicznie w wypadku samochodowym pod Piotrkowem Trybunalskim na dwa dni przed terminem wystąpienia w Sejmie z informacją na temat działalności FOZZ… W ciągu kilku lat od wypadku zmarł zarówno kierowca urzędowego samochodu [doświadczony ochroniarz z BOR-u] , którym jechał Pańko, jak i dwaj policjanci, którzy jako pierwsi pojawili się na miejscu wypadku. Wydarzenia te mogły oczywiście być dziełem przypadku, zbiegiem nieprzyjemnych okoliczności.

Pole do ewentualnych hipotez i sugestii daje jednak proste porównanie efektów, jakie przyniosła w sprawie FOZZ kilkumiesięczna praca jednego inspektora NIK, a jakie kilkuletnia praca całego aparatu państwowego – Falzmann, Pańko oraz Anatol Lawina, dyrektor Zespołu Analiz Systemowych NIK, 14 czerwca 1991 r. spotkali się z ówczesnym premierem Janem Krzysztofem Bieleckim oraz wicepremierem Leszkiem Balcerowiczem. Pracownicy NIK mieli wg relacji przedstawić szefom rządu sytuację związaną zarówno z działalnością FOZZ, jak i całym systemem spłaty polskiego zadłużenia zagranicznego. Władze już nie PRL, ale III RP, miały więc informację, na podstawie której mogły szybko i skutecznie działać w sprawie FOZZ. Dlaczego tak się nie stało? To jest dopiero tajemnica…

Autor jest politologiem i niezależnym publicystą, byłym pracownikiem IPN oraz Komisji ds. Likwidacji WSI. Ostatnio wydał książkę pt. “Wokół Solidarności”.

Mateusz Morawiecki: Falzmann, Pańko i Przystawa niestrudzenie walczyli o prawdę o FOZZ

Mateusz Morawiecki: Falzmann, Pańko i Przystawa niestrudzenie walczyli o prawdę o FOZZ
md, koal 20.07.2021 https://www.tvp.info/54922820/morawiecki-falzmann-panko-i-przystawa-niestrudzenie-walczyli-o-prawde-o-fozz
Wspominam dziś Michała Falzmanna, Waleriana Pańkę i Jerzego Przystawę, niestrudzenie walczących o prawdę o FOZZ i oddaję im hołd, jako niezłomnym urzędnikom i państwowcom, stanowiących wzór godny naśladowania – napisał na facebooku premier Mateusz Morawiecki. [Mateuszku słodki, Przystawa był przeciwnością „ urzędnika”. Czy dlatego tę sprawę – i zbrodnię – teraz wspominasz, że już się wszystko „przedawniło”? MD]
Premier Mateusz Morawiecki poświęcił wpis na facebooku byłemu urzędnikowi NIK Michałowi Falzmannowi i prezesowi NIK Walerianowi Pańce (obaj zmarli w 1991 roku), a także zmarłemu w 2012 roku wrocławskiemu fizykowi i dziennikarzowi Jerzemu Przystawie, który zajmował się badaniem afery FOZZ.
„Kontrowersyjne okoliczności śmierci młodego urzędnika NIK Michała Falzmanna 30 lat temu legły cieniem na rodzącą się III RP. To Michał Falzmann odkrył olbrzymie nieprawidłowości w działalności Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, obsadzonego przez funkcjonariuszy służb PRL. Skala tych nieprawidłowości była tak duża, że nazwano ją »matką afer III RP«. Raport NIK wskazywał odpowiedzialnych za dopuszczenie tych nieprawidłowości wśród polityków pełniących odpowiedzialne stanowiska na początku lat 90. Kluczową rolę w ujawnieniu nieprawidłowości odegrał prezes NIK Walerian Pańko, który trzy miesiące później zginął w wypadku samochodowym. Także i te okoliczności śmierci stanowią wielką niewiadomą. Dawni działacze PRL w III RP odnaleźli dla siebie sprzyjający klimat i funkcjonowali nie gorzej niż w poprzednim systemie” – napisał Morawiecki.

„Dzisiaj wspominam Michała Falzmanna i Waleriana Pańkę, a także mojego starszego kolegę, jeśli mogę tak napisać, śp. Jerzego Przystawę, [„Oraliśmy” – powiedział giez siedzący na grzbiecie konia. M. Dakowski] niestrudzenie walczącego o prawdę o FOZZ i oddaję im hołd, jako niezłomnym urzędnikom i państwowcom, stanowiących wzór godny naśladowania” – dodał premier.
Michał Falzmann, który jako pierwszy trafił na ślad afery FOZZ [łobuzy ! Badał i ujawnił md] , zmarł na serce [sic !! MD] 18 lipca 1991 roku. Prezes NIK Walerian Pańko zginął w wypadku samochodowym w okolicach Mszczonowa 7 października 1991 roku. [winnych nie tylko nie skazano, ale nawet nie szukano. MD]
Zmieniony ( 20.07.2021. )

Dla młodzieży – Historia największego rabunku, oczywiście bezkarnego – FOZZ.[Skrócona, uproszczona, wstrząśnięta].

Dla młodzieży – Byście się nie dziwili karierom “nowych miliarderów” oraz poziomowi różnych TV.

Historia największego rabunku, oczywiście bezkarnego – FOZZ. [Skrócona].

[Przypominam drobne wyjaśnienia sprzed czterech lat [2018] , bo „rękopisy nie płoną”, ale widzę, że filmy, analizy, relacje znikają z internetu bardzo szybko i bezgłośnie. Dokumentacja tego rabunku jest już w 90% nie do odnalezienia. „Ministerstwo prawdy” działa, niezależnie od ”koloru” rządzących. Mirosław Dakowski ]

========================

https://wpolityce.pl/polityka/411496-prof-dakowski-za-fozz-staly-tajne-sluzby-rosji-i-zachodu?strona=1

Prof. Dakowski, współpracownik śp. M. Falzmanna: Za rabunkiem finansów Polski, w tym poprzez FOZZ, stały tajne służby Rosji i Zachodu

Prof. Mirosław Dakowski wspólnie z prof. Jerzym Przystawą napisali pierwszą książkę o aferze FOZZ: „Via bank! I FOZZ. O rabunku finansów Polski”. Książka ukazała się w 1992 r.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: NASZ WYWIAD. Żona Michała Falzmanna opowiada: „Mąż od początku uważał, że sprawa FOZZ jest niebezpieczna”

wPolityce.pl: Panie Profesorze, o co tak naprawdę chodziło w aferze FOZZ? Do kogo trafiły pieniądze z FOZZ? Gdzie ich należy szukać?

Prof. Mirosław Dakowski: Dyscyplina eliminacji. Jak z opisanej już tak dawno dżungli RABUNKU, zrobić sto jasnych, zrozumiałych zdań? Dla 30-latka, nawet jeśli jest publicystą, historia rabunku Polski z przełomu lat 80/90 jest równie odległa, jak bunt Masława za Mieszka II. Ale te lata przełomu są niezabliźnioną raną na ciele (gospodarczym poprzez brak uwłaszczenia Polaków, a uwłaszczenie jedynie „nomenklatury”) i na duszy narodu. W połowie lat 80-tych organy tajne rządzące imperium sowietów dogadały się , współpracując ciągle ze swymi kolegami „na zachodzie”, że projekt komunizmu w dotychczasowej postaci należy bez rozlewu krwi zawiesić na kołku.

GRU i KGB oraz analogiczne do nich służby specjalne czy ich filie w państwach „demokracji ludowej” uwłaszczenie na dogorywającym cielsku sowieckiego Imperium. W PRL-u rozbudowano uwłaszczenie nomenklatury i służb tajnych, tak cywilnych jak wojskowych. W Informacji Wojskowej zbudowano Grupę Y, która szybko stworzyła pierwszy Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, który jest ciągle zatajany, dla przejmowania potrzebnych im dewiz z handlu międzynarodowego. Zaraz później w 1988 r. zaczął działać drugi FOZZ.

Czym miał się zajmować FOZZ?

Miał on m.in. tajnie wykupywać długi PRL-u wobec państw i banków prywatnych Zachodu.

Jaką rolę w aferze FOZZ aferze odegrała „Grupa Y”?

Ponieważ na Zachodzie wiedziano, że PRL jest bankrutem -zobowiązania te na rynkach wtórnych – czy trzecich – chodziły po 26 centów, a nawet po 11 centów za 1 dolara [sic!!]. Może więc je wykupić??- pomyśleli „tutejsi”. Ale państwu nie wolno wykupywać swych długów na rynkach lewych. Więc oficerowie Grupy Y, np. Janusz Sawicki, Żemek, Przywieczerski przez pośredników, m.in. przez Weinfelda i Tkaczika po cichu je wykupywali. Michał Falzmann odkrył z przerażeniem, że bezczelność i poczucie bezkarności Grupy Y były tak wielkie, że FOZZ… nie prowadził Księgi Należności i Zobowiązań Państwa. Taką księgę musiała prowadzić nawet każda kioskarka. Wszelkie transakcje prowadzili „na gębę”, a Janina Chim, główna księgowa najpierw FOZZ-u, a po jego zamknięciu – analogicznej firmy prywatnej TRAST, z oburzeniem odpowiadała Michałowi, że „ona nie jest buchalterem, lecz finansistką”.

Kibicowałem, pracując w Centralnym Urzędzie Planowania [„mincówka”], gdy mój minister Eysymont negocjował z młodym „finansistą z Mossadu” Majmanem koszt „brasilian swap”. Majman wykombinował, że jeśli oba te zbankrutowane państwa wymienią się długami [ cztery miliardy dolarów], to będą mogły spokojnie spekulować na rynkach ciemnych – bo już nie swoim długiem. Majman wynegocjował sobie i swojej firmie, oczywiście 2,3% od tej sumy. Niestety, jakiś żółtodziób w Urzędzie Ochrony Państwa (UOP) był na tyle niedelikatny, że aresztował i to w obecności kamer TV na Dworcu Centralnym viceministra finansów Janusza Sawickiego. I „sprawa się rypła”. Gdy okazało się, że Janusz Sawicki ma wysokie umocowania” właśnie w grupie Y, wypuszczono go i przeproszono. Ale Majman płakał w marynarkę ministra – jakiego interesu go ten żółtodziób z UOP pozbawił. Proszę sobie przeliczyć ten „zawód” na miliony dolarów. Mówię o tym teraz, bo wreszcie 8. września minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro złamał tabu obowiązujące w mediach od trzech prawie dekad, a ustalone w procesach karnych ludzi FOZZ przed dwunastu laty, że „straty Polski wyniosły kilkaset milionów dolarów”. Teraz mówił już o 8-10 miliardach dolarów! Różnica jest taka, jak między 10 tysiącami a trzema setkami złociszów.

Jesienią chyba w 1991 r. przez znajomych z podziemia dostałem się do wiceministra finansów Stefana Kawalca. Poufnie go poinformowałem, w którym banku w Londynie FOZZ i jego pośrednicy schowali kilkaset milionów dolarów. W ministerstwie nie podjęto żadnych akcji, prób odzyskania, ale po tygodniu „warszawka” dostała ostrzeżenie, że Dakowski to gaduła i należy go się strzec.

To prawda, że śp. Michał Falzmann najpierw do Pana przyszedł z informacjami na temat FOZZ? Jak się Pan zorientował, że chodzi o ogromną aferę?

Z Michałem Falzmannem poznałem się bliżej przy okazji „Sapos-gate”. Jestem fizykiem jądrowym, pracowałem w Agencji Atomistyki. Przedsiębiorstwo POLON, w trakcie prywatyzacji, sprzedawało do Iranu i krajów arabskich systemy anty-radiacyjne i detekcyjne Sapos, które istniały tylko w planach, oraz w żałośnie przestarzałych i nie działających prototypach.

Gdy Michał natknął się przy sprawdzaniu bilansów Universalu, w czasie, gdy uwłaszczał się na nim Przywieczerski, na dokumenty świadczące o „wyparowaniu” miliarda dolarów, próbował poinformować o tym władze państwa. Gdy się nie udało – opisał cała sprawę w pół-podziemnym piśmie „CDN- Głos Wolnego Robotnika”. Po tym artykule zaproponowano mu pracę w UOP.

Zgodził się?

Gdy zapytał sześciu panów „kto z panów jest z tych nowych?” – usłyszał oburzone „ależ panie, my wszyscy to starzy fachowcy”. Wtedy im podziękował. Zaangażowano go jednak do Najwyższej Izby Kontroli (NIK). Tam przez pozostałe trzy miesiące życia szedł jak burza przez tajne archiwa m.in. Banku Handlowego, NBP. Codziennie służyłem Michałowi Falzmannowi jako krytyczny tester jego odkryć i hipotez. Bardzo pilnował się, żeby w tych archiwach nie korzystać z barów, nic w nich nie jeść ani nie pić. Miał własna grzałkę, wodę w butelce i kanapki. Ostatni raz jego głos usłyszała moja żona przez telefon, 16 lipca 1991 r. gdy z ponurym śmiechem powiedział: „Dzwonię z podziemi Banku Handlowego. Odkryłem rewelacje! Zawieszają mnie w pracy”. Następnego dnia zginął.

Jakie działania podejmował Pan w sprawie FOZZ?

Z Jerzym Przystawą złożyliśmy osobiście na ręce ministra sprawiedliwości Wiesława Chrzanowskiego już 2 czerwca 1991 r. komplet dokumentów. Odpowiedzią była panika i brak reakcji. Potem okazał się że te dokumenty „zaginęły.” Podobnie jak i i sprawozdania Michała w tajnych archiwach NIK. Powiadomił nas o tym, bezradnie rozkładając ręce, prezes NIK, Lech Kaczyński.

Naszą wiedzę z prof. Jerzym Przystawą, zdobytą głównie od Michała Falzmanna, ujawniliśmy w książce „Via bank i FOZZ. O rabunku finansów Polski” wydaną przez Antyk w 1992 r. Miała – słuchajcie, młodzieży – ponad 50 tysięcy sprzedanych egzemplarzy. Aktualna, potwornie, boleśnie aktualna. To nie jest jej zaletą, a wadą naszej rzeczywistości. Chyba jeszcze jest dostępna w internetowej księgarni ANTYKu.

„Za FOZZ stoją KGB/GRU” – zanotował w swoich zapiskach z 20 czerwca 1991 r. śp. Michał Falzmann. Co za  tym przemawia, że rosyjskie/sowieckie służby stały za FOZZ?

Za rabunkiem finansów Polski, w tym poprzez FOZZ, stały oczywiście tajne służby Rosji. Potwierdzili to oficjalnie w sądzie obaj panowie Kaczyńscy [Leszek – szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego], świadkowie w najdłuższym procesie w Polsce, bo trwającym 14 lat, jakim nękali nas, autorów powyższej książki, Dariusz Tytus Przywieczerski i Universal. Adwokat pana Przywieczerskiego i Universalu pan Andrzej Siciński tak się zapalił, że atakował nas w sadzie jeszcze w parę lat po bankructwie Universalu, o czym zawiadomił go oraz sąd likwidator tej firmy.

KGB jak i GRU współpracowały w tym czasie już półjawnie z analogicznymi służbami w Europie zachodniej i w USA. Wybuchła wtedy transnarodowa afera banku BCCI – dziesiątki miliardów dolarów – „znikło”. Prokuratorzy amerykańscy byli w Warszawie badając powiązania BCCI z b. FOZZ. Ale … u nas badało wtedy „rabunek poprzez FOZZ” – pół prokuratora: Bo główny prokurator poszedł sobie na dłuuugi urlop, a zostawił – półetatowca z Radomia.

Sądzi pan, że Przywieczerski naprawdę był „mózgiem” FOZZ? Jaka była rola Dariusza Rosatiego, który zasiadał w Radzie Nadzorczej?

O tym kto był mózgiem w Grupie Y powinni zeznać Dariusz Rosati czy Janusz Sawicki, wtedy major WSI. Sądzę, że z czasem na pewno awansował. Wiedzieli to ich ludzie z Rady Nadzorczej FOZZ G. Wójtowicz – wtedy prezes NBP, czy inni, wymienieni przed prawie 30 laty w naszej książce „Via Bank i FOZZ”. O ile wiem żaden prokurator ich o to, pod odpowiedzialnością karną, nie zapytał. Podobno dużo informacji na temat jest w zbiorze zastrzeżonym IPN.

Zbiór zastrzeżony IPN nie był jednak taki nieprzemakalny i tajny. W czasie, gdy z prof. Przystawą walczyliśmy w procesie, wytoczonym nam przez Dariusza Tytusa Przywieczerskiego, prezesa, zaraz potem właściciela Universalu, udało mi się „dotrzeć” do tego zupełnie tajnego „zbioru”.

I co pan znalazł w zbiorze zastrzeżonym?

Był tam przed kilkunastu laty taki zapis:

Dariusz Tytus Przywieczerski, nr. rej. 92442, data rej.: 11.07.1985. Nazwa jednostki rejestr.: Wydz. I, Dept. II MSW. Kategoria: zabezpieczenie operacyjne, później TW, pseudonim: „Grabiański”, data rezygnacji 21.12. 89. IPN nie ma danych o rezydentach/agentach KGB.

=================================================================

Dlaczego Przywieczerski otrzymał tak niski wyrok – 2,5 roku więzienia? Kasjer FOZZ Grzegorz Żemek został skazany na 8 lat więzienia.

Sądzę, że Grzegorz Żemek, Dariusz Tytus Przywieczerski jako „zic-priedsiedatieli” („зицпредседатель”, tj. odsiadujący za głównych macherów, to ze „Złotego Cielca” Ilfa i Pietrowa), czyli łebkowie przeznaczeni do ewentualnej niewielkiej odsiadki w razie, gdyby „sprawa się rypła” – mówiąc ich żargonem.

Kolejni likwidatorzy FOZZ robili przez kilkanaście lat wszystko, by sprawa się przedawniła. To samo robili „niezależni” prokuratorzy i sędziowie, Specjalnie też zmieniono przepisy prawne, by np. za dwa niezależne a udowodnione przestępstwa skazywano jak za jedno. Np. dano „wspólny” wyrok Przywieczerskiemu: 2,5 + 2,5 = 2.5 roku. Prawda, jakie to logiczne?

Gdy przez lata dzielne służby „nie mogły znaleźć” DTP, pozwalaliśmy sobie na takie dowcipy:

Dariusz Tytus Przywieczerski, 5709 Sea Turtle Place Apollo Beach, Fl 33572 USA (z Sheriff Office, Pinellas County).

Podaję tę informację, bo ani UOP, ani siedem „służb” teraz węszących, przez dziesięciolecia już, nie potrafili go znaleźć.

Pan Przywieczerski pomoże wyjaśnić aferę FOZZ czy beneficjenci FOZZ-u mogą już spać spokojnie?

Oczywiście – nic nie wyjaśni, nie ujawni. Po co? Pewnie po „przedawnieniu” i „umorzeniu” lub będzie na miejscu pilnował swych rozległych interesów – bo przy golfie na Florydzie narzekał, że na odległość to trochę trudne. Beneficjentów fali rabunków jest tylu, są już tak powiązani i zakorzenieni biznesowo i politycznie, że (chyba) niczego się już nie obawiają. Stworzyli nowe „stare rodziny”, a dziatwa za „lekkomyślność” tatusiów przecież nie powinna odpowiadać.

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/1/1c/Dariusz_Przywieczerski.JPG

Dlaczego Amerykanie właśnie teraz zdecydowali się wydać Polsce pana Przywieczerskiego Polsce?

To jakaś farsa na proscenium teatrzyku medialnego, może mająca ukazać „coraz lepsze stosunki z naszymi amerykańskimi przyjaciółmi”? Testem mych, może zbyt pesymistycznych uwag będzie to, czy powyższe się spełni oraz czy teraz CIA odda też Edwarda Mazura, podejrzanego o zlecenie morderstwa w 1998 roku Komendanta Głównego Policji Marka Papały, mocno chronionego dotąd przez CIA.

Kto może się bać przyjazdu pana Przywieczerskiego do Polski?

Może ktoś – za odważny – z rządu??

Rozmawiał Tomasz Plaskota