Ostrygi i polityka 

Ostrygi i polityka 

Izabela BRODACKA 25 II 2023

Nie żyjący już historyk idei Marcin Król raczył kiedyś zaliczyć do prostaków tych wszystkich, którzy nie jedli ostryg gdzieś tam i nie pili wina gdzieś tam. Ja – typowy prymityw nawet nie zapamiętałam gdzie to właściwie miało być. Marcin był z wyższych sfer, o czym świadczy samo jego nazwisko. Dlatego jadał ostrygi, A może nawet ośmiorniczki. Mam nadzieję, że nie żywe. Natomiast ja, prosta baba nie trawię ostryg, ślimaków, żabich udek i podobnych specjałów. We Francji ku radości kelnerów, zapytana czego sobie życzę odpowiadałam nieodmiennie- „rien qui bouge (nic co się rusza). Claude Levi-Strauss, bożyszcze naszych arystokratów ducha rodem z PRL wiąże kulturę z kuchnią. Przeciwstawia surowe pieczonemu, a pieczone gotowanemu. Akurat w tym się z nim zgadzam, a nie z Królem. Dlaczego miałabym czuć się lepsza pochłaniając już nie tylko surowe, lecz wręcz żywe ostrygi, które się boleśnie zwijają skropione cytryną. Poza tym podobno ślimaki i żaby jedli powstańcy w Wandei z biedy i z głodu. Dopiero potem te zwierzaki trafiły na stoły smakoszy. Nie wykluczam jednak, że gusta kulinarne podobnie jak artystyczne mają strukturę rogala, którego skrajne części są najbliżej siebie. Jak to mówią Francuzi : „Les extrêmes se touchent (skrajności się spotykają). Francuzi mówią również: „De l’amour a la haine il n’y a qu’un pas”(od miłości do nienawiści jest tylko krok). Również w „Myślach“ Pascala znajdujemy tezę: „Les sciences ont deux extrémités qui se touchent.  I dosyć tej francuszczyzny.

Wracając do kulinariów. Ludzie jadają różne dziwne potrawy.  Bycze jaja, pieczoną szarańczę,a nawet mózgi przywiązanych do stołu żywych małp jak to pokazał dokument Jacopettiego z 1962 roku pod tytułem:„ Mondo cane“ (pieski świat). To naprawdę rzecz gustu (z wyjątkiem może tego ostatniego menu, za które powinien grozić kryminał).

Jedni nie wezmą do ust flaków, inni brzydzą się mięsem, jeszcze inni jedzą tylko owoce, które spadły na ziemię.

Ochrona wszystkich istot żywych jest programem naiwnym, bo utopijnym w świecie, którym rządzi łańcuch pokarmowy. Trafnie ujął to polski dziewiętnastowieczny  satyryk Mikołaj Biernacki (Rodoć) w wierszyku

Idylla maleńka taka:
Wróbel połyka robaka,
Wróbla kot dusi niecnota,
Pies chętnie rozdziera kota,
Psa wilk z lubością pożera,
Wilka zadławia pantera.
Panterę lew rwie na ćwierci,
Lwa – człowiek; a sam, po śmierci
Staje się łupem robaka.
Idylla maleńka taka.

Według projektów obecnych twórców Nowego Wspaniałego Świata (który to już z kolei Nowy Wspaniały Świat?) łańcuch pokarmowy ma się zamknąć jak obwarzanek (uwaga- pełen obwarzanek, a nie rogal ) bo człowiek ma zjadać robaki i to nie dobrowolnie lecz przymusowo, dodawane zgodnie z normami UE do mąki i różnych potraw.

I w tym rzecz. Różne lepsze czy gorsze pomysły uszczęśliwiania ludzkości zmieniają się z utopii w zbrodnię  gdy się je wciela w życie przymusowo, siłą. Nie miałabym nic przeciwko projektowi zmiany upodobań kulinarnych ludzi gdyby reklamowano jedzenie robali w mediach (byle nie za moje, podatnika pieniądze), gdyby aktorki w serialach, chrupały z upodobaniem pieczone pasikoniki, a telewizyjny doradca smaku polecał eleganckie przystawki z mącznika młynarka.

Stanowczo nie zgadzam się jednak, żeby dodawano zmielonego mącznika do mąki sprzedawanej w sklepie, oraz żeby przymusowo likwidowano hodowlę bydła. Tak jak nie zgadzam się żeby zabraniano  mi posiadania samochodu,  żeby mnie dla mego własnego dobra przymusowa szczepiono i żeby mnie (dla mego własnego oczywiście dobra) uśpiono kiedyś jak psa.

Mikołaj Biernacki to ciekawa postać. Ziemianin, literat, satyryk. Sprzedał swój majątek Boczów aby sfinansować udział w Księgarni Polskiej. W 1877 roku miał proces  o  „sianie nienawiści wśród klas społecznych narodu”. Jak widać używanie „mowy nienawiści”  jako pałki nie jest wynalazkiem naszych czasów. Biernacki popełnił samobójstwo. Pochowany został na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. Jest jedną z całkowicie zapoznanych postaci naszej historii i naszego, polskiego życia literackiego.

To bardzo charakterystyczne – mieszkańcy kresów, byli konsekwentnie usuwani w zapomnienie przez komunistyczne władze, a życie kresowego ziemiaństwa i arystokracji zostało celowo zmitologizowane przez produkcje typu „Boża podszewka” Izabelli Cywińskiej. Pani Cywińskiej wyraźnie pomyliło się życie kresowego ziemiaństwa z życiem rolników opisywanych przez Zbigniewa Nienackiego w słynnej powieści „ Raz w roku w Skiroławkach”.  Tytułowe Skiroławki to Jerzwałd, wieś nad Jeziorakiem, a właściwie nad jeziorem Płaskim , które jest odnogą Jezioraka. To teren mi dobrze znany z uprawianego z pasją – jak to mówią złośliwi- „żeglarstwa szuwarowo błotnego”. Trzymam łódkę  w sąsiednich Matytach, bywam tam kilka razy w roku, znam ludzi i ich relacje. Oczywiście Nienacki trochę przesadzał opisując bezeceństwa, które działy się pod tymi strzechami, ale ogólnie rzecz biorąc jego powieść dobrze oddaje atmosferę tego szczególnego miejsca na ziemi. Obecnie w Jerzwałdzie nie ma już żadnych strzech, dominują dacze pokryte blachodachówką, dom kupił słynny muzyk Możdżer,  więc  wieś ma swój udział w kulturze światowej, ale atmosfera Skiroławek pozostała.

Natomiast na Kresach, których atmosferę z przyczyn rodzinnych również dobrze znam, nigdy tej atmosfery nie było. Panienka ze dwora tarzająca się w sianie z parobkiem to rojenia Cywińskiej.  Cywińska urodziła się we Lwowie w 1935 roku, jej przodkowie pieczętowali się podobno herbem Puchała. Była ministrem kultury i sztuki w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, członkiem komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich  2010 roku oraz członkiem Komitetu Wspierania Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie. Czyli podobnie jak Król dokonała określonego wyboru politycznego. Dlatego jej wizję życia ziemiaństwa kresowego należy traktować podobnie jak poglądy Króla na temat dyskwalifikującego rzekomo Jarosława Kaczyńskiego jego braku upodobania do ostryg.

Z należnym im lekceważeniem.