Lewackie „Klimaschutz über alles”. Utopia anty-energetyczna, anty-gospodarcza. W stronę „klimatycznego” komunizmu. Przypominam, żebyście kiedyś nie mówili: „Ojej, nie wiedziałem”

Lewackie „Klimaschutz über alles”. Utopia anty-energetyczna, anty-gospodarcza. W stronę „klimatycznego” komunizmu.

[Przypominam, żebyście nie mówili: „Ojej, nie wiedziałem”. MD]

Tomasz Mysłek https://nczas.com/2021/11/05/anty-energetyczna-anty-gospodarcza-w-strone-klimatycznego-komunizmu/

W związku z szaleńczą „klimatyczną”, czyli anty-energetyczną i anty-gospodarczą polityką władz Unii Europejskiej (coraz bardziej lewacko-komunistycznych), również w Niemczech, podobnie jak w Polsce, w ostatnich miesiącach podrożało niemal wszystko. Oprócz postępującej drożyzny towarów, usług i inflacji, niemieckie sklepy, firmy i konsumentów prześladują także duże opóźnienia w dostawach i inne problemy.

9 października aż 38 dostawców gazu ziemnego ogłosiło, że cena tego surowca dla konsumentów w Niemczech, w tym dla firm i gospodarstw domowych, wzrośnie w ostatnim kwartale br. o średnio 13 procent.

W pierwszym półroczu 2021 r. przeciętne niemieckie gospodarstwo domowe musiało zapłacić za prąd i gaz łącznie już o 4,7 proc. więcej, niż w drugim półroczu 2020 r. Natomiast ceny produktów energetycznych w Niemczech (jak informował dziennik „Die Welt”) były we wrześniu br. aż o 14,3 proc. wyższe, niż rok wcześniej. Szczególnie dużo wzrosły ceny oleju opałowego (aż o 76,5 proc.) i paliw do samochodów (o 28,4 proc.). A cena benzyny na wielu stacjach w Saksonii i innych landach wynosiła 17 października już nawet 1,779 euro za litr (tj. ok. 8,14 zł). Ceny detaliczne gazu ziemnego wzrosły przez ten rok o 5,7 proc., ceny energii elektrycznej o 6,6 proc., a żywności średnio o 4,9 proc. (ale np. ceny warzyw aż o 9,2 proc.). Z kolei koszty ogrzewania w Niemczech wzrosły we wrześniu br. aż o 33 proc. w porównaniu z wrześniem 2020 r. (!). W związku z tym jedna z kilkunastu bardzo „postępowych” i „demokratycznych” posłanek SPD do parlamentu UE, tj. Katarina Barley, poradziła niemieckim konsumentom, żeby w swoich mieszkaniach przykręcili ogrzewanie i nosili ciepłe swetry. Sehr schön und demokratisch!

Rosnące na rynkach świata i Europy od miesięcy hurtowe ceny węgla i gazu skutkują ponoć również tym, że w wielu niemieckich magazynach i elektrowniach już od kilku tygodni gazu i węgla brakuje i nie jest pewne, czy tych nośników energii wystarczy na całą nadchodzącą zimę. Należy jednak pamiętać, że w Niemczech aż około 75 proc. końcowej, detalicznej ceny energii elektrycznej i kosztów ogrzewania domów nie jest pochodną samych kosztów surowców i kosztów wytworzenia tej energii, ale przede wszystkim efektem licznych podatków, tzw. opłat sieciowych i innych oraz różnych przymusowych dopłat. A więc skutkiem niemieckiego i unijnego socjalizmu!

Ciągle rosnące koszty i ceny energii i paliw, a także liczne inne „zielone”, „klimatyczne”, finansowo-podatkowe i biurokratyczne wymagania władz UE i władz krajowych, powodują więc rosnącą drożyznę towarów i usług i coraz większą inflację. Jak podał oficjalnie niemiecki GUS (14 października), w sumie inflacja w Niemczech wyniosła we wrześniu br. już 4,1 proc. rocznie – tj. najwięcej od prawie 28 lat. A to przecież zapewne nie koniec jej postępów i wzrostów. Tym bardziej, że ceny w niemieckich hurtowniach były we wrześniu br. już o 13,2 proc. wyższe, niż w tym samym okresie roku 2020. Tak wysokiej inflacji w niemieckim handlu hurtowym nie było ponoć od roku 1974. Z kolei, jak podawał monachijski instytut ekonomiczny Ifo, aż 74 proc. ankietowanych niemieckich sklepów detalicznych skarżyło się we wrześniu br. na coraz większe problemy i opóźnienia z dostawami towarów. W przypadku sklepów budowlanych na zaległości i opóźnienia w dostawach narzekało aż 98 proc. tych placówek handlowych, a np. wśród ankietowanych sklepów z meblami 94 proc. Natomiast w dziedzinie sklepów spożywczych te zaległości i opóźnienia dotknęły „tylko” 47 proc. z nich.

Co na to wykonawcze władze UE?

Co w reakcji na tę skandaliczną drożyznę podstawowych dóbr i usług i ciągle rosnącą inflację (także w Polsce, Rumunii, Italii, socjalistycznej Republice Francuskiej i pozostałych krajach euro-kołchozu) proponują wykonawcze władze UE? Czyli brukselska Komisja UE (zwana przez lewicowych polityków i lewicowe media „Komisją Europejską”), w tym niezwykle „zielone” i „postępowe” komisarki, ich rzeczniczki i inne urzędniczki? Ano, proponują – jak to zwykle wszelkiego rodzaju euro-socjaliści i komuniści płci obojga – „dopłaty do rachunków za gaz i prąd dla najuboższych” oraz „dopłaty dla firm najbardziej dotkniętych podwyżkami” (chodzi oczywiście o dopłaty na koszt ogółu podatników, w tym tych ubogich). Ponadto, zamiast pożądanej przez cały przemysł i ogół konsumentów całkowitej likwidacji czy choćby znacznej redukcji przymusowo-złodziejskich unijnych opłat za dozwolone emisje dwutlenku węgla czy np. wielkiej redukcji podatków w branży energetycznej, postulują jakiś zagadkowy „system specjalnych bonów energetycznych” (który miałby być finansowany ze środków pochodzących z unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji gazów, czyli tzw. ETS). Ponadto postulują jakiś system „dotacji w ramach dozwolonej pomocy publicznej” dla firm i „na dłuższą metę być może także wspólne zakupy gazu przez kraje UE”. Komisarka UE do spraw energii Kadri Simson zapowiedziała (13 października), że jej urzędnicy już „pracują” nad systemem wspólnych zamówień gazu przez państwa UE oraz nad planem „koordynacji zmagazynowanych rezerw gazu” we wszystkich krajach UE. Ale zaraz czujnie dodała: musimy mieć jednak pewność, że nadal będziemy mogli realizować nasz Europejski Zielony Ład (..) i nasze cele klimatyczne (!).

Sehr dumm und demokratisch!

Tego samego 13 października komisarze UE przedstawili – obok powyższych „propozycji” – także swoją opinię, że „przejście na energię czystą jest najlepszym zabezpieczeniem przed skokami cen w przyszłości, więc to przejście należy przyspieszyć”. W związku z tym zapowiedzieli „dalsze wspieranie inwestycji w energię odnawialną i w energetyczną efektywność”. Widać więc wyraźnie, że przy tym ich całym neo-sowieckim „centralnym planowaniu” i „koordynowaniu” polityki energetycznej i innej we wszystkich 27 państwach UE, ci brukselscy i inni euro-komuniści nadal twardo obstają przy swoim ideologiczno-absurdalnym i niezwykle kosztownym (dla ludzi i firm) „Zielonym Ładzie”. Czyli przy systemie centralistyczno-socjalistycznym, który chcą zaprowadzić w niemal całej Europie. Furchtbar!

Co proponują kierownicy niemieckich partii?

Tymczasem w reakcji na te „klimatyczno”-energetyczne szaleństwa i plany (tysięcy polityków i urzędników UE i Niemiec) oraz na wielkie problemy przez nich wywołane, już nawet (nieduża) część lewicowej elity Niemiec wyraziła publicznie swoje silne zaniepokojenie postępującymi deficytami i rekordowo wysokimi cenami energii, paliw oraz związanymi z tym licznymi problemami. Np. jeden z liderów pokomunistycznej partii Lewica (Die Linke), Dietmar Bartsch, opowiedział się nawet za czasowym obniżeniem podatków i ceł na benzynę i olej napędowy. Z kolei np. w zbiorowym liście, podpisanym przez kilkudziesięciu niemieckich i innych „europejskich” publicystów i dziennikarzy, w tym m.in. przez byłego naczelnego redaktora opiniotwórczego tygodnika „Die Zeit” Theo Sommera, wezwali oni władze Republiki Federalnej, żeby – wbrew swoim wciąż obowiązującym planom (z roku 2011 i 2012) – nie rezygnowały jednak z dalszej i wieloletniej produkcji energii atomowej. Według sygnatariuszy listu, całkowite odejście od energii atomowej przyczyniłoby się bowiem nie tylko do zwiększenia problemów gospodarczych i socjalnych, ale także do znacznego zwiększenia krajowej emisji dwutlenku węgla. A także do znacznego opóźnienia osiągnięcia unijnych i niemiecko-rządowych „celów klimatycznych”. Bo energię jądrową w Niemczech, w razie jej braku, mogą zastąpić jedynie paliwa kopalne, a to by oznaczało „dodatkowe 60 mln ton dwutlenku węgla” rocznie. Wskutek tego emisja tego (złowrogiego) gazu wzrosłaby wówczas w Niemczech co najmniej o 5 proc. – alarmują mocno zatroskani (głównie o „klimat”) pismacy lewicy (wg welt.de).

A co proponują kierownicy pięciu parlamentarnych niemieckich partii (licząc z dwoma partiami chadeków), które chcą w Niemczech rządzić (zapewne już za 1-2 miesiące) w już nowym partyjno-powyborczym układzie? Wydaje się, że na razie w palącej kwestii ww. drożyzny, inflacji, braków węgla i gazu itp. problemów nic istotnego i nic mądrego nie proponują. Choć rozmowy zwycięskiej w wyborach (26 września) lewicowej SPD z euro-komunistycznymi Zielonymi i demo-liberałami z FDP na temat utworzenia nowego rządu trwają już od 11 października, to na razie (tj. do 18 października włącznie) partie te, jak podawała niemiecka prasa, osiągnęły „wstępne porozumienie” głównie w sprawie tzw. płacy minimalnej – czyli w sprawie stałego priorytetu (stałego hopla) lewicy. Ponoć ta płaca ma zostać podniesiona aż ok. 25 proc. – z obecnych 9,60 euro brutto za godzinę pracy do 12 euro za godzinę (!). I to już w pierwszym roku ich partyjnych rządów. W skali miesiąca ma to dać niemieckim „minimalnym” podwyżkę aż o ponad 290 euro brutto, a ich „płaca minimalna” ma wynieść w sumie już ok. 1980 euro miesięcznie i ma być drugą najwyższą w całym euro-socjalistycznym kołchozie (po Luksemburgu). Wunderbar!

Należy przy tym pamiętać, że w dość licznych sektorach niemieckiej gospodarki, jak np. w przemyśle motoryzacyjnym, obowiązują jeszcze wyższe (niż 9,60 euro/godz.) „płace minimalne”. Wyższe, bo ustalane na podstawie branżowych tzw. układów zbiorowych (kierownictw firm ze związkami zawodowymi i radami pracowników). A nie zanosi się przecież na obniżenie jakichkolwiek podatków i opłat obciążających niemieckie przedsiębiorstwa przemysłowe i handlowe. Zanosi się więc na to, że w razie kilkuletnich wspólnych rządów ww. dwóch partii lewicy i demo-liberalnej FDP w znacznej części branż niemieckie produkty i niemiecka gospodarka utracą na rynkach świata swoją dotychczasową (jako taką) cenową atrakcyjność i konkurencyjność. Pytanie tylko – kiedy utracą? Może już w drugim czy trzecim kwartale przyszłego roku?Sehr schlimm!

Z przecieków do krytycznej prasy (jak tygodnik „Junge Freiheit”) wynika, że już nie Deutschland über alles, jak dawniej, ale lewackie „Klimaschutz über alles („ochrona klimatu nade wszystko”) stało się dewizą i naczelnym priorytetem większości niemieckich polityków. Podobno „liberałowie” z FDP zgodzili się już wstępnie i warunkowo na: powszechny przymus instalowania solarów na wszelkich dachach w Niemczech, na przyspieszenie całkowitej rezygnacji Niemiec z węgla kamiennego i węgla brunatnego w energetyce i ciepłownictwie oraz na zbudowanie wiatraków („farm wiatrowych”) na łącznej powierzchni aż 2 procent całego lądowego terytorium Niemiec (!). Czy tych zwariowanych i już niemal zbrodniczych szaleńców, lewaków i euro-komunistów z partii Zieloni, SPD i innych – w tym także tych z euro-komunistycznej Brukseli i Paryża – już nikt i nic w naszej Europie nie powstrzyma?