Życie na linie 10. Knucie.

Życie na linie 10 Pędząca Glizda

Knucie

Jak Polska długa i szeroka podstawowym zajęciem ludzi młodych, starszych i zupełnie starych było w opisywanych czasach knucie czyli konspirowanie. Gdyby energię wpakowaną w zadrukowywanie milionów stron papieru szybko znikającą farbą drukarską włożyć w coś pożytecznego, na przykład w budowę domów, w Polsce nie byłoby permanentnego niedostatku mieszkań. Z jakiejś przyczyny komuna zdecydowanie przeszkadzała jednak budować domy a nie przeszkadzała knuć. Może chciała społeczeństwu upuścić trochę pary czyli energii społecznej. Gdyby zaoszczędzić drzewa, które poszły na te, czytane najczęściej wyłącznie przez ich autorów, ich żony, mężów, kochanków i kochanki samizdaty, nie byłoby globalnego ocieplenia, bo drzewa zmieniałyby CO2 na cukier prosty, a cukier jak wiadomo jest podstawowym surowcem dla domowej produkcji napojów wyskokowych. Tradycję produkcji tych napojów przejęły od prostego ludu ówczesne elity intelektualne, w środowiskach uniwersyteckich wymieniano się mniej czy bardziej sprawdzonymi przepisami na te napoje, a wspólna degustacja produktów konspiracyjnej działalności pogłębiała międzyludzkie więzi i nadawała knuciu czyli konspirowaniu specyficzny urok. Sprzyjała również demografii. Gdyby niepodległość wybuchła nieco później nie trzeba by było sprowadzać obecnie do roboty Ukraińców.

W „Okienku” knucie odbywało się na ogół w łazience z trudem mieszczącej knującą elitę, reszta czyli prosty okienkowy lud zazdrośnie rejestrowała nagłe kłopoty żołądkowe kolegów, a z łazienki dochodził przedłużający się szum bezmyślnie marnowanej wody. Bezmyślnie, bo po kilku dniach tout le monde znał i dyskutował poruszone w kiblu ważkie problemy a dzięki obdarzonej nadzwyczaj długim jęzorem ciotce Irence omawiała je tout Varsovie. Gdy kiedyś ( to był zupełnie inny, wcześniejszy etap konspiry) na sali sądowej zapytano znanego goprowca, partyjnego kapusia, czy poważnie traktował noszenie przez tak zwanych „taterników” tam i z powrotem przez Tatry konspiracyjnej makulatury odpowiedział: „ e tam – to były tylko takie podchody”. Pikanterii tym podchodom dodaje fakt, że noszący bibułę w większości nie znali dobrze Tatr, aktywna w tym procederze dama, krytyk teatralny lokalizowała w swych opowieściach schronisko Murowaniec na przełęczy Krzyżne, a realne były tylko wyroki za te podchody no i realna była późniejsza kariera kapusia, między innymi kariera literacka.

Wracając do „ Okienka”, nie wiem po co zamykano się w łazience jeżeli po kilku dniach i tak wszyscy wszystko wiedzieli. Do konspiracyjnej tradycji tych czasów należało posiadanie w swych szeregach jakiegoś jawniaka czyli kapusia, który nie krył swojej proweniencji, pomagał czasem w uniknięciu mandatu za złe parkowanie, albo w uzyskaniu paszportu i był zbratany a nawet wręcz spoufalony z konspiracyjną elitą ugrupowania. Była to wyraźna mentalna подготовка do Kanciastego Stołu (nie wiadomo dlaczego zwanego okrągłym) gdzie coitus tajniaków z jawniakami spłodził bękarta zwanego III RP.

No cóż- tajniacy z jawniakami dawno ustalili i wmówili naiwnym konspiratorom, że dzieci nie odpowiadają za grzechy swoich rodziców. Ten paradygmat, dogmat, wręcz wyznanie wiary pozwolił różnym dysydentom ze stalinowskiej grupy interesu wśliznąć się w opozycyjne szeregi, zdominować je, przejąć przywództwo społecznego buntu i poprowadzić go w wybranym przez siebie kierunku. Wprawdzie w niektórych społecznościach i kulturach dzieci odpowiadają za zbrodnie rodziców i to aż do dziesiątego pokolenia, ale my jesteśmy przecież społeczeństwem nietolerancyjnym więc odrzucamy takie przez wieki sprawdzone, cudze wzorce. Elita „ Okienka” bratała się więc z kapusiami przy pracy na linie oraz podczas pijatyk w lokalnych knajpach. Elita warszawki bratała się podczas spotkań (połączonych najczęściej z pijatyką) w inteligenckich salonach. Rezultaty tego powszechnego braterstwa okazały się opłakane. Knujących było podobno 10 milionów. Tajniaków, jawniaków, nawróconych, odwróconych, przechrzczonych, trockistów i maoistów, zdecydowanie mniej. Ale łyżka dziegciu niszczy podobno beczkę miodu. W każdym razie na pewno psuje jej smak. A jak mówi poeta „ lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku”. I tego smaku knującym wyraźnie zabrakło.

C D N

Zbieżność nazwisk i sytuacji jest przypadkowa. W kolejnych odcinkach mojej opowieści poznają państwo losy innych osób pracujących w spółdzielni „Okienko”