Z szacunkiem, bo się może skończyć źle

Z szacunkiem, bo się może skończyć źle

Stanisław Michalkiewicz, „Goniec” (Toronto)    5 października 2025

Strasznie rozczarował mnie Zbigniew Ziobro. Tyle razy przekonywał wszystkich, że sejmowa komisja Madame Sroki jest nielegalna – na co miał potwierdzenie od samego Trybunału Konstytucyjnego – tymczasem kiedy został przez ojczystych policjantów wyciągnięty z samolotu i doprowadzony przed srogie oblicze Madame Sroki i innych uczestników dintojry – jakby zapomniał o tej całej nielegalności i wdał się w jakieś rozhowory.

A przecież sam prezes Trybunału Konstytucyjnego, pan Bogdan Święczkowski, wysłał list do komendanta głównego ojczystej Policji, przestrzegając, że przymusowe doprowadzenie Zbigniewa Ziobry przed oblicze Madame Sroki et consortes, stanowić będzie przestępstwo, za które prędzej czy później ktoś zostanie pociągnięty za konsekwencje – a jakby tego było mało – nawet zawiadomił niezależną prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez niezawisłą sędzię SO w Warszawie, obywatelkę Wójcik Magdalenę, która wydała postanowienie o przymusowym doprowadzeniu Zbigniewa Ziobry na dintojrę, przed srogie oblicze Madame Sroki – a tu tymczasem taki blamaż!

Zamiast potraktować to całe towarzystwo wzgardliwym milczeniem, Zbigniew Ziobro najpierw złożył wniosek o wyłączenie wszystkich uczestników dintojry. Nie było to zbyt mądre, bo swój wniosek Zbigniew Ziobro skierował do… komisji. Skoro uznawał ją za nielegalną, to nie powinien składać pod jej adresem żadnych wniosków, ani próśb, bo w przeciwnym razie, mimo twierdzeń o jej nielegalności – uznał jej kompetencję. Uzasadnił tę swoją postawę „szacunkiem dla państwa” – ale to nie ma nic do rzeczy, bo jeśli całe to grono jest nielegalne, to nie reprezentuje w tym momencie żadnego „państwa”, tylko siebie samych.

W dodatku wdał się w jakieś opowieści, że to on był inicjatorem zakupu „Pegasusa”, słowem – umożliwił Madame Sroce stworzenie wrażenia, że jest „przesłuchiwany”. Gdyby potraktował tę dintojrę wzgardliwym milczeniem, to Madame Sroka nie miałaby satysfakcji, że go „przesłuchała” – bo jakże mogła „przesłuchiwać”, skoro poza pytaniami, czy wypowiedziami uczestników dintojry niczego nie byłoby słychać? Skoro jednak wdał się w rozhowory, to nic dziwnego, że Wielce Czcigodny obywatel Giertych Roman, zaraz wykorzystał tę sytuację, by złożyć na niego donos do prokuratury, że składa „fałszywe zeznania”, „zniesławia” i „znieważa”. Obywatelu Żurku Waldemaru tylko tego trzeba, żeby wtrącić Zbigniewa Ziobrę do aresztu wydobywczego – a pozorów legalności może dostarczyć niezawisła sędzia SO w Warszawie, obywatelka Wojcik Magdalena, na której chyba można polegać? Ale – jak powiedzieliby wymowni Francuzi – „tu l’as voulu, Georges Dandin”.

Tymczasem wybory parlamentarne w Mołdawii zakończyły się – jak ponad podziałami utrzymują nasi Umiłowani Przywódcy i niezależne media głównego nurtu – „sukcesem”. Polega on na tym, że zaostrzony wariant rumuński, jaki został w Mołdawii zastosowany, co polegało na tym, że tuż przed wyborami tamtejsza Państwowa Komisja Wyborcza” nie dopuściła dwóch komitetów wyborczych do wyborów, umożliwił rządzącej partii przeturlanie się przez 50 procent. Gdyby PKW nie dopuściła żadnego – poza Partią Działania i Solidarności Madame Sandu – to pani Maja mogłaby uzyskać nie nędzne 50,2 procenta głosów, ale 100, a może nawet 120 – jak to było w przypadku kandydata nazwiskiem Józef Stalin w I Stalinowskim Okręgu Wyborczym Miasta Moskwy – ale rozumiem, że Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje postanowiła zachować w Mołdawii pozory politycznego pluralismusa, dopuszczając do wyborów również niektóre ugrupowania opozycyjne.

W ten sposób Mołdawia pozostaje w niemieckiej strefie Europy, a dla pozostałych bantustanów jest to wskazówka, w jaki sposób kierować wyborami, żeby były one wygrane. Najwyraźniej w każdym bantustanie trzeba będzie wskazać zatwierdzoną partię, ewentualnie również – stronnictwa sojusznicze, w rodzaju Polskiego Stronnictwa Ludowego, znanego ze swojej stuprocentowej, a w patriotycznych porywach nawet większej – zdolności koalicyjnej. Dzięki temu demokracja zyska na przewidywalności – aż do momentu, gdy – zgodnie z dalekosiężną wizją wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera, zaprezentowaną jeszcze w roku 1943 na spotkaniu z gauleiterami – „małe państwa” w rodzaju Mołdawii, a nawet i Polski, przestaną mieć w Europie „rację bytu”.

Wygląda bowiem na to, że wszystko zaczyna zmierzać w tym kierunku. Po zagadkowej deklaracji amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, wygłoszonej po rozmowie z ukraińskim prezydentem Zełeńskim – że Ukraina może odzyskać wszystkie swoje terytoria z Krymem włącznie – widać wyraźnie, że o zakończeniu wojny z Rosją już nie ma mowy – bo skoro tak, to wojna będzie się ciągnąć jeszcze przez najbliższych 10 lat, a może i dłużej – chyba, że na dłużej nie starczy już Ukraińców. Ale i na to jest rada, by zgodnie z pragnieniem ukraińskiego prezydenta Zełeńskiego, wepchnąć do wojny również Polskę oraz mocarstwa bałtyckie, które już nie mogą się tego doczekać, niczym karpie Wigilii Bożego Narodzenia.

Niezależnie od deklaracji Księcia-Małżonka, który najwyraźniej jest lansowany na premiera, a potem – również prezydenta naszego bantustanu, więc musi przekonać Niemców, by – kiedy Donald Tusk się zaśmierdzi – postawili akurat na niego – również obywatel Tusk Donald właśnie oznajmił, że wojna na Ukrainie, to „nasza wojna” i że on wbije tę zbawienną prawdę całemu narodowi do głowy. Z tym nie będzie problemu,, bo Naczelnik Państwa Kaczyński Jarosław przecież nie będzie protestował, a wszystkie Konfederacje jakoś się uciszy i spacyfikuje – być może zgodnie z metodą mołdawską, w ramach której Madame Maja Sandu, niczym kiedyś Napoleon Bonaparte pokazała nam, jak zwyciężać mamy.

Wychodząc naprzeciw tej linii politycznej, prezydent Donald Trump właśnie ogłosił, iż USA będą Ukrainie sprzedawały dalekosiężne (2,5 tys. km.) pociski Tomahawk, którymi Ukraińcy będą mogli ostrzeliwać Rosję. Można się spodziewać, że Rosja nie pozostawi tego bez odpowiedzi, a w tej sytuacji tylko patrzeć, jak do działań wojennych będą wpychane najpierw państwa Europy Środkowej, a potem jeszcze inne – aż zarówno Rosja, jak i Europa, zostaną do tego stopnia osłabione, że nie będą już stanowiły żadnego problemu dla Stanów Zjednoczonych, które będą mogły wtedy spokojnie przystąpić do ostatecznego rozwiązywania kwestii chińskiej. Co tu dużo gadać; prezydent Trump, o którym złośliwcy mówią, że ma gonitwę myśli i że powtarza, co usłyszał od swego ostatniego rozmówcy I tak dalej – całkiem nieźle to sobie wykombinował – no a teraz przekaże to zwoływanym właśnie z całego świata do Waszyngtonu amerykańskim generałom i admirałom – czego się mają trzymać i jak mają światu nawijać.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).