==================
Koniec artykułu Tomasza Pernaka. Całość jest dostępna, m.inn. w Polskiej Księgarni Narodowej.
==================
Koniec artykułu Tomasza Pernaka. Całość jest dostępna, m.inn. w Polskiej Księgarni Narodowej.
Mirosław Dakowski
Na artykuł Smoleńsk. Okiem naukowca. Z archiwum. Pożary. otrzymałem dużą ilość odpowiedzi, komentarzy i próśb o dalszy ciąg. Widać, że rana, jaką dla Polaków była Zbrodnia Smoleńska ciągle jest otwarta i bolesna, nie zarosła błoną obojętności. Nie jest to “wałkowanie Smoleńska”, lecz usystematyzowana wiedza.
Będę więc w częściach umieszczał artykuł syntetyczny z tej książki autorstwa Tomasza Pernaka. “Maskirowka” zawiera analizy dziewięciu autorów.
Sądzę, że zachęci sporo czytelników do kupienia całej książki.
====================================
[Rozszerzona wersja artykułu Rajmunda Rusakiewicza z książki dziewięciu autorów “Maskirowka smoleńska” MD]
1. Smoleńsk. Okiem naukowca
Na sprawę Smoleńska patrzę z perspektywy doświadczeń zawodowych i życiowych; jestem głęboko przekonany, że Polska – z racji położenia geograficznego, zasobności w bogactwa naturalne, w tym kopalne, jest obiektem zainteresowania możnych tego świata – ze wszystkimi tego zainteresowania konsekwencjami. Takie wydarzenia, jak Smoleńsk, mają swój międzynarodowy wymiar. Gdyby Smoleńsk był zwykłym wypadkiem lotniczym, o czym starano się nas przekonać, byłby również wydarzeniem kluczowym dla układu sił w Europie, a w szerszej perspektywie układu sił na świecie. Przypadkiem, lub też w wyniku celowego działania, życie straciła faktyczna, ale i symboliczna elita państwa, łącząca sentyment po II RP, w osobie śp. prezydenta Kaczorowskiego, po powagę państwa uosabianą przez urzędującego prezydenta Kaczyńskiego. Strata dwóch prezydentów, to silny symbol katastrofy, ale nie smoleńskiej – katastrofy państwa i narodu. Sztab Generalny – symbolizuje zaufanie dla wojska, zdolności najwyższych dowódców do dowodzenia armią, nienarażania życia niepotrzebnie. Złamanie wszystkich procedur bezpieczeństwa przez najwyższych dowódców, dowódców NATO – a tak musiałoby być, gdyby do katastrofy rzeczywiście doszło – to cios dla morale armii. Brawura i nieodpowiedzialność lotników elitarnego pułku lotniczego, to cios w morale tego rodzaju sił zbrojnych, tym silniejszy dla opinii publicznej, że spośród rożnych rodzajów wojsk, to lotnictwo przedstawia się jako „polską specjalność”. Śmierć osób zasłużonych dla Polonii na świecie, dla „Solidarności”, to kolejny cios w polską, antykomunistyczną historię. Dodajmy do tego posłów, senatorów, ministrów Rzeczpospolitej i przekaz smoleński staje się czytelny: „nie istniejecie, jako naród, a wasze państwo jest atrapą państwa”.
Jeśli sprawa smoleńska ma aż takie znaczenie dla polskiego logos i ethos, to jej wyjaśnienie musi stać się jedną z najważniejszych rzeczy, które muszą zostać wykonane, jeśli chcemy myśleć o suwerenności – bez niej niemożliwy jest rozwój, a nawet trwanie jest zagrożone. Po ośmiu latach nie ma zgody w najbardziej podstawowej kwestii tej sprawy dotyczącej, to jest odpowiedzi na pytanie: „co się wydarzyło”. Wypadek i zamach to przecież dwa skrajnie różne wydarzenia, nawet jeśli mają identyczne skutki. Ci, którzy w tej sprawie ważą się machać ręką i radzą zapomnieć, mają widoczny problem z autoidentyfikacją, tak społeczną, jak i etniczną.
Ta sprawa musi i może być wyjaśniona, bo przy dzisiejszym stanie rozwoju techniki, w szczególności technik służących nauce, w tym również wywiadowczych, ślady tego typu wydarzenia gdzieś są, bo być muszą. Nasze blogerskie śledztwo, z powodu rożnego rodzaju ograniczeń, nie było w stanie odpowiedzieć na kluczowe pytanie o to, co się stało, ale wydaje się, że dość wnikliwie odpowiadamy na pytanie, co się stać nie mogło.
Kluczowe i wystarczające do stawiania takiej tezy są publicznie dostępne dowody w sprawie Smoleńska. Zacząłem myśleć o tych dowodach w roku 2011, po okresie duchowego życia na kolanach, bo przeżywaliśmy Smoleńsk jako wielką, osobistą traumę. Dopiero po miesiącach od samego wydarzenia byłem w stanie zacząć przyglądać się tej sprawie bez odwoływania się do emocji, z dystansem do tego oficjalnego obrazu, który był nam przekazywany od samego początku. Od tego czasu pojawiłem się w przestrzeni publicznej jako bloger, kojarzony z racji licznych odniesień z pracami FYM-a, choć zawsze działałem indywidualnie. Niemniej prace FYM-a, które on wciąż popularyzuje, wysoko sobie cenię. Były jednak również i inne badania, które stały się moim udziałem, i które chciałbym tu opisać, dodać do tej wielkiej panoramy badawczej kilka nowych, istotnych wątków.
Badania te dotyczą głównie obrazu termodynamiki pogorzeliska. Jak wiadomo zdarzenia fizyczne charakteryzują się wzajemnymi relacjami, są umocowanie w czasoprzestrzeni. W przypadku zjawisk geofizycznych mamy miejsce zdefiniowane położeniem geograficznym. W dzisiejszym świecie możliwość pozycjonowania poprzez systemy satelitarne jest bardzo wysoka. W przypadku geodezji to jest dokładność pomiaru rzędu około jednego centymetra, czasami nawet jeszcze dokładniej. W układzie siatki współrzędnych WGS-84, ogólnie przyjętego w systemach międzynarodowych, w geofizyce, układ współrzędnych jest bardzo ściśle zdefiniowany. W tej chwili, poprzez systemy pozycjonowania satelitarnego, przy pracach geodezyjnych, kiedy projektuje się instalacje (punktowe albo liniowe), czy też ocenia się pewne zjawiska o charakterze zjawisk fizycznych, odnosi się je do tejże siatki.
To jest miejsce umocowania na kuli ziemskiej. Drugi parametr jest również bardzo precyzyjny i jest to pomiar czasu (a jestem metrologiem z wykształcenia, skończyłem Wydział Elektroniki Politechniki Gdańskiej; moja specjalizacja to aparatura elektroniczna i miernictwo elektroniczne). Wzorce pomiaru czasu, miały kiedyś charakter mechaniczny, tak jak i pomiar przestrzeni, dziś wszystko to ma umocowanie w fizyce kwantowej.
Na tej podstawie parametry czasowe definiowane są z dokładnością dziesięć do minus szesnastej. Jeśli chodzi o lotnictwo, precyzja pomiaru czasu to jest to co najmniej dziesięć do minus szóstej, czyli to nie są milisekundy, to są mikrosekundy nawet, a milisekunda to jest powszechnie przyjęta norma czasowa, która obowiązuje w pracy bardzo wielu urządzeń w nawigacji lotniczej. Urządzenia elektroniczne, takie jak komputer, pracują z jeszcze wyższym taktowaniem.
Komputery są taktowane dzisiaj z częstotliwością gigaherców; są sterowane poprzez systemy zdalne, zsynchronizowane z zegarem atomowym, a zegar atomowy to jest zdolność rozdzielcza dziesięć do minus piętnastej. Mamy zjawiska fizyczne opisane w czasoprzestrzeni z bardzo wysoką dokładnością. Inaczej żaden statek, bez tej synchronizacji, nawet wolno poruszający się, tak jak w komunikacji morskiej – a co dopiero w komunikacji lotniczej, wystrzeliwaniu rakiet, w tym również rakiet międzykontynentalnych, czy kosmicznych, wyprawy na księżyc – nie osiągnąłby celu.
Wracając do opisu. Został stworzony system badania zjawisk w oparciu o monitorowanie satelitarne, w tym również zjawisk katastroficznych. Tym zajmuje się system COSPAS SARSAT1, w ramach którego każdy statek powietrzny, który ma na swoim pokładzie więcej niż dwie osoby, musi być wyposażony w radio-boję i nie ma tutaj wyjątków. Polska podpisała konwencję międzynarodową, bezwzględnie zobowiązującą do tego, żeby na pokładzie takiego statku była radio-boja. Jeśli ktoś wybiera się w góry, lub porusza się własnym samochodem, może się również wyposażyć w urządzenie, które go identyfikuje w przypadku, gdyby potrzebował pomocy. Można ten sygnał wywołać ręcznie, ale w przypadku pojazdów, takich jak statek powietrzny, sygnał ten jest generowany automatycznie, niezależnie od woli załogi, w tym wypadku pilota; pierwszego, drugiego, jakiegokolwiek członka załogi. To urządzenie uruchamia się pod wpływem wstrząsu lub kontaktu z wodą, lub też przy zaistnieniu innych czynników, i w ciągu dosłownie kilku minut służby ratunkowe na świecie, przy współczesnej technologii pracującej w paśmie 406 MHz, są informowane z dokładności do 100 m o położeniu miejsca zdarzenia. Po pierwsze jest dokładnie zdefiniowany czas wystąpienia tego zdarzenia, ale również miejsce tego zdarzenia. Z dokładnością do 100 metrów, w siatce współrzędnych WGS-84.
Przeglądałem informacje w systemach SARSAT i nie znalazłem tam żadnego takiego sygnału z katastrofy smoleńskiej. Podobnie jest z transmisją ACARS2, która odbywa się w trakcie lotu. Praca systemów pokładowych, praca urządzeń, takich jak silniki, praca awioniki, jest w sposób ciągły monitorowana bez woli pilotów, podobnie jak prowadzone rozmowy, czyli ich komunikaty, zgłoszenia, czy depesze. Każde zdarzenie, nawet takie, że ktoś wejdzie do toalety i nie wychodzi stamtąd przez dłuższy czas, ale i takie, kiedy niesforny pasażer zapalił sobie papierosa, lub uruchomił komórkę. Takie rzeczy są zdefiniowane, podobnie jak stan zdrowia na pokładzie, zarówno pasażerów, jak i załogi. Był przypadek, kiedy kapitan statku lecącego z Warszawy do Pragi, zasłabł, i niestety nie udało się go uratować – zawał był zbyt rozległy, ale samolot posadowił na praskim lotnisku Różne drugi pilot. Komunikacja była pełna. Obowiązują nas międzynarodowe przepisy prawa lotniczego, ujęte przez ICAO, i my żeśmy się pod tymi przepisami podpisali. Polska w 1936/1937 roku była inicjatorem tych legislacji.3
To, co zostało nam zaserwowane z wydarzeń od 7 kwietnia poczynając, do 13 kwietnia – ujmuję, jako okres nie jednego dnia, tylko tygodnia, który jest ciągiem zdarzeń logicznych o charakterze przyczynowo-skutkowym. I ciąg ten pozostawił, albo też musiałby pozostawić, gdyby zaistniał w określony sposób, swoje ślady.
Tutaj musimy szukać problemu, który mamy do rozwiązania: co się stało z ludźmi, z tymi 96 czy 97 osobami (bo jedna, jak pamiętamy, była NN – mówiło się, że taka też zginęła), które poniosły śmierć w zdarzeniu lotniczym o charakterze wypadku na skutek uporu osób na pokładzie (VIP-ów), czy niefrasobliwości pilota, który doprowadził do katastrofy lotniczej poprzez świadome przyziemienie w warunkach braku widoczności z ziemią. W wyniku zderzenia z przeszkodami terenowymi, jak ta pancerna brzoza na drodze Tu-154, który chciał koniecznie usiąść na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj.
Wracając do informacji kluczowych, zasadniczych. W otoczeniu Antoniego Macierewicza był/jest taki człowiek, który nazywa się doktor Kazimierz Nowaczyk4. Prosiłem swego czasu w blogosferze pana doktora Nowaczyka o pozyskanie danych na kampusie w ośrodku Maryland, gdzie wówczas działał. Mówiąc oględnie, nie pofatygował się, by pomóc. Ośrodek w Maryland to jest kluczowy ośrodek na świecie, który opracował technologię do identyfikacji czujnikami, sensorami, zamontowanymi na urządzeniach satelitarnych. Można tu mówić o kluczowej platformie, platformie MODIS5 (platformie NASA), która monitoruje zjawiska geofizyczne, ale która została również bogato wyposażona przez Japończyków w rejestratory znacznie wyższej rozdzielczości. Te materiały o wyższej rozdzielczości nie są dostępne za darmo, ale są dostępne.
Za chwilę wrócimy do tych rozdzielczości. W ramach platformy są dwa satelity, które omiatają ziemię w cyklu troszeczkę ponad godzinę; to jest jeden satelita nocny, drugi dzienny, i jeden nosi nazwę Aqua, i monitoruje głównie środowisko wodne i czapę lodowców na Spitsbergenie, ale i na Antarktydzie, na biegunach, a drugi nazywa się Terra i jest przygotowany do monitorowania zjawisk na ziemi.
Oba satelity dostarczają na ziemię olbrzymie spektrum danych, to jest 1.5 GB danych z jednego pola, które nazywa się sub-set. Z niego, jednym zdjęciem obejmującym obszar blisko 2000 kilometrów, poprzez nakładanie sekwencyjne kolejnych zdjęć, w ciągu kilku minut, otrzymujemy platformę diagnostyczną kilkudziesięciu parametrów geofizycznych: od temperatury podłoża, anomalii temperatury podłoża, identyfikacji miejsc pożarów, w sposób bardzo precyzyjny, z rozdzielczością do 250 metrów. Pożary zdefiniowane są w skali, tak jak jest to ujęte w tabelach ośrodka w Maryland, bo oni opracowali ten program. Są tam również inne parametry, takie jak poziom zachmurzenia, ciśnienia parcjalne pary wodnej, zawartość dwutlenku węgla, co jest bardzo istotne, jeżeli chodzi o gazy cieplarniane.
Każdy naukowiec, za darmo, również w Polsce, może z obszaru, który go interesuje określonego dnia, te dane pozyskać. To jest 1,5 GB danych, dostarczonych przez NASA za darmo każdemu naukowcowi. Gdyby istniał właściwy zespół, zespół Polskiej Agencji Badań Kosmicznych, to wychodząc z danych z tej platformy można sięgnąć dalej, w kierunku innych satelitów, na przykład platformy niemieckiej Rapid-Eye, gdzie mamy satelitę o innych cechach, widzącego lądy i morza przez chmury.
Te urządzenia pracują radarowo i identyfikacja jest tam nie 250 x 250 metrów, tylko 15 metrów na 15 metrów, więc rozdzielczości tego identyfikowanego miejsca, jeśli chodzi o piksele, są bardzo wysokie. Sięgając dalej mamy satelity komercyjne, gdzie rozdzielczość jest 60, a nawet 40 centymetrów, a sięgając jeszcze dalej mamy satelity szpiegowskie, gdzie rozdzielczość jest 10 cm na 10 cm, więc jak się wychodzi na spacer z psem, to „oczy” te dokładnie widzą, gdzie człowiek chodzi, jak się porusza, z jaką prędkością, co piesiutek robi, i które krzaki obsikuje.
Wracając do zdarzenia z dnia 10 kwietnia 2010 roku. Byłem mile zaskoczony, że pomimo tego, że pan Nowaczyk danych z Maryland nie pozyskał, udało mi się je otrzymać. Wolałbym je otrzymać od kogoś z kampusu, i stąd prośba do pana Nowaczyka, bo jak wiadomo każdy ośrodek uniwersytecki ma o wiele większe możliwości – ma własne zasoby w Intranecie. Jeśli jest się z tego środowiska, ma się klucz i dostęp do zasobów, to ma się dostęp do danych archiwalnych w postaci cyfrowej na potrzeby własnych badań. Na tym polega nauka, że się po nie sięga.
Smoleńsk „Siewiernyj” XUBS 12 kwietnia 2010 roku – zdjęcie satelitarne
Smoleńsk 12 kwietnia 2010 roku: zdjęcia satelitarne lokalizacji zdarzeń geofizycznych + metadane dołączane do zdjęć: zbiór cech geofizycznych badanego obszaru.
Dostęp: Europejska Agencja Badań Kosmicznych ESA, Polska Agencja Badań Kosmicznych – Gdański Park Naukowo-Technologiczny (Budynek C): Gdańsk, ul.Trzy Lipy 3 https://polsa.gov.pl, Centrum Badań Kosmicznych PAN Warszawa, ul.Bartycka 18A www.cbk.waw.pl .
Centrum Badań Kosmicznych PAN uczestniczy m.in. w projektach GMES (Global Monitoring for Environment and Security), Galileo, EGNOS i BRITE.
Tak zrobił właśnie profesor Chris Cieszewski u siebie, a później te dane rozwinął i przedstawił tezy w publikacjach, które zostały przedstawione na konferencjach smoleńskich, ku wielkiemu zaskoczeniu tego środowiska. Opublikował je również w języku angielskim w wydawanym przez siebie czasopiśmie specjalistycznym, którego jest redaktorem naczelnym. Używa bardzo wnikliwych narzędzi do diagnostyki kultur leśnych, w ogóle prowadzenia polityki zadrzewiania, badania stanu zasobów leśnych, rozwoju lasów, ale też i zwierzyny, bo można również monitorować ruchy zwierząt na terenie.6
Dane dostarczone mi z ośrodka w Maryland, to jest 1600 pożarów w promieniu 500 kilometrów, z uwzględnieniem (rozkład według czasu UTC) dni: 9, 10, 11 kwietnia 2010 roku, dowodzą, że około trzy, cztery kilometry od pasa startowego lotniska Siewiernyj, 10 kwietnia 2010 roku, nie było żadnego pożaru. I to jest sprawa kluczowa dla badań.
Zobrazowanie lokalizacji pożarów wg programu NASA FIRE MODIS w Google Earth:
Lokalizacja ognisk pożarów: dane satelitarne, prezentacja na portalu http://www.kosmosnimki.ru
Natomiast 9 kwietnia 2010 roku były tam podjęte próby wzniecenia pożaru.
Nawet więcej, na podstawie tych badań można ocenić dzień 7 kwietnia 2010 roku i 10 kwietnia, jeśli chodzi o sprawę naszej narodowej ekspiacji, uświęcenia ofiar Katynia. Okazuje się, że podczas pobytu Donalda Tuska, jako premiera rządu i jego spotkania z Władimirem Putinem, wówczas premierem rządu Federacji Rosyjskiej, luminacja i radiacja ze strony tego miejsca w Katyniu była taka, że po stronie sowieckiej – że użyję tego terminu – po stronie Federacji Rosyjskiej, tam gdzie oni mają swoje ofiary ludobójstwa, była większa, niż po stronie polskiej, w tych obszarach, gdzie są groby Polaków. Natomiast 10 kwietnia było dokładnie odwrotnie. Czyli można badać nawet ilość zniczy zapalonych przez pielgrzymów na grobach ofiar, tak zaawansowana to jest technologia, no ale chcieć, to móc7.
NASA-1 subset: AERONET_Minsk date: 2010100 (04/10/10) satellite: Terra (pełne dane w posiadaniu Autora)
Te badania, mimo wnioskowania i mimo próby zainteresowania tym tematem na Konferencjach Smoleńskich, nie zostały wykonane, a przynajmniej nam nic nie wiadomo o tym, że miałyby zostać wykonane i wykorzystane, jako materiały dowodowe.
Zajmijmy się na teraz NTSB, czyli tym, co napisali w swoim raporcie Amerykanie na życzenie Rosjan. To Amerykanie mieli narzędzia, więc czarne skrzynki zostały do nich wysłane, a w szczególności FMS. FMS to komputer pokładowy, który został zdefiniowany przez nich w firmie Avionics. Dane zostały zgrane i w oficjalnym oświadczeniu NTSB jest mowa o tym, że katastrofa wydarzyła się – i tak jest do dnia dzisiejszego – o godzinie 8.56 (pol. czasu), a nie 8.41, i że miał miejsce pożar w miejscu wypadku lotniczego. Twierdzą również, że to się zdarzyło u podnóża lotniska Smoleńsk-Siewiernyj. W konfrontacji z danymi naukowymi, jest to po prostu nieprawda. Firma Avionics została później przejęta przez firmę Elbit, firmę izraelską, która produkuje technologie wojskowe w zakresie awioniki; to z nimi współpracuje między innymi polska firma ATM.
1 http://www.ulc.gov.pl/pl/zegluga-powietrzna/poszukiwanie-i-ratownictwo/cospas-sarsat
Geneza Programu Cospas-Sarsat rozpoczyna się 29 listopada 1979 r. w Leningradzie (obecnie Petersburg). Francja, Kanada, ZSRR i Stany Zjednoczone podpisują pierwsze porozumienie o współpracy, ratyfikowane w 1980 r., integrując narodowe systemy w jeden, międzynarodowy system Cospas-Sarsat, umożliwiając bardziej efektywne wykorzystywanie wszystkich aktywnych satelitów do odbioru sygnałów niebezpieczeństwa, wysyłanych na częstotliwości 121.5MHz i 406MHz, w dowolnym miejscu na świecie.
W sytuacji niebezpieczeństwa, aktywowany nadajnik sygnału niebezpieczeństwa emituje sygnał niebezpieczeństwa na częstotliwości 406MHz (1). Sygnał niebezpieczeństwa odbierany jest przez satelity systemu Cospas-Sarsat (2) i przesyłany do naziemnych komponentów systemu – LUT (3). Następnie, odebrany sygnał niebezpieczeństwa przesyłany jest do Centrum Kontroli Misji systemu – MCC (4) oraz do Ośrodków Koordynacji Poszukiwania i Ratownictwa – RCC (5), które inicjują rozpoczęcie akcji poszukiwawczo-ratowniczej, której zadaniem jest udzielenie pomocy osobom będącym w sytuacji niebezpieczeństwa.
W dniu 31 maja 2005 r. w Warszawie Prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego, upoważniony Uchwałą Rady Ministrów Nr 107/2005 z dnia 25 kwietnia 2005 r., podpisał Notę o przystąpieniu Rzeczypospolitej Polskiej do Programu Międzynarodowego COSPAS-SARSAT jako Państwo Użytkownik (Monitor Polski z 2006 r. Nr 13, poz. 171), której jest wykonawcą.
Zgodnie z Oświadczeniem rządowym z dnia 30 grudnia 2005 r. w sprawie związania Rzeczypospolitej Polskiej Notą o przystąpieniu do Programu Międzynarodowego COSPAS-SARSAT jako Państwo Użytkownik, podpisaną w Warszawie dnia 31 maja 2005 roku (Monitor Polski z 2006 r. Nr 13, poz. 172), Polska od 16 września 2005 r. jest pełnoprawnym członkiem Programu Cospas-Sarsat.
Główne zadania Urzędu Lotnictwa Cywilnego, wynikające z członkowstwa Polski w Programie Cospas-Sarsat:
Obecnie, do Programu Cospas-Sarsat należą 44 państwa członkowskie.
2 http://niezalezna.pl/33003-acars-klucz-do-tajemnicy-smolenska
3 Jedna z pierwszych konferencji na temat organizacji bezpieczeństwa lotów i komunikowania się krajów, co do poruszania się statków powietrznych pomiędzy różnymi portami, które wtedy istniały, odbyła się zresztą w Warszawie. Mamy więc bardzo bogate tradycje, kilka osób z Polski było przewodniczącymi tej organizacji.
4 Odszukany przez wówczas posła Antoniego Macierewicza i panią byłą minister spraw zagranicznych, Annę Fotygę, pojawił się, jako specjalista od nawigacji lotniczej. Kazimierz Nowaczyk jest tytułowany przez niektórych profesorem, niezasłużenie. Niestety, trzymając się kanonów naukowych, a środowiska naukowe są wrażliwe na tytułomanię, temu panu tytuł się nie należy, bo nie obronił habilitacji, ale w zupełnie innej dziedzinie, nie w nawigacji. Zajmował się fluorescencją naturalną materiałów organicznych, które emitują światło, i w tym miał być dobry.
5 http://www.igik.edu.pl/pl/terra-modis
6 To są niesamowite narzędzia. Dziwię się, że w Polsce do tej pory nie ma wydziałów, które w sposób ściśle zdefiniowany zajmują się geofizyką satelitarną. Próbowałem tym zainteresować ośrodek w Toruniu, ale oni, niestety, zainteresowani są głównie problematyką medialną. Bardzo dobrze, że to robią, ale trzeba pójść głębiej i dalej w tej dziedzinie, dlatego, że to jest podstawa bezpieczeństwa, i podstawa w ogóle rozwoju gospodarki. Ta wiedza, którą się pozyskuje praktycznie to jakby ktoś dotykał ręką, jakby był tam, na zdjęciu, obecny. A tymczasem pracuje w komforcie: w biurze, czy nawet w domu, mając dostęp do tych zasobów. To jest technika XXI wieku. Ktoś, kto to zrozumie wcześniej i będzie posiadał własnego satelitę, który monitoruje dokładnie obszar, poprawi znacznie wyżej standard swojego bezpieczeństwa. Mam nadzieję, że w Polsce kiedyś ktoś zrozumie, że taka potrzeba jest pilna.
7 W tej materii tej woli w Polsce nie ma. W sierpniu w 2010 roku został zlikwidowany potężny ośrodek do komunikacji satelitarnej w Górach Świętokrzyskich. Kiedy telekomunikacja Polska została przejęta przez francuską firmę Orange, firma ta likwidowała ośrodki, które dałyby nam olbrzymie dochody, bo to są narzedzia, które są ludziom potrzebne. Kiedy rozmawiamy na odkległość, rozmawiamy dzieki technologiom, czy to światłowody, czy to technologie satelitarne.
By zrozumieć „Smoleńsk”. Pamięci nieodżałowanego, zasłużonego dla śledztwa Zbrodni Smoleńskiej – @Albatrosa z Lotu Ptaka –
Zdjęcia i wyjaśnienie – na końcu tekstu
——————————–
By przeprawić się przez rzekę Missisipi w jej najszerszym miejscu potrzebny jest stalowy most o szerokości dwóch mili, podczas gdy u źródła strumień jest taki mały, że można go przeskoczyć. To wciąż jednak ta sama rzeka. (Bob i Debby Gass)
——————————————–
By zrozumieć „Smoleńsk”, czyli to co według politycznych narratorów i mediów miało się wydarzyć 10.04.2010 roku trzeba zwrócić się do początku tej historii. Jest to możliwe, gdyż jak napisał kiedyś tj. wówczas, prof. Mirosław Dakowski – „rękopisy nie płoną” – gdyż prawda jest możliwa do poznania.
Ktoś niedawno mi powiedział, że Polska nie jest gotowa i nie była, na poznanie Prawdy o Zbrodni Smoleńskiej, że gdyby Naród poznał jak było naprawdę, wstrząśnięty – prawdy by nie przyjął. A nawet gdyby ją wówczas poznał, to kto później osądziłby winowajców tej okrutnej Zbrodni na elicie państwa polskiego?
Zbrodnia ta przykryta została tysiącami kłamstw, manipulacji, wirtualnymi pseudo-prezentacjami i zbrodniami posmoleńskimi seryjnego samobójcy. Na szali matactw i kłamstw położono także suwerenność Polski. Jednakże w tym gąszczu wielowarstwowej, najczęściej kłamliwej narracji szczątki faktów ocalały, istnieją i są czytelne nie tylko dla wytrwałych badaczy. Nie udało się ich wymazać, ukryć choć zrobiono tak wiele, by zniknęły na zawsze.
Jedna z metod badawczych wykorzystuje porównanie zgodności fotografii lub filmów z zawartością map. Dane muszą się pokrywać zarówno w rzucie poziomym całej sytuacji (ortofotomapy) jak i z widokiem pionowym (zdjęcia po wcześniejszym wykluczeniu fałszywek). Następnie ustalany jest ciąg czasowy. Dzięki tym i podobnym badaniom np. dociekliwym blogerskim analizom zapisów stenogramów z MAK’u i zapisów tych „komisyjnych” powstałych na bazie MAK’u dowiedzieć się można bardzo dużo, a już na pewno – jak nie było – owego tragicznego dnia.
Dzięki inwentaryzacji porównawczej samolotowych części ze złomowiska na polance przy Lotnisku Siewienym, badaniom pomiarów czasu, pozycjonowania satelitarnego i monitoringu satelitarnego, choćby dotyczącego występowania pożarów w dniach 9,10,11 kwietnia 2010 roku, wiemy bardzo dużo.
Wiemy np., że 3-4 km od pasa startowego lotniska Siewiernyj nie zanotowano żadnego pożaru w tych dniach – są to dane z satelity AQUA MODIS, Maryland, @Albatros z Lotu Ptaka), wiemy naprzeciw oficjalnej wersji, że na polance przy lotnisku północnym w Smoleńsku nie było żadnej katastrofy i nie było tam samolotu TU 154 M nr boczny 101 (prof. Eugeniusz Wróbel, @3ZET, @Albatros z Lotu Ptaka).
Dotąd, mimo upływu 14 lat, oficjalnie nie udowodniono obecności tego tupolewa na polanie smoleńskiej.
Ani rząd ówczesny, ani późniejszy nie zaproponował i nie przedstawił Narodowi bezbłędnej, niepodważalnej wersji ewentualnych wydarzeń. Pokazywane w mediach i raportach mapy satelitarne, które były bazą dla zobrazowania całej tragedii w tym zobrazowanie rozłożenia szczątków ludzkich okazały się fałszywe.
Ciała Ofiar bowiem, musiały by być na tej polanie OD POCZĄTKU – czasu zero i musiałyby być rozpoznane i zidentyfikowane. Pierwsze fotografie, jakoby z tego miejsca, mówią jedno: części jak gondole z odwróconymi kołami, statecznik pionowy z szachownicą, statecznik prawy poziomy, burta przysalonkowa 00003, końcówka ogona zostały na to miejsce włożone z góry dźwigiem i za pomocą helikoptera w różnym czasie i można stwierdzić to jednoznacznie, gdyż brak wokół tych fragmentów jakichkolwiek zniszczeń, które mogłyby zaistnieć podczas spadania z prędkością ok. 250 km/h.
Oczywiste jest, że powinien powstać pas zniszczeń, połamanych drzew, zniszczenia krzewów, darni, oranej upadkiem ziemi. A tego nie ma. Film tzw. Wiśniewskiego, to całkiem osobna historia. Ale i dzięki niemu dowiadujemy się, że to nie kto inny – ale strażacy smoleńscy podpalają nieduży ogień w niektórych miejscach na północno-wschodnich obrzeżach polany.
Mistyfikacja katastrofy przebiegała więc stopniowo, ewoluując, czyniona ręką ludzką: dźwigowych (przerzut poszczególnych fragmentów samolotowego złomu), drwali (wycinka drzew i zagajników), strażaków (rozpalających ogień) – ludźmi służb Omon’u i spasatieli (ktoś w końcu musiał części odebrać i pomóc w ustawieniu).
Porównania nie pozostawiają wątpliwości co do oszustwa – polana przy Siewiernym została zarzucona tysiącami kawałków złomu niewiadomego pochodzenia, ścięto wszystkie drzewa na polanie i wokół, a sama ”katastrofa” zajmowała dwukrotnie większy obszar niż pokazywały mapy. Wywrotkami nawieziono na „metr w głąb” niewiadomego pochodzenia ziemię z bliżej nieokreślonymi odpadami, a być może szczątkami ludzkimi i kawałkami ubrań. Następnie teren poddano rekultywacji ciężkim sprzętem (spychacze, dźwigi).
Pamięci nieodżałowanego, zasłużonego dla śledztwa blogerskiego @Albatrosa z Lotu Ptaka – Orzeł, który szybuje w przestworzach, nie martwi się, jak przekroczyć rzekę. (Gladys Aylward)
/Yurko/
================================
Tekst dedykowany – @Albatrosowi z Lotu Ptaka – Rajmundowi Rusakiewiczowi, który odszedł na Sąd Boga Sprawiedliwego 21.06.2024 . Pochowany 28.06.24 w Lubniewicach k. Gorzowa Wlk.
====================================
Czy ten biały element mógł lecieć poziomo z prędkością ponad 180 km/h? Trawy, krzaki i zero zniszczeń wokół
=============================
Dwa ujęcia porównawcze statecznika poziomego
ujęcie z lewej strony zestawu:
kadr z filmu przypisywanego Sławomirowi Wiśniewskiemu. Na głównym planie stojący na sztorc statecznik poziomy oparty o kikuty samosiejek.
Kierunek wykonania zdjęcia: ze wschodu w kierunku zachodnim.
Obraz: dużo zniszczeń, chaosu, bałaganu, wszędzie strzępy białej folii, błoto. W błocie leżą rozrzucone w różnych kierunkach samosiejki. W głębi statecznik pionowy. Za statecznikami leżące samosiejki i brak zadrzewienia widocznego na innych materiałach.
Kadr z prawej strony zestawu:
Kierunek wykonania zdjęcia z północy na południe.
Zdjęcie ze strony Pani Kurtyki, które dość szybko zostało z niej usuniete wraz z kilkoma innymi. Obraz: taki sam statecznik, podobnie zniszczony. Po jego lewej stronie betonowy nie przewrócony słup widoczny na wielu innych fotografiach. Lasek za stojącym statecznikiem opartym o podobnie złamane kikuty samosiejek jest nie zniszczony i pełniejszy niż ten z filmu Wiśniewskiego.
Jest wiele ujęć tej sceny na innych materiałach potwierdzających różnicę.
Tutaj nawet trawy i krzewy nie są połamane. Brak innego złomu, śladów paliwa. Ogólnie i szczegółowo wyraźnie brak jakichkolwiek zniszczeń terenu wokół tego elementu. Drzewa nie są pościnane lub połamane na jakiejkolwiek wysokości.
Fotografowana scena nie jest wynikiem jakiejkolwiek katastrofy ze spadającym samolotem.
=====================================
Części wstawione z góry, nie zaś lecące poziomo z szybkością ponad 180 km/h
Zestawośmiu z dziesiątek zdjęć pochodzących z różnych źródeł, dobranych pod kątem ich podobieństw. To co je łączy, to nie zniszczony las otaczający fotografowane samolotowe fragmenty.
Wysokie drzewa nie są połamane, brak śladów przelotu i upadku czegokolwiek co mogłoby lecieć z prędkością 250 km/h. Pokazane fragmenty są w różnym stopniu zniszczone, lecz nie wiemy co było powodem tych zniszczeń.
– Widzimy burtę 00003 – schowaną – to ta, która jest dubletem ścianki z fragmentem napisu Ep Of Po” (Republic of Poland). Przy niej biały samochód.
– Widzimy dwa ujęcia końcówki ogona – z boku – tu także wokół brak innego złomu, drugie ujęcie z czerwoną strzałką wskazującą gondole z kołami, których tam nie powinno być gdy porównamy zdjęcie z mapą. Dużo taśm, las brzozowy i mieszany, a toru spadania i zniszczeń otoczenia brak.
– Widzimy także dwa ujęcia gondoli z kołami„na plecach”.
Części z kołami jakby w zagłębieniu terenu. Brak zniszczeń poszycia leśnego, wysokich drzew wokół. Elementy musiały być tam wstawione z góry.
– Widzimy też statecznik poziomy z brakiem zniszczeń wokół.
– Zdjęcie z wozem strażackim innym niż na filmie Wiśniewskiego, fragment spalonej trawy, sama część mocno pokiereszowana. Nie można określić kierunku upadku. Części zrzucone – lub wstawione z góry.
==========================
Scena rozładunku statecznika pionowego i jednego silnika. Jest to rozładunek, a nie załadunek, gdyż wokół brak jakichkolwiek śladów katastroficznych zniszczeń, choćby znanych z tzw. filmu Wiśniewskiego takich jak straszne błoto zamiast suchej trawy.
==============================
Lotnisko Siewiernyj/fabryka SmaZ
Niszczenie, złomowanie starych samolotów. Utylizacja ta trwała cały miesiąc przed 10.04.2010
====================================
Cztery ujęcia rzekomej katastrofy. (jest ich o wiele więcej)
Zdjęcia wykonane z różnych kierunków, obrazują apogeum mistyfikacji. Chaos, bałagan, brak lasu, wysokich drzew, brzózek.
Na „łysej” katastroficznej polanie, w tym miejscu nie stwierdzono (@3Zet Sirkpl) obecności paliwa lotniczego, a TU154M b/n 101 miał w zbiornikach wg. stenogramów 11-12 ton paliwa. Obrazy są szokującym przeciwieństwem zestawu 008a.
======================================
Kolejne zdjęcia ukazujące prawdę o tzw. katastrofie smoleńskiej. Znane z innych zdjęć samolotowe fragmenty ustawione w lesie, na małej polance. Brak śladów przelotu, zniszczeń poszycia leśnego, drzewa i krzewy nawet nie tknięte. Exify zdjęcia końcówki ogona wskazują, że ustawiano ten element już w marcu.
,… bo milczy, gdy można tu co najwyżej kłamać i pleść głupoty. PiS drąży temat, posługując się propagandą, a rozsądny bloger, za jakiego uważam Krzysztofa Wojtasa – w nawiązaniu do ostatniego odcinka ‘Resetu’ – powiela smoleńska sieczkę. Pisze bloger Neonu:
“Mnie zastanawia zaś postawa Rosjan biorących udział w pracach związanych z wydarzeniem. […] Pogarda dla ciał, brak jakiegokolwiek szacunku, a wręcz świadome traktowanie przedmiotowe – i to jak przedmiotów do których czuje się obrzydzenie. […] To świadectwo czegoś gorszego niż barbarzyństwo, świadectwo, że rosyjska barbaria nie zna ograniczeń w podłości”.
I dalej: “Nie wiem, czy ktoś zwrócił uwagę na spojrzenie Putina na Tuska w czasie ich spotkania w Smoleńsku po katastrofie. Ja odebrałem je jak przepełnione najwyższą pogardą i obrzydzeniem, a tylko obowiązki polityczne przymuszały go do ‘zrobienia misia’ z Tuskiem”.
==============================
Przypomnę młodszym Czytelnikom, że po zdarzeniach 10 kwietnia 2010 roku utworzyły się dwie oficjalne grupy badające przyczyny ‘katastrofy’: komisja Millera oraz zespół parlamentarny Macierewicza. Obie wydały swoje ekspertyzy i w obu roi się nie tylko od błędów, ale też niedorzeczności.
Ta pierwsza oficjalna założyła wypadek komunikacyjny, którego przyczyną było m.in. zderzenie z brzozą o średnicy 30 cm. Biorąc pod uwagę masę tupolewa to taka przeszkoda znaczy tyle, co dla samochodu o średniej wielkości badyl o średnicy 8 mm.
Druga mniej oficjalna komisja, ale w końcu parlamentarna, przyjęła za podstawę wybuch bomby podczas lotu. Trudno tu wytłumaczyć, dlaczego oderwany silnik nie zarył się w ziemię, tylko sobie leżał spokojnie. [Oraz- jeden silnik leżał na błocie, ale.. nie wysuszył go. A miałby ponad 800 stopni celsjusza.. A drugi – są zdjęcia: leży na suchej trawie, ale jej nie zapalił. I któryś ma wbita w oś obrotu – skośnie ściętą .. rurkę hydrauliczną. MD]
Takich niedorzeczności w ekspertyzach i szalejącej propagandzie były setki, a towarzyszyły temu seryjne śmierci osób, mających wiedzę o tym, co działo się 10 kwietnia i w okolicach tego dnia.
Tak więc obie ekspertyzy dotyczyły faktów, które nie zaistniały. Co działo się więc w tych smutnych dniach?
Najprościej można wyrazić to słowami prof. Mirosława Dakowskiego: “Nie wiemy dokładnie, co działo się w Smoleńsku, ale wiemy na pewno, co nie mogło się dziać”. Może jednak wiedział więcej inż. Krzysztof Cierpisz, absolwent Politechniki Warszawskiej na Wydziale Budowy Samolotów?
Już w kwietniu 2010 roku pisał autor, iż delegacja polska, udająca się do Katynia, nie zginęła w samolocie, którego wrak znajduje się w Rosji. Można było przyjąć taką wersję, gdyż:
1. Widać było w telewizji rozbity samolot, ale ofiar nikt nie widział. Polski kamerzysta Wiśniewski oraz ambasador Jerzy Bahr stwierdzili, że nie dostrzegli ciał zabitych lub rannych.
2. Do miejsca wypadku nie podjechała ani jedna karetka.
3. Wnętrze kadłuba samolotu, pokazanego w relacji filmowej w dniu tragedii, pozbawione było wszelkich elementów wewnętrznych, takich jak fotele czy półki bagażowe.
4. Czarna skrzynka nie została zabezpieczona w jej oryginale na miejscu rzekomej katastrofy i jako taka nie stanowi dowodu w sprawie. [W innym kolorze była ona „zaraz po wypadku”, a w innym – i już pognieciona -w „dokumentach MAK i Anodiny” MD].
5. Filmy ze scenami ‘gaszenia pożaru’ ukazują palącą się ziemię, a nie płonący samolot.
6. Części wraku, pokazywane na filmach, nie bilansują całości samolotu, z którego mogły powstać. Nie ma m.in. kabiny pilotów.
7. Wirnik nie kręcił się w momencie kontaktu z ziemią, więc silnik nie pracował.
8. Elementy skrzydła zostały ułożone ‘ludzką ręką’.[ Na zdjęciach – duże kawałki płata stoją sobie oparte o drzewo – ale po drugiej stronie od hipotetycznego „toru samolotu” MD]
W raporcie MAK nie ma zapisu w CVR i FDR z ostatnich 3 do 6 sekund lotu, to jest od rzekomego uderzenia skrzydłem w brzozę do momentu rozbicia się. Brak więc dowodów na to, że nastąpił wypadek lotniczy. Nie są dowodem resztki poszarpanego samolotu, jak też ‘znalezienie’ ciał zabitych w Smoleńsku czy w prosektorium w Moskwie.
[Dużo o tym w moim Archiwum, które zostało przez bardzo sprytnych informatyków uratowane od „dziwnego” zniszczenia. MD]
Kto mógł być sprawcą zamachu na delegację polską? Jakie okoliczności zaistniały? Co mogło być przyczyną tragedii? – Inż Krzysztof Cierpisz próbuje odpowiedzieć na te pytania. Zwrócimy tu uwagę na jego słowa: “Zamach był przedsięwzięciem międzynarodowym”.Autor przypomina różne fakty, które potwierdzają jego hipotezę i stwierdza:
“Wsadzenie wszystkich do wirtualnego tupolewa po to, aby dokonać w nim wirtualnej katastrofy, a dopiero w Smoleńsku podrzucić autentyczne trupy członków delegacji, tego nikt by nie wykombinował jako opcji rzeczywistego zamachu na życie tylu ludzi, ani tym bardziej nie udowodnił w sądzie”.
Czy mamy szansę poznać prawdę? – Inż Krzysztof Cierpisz odpowiada: “Błędy, cechy szczególne, rozpoznanie stron biorących udział w akcji zagłuszania, dają możliwość zidentyfikowania sprawców, których było wielu”. W innym miejscu pisze autor: “Należy zbadać całą drogę osób zaginionych od momentu rozstania się z bliskimi do momentu opuszczenia terytorium RP. Tu jest wielka tajemnica. Poruszenie tego kamienia ujawni prawdę”.
Minęło już ponad 13 lat od wydarzeń smoleńskich i nie znamy prawdy. Zapewne jej nie poznamy. I tu postawimy zasadnicze pytanie: “Czy jest możliwa inscenizacja na tak wielką skalę?” – Przypomnę, że udały się wcześniej, jak i później, inne inscenizacje, np. zburzenie trzech nowojorskich wież przez dwa samoloty czy liczne katastrofy lotnicze, m.in. w Mirosławcu (2008r.) czy w Donbasie (2014r.).
Przez kilka lat Europa Zachodnia była wstrząsana przez liczne ‘muzułmańskie zamachy’, które po bliższej analizie okazywały się inscenizacjami.
I jeśli mamy wątpliwości co do wydarzeń smoleńskich, to zwrócę tu uwagę, że ta najszerzej zakrojona odbyła się w latach 2020 – 2022, gdy cały (prawie) świat uległ hipnozie (i przymusowi) i wziął udział w covidowym cyrku.
—————–
MD: Polecam bardzo sensowne komentarze w oryginale.
W moskiewskim morgu; – bliny z kawiorem.
Materiał dla uczciwej prokuratury.
https://www.dakowski.pl/archiwum/pliki/index.17816_100.php
Dymitr Książek:Nie mogę milczeć…
[Umieściłem już w 2014. Wart przypomnienia – póki nie ma nowych dokumentów na te tematy. Ten tekst wywołał duże poruszenie wśród Rosjan. Przetłumaczono na rosyjski – wielka dyskusja, ale raczej nie na temat, tylko…. – kto w Rosji zjada kawior, jak się postponuje Rosję… A to materiał dla uczciwej prokuratury – tyle danych… md]
Rodzinom dano sutą kolację – bliny z kawiorem – i kazano czekać.
[… siedziało trzech typków. Coś pili, jedli kanapki z kiełbasą, a potem wstawali i pakowali do trumien ]
[Publikuję cały ten potworny materiał – jako dokument w Sprawie. Pamiętajmy, że w chwili, gdy wywalczymy wolna Polskę, tacy ludzie, jak ten lekarz, jak „świadkowie odlotów” i inni przesłuchiwani [bez konsekwencji karnych] przez Zespół Parlamentarny – będą zeznawali z PEŁNYMI KONSEKWENCJAMI.
Jakieś rozgrywki miedzy odłamami „razwiedek” powodują, że choć trochę prawdy wycieka z tego wielkiego wrzodu kłamstwa i oszustwa. Wymusimy resztę ! Zaznaczenia na czerwono – moje .
Ten tekst przetłumaczono w październiku z mej strony na rosyjski „sajt” . Tam dyskutanci byli głównie przejęci tytułem. Bo: „Kto u nas jada bliny z kawiorem, a polacziszki jeszcze narzekają”. MD]
================================
„Wprost”, nr. 41, 14. X. 2012
Dymitr Książek,lekarz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, towarzyszył Rodzinom Ofiar w Moskwie.
– Nie, nie mówiliśmy nic przez dwa i pół roku. Tak się umówiliśmy między sobą, że nic. Nawet razem z kumplami, z ratownikami nie rozmawialiśmy o tym, co widzieliśmy tam, w Moskwie. To była taka… Ech, nie będę przeklinał… Wie pani, kiedy w czwartek 15 kwietnia przyjechałem do domu, to do żony powiedziałem: “Wiesz, Aga, jeszcze wszystkich będą ekshumować”. Byłem jak w amoku. Spaliśmy tam po godzinie, po dwie. Rodziny w ogóle nie spały – mówi Dymitr Książek.
MAGDALENA RIGAMONTI: Dlaczego już kilka dni po katastrofie, kiedy jeszcze nie odbyły się wszystkie pogrzeby, mówił pan o ekshumacjach?
Bo widziałem, co się działo w Moskwie, jaki był bałagan, jaki brak kontroli, jakie zamieszanie.
Pan tam pojechał w charakterze…
W niedzielę 11 kwietnia 2010 r. poleciały do Moskwy dwa samoloty. Mieliśmy lecieć pierwszym, z naszymi patomorfologami. Było nas dwóch doktorów, dwóch pielęgniarzy i dyrektor, też medyk. Podstawiono pierwszy samolot. Załadowaliśmy go naszym sprzętem i całą masą rzeczy patomorfologów, głównie tym wszystkim do badań DNA. Dostaliśmy informację, że będziemy się zajmowali rodzinami ofiar. Baliśmy się tylko, że jest nas pięciu na jakieś 200 osób.
Pamiętam żonę rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego, która informowała nas o przebytych chorobach męża, jego znakach szczególnych. Była przekonana, że to, co mówi, może przyspieszyć identyfikację zwłok. A my przecież nie zdawaliśmy sobie sprawy, że będziemy pomagali przy identyfikacjach, że będziemy w chłodniach, w prosektorium, wszędzie. Zapakowaliśmy pierwszy samolot, ale polecieli nim patomorfolodzy, żeby pracować z Rosjanami przy sekcjach zwłok.
Rosjanie prawie wszystkie sekcje ukończyli do 11 kwietnia.
Niemożliwe, bo sekcje trwały jeszcze przez kilka dni po naszym przyjeździe. Ekipa naszych patomorfologów liczyła w sumie pięć osób. Oni wszyscy lecieli z myślą, że włączą się w pracę z Rosjanami i kiedy wieczornym samolotem przylecą rodziny, to wszystkie ciała będą gotowe do okazania, do identyfikacji. Mówiło się, że rodziny będą wchodziły, rozpoznawały, wychodziły i wracały do Polski. Że ciała do trumien i do Polski… I zaczęła się jazda. W Moskwie byliśmy 11 kwietnia ok. godz. 23. Wszystkim zabrano paszporty. Oddano nam chyba po dwóch dniach. Wsadzono nas w autobusy i przewieziono do hotelu. Część rodzin chciała jechać, identyfikować swoich bliskich, nikt nie chciał spać. Ale nic nie było wiadomo. Techników, patomorfologów nie było.
Późną nocą minister Arabski i minister Kopacz zwołali spotkanie. Rodzinom dano sutą kolację – bliny z kawiorem – i kazano czekać.
Rosyjscy wojskowi byli w tym hotelu?
Nie, tylko pełno tajniaków ze słuchawkami w uszach. Dostaliśmy informację, że rano będziemy jechali z rodzinami do prosektorium. Dwie godziny drogi od hotelu. Z przodu samochody na błyskach, z tyłu też na błyskach. A, i tak korek. Czuliśmy się wszyscy jak trędowaci. Chyba wszystkie służby nas pilnowały.
Na czyje polecenie tam polecieliście?
Minister Ewy Kopacz, to ona nas desygnowała do roboty. W poniedziałek dojechaliśmy do prosektorium, wszystkich posadzono w auli i kazano czekać. Miałem poczucie, że minister Kopacz chce dużo zrobić, że chce pomóc. Ale wiem też, że to, co tam się działo, złamało ją, przerosło. Jak wszystkich…
Pamiętam na pięciu stołach sekcyjnych pięć kobiecych ciał, nie do rozpoznania. I nagle minister Kopacz mówi, że ten kolor włosów pasuje do koloru włosów jednej z posłanek…
Pana też? Przecież pan ratuje ludzi z najgorszych – ..więc już się pan napatrzył.
Nigdy wcześniej nie widziałem tylu ciał i takiej tragedii. Poszedłem z mężem i matką jednej z ofiar na tzw. przesłuchanie. Siedzi taki chłopak, prokurator. Zaczyna pytać o dane personalne, ale po rosyjsku, a tłumacza nie ma. Przez 15 minut pisze rosyjskimi bukwami adres zamieszkania najpierw męża ofiary, potem matki. Zanim dochodzi do pytań przydatnych do identyfikacji, mija co najmniej godzina. Cały jeden dzień na tym był stracony.
Gdzie w tym czasie byli patomorfolodzy?
Na dole, siedzieli na ławce przed prosektorium. Podczas tych przesłuchań nie byliśmy potrzebni, więc zeszliśmy na dół, by sprawdzić, co z nimi się dzieje. Prosektorium było trzypiętrowe. Na trzecim piętrze laboratoria, na drugim sale do okazywania ciał, a na dole prosektoria i chłodnie. Trzeba było iść przez podwórko. Trafiliśmy – przepraszam, że tak mówię – po smrodzie.
Siedzieli na drewnianej ławie, przed nimi biurko, na biurku sprzęt m.in. do badań DNA. I czekanie. I nic nie wiadomo, bo nic nie było uzgodnione. Oni byli poinformowani, że będą pomagali w sekcjach, w pobieraniu materiału genetycznego, w identyfikacjach. To są specjaliści wysokiej klasy, a okazało się, że Rosjanie do niczego nie dopuszczają. Cały poniedziałek tak siedzieli. I cały poniedziałek trwało dogadywanie, żeby w końcu weszli do tego prosektorium.
I weszli?
Tak, ale nie do sekcji, tylko do identyfikacji. I dopiero we wtorek. Widziałem, że Rosjanie się spinali, chcieli pomóc, żeby przygotować ciała do identyfikacji, ale przy tym nawale roboty, przy tym krojeniu ciał dzień i noc, bez przerwy w zasadzie…
Ile osób kroiło?
W sumie przy sekcjach pracowało ok. 10 Rosjan.
W pośpiechu?
W pośpiechu. Ale oni tak chcieli przygotować ciała, żeby znaki szczególne były od razu widoczne.
A nasi patomorfolodzy co robili?
Część zajmowała się ubraniami ofiar, a część pracowała przy identyfikacji ciał. Jednak nikt z nich nie był przy sekcjach. Co do ubrań, to one były powyciągane z błota, uwalane w paliwie lotniczym. Szukano dokumentów, jakichś osobistych przedmiotów. Te ubrania były w takich worach.
Pomieszane wszystkie razem?
Nie. Każdy wór miał numer i w tym worze były ubrania, które zostały zdjęte ze zwłok. Jeden z polskich techników robił zdjęcia każdemu strzępkowi materiału, każdemu butowi, kolczykowi, obrączce, pierścionkowi. Każda rzecz miała nadany numer. To odbywało się bardzo profesjonalnie. [??? MD]
Rosjanie fotografowali każdy fragment, każdy strzępek ciała?
Nie widziałem. Praca polskiej ekipy przydała się przy identyfikacji, bo rodzina najpierw mówiła, co bliska im osoba miała na sobie, co mogła mieć. Potem brano pod uwagę znaki szczególne, które w trakcie sekcji znajdowali Rosjanie, i wypisywano je w rosyjskim protokole. Kiedy już ciało po sekcji wyjeżdżało na marmurowych blatach, wtedy nasi patomorfolodzy je oglądali i sporządzali swój protokół, głównie dotyczący znaków szczególnych. I potem była zapraszana rodzina. Choć nie zawsze od razu.
Dlaczego?
Był ogromny galimatias. Rodziny się mieszały. Ciało wytypowane po ubraniach, po znakach szczególnych wjeżdżało windą na górę. Przygotowane, umyte, przykryte białym płótnem. [??? MD] Jeśli ciało było poszarpane, trudne do rozpoznania, nie miało głowy, to do okazania była wystawiona np. tylko ręka, żeby żona mogła poznać swojego męża po ręce albo znakach szczególnych. Jeśli była zachowana głowa, a poszarpany tułów, to odkryta była tylko głowa.
Rodzina wchodziła i widziała kilka ciał?
Tak. Trzy. Ale była prowadzona do konkretnego. Minister Kopacz chciała być pomocna i też się włączyła w te identyfikacje.
Była pierwsza przed rodzinami?
Tak, bo ona znała posłów, polityków, którzy zginęli w katastrofie, i mogła przed rodzinami stwierdzić, czy jest szansa na to, że to ciało pasuje do typów proponowanych przez patomorfologów.
Mówi pan o ciałach, które były w bardzo złym stanie.
Niestety, w paru przypadkach te ciała były tak zniekształcone, że identyfikacja była niemalże niemożliwa. Byłem przekonany, że w takich sytuacjach zostanie pobrany materiał genetyczny, ciało zostanie wysłane do Polski, do któregoś laboratorium, i tam zbadane.
Kto w Moskwie został zidentyfikowany jako pierwszy?
Pierwsza dama Maria Kaczyńska. I ja to strasznie przeżyłem. Byłem przy tej identyfikacji. Jej ciało było w całości, ale twarz była bardzo zniekształcona. Nie było wiadomo, jakie ma znaki szczególne, co miała na sobie, jakie ubranie, jaką biżuterię. Nikt nic nie wiedział. Z pielęgniarzem zaczęliśmy oglądać srebrny pierścionek z wygrawerowanymi dwoma imionami i rokiem 1920. Później się okazało, że to były imiona rodziców pierwszej damy. Mój szef poszedł do minister Kopacz z tym pierścionkiem. Nie wiem kto, ale ktoś zadzwonił do garderobianej prezydentowej, która potwierdziła, że Maria Kaczyńska miała taki pierścionek. Krok po kroku dochodziliśmy do prawdy. I nagle przyszedł Rusek, pociągnął nos prezydentowej do góry.. .
I co? .
Wszyscy zdrętwieliśmy. On zrozumiał, co zrobił. Chciał pewnie, żeby kształt twarzy był bardziej rozpoznawalny. Ale tego nie robi się tak ostentacyjnie.
Brat Marii Kaczyńskiej to widział?
Na szczęście nie. Byliśmy my, minister Kopacz, polscy prokuratorzy wojskowi. Z drugiej strony czuliśmy dumę, że pomogliśmy rozpoznać pierwszą damę. Każdy z nas z innej opcji politycznej, a jednak dla każdego to było ważne. A potem brat i zięć prezydentowej poprosili o wydanie ubrań Marii Kaczyńskiej i spalili je pod płotem. [SIC !!!! md] To było coś symbolicznego.
Pan też identyfikował?
Pomagałem. I my wszyscy pomagaliśmy, bo przecież wielu z tych ludzi znaliśmy z telewizji. Mam wielkie współczucie dla tych rodzin, które wchodziły, były prowadzone do ciała, a okazywało się, że to nie to ciało.
I musiały przejść, obejrzeć kilka innych zwłok. Między jednym okazaniem a drugim musiały czasem czekać kilka godzin. I ten dławiący smród. Przerażający. Siedzieliśmy tam cztery doby non stop, w tej zgniliźnie, więc przywykliśmy. Poza tym my jesteśmy medykami.
Ale te rodziny… Ci ludzie byli w szoku nie do opisania. Dla młodej kobiety, która jest sama, która w domu zostawiła dziecko, taka sytuacja jest nie do przeżycia. A ciało jej męża było bardzo trudne do zidentyfikowania. Do takich identyfikacji wzrokowych w ogóle nie powinno dojść. Wystarczyłyby przecież badania DNA.
Rosjanie pili alkohol?
Ktoś, kto kroi, kto przemłócił wnętrzności 96 osób, to… Sam widok stosów ciał… Nikt tam pijany nie chodził. Te stosy nie mieściły się w chłodniach. Były pozawijanie w folie. Wyglądały jak takie wielkie cukierki. Na każdym worku była żółta taśma, a na taśmie numer.
A nazwisko?
Nie. Te ciała były poukładane w rzędach, między którymi można było chodzić. Między tymi ciałami były wyznaczone trasy. Jak się szło tymi trasami, to się dochodziło do sal sekcyjnych.
Wiedział pan, że zakazano w Polsce otwierania trumien?
Ja tego zakazu nie słyszałem, tylko ludzie o tym mówili. Wiem, że rodziny po spotkaniach z ministrem Arabskim były wściekłe. Tam powinni być inni ludzie z rządu. Wrzucono minister Kopacz w jakiś straszny wir i jej uwaga rozbiła się na milion rzeczy.
Byliście przy niej?
Jak gladiatorzy. Ale to nie wystarczyło. Rodziny mogły mieć poczucie, że zostały zostawione same sobie. Nas było pięciu, ale nie mieliśmy kompetencji do działania.
Co się stało, że dokumenty dotyczące ofiar są błędne, że prokuratura zarządza kolejne ekshumacje?
W te trumny wsadzano czarne worki. I teraz już nie można uwierzyć, że do tych metalowych trumien wkładano właściwe ciała. Nikt tego nie sprawdzał. Na kanapie wśród tych worków siedziało trzech typków. Coś pili, jedli kanapki z kiełbasą, a potem wstawali i pakowali do trumien.
Kim byli?
Nie wiem. Wtedy byli pakowaczami do trumien. Ale nikt ich nie pilnował. Nie było nadzorców ze strony rosyjskiej, nie widziałem też polskich prokuratorów, którzy dopilnowaliby tego pakowania. Nie wiem, czy ktoś pilnował, jak ciała były wkładane do worków.
A kiedy był nadzór?
Tylko podczas lutowania trumien: Trumna przyjeżdżała otwarta. Ciało było już w worku.
Nie było ciał nie zapakowanych?
Kilka było. Ubranych w rzeczy od rodzin. Ciała, które były w workach, miały ubrania na wierzchu.
Rodziny mogły sprawdzić, czyje ciało jest w worku?
Nie. Wcześniej rodzinom obiecano, że ciała będą ubierane. Byłem święcie przekonany, patolodzy też, że w Polsce zostaną przeprowadzone badania genetyczne.
Rosjanie pobierali materiał genetyczny?
Ja nie widziałem. I nie przypominam sobie, żeby ktoś o tym mówił. Proszę pamiętać, że my wszystkiego nie widzieliśmy. Kiedy trumny lakowano, to w sali Rosjanie zrobili granicę polsko-rosyjską. To był kosmos. Po jednej stronie siedziała rosyjska celniczka, po drugiej byliśmy my. Wszyscy. Po zalutowaniu trumna trafiała na polską stronę. Ale rozpętała się kompletna awantura, bo rodziny chciały wkładać do trumien święte obrazki, modlitewniki i różańce. Rosjanie nie chcieli się na to zgodzić. To było straszne, oburzające. Politycy nasi wymogli na Rosjanach, by na to pozwolili. Niech pani pamięta, że to była ceremonia pogrzebowa, ale Rosjanka jakby tego nie rozumiała. A po naszej stronie wszyscy się modlili.
Kto przybijał tabliczki do trumien?
Rosjanie, ale one były przykręcane, a nie przybijane. I robiono to porządnie. Nie wiem, czy mogły się odczepić. Ale teraz to ja nie mam pewności, czy w tych trumnach nie ma worków wypchanych trocinami albo jeszcze czymś innym. Tam było pięć stołów sekcyjnych, a po bokach kawałki ciał do niczego nie pasujące.
Zbrodnia Smoleńska a Zło Absolutne
Mirosław Dakowski 8.04.2016.
[Przypominam kolejny raz – z okazji sześciolecia ZBRODNI oraz panoszenia się KŁAMSTWA w oficjalnych me®diach – i wśród polityków.
Oby ostatni! MD]
======================================
Niestety – nie ostatni. KŁAMSTWO jest trudne do zabicia, ma wiele „Żyć’. 17 kwiecień 2023.
Te wywiady były po ich opublikowaniu wiele lat temu – posłane do Prezesa Kaczyńskiego, ministra Macierewicza. Są też w książce “O to, co najważniejsze”. Poniższe adresy internetowe mogą być już zniszczone – przecież w Internecie panują prawa dżungli. Nie sprawdzałem. MD]
===================
Mirosław Dakowski 2.4.2013 [przypominam Zbrodnia Smoleńska a Zło Absolutne – wobec totalnej dezinformacji w mediach – te szelągi, prezesi.. brrr. MD]
===================
Druga część wywiadu z prof. Mirosławem Dakowskim
Zygmunt Białas:Pół roku temu, w październiku 2012 roku, pisał Pan Profesor o stanie naszej wiedzy o przyczynach i okolicznościach tragedii smoleńskiej:“Prawda w ogólnych zarysach jest już poznana. I nie uda się już jej schować, zdeformować”.– Czy te słowa nie są wypowiedziane niejako ‘na zapas’? Co my – zainteresowani sprawą, a także ogół społeczeństwa – wiemy o tym niebywałym wydarzeniu?
Prof. Mirosław Dakowski: W ciągu trzech lat, które mijają od Zbrodni, zaktywizowało się w Polsce i wśród Polonii co najmniej kilka setek uważnych, krytycznych i dalekowzrocznych analityków. Ujawnili swe spostrzeżenia i odkrycia w Internecie, bo media drukowane oraz radio i TV są dla nich zamknięte.
W sposób naturalny połączyli się w różne grupy, badające różne aspekty sprawy. Na początku cześć ludzi poszła śladami „rewelacji fotograficznych” doc. Amielina, współpracownika KGB lub za podrzucanymi wspomnieniami różnych „dziadków leśnych”, z których na przykład jeden był tak blisko gazów odrzutowych „polskiej tuszki”, że aż musiał złapać się za karoserię samochodu.
Ta piana dezinformacji szybko została zdmuchnięta. Wiele uczyniono dla wykazania, co z podawanych wieści na pewno było fałszywką, tj. co z oficjalnych opowieści było sprzeczne z prawami logiki, fizyki, techniki – awioniki itp. Dla przykładu: pancerna brzoza, beczki podziemne, „czasy zdarzenia” itp.
Pozostały dwa kierunki poszukiwań:
Jeden usiłujący wyrwać czy rozszyfrować jak najwięcej informacji z przesłanych (elektronicznie? ) przez MAK ułomków danych z rejestratorów zrabowanych przez stronę rosyjską. Ta grupa badaczy przyjęła jako pewnik, że Tu154 M-101 rzeczywiście był tam i „rozbił się” koło Siewiernego. Szukano więc dowodów na wybuchy, „trotyl i nitroglicerynę”, ew. szukano wysokości, na których jakieś przyrządy ( tj. ich zapisy, przesłane przez MAK! ) umilkły. Kierunek ciekawy, wyniki warte poważnej dyskusji.
Większość jednak szukała dalej w przestrzeni i w czasie, szczególnie tego, co mogło się dziać wcześniej, np:
– wizyta prez. Lecha Kaczyńskiego w Wilnie we czwartek,
– ostatnie znane godziny życia wszystkich ofiar Zbrodni, a nawet
– losy hangaru nr. 21 na Okęciu oraz
– żołnierzy z tym związanych (żyją? Ilu „popełniło samobójstwa” w piątek?).
To tylko przykłady. Ponieważ Internet jest pojemny, ale i bezkrytyczny, każdy z badaczy pisał swoje uwagi i spostrzeżenia i uważał, że „zadanie wykonał”. Analitycy uważali, że ktoś te wszystkie rewelacje (szczególnie ”jego!”) analizuje, a przyczynki zbiera – i krytyczna synteza się z czasem pojawi. Tymczasem czytało to sto do tysiąca osób, góra kilkanaście tysięcy, a 90% szybko zapomniało… Oczywiście agenci różnych „mocy” czytają uważniej. A miliony ludzi czerpią swą „wiedzę” od etatowych kłamców i agentów, rozłożonych równomiernie w całym spektrum oficjalnej polityki i mediów.
Ogromnym sukcesem dr. Pawła Przywary (Free Your Mind) było opublikowanie książki zatytułowanej “Czerwona strona Księżyca“. Niestety, ku mojemu zdziwieniu, a potem niesmakowi (bardziej niż rozbawieniu), książka została przemilczana czy zakazana nie tylko przez stronę oficjalną, „rządową”, ale także przez przywódców Zespołu Parlamentarnego, czyli zwolenników „hipotezy dwuwybuchowej”. Spośród nich wypowiadały się na ten temat (zjadliwie) tylko osoby (harcownicy) nie zajmujące się badaniami, ograniczonymi zresztą wyraźnie „odgórnie” przez polityków.
ZB:Był Zamach na delegację udającą się do Katynia. To wydaje się oczywiste dla każdego, kto potrafi (i chce) logicznie myśleć. Jednakże ciągle nieznane są nam polityczne przyczyny i motywacje. Kto wydał wyrok? Czy sojusznicze NATO, BND, CIA wiedziały o planach zamachowców? Czy podzieliły się wiedzą ze swymi rządami?
I potem po 10 kwietnia 2010 roku… Czy zachodnie służby mają zdjęcia, filmy czy inne dowody zbrodni? Jeśli tak, to dlaczego je ukrywają? Dlaczego nasze państwo zostało pozbawione jakiejkolwiek pomocy?
MD: Umowy i pakty międzynarodowe, NATO
Niebo nad Ziemią jest naszpikowane satelitami badawczymi, filmującymi w trybie ciągłym na różnych długościach fal, szpiegowskimi, bazowymi dla GPS i tak dalej. Nie ma skrawka planety, który by nie był ciągle obserwowany, a obserwacje są starannie zapisywane.
Żadne powłoki chmur czy niespodziewane gęste mgły nie są przeszkodą. Rejestruje się przecież na wielu różnych długościach fal, też w podczerwieni. Dlatego jest pewne, że istnieją zapisy losów wszystkich rejsów samolotów, też w okolicach Witebska i Smoleńska.
Mają je na pewno: wojska rosyjskie, NATO, armia USA i CIA, Francja, BND (Bundesnachrichten Dienst). Osoby związane z tą ostatnią formacją usiłowały nawet przed rokiem „pohandlować” – obiecywali takie filmy za ujawnienie konkretnych wtyk „Informacji” (która, jak wiadomo, „nie istnieje”) w Niemczech [wtyki może w Bundesamt für Verfassungsschutz (BfV) ]. „Informacji”, która kiedyś była filią GRU. [Dla smakoszy: Sprawa agenta Nymphe i jej reperkusje polityczne]. Ostatecznie – targ nie doszedł do skutku, a zresztą i tak znani nam analitycy Zbrodni do ew. materiałów z BND dostępu by nie uzyskali.
Skupmy się jednak nad następująca implikacją tej „przezroczystej atmosfery”:
W przypadku, gdyby „Zdarzenie smoleńskie” było „niespodzianką” dla służb szpiegowskich Zachodu, to plany i dowody wykonania egzekucji na prezydencie państwa NATO, na generalicji NATO, mogłyby doprowadzić do światowej destabilizacji, nawet, gdyby zbrodni dokonał jakiś obcy, nie zaś armia będąca pod kontrolą rządu kraju od stulecia miłującego pokój nade wszystko. Musiały więc wcześniej nastąpić dyskretne konsultacje. Na jakim szczeblu, i na jakim poziomie niejawności, nie nam na razie rozważać.
Faktem jest, że żaden „czerwony alert” w siłach NATO nie został ogłoszony. Czy przypadkiem jest, że akurat tak się złożyło, iż rankiem 10 kwietnia wszystkie siedem satelitów obserwujących okolice Smoleńska były oślepione lub poza obszarem aktywności? Jak w przyszłości zostanie oceniona ta bierność NATO – zobaczymy . Por.: Ile satelitów widziało okolice Smoleńska 10/04? Polacy widzą jednak, ile naprawdę warte są obecne „pakty militarne” i „sojusznicy”.
ZB:Mój najbliższy rozmówca Andrzej Kisiel (nick: @Kisiel) napisał po pierwszej części naszego wywiadu: “Oczekiwałbym wątku dotyczącego wprowadzenia materiałów ze śledztwa rosyjskiego /zasobów rosyjskich służb za pośrednictwem ruskich blogerów…” Proszę więc, by Pan Profesor podzielił się swymi uwagami na temat roli GRU i Putina, i przedstawił – starannie przemilczane przez oficjalne media – fakty związane z działalnością Gorożanina iz Bernauła.
MD:Generalny Planista
Charakterystyczne, że sygnały o ukrywaniu wielu zdarzeń istotnych dla wyjaśnienia sprawy napływają też od struktur tajnych „siłowników” rosyjskich. Konsekwentnie nie nazywam ich „służbami”, bo nie wydaję się, by służyły np. Rosji, lecz albo sobie, albo swym jeszcze tajniejszym przywódcom. Mówię teraz o ich tubie, przekazującej poprzez Gorożanina iz Bernauła np. zdjęcia z rosyjskiej strony tzw. „śledztwa”. Część tych zdjęć, np. niektórych „trupów”, wygląda na fałszywki, a obiekty – na przygotowane kukły polane krwiopodobną cieczą. Ale nie wszystkie. Część zdjęć wygląda na oryginalne z MAK, a rozdzielczość i precyzja sygnalizują takie ich pochodzenie – i staranne przygotowanie. To wygląda na fragment scenariusza, który nazwaliśmy „gra kota z poranionymi myszkami”.
Użyję tu rozróżnień zaproponowanych przez Rolexa (por. np. tu: Hipoteza i analiza: KASYNO) . Dzieli on wroga na trzy klasy: Planistę, Gracza i Hazardzistę – idiotę. Do myszek mogą należeć ludzie z wszystkich trzech powyższych klas. Tak niektórzy w Rosji, jak wykonawcy w Polsce, oczywiście, a szczególnie z grupy „Gracza” i „Hazardzisty”. Najgorsze i najboleśniejsze jest jednak to, że do myszek należą zwykli, uczciwi Polacy, którym zależy na odkryciu Prawdy i ukaraniu zbrodniarzy. Wszystkich.
Spróbuję ustalić, kto jest tym Ostatecznym Planistą. Już teraz, po trzech latach, nie jest to niemożliwe.
W niedawno opublikowanej książce Masoneria 2012 Stanisław Krajski ukazuje jądro wszystkich „struktur tajnych” w kilku imperiach i państwach, w czasie ostatnich dwóch stuleci. Z tej tajności wynika (czy to pokusa naturalna??) tendencja, by stać się prawdziwym Panem Imperium, a za tym Panem Świata. O tej pokusie napisano dziesiątki poważnych rozpraw, a także opisano ją czy sparodiowano w setkach Bondów i podobnych produkcjach oraz w tysiącach komiksów.
Najtajniejsze w wojskowych strukturach tajnych były i są loże z grupy lóż „francuzów”, czyli najmocniej oddanych „synowi Poranka”, to jest Lucyferowi. Taka była i jest dalej – Loża Propaganda Due (P2). Podobne loże w krajach Europy Środkowej i Wschodniej St. Krajski nazwał – chyba hipotetycznie – loże P3. Otóż ich istnienie w strukturach wojskowych, a szczególnie w sprywatyzowanym GRU (Главное Разведительное Управление) i ich filii na Białorusi, w Polsce itp. jest zauważalne, nie tylko wyczuwalne. One zapewne są tym Centralnym Planistą. A posługują się – całą organizacją państw, na których pasożytują.
Wrócimy więc do Gorożanina, jednej z ich tub: Poza starannie dozowanymi „przeciekami” z dokumentacji Zdarzenia, jeden z jego awatarów czy wykonawców, podrzuca nam fotomontaże z czwartku (8 kwietnia) z wizyty LK u prezydent Litwy Dalii Grybauskaite. Sugerując, że pani G. też jest „w tym umoczona”. Nie wiem, dlaczego ten wątek nie został (zdaje się) w Polsce przedyskutowany ani rozwinięty. Zdjęcia z portali rządowych na Litwie i w Polsce nie przesądzają sprawy i są bardzo wątpliwe [co do ich autentyczności.] , a świadkowie i uczestnicy tej wizyty – są starannie ukrywani [np. Sasin. md w 2016]. Tymczasem ew. wyjaśnienia byłyby konieczne, znacznie zmniejszyłyby ilość niewiadomych.
Sformułuję to tak: Gdyby w tej wizycie i po niej nie było mrocznych momentów, może dni, to Antoni Macierewicz czy Jarosław Kaczyński mogliby je dawno wyjaśnić, a fakty i dokumentację opublikować. Siły uczciwych i odważnych badaczy przydałyby się do dalszych prac, a nie do marnowania się w „próżnych dywagacjach”. Tak jednak się nie stało. Dzieje się to z ludźmi, z którymi znam się od dawna, których w większości lubię i poważam. Ale od Tamtego Czasu reagują, jakby byli sparaliżowani, na uwięzi wzroku piekielnej Kobry.
W „zdarzeniu smoleńskim” od początku jego rozgrywania i nagłośnienia widać staranne dozowanie „zdarzeń medialnych” (jak kiedyś to określił nieoceniony Geremek), by widz /słuchacz musiał mieć wątpliwości, ale nie mógł ich rozwiązać, ew. nie mógł swoich podejrzeń ugruntować. W przypadku „zdarzenia smoleńskiego” brak na złomowisku kokpitu, ciał, foteli, przemieszczają się różne ścianki, które „robią” za tą samą w różnych śledztwach. Te fakty też raczej nie są „niedoróbkami”, lecz przekazują ten sam sygnał: Przedstawiamy wam „argument nie do odrzucenia”.
Ten scenariusz widać przy wielu zbrodniach: Litwinienkę można było przecież pchnąć gdzieś w ciemnej ulicy zaostrzonym pilnikiem w serce, a ciało podrzucić za niewielką opłatą do jakiegoś klubu pederastów czy burdelu, gdzie przerażeni klienci i zszokowane pracownice by zaświadczyły, że wtoczył się sam – a potem okazało się, że chyba przypadkiem wbił się na swój pilnik.
Wariant z Po-210 jest miliony razy droższy oraz bardziej niebezpieczny dla wykonawcy, a pozostawia ślad. Daje jednak satysfakcję, że „wiecie, co to znaczy, że to my, ale nie śmiejcie tego udowodnić”. A sprawca jest nagradzany – w tym wypadku miejscem w Dumie państwowej.
Podobnie z wysadzeniem w powietrze budynków z mieszkańcami w Bujnaksku, Moskwie i Wołgodońsku we wrześniu 1999 roku. W Riazaniu milicja przypadkiem, na skutek czujności mieszkańców bloku, aresztowała sprawców – byli to funkcjonariusze FSB, ale worki z heksogenem zamieniły się podczas badań w Moskwie w … cukier. Znów, jak zwykle: „Wiecie, bójcie się, ale nie odważycie się czegoś udowodnić”.
ZB:W Pańskim portalu www.dakowski.pl znajduje się wiele tekstów związanych z bezczeszczeniem zwłok ofiar tragedii smoleńskiej. Mamy dowody na loże satanistyczne w GRU, u Gorożanina – twierdzi Pan Profesor. – Proszę przedstawić te fakty, które przecież nie są na ogół znane Czytelnikom.
MD: Może trochę dziwić, czemu w tutejszych mediach zapadła cisza, gdy udowodniono, po tych niewielu z dopuszczonych, ekshumacjach, że już po okazaniu ciał Ofiar zbrodni rodzinom, odbyła się na tych zwłokach jakaś orgia, zupełnie nie mająca sensu ekonomicznego, geopolitycznego czy PR-owskiego.
W niechlujne jej ukrywanie zostały co prawda wciągnięte osobniki rodzaju Arabskiego i Tuska („zakaz otwierania trumien w Polsce”), ale to marginesy sprawy.
Istotny jest meta-sens całej Zbrodni, w tym tej orgii: To NIENAWIŚĆ w stanie absolutnym, oddanie czci Złemu. O satanizmie Lenina, Dzierżyńskiego czy Zinowiewa i całej tej bandy pisało dużo myślicieli, głównie rosyjskich. Z „lżejszych”, jeśli można tego terminu użyć, por. Rozkoszna dupa Lenina oraz Wiara a wiedza – CzK i Lenin .
Na temat czynnego satanizmu połączonego z perwersjami w rządach USA, władzach NATO jest sporo dokumentów prokuratury amerykańskiej, np. w sprawach „Project Monarch”, czy „MK-Ultra”. O bezkarności wysoko (bardzo wysoko…) postawionych opiekunów mordercy – pedofila Marc Dutroux czy podobnych w Sądzie Najwyższym w New South Wales (Australia) można, choć z trudem, znaleźć dokumenty. Te kręgi na pewno tworzą wspólny front z lożami nazwanymi P3 w Azjopie, jak lubią perwersyjnie nazywać „swój” kontynent ci „władcy”. Zbudowali sobie przecież nawet stolicę – ASTANA (Satana). Por.: Czy Miasto Szatana będzie stolicą masońskiej Eurazji?
Czy ich rozkazy będą rzeczywiście dla wszystkich „argumentem nie do odrzucenia”? – To będzie zależało od nas wszystkich, od naszej determinacji.
ZB: W pierwszej części naszego interview mówił Pan Profesor: “Nie istnieją, nie są zebrane precyzyjne zeznania Rodzin (ostatnie dni, telefony, sms-y, transport na ‘lotnisko’ itp.). Próby ich zbierania są konsekwentnie blokowane“. – Kto blokuje te próby? Dlaczego? Jakie znaczenie mają zeznania bliskich ofiar dla wyjaśnienia tragicznych wydarzeń?
MD:Ankiety wśród Rodzin Ofiar.
Po trzech latach okazało się, że nikt nie przeprowadził najprostszych badań ankietowych wśród Rodzin. Fakt, iż nie zrobił tego ani rząd ani opozycja parlamentarna, świadczy, iż po wynikach takiej ankiety spodziewają się czegoś niewygodnego dla nich czy może strasznego. Jedną z list istotnych pytań można znaleźć pod: Pytania. 8-10 kwietnia 2010 (z uzupełnieniami)
Nie przeprowadzili takich ankiet prokuratorzy „prowadzący” śledztwo smoleńskie (cudzysłów wskazuje, iż większość myślących Polaków widzi pozorność tego „śledztwa”). Nie prowadziły też inne organy do tego powołane. Ale na nie od dawna przestaliśmy liczyć. Powtarzam jednak ze smutkiem, że nie prowadzili też politycy opozycji ani głośni z „niezależności” dziennikarze czy pisma. Muszę stwierdzić, iż nie zdali egzaminu na Polaka.
My, szeregowi „badacze z internetu” usiłowaliśmy namówić harcerzy z ZHP oraz ZHR, a także niektóre zakony. Były to jednak próby indywidualne, niespójne. Bezskutecznie. A to tylko ok. 100 rozmów… Pół żartem mówiliśmy, że nieufność oficerów łatwiej rozproszą energiczne a zgrabne druhny, a w Rodzinach – skromne zakonnice.
Nie udało się przeprowadzić tego poufnie – a były już także działania zniechęcające. Ja nie mam więcej sił. Proszę więc wreszcie JAWNIE wszystkich, którzy zechcą pomóc:
Znajdźcie spójną grupę ankieterów– są bardzo potrzebni, a na wyniki czekamy. Trud chyba nie tak wielki.
ZB:W październiku ub.r. odbyła się I Naukowa Konferencja Smoleńska w Warszawie. Pański referat zatytułowany “Informacje, jakie można uzyskać metodami logiki i fizyki o zdarzeniu smoleńskim 10/4” nie został przyjęty na konferencję. Podobnie potraktowano pracę dr. Pawła Przywary (FYM-a). Czy można to odrzucenie rozumieć jako brak gotowości kręgów naukowych czy decyzyjnych do swobodnej (i poważnej) rozmowy na temat tragedii narodowej?
MD: Z przebiegu zdarzeń w ostatnich trzech latach można wydedukować, iż:
1) Jarosław Kaczyński (dalej, tylko dla prostoty, używam skrótów JK oraz AM) od ranka 10 kwietnia, a może wcześniej, dostał, usłyszał czy zobaczył „argument nie do odrzucenia”, po którym był na tyle przybity, iż działał jakby we śnie. JK nie pozwolił zbadać fachowcom „telefonicznej rozmowy z Bratem w samolocie”, która budzi dużo podejrzeń. Nie kazał natychmiast udokumentować, nie zrobił sensacji, gdy już w Polsce po otwarciu trumny Brata zobaczył nogę w generalskim mundurze, z lampasem. Tu pasuje generał Kwiatkowski ze względu na wzrost. To tylko nieliczne przykłady z wielu podobnych.
2) Inny „argument nie do odrzucenia” musiał zadecydować, że AM ze sporą grupą wybranych badaczy postanowił założyć końskie okulary. Nie chciał widzieć, skąd pochodzą „elektroniczne zapisy zdarzeń” (a pochodzą z MAK); zrobił prawie wszystko, by NIKT nie zajął się dokładnie zbadaniem przygotowań do wizyty w Katyniu, przygotowań lotu oraz jazdy pociągiem i samochodami, czy to w kancelarii Prezydenta, czy wreszcie na Okęciu, a także, by nie wchodzono poza quasi -dogmat o „rozbiciu tutki” – i badano tylko kilkadziesiąt sekund tego „zdarzenia medialnego”.
Wygląda na to, że w tych ramach pozwolono im na wszelkie „obliczenia” i hipotezy, bo wszystko to da się później podważyć. Stąd taka panika w drużynie AM i w służącej jej grupie dziennikarzy, szczególnie z GaPol-a, gdy pojawiają się (liczne i częste) wskazania na niewyjaśnione Zjawiska Dalsze (w czasie i przestrzeni).
3) Czy da się taką „maskirowkę” uprawiać dalej? – TAK, ale aż do całkowitej kompromitacji i ośmieszenia tej grupy ludzi. I utraty zaufania Polaków do niej.
ZB:Ponad pół roku temu zwrócił Pan uwagę na rozproszenie poszczególnych grup, poszukujących prawdy o Smoleńsku. Postulował Pan zorganizowanie parodniowych, zamkniętych warsztatów dla kilkunastu lub więcej osób z ‘różnych obozów’. Stwierdzał Pan, iż “forum wspólnego dochodzenia do prawdy przyspieszy jej ujawnienie”. Czy są już jakieś efekty Pańskich starań. I jeszcze chciałem zapytać tu o rolę i znaczenie Tajnych Kompletów (www.tajnekomplety.com ).
MD:WARSZTATY. – W październiku 2012 powstał projekt zorganizowania warsztatów dla wszystkich, którzy w ciągu minionych dwóch i pół roku wnieśli wkład w badania „Smoleńska”. Nie użyłem tu oczywistego dla nas terminu „zbrodnia”, by życzliwie zaprosić też członków Komisji Millera/Laska czy jezuitę/lotnika/inżyniera (O. Krzysztof Mądel), a nawet pana Pawła A. z Canady, który jako argumentów w dyskusji używa opowieści, jak to codziennie wykonuje parę beczek w powietrzu. [dodaję w 2016: To Paweł Artymowicz, z rodziny „powiązanej” [—] , a dane do głupawych analiz dostawał od krewnych uplasowanych w „komisji” Millera czy Laska Smoleńskiego. ]
Uzgodnione i opracowane wyniki tych dyskusji zostaną spisane (oczywiście z podaniem „głosów odrębnych”) i opublikowane w Internecie i w postaci książki. Istnieje zalążek zespołu programowego i opracowującego wyniki Warsztatów. Sygnalizowałem już te propozycję, m.in. na „Tajnych Kompletach” (TK, por. Mgła smoleńska ). Ale Tajne Komplety też od czasu do czasu borykają się z hakerami.
Takie warsztaty mogą być owocne jedynie, gdy będą wolne od nacisków politycznych, finansowych, a także od Policji – tajnych, widnych i dwupłciowych. Dlatego od przeszło pół roku szukamy zamożnych Polaków, którzy zechcieliby sfinansować ten projekt. Ktoś doświadczony doradził, by pieniądze zbierał jeden z zamożnych, nie zaś uczony w podartych portkach. Chętniej dadzą, zamożny jest dla podobnych bardziej wiarygodnym.
Zwróciłem się z tą propozycją pośrednio do czterech osób, dwóch z Polski i dwóch z Ameryki. Z Polski – do jednej przez jego syna, z którym bywałem wcześniej w bliskim kontakcie, a do drugiej – przez księdza, znanego, a zaufanego tej rodziny. Do jednego pana z Ameryki przez poważna osobę, mającą jego telefon osobisty, więc potrafiącą obejść „barierę goryli”, zresztą w spódnicach. Żadnych reakcji. Czwarta osoba zamożna odpowiedziała, ale… na temat wpływu kolejności rodzenia się bliźniaków na ich przyszłe, kluczowe decyzje. Tym się ośmieszyła i wykluczyła.
Przyznaję: Nigdy nie potrafiłem wyrwać czy wyżebrać grantów, nawet na naprawdę kluczowe badania. Więc ten „rezonans” jest zapewne moją winą. Ale straciłem nadzieję na poufne załatwienie sprawy. Dlatego proszę czytelników, którzy uznają racjonalność zorganizowania WARSZATÓW, o aktywność i pomoc. [w 2016 zorganizowanie takich WARSZTATÓW byłoby łatwe dla obozu władzy. Jednak pisma, prośby do Min. Macierewicza, czy dr. Berczyńskiego nie znalazły (na razie) odzewu.].
Ponieważ okazuje się, że ogromna większość twórczych i płodnych analityków żyje po prostu w biedzie materialnej, uznaliśmy za konieczne sfinansowanie tych 10-14 dniowych WARSZATÓW, jak i w razie potrzeby kosztów dojazdu. Z tych ostatnich względów spotkanie to odbędzie się w Polsce, oczywiście „na osobności” i koniecznie bez obecności dziennikarzy. Rozbawiło mnie, gdy wyliczono, iż tańsze byłoby spotkanie nad Morzem Czerwonym, ale zrezygnowaliśmy z tej propozycji ze względu na bezpieczeństwo podróży w chmurach (dzięki, Clouds!).
Wtyki na pewno będą – ale przy jawności prac nie są one szkodliwe. A osoby wrzaskliwe, utrudniające prace, wyprosimy. Bez żadnej dyskusji. Oceniam (wstępnie) sumę potrzebną na taką imprezę i na opracowanie i wydanie materiałów na ok. 25 tysięcy euro lub dolarów. To „lub” wskazuje, że potrzebna suma oszacowana jest mało precyzyjnie.
Celem WARSZATÓW, poza uzgodnieniem strony merytorycznej oraz ustaleniem dalszych kierunków poszukiwań DOWODÓW, jest też zbadanie kompetencji i dobrej woli głośnych w mediach „speców” od Laska-Millera, oraz przetestowanie chęci wyjścia poza hipotetyczną „ostatnią minutę Tu-101” badaczy zaakceptowanych i lansowanych przez Przewodniczącego Zespołu Parlamentarnego. [To się w woju nazywało „rozpoznanie bojem”, o ile pamiętam]. Dla nas wszystkich to będzie sprawdzian horyzontów, odwagi i determinacji.
Co do „Tajnych Kompletów” – to są one tak „tajne”, że można je jedynie wspierać. I propagować. I korzystać – szczególnie cenne są dla tych, którzy wolą słuchać, niż czytać. Oczywiście „eskimosi” znają ich adresy i szukają ew. słabości – i atakują… O poczuciu naszego bezpieczeństwa niech świadczy fakt, że wersję roboczą tego wywiadu umieściłem w bezpiecznych miejscach, na wypadek, gdybym nagle zechciał się pokroić piłą łańcuchową.
ZB:Miesiąc po tragedii, w maju 2010 roku, mówił Pan: “W tym kretyńskim systemie, zwanym urągliwie ‘demokracją’, to MY jesteśmy suwerenem. Czyli jakoś wybrani (zresztą oszukańczo) politycy nie mają prawa ZA NAS decydować o utracie NIEPODLEGŁOŚCI. (…) A my, dla przeżycia jako NARÓD, a nie jako biomasa, musimy znać PRAWDĘ. I ją poznamy”. – Czy teraz po trzech latach powtórzyłby Pan te słowa. Czy nie czuje się Pan zawiedziony postawą SUWERENA? Tu postawię Panu dwa zasadnicze pytania:
— CZY POZNAMY PRAWDĘ O SMOLEŃSKU?
— CZY ZACHOWAMY NIEPODLEGŁOŚĆ?
MD: Ponieważ nasze siły ludzkie są znikome wobec sił WROGA, od dawna odwołujemy się do Trójcy Świętej. Za przewodem księdza Stanisława Małkowskiego promujemy Krucjatę za Ojczyznę, Krucjatę o poświęcenie Rosji przez Papieża zgodnie z żądaniami Matki Bożej w Fatimie, oraz Intronizację Jezusa Króla Polski – przez takich władców, jakich w Polsce mamy czy mieć będziemy.
Sanabiles fecit Deus nationes – przekonuje i udowadnia Feliks Koneczny.
ZB:Dziękuję za rozmowę! Choć Pan Profesor wspominał, że nie będzie wracał do spraw związanych ze Smoleńskiem, to jednak wierzę, że jeszcze wiele razy zabierze głos na temat wydarzeń okropnych i mrocznych, a przecież tak ważnych w życiu naszym i naszej Ojczyzny. W imieniu Czytelników i swoim życzę Panu pomyślności w działalności społecznej i w życiu osobistym!
MD: Pisze Pan o mnie: “wspominał, że nie będzie wracał do spraw związanych ze Smoleńskiem...”. To był zwrot retoryczny, służący temu, by uświadomić Polakom, na przykład o pół wieku ode mnie młodszym, że Serenissima Was potrzebuje! Teraz.
Tak długo, jak walczyć o Nią będzie siedmiu, nawet trzech, to Ona żyć będzie.
Z Panem Bogiem
Mirosław Dakowski
Wielki Piątek 2013 r.
========================================
Aneks:
Протоерей Grzegorz Gorodieńcew.
“O istocie zbrodni rytualnych”, Wyimki:
Mordy rytualne to potężny, powstały już dawno temu, ale obecnie wyostrzony w doskonały oręż diabła używany w niewidzialnej, zażartej walce o dusze chrześcijańskie. Tak można rozpoznać mord rytualny.(…)
BUDOWA HIERARCHII WSPÓŁUDZIAŁU
Jest rzeczą oczywistą, że istnieją bezpośredni zleceniodawcy i wykonawcy zabójstw; są także ci, którzy nie brali w nich bezpośredniego udziału, ale wiedzieli o wszystkim i kryli przestępców; są i tacy, którzy prawdy nie znali, ale na podstawie dostępnych informacji, wrodzonej inteligencji i innych zdolności mogliby się jej domyśleć, a jednak wierząc ślepo, że wszystko to jest czczym wymysłem, również bronili zabójców; i wreszcie istnieją osoby nieświadome niczego, poinformowane tylko o fakcie przestępstwa, ale zachowujące całkowitą obojętność i milczenie, przez co bezwolnie sprzyjające pośrednio ukrywaniu sprawców i dokonywaniu nowych podobnych zbrodni, które zawsze łatwiej popełnić w atmosferze obojętności i braku jakiegokolwiek (w tym dostępnego dla każdego) duchowego sprzeciwu wobec przestępców.(…)
TEATRALNA JAWNOŚĆ
Przestępcy usiłują zawiadomić o zbrodni rytualnej, najczęściej o zabójstwie, jak największy krąg osób, rozgłaszając mord przez posłańców (tych najętych i tych nieświadomych), słowem i obrazem, z pomocą telewizji i prasy.(…)
ODWRÓCENIE UWAGI
Nas, Rosjan, uważa się pewnie za idiotów, niezdolnych do zrozumienia, co mianowicie kryje się za tą nachalną otwartością, jawnością (widocznością, pokazywaniem w telewizji) przestępców rytualnych, która w naszych czasach osiągnęła apogeum przy wykorzystaniu techniki SMS.
Otóż, zawiadomiwszy nas jakąkolwiek drogą (obecnie najczęściej przez SMS) o przestępstwie tego rodzaju (rytualnym), jego uczestnicy starają się – jakby paradoksalnie to nie wyglądało – wszelkimi sposobami zaprzeczyć temu faktowi, że zabili…
Osiągnąć to można (i osiągano) np. drogą negacji moralnego znaczenia dokonanego przestępstwa rytualnego. Wbrew faktom zmienia się jego charakter, sprawców i ich motywy, określając je jako całkowicie niezwiązane z rytuałem, a dokonane albo przypadkiem, “zwykłym wypadkiem”, albo dla rzekomych korzyści materialnych, lub w wyniku porachunków gangsterskich.
Zresztą dysponują też innymi sposobami ukrycia rytualnego charakteru przestępstwa. Na przykład przez odwrócenie od niego uwagi i skierowanie jej na zupełnie inny przedmiot.
Oczywiście jednak najbardziej oburzającym dla nas, a najbardziej pociągającym dla uczestników (sprawców) tych czynów jest to, że niekiedy wręcz – przedstawiają owe przestępstwa jako nieistniejące. Udaje się to dzięki niepojętej naszej głupocie… “
To był fragment komentarza A-TEM-a, link: http://www.marektomasz.salon24.pl/442723,partactwo-rosjan
==========================
Poniższe drobne uwagi – to relacja z „panicznego ukrywania – i usiłowań „przebicia się” md]
[Wywiad pojawił się na Salonie24, w neo-NE (tu na razie STARANNIE ukryte w dziale “polityka”), na „Obiektywnie” (wszędzie w blogu p. Białasa), może jeszcze gdzieś, więc uznałem, że i u mnie przyda się kopia. Część pierwsza jest tu: Co ukrywają: Inscenizacja na Siewiernym, trumny Ofiar, oraz Zespół Parlamentarny
Umieszczono też (wreszcie!) mój wywiad na ten temat na Tajnych Kompletach
Wobec TOTALNIEGO ignorowania sprawy przez meRdia drukowane i Trelewizje, to i tak kropla w morzu dezinformacji. Mirosław Dakowski]
=======================
mail:
Co ukrywają: Inscenizacja na Siewiernym, trumny Ofiar, oraz Zespół Parlamentarny. [17 kwiecień 2023. Przypominam kolejny raz, bo Prezes i Minister brną w KŁAMSTWO. MD [kwiecień 2016, przypominam w szósta rocznicę, bo nowych FAKTÓW nam wrogowie bronią, ale muszą pamiętać, że Naród nie podda się. MD] Zygmunt Białas Prof. M. Dakowski 24 marca 2013 O inscenizacji i o Zespole A. Macierewicza …Bo o Raportach MAK i Millera nie warto nawet pisać… “Katastrofa”, której nikt nie widział, nikt nie słyszał, i nie zachowały się żadne dowody. MAREK TOMASZ Pierwsza część wywiadu z prof. Mirosławem Dakowskim Prof. Mirosław Dakowski: Laudetur Iesus Christus! Poruszyło mnie, gdy przeczytałem to katolickie rozpoczęcie tekstu inż. Krzysztofa Cierpisza: Zawiadomienie do Prokuratury Generalnej o porwaniu Delegacji do Katynia cz.I wysłanego do Prokuratur, Generalnej i Wojskowej. Odczytałem to tak: W sensie ludzkim, proporcji sił, wobec Planistów i sprawców tej Zbrodni stoimy na pozycji oczywiście przegranej. ONI mają struktury tajne, rządy, media, pieniądze. Jednak Chrystus jest PRAWDĄ, ON zwycięży. Dlatego można i należy śmiało prawdy szukać. Za wszelką cenę. Zygmunt Białas: Już prawie trzy lata minęły od dnia, w którym nastąpiły wydarzenia wykraczające poza nasze wyobrażenie o tym, co (jeszcze) może się stać. Co Pan, Panie Profesorze, myślał w pierwszych chwilach i potem w następnych dniach po tej niebywałej tragedii? MD: W sobotę, 10 kwietnia 2010 r. w czasie mego wykładu na uczelni w dalekim mieście dostałem sms-a o treści: Donek i Putin zabili nam Prezydenta. Sądzę, że te parę słów oddaje pierwsze wrażenie większości uczciwych Polaków. Mało kto poszedł wtedy za dyrektywą ministra R. Sikorskiego ujawnioną przez gen. Sł. Petelickiego: “Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”. Ten kierunek „badań” nachalnie podchwyciły służalcze w stosunku do władz media. Wielu badaczy usiłowało przez te trzy lata wykryć, co naprawdę się stało. Mimo, iż starano się zniszczyć wszelkie dowody, tak w Polsce, jak w Rosji, a wrak jednego z samolotów zrabowano, inne zaś (Jak-i URVIS, URYNA [sic!] i ew. Tu-102) gdzieś pochowano. Możemy się pochwalić jedynie osiągnięciem cząstkowym: Z okruchów informacji i dezinformacji ustaliliśmy ze 100 % pewnością, co się nie stało. Oraz – kto i w których swych odkryciach, analizach i wnioskach – na pewno kłamie. Natomiast na temat: CO SIĘ STAŁO? – po trzech latach nie ma jeszcze wiarygodnej odpowiedzi. Jest jedynie kilka hipotez. To będzie tematem całej naszej rozmowy, dla mnie podsumowującej, a może kończącej mój udział w śledztwie. ] ZB: Adresatem naszego wywiadu jest Czytelnik, który zajęty swymi codziennymi obowiązkami, nie ma zbyt wiele czasu na dokładne śledzenie wszystkich wydarzeń związanych z tragedią i śledztwem. Proszę więc, by zechciał Pan wyjaśnić temu Czytelnikowi, dlaczego nie przyjmował Pan konsekwentnie ustaleń moskiewskiego MAK, komisji Millera oraz polskiej prokuratury. ] MD: Jest zdecydowanie gorzej, niż Pan sugeruje: Czytelnik nie tylko nie ma zbyt wiele czasu na dokładne śledzenie wszystkich wydarzeń związanych z tragedią i śledztwem, ale na swoje nieszczęście, czytuje Gie Wu, ogląda, choćby biernie, bez analizowania różne TVN-y. W każdym mieszkaniu ciągle, z wielu odbiorników, sączy się dezinformacja. O ile lepiej mieliśmy „za Stalina”: W akademiku (sypialnie na ośmiu studentów) gadał niewyłączalny kołchoźnik. Ale był tylko jeden, można było zresztą dyskretnie przeciąć druty, lub „rozumieć go na opak”. Teraz – masz „wybór” między „Tańcem z (..)-iazdami” a teleturniejem lub dyskusją ekspertów (od prania mózgów). Dużą część ludzi już ten wybór zadowala. Dlatego możliwe jest wciśniecie ludziom jako ich własnego poglądu, że: „ja to już rzygam tym Smoleńskiem”. I temu musimy stawić czoło. Co do ustaleń MAK czy Millera: Ilość ewidentnych kłamstw w raportach MAK i Millera była tak duża, że nikt krytyczny śledzący literaturę przedmiotu tym „organom” nie wierzył. Istnieje poważna literatura na ten temat, omówienie jej przekracza jednak objętością możliwości tej rozmowy. Śledzenie literatury przedmiotu jest niestety możliwe jedynie na uczciwych portalach internetowych, ciągle zanieczyszczanych przez agentów oraz tzw. trolle. Samodzielne śledzenie sprawy wymaga jednak sporo czasu i krytycyzmu, czyli wysiłku. Wyniki analiz tych raportów podsumował Łażący Łazarz, może dość brutalnie, ale precyzyjnie: „MAK w dupie”. [por.Mak w dupie] Mój wkład we wczesną fazę walki przeciw oficjalnej dezinformacji, był prosty: Ośmieliłem się (a było to w czasie wielu okrutnych, odstraszających skrytobójstw ludzi znających się na sprawie i dających temu wyraz) złożyć zeznania w Wojskowej Prokuraturze Okręgowej [Zeznania świadka M. Dakowskiego dla Prokuratury Wojskowej] w sprawie dla fizyka najprostszej, to znaczy z argumentami opartymi o prawa zachowania obowiązujące w całym Wszechświecie i o geometrię, też identyczną dla całego Wszechświata: – Brzoza (zwana później pancerną lub kevlarową) nie mogła urwać skrzydła, bo byłaby na to parę rzędów wielkości (sto do tysiąca razy) za słaba. Potwierdziło to później wielu badaczy, a szczególnie prof. W. Binienda poprzez zaawansowane obliczenia i użycie programów komputerowych sprawdzonych w obliczeniach dotyczących lotnictwa i lotów kosmicznych. – Żaden duży samolot, w tym Tu-154, nie mógłby się poderwać, gdyby zahaczył skrzydłem na wysokości 5,6 metra, bo musiałby ogonem wyryć w ziemi rów, którego nie ma na zdjęciach terenu. Prosty brak miejsca… – Sławna „beczka” musiałaby zostać wykonana, ze względu na geometrię (duża rozpiętość skrzydeł samolotu) – pod ziemią. A takie figury są w akrobatyce lotniczej nieznane. – Potwierdzona zdjęciami obecność śmieci, toreb plastikowych, gniazd ptasich, drewnianych budek w najbliższej okolicy „pancernej brzozy” wyklucza możliwość, że obszar ten się znalazł w strumieniu gazów z silników odrzutowych. Rozrzut rozłożonych na złomowisku części metalowych wyklucza „śmierć na skutek przeciążeń (przyspieszeń) rzędu 40-100 g”, jak konkluduje np. MAK. Późniejsze relacje rodzin pomordowanych dotyczące oględzin zwłok (m. in. Anny Walentynowicz) potwierdziły w pełni moje wcześniejsze analizy i zeznania w prokuraturze. Mówię o oględzinach w Moskwie, tj. przed jakąś niewyobrażalną, satanistyczną orgią, która nastąpiła później, a w wyniku której np. czaszka Anny Walentynowicz została pokruszona, a w kilku ekshumowanych ciałach znaleziono jakieś rękawiczki, niedopałki, rękawy, śmieci. Analizy nielicznych dostępnych zdjęć i złomowiska koło lotniska Siewiernyj wykazały w ciągu następnych dni przemieszczanie się tam i dziwne zmiany różnych elementów metalowych. Np. „ścianka” pochodząca rzekomo z Tu, która ma na niektórych zdjęciach 7, na innych 9 czy 10 okienek uznawana jest oficjalnie, a także przez bezkrytycznych dziennikarzy i filmowców za ten sam element (analizy Yurko). Udowodniono również jednoznacznie wcześniejszą inscenizację na tej scenie (wcześniejszą – tj. przed czasem „katastrofy”, oficjalnie zresztą nieokreślonym, chyba celowo i szyderczo). Ośmiesza to raporty oficjalne, ale jest też trudnością dla spójności hipotezy „dwuwybuchowej”. ZB: 6 lipca 2010 roku powstał Zespół Parlamentarny d/s wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej kierowany przez posła PiS Antoniego Macierewicza. To budziło nadzieję Polaków i – zdaje się – także Pana Profesora na gruntowne i w miarę szybkie dotarcie do prawdy o okolicznościach śmierci polskich delegatów udających się do Katynia. Jak Pan z dzisiejszej perspektywy ocenia działania Zespołu? MD: Strona podejrzana o planowanie i wykonanie zbrodni zrabowała i nie oddaje nawet po latach najważniejszych dowodów: Gdzieś, tam są wszystkie rejestratory, kokpit, reszta wraku. Kokpit „znikł”, a przecież w nim każdy przyrząd ma swój unikalny numer i charakterystykę. O „zabawie kota z poraniona myszką” w wykonaniu tajnych struktur „tamtejszych” powiem więcej w II części tej rozmowy. Jednak ujawnienie wielu, bardzo ważnych dla śledztwa, spraw leży w mocy polityków opozycji, tak z otoczenia JK, jak i AM. Oczywiście nie wspominam tu o „grupie rządzącej”, bo jest już pewne, że grupa ta zajęta jest od początku, a może i wiele wcześniej, mataczeniem i niszczeniem dowodów ( jeśli za początek przyjmiemy ranek 10 kwietnia). Konieczne są przesłuchania (w procedurach z jasnymi konsekwencjami karnymi, a choćby moralnymi, za ew. przemilczenia czy kłamstwa) osób z otoczenia Prezydenta i z jego kancelarii. Dla przykładu niezbędne są zeznania i dokumenty pisane i filmowe na temat losu prezydenta od rozmowy z prez. Grybauskaite aż do hipotetycznego„wejścia na pokład Tu101” w sobotę. Czy na przykład córka , pani Marta Kaczyńska, rozmawiała bezpośrednio z Ojcem w tym czasie? Czy min. Sasin oraz pani Zofia Kruszyńska – Gust [por. np.Gdzie jest Zofia Kruszyńska – Gust ‑ocalała z katastrofy”? ] rozmawiali z nim w piątek wieczorem będąc razem, w tym samym pokoju?? Kto Go (z małżonką?) wiózł w sobotę na Okęcie? Gdzie zdjęcia, filmy, zeznania? Czemu takie, oczywiste i narzucające się pytania taktowane są przez wszystkich Graczy Oficjalnych (czyli tak przez grupę rządzącą, jak i polityków opozycji) jako naruszenie tabu, ważnego dla ROZGRYWAJĄCYCH? Przecież jasne odpowiedzi na wiele takich pytań mogłyby znacznie zmniejszyć podejrzenia rozsądnych analityków o świadome ukrywanie ważnych faktów i spraw –zarówno przez otoczenie Jarosława Kaczyńskiego jak i (odmiennie – nie wiemy jednak, czemu?) otoczenie Antoniego Macierewicza. Nie nam oceniać motywy ukrywania pewnych wątków przez AM i JK. Nie znamy przecież przyczyn. Stwierdzam jednak, że to ukrywanie jest widoczne od kwietnia 2010 roku oraz że jest ono przeszkodą do poznania i ujawnienia prawdy. Co do lansowanej jako jedyna prawda „hipotezy dwu-wybuchowej” nawet A. Macierewicz mówi: “Podkreślam, że to jest hipoteza. Nie mamy zamiaru twierdzić, że to jest ostatnie słowo, także ze strony zespołu parlamentarnego, ale jest to jedyna całościowa hipoteza”. Otóż jest to hipoteza, ale nie jedyna – i zdecydowanie nie całościowa. Nie są dostępne jakiekolwiek dowody na to, gdzie był i co robił Prezydent Lech Kaczyński od czwartku przed południem, gdy (nagle?) poleciał do Wilna i widział się i rozmawiał z prezydent Litwy Dalią Grybauskaite. Niektóre z udostępnionych zdjęć z tej wizyty są dla specjalistów od fotografii komputerowej ewidentnymi fotomontażami. Np. na udostępnionej (po około dwóch latach od Zdarzenia!) kopii zdjęcia z rozmowy tych dwojga prezydentów, głowa prez. LK została doklejona do innego korpusu (analiza Yurko na poszczególnych szeregach pikseli). Faktem jest, że nie ma możliwości obejrzenia i profesjonalnej analizy filmów z Wilna z czwartku, 8 kwietnia, szczególnie z drugiej części wizyty i z opuszczenia Wilna (Odlot? Jakim samolotem? A może odjazd? Z jakimi osobami towarzyszącymi?). Niedostępne są protokoły, zdjęcia, filmy, listy osób towarzyszących i ich zeznania, protokoły BOR-u itp. Charakterystyczne, że sugestie o zmanipulowaniu relacji fotograficznych spotkania LK z prez. Grybauskaite przyszły z Rosji, od „źródeł” zwanych „Gorożanin iz Bernauła”, a ewidentnie związanych ze strukturami tajnymi („siłowniki”) Rosji. Szerzej o tym aspekcie gry Planisty z różnymi grupami w Polsce – w II części tej rozmowy. Nie było śledztwa ani nie wyjaśniono publicznie, kto podrzucił sfabrykowane zdjęcia „prezydenta LK w samolocie do Smoleńska”, które zostało „znalezione” w Chicago, w rodzinie Wojciecha Seweryna, który zginął w tej – no cóż – nie mogę użyć innego określenia – ZBRODNI. Nie ma wyników śledztw na temat tego, kto , jak i dlaczego usunął zapisy monitoringów z Okęcia oraz z Siewiernego. Wykazałem w poprzednich analizach (matematycznie), że prawdopodobieństwo, iż były to zdarzenia niezależne, jest nieskończenie małe [por.O pożytkach i niebezpieczeństwach używania LOGIKI ]. Planista i wykonawcy tego oczywistego elementu Zbrodni nie są nawet poszukiwani, zarzuty nie są sformułowane. Nie istnieją, nie są zebrane precyzyjne zeznania Rodzin (ostatnie dni, telefony, sms-y, transport „na lotnisko” itp. Próby ich zbierania są konsekwentnie blokowane. Szerzej o tym w II części rozmowy [mam nadzieję]. Zbrodnia Smoleńska ma wiele cech wspólnych ze zbrodnią w World Trade Center, popełnioną osiem lat wcześniej, zwaną w skrócie 9/11. Widać, że Planista „Smoleńska” wzorował się tak na jej przygotowaniu, przeprowadzeniu, jak i przygotowaniu całej dezinformacji , „śledztwa” i powoli cedzonych późniejszych „rewelacji”. W USA jednak tak rodziny ofiar, jak stowarzyszenia pilotów, kontrolerów lotów, prawników itp. mają zagwarantowany przez konstytucję dostęp do danych źródłowych. Jest on utrudniany, ale możliwy. Stąd istnienie wielu analiz, książek, filmów dokumentujących rzeczywisty przebieg zbrodni, wykazujących, że planowanie, przebieg i „otoczka medialna” zbrodni 9/11 były zupełnie inne, zdecydowanie różne od opowieści oficjalnych podawanych zaraz po Zdarzeniu, czy po latach opublikowanych w oficjalnym „Raporcie Rządowym”. Wyciszanie tych analogii przez tutejszy rząd i podległe mu media nie dziwi. Zadziwiło nas jednak , gdy min. Antoni Macierewicz z powaga zaprosił do badań w Zespole Parlamentarnym „eksperta” Kushnera z USA. Człowiek ten bowiem „badał 9/11”, a potem podpisał skłamany Raport Rządowy. Raport ten powstawał w bólach, zdaje się ok. 2-ch lat, Kushner więc, gdyby był uczciwy, mógł w tym czasie przypomnieć sobie podstawy fizyki ze szkoły średniej (chyba tam fizyki uczą?). Np. o tym, że ciało na Ziemi spada z przyspieszeniem g=1 tylko wtedy, gdy nie napotyka na żaden opór. A przecież te dwa budynki WTC stały na 47 stalowych kolumnach każdy, które się nie spaliły, ani nie roztopiły, bo nie było takiej temperatury ani czasu na to. Filmy z destrukcji dwóch z trzech wież WTC wskazują, że przyspieszenie wynosiło g=1. Dodatkowo – są filmy, na których widać 11 błysków kontrolowanej destrukcji jednej z tych wież. Zapominalskim przypominam, iż trzecia wieża WTC-7 zawaliła się „ze strachu”, bez ingerencji „okrutnej Al-Kaidy”. Pogrzebała pod sobą nierozliczone papiery dłużne wartości setek miliardów dolarów (może więcej?). O dziesiątkach ton złota, o diamentach ledwie wspomnę – to „detale”. Ale nie odnalazły się pod gruzami, mimo, iż nie są łatwopalne. To „słoń”. A sprawa polska wygląda tak, że AM indagowany publicznie, czemu zaprasza i nagłaśnia kłamcę, który oszukuje swój naród, więc tym bardziej nie będzie miał oporów w oszukaniu obcego narodu, odpowiedział że on (AM) zajmuje się sprawą smoleńską, nie zaś wątpliwościami i hipotezami w kwestii 9/11. To zły znak dla Polaków. Najważniejszym wnioskiem ogólnym na temat minionych trzech lat z częściowo zakłamanego, a częściowo kulawego śledztwa, jest ten, że nie wolno ograniczać się do badania, choćby najbardziej szczegółowego, tzw. „ostatnich sekund lotu”. Konieczne jest zdecydowane wykroczenie poza te, dziwacznie narzucone, także Zespołowi Parlamentarnemu, ograniczenia. Konieczne jest na przykład udokumentowanie, jakie samoloty związane z tą misją startowały tego ranka z Okęcia, oraz co, czy kogo wiozły – i dokąd. Wiele przemilczeń i przekłamań tzw. „świadków” ujawniła grupa świetnych, krytycznych analityków, którzy skupili się wokół Free Your Mind-a, czyli, co wiemy od paru miesięcy, dr. Pawła Przywary. Kapitalna jest jego książka „Czerwona strona Księżyca”, w której te różne ważne pytania są postawione, a ukrywane przez oficjalnych śledczych (zapewne z panicznego strachu) zagadnienia są nagłośnione. Jestem przekonany, że testem na uczciwość i odwagę każdego analityka Zbrodni Smoleńskiej jest sposób merytorycznego odniesienia się do konkretnych problemów postawionych w tej pracy, oraz do spraw podniesionych przez analityków tej grupy. Zaś imputowanie im „agenturalności”, czy bycia „sektą” jest świadectwem paniki, że Prawda, która zapewne jest straszniejsza od naszych podejrzeń, może ujrzeć światło dzienne. Naciski na odsuwanie od oficjalnych konferencji osób z grupy stawiającej szerzej pytania o „Smoleńsk” nie powinny się powtórzyć. Nie dlatego, że to wstyd, bo wstyd czy bezwstyd jest odczuciem subiektywnym. Ale dlatego, że takie naciski utrudniają dojście do prawdy – i sugerują chęć jej ukrycia. ZB: Mec. Małgorzata Wassermann, córka śp. Zbigniewa Wassermanna, który zginął 10 kwietnia 2010 roku, powiedziała niedawno: “Wszystkie dokumenty, które przesyłane są z Rosji, poświadczają nieprawdę. Nie mówię jedynie o materiałach dotyczących sekcji zwłok, ale o wszystkich dokumentach rosyjskich”. Eksperci Zespołu Parlamentarnego traktują jednak rosyjskie materiały bardzo poważnie, badają je i wyciągają daleko idące wnioski, jak chociażby o dwóch wybuchach w Tu-154M 101, które miałyby być przyczyną katastrofy na Siewiernym. O czym to świadczy? MD: Wyżej przeanalizowałem pewien zły znak dla Polaków. Innym złym znakiem jest to, iż ograniczono prace ZP jedynie do analiz danych otrzymanych od MAK. Szansa, że dane te nie są sfałszowane, jest bliska zero. Przyznała to nawet mec. Małgorzata Wassermann, córka posła który zginął w zamachu. Była zawsze dotąd ostrożna w słowach, ocenach i czynach. Część tych prac jak dla przykładu analizy porównawcze prof. Biniendy wytrzymałości brzozy i skrzydła Tu-154 są doskonałe. Ale fakt, że ZP unika kwestii POCZĄTKU, tj. badania tego, co działo się w Warszawie w nocy, potem na Okęciu, brzmi alarmująco. Dla przykładu: – Co działo się z Prezydentem w piątek i sobotę rano, – Jak, kiedy, kto dowiózł wszystkich, którzy zginęli/zaginęli? Szerzej poruszę te ważne kwestie w II części rozmowy. – Co działo się czy stało z hangarem nr. 21 [por.Był sobie hangar – tajemnicze Okęcie 2010] na Okęciu, z nagraniami wszystkich monitoringów (Okęcie i Siewiernyj), – Gdzie są filmy, zdjęcia, wywiady dziennikarzy sprzed „odlotu”. – Czemu nie ma – i nie usiłowano uzyskać – zeznań obsługi Okęcia, od kontrolerów lotu do bufetowych i sprzątaczek włącznie. Narzuca się wniosek, który muszę tu powtórzyć, że AM coś ważnego i groźnego stara się ukryć. Odmienna jest sytuacja JK. Dla przykładu nie umożliwił on analizy fonograficznej „rozmowy z bratem”, o której wszyscy piszą, że odbyła się „z pokładu samolotu”. Znów porównajmy ze wzorcową dla „Smoleńska” zbrodnią 9/11. Udowodniono, że „rozmowy z telefonów komórkowych” wykonane rzekomo w czasie lotu porwanych samolotów : 1)były niemożliwe, niewykonalne technicznie, 2) sfałszowane, wykonane ze zgromadzonych wcześniej autentycznych zdań i rozmów danej osoby. Ad 1: Przy tej prędkości, jaka mają samoloty rejsowe (800 – 900 km/h) i wysokości, na jakiej latają, próba połączenia się z komórki (stan technologii na 2001r. ) musi doprowadzić do „efektu domina”, tj. usiłowanie połączenia się z wieloma stacjami bazowymi, nad którymi przelatuje samolot prowadzić musi do zablokowania aparatu, do niemożności rozmowy. To wykazano doświadczalnie, nie tylko „teoretycznie”. Ad 2: Przykłady: Syn (Mark Bingham) dzwoni do swej matki – i parokrotnie przedstawia się jej z imienia i nazwiska. Staruszka tego nie zauważa – tak zajęta jest straszną treścią „rozmowy”. Te „rozmowy” zostały zmontowane z autentycznych głosów osób, którym je potem przypisano. Były dopasowywane na żywo do reakcji rozmówcy. W razie kłopotów z sensem – „porwany” proponował wspólne odmawianie psalmów, a w tym czasie przygotowywano kolejną odpowiedź. Ta technika jest opanowana, znana fachowcom. Dużo bardzo przekonywujących przykładów można znaleźć w książce Sławomira Kozaka „Operacja dwie wieże” i w następnych jego książkach na podobne tematy [Wyd. AURORA]. Por. rozdział „Mit Shanksville” i „Telefony, telefony”. Tam też są dostępne filmy wyjaśniające wiele oszustw (i sposobów ich przeprowadzenia) w oficjalnej, rządowej wersji „ataku na Pentagon”. Filmy ilustrują wyniki analiz pilotów z grupy „Pilots for 9/11 Truth”, kontrolerów ruchu, itd. Niemożliwe, by Jarosław Kaczyński tych spraw nie znał lub by je zlekceważył. Analiza jego rozmowy z Bratem przez specjalistów od fonografii jest kluczowa dla ukierunkowania śledztwa smoleńskiego. Podobnie – nie wyjaśniono, czemu (ew.: i kto??) opóźniono przyjazd JK na Siewiernyj („po katastrofie”), czemu „ciało LK było zimne”? Narzuca się hipoteza, iż JK „musiał” poczekać, by ciało dowieziono z lodówki na „miejsce katastrofy”. Przypominam, że wiarygodnych zdjęć ciał ofiar na złomowisku BRAK. ZB: Rosyjskie materiały są też podstawą śledztwa prokuratorów z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Czy oni nie znają wartości ruskich dokumentów? Kiedyś polscy śledczy powstrzymali skutecznie żądania ekshumacji zwłok, utajnili wiele ważnych informacji, później uczestniczyli w aferze trotylowej, a teraz szukają śladów alkoholu u 32 ofiar tragedii. Czy oni nie widzą tego, że kpią z ludzkiego rozumu i wystawiają Polaków na bezgraniczną cierpliwość? MD: Sądzę, że prokuratorzy poddawani są ogromnym naciskom. Oczywiście, jak w całym „resorcie sprawiedliwości”, decydują tam sprawdzeni jeszcze w latach 80-tych towarzysze. Na pewno do Tej Sprawy selekcja kadr była jeszcze ostrzejsza, bo „to kadry decydują o wszystkim”. Jednak jest tam grupa osób profesjonalnych, uczciwych, może też obawiających się odpowiedzialności karnej w przyszłości, które zapewne w swoim mniemaniu „robią co mogą”. Za sygnały ich istnienia uważam, może paradoksalnie, zabawne perypetie z niemożnością zmierzenia „wysokości brzozy”, opisane na przykład tu: Gang Olsena na tropie, czyli przygód gamoni w mundurach ciąg dalszy . Wybrano sprawę zupełnie marginalną, bo od dawna jest oczywiste, iż udział pancernej brzozy w czymkolwiek jest hipotezą oszukańczą i dawno ośmieszoną. Sygnał ten odczytuję jako: „No widzicie, ludzie, że nic nie możemy…” Może jednak jestem zbyt pobłażliwy? Mam nadzieję, że dokumenty „w sprawie” są tam chronione i czekają na lepsze czasy, a nie są niszczone, jak zapisy monitoringów z Okęcia i Siewiernego zniszczone przez nieznanych sprawców. Bezkarnie! ZB: Polskie organy władzy nie podjęły decyzji o otwarciu trumien, które przybyły z Moskwy. Trzy tygodnie później pisał Pan Profesor: “Kto wie, co jest w tych trumnach?” Władze nie spieszyły się jednak z przeprowadzeniem ekshumacji. I co się okazało teraz, gdy otworzono dziewięć trumien? – Sześć ofiar pochowanych było w niewłaściwych grobach. Poległy śp. ksiądz prof. Ryszard Rumianek leży dotąd nie wiadomo w której trumnie. I jak można przejść do porządku dziennego, gdy osoba historyczna już za swego życia, rozpoznana przez rodzinę w prosektorium w Moskwie, była pochowana bez twarzy w nie swojej trumnie? MD: Przypominam, że już w maju 2010 alarmowałem, m. in. w tekście Kto wie, co jest w trumnach? i listach poufnie dostarczonych Jarosławowi Kaczyńskiemu i Antoniemu Macierewiczowi [listy są tu: FYM: Wywiad z prof. M. Dakowskim ], o możliwości dostarczenia z Moskwy w trumnach czegokolwiek, np. ścierwa psów czy kamieni i cegieł. Były przecież takie precedensy (katastrofy Ił-ów 62 pod Warszawą). Argumentowałem Im o konieczności otwarcia wszystkich trumien, jako dostępnych nam, a ważnych dowodów rzeczowych w sprawie. Nie doczekaliśmy się reakcji. Te podejrzenia potwierdziły oględziny ciał w Moskwie porównane z jakąś niewyobrażalną, satanistyczną orgią, która nastąpiła później, a w wyniku której np. czaszka Anny Walentynowicz została pokruszona. Wrócimy do tego. Niestety – wspólny front matactwa, zbrodni i tchórzostwa czy niemocy zablokował na razie tę sprawę. ZB: Dziękuję Panu Profesorowi za udzielenie wywiadu, który – jestem o tym przekonany – wzbudzi zainteresowanie Czytelników. Wierzę, iż zechcą oni zadać następne pytania, które – zebrane przeze mnie – będą postawione Panu w drugiej części naszej rozmowy. MD: Winien jestem wyjaśnienie, czemu używam określenia „Zbrodnia Smoleńska”. Początkowe przypuszczenie, t.j. hipoteza, że była to zaplanowana zbrodnia, zamieniło się w ciągu paru pierwszych tygodni analiz w fakt udowodniony. Najpierw poprzez analizę zdjęć wskazujących jednoznacznie na inscenizację, oraz ze względu na manipulację przez Rosjan i pomagających im przedstawicieli rządu RP „czasem zdarzenia” i „świadkami”, podstawianymi i przedstawianymi bez wyboru spójności i sensowności ich wypowiedzi. Natomiast przymiotnik „smoleńska” używam jedynie w sensie popularnym, przyjętym w świadomości Polaków. Jest to podobne do faktu, iż pojęcie „Katyń” zwykle odnosimy też do innych miejsc zbiorowych mordów Polaków przez sowietów, np. również do nie zbadanej sprawy zatopienia barek na Morzu Białym. Ten temat ciągle jest tabu. Zupełnie nie wiemy (po trzech latach!), gdzie wymordowano najpierw 96 osób, Polaków (a doszły skrytobójstwa). Nie wiemy nawet, czy mordowano ich w jednym miejscu i czasie. Natomiast nazywanie tej zbrodni „warszawską”, jak chce Krzysztof Cierpisz, byłoby podwójnie mylące: – nie mamy dotąd przekonywujących dowodów, że nastąpiło to w Warszawie, np. na Okęciu, czy w Hangarze nr 21 w kompleksie wojskowym lotniska Okęcie. Por.Był sobie hangar . Może następowało to w wielu miejscach. Termin „Zbrodnia Warszawska” zakłada więc coś, co na razie jest tylko hipotezą. A zbrodni w Warszawie popełniono już tyle że tracimy jednoznaczność określenia sprawy. *** Gloria Patri, et Filio, et Spiritui sancto. Sicut erat in principio, et nunc, et semper et in saecula saeculorum, Amen. |
13. rocznica „katastrofy” smoleńskiej.: Zaczęło się od kłamstw bezczelnych. One trwają; teraz dochodzą żenujące, kłamliwe slogany J.Kaczyńskiego.
Katastrofa PRAWDY.
=================
O samej Zbrodni pisaliśmy przez 12 chyba lat.
Są analizy, jest ich, wiele.
Co ukrywaja: Inscenizacja na Siewiernym, trumny Ofiar, oraz Zespol Parlamentarny.
Zbrodnia Smolenska a Zlo Absolutne
Z szokujących :
W moskiewskim morgu; – bliny z kawiorem. Material dla uczciwej prokuratury.
Są książki:
“Maskirowka smoleńska”, red. Tomasz Pernak, wyd. Bollinari
“O to, co najważniejsze. Krzaczek na drodze lawiny”, Mirosław Dakowski, wyd. Antyk
“Kłamstwu na odlew. Nie było ‘katastrofy’ smoleńskiej”. Jerzy Gawryołek.
“Czerwona Strona Księżyca” – FYM
https://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym-cz-1.pdf
http://biblioteka.kijowski.pl/free%20your%20mind/czerwona-strona-ksiezyca.pdf
„Zeszyty smoleńskie”, chyba kilka tomów. wyd. Antyk
I wiele innych.
O nich, o wynikach tych analiz, Prezes nie wspomina, stara się wymazać z pamięci Narodu. Czy mu się uda?
====================================
Na podstawie 13-rocznica-katastrofy-smolenskiej-zalew- kłamstw-kaczynskiego
– Najpierw było naprawdę trudno, jeżeli chciało się dojść do prawdy – stwierdził prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas obchodów 13. rocznicy katastrofy smoleńskiej. – Po krótkim okresie zjednoczenia i autentycznej żałoby przyszedł czas nienawiści – ocenił.
Kaczyński zapowiedział także złożenie „zawiadomienia do prokuratury w sprawie zamordowania Lecha Kaczyńskiego”.
– Od momentu tragedii smoleńskiej, od tego czarnego dnia, minęło 13 lat i 6 dni. To długi okres w życiu człowieka, ale to także okres, który ma znaczenie w wymiarze historycznym. To już czas, w którym często zmienia się obraz świata, bieg historii. Historia staje lub rusza z miejsca. Tego rodzaju wydarzenia miały też miejsce w ciągu ostatnich 13 lat – powiedział Jarosław Kaczyński.
– Spójrzmy na ten okres z punktu widzenia tragedii, która tak bardzo wstrząsnęła Polską, patriotyczną Polską. Najpierw było naprawdę trudno, jeżeli chciało się dojść do prawdy. Ten cel, był dla wielu od początku celem głównym. Przeszkody były ogromne, a środki do wykorzystania naprawdę skromne – ocenił prezes Prawa i Sprawiedliwości.
Jarosław Kaczyński stwierdził, że “od pierwszych godzin po tragedii zaczęło się od kłamstw”. – Cztery lądowania czy generał, który pod wpływem alkoholu miał wpływać na decyzję o lądowaniu. Nieco później pojawiły się kłamstwa o strachu pilotów przed prezydentem. Pojawiały się też wiadomości o rzekomej kłótni na lotnisku. Wszystkie te opowieści były nieprawdziwe i z czasem zostały zdezawuowane – podkreślił prezes PiS.
Szef Prawa i Sprawiedliwości stwierdził, że jego środowisko oskarżano także o chęć wykorzystania tragedii narodowej do celów politycznych. – Niektórzy używali nawet określenia, że chcemy uczynić z niej polityczną pałkę. Mówiono, że zamiast prawdy o katastrofie wywołanej przez zderzenie ciężkiego i jeżeli chodzi o swoją konstrukcję bombowego samolotu z niewielką brzozą, wolimy walkę. Że chcemy ustalenia komisji Anodiny i Millera zakwestionować w jakimś niecnym celu – ocenił Jarosław Kaczyński.
– Byli ludzie, wydaje się, że było ich dużo, którzy w to wierzyli. Dlaczego wierzyli? Dlaczego po śmierci 96 Polaków, w tym prezydenta państwa i bardzo wielu polityków oraz znanych osobistości z różnych dziedzin życia, po krótkim okresie zjednoczenia i autentycznej żałoby przyszedł czas nienawiści? To było coś całkowicie sprzecznego z polską tradycją. Tego do dziś nie potrafimy wyjaśnić, to powinni wyjaśnić historycy – stwierdził prezes PiS.
Jarosław Kaczyński przypomniał, że w ciągu ostatnich 13 lat podjęto różnego rodzaju próby wyjaśnienia katastrofy. – Zorganizowano zespół pod przewodnictwem pana Antoniego Macierewicza. Powstały później konferencje smoleńskie, w których uczestniczyli nie tylko polscy naukowcy. To wszystko było jeszcze ciągle bardzo słabe [sic !!! md] . Nie z winy tych, którzy w tym uczestniczyli. Jeszcze raz muszę tutaj podziękować Antoniemu Macierewiczowi – powiedział szef Prawa i Sprawiedliwości, a wśród zgromadzonych przed Pałacem Prezydenckim uczestników obchodów rozległy się brawa i okrzyki: “Dziękujemy!”.
– Dziękuję mu za tę żelazną wolę, za upór – podkreślił Kaczyński. – Za to, że się nie cofał mimo, że mijały trudne lata, w których ten postęp ku prawdzie był trudny i, co za tym idzie, bardzo wolny – dodał.
– Front walki z prawdą był potężny. Dominował w Polsce, ale także poza nią. Także w tych miejscach, co do których niektórzy mieli nadzieję, że stamtąd coś uzyskają. Nie będę dzisiaj, w czasie wojny na Ukrainie, w czasie zjednoczenia demokratycznego Zachodu, wymieniał konkretnych miejsc i przedsięwzięć, które się nie udawały, bo to nie ma sensu. Ale tak było: świat chciał zapomnieć i chciał wierzyć – a po części wciąż wierzy – w te wszystkie bzdurne opowieści, nawet te z samego początku – powiedział Jarosław Kaczyński.
Prezes PiS wspomniał, że “jeszcze niedawno od pewnego ważnego człowieka mogliśmy usłyszeć o czterech próbach lądowania, o nieodpowiedzialnym zachowaniu załogi”. – Dopiero to, co uczynili nasi ukraińscy bracia, ten niebywały, wydawałoby się – niemożliwy jeżeli chodzi o skuteczność opór – ta walka, która zadziwia dzisiaj cały świat, ta pomoc, której myśmy udzielili i której udzielili także przede wszystkim Amerykanie i Anglicy, doprowadziła do tego, że świat pod tym względem nieco ruszył z miejsca – powiedział Jarosław Kaczyński.
– Nieprzypadkowo użyłem słowa “nieco”, bo w dalszym ciągu idzie to trudno. Z jednej strony Putin jest postawiony w stan oskarżenia przez Międzynarodowy Trybunał Karny, a z drugiej strony, jeżeli chodzi o przedsięwzięcia międzynarodowe w sprawie zbrodni smoleńskiej, w sprawie, która – jeżeli chodzi o podjęcie decyzji była zbrodnią Putina – dzieje się bardzo mało – ocenił Jarosław Kaczyński.
Jarosław Kaczyński dodał, że “ostatnio coś się rusza, także w Polsce”. – Za chwilę złożone zostanie zawiadomienie o prawdopodobieństwie popełnienia przestępstwa z art. 134 Kodeksu karnego, przestępstwa zamordowania prezydenta Rzeczypospolitej – zapowiedział prezes PiS, a deklaracja została nagrodzona brawami.
– Polskie organy śledcze prowadzą śledztwo odnoszące się do katastrofy i jej przyczyn, ale takiego śledztwa ciągle nie prowadzą. Mam nadzieję i wyrażam ją w tym miejscu, że podejmą tę sprawę, że się nie cofną, że znajdą się odważni prokuratorzy. Dziś, żeby podejmować te sprawy, ciągle trzeba odwagi. Z góry za tę odwagę dziękuję – podkreślił Jarosław Kaczyński.
– Mam, nadzieję, że za rok, jeżeli się tutaj spotkamy, w co wierzę, będzie można powiedzieć już nieporównanie więcej. Nie dlatego, że nie wiemy dziś, co się stało, bo każdy rozsądny człowiek wie. Opowieść drugiej strony jest z punktu widzenia fizyki i innych okoliczności całkowicie absurdalna i niemożliwa do przyjęcia dla nikogo rozsądnego – ocenił szef Prawa i Sprawiedliwości. – Tylko zła wola może w tym kierunku prowadzić, albo coś innego, co ma w Polsce bardzo szeroki zasięg – życie w informacyjnych bańkach i tak zwane myślenie tunelowe – dodał.
Jarosław Kaczyński dodał, że “takich ludzi w Polsce jest dużo”, ale ciągle wierzy, że wielu z nich można przekonać. – To też jest nasze zadanie, by ci którzy dotąd uwierzyć nie chcieli, którzy nie chcą uwierzyć nawet w czasie wojny na Ukrainie, widząc te wszystkie zbrodnie, jednak zmienili zdanie i uwierzyli – podkreślił. – Są oczywiście tacy, którzy nigdy nie będą chcieli uwierzyć i powiedzieć, że nigdy, bo to by uderzało w ich ego, w ich interesy, ich jakieś powiązania. Tych nie przekonamy. Całą resztę narodu musimy przekonać, to sprawa dla naszej przyszłości bardzo ważna – podkreślił prezes PiS.
Prezes PiS stwierdził, że katastrofa smoleńska była wydarzeniem tyleż tragicznym, co ogromnie istotnym. – Odnosiła się ona do spraw najważniejszych, do polskiej solidarności, suwerenności, a także – może niektórzy będą zaskoczeni – do polskiego ustroju. Spór który toczy się w Polsce, to spór o ustrój. Czy ma trwać ten, powołany po 1989 roku, lepszy od komunizmu, ale eksploatatorski, wykorzystujący ludzi, okradający miliony Polaków, w którym były głodne dzieci, w którym była nędza, czy to będzie ustrój, który te praktyki odrzuci, czyli ten który budujemy konsekwentnie od 2015 roku – ocenił Jarosław Kaczyński.
– Ta katastrofa wpisuje się w ten spór, cytując Jana Olszewskiego, “czyja jest Polska”. Czy Polska jest Polaków, czy tylko niektórych Polaków, a może w ogóle nie Polaków, tylko tych, którzy są na zewnątrz naszych granic i chcą Polskę podporządkować – powiedział prezes PiS.
– Wyjaśnienie do końca i – w miarę możliwości – ukaranie odpowiedzialnych za zbrodnię smoleńską, ale także oszustwo smoleńskie, to jeden z warunków naszego ostatecznego zwycięstwa. Zwycięstwa tej lepszej Polski. Polski nieidealnej, ale w której dąży się do tego, by ludzie mieli równe prawa i by nikt nie cierpiał głodu, w której każdy może znaleźć miejsce – dodał Kaczyński.
Zdaniem szefa Prawa i Sprawiedliwości, “taka Polska jest nam potrzebna”. – Taka Polska jest Rzeczpospolitą, taka Polska wyrasta z tego, co w naszej historii było najlepsze, w tym z największego ruchu społecznego w dziejach świata czyli “Solidarności”. “Solidarności”, która powstała w dużej mierze dzięki świętemu Janowi Pawłowi II, który jest dzisiaj tak gwałtownie, brutalnie, niesprawiedliwie i obrzydliwie atakowany – dodał prezes.
– Potrzebne są miesięcznice, rocznice, aktywność i szukanie nowych dróg w dochodzeniu do prawdy, bo potrzebny jest dzień prawdy. On nastąpi, daj Boże już niedługo, i będzie kolejnym zwycięstwem polskich patriotów, “Solidarności”, będzie zwycięstwem Polski. Jestem pewien, że będzie to niedługo – podsumował Jarosław Kaczyński.
W odpowiedzi na wystąpienie prezesa PiS, zgromadzeni zaczęli skandować jego imię. – Dziękuję, że tu słyszę moje imię, ale bez mojego świętej pamięci brata nie mogłoby powstać Porozumienie Centrum i później nasze ugrupowanie. Dziękuję, ale Lech jest tutaj ważniejszy – dodał Jarosław Kaczyński.
=========================
Swoje kłamstwa dodał też A. Macierewicz:
mail : Idziemy do prawdy!! DŁUUUGI MARSZ….