Testoza polska

Dawno nie widziałem takiego zamieszania. Chodzi o ustawę obostrzeniową, nie żadną modyfikację ustawy posła Hoca, a właściwie posła, który był twarzą przedłożenia ministra Niedzielskiego. To trafiło do kosza, bo nowy projekt ma całkowicie inny kierunek. Wychodzimy z obowiązku szczepień pracowników (program minimum dla Niedzielskiego) i idziemy w kierunku testozy. A więc minister zdrowia ma pełne moralne prawo (obowiązek honorowy?) do ustąpienia.

https://dziennikzarazy.pl/28-02-testoza-polska/ Jerzy Karwelis 28 styczeń

=========================

Teraz trochę o zamieszaniu jakiego III RP nie widziała. Było tak:

„Komunikaty PiS na temat ustawy o segregacji sanitarnej z ostatnich 72 godzin:

będzie uchwalona na tym posiedzeniu

nie będzie

będzie, ale nie teraz

będzie uzupełniona o drugą

będzie zmieniona na inną

Ostatecznie przepychają. Dodatkowe posiedzenie we wtorek.”

I to tylko z ostatnich 72 godzin, a przecież lex Hoc już się przewijało po sejmowych korytarzach.

Teraz mamy powyższy chaos i poniższy bełkot. Oto poseł promujący, Piecha, który wymienił się z posłem Hocem na twarzowanie nowemu przedłożeniu:

No dobra, ale na poważnie co tam jest? Prawnie jest też bełkotliwie, ale przełóżmy to na polski, teraz, wyjątkowo za posłem Budką.

Testowanie i pojęcie pracownika

1. Ustawa stawia znak równości pomiędzy pracownikami a osobami wykonującymi usługi na podstawie umów cywilnoprawnych.

2. Raz w tygodniu pracownik ma prawo do bezpłatnego testu. Częstotliwość może ulec zmianie ze względu na sytuację epidemiczną albo dostępność testów (rozporządzenie ministra zdrowia).

Możliwość żądania przez pracodawcę wyników testów i świadczenia odszkodowawcze

1. Raz w tygodniu pracodawca ma prawo zażądać od pracownika podania informacji o posiadaniu negatywnego wyniku testu (nie ma mowy o jaki rodzaj testu chodzi). Częstotliwość może zmienić minister w rozporządzeniu.

2. Pracownik, u którego zostanie wykryty COVID, i który ma uzasadnione podejrzenie, że zaraził się w pracy, może w ciągu 2 miesięcy złożyć pracodawcy wniosek o wszczęcie postępowania odszkodowawczego. W takim wniosku pracownik ma wskazać osoby, z którymi miał kontakt w pracy w okresie 7 dni przed zakażeniem.

3. Pracodawca sprawdza, kto z pracowników, z którymi miał styczność zakażony, nie podał informacji o negatywnym wyniku testu i w ciągu 3 dni przekazuje taką listę wojewodzie.

4. Wojewoda wszczyna postępowanie i wydaje decyzję o przyznaniu (albo nieprzyznaniu) świadczenia odszkodowawczego w wysokości 5-krotności minimalnego wynagrodzenia za pracę (15.050 zł). W takiej decyzji określa się pracownika lub pracowników, którzy mają to świadczenie zapłacić. Jeśli jest ich kilku, płacą po równo.

5. Od takiej decyzji przysługuje wniosek o ponowne rozpoznanie przez wojewodę, a następnie skarga do sądu administracyjnego.

6. Jeżeli pracodawca nie sprawdzał, kto z pracowników się testował, a pracownik podejrzewa, że zaraził się w pracy, występuje o świadczenie odszkodowawcze bezpośrednio od pracodawcy. Procedura analogiczna jak powyżej.

7. Jeśli pracodawca zażądał wyników testów, a pracownik nie spełnił żądania, a potem okazało się, że jest zakażony, pracodawca może od niego zażądać świadczenia odszkodowawczego. Tu jest warunek – zakażenie pracowników musiało istotnie utrudnić działanie pracodawcy. Procedura ustalenia „odszkodowania” – analogiczna jak wyżej.

Badanie chorych na COVID

1. Nakaz badania fizykalnego chorych będących na izolacji domowej. Zakaz tele-porad.

Zwiększenie kary grzywny

1. Za nieprzestrzeganie zakazów, nakazów i ograniczeń covidowych obligatoryjna grzywna do 6000 zł. Wyłączenie możliwości pouczenia.

2. W drodze mandatu grzywna do 2000 zł.

3. Jeżeli wniosek o nałożenie grzywny jest kierowany do sądu, jej wysokość określa funkcjonariusz, a sąd nie może tej grzywny zmniejszyć.

4. Zniesiono zasadę, że prawo nie działa wstecz. W chwili orzekania stosuje się nowe przepisy, nawet jeśli poprzednie są względniejsze dla sprawcy.

Z ciekawszych układów zwraca uwagę wzmocnienie policjanta, aż do roli sądu, który nie może uchylić jego decyzji mandatowej. Skończy się rumakowanie, że nie przyjmuje mandatu, bo ten i tak określi funkcjonariusz, zaś jak pójdziesz do sądu to ci podwyższą do 6.000 zł. Ustawa tworzy mechanizm, że zakażony może domagać się od pracodawcy odszkodowania, z regresem tego ostatniego na pracownika, który miał być powodem zakażenia. Ciekaw jestem jak to będzie ustalane, kto zakaził kogo?

Posprawdzajmy ten model przepuszczając go przez realnie możliwe przypadki:

Zdzisiek idzie na imieniny do szwagra, łapie kowida od zaszczepionej ciotki, dostaje kataru, robi test, wychodzi plus, Zdzisiek żąda 15 tys. od nieprzetestowanych kolegów z pracy, wojewoda przyznaje mu odszkodowanie.”

Albo takie:

„Pan Marian zaraził się covidem. Jego kolega z pracy Józef nie przetestował się w poniedziałek, w związku z powyższym Pan Marian poszedł do szefa i zażyczył sobie odszkodowania od Pana Józka w wysokości 5 jego pensji.”

Tak, mamy takie kwiatki. Co ciekawe, w procesie tym uczestniczy pracodawca i… wojewoda, który staje się w tym momencie władzą sądowniczą, nakładającą karę w formie odszkodowania. Wcześniejsza ustawa (ad) Hoc’a napuszczała pracodawcę na pracownika, bo ten pierwszy mógł z nieszczepem zrobić wszystko. Teraz podzielono ludzi na testowych i nietestowych, tym pierwszym dano bat na pracodawcę, a za jego pośrednictwem na kolegów z pracy. Mamy więc wianuszek kapowania, ale i wymuszeń. Masz się testować co chwilę, bo byle kolo, jak zachoruje na pozytywny test może cię wskazać jako winowajcę i popłyniesz na piętnaście kafli.

Poseł Piecha nawet sugeruje by, po prostu w poniedziałek przed pracą WSZYSCY się przetestowali to będą mieli spokój na cały tydzień. Poseł mówi o około 10 milionach testów w jednym dniu, co zakrawa na kpinę, bo wyporność polskiego przemysłu testowego wynosi około 150.000 testów dziennie, zaś akcja włączania aptek do testów (poza jej epidemiologicznym bezsensem) utknęła na około 100 punktach (testy jeszcze nie dojechały nawet do tej skromnej grupki) na 13.353 aptek w kraju.

Do tego dodajmy potencjalny wysyp ze sprawami do rozpatrzenia. Skoro dziennie mamy tak z 50.000 zakażeń, to powiedzmy skromnie, że 10% będzie wnosić o odszkodowania (ale chyba więcej, bo te kowidowe pieniądze będą leżały na ulicy). To daje 5.000 spraw, dziennie. Dowodzących, że gościu złapał kowida nie w tramwaju, ale od (nielubianego) kolegi, któremu ważność testu się właśnie skończyła. No, zapraszamy. Przecież sądy administracyjne leżą do góry brzuchem i nie mają co robić.

Dla porządku, bo wiadomo jak to będzie, rzućmy te pomysły na kanwę konstytucyjną. To jest koszmar, jak wyżymanie tego aktu przez prasę głupoty. Konstytucjonaliści nawet już nie mają włosów, by je sobie wyrwać analizując taką propozycję. Pierwsze z brzegu trzy delikty: „Odszkodowanie na podstawie decyzji administracyjnej? Domniemanie winy i odpowiedzialności współpracownika bez aktualnego testu COVID? Pieniądze zasądzane dla pracowników o ile doniosą na kolegów?”

Sprawa jest tak kuriozalna, że aby znaleźć w niej jakąś logikę to trzeba konstruować piętrowe spekulacje. Oto Sławomir Mentzen pisze: PiS nie mógł przepchnąć z opozycją ustawy Hoca, bo by im z klubu 20 osób odeszło, więc musieli dla pozoru dać projekt, którego opozycja nie poprze. Potem powiedzą, że próbowali coś zrobić, ale opozycja się nie zgodziła. Trzeba było tylko znaleźć kretyna, który ten bubel zgłosi.”

No bo przyjrzyjmy się temu. Staje pytanie: po co? Niedzielski odejdzie, prawnie – słabo, z większością do tej ustawy też kłopot. Bo opozycja odrzuci ten projekt i powie „sprawdzam” rządowej większości. PiS sam siebie pcha w kłopoty. Nie mówiąc już o elektoracie. Ten jest maksymalnie wkurzony, bo nawet ultrasi pisowscy pogubili się w tym slalomie. Etycznie zaś wygląda kiepsko (nie bójta się, Kościół nie piśnie nawet słowa, bożego), bo mamy wielopiętrowe systemy kapownictwa, również w celach komercyjnych, kompletne zlanie się trójpodziału władz. A właściwie wejście władzy wykonawczej w rolę sądowniczą i ustawodawczą, bo nikt zdrowy (na testy) nie uwierzy, że takie przedłożenia wypichcili przypadkowi posłowie-słupy. No, naprawdę nie mam pojęcia – po co?

No, dobrze, powiedzmy wejdzie ta ustawa. I co? Od testowania spadnie zakaźność? Omikrona? Przecież w innych krajach nic na niego nie działa. Jak na katar. A z katarem nie walczyliśmy testami, szczepionkami, lockdownami. A tu powalczymy. Tym razem zamiast (nieskutecznymi) szczepionkami, to testami. Ale to prosta droga do totalnego lockdownu. A przecież świat się już umówił, że to nie zadziałało. Epidemiologicznie to bez sensu, politycznie – też. Ja, wzorem pana Mentzena też posilę się o karkołomną próbę wyjaśnienia – po co? Musze się podeprzeć aż anegdotą:

Do papieża Jana Pawła II przyszła delegacja Żydów z Atlanty. Przedstawili mu propozycję, by za 10 milionów $ w tekście „Ojcze nasz…” w wersie „chleba naszego powszedniego daj nam Panie…” po słowie „chleba” dodać „i Coca-coli”. Papież z oburzeniem odmówił. Delegacja podwoiła kwotę. Papież ich wywalił i schodząc po watykańskich schodach przewodniczący delegacji zapytał wzdychając: „ciekawe ile mu dali piekarze?”.

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.