Jałta genewska?

Jałta genewska?

Już gdzieś o tym pisałem, cytując fragment piosenki popularnej w czasach mojego dzieciństwa: „Kto wesół, ten się śmieje, plon zbierze, kto zasieje, zwycięży kto najmocniej chce”. Przypomniało mi się to na wiadomość, że – po pierwsze – Unia Europejska zaoferowała Aleksandrowi Łukaszence 700 tys. euro, w zamian za co on zapakuje część swoich egzotycznych turystów w samolot i odeśle tam, skąd przybyli. Ale na tym nie koniec, bo – jak podała strona białoruska – podczas drugiej rozmowy Aleksandra Łukaszenki z Naszą Złotą Panią miał on jej zaproponować utworzenie „korytarza humanitarnego”, przez który 2000 egzotycznych turystów przedostałoby się do Niemiec.

Co na to Nasza Złota i czy w ogóle taka propozycja rzeczywiście padła – tego na razie nie wiemy – ale gdyby padła, a zwłaszcza – gdyby została przyjęta, to by oznaczało, że Aleksander Łukaszenka osiągnął wszystko, na czym mu zależało. Na oczach bezradnych czcicieli demokracji rozgromił tych swoich obywateli, którzy zaufali zachętom ze strony Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, by na jego miejsce wsadzili panią Swietłanę Cichanouską, uzyskał uznanie de facto swojej prezydentury przez Naszą Złotą Panią, która już nie mogła wytrzymać, żeby do niego nie zadzwonić, prawdopodobnie dostanie od Unii Europejskiej – a więc również od Polski – forsę, której w jego imieniu zażądał rosyjski minister spraw zagranicznych Ławrow – a być może zmusi jeszcze Niemcy do przyjęcia prezentu w postaci 2 tysięcy egzotycznych turystów, których niemieccy podatnicy będą musieli utrzymywać – bo jakże tu pozostawić ich samych w ich nieszczęściu?

Czy ten „korytarz humanitarny” przez który egzotyczni dostaną się tam, gdzie chcieli, będzie prowadził przez Ukrainę, skąd Niemcy będą wyłuskiwały tych, których uznają za przydatnych – bo taki pomysł w pewnym momencie się pojawił – czy też przez nasz nieszczęśliwy kraj – tego jeszcze nie wiemy, podobnie jak nie wiemy, czy ów „korytarz” nie jest aby pułapką, w którą mogą wpaść kraje o miękkim sercu, jesli tylko zaufają swoim sojusznikom, którzy potem się rozmyślą i w ten sposób wymuszą przyjęcie „kwot”, jakie Nasza Złota wykombinowała sobie jeszcze w 2015 roku. Przysłowie powiada, że co się odwlecze, to nie uciecze – więc wszystko jest możliwe.

Oczywiście nic nie jest za darmo, bo te wszystkie sukcesy Aleksander Łukaszenka osiągnął dzięki temu, że dostał się w ramiona rosyjskiego prezydenta Putina, który zarówno jego, jak i Białorusi, już ze swoich czułych objęć nie wypuści. Bo te osiągnięcia Alesander Łukaszenka zawdzięcza właśnie temu, że w swoich objęciach mocno trzyma go prezydent Putin. No dobrze, ale dlaczego właściwie prezydent Putin tak mocno chwycił w objęcia prezydenta Łukaszenkę wraz z całą Białorusią, stawiając w ten sposób milowy krok na drodze odbudowy ZSRR, którego likwidacji nie może przeboleć?

Według mojej ulubionej teorii spiskowej, stało się to możliwe dzięki zmianie na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jak wiadomo, objął je Józio Biden, który postanowił odkręcić to, co w polityce międzynarodowej nakręcił Donald Trump. Jak pamiętamy, Donald Trump prowadził politykę konfrontacyjna zarówno wobec Rosji, jak i Unii Europejskiej, chociaż oczywiście – w takich samych granicach, w jakich funkcjonowała założona przez Jarosława Haszka, autora „Przygód dobrego wojaka Szwejka”, Partia Umiarkowanego Postępu (W Granicach Prawa). Tymczasem Józio Biden w czerwcu przyjechał do Europy, gdzie spotkał się nie tylko z Naszą Złotą Panią, ale również – i to dwukrotnie: w czerwcu i lipcu) z rosyjskim prezydentem Putinem. O czym tak rozmawiali – tego oczywiście nie wiemy, ale podobnie nie wiedzieliśmy, co właściwie zostało ustalone w Jałcie dopóty, dopóki nie zostało nam to objawione w całej straszliwej postaci.

Skoro tedy możliwa była jedna Jałta, czarnomorska, to dlaczego powinniśmy z góry wykluczać inną Jałtę, dajmy na to – genewską? Jesteśmy skazani na domysły, ale skoro już jesteśmy skazani, to nie żałujmy sobie i się domyślajmy. Ja na przykład domyślałem się, że skoro prezydent Józio Biden uznał – bo chyba uznał? – że największym wyzwaniem dla USA są dzisiaj Chiny, to prawdopodobnie postanowił wygasić konflikty na innych frontach. Ale żeby je wygasić, trzeba coś niedawnemu nieprzyjacielowi podarować. To jest proste, jak budowa cepa, natomiast skomplikowane muszą być formy tego podarunku. Nie można dawać prezentu, dajmy na to, prezydentowi Putinowi zwyczajnie, tak, żeby wszyscy widzieli, że oto na oczach całego świata frymarczy się losami całych państw i narodów. Mogłyby się wtedy pojawić wzruszające wątpliwości, czy ta cała demokracja nie jest aby pięknie haftowanym parawanem, za którym książęta tego świata podpisują cyrografy z diabłem? („O północy, przy zielonych stolikach, modliły się diabły do cyfr. Były szarfy i ordery i muzyka i stukał tajny szyfr” – wspomina poeta pierwszą Jałtę).

Takie wątpliwości mogłyby zachwiać fundamentami wielu państw, zwłaszcza takich, których obywatele myślą, że z tą całą demokracją, to wszystko naprawdę – więc każdy rozumie, że nie można do tego dopuścić. Ale w takim razie – w jaki sposób darować komuś takie prezenty, żeby nikt nie popadł w zgubne wątpliwości? Żeby nikt nie popadł w zgubne wątpliwości, należy stworzyć wrażenie, że nie było żadnego prezentu, przeciwnie – że trochę się zagapiliśmy, a tymczasem konkurencja skorzystała z okazji, żeby sobie wziąć, co tam chciała. Czyż przypadkiem nie dlatego Rosja, pod osłoną granicznej awantury białorusko-polskiej, na której skupia się uwaga opinii publicznej, a wrażliwe serca krają się w talarki, koncentruje wojska, żeby potem, w zamian za obietnicę ich wycofania, druga strona umowy – nie z łajdactwa, uchowaj Boże! – tylko w imię zachowania pokoju światowego, uzna rozbiór, a może nawet – zhołdowanie całej Ukrainy? Skoro prezydent Putin właśnie połknął i trawi Białoruś, to dlaczego nie mógłby połknąć i strawić Ukrainy?

Czy takim balonem próbnym, gwoli przetestowania opinii międzynarodowej nie było aby wysunięcie pomysłu, by to właśnie na Ukrainie utworzyć obozy koncentracyjne dla egzotycznych turystów prezydenta Łukaszenki? Zdaje się, że ukraiński rząd dowiedział się o tym pomyśle z gazet, podobnie jak rząd polski, który na wschodniej granicy własną piersią zasłania Unię Europejską od zalewu bisurmańskiego, z gazet dowiedział się i o rozmowach Naszej Złotej Pani z prezydentem Putinem i z prezydentem Łukaszenką – bo podobno francuski prezydent Macron zawiadomił Warszawę, że będzie do Moskwy dzwonił. Pan prezydent Duda buńczucznie oświadczył, że żadne ustalenia ponad naszymi głowami nie będą zaakceptowane – ale tak samo mówił Winstonowi Churchillowi premier Stanisław Mikołajczyk, dodając nawet, że Polska takich ustaleń nie zaakceptuje „nigdy”. Churchill mu na to odparł, że nikomu nie można zabronić wymawiania słowa „nigdy”. Zwłaszcza, gdy cyrograf z diabłem został już po cichu podpisany.

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5075

Łodzie wroga są niszczone!

Łodzie wroga są niszczone!

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    24 listopada 2021

Kiedy podczas bitwy o Atlantyk adiutant składał meldunek sytuacyjny premierowi Winstonowi Churchillowi, między innymi powiedział, że Niemcy „stracili” ileś tam łodzi podwodnych. Churchill spojrzał na niego spode łba i warknął:tracimy łodzie my. Łodzie wroga są niszczone!

Wojna „hybrydowa” jaką przeciwko Polsce rozpętał białoruski prezydent Aleksander Łukaszenka i rosyjski prezydent Putin ma na celu po pierwsze – pogłębienie chaosu i anarchii w Polsce, będącej rezultatem wojny hybrydowej, jaką od stycznia 2016 roku prowadzą przeciwko Polsce i Węgrom Niemcy, wciągając do niej stopniowo wszystkie instytucje Unii Europejskiej, z którymi kolaborują nasi folksdojcze – nieraz ci sami, co za komuny wysługiwali się Służbie Bezpieczeństwa. Po drugie – przetestowanie stopnia determinacji Polski w obronie swoich granic i swego terytorium. Po trzecie – przetestowanie stopnia gotowości sojuszników Polski w Unii Europejskiej i NATO do pomocy w obronie jej interesów państwowych. Po czwarte wreszcie – Aleksandrowi Łukaszence zależało, by przy pomocy szantażu hordami egzotycznych turystów – bo wszyscy tzw. „migranci” trafili na Białoruś na podstawie wiz turystycznych – zmusić europejskich eunuchów do uznania jego prezydentury.

Polski opór na granicy trochę sytuację skomplikował, w związku z czym trzeba było eskalować napięcie, ale ostrożnie, żeby sytuacja nie wymknęła się spod kontroli. Na szczęście dla prezydenta Łukaszenki i prezydenta Putina w Europie nie ma już takich polityków, jak Margaret Thatcher. Europejskie eunuchy puściły farbę i zaczęły do nich telefonować, by rozładowali napór na polską granicę, będącą zarazem granicą Unii Europejskiej i obszaru NATO. Oczywiście, jak to bywa w przypadku szantażystów – na tym się nie skończy tym bardziej, że skoro już Aleksander Łukaszenka zwabił na Białoruś tysiące egzotycznych turystów, to nie pozbędzie się tak prędko tej broni, która właśnie udowodniła swoją użyteczność. I on i rosyjski prezydent będą ją wykorzystywać do doprowadzenia do zniesienia sankcji i międzynarodowego uznania rozbioru Ukrainy. Kto wie – może nawet Białoruś dostanie od unijnych eunuchów forsę za obietnicę powstrzymania dopływu egzotycznych gości – czego domagał się rosyjski minister spraw zagranicznych Ławrow?

Ale nie tylko egzotyczni turyści stanowią mięso armatnie Aleksandra Łukaszenki I Władimira Putina. I Łukaszenka i Putin i Nasza Złota Pani mają w zanadrzu jeszcze tajną broń w postaci folksdojczów i pożytecznych idiotów, których w Polsce, jak się okazało, jest bardzo wielu. Nie wszyscy oni idiocieją z tego samego powodu. Jedni stali się folksdojczami albo z wyboru drogi takiej kariery, albo na polecenie swoich oficerów prowadzących z bezpieczniackich watah przewerbowanych na służbę do niemieckiej BND. Przyłączają się oni do każdej antypolskiej akcji na terenie UE i w tej sytuacji jedynym powodem, dla którego nie podpadają pod art. 129 kodeksu karnego jest to, że nie są formalnie reprezentantami państwa polskiego, tylko politycznych gangów, które grasują na terenie UE. Ci, którzy zostali folksdojczami na polecenie swoich oficerów nie idiocieją, tylko zwyczajnie wykonują zadania. Natomiast ci, którzy oficerów prowadzących nie mają, idiocieją pożytecznie z nienawiści do rządu, która do tego stopnia padła im na mózg, że gotowi są doprowadzić nawet do likwidacji państwa, jeśli wyda im się, że sprawiłoby to przykrość Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Takich może być nawet większość i to nie tylko w Parlamencie Europejskim, ale również w Sejmie i Senacie, no i oczywiście w mediach, których zadaniem jest emocjonalne rozhuśtywanie opinii publicznej w Polsce jak nie w jedną, to w drugą stronę, w zależności od potrzeb. Znakomitą tego ilustracją jest zmiana tonu zarówno propagandowych tub obozu zdrady i zaprzaństwa, jak i mężyków stanu. Jak pamiętamy, najpierw nie szczędzili słów potępienia dla pilnujących granicy funkcjonariuszy państwa polskiego i pod pretekstem niesienia pomocy „migrantom” urządzali gonitwy po polach i łąkach, a nawet pochwalali niszczenie granicznych instalacji przez ekipę pana Kramka, którego z zagadkowych powodów boi się cała Polska i za którym murem stoją warcholące się niezawisłe sądy. I dopiero kiedy Donald Tusk, który jest trochę mądrzejszy od swoich pretorianów, skapował, że tego rodzaju postępowanie tylko nabija punkty PiS-owi, odciął się od „legendarnego” starego durnia i innych takich autorytetów. Ale przełom nastąpił dopiero po tym, jak unijni i amerykańscy dygnitarze, którzy – jak to sojusznicy – w obronie Polski groźnie kiwali palcem w bucie, zaczęli nas komplementować, to wszyscy zrozumieli, że na tym etapie trzeba ćwierkać z zupełnie innego klucza. Wszyscy – z wyjątkiem pani Barbary Kurdej-Szatan, która nie zauważyła zmiany etapu i nawymyślała Straży Granicznej po staremu. Toteż podczas sejmowej debaty nad ustawą o ochronie granicy nawet „istota czująca”, czyli Wielce Czcigodna Katarzyna Maria Piekarska, rozpływała się w pochwałach naszych dzielnych żołnierzy, co to bohatersko własną piersią… – i tak dalej – chociaż wykryła, że ustawa byłaby sprzeczna z konstytucją, które teraz pewnie znowu będzie miała zastępy płomiennych obrońców, chociaż oczywiście jest niższa rangą od prawa unijnego – bo taki jest przecież rozkaz.

Tymczasem w odruchu serca gorejącego wiele organizacji domaga się umożliwienia im otoczenia egzotycznych turystów wszechstronną pomocą – jako że są bardzo nieszczęśliwi. Może i są – ale jeśli nawet, to na własne życzenie, zwłaszcza ci, którzy na Białoruś przybyli niedawno, więc nie mogli nie wiedzieć, jaka jest tam sytuacja i których tamtejsze wojsko pędzi teraz w kierunku polskiej granicy. To oni właśnie stanowią broń prezydenta Łukaszenki w tej hybrydowej wojnie przeciwko Polsce.

W jakim celu Polacy mieliby podejmować działania, albo zbierać pieniądze, by ta broń stała się jeszcze skuteczniejsza? Podczas bitwy o Atlantyk – owszem – zdarzało się, że okręty przyjmowały rozbitków z łodzi podwodnych, ale nie po to, by umożliwić im jak najszybszy i komfortowy powrót do walki, tylko po to, by im ten powrót uniemożliwić. Zresztą – różnie i z tym bywało, co można było kiedyś zobaczyć choćby na filmie „Okrutne morze”. A la guerre comme a la guerre – mówią wymowni Francuzi – straty muszą być. Ale „straty” – na co zwrócił uwagę Churchill – występują tylko po naszej stronie, podczas kiedy broń nieprzyjaciela, bez względu na to, jaką przyjmuje postać, powinna być niszczona, choćby po to, by przy jej pomocy nieprzyjaciel nie próbował zniszczyć nas. A tym wszystkim, którzy teraz podsuwają nam pod nos swoje miękkie serca warto przypomnieć, że kto ma miękkie serce, ten musi mieć twardy tyłek.

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5074

Nagłe zgony 75 sportowców. Czy mają związek ze szczepionkami na COVID

Nagłe zgony 75 sportowców. Czy mają związek ze szczepionkami na COVID?
Marcin Kozera https://zmianynaziemi.pl/bezcenzury/tajemnicze-zgony-75-sportowcow-czy-maja-zwiazek-ze-szczepionkami-na-covid-19

Od kilku miesięcy dochodzi do bezprecedensowej liczby zgonów wśród młodych sportowców, którzy do tej pory nie narzekali na brak zdrowia. Czy winą za ich śmierć można obarczyć szczepionki na koronawirusa?
Od czerwca w Europie z powodu problemów z sercem, zmarło aż 75 sportowców. Biorąc pod uwagę statystyki z poprzednich lat, jest to liczba, której nigdy wcześniej nie odnotowano.
W przeszłości na choroby serca, umierało rocznie co najwyżej 6 czynnych sportowców. I nigdy od 1889 roku, gdy zaczęto gromadzić takie dane, liczba ta nie była wyższa, aż do teraz.
Obecnie, w ciągu zaledwie 4 miesięcy, mamy do czynienia z aż 75 przypadkami śmiertelnymi.
Biorąc pod uwagę fakt, że wiele klubów i lig zawodowych, wymusza szczepienia na COVID, pod groźbą odsunięcia od zespołów oraz kar finansowych, sportowcy nie mając wyjścia, przyjmują zalecane dawki.
Prawdopodobnie istnieje więc niepokojąca koincydencja pomiędzy tymi zgonami, a szczepieniami.
Jak bowiem wytłumaczyć to, że regularnie badani profesjonalni piłkarze czy koszykarze w sile wieku, nagle umierają na boisku?
Wszyscy pamiętamy sceny z meczu Euro 2020 pomiędzy Danią a Finlandią, gdy reanimacji potrzebował Christian Eriksen. Niedawno podobne problemy miał gwiazdor FC Barcelony – Sergio Aguero. W ich wypadku udało się uniknąć najgorszego, ale inni nie mieli tyle szczęścia.

Ciekawe na ilu ofiarach licznik zatrzyma się po upływie roku i czy przypadkiem nie jest to zaledwie preludium do tego, czym może być masowe pojawianie się zapowiadanych przez sygnalistów, długookresowych skutków ubocznych przyjęcia koronawirusowych preparatów.