Z dniem 1 października 2025 roku wszedł do Polski system kaucyjny. Dla milionów Polaków do zupełnie niezrozumiała zmiana, która uderza w sens ‘selektywnej zbiórki odpadów’. Podstawą krajową do wprowadzenia systemu jest ustawa z 13 lipca 2023 o systemie kaucyjnym. Polska, na wzór Niemiec, Litwy, Danii czy Chorwacji wprowadziła system, który nie zyskał szerokiego poparcia w samej Europie.
Dlaczego zdecydowano się na taki ruch? Dlaczego przez wiele kwartałów państwo nie zdołało wprowadzić szczelnych i przejrzystych przepisów, które umożliwiłyby sprawne działanie systemy? I przede wszystkim, kto na systemie kaucyjnym zarobi prawdziwą fortunę. Co może kryć się za pozornie szczytną, ekologiczną ideą?
W poniższym artykule dokonamy wstępnej analizy, prezentując potencjalne grupy interesów na każdym z etapów cyklu kaucyjnego. Uświadomienie sobie wszystkich tych aspektów ułatwi czytelnikowi prawdziwy cel, w jakim system jest wdrażany mimo oporu drobnych przedsiębiorców z branży spożywczej, jak i krytyki ze strony społeczeństwa.
Oświadczenie Redakcji BitHub.PL
Poniżej prezentowane informacje stanowią subiektywny punkt widzenia Redakcji na system kaucyjny, jego efekty, jak i działanie państwa w zakresie wprowadzenia. Redakcja działa z jak najlepszą intencją, chcąc zwiększyć poziom świadomości obywateli kraju. Celem artykułu nie jest uderzenie w którykolwiek podmiot prywatny, czy państwowy. Stanowi on niezależną analizę systemu kaucyjnego oraz jego potencjalnych efektów. Z drugiej strony efekty te są obarczone dużą dozą niepewności. Redakcja BitHub.PL
Dlaczego mamy system kaucyjny?
Oficjalnym celem tej zmiany jest skokowa poprawa norm recyklingu, by spełnić wygórowane, wręcz absurdalne unijne normy. Te dla członków UE przewidują poziom 90% zebranych butelek PET na 2029 rok. Teoretycznie, gdyby Polska tych norm nie spełniła, mogłaby otrzymać kary (Dyrektywa Single-Use Plastics Directive, 2019/904). Dość naiwnym byłoby sądzić, że cały system powstał z troski o planetę Ziemia.
Aktualnie, jeśli chodzi o normy odzysku w systemie selektywnej zbiórki odpadów, Polska plasuje się powyżej unijnej średniej, z wynikiem ok. 55% wobec ok. 50% średniej. De facto system ten działa w Polsce ‘szczelnie’ dopiero od kilku lat i z roku na rok wykazuje poprawę. To jednak za mało dla tych, którzy za wzór stawiają model niemiecki.
Tam wskaźniki wskazują na nawet 97-98%. Wydaje się oczywiste, że poziomy powyżej 90% są możliwe tylko w systemie kaucyjnym… Który w naszej subiektywnej ocenie jest narzędziem dla realizacji wpływów grup interesów, które lobbują, by zarabiać na nim fortunę, i które mają swoją ‘reprezentację’ w organach Unii Europejskiej… Wszystko to z hasłami o czystej przestrzeni, zielonej rewolucji i ‘zero waste’.
Zatem UE nie każe wprowadzać systemu kaucyjnego. Zamiast tego, tworzy system, bez którego osiągnięcie norm jest praktycznie nierealne i grozi karami. W Polsce zdecydowano się wprowadzić system kaucyjny, ‘wbrew logice’, która sugerowałaby najpierw wejście systemu tzw. rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP), zgodnie z którym to producenci napojów i opakowań musieliby ponosić koszty ‘kaucji’, standaryzacji i systemu na każdym z jego etapów.
Informacje o tym, jak działać będzie system są szeroko dostępne i opisanie m.in. na rządowej witrynie gov.pl w tym miejscu. Zdecydowaliśmy się skupić na innych, mniej oczywistych aspektach jego działania.
Za późno na ROP?
Jeśli zaczniemy od kaucji, a nie zbudujemy bazy w postaci ROP, powstaje chaos finansowy i nierównowaga między producentami, operatorami a gminami. Dlaczego najpierw ROP, a dopiero potem kaucja?
- ROP wprowadza jasne zasady; producent płaci za odpady, które wprowadza na rynek. To sprawia, że system gospodarki odpadami ma stabilne źródło finansowania.
- Dzięki ROP gminy dostają środki na selektywną zbiórkę i recykling. Bez tego pieniądze odpływają z gmin do operatorów kaucyjnych. Samorządy tracą dochód, zyskują go firmy.
- Dopiero po wdrożeniu ROP wiadomo, ile naprawdę kosztuje gospodarka odpadami, oraz jaką rolę powinien odegrać system kaucyjny – jako uzupełnienie.
- System kaucyjny sam w sobie premiuje duże sieci handlowe i operatorów, ale nie reguluje całości rynku odpadów. ROP obejmuje wszystkie opakowania – także te, które nie są w kaucji.
Jeśli najpierw wdroży się kaucję, operatorzy „zbiorą śmietankę” z rynku… Teraz trudniej będzie wprowadzić ROP, bo interesariusze będą blokować rozwiązanie, które zmniejsza ich marże.
Kto powinien zarabiać na systemie kaucyjnym?
Kontrowersja wokół systemu kaucyjnego w Polsce nie dotyczy tylko technikaliów. Dotyczy fundamentalnego pytania: kto ma być beneficjentem miliardowych przepływów – państwo czy prywatne koncerny. W modelu skandynawskim (Norwegia, Szwecja) systemy kaucyjne są prowadzone przez fundacje lub spółki non-profit nadzorowane przez państwo.
Dzięki temu nadwyżki – zarówno z nieodebranych kaucji, jak i ze sprzedaży PET czy aluminium – wracają do wspólnoty. Trafiają na modernizację infrastruktury komunalnej, ochronę środowiska albo obniżenie kosztów odpadów dla mieszkańców. W Polsce mogłyby trafiać choćby na rozbudowę zdolności obronnych. W Polsce przyjęto jednak model niemiecki.
Operatorami są spółki akcyjne tworzone przez duże sieci i producentów napojów, takie jak PSK czy OK Operator Kaucyjny. To oznacza, że ogromne strumienie pieniędzy … Nawet miliardy złotych rocznie z tzw. „zapominalstwa” konsumentów i przychodów z recyklingu – trafią pośrednio do niemieckiego Schwarz Gruppe (Lidl, Kaufland), czy Carlsberga. Na budowie butelkomatów zarobi skandynawski producent butelkomatów Tomra Systems.
Państwo nie ma w tym bezpośredniego udziału. Mało tego, system kaucyjny uderzy w poziomy recyklingowe gmin. Ludzie będą zanosić butelki do Lidla i innych dużych sklepów. Konsekwencja jest oczywista: miliardy złotych, które mogłyby wzmacniać budżet państwa i finansować np. obronność, zostaną w prywatnych rękach. Decyzję o takim modelu wymusił silny lobbing i presja czasu na wdrożenie dyrektywy UE. W efekcie Polska oddała jeden z największych potencjalnych „zielonych podatków” sektora odpadów prywatnym operatorom. To kolejny dowód na nieudolność aparatu państwa.
Niemiecki model … Ale w Polsce
W Polsce zorganizowano model na wzór niemiecki… Ale nie do końca; różnica jest fundamentalna. Po pierwsze kapitał ma narodowość. W Niemczech system jest w rękach prywatnych, ale rękę nad zarządzającą systemem Deutsche Pfandsystem GmbH) od 2005 roku trzymają prywatne, niemieckie przedsiębiorstwa m.in. Schwarz Gruppe (właściciel Lidla, Kaufland itd.) i ostatecznie zyski trafiają z powrotem do Niemców.
W Polsce to nie polskie firmy będą największymi beneficjentami systemu (choć pośrednio skorzystać może Dino), a raczej operatorzy podpięci do dużych sieci sklepów. Ogromne pieniądze w postaci nieodebranej kaucji, odsetek, sprzedaży PET, aluminium itd. trafiają z powrotem do niemieckich firm. Koło się napędza.
Powody, dla których w Polsce systemem zajmą się prywatne firmy, są w naszej ocenie oczywiste. Po pierwsze presja czasu (zdążyć przed 2029), po drugie brak zaufania do skuteczności działania samorządów (biurokracja, polityka lokalna)… Ale przede wszystkim aktywny lobbing sieci handlowych i olbrzymich koncernów, które ‘zwęszyły’ wart miliardy złotych rynek nad Wisłą.
Polskie państwo nie będzie mieć tu wiele do gadania. Interes budżetu pominięto z wyjątkiem VAT, który prawdopodobnie płacić będą operatorzy od zysków z tzw. nieodebranych depozytow. Mało tego, jeszcze za publiczne pieniądze organizowane są konferencje w tej sprawie i cała aparatura ‘informacyjna’ wokół wdrożenia tego systemu. Jedynym zarobkiem Polski wydaje się tu ‘koszt alternatywy’ w potaci ewentualnych unijnych kar… Pod warunkiem że naprawdę w 2029 uda się przekroczyć 90% poziom odzyskiwalności opakowań.
Inflacyjne flamenco
Czy inflacja wzrośnie z powodu systemu kaucyjnego. Oczywiście, że tak i wzrosłaby również w scenariuszu wspomnianej ograniczonej odpowiedzialności producenta. Koszty wdrożenia, utrzymania systemu, nowej logistyki itd. zostałyby odłożone w cenach napojów. Finalnie, w obu wariantach i tak wszystko zasponsoruje polski obywatel. Oto jak wyglądają kalkulacje ‘inflacyjne’ na kilku poglądowych przykładach.

W zależności od tego, jaki procent kaucji finalnie obywatele ‘odzyskają z powrotem’ (jaki będą mieli poziom motywacji, by to zrobić), możemy założyć, że:

Nawet w bardzo konserwatywnym scenariuszu, koszt dla konsumenta w skali kraju wzrośnie istotnie.
Operatorzy systemu kaucyjnego. Kim są?
System kaucyjny opierał będzie się na pewnego rodzaju ‘współpracy’ między punktami, skąd operatorzy pobierać będą zarówno towar do recyklingu, jak i prowadzić księgowość związaną z kaucją. Poniżej prezentujemy listę spółek, które do tej pory otrzymały ‘zielone światło’.
Swoich ‘operatorów’ (OK Operator Kaucyjny S.A.) mają już Schwarz Gruppe wspomniana wcześniej (właściciel Lidla, Kauflandu), czy Carslberg, Grupa Żywiec (właścicielem jest Heineken) i Kompania Piwowarska (właścicielem jest Asahi) – operator to Polski System Kaucyjny S.A; PSK S.A. Lista operatorów dostępna jest na gov.pl tutaj. Ale laczego niektóre spółki pospieszyły się, by stworzyć ‘własnych’ operatorów?

Co robią operatorzy?
Operator systemu kaucyjnego to taki „dyrygent” całego mechanizmu zwrotu butelek czy puszek. Odpowiada za to, żeby całość działała sprawnie i zgodnie z przepisami. W zasadzie to przeważnie pośrednik, od którego sieci sklepów otrzymają tzw. opłatę manipulacyjną (mającą pokryć koszt finansowania systemu po stronie takiego punktu). Operator organizuje:
- Prowadzenie rejestrów i raportów – musi wiedzieć, ile opakowań krąży w systemie i raportować to do ministerstw czy instytucji państwowych.
- Obsługa obiegu opakowań – czyli odbieranie ich od sklepów czy punktów zwrotu i przekazywanie dalej do recyklerów.
- Rozliczanie kaucji – zbiera pieniądze przy sprzedaży, a potem wypłaca je konsumentom, kiedy oddają puste butelki czy puszki.
- Logistyka i organizacja – odpowiada za to, żeby były dostępne punkty zwrotne, działały transporty i cała infrastruktura.
- Wsparcie technologiczne – systemy informatyczne do rejestracji, integracji i rozliczeń, a także mechanizmy chroniące przed nadużyciami.
- Finansowanie działania systemu – ponosi koszty jego obsługi (część z nich przerzucana jest na producentów czy sklepy).
- Współpraca z innymi operatorami – bo system musi działać spójnie, nawet jeśli zaangażowanych jest kilka podmiotów.
Krótko mówiąc: operator nie musi sam stawiać wszystkich automatów do zwrotu (RVM), prowadzić transportu czy serwisu .To on odpowiada za to, żeby cały łańcuch działał. Poszczególne sklepy będą podpisywać umowy z wybranymi operatorami i robić z nimi ‘biznes’.
W tym miejscu dobrze byłoby zaadresować kwestię tego, jak z systemem kaucyjnym poradzą sobie sklepy o powierzchni 100 m2 i mniejsze, które nie mają przestrzeni niezbędnej do organizacji systemu…. I które musiałyby ponieść potężny koszt, który być może w jakiejś skali zwróciłby się im, gdyby klienci zwracali kilka tysięcy butelek miesięcznie. To cios w mniejsze firmy i konkurencję molochów. Przejdźmy zatem do meritum.
Opłata manipulacyjna. O co chodzi?
To jeden z najbardziej technicznych, a zarazem kluczowych elementów całego systemu kaucyjnego. Mówiąc najprościej: to pieniądz, który trafia od operatora systemu do sklepu w zamian za obsługę zwrotu opakowań. Wcześniej wytłumaczyliśmy rolę operatorów. Teraz czas na to, by wytłumaczyć, co zrobią sklepy. Jak to działa krok po kroku?
- Klient kupuje napój i płaci dodatkowe X groszy kaucji.
- Gdy butelkę czy puszkę oddaje – sklep musi mu te X groszy zwrócić.
- Samo przyjęcie zwrotu nie jest jednak darmowe. Sklep zużywa czas pracowników, miejsce w magazynie, energię do butelkomatu, musi też przygotować odpady do odbioru.
- Żeby sklep nie został z tym wszystkim na minusie, operator wypłaca mu właśnie opłatę manipulacyjną – coś w rodzaju rekompensaty.
Co dokładnie obejmuje?
- koszt pracy – czy to przy kasie (zwroty ręczne), czy przy obsłudze automatu,
- powierzchnię sklepu, którą zajmują butelkomaty i worki z odpadami,
- serwis i prąd dla maszyn,
- czynności logistyczne – przygotowanie paczek ze zużytymi opakowaniami do odbioru,
- administrację – raportowanie i rozliczenia z operatorem.
Ile to jest w praktyce?
W Niemczech stawka wynosi zwykle od 1,3 do 3 eurocentów za sztukę – wyższa przy zwrotach ręcznych, niższa przy automatach. W krajach bałtyckich podobnie: kilka centów od opakowania, przy czym szkło bywa lepiej płatne niż plastik czy aluminium. Z kolei w Polsce mówi się dziś o poziomie ok. 4 groszy za sztukę, ale tak niski poziom mógłby potężnie uderzyć w mniejsze sieci handlowe.
Dlaczego to punkt zapalny?
- Za niska stawka → małe sklepy nie będą chciały brać udziału w systemie, bo realnie będą do niego dokładać.
- Za wysoka stawka → operatorzy będą mieli mniej środków na całą infrastrukturę, co może podbić koszty systemu.
- Duże sieci chcą odpowiednich opłat, bo mają tysiące punktów i potrafią zamienić to w dodatkowy przychód.
- Mali sprzedawcy walczą o to, by też dostać uczciwą rekompensatę, inaczej system stanie się dla nich obciążeniem.
Opłata manipulacyjna to nic innego jak „wynagrodzenie” dla sklepów za to, że są częścią systemu zwrotu. Kilka groszy od każdej butelki może wydawać się niewielkie, ale przy miliardach opakowań rocznie to ogromna suma. To oczywiste dlaczego duzi graczie jak Lidl czy Kaufland chcą mieć ‘swojego operatora’, który prawdopodbnie ‘nie będzie chciał na nich zarabiać’ i zgodzi się na taką opłatę, jak trzeba.
Kto naprawdę zyskał na systemie kaucyjnym w Europie?
Systemy kaucyjne miały być odpowiedzią na rosnące góry plastikowych odpadów i niską efektywność recyklingu. W wielu krajach Europy rzeczywiście udało się ograniczyć śmieci, ale zielona rewolucja pożera własne dzieci. W tle mamy biznes, duże pieniądze. Kto na nim zarobił? To powinno dać nam pewien obraz tego, co stanie się u nas.
Kto zyskał?
1. Duże sieci handlowe
Hipermarkety i dyskonty od początku były na wygranej pozycji. Mają powierzchnię, kapitał i rzesze klientów. Dla nich ustawienie butelkomatów to stosunkowo mały koszt, a w zamian dostają dodatkowy ruch w sklepach. Zyskują też większą kontrolę nad zachowaniami klientów … Skoro i tak trzeba oddać butelkę, to łatwiej zrobić przy okazji zakupy.
2. Dostawcy technologii i infrastruktury
Największym wygranym są producenci butelkomatów – globalni gracze jak norweska TOMRA czy amerykański Envipco. Do tego firmy IT, które dostarczają oprogramowanie do skanowania kodów, rozliczeń i przeciwdziałania oszustwom. Nie brakuje też biznesów wokół logistyki, serwisu, systemów kodowania (GS1, QR, kody kreskowe), a na horyzoncie pojawiają się już rozwiązania blockchainowe do śledzenia obiegu butelek.
3. Operatorzy systemów
W każdym kraju powstają specjalne spółki – często konsorcja producentów napojów, sieci handlowych i instytucji publicznych. Dysponują ogromnymi przepływami finansowymi z tytułu nieodebranych kaucji. Te środki można inwestować – co samo w sobie staje się nowym źródłem zysków. Na poziomie europejskim funkcjonuje już EDRSA, stowarzyszenie koordynujące operatorów i lobujące w Brukseli.
4. Producenci napojów
Wielkie koncerny potrafią ustawić przepisy tak, by koszty w większym stopniu uderzały w mniejszych konkurentów. Korzystają też na standaryzacji opakowań – łatwiej im negocjować i taniej produkować, podczas gdy niszowi gracze tracą elastyczność.
5. Banki i instytucje finansowe
Kaucje to miliardowe strumienie pieniędzy, które przez pewien czas „leżą” na kontach operatorów. Banki zarabiają na obsłudze przepływów i tzw. floatcie – to zysk czysty jak łza, bez wielkiego ryzyka.
Kto stracił
1. Małe sklepy
Dla osiedlowych sklepików obowiązek przyjmowania butelek to kłopot: brak miejsca, brak ludzi, brak kapitału na maszynę. W wielu krajach to właśnie mały handel protestował najgłośniej.
2. Mali producenci i niszowe marki
Koszty etykiet, certyfikacji czy logistyki są dla nich proporcjonalnie wyższe. Ciężko im też wynegocjować takie same warunki jak globalnym gigantom.
3. Konkurencja w handlu detalicznym
Sklepy typu convenience czy mniejsze dyskonty, które nie mają przestrzeni na automaty, nie zyskują dodatkowego ruchu. Wręcz przeciwnie – część klientów przenosi się tam, gdzie zwrot butelek jest prostszy.
4. Konsumenci
Po pierwsze: przy kasie płacą więcej (bo doliczana jest kaucja). Po drugie: muszą poświęcić czas i zaplanować oddanie butelek. Starsze osoby czy mieszkańcy terenów słabiej obsłużonych punktami zwrotu często tracą realną możliwość odzyskania pieniędzy. A jeśli butelka jest zgnieciona albo etykieta źle odczytana – kaucja przepada.
Nowa mapa zakupów
System kaucyjny zmienił codzienne nawyki. Konsumenci zaczęli łączyć zwrot opakowań z zakupami – powstała nowa „ścieżka zakupowa”. Sklepy wyposażone w butelkomaty przyciągają większy ruch. Z kolei standaryzacja opakowań, choć pomaga systemowi, ogranicza kreatywność w designie i wspiera masową produkcję.
Zmieniło się też coś mniej widocznego: wcześniej część butelek trafiała w ręce osób prywatnych, które dorabiały do życia, zbierając opakowania. Teraz system formalny praktycznie zlikwidował ten obieg, odbierając im źródło dochodu.
Nieodebrane kaucje, czyli motor napędowy systemu?
W każdym systemie kaucyjnym jest pewien paradoks: nie wszystkie butelki wracają. Część konsumentów zapomni, część wyrzuci opakowanie, inne zginą w obiegu. To oznacza, że odsetek kaucji – w literaturze mówi się najczęściej o 10–20% – zostaje w systemie. Jeśli mówimy o 50 groszach za butelkę, to łatwo policzyć, że w skali kraju robi się z tego gigantyczna kwota.
Co dzieje się z pieniędzmi?
W praktyce nieodebrane kaucje nie trafiają z powrotem do sklepów ani do klienta – zostają w systemie i stanowią jedno z głównych źródeł jego finansowania. Tak to działa w Norwegii, Niemczech czy na Litwie: operatorzy utrzymują za te pieniądze logistykę, systemy IT czy automaty do zwrotu. W Polsce przyjęto, że środki te będzie można przeznaczać m.in. na rozwój infrastruktury kaucyjnej.
Czy system finansuje się sam?
Na papierze wygląda to atrakcyjnie: nieodebrane kaucje + przychód ze sprzedaży surowców (plastik, szkło, aluminium) mają pokrywać koszty działania. Teoretycznie więc sklepy nie muszą „dokładać” z własnej kieszeni. Jednak
- inwestycje początkowe (centra liczenia, automaty RVM, IT) są ogromne i wymagają realnego kapitału, zanim system zacznie przynosić przychody,
- ceny surowców są zmienne – gdy spada wartość plastiku czy aluminium, przychód z recyklingu gwałtownie maleje,
- sklepy muszą dostać rekompensaty za powierzchnię, obsługę i serwis, co zmniejsza marżę operatora,
- tam, gdzie zwroty będą rzadsze (np. w małych miejscowościach), koszty logistyki mogą przewyższyć wpływy.
Nieodebrane depozyty to z jednej strony gwarancja stabilności systemu, z drugiej – potencjalna pokusa. Jeśli operator może zatrzymać część środków, pojawia się ryzyko, że nie będzie mu zależało na stuprocentowym zwrocie. Niewystarczająca liczba punktów przyjęć, ograniczona dostępność na prowincji – to realne zagrożenia. W skrajnym scenariuszu system mógłby być projektowany tak, by zawsze zostawał wysoki procent „zapomnianych” kaucji.
System nie musi opierać się wyłącznie na publicznych dopłatach i sam generuje przychód. Czy to dobrze? Niekoniecznie. Poza tym, że pieniądze traci konsument jest to pole minowe, bo jeśli zabraknie przejrzystości i kontroli … Nieodebrane kaucje mogą stać się wygodnym „skarbonką” dla operatorów.
I tu właśnie pojawia się rola regulatora: jasne przepisy, audyty i limity tego, na co można wydać te pieniądze. Bez tego system kaucyjny może stać się nie tyle narzędziem recyklingu, co wehikułem finansowym dla wąskiej grupy biznesów. Jak będzie w Polsce? Przekonamy się.
Biznesowe perpetum mobile
Wyobraźmy sobie sytuację, w której to sieć sklepów detalicznych X chce wprowadzić system kaucyjny, wraz z operatorem, którego jest właścicielem. Poniesie pewne koszty, spowodowane inwestycjami w system (butelkomaty, IT, organizacja systemu w sklepie), ale … Czy to na pewno będą tylko koszty? Po pierwsze, sklepy otrzymają tzw. opłatę manipulacyjną od operatora.
Nie ma na razie przepisów, które ustalalyby z góry jaka będzie to kwota. Ale jeśli właścicielem naszego operatora jest sieć sklepów… Zatem na pewno na tym nie straci i operator wróci wszystkie koszty (jak się okaże później, być może z nawiązką!). Opłata manipulacyjna może wynieść np. 10 groszy od każdej 50 groszowej kaucji.
Sieć ‘wytnie konkurencję’ montując butelkomaty i sprawiając, że klient będzie wracał ‘przy okazji oddając butelki’. To scenariusz realny tym bardziej, jeśli nie będzie takich punktów w okolicy wiele. Idźmy dalej … Środki przechowywane na rachunkach finansowych operatora systemu mogą być oprocentowane np. zdeponowane będą w obligacjach, lub funduszach rynku pieniężnego.
Ewentualne zyski z oprocentowania takich rachunków (float) – na co trafią i czy operator będzie mógł ich używać bez ograniczeń? Nie znaleźliśmy odpowiedzi w ustawie na ten temat. Idźmy dalej. Jak już wspomnieliśmy, nie wszystkie butelki wrócą do sieci zatem możemy założyć, że ok. 10 do 15% kaucji ‘zostanie’ w systemie. To od tych środków również może rosnąć procent.
Co prawda ustawa przewiduje, że zyski uzyskane w ten sposób mogą być reinwestowane tylko w dalszy rozwój systemu… Ale to daje bardzo szerokie narzędzia do ew. kreatywnej księgowości, jeśli operatorem jest firma powiązana z siecią sprzedaży. Zawyżanie faktir, marketingu…
Genialny plan
Wygląda na to, że wszystko to generować będzie olbrzymie wyzwania dla audytorów. Idziemy dalej, wreszcie, operator zarabia na recyklingu. Zawozi odpady i otrzymuje za nie pieniądze, które są jego zyskiem… Jeśli właścicielami jest sklep, spółka może zdecydować o wypłacie zysku netto w formie dywidendy i w ten sposób zysk operatora wróci do właściciela, jakim jest sklep.
Jeśli np. 15% butelek nie wróci, to operator zostaje z setkami milionów złotych rocznie, którymi finansuje infrastrukturę. W praktyce oznacza to, że system może sam się finansować, a wielkie sieci czy producenci nie muszą dokładać z własnych kieszeni. Czy to nie cudowny system, przypominający inwestycyjne perpetum mobile?
Nieodebrane kaucje
W teorii wszystko wygląda prosto: środki z nieodebranych kaucji mają finansować system. Mowa tu o logistyce, automatach, systemach IT, kampaniach edukacyjnych czy rekompensatach dla sklepów. Problem zaczyna się wtedy, gdy spojrzymy na przepisy uważniej – brakuje tam precyzji. Gdzie są luki?
Nie ma jasnych odpowiedzi na pytania:
- jak dokładnie liczyć koszty systemu,
- kto sprawdza, czy wydatki rzeczywiście dotyczą tylko systemu,
- co dzieje się z ewentualną nadwyżką, jeśli wpływy okażą się dużo wyższe niż koszty operacyjne.
Taka konstrukcja daje operatorom szerokie pole manewru. Mogą np. wykazać, że system kosztował określoną kwotę, ale część tej kwoty to płatność dla firmy powiązanej kapitałowo z właścicielem. Formalnie wszystko się zgadza – pieniądze poszły „na system”. W praktyce wracają jednak do tej samej grupy.
Ścieżki wypływu pieniędzy? Potencjalne mechanizmy mogą być różne:
- dywidendy – jeśli operator nie działa jako organizacja non-profit, zysk może być wypłacany właścicielom,
- usługi powiązane – transport, IT czy reklama zlecane firmom-córkom, które de facto inkasują pieniądze z kaucji,
- odsetki od tzw. floatu – środki zebrane, a jeszcze niewypłacone, mogą pracować w bankach lub instrumentach finansowych, z których zyski zasilają grupę właścicielską,
- zawyżona wycena inwestycji – zakup automatów czy usług po cenach „rynkowych”, ale w praktyce korzystnych dla podmiotu powiązanego.
Kto kontroluje operatorów?
Operator to prywatna spółka akcyjna, formalnie odpowiadająca przed resortem środowiska. Jednak ministerstwo nie ma zasobów, by analizować każdą fakturę czy każdy kontrakt. W efekcie realna kontrola jest ograniczona, a wpływ właścicieli na sposób zarządzania pieniędzmi – bardzo bezpośredni.
Ryzyko jest oczywiste: operatorzy mogą legalnie kierować część środków z kaucji do swoich właścicieli… Poprzez dywidendy, spółki zależne czy mechanizmy finansowe. System może wyglądać na samofinansujący się, a nawet generujący nadwyżki. Tyle że to konsumenci, płacąc kaucje, i mniejsze podmioty na rynku, stają się w praktyce sponsorami wzmocnienia pozycji dużych graczy.
Ukryte ryzyka i konflikty interesów
W teorii system kaucyjny ma być prosty. Klient płaci kaucję, oddaje butelkę, dostaje pieniądze z powrotem, a operator dba o logistykę i rozliczenia. Ale w praktyce otwiera się przestrzeń, w której operator i jego właściciele mogą wykorzystać konstrukcję systemu do przerzucania pieniędzy we własne kieszenie. Wszystko formalnie zgodnie z prawem.
Jak mogłoby to wyglądać w praktyce
- Zawyżanie kosztów usług
Operator zleca transport, IT czy serwis butelkomatów firmom powiązanym z jego właścicielami. Faktury są „rynkowe”, ale tylko na papierze – faktyczne koszty są niższe, różnica zostaje w grupie. - Gra stawką opłaty manipulacyjnej
Jeśli sieć handlowa jest współwłaścicielem operatora, naturalnym interesem jest wynegocjowanie jak najwyższej opłaty za przyjmowanie zwrotów. Wtedy ta sama grupa księguje pieniądze dwa razy: raz jako operator, drugi raz jako detalista. - Zakupy sprzętu po zawyżonych cenach
Butelkomaty, oprogramowanie czy magazyny można kupować od spółek-córek po „rynkowej” stawce, która w rzeczywistości jest wyższa niż w niezależnym przetargu. - Opłaty licencyjne i zarządcze
Operator może płacić macierzystej spółce za „know-how” albo „usługi administracyjne”. Formalnie legalne, ale to kolejny kanał transferu środków. - Gra na floacie
Nieodebrane kaucje i miliardy złotych przechodzą przez rachunki operatora. Nawet krótkoterminowe lokowanie ich w instrumentach finansowych generuje odsetki. Pytanie: czy te pieniądze w całości wracają na finansowanie systemu, czy też mogą być przekazywane wyżej, np. w formie dywidendy?
Gdzie kończy się legalność?
Prawo wymaga, aby wszystkie transakcje z podmiotami powiązanymi były zawierane na warunkach rynkowych (tzw. arm’s length principle). W praktyce jednak trudno to udowodnić. Szczególnie gdy rynek jest oligopolistyczny i łatwo manipulować benchmarkami. Zawyżone ceny czy sztuczne „usługi doradcze” mogą być trudne do zakwestionowania, ale w skrajnym przypadku można mówić o nadużyciu gospodarczym. Granica między optymalizacją a oszustwem jest cienka.
Jakie zabezpieczenia mogłyby działać
- Pełna jawność – raportowanie wszystkich transakcji z podmiotami powiązanymi i publikacja umów.
- Ring-fencing środków – pieniądze z kaucji na odrębnych kontach, z jasno określonym przeznaczeniem.
- Audyt kwartalny – nie raz do roku, tylko regularnie i przez niezależne podmioty.
- Limity na opłatę manipulacyjną – powiązane z realnymi kosztami, nie negocjacjami dużych graczy.
- Sankcje – cofnięcie licencji operatorowi, który używa systemu do transferów zamiast do recyklingu.
Sam mechanizm jest genialny w prostocie, ale podatny na nadużycia. Jeśli właściciel operatora ma jednocześnie interes w maksymalizowaniu przychodów z obsługi zwrotów, pojawia się konflikt interesów, który wymaga ostrych regulacji i jawności. Bez tego system kaucyjny może stać się nie tyle instrumentem recyklingu, co wehikułem transferu wartości od konsumentów do największych graczy.
Magia recyklingu
Wbrew pozorom, kiedy wrzucasz butelkę do butelkomatu, nie zostaje ona „własnością sklepu”. Sklep pełni tu jedynie rolę pośrednika — odbiera opakowanie, przechowuje je chwilę w worku z logo systemu i czeka na odbiór. Prawdziwym właścicielem staje się operator systemu kaucyjnego. To on podstawia ciężarówkę, zabiera materiał do sortowni, a później wystawia fakturę recyklerowi czy zakładowi, który przerobi butelki na granulat.
Innymi słowy: plastik czy aluminium, które oddajesz, nie zostają w miejscu zakupu. Zaczynają drugie życie w rękach operatora — i to on zarabia na ich dalszej sprzedaży.
Ile to wszystko jest warte?
Tu zaczyna się robić ciekawie. Rocznie w Polsce krąży w obiegu około 10–12 miliardów opakowań. Każde z nich to potencjalny przychód, bo surowiec ze zwrotów kaucyjnych jest wyjątkowo „czysty” i posegregowany. Dla recyklera to złoto — wprost nadaje się do ponownej produkcji butelek, czyli tzw. bottle-to-bottle.
- Plastik PET kosztuje dziś od 2000 do 3000 zł za tonę. A tona to mniej więcej 27–30 tysięcy butelek. Prosty rachunek: operator może zarobić kilkadziesiąt czy nawet sto tysięcy złotych na każdej tonie plastiku.
- Aluminium jest jeszcze bardziej intratne — puszki osiągają ceny 6000–7000 zł za tonę.
- Szkło: mniej spektakularnie wyceniane niż aluminium, ale też cenne — cena waha się ok. 500–1000 zł za tonę, przy czym jest bardzo stabilny materiał do recyklingu.
Kto dokłada, a kto liczy zyski?
Na czysto zarabia operator, bo to on sprzedaje surowiec. Reszta uczestników systemu w praktyce dokłada do całej zabawy. Teoretycznie, bo więcej odpowiedzi na pytanie kto zarabia przynosi struktura właścicielka operatorów.
Producent płaci opłatę za wprowadzenie opakowania na rynek — kilka groszy od sztuki. Konsument wykłada kaucję w sklepie i odzyskuje ją tylko wtedy, gdy butelkę odda. A sklep? Dostaje rekompensatę za obsługę zwrotu.
Operator finansuje z tego logistykę i administrację, ale to właśnie jemu zostaje przychód zarówno ze sprzedaży surowca, jak i z kaucji, które nigdy nie zostaną odebrane. Później może zyskiem podzielić się z właścicielami
Patrząc chłodnym okiem — system kaucyjny jest świetnym interesem przede wszystkim dla operatorów. To oni zgarniają nie tylko sprzedaż surowców, ale także nieodebrane kaucje (a tych może być 15–20% wszystkich wpłaconych pieniędzy) i odsetki od środków leżących na kontach.
Ale kto naiwny uwierzyłby, że wart miliardy złotych rynek nagle znalazł się w rękach operatorów, którzy jak grzyby po deszczu wyrośli w 2024 roku i od razu wejdą ‘konsumować tę fortunę’… To tak nie działa.
Rozmiar rynku
W Polsce rocznie zużywamy kilkanaście miliardów butelek PET i kilka miliardów puszek aluminiowych. Szacunkowo: w systemie kaucyjnym może to być około 15 miliardów butelek i 5–6 miliardów puszek. To liczby robiące wrażenie — i widać w nich potencjał ogromnego rynku dla operatorów systemu. Nie wszystkie opakowania wracają jednak do automatów.
W krajach z rozwiniętym systemem kaucyjnym typowy wskaźnik zwrotu wynosi 80–85%. Pozostałe 15–20% „przepadnie”: konsumenci zapomną oddać butelkę, wyrzucą ją, zgubią lub po prostu nie skorzystają z automatu. W polskich warunkach w pierwszych latach działania systemu realne może być nawet około 3 miliardów butelek i 1,1 miliarda puszek, które nigdy nie wrócą do operatora.
Ile pieniędzy generuje „przepadek”?
Każda nieoddana butelka czy puszka to dla operatora pieniądz — to tzw. float, czyli nieodebrana kaucja.
- Kaucja za sztukę: 0,50 zł
- Nieodebrane opakowania: 4,1 miliarda sztuk (3 mld butelek + 1,1 mld puszek)
Łączny roczny „fundusz z przepadku”: około 2 miliardów złotych. Formalnie powinien on pokrywać koszty systemu: logistykę, IT, edukację, serwis automatów. W praktyce to strumień, który operator może efektywnie kontrolować i wykorzystać.
A co z przychodem z recyklingu?
To druga noga biznesu: sprzedaż surowca wtórnego z opakowań zwróconych. Przy założeniu 80% zwrotu:
- PET: 12,16 mld butelek → ok. 243 tys. ton → przychód ok. 486–730 mln zł
- Aluminium: 4,56 mld puszek → ok. 64 tys. ton → przychód ok. 383–447 mln zł
Szkło też trafia do recyklingu, ale jest mniej „tłuste” cenowo — daje stabilny, ale nieporównywalny przychód. Łączny przychód z materiału (PET + ALU): około 870 mln – 1,18 mld zł rocznie.
Faktyczny „rozmiar rynku” dla operatorów
Łącząc nieodebrane kaucje i przychód ze sprzedaży surowca:
- Nieodebrane kaucje: ~2,05 mld zł
- Surowce zwrócone (PET + ALU): ~0,87–1,18 mld zł
Suma brutto: 2,9–3,2 mld zł rocznie.
Od tego trzeba odjąć koszty: opłaty manipulacyjne dla sklepów, logistykę, centra liczenia, serwis automatów, systemy IT, marketing edukacyjny. Nawet po uwzględnieniu tych kosztów, nadal mówimy o ryku o wartości ponad miliardów złotych rocznie, kontrolowanym w praktyce przez operatorów.
Kalkulacja
Zrobię to w formie przejrzystej tabeli – „mapa przychodów” dla operatorów systemu kaucyjnego w Polsce. Policzymy 3 źródła przychodów:
- Float – odsetki z przechowywanych kaucji (przy dużej skali to mogą być setki mln zł).
- Nadwyżki (unclaimed deposits) – kaucja, której konsumenci nie odbiorą (np. 15–20% opakowań).
- Przychody z recyklingu – sprzedaż surowców: PET, aluminium, szkło.
A potem odejmiemy opłatę manipulacyjną, którą operator musi zapłacić sklepom (za logistykę i powierzchnię). Zrobię dwa warianty: niski (0,10 zł/opak.) i wysoki (0,25 zł/opak.). Założenia do kalkulacji
- Rocznie w Polsce:
Butelki PET – ok. 3,0 mld szt.
Puszki alu – ok. 1,1 mld szt.
Butelki szklane (≤1,5 l) – ok. 2,0 mld szt.
Razem: 6,1 mld opakowań rocznie.
- Kaucja: 0,50 zł (PET, puszki), 1,00 zł (szkło).
Średnia wartość kaucji „w systemie”: ~ 4 mld zł.
- Nieodebrane zwroty: konserwatywnie 15% (czyli ~600–700 mln zł rocznie).
Ceny surowców (orientacyjne):
- PET: 2 000 zł/t, średnia waga 30 g/butelkę → 60 tys. t = 120 mln zł.
- Aluminium: 6 000 zł/t, średnia waga 15 g/puszkę → 16,5 tys. t = 100 mln zł.
- Szkło: 400 zł/t, średnia waga 300 g/butelkę → 600 tys. t = 240 mln zł.
Float: zakładamy 4% rocznie od średniego depozytu (4 mld zł) → 160 mln zł.
Razem z recyklingu: ~ 460 mln zł.
Poniżej widzimy też główny koszt, jakim dla operatorów będzie opłata manipulacyjna. Celowo użyliśmy do kalkulacji dwóch jej skrajnych wartości. Według szacunków opłata w wys. ok. 20 groszy byłaby dla operatorów punktem ‘breakeven’. Co ciekawe, system nawet przy pełny oddaniu butelek z kaucją (100%) na siebie zarabia (!) … Przez float oraz recykling. Wszystko co przyjdzie z niewykorzystanych kaucji jest w zasadzie ‘bonusem’.

Butelkomaty i ogromna szansa dla TOMRA Systems?
Wejście Polski w system kaucyjny może okazać się dla producentów butelkomatorówprawdziwym „game-changerem”. Światowy lider w automatach zwrotnych (RVM), czyli TOMRA Systems stoi przed szansą na skokowy wzrost popytu, który w krótkim czasie może wynieść setki procent – pod warunkiem adopcji systemu przez największe sieci handlowe, przede wszystkim Lidla i Biedronkę. Głównym udziałowcem spółki (ponad 20%) jest Investment AB Latour, kontrolowane przez szwedzką rodzinę Douglas.
Obecna sytuacja – Polski rynek dopiero raczkuje
Dziś butelkomatów w Polsce jest bardzo niewiele … To jedynie kilkaset maszyn, głównie w Warszawie, Krakowie i kilku wybranych sieciach takich jak Stokrotka czy Auchan. W porównaniu z Niemcami, gdzie działa ok. 50 tys. RVM dla 83 mln mieszkańców, polski rynek niemal nieistnieje. Szacuje się, że dla sprawnego funkcjonowania systemu kaucyjnego w Polsce, przy populacji 38 mln osób, potrzeba od 15 do 25 tys. butelkomatów.
To oznacza, że dziś mamy jedynie ułamek potrzebnej infrastruktury – a popyt może wzrosnąć wielokrotnie w ciągu kilku lat.TOMRA kontroluje około 80% światowego rynku RVM i już teraz współpracuje z polskimi operatorami, np. Kaucja.pl. Obecnie firma ma w Polsce zaledwie kilkaset maszyn, co przy docelowej liczbie 20–25 tys. oznacza skokowy wzrost popytu o kilkaset procent.
Konkurenci, tacy jak Envipco czy Sensomatica, raczej dostaną niewielkie fragmenty rynku. Sieci handlowe w Polsce prawdopodobnie w dużej mierze postawią na dostawcę ze Skandynawii, który gwarantuje serwis i jest obecny na rynku niemieckim (oraz 30 innych rynkach z ok. 80 tys. zaistalowanych RVM).
Sieci handlowe jako motor wzrostu
Największe sieci w Polsce, takie jak Lidl, Kaufland, Biedronka czy Dino, mają tysiące sklepów, w których butelkomaty będą niezbędne:
- Lidl: ok. 850 sklepów
- Kaufland: ok. 250 sklepów
- Biedronka: ~3600 sklepów
- Dino: ~2300 sklepów
Przykładowo, Schwarz Gruppe (Lidl + Kaufland) mogłaby zamówić minimum 1100 maszyn, przy czym w wielu lokalizacjach zainstalowane zostaną po 2 automaty. Sama Biedronka w pełnej adopcji systemu wymagałaby kilku tysięcy RVM, co tworzy gigantyczny kontrakt dla TOMRA.
Scenariusze przychodów w Polsce
Zakładając ceny maszyn w przedziale 15–20 tys. EUR, z serwisem rocznym ok. 5%, potencjalne przychody TOMRA w Polsce wyglądają następująco:
- Scenariusz konserwatywny (15 tys. maszyn × 15 tys. EUR): 225 mln EUR + 11 mln EUR/rok z serwisu
- Scenariusz umiarkowany (20 tys. maszyn × 17 tys. EUR): 340 mln EUR + 17 mln EUR/rok
- Scenariusz agresywny (25 tys. maszyn × 20 tys. EUR): 500 mln EUR + 25 mln EUR/rok
Dla spółki o kapitalizacji 4,4 mld EUR taki kontrakt stanowi 7–10% jej wartości rynkowej, co czyni go strategicznie znaczącym impulsem wzrostowym. Zatem Polska jest rynkiem o ogromnym potencjale.Duże sieci handlowe mogą wygenerować kontrakty rzędu kilkuset milionów euro. Stabilny dochód z serwisu i oprogramowania dodatkowo wzmacnia perspektywy. W horyzoncie wielu lat przychody z usług TOMRA mogą niemal dorównac tym ze sprzedaży butelkomatów… Ale nawyższej marży.
Podsumowanie
W powyższym artykule prawdopodobnie wyczerpująco wytłumaczyliśmy to, jak rozumiem działanie systemu kaucyjnego w Polsce. Przedstawiliśmy niemal wyłącznie to, co można policzyć. Prawdą jest jednak, że system może sprawić, że kraj będzie jeszcze czystszy. Normy odzysku prawdopodobnie bardzo wzrosną. Pytanie, jakim kosztem i dlaczego sponsorem tego ma być znowu konsument?
W obecnej formie i stadium system wydaje się ‘koronnym przykładem’ tego, jak naprwadę działają ‘unijne regulacje’. Obnaża też prawdę na temat ekologii, która stała się pretekstem do robienia wielkiego biznesu. Dla nielicznych i dramatem dla drugich.
Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!