PiS i judaizanci. Niebezpieczne związki partii Jarosława Kaczyńskiego

PiS i judaizanci. Niebezpieczne związki partii Jarosława Kaczyńskiego

17.10.2025Tomasz Sommer https://nczas.info/2025/10/17/pis-i-judaizanci-niebezpieczne-zwiazki-partii-jaroslawa-kaczynskiego

Prezes PiS Jarosław Kaczyński. Foto: PAP
Prezes PiS Jarosław Kaczyński. Foto: PAP

Partia Jarosława Kaczyńskiego weszła w niepokojące związki ze skrajnym odłamem amerykańskich ewangelikanów, którzy pełnią obecnie decyzyjne funkcje w amerykańskiej strukturze władzy. Doktryna dyspensacjonalistów-judaizantów, do których należy m.in. obecny amerykański sekretarz stanu Marco Rubio i sekretarz wojny Pete Hegseth, głosi, że czasy ostateczne już się rozpoczęły, a warunkiem powrotu na świat Chrystusa jest… budowa Wielkiego Izraela.

Wizja świata prezentowana przez dyspensacjonalistów-judaizantów nie jest spójna i jest przedstawiana w wielu wersjach, ale sprowadza się do przekonania, że wraz z powstaniem państwa Izrael w 1948 r., a zwłaszcza odzyskaniem przez nie faktycznej kontroli nad Wzgórzem Świątynnym w Jerozolimie, co z kolei nastąpiło w 1967 r., rozpoczęły się czasy ostateczne – scenariusz apokaliptyczny prowadzący do paruzji, czyli powrotu Jezusa Chrystusa na Ziemię i końca świata.

Koniec świata się zbliża

By jednak paruzja zaistniała, potrzebne jest spełnienie kilku warunków wyinterpretowanych przez dyspensacjonalistów-judaizantów z Biblii. Takim zupełnie zasadniczym warunkiem jest budowa Trzeciej Świątyni na miejscu jerozolimskiej judaistycznej świątyni zburzonej przez cesarza rzymskiego Tytusa w 70 r. po Chr., gdyż to właśnie w niej ma zamieszkać Antychryst, którego następnie pokona Jezus Chrystus z porwanymi wcześniej do nieba „sprawiedliwymi chrześcijanami”.

Aby jednak ta świątynia została odbudowana, musi zaistnieć „tysiącletnie królestwo”, które do tego doprowadzi. W rozumieniu ewangelikanów tym „tysiącletnim królestwem” jest właśnie Izrael, który odbuduje świątynię, a wcześniej pozbędzie się stojących na Wzgórzu Świątynnym budowli islamskich – Kopuły na Skale i Meczetu Al-Aksa. To właśnie dlatego powstanie państwa Izrael jest przez dyspensacjonalistów-judaizantów interpretowane jako początek procesu apokaliptycznego i to dlatego też za swoją misję dziejową uznają oni popieranie Izraela na każdym polu i za wszelką cenę. Gdyby tego nie robili – proces apokaliptyczny mógłby bowiem nie dojść do skutku.

Sojusz z synagogą

Abstrahując od kwestii, na ile wyznawcy dyspensacjonalizmu naprawdę wierzą w powyższy scenariusz, stanowi on wygodne, metafizyczne uzasadnienie dla działania zgodnie z instrukcjami izraelskiego lobby i to zarówno na poziomie politycznym, jak i religijnym. To właśnie te koncepcje są przyczyną, dla której z pozoru nagle rozpoczęła się akcja promowania w krajach Zachodu żydowskich świąt ze słynną Chanuką na czele. Żydzi odkryli bowiem, że w ich interesie jest popieranie dyspensacjonalistów-judaizantów i za pomocą ich wpływów mogą lewarować swoje interesy dosłownie na każdym poziomie. Bo dla dużej i wpływowej części amerykańskiego establishmentu politycznego stali się niepomijalnym elementem scenariusza prowadzącego do wyczekiwanej paruzji.

Oczywiście wielu polityków z tego środowiska nie wierzy w te doktryny, ale mają oni świadomość, że millenaryzm, czyli głoszenie końca świata to od tysiącleci użyteczne narzędzie sprawowania władzy. Ostatnio wykorzystywali je głównie klimatyści, którzy głosili, że „za pięć lat planeta spłonie”, albo przynajmniej zostanie zalana przez wodę z topniejącego lodu. Gdy jednak strachy klimatyczne zostały naukowo skompromitowane, millenaryzm można oprzeć na kwestiach metafizycznych, które niejako z definicji są nieweryfikowalne, ale jakiś czas mogą skutecznie działać.

Sojusz dyspesacjonalistów-judaizantów z Izraelem, abstrahując od kwestii czasów ostatecznych, stał się więc faktem. I to właśnie temu sojuszowi można przypisać poparcie Stanów Zjednoczonych dla syjonizmu, który przybrał ostatnio religijno-nacjonalistyczne oblicze. To właśnie z powodu tego sojuszu Stany Zjednoczone publicznie tolerują ludobójcze działania Izraela w Strefie Gazy – w końcu przecież mała Strefa Gazy nie może stanąć na drodze do wypełnienia się czasów.

PiS i judaizanci

– To, co robi Braun, to jest uderzenie w nasze najbardziej elementarne interesy. Mówienie, że nie było Holokaustu po pierwsze jest haniebnym kłamstwem historycznym, ale też niszczy nasze stosunki ze Stanami Zjednoczonymi – oświadczył niedawno prezes PiS Jarosław Kaczyński. – To są rzeczy nie tylko haniebne, ale także skrajnie szkodliwe i chyba robione jednak z pewnym przemyśleniem, z pewną koncepcją – dodał.

Prezes PiS przy okazji tej wypowiedzi nawiązał też do wydarzeń z Sejmu z 14 grudnia 2023 roku, kiedy Grzegorz Braun zgasił za pomocą gaśnicy świecę chanukową.

– Co prawda niby-proces się zaczyna, ale jakoś to wszystko bardzo wolno i mało energicznie idzie – ocenił Kaczyński, który wcześniej kazał klubowi PiS głosować za zdjęciem Braunowi immunitetu parlamentarnego.

Prezes Kaczyński zdradził tym sposobem, że jest w taktycznym sojuszu z sektą dyspensacjonalistów-judaizantów i jest przekonany, że działanie na szkodę tego sojuszu to działanie na szkodę Polski. To dlatego tak go dotknęło zgaszenie świecy chanukowej, a także poddawanie w wątpliwość dogmatów holokaustowych. Rzeczywiście z punktu widzenia PiS, które dostało od Amerykanów licencję na pilnowanie amerykańsko-izraelskich interesów w Polsce, takie zachowania są szkodliwe.

Nawiązywanie przez PiS związków z tym środowiskiem trwa już zresztą od wielu lat. To przecież marszałek sejmu zatwierdzony przez PiS, czyli Marek Jurek, wprowadził Chanukę do sejmu. To w efekcie tych związków podczas trzech kadencji PiS u władzy zawsze w ich otoczeniu, nagle zaczęli pojawiać się w dużej ilości rozmaici rabini i Żydzi świeccy, jak słynny przed laty Jonny Daniels.

To dlatego również wielkim poważaniem w środowisku PiS ciągle cieszy się Michael Schudrich, który w 2001 r. wymógł na Lechu Kaczyńskim przerwanie ekshumacji w Jedwabnem, co zresztą ma charakter syndromu sztokholmskiego.

Oczywiście środowiska żydowskie też ewoluują i dostosowują się do sytuacji. O ile przed laty najbardziej wpływowi byli w Ameryce Żydzi świeccy, o tyle obecnie prym wiodą Żydzi religijni. Stąd za czasów premiera Mateusza Morawieckiego rozpoczęła się niezwykła fascynacja wyższych kręgów PiS rabinem Shmuleyem Boteachem. Od kilku lat żadna wizyta PiS-owskiego dygnitarza w Ameryce nie mogła się odbyć bez sweet-foci z tym człowiekiem – ma ją i były premier Morawiecki, i były prezydent Andrzej Duda, ale także np. gwiazdor telewizji Republika Michał Rachoń. Każdy z nich jest prawdopodobnie święcie przekonany, że takie zdjęcie da mu dobre postrzeganie w amerykańskich kręgach politycznych.

Rabin Shmuley, dysydent z sekty Chabad Lubawicz, jest zapewne zwykłym hucpiarzem. Dość powiedzieć, że oprócz występów na TikToku zajmuje się… koszernym seksem, co nie przeszkodziło mu wiosną w próbie wymuszenia na umierającym wtedy papieżu Franciszku podpisania… deklaracji lojalistycznej wobec Żydów. Jednak szczególna rewerencja wobec tego człowieka wśród dygnitarzy PiS wypływa przecież z rozpoznania przez nich własnych interesów. Podczas kampanii prezydenckiej rabin Shmuley przyleciał do Polski, a owocem tej wizyty była sweet-focia z ówczesnym kandydatem na prezydenta, a obecnym prezydentem Korolem Nawrockim, które reprodukujemy na okładce.

Lojalność wobec Izraela jako racja stanu

Efektem wejścia PiS w orbitę wpływów dyspensacjonalistów-judaizantów jest nie tylko uległość tej formacji wobec Stanów Zjednoczonych, co ma jej zapewnić określone korzyści, ale przede wszystkim skrajnie syjonistyczna perspektywa zajmowana wobec państwa Izrael i wszystkich związanych z tym państwem problemów. To dlatego PiS zawsze, w każdym aspekcie popiera decyzje izraelskich władz, co w przekonaniu Jarosława Kaczyńskiego gwarantuje mu poparcie Ameryki. Stąd też każda krytyka Żydów czy Izraela obierana jest przez kręgi decyzyjne PiS, jako atak na sojusz ze Stanami Zjednoczonymi.

W tym sensie, podobnie jak w doktrynie dyspensacjonalistów-judaizantów, Jarosław Kaczyński niejako z zasady musi w każdej sprawie popierać Izrael, choć nie z powodów nadejścia czasów ostatecznych, a z powodu domniemanej perspektywy utraty amerykańskiego sojusznika. Kaczyński i jego partia PiS w ten sposób stali się zakładnikami proizraelskiej polityki amerykański ewangelikanów. W jego przekonaniu interes polski jest w zasadzie ściśle i bezpośrednio uzależniony od interesu żydowskiego. A sytuacji konfliktu interesów zawsze nadrzędny jest interes Izraela, bo to on przecież warunkuje dobre relacje ze Stanami Zjednoczonymi. W przekonaniu Kaczyńskiego Polska w zasadzie jest zakładnikiem izraelskiego lobby w Waszyngtonie.

Polska nie Izrael

Oczywiście przyjęcie takiej pozycji jest skrajnie nieracjonalne i szkodliwe dla Polski. Interesy polityczne i gospodarcze z Ameryką muszą odbywać się bezpośrednio, bez żadnych złudzeń, że żydowskie lobby w czymkolwiek Polsce pomoże. Jest dokładnie odwrotnie – to lobby nigdy przecież nie poświęci żadnego ze swoich interesów na rzecz Polski – zwłaszcza w sytuacji przekonania części polskich polityków o bezalternatywności takich relacji. Polska klasa polityczna może być mamiona takimi perspektywami, w praktyce jednak nigdy one się nie zniszczą, bo Izrael nie będzie przecież wydatkował swoich sił politycznych na rzecz ubezwłasnowolnionego klienta. Polska polityka w Stanach Zjednoczonych musi więc całkowicie abstrahować od interesów izraelskich. Korzystanie z jakichkolwiek żydowskich pośredników, co praktykował PiS, jest przecież nie tylko bezsensowne, ale ociera się o zdradę dyplomatyczną.

Jest jeszcze dodatkowy powód, dla którego pro-izraelskość PiS to sztandarowe hasło Jarosława Kaczyńskiego – jest nim oczywiście walka z prawicą w Polsce. Przy pomocy narzędzia pro-izraelskości, Kaczyński może się prezentować jako „prawica proizraelska” wobec przylepianej adwersarzom łatki „prawicy antysemickiej”, co tę drugą w jego przekonaniu na zawsze wyklucza z salonów władzy.

Tymczasem Polsce nie jest potrzebna ani prawica proizraelska, ani antysemicka, tylko taka, która zajmuje się interesami Polski, a nie Izraela. By jednak do tego doszło, trzeba zlikwidować w Polsce przywileje dla żydowskiego interesu politycznego w Polsce, a także promowanych na siłę, często popierających jawną nieprawdę instytucji zajmujących się historią i tradycją Żydów w Polsce. A gwarancją tych żydowskich przywilejów w Polsce jest partia Prawo i Sprawiedliwość ciągle dowodzona przez Jarosława Kaczyńskiego.

„Judaizującym” frondystom pod rozwagę

„Judaizującym” frondystom pod rozwagę , 7 lipca 2025

AIX

Tak więc Prawo nie odgrywa już żadnej roli, odkąd zaświtała Ewangelia, lud wybrany zeszedł już z widowni, odkąd zjawił się na niej Kościół. Rzeczy niegdyś czcigodne dziś już na cześć nie zasługują, jako że ich miejsce zajęła rzeczywistość naprawdę godna szacunku. Czcigodna była niegdyś ofiara z baranka, ale teraz, wobec żywego Pana, nie jest już taka; czcigodna była niegdyś śmierć baranka, ale teraz, wobec dzieła odkupienia Pańskiego, nie ma już wartości; czcigodny był niegdyś baranek bez zmazy, ale teraz, wobec niepokalanego Syna Bożego, nie jest już taki: czcigodna była niegdyś ziemska świątynia, ale teraz, wobec królującego w niebie Chrystusa, nie jest już czcigodna; czcigodne było niegdyś ziemskie Jeruzalem, ale teraz, wobec Jeruzalem niebiańskiego, nie ma już znaczenia; czcigodna była niegdyś przynależność do ludu posiadającego obietnice Boże, ale teraz, wobec rozległości łaski, nie jest już czcigodna. Teraz już bowiem nie w jednym tylko miejscu, ani w jednej tylko określonej formie, wznosi się chwała Boża, ale łaska Boża rozlewa się aż po krańce ziemi i wszędzie tam, gdzie jest Jezus Chrystus, mieszka Bóg wszechmogący, któremu chwała na wieki.

Wobec plagi judaizacji, przyjmowanej bezrozumnie, przypominamy zdanie na ten temat prof. Jacka Bartyzela

Niedawny incydent z obeliskiem w Jedwabnem – którego prowokacyjny charakter czuć na kilometr – dał publicystom Frondy: drowi Tomaszowi P. Terlikowskiemu oraz p. Łukaszowi Adamskiemu asumpt do wypowiedzi tyleż chaotycznie wielowątkowych, co zdumiewających. Choć pierwszy z autorów raczej się wstydzi i kaja (ostatecznie, wolno mu, wszakże poczucie wstydu to sprawa sumienia, byleby tylko pamiętał, że spowiadać się należy zawsze jedynie we własnym imieniu), drugi zaś raczej gromi („antysemitów”), to wspólnym mianownikiem ich wypowiedzi jest nieprawdopodobne pomieszanie płaszczyzn, od najbardziej doraźnie politycznych po teologiczne, w sosie mętnego i egzaltowanego filosemityzmu. Jeśli naraz, li tylko w celu dania jednocześnie świadectwa swojej własnej poprawności i napiętnowania poglądów „niesłusznych”, przywoływani są – jako reprezentanci tej samej sprawy – patriarcha Abraham i Szewach Weiss, prawosławny teolog Sergiusz Bułgakow i żydowski publicysta Konstanty Gebert – to z takiego pomieszania „grochu z kapustą” musi wyjść bełkot, a nawet coś znacznie gorszego, bo ewidentna (co zaraz pokażemy) herezja.

Obaj autorzy całkowicie bezkrytycznie przyjmują tę osobliwą – a jest to jedynie najłagodniejszy z możliwych eufemizm – wizję historii, którą z wielkim niestety powodzeniem wtłacza się od dziesięcioleci w mózgi pokoleń, wciąż jeszcze przecież przynajmniej formalnie chrześcijan, żyjących po II wojnie światowej, a która to wizja sprowadza się do obrazu irracjonalnej („swoista schizofrenia”, jak pisze p. Adamski) i wielowiekowej nienawiści chrześcijańskich Europejczyków do Żydów. Jako że ten obraz historii, w którym – jakkolwiek rozumiane, ale przede wszystkim w sensie rasistowskim – zjawisko antysemityzmu politycznego, należące bez wątpienia do świata zlaicyzowanej moderny, jest również ekstrapolowane na stosunki pomiędzy chrześcijanami a żydami (w sensie religijnym) w epoce Christianitas i na płaszczyźnie stricte teologicznej, takie oskarżenie z konieczności uderza właśnie po prostu w chrześcijaństwo – i autorzy tego ataku nawet tego nie ukrywają.

W tej totalnie zafałszowanej wizji historii nie ma miejsca na wielowiekową nienawiść, którą wyznawców Chrystusa ścigali spadkobiercy Sanhedrynu, który Jego samego skazał na śmierć. Jak przypomina wielki historyk – tak pełen szacunku dla religii Starego Testamentu – Warren H. Carroll, przez pierwszych kilka dziesięcioleci istnienia Kościoła (aż do 64 roku), wszystkie prześladowania, jakie cierpieli chrześcijanie, były skutkiem wrogości, jaką żywili do nich żydzi. Również i w późniejszych wiekach starali się oni szkodzić chrześcijaństwu wszystkimi możliwymi sposobami, przede wszystkim sprzymierzając się z jego wrogami zewnętrznymi, a niekiedy nawet inspirując ich najazdy. Zaprawdę, „znielubienie” ich przez chrześcijan miało mocne podstawy i uzasadnienie. A cóż dopiero powiedzieć o roli już zeświecczonych Żydów jako czynnych uczestników, a w dużej mierze inspiratorów i promotorów, wszystkich nowożytnych i współczesnych rewolucji religijnych, społecznych, politycznych i kulturalnych?

Judeomasoneria i żydokomuna nie są urojeniami „irracjonalnych” antysemitów, lecz twardymi faktami empirycznymi. Od Francji po Meksyk w jedną, a po Rosję w drugą stronę, wszędzie spotkamy też „Judejczyków” jako autorów ustaw i represji antykościelnych, separacji Kościoła od państwa, laicyzatorów prawa małżeńskiego i edukacji, promotorów prawa aborcyjnego, eutanazji, „małżeństw” jednopłciowych etc. Publicyści Frondy często dzielnie walczą ze skutkami tych działań, ale nie chcą widzieć ich sprawców. Wiem, powiedzą na to, że przecież „nie wszyscy Żydzi”, pokażą zaraz jakiegoś rabina – tradycjonalistę; zgoda, ale nie zmienia to faktu, że po przeciwnej stronie zawsze jest wyjątkowa „nadreprezentacja”.

P. Łukasz Adamski przy okazji postanowił zredefiniować w świetle owej judeocentrycznej i judofilskiej historiozofii pojęcie konserwatyzmu, orzekając kategorycznie, że „prawdziwy konserwatysta nie może być antysemitą”. Obawiam się, że przeprowadzona w świetle tak rozciągliwego rozumienia „antysemityzmu”, jakie prezentują obaj autorzy Frondy, „lustracja” konserwatystów w całej historii konserwatyzmu okazałaby się prawdziwym „holocaustem” intelektualno-politycznym. Być może po tej epuracji okazałoby się nawet, że jedynymi „prawdziwymi konserwatystami” są tzw. neokonserwatyści żydowsko-amerykańscy, którzy z filozofią polityczną konserwatyzmu mają tyle wspólnego, co byk pasący się na łące z gwiazdozbiorem Byka. Taki obraz rzeczy, w którym „prawdziwym” konserwatystą jest Norman Podhoretz, a „nieprawdziwym” na przykład Charles Maurras, jest tyleż ekstrawagancki, co absurdalny.

Dobrze jednak komponuje się ze stachanowskimi normami poparcia dla Izraela (określenie Pata Buchanana), które proponuje publicysta Frondy, bo to przecież standard polityki „neokoni” – szaleńców, którzy w interesie Wielkiego Izraela gotowi byliby zbombardować cały świat, a ich intelektualna sprawność wyczerpuje się w bredzeniu o „islamofaszyzmie”. Wyraźnie nimi zainspirowany, nasz autor orzeka, że „konserwatysta nie może być wrogiem Izraela”. Nie twierdzę, że „musi”, ale dlaczego właściwie „nie może”: czyżby obowiązywał jakiś zakaz? Często broniąc jakiegoś stanowiska można je wystawić na szwank, bo na przykład, jeśli śp. prezydent Lech Kaczyński naprawdę „inspirował się” dokonaniami takiego rzeźnika, jak Ariel Szaron, to ja na miejscu członków jego (Lecha Kaczyńskiego) „fanklubu” starałbym się raczej ten kompromitujący fakt ukryć, aniżeli się nim chlubić.

Wszystko to jednak „furda” w porównaniu z teologicznymi błędami obu autorów. Dr Terlikowski twierdzi, iż nas („konserwatywną prawicę”) „jednoczy tradycja judeochrześcijańska”. Konserwatywną prawicę, Panie Doktorze, jednoczy wiara w Chrystusa jako Syna Bożego, i w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół, poza którym nie ma zbawienia.

„Judeochrześcijaństwo” zaś zostało odrzucone doktrynalnie już na pierwszym Soborze Jerozolimskim około 49 roku, kiedy to oddalono żądanie, aby narzucać nawróconym poganom przepisy prawa Mojżeszowego; praktycznie – gdy św. Paweł (żyd z „krwi i kości”) „stanął do oczu” samemu św. Piotrowi, ulegającemu w chwili słabości naciskom „judaizujących”, aby nie spożywać posiłków z gojami.

To Kościół jest Nowym Izraelem, do którego przeszło wszystko, co dobre i prawe ze Starego Izraela, a co nie przeszło, jest uschniętym figowcem. Dopiero w czasach ostatecznych możemy spodziewać się masowych nawróceń krnąbrnych potomków plemienia, którego znakomita większość sprzeniewierzyła się swojemu wybraństwu.

Już w II wieku po Chr. pisał o tym mocno i pięknie biskup Meliton z Sardes:

Tak więc Prawo nie odgrywa już żadnej roli, odkąd zaświtała Ewangelia, lud wybrany zeszedł już z widowni, odkąd zjawił się na niej Kościół. Rzeczy niegdyś czcigodne dziś już na cześć nie zasługują, jako że ich miejsce zajęła rzeczywistość naprawdę godna szacunku. Czcigodna była niegdyś ofiara z baranka, ale teraz, wobec żywego Pana, nie jest już taka; czcigodna była niegdyś śmierć baranka, ale teraz, wobec dzieła odkupienia Pańskiego, nie ma już wartości; czcigodny był niegdyś baranek bez zmazy, ale teraz, wobec niepokalanego Syna Bożego, nie jest już taki: czcigodna była niegdyś ziemska świątynia, ale teraz, wobec królującego w niebie Chrystusa, nie jest już czcigodna; czcigodne było niegdyś ziemskie Jeruzalem, ale teraz, wobec Jeruzalem niebiańskiego, nie ma już znaczenia; czcigodna była niegdyś przynależność do ludu posiadającego obietnice Boże, ale teraz, wobec rozległości łaski, nie jest już czcigodna. Teraz już bowiem nie w jednym tylko miejscu, ani w jednej tylko określonej formie, wznosi się chwała Boża, ale łaska Boża rozlewa się aż po krańce ziemi i wszędzie tam, gdzie jest Jezus Chrystus, mieszka Bóg wszechmogący, któremu chwała na wieki.

Doktora Terlikowskiego „przelicytował” jednak jeszcze p. Adamski pisząc te niesłychane słowa: „Czekamy zresztą na odbudowę Świątyni jerozolimskiej, by wypełniło się proroctwo. A to może zapewnić tylko istnienie państwa Izrael”. Czy autor naprawdę nigdy nie słyszał, że proroctwo o odbudowaniu Świątyni już dawno się spełniło – trzeciego dnia po Ukrzyżowaniu, wraz ze Zmartwychwstaniem? To Jezus Chrystus jest Świątynią, a w Nim i z Nim Jego Ciało Mistyczne – Kościół, i innej świątyni już ani nigdy nie będzie, ani być nie może. Rojenia, a nawet konkretne przymiarki, współczesnych wyznawców judaizmu, jak również tzw. chrześcijańskich syjonistów – obłąkanej sekty (skądinąd antysemickiej) protestanckiej, szykującej się do Armagedonu, o odbudowaniu w Jerozolimie materialnej świątyni na miejscu obu poprzednich, są jednoznacznie wymierzone w Kościół, w chrześcijaństwo, w Chrystusa – prawdziwą Świątynię.

to powiada, iż na tę odbudowę „czeka”, ten jednoznacznie deklaruje też apostazję od Kościoła, odstąpienie od Chrystusa; wyznaje, że nie wierzy, iż to Jezus jest Mesjaszem, oraz „czeka” na innego „mesjasza”, uwarunkowanego istnieniem państwa Izrael. Taka jest logika słów, i pozostaje tylko mieć nadzieję, że p. Adamski napisał to zdanie nie wiedząc, co mówi, bo tylko tak mogłoby to być mu odpuszczone.

Dodam jeszcze, że kreśliłem powyższe uwagi z prawdziwą przykrością. Mimo różnych ekscentryczności, ceniłem Frondę, jako żywy ośrodek myśli, a jej autorów jako bojowników spraw mi bliskich i – jak zawsze sądziłem – katolickich.

Jednak obecny kierunek tego pisma i środowiska budzi najwyższy niepokój. Stoicie na rozdrożu, Panowie, a taka sytuacja nie może trwać à la longue: nie można być jedną nogą z konserwatystami w obozie katolickiej Kontrrewolucji, a drugą z „neokonserwatystami” w „tradycji judeochrześcijańskiej”. Albo Kościół, albo synagoga: trzeba wybierać.

źródło

Dzień Judaizmu u dominikanów – sekta ‘judaizantes”.

Dzień Judaizmu u dominikanów. „Kościół katolicki musi stale rozpoznawać, pogłębiać swoje związki z judaizmem”

16.01.2025 https://nczas.info/2025/01/16/dzien-judaizmu-u-dominikanow-kosciol-katolicki-musi-stale-rozpoznawac-poglebiac-swoje-zwiazki-z-judaizmem/

Wnętrze kościoła oraz menora chanukowa z gaśnicą
Wnętrze kościoła oraz menora chanukowa z gaśnicą. Zdjęcie ilustracyjne. / Foto: Pixabay (kolaż)

Dzień Judaizmu w kościele dominikanów w piątek, 17 stycznia, rozpocznie w Szczecinie tydzień modlitw o jedność chrześcijan. [Gdzie tu sens, gdzie logika?? MD] Nabożeństwa ekumeniczne zaplanowane są w m.in. w cerkwi, świątyniach luterańskiej i polskokatolickiej oraz klasztorze karmelitanek.

Dzień Judaizmu w Szczecinie organizują dominikanie, zapraszając do wspólnej modlitwy przedstawicieli różnych wyznań, członków gminy żydowskiej i Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów. Uroczyste nabożeństwo w kościele św. Dominika (17 stycznia, godz. 19) rozpocznie cykl wydarzeń pod hasłem „Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan”.

Kościół katolicki musi stale rozpoznawać, pogłębiać swoje związki z judaizmem – podkreślił w rozmowie z PAP o. Tomasz Dostatni, organizator Dnia Judaizmu i tygodnia modlitw w Szczecinie.

– Centralne, ogólnopolskie obchody Dnia Judaizmu w tym roku odbywają się we Wrocławiu (14-16 stycznia). A szczecińscy dominikanie, jak zawsze włączają się w to święto. Od kilkunastu ma ono charakter ekumeniczny – wyjaśnił.