Grzechy przeciw Duchowi Świętemu

Grzechy przeciw Duchowi Świętemu grzechy-przeciw-duchowi-swietemu

Według katechizmu wyróżniamy 6 grzechów przeciw Duchowi Świętemu. Pan Jezus powiedział, że ten rodzaj grzechu jest szczególnie niebezpieczny, bo sprowadza na duszę stan zatwardziałości, która czyni ją niezdolną do przyjęcia Bożego przebaczenia. Przyjrzyjmy się zatem bliżej grzechom przeciw Duchowi Świętemu.

1. Grzeszyć zuchwale w nadziei Miłosierdzia Bożego.

To pierwszy z grzechów przeciw Duchowi Świętemu, tak jak podają nasze popularne katechizmy. Bywają tacy ludzie, którzy mówią: „Dlaczego mam pokutować w tak młodym wieku? Jak się zestarzeję, to się będę dużo modlił, a Pan Bóg jest miłosierny, to mi na pewno wybaczy”. I tak bardzo często dopuszczają się bardzo ciężkich grzechów, w nadziei, że Pan Bóg im wybaczy, bo jest miłosierny.

Nie wolno jednak zapominać, że Bóg jest także sprawiedliwy, bo za dobre wynagradza, a za złe karze. Żaden dobry uczynek nie pozostaje bez nagrody i żaden zły bez kary.

Grzeszyć, dlatego, że Bóg jest miłosierny, jest równoznaczne z ubliżaniem Mu i lekceważeniem Jego dobroci.

2. Rozpaczać albo wątpić o łasce Bożej.

Ktoś na przykład nie chce dać się skłonić do pokuty za grzechy, bo uważa, że dla niego nie ma już litości. Stan taki nazywamy rozpaczą. Jako że grzech ten zamyka drogę do zbawienia, jest grzechem przeciw Duchowi Świętemu. Tak samo jest, gdy ktoś dobrowolnie wątpi, że łaska Boża może go ocalić.

3. Sprzeciwiać się uznanej prawdzie chrześcijańskiej.

Są tacy ludzie, którzy oszukują swoje sumienie. Mówią np. „Ja w Boga wierzę, nikomu nic złego nie robię, wierzę w to, czego uczą w Kościele, ale za nic nie uwierzę, by Bóg mógł być tak surowy, żeby mnie karać za to, że żyję bez ślubu”. Jeśli ktoś utwierdza się w takim stanie, przeżyje całe życie w grzechu śmiertelnym i w końcu umrze bez pokuty i żalu. Wiadomo, że śmierć w takim stanie oznacza potępienie wieczne.

4. Bliźniemu Łaski Bożej nie życzyć lub zazdrościć.

W Starym Testamencie mamy przykład króla Saula, który zazdrościł Dawidowi łaski i upodobania Bożego. Zazdrościł do tego stopnia, że usiłował go zabić. Tymczasem łaska Boża jest dobrowolnym Bożym darem i powinniśmy być wdzięczni Bogu, że Swoich łask użycza nam i naszym bliźnim.

5. Przeciwko zbawiennym natchnieniom mieć zatwardziale serce.

Przypuśćmy, że ktoś popadł w grzechy śmiertelne. Brnie z jednego grzechu ciężkiego w drugi. Ale Boże miłosierdzie chce go ratować, bo może ktoś modli się za niego. Pan Bóg przypomina wtedy takiemu grzesznikowi o nagrodzie i karze wiecznej, czasem stawia na jego drodze kogoś, kto go wzywa do opamiętania. Wszystko na próżno. Grzesznik taki prawie siłą tłumi w sobie myśli o Bogu i życiu wiecznym, bo na przykład chce zaimponować swojemu bezbożnemu towarzystwu albo boi się, że będzie musiał zrezygnować z popełniania takiego czy innego grzechu, do którego już jest mocno przywiązany.

Zresztą powody mogą być różne. Jednak uporczywe odrzucanie myśli o pokucie, prowadzi do zatwardziałości sumienia i w efekcie do śmierci w grzechu śmiertelnym.

6. Odkładać pokutę aż do śmierci.

Iluż to się zawiodło i przegrało swoje życie na wieki, bo liczyli na to, że dopóki śmierć jest daleko, to można grzeszyć. „Jak śmierć będzie blisko, to się nawrócę” – mówili sobie. A tymczasem śmierć przyszła niespodziewanie, wcale nie czekała na starość ani chorobę. Pomyślmy, iluż to ludzi wychodzi rano w zdrowiu ze swego domu, by do niego już nigdy nie wrócić. Śmierć przychodzi nagle i niespodziewanie: zawał serca, wylew krwi do mózgu, wypadek… Przyczyn może być mnóstwo. Jakże bardzo oszukują się ci, którzy nawet nie pomyślą o pokucie za swoje grzechy, bo liczą na to, że będą żyć długo… A tymczasem ona przyjdzie jak złodziej, kiedy się jej nikt nie spodziewa i nie ma czasu na nawrócenie w ostatniej chwili.

Grzechy przeciw Duchowi Świętemu są wyjątkowo niebezpieczne, bo bezpośrednio narażają nas na utratę wiecznego zbawienia. Wszystkie prowadzą do zatwardziałości serca, a więc stanu, w którym człowiek nie jest zdolny żałować za swe grzechy albo z rozpaczy, albo z niewiary i cynizmu. Powinniśmy często prosić Boga, aby nas od tych grzechów zachował.

Duch Święty, Lekarstwo na ciemności i pustynię duszy

Plinio Corrêa de Oliveira: Duch Święty, Lekarstwo na ciemności i pustynię duszy

plinio-correa-de-oliveira-duch-swiety-lekarstwo-na-ciemnosci-duszy

Kiedy ludzie odczuwają w sobie owo tajemnicze sanktuarium w ciemnościach i ową ziemię pustynną, zwykle sądzą, że nie będą w stanie przezwyciężyć swoich problemów wewnętrznych. Tracą w efekcie odwagę potrzebną do trwania na drodze zbawienia. Jeżeli pamiętają jednak, że Duch Święty jest Oblubieńcem Matki Bożej i niczego Jej nie odmawia, zyskują otuchę, bo Duch Święty stanowi remedium na to wszystko. Mogą prosić Go o łaski i te łaski otrzymają – wskazywał profesor Plinio Corrêa de Oliveira.

O Boska Miłości, o święty węźle, który jednoczysz Ojca i Syna, wszechmogący Duchu, wierny Pocieszycielu strapionych, przeniknij do głębi mojego serca i spraw, aby rozbłysło w nim Twoje wspaniałe światło. Spuść swą słodką rosę na tę pustynną ziemię, kończąc długi czas suszy. Wyślij do sanktuarium mojej duszy niebiańskie strzały Twojej miłości, aby gorejące płomienie spaliły całą moją słabość, niedbałość i apatię.

Przyjdź, słodki Pocieszycielu osamotnionych dusz, ucieczko w niebezpieczeństwie, obrono w udręce;

Przyjdź, Ty, który obmywasz dusze z ich plam i leczysz ich rany;

Przyjdź, wspomożenie słabych, podporo upadających;

Przyjdź, nauczycielu pokornych i pogromco pysznych;

Przyjdź, Ojcze sierot, nadziejo uciśnionych, skarbie potrzebujących;

Przyjdź, gwiazdo żeglarzy, bezpieczna przystani rozbitków;

Przyjdź, siło żyjących i wybawienie umierających;

Przyjdź, Duchu Święty, przyjdź i miej dla mnie miłosierdzie. Uczyń moją duszę prostą, łagodną i wierną; w łaskawości znieś moją słabość, z dobrocią tak wielką, aby moja marność znalazła łaskę przed Twoją nieskończoną wielkością, moja bezsilność przed Twoją siłą, a moje przewiny przed ogromem Twojego miłosierdzia. Amen.

***

Najpierw chciałbym wskazać, że święty Augustyn od samego początku wznosi się tutaj na naprawdę niezwykłe wyżyny, nawet jeżeli nie zatrzymamy się nad każdym słowem. Ta przepiękna modlitwa zawiera passusy, którym trzeba przyjrzeć się bliżej.

„Wierny pocieszycielu strapionych”. Pocieszać to coś więcej niż jedynie łagodzić czyjeś utrapienia i dodawać otuchy. Pocieszać to tyle co wzmacniać. „Pocieszanie”, mówiąc właściwie, oznacza dodawanie siły. Dlatego „wierny pocieszyciel” jest tym, który czyni to zawsze. Zrozumienie tego o wiele dokładniej tłumaczy nam, o co powinniśmy prosić na modlitwie. Nie tylko o poczucie otuchy i nadzieję pośród trudności w jakiejś bardzo poważnej próbie, ale o to, by mieć siłę do zmagania się z nią. Nie brawurę albo zadziorność, ale prawdziwą siłę!

„Przeniknij do głębi mojego serca i spraw, aby rozbłysło w nim Twoje wspaniałe światło…”. „Serce” nie oznacza tutaj uczucia; [słowo to] nie zostało użyte pochopnie, ale nadzwyczaj właściwie – a przecież znaczy dalece więcej. Głębia duszy, gdzie toczy się Rewolucja w tendencjach, jest – by tak rzec – „podświadomością duszy”. Modlitwa uprasza więc o siłę Ducha Świętego, który ma przeniknąć i wzmocnić duszę człowieka. Chodzi o tajemne miejsce wewnątrz duszy; to co się tam dzieje, jest trudno dostrzegalne ze względu na ciemności.

Należy też zaznaczyć, że modlitwa nie tyle uprasza o słowo, co raczej o światło. Można w tym miejscu dostrzec perspektywę tej modlitwy.

„Spuść swą słodką rosę na tę pustynną ziemię, kończąc długi czas suszy”. Autor wskazuje tu, że człowiek znajduje się w stanie oschłości, właśnie w głębinach swojej duszy. Chodzi zatem o duszę męczoną taką właśnie próbą. O co więc prosi? „Spuść swoją słodką rosę na tę pustynną ziemię, kończąc długi czas suszy…”. Można dostrzec, że jest to bliższe słowu „pocieszenie” w zwykłym sensie jego użycia, to znaczy – kojący balsam, rosa czy coś innego w tym rodzaju.

Fragment ten nie odnosi się to do suchej ziemi, ale do ziemi pustej, opuszczonej. Słodka rosa musi opaść na pustkę duszy. Ta wewnętrzna pustka może zostać opisana w ten sposób: kiedy stykamy się z drugim człowiekiem, stwarzamy wrażenie zadowolenia, dobrostanu i tak dalej (niekiedy jest to nawet konieczne ze względu na uprzejmość). Istnieje jednakże pewien szczególny rejon w duszy, gdzie w związku ze skutkami grzechu pierworodnego człowiek czuje się wprawdzie szczęśliwy z powodu bycia samym sobą, ale jednocześnie odczuwa jakiś rodzaj braku. Sam sobie nie wystarcza i odczuwa wewnętrzną samotność, co przeradza się w męczarnię. Próba zaś jej uciszenia jednym ze źródeł instynktu społecznego.

Można też czasem odnosić wrażenie, że towarzystwo osoby A, B czy C jest w stanie zlikwidować poczucie pustki; nic nie mogłoby jednak być bardziej mylne. Nikt nie może tego uczynić, jak tylko Duch Święty. Wszystko inne jest iluzją i bzdurą.

„Wyślij do sanktuarium mojej duszy niebiańskie strzały Twojej miłości, aby gorejące płomienie spaliły całą moją słabość, niedbałość i apatię”. Można tu zobaczyć, jak [Augustyn] podchodzi do owej „ziemi pustynnej”, jednocześnie nazywając ją „sanktuarium”; istnieje bowiem ciągłość w jego opisie stanu duszy człowieka.

Powiada: „wyślij do sanktuarium mojej duszy niebiańskie strzały Twojej miłości”. Podczas gdy owa ziemia pustynna jest zarazem sanktuarium, autor postrzega ją jako opuszczoną i porównuje ją do pustyni. To sanktuarium w ciemnościach. Jak dobrze opisuje owo sformułowanie niektóre stany umysłu i niektóre kryzysy duchowe, w jakich wnętrze duszy jest jednocześnie opuszczoną ziemią i „sanktuarium w ciemnościach”!

Można zobaczyć, że Augustyn nie oczekuje żadnego innego rozwiązania ani znikąd indziej. Tylko Bóg może wysłać strzały z Nieba i dotrzeć do pustynnej ziemi, aby coś w niej zdziałać.

„Wyślij do sanktuarium mojej duszy niebiańskie strzały Twojej miłości”. Nadprzyrodzona miłość Boga jest czymś, co pochodzi od Boga; czymś, co daje wyłącznie On. Nie pochodzi od duszy. To dar od Niego, otrzymywany poprzez modlitwę; powinniśmy prosić o ów dar za wstawiennictwem Matki Bożej, powszechnej Pośredniczki wszelkich łask. To właśnie wówczas, kiedy nasza dusza jest jak pustynna kraina albo jak sanktuarium w ciemnościach – wówczas powinniśmy prosić o to, co przychodzi wyłącznie z Nieba, by rozjaśnić naszą duszę; bo tylko Bóg może to uczynić. Tylko Bóg może ponownie zapalić światło albo rozniecić ogień; wszystko przychodzi od Niego poprzez modlitwy Matki Bożej. Jak dobrze pamiętać o tym w naszym życiu duchowym!

„..aby gorejące płomienie spaliły całą moją słabość, niedbałość i apatię” – to wyliczenie jest niezwykle znaczące, bo nie wspomina się o perfidii, nikczemności, złośliwych intencjach czy okrucieństwie. Augustyn wspomina określoną rodzinę wad: słabość oraz niedbalstwo, które jest słabości owocem. Kiedy człowiek nie opiera się słabości, zwykłym rezultatem jest niedbalstwo. Apatia pochodzi od słabości, a obie rodzą właśnie niedbalstwo, produkt miękkiej duszy.

Taki stan umysłu mają dziś niezliczeni wierzący, konfrontując się ze stanem, w którym znajduje się Kościół katolicki. Jeżeli tylko ich dusze nie byłyby niedbałe, słabe albo apatyczne, dobrzy ludzie walczący o sprawę Kontrrewolucji nie byliby tak odrzuceni ani osamotnieni.

Z przyczyn, których nie znam, święty Augustyn ma tu na uwadze szczególny typ duszy. Nie chodzi o bandytów albo o ludzi planujących wojny czy masakry, ale właśnie o „opuszczone sanktuaria”, osoby dotknięte przez miękkość i słabość.

„Przyjdź, o słodki Pocieszycielu osamotnionych dusz, ucieczko w niebezpieczeństwie, obrońco w udręce”. Trzeba zwrócić uwagę na koncept „mocnej słodyczy” albo też „słodkiej mocy”. Dla rzeczy niebieskich jest bardzo charakterystyczne sprawiać, że czujemy Bożą dobroć i słodycz, ale jednocześnie przekazywać nam wielką siłę. Dzieje się tak na przykład wówczas, gdy otrzymujemy łaskę oświecającą nas w kwestii słodyczy Najświętszego Serca Pana Jezusa albo Niepokalanego Serca Maryi i kiedy tej słodyczy naprawdę doświadczamy. Nawet nie zdając sobie z tego sprawy, stajemy się odporniejsi na pokusę, silniejsi w niebezpieczeństwie i wytrwalsi w Wierze. Innymi słowy, ta słodycz przynosi siłę! Nie ma dlatego dychotomii pomiędzy siłą z jednej strony, a słodyczą z drugiej. Słodycz przekazuje siłę, siła przekazuje słodycz. To ta sama rzecz.

„…słodki Pocieszycielu osamotnionych dusz”… Osamotnienie nie jest wyłącznie smutkiem. To rodzaj zwieńczenia smutku, jego szczytu. Kiedy w codziennym języku człowiek mówi, że „czuje się osamotniony”, nie chce wyrazić po prostu dużego smutku, ale powiedzieć, że „jest krańcowo smutny, że nie ma w nim niczego poza smutkiem”. Możemy mówić o osamotnieniu naszego Pana w Ogrodzie Oliwnym.

„…ucieczko w niebezpieczeństwie”… O jakie niebezpieczeństwo chodzi? Augustyn nie odnosi się zasadniczo do cielesnych niebezpieczeństw, ale raczej do tych, które dotyczą duszy. Zbawienie jest nieustannie zagrożone przez okoliczności różnego rodzaju. Ucieczką zagrożonej duszy jest wyłącznie Duch Święty, ze swoją łaską i działalnością wewnątrz naszych serc. Mówiąc to, chciałbym – o ile to możliwe – wskazać na pewne bezpieczeństwo dusz. Kiedy ludzie odczuwają w sobie owo tajemnicze sanktuarium w ciemnościach i ową ziemię pustynną, zwykle sądzą, że nie będą w stanie przezwyciężyć swoich problemów wewnętrznych. Tracą w efekcie odwagę potrzebną do trwania na drodze zbawienia. Jeżeli pamiętają jednak, że Duch Święty jest Oblubieńcem Matki Bożej i niczego Jej nie odmawia, zyskują otuchę, bo Duch Święty stanowi remedium na to wszystko. Mogą prosić Go o łaski i te łaski otrzymają.

„…Obrono w udręce”… „Udręka” jest bardzo pięknym słowem. Wyraża bezradną sytuację, niezwykle głębokie trudności. Jak wiele takich sytuacji zachodzi w życiu duchowym? Udręczony człowiek uprasza Ducha Świętego i doznaje uwolnienia, jakkolwiek nieprawdopodobne mogłoby się to wydarzać w normalnym biegu ludzkich myśli i idei. Jego dusza zostaje dotknięta tym czy innym obrazem, i wszystko się zmienia. To działanie Ducha Świętego.

„Przyjdź, Ty, który obmywasz dusze z ich plam i leczysz ich rany”. Jeżeli by przetłumaczyć to zdanie poprawnie z łaciny, powinno mieć następującą strukturę: „Ty jesteś właśnie Tym, który oczyszcza dusze ludzi”. Wyrażenie „Ty, który to czynisz” skłania ludzki umysł do stwierdzenia: „Ty jesteś Jedynym, który to czyni”.

Ponownie mamy tutaj zachętę pełną słodyczy. Osoba, która spogląda często w głąb swojej duszy, dostrzega w niej wiele ran, ran tak ropiejących i przegniłych, że traci odwagę. Nie mając siły do przezwyciężenia tej sytuacji, oczywiście, że musi stracić odwagę! Potrzebuje niebiańskiej siły, która da jej odwagę i determinację konieczną do zwycięstwa, a niekiedy do przeprowadzenia zmiany w sobie, bez żadnego działania ze swojej strony, poza powiedzeniem „tak”. W ten sposób wkracza światło i leczy duszę…

Dlaczego jednak w naszym życiu duchowym brak nam mocnej nadziei i zapału, który pochodzi od takiego sposobu postrzegania działania Ducha Świętego? Czy nie jest prawdą, że taka refleksja dałaby naszym duszom o wiele silniejszy impuls do wzniesienia się w górę i pójścia naprzód niż nasze zwykłe postępowanie?

„Przyjdź, wspomożenie słabych, podporo upadających”. Jest to tak jasne, że nie trzeba tu komentarza.

„Przyjdź, nauczycielu pokornych i pogromco pysznych”. Jakie to piękne: nauczyciel oświecający i nauczający pokornych – pokornych przede wszystkim wobec Niego. Nie są to ludzie dumni, przypisujący sobie posiadanie rozwiązań wszystkich problemów. Oni wiedzą, że to Duch Święty jest Jedynym, który ma rozwiązanie; że muszą się modlić, błagać, upraszać, wzywać; często i w pokorze. Ja, Plinio, po prostu nie jestem w stanie rozwiązać tego problemu! Nie znajdę też rozwiązania, jeżeli będę się po prostu modlił. Jeżeli jednak będę modlić się poprzez Matkę Bożą, Matkę Miłosierdzia, Ona pomodli się i uzyska to dla mnie. To prosta, bezpieczna i szybka droga; sprawia, że stojąc pośród wszystkich trudności na tym padole łez, jestem radosny.

Taka modlitwa jest absolutnie zwięzła i rzeczowa!

„Przyjdź, Ojcze sierot, nadziejo uciśnionych, skarbie potrzebujących”. Także tutaj właściwa jest refleksja z perspektywy życia wewnętrznego, które Święty ma zawsze na myśli w pierwszej kolejności; chodzi o uświęcenie tego, kto odmawia modlitwę.

„…Ojcze sierot…”. Jak wiele jest sierot, gdy chodzi o życie duchowe! Jak bardzo człowiek jest osierocony w swojej ziemskiej podróży! Jest sierotą nawet wówczas, gdy kończy 81 lat! Duch Święty jest Ojcem tych, którzy odczuwają straszliwe sieroctwo tego życia. To życie jest sieroctwem.

„…Ojcze sierot, nadziejo uciśnionych…”. Sierota, człowiek uciśniony, jest tym, który nie ma już żadnej nadziei i jest wewnętrznie biedny; jest nieomal pozbawiony prawa, by o cokolwiek prosić i żyje z miłosierdzia. Dla niego Duch Święty jest Ojcem całkowicie dostępnym i pełnym dobroci.

„… Skarbie potrzebujących”… Nie mamy zasług, które moglibyśmy przedstawić Bogu. Jesteśmy w potrzebie. Jednak to Duch Święty jest naszym skarbem. My prosimy, a On daje. Jak konkretna i rzeczywiście wielka jest ta modlitwa!

„Przyjdź, gwiazdo żeglarzy, bezpieczna przystani rozbitków”. Są tutaj dwie idee: pierwszą jest gwiazda żeglarzy, co przypomina zawołanie do Matki Bożej, Ave Maris Stella. Jeżeli jest Ona Gwiazdą Morza, to jest z pewnością gwiazdą wszystkich, którzy żeglują. Dlaczego jednak to samo mówi się zarówno o Niej, jak i o Duchu Świętym? Albowiem to, co mówi się o Oblubienicy, mówi się również o Jej Oblubieńcu. Ona jest Gwiazdą Żeglarzy, bo Ona jest Mistyczną Oblubienicą Ducha Świętego, który jest Gwiazdą Żeglarzy par excellence.

Innymi słowy, Duch Święty jest Gwiazdą przewodnią wszystkich, którzy są w podróży tego żywota, ze wszystkimi jego niebezpieczeństwami i problemami.

Święty Augustyn mówi najpierw o żeglarzach, ale później o rozbitkach. Wyobraźcie sobie okręt, który uległ rozbiciu; rozbitka, który trzyma się, czego tylko może i płynie tam, gdzie niesie go prąd. Nagle prąd kieruje go do przystani. Tą przystanią jest Duch Święty. Mówiąc inaczej, fale namiętności ciskają człowiekiem od jednej strony do drugiej, jako że jest wydany na pastwę niespokojnych pożądań i nieuporządkowanej pychy: nie ma dla niego bezpiecznej przystani… O nie! Nie byłoby takiej przystani, gdyby nie modlitwa Matki Bożej do Ducha Świętego, który jest bezpieczną przystanią rozbitków. Gdy Ona interweniuje, wszystko zostaje rozwiązane.

„Przyjdź, siło żyjących i wybawienie umierających”. Cóż za piękna alternatywa: siła żyjących i wybawienie tych, którzy umierają! Żywot żyjącego człowieka jest zmaganiem i potrzeba do niego siły. Umierając potrzeba jednak łaski niezależnej od wszystkich, jakie otrzymało się za życia: łaski dobrej śmierci. Człowiek otrzymuje zbawienie, jeżeli modli się do Ducha Świętego.

Na przestrzeni mojego życia bardzo silnie poruszały mnie ceremonie, które odprawiano na rzymskich arenach przed męczeństwem chrześcijan. Najpierw walczyli gladiatorzy, a później zabijano męczenników. Gladiatorzy wkraczali uformowani w szyku, zatrzymywali się przed trybuną cesarza i mówili: Ave Caesar, morituri te salutant! – „Bądź pozdrowiony, Cezarze, idący na śmierć pozdrawiają cię!”

Cezar był zwykle prostackim, nieokrzesanym, pożądliwym, wulgarnym, podłym i na wpół pijanym żołnierzem, który kupił swój urząd. Wylegiwał się bezpiecznie, podczas gdy młodzi i silni gladiatorzy maszerowali z mieczami, trójzębami, sieciami, włóczniami i tak dalej, by rozpocząć bój. Wiedzieli, że będą walczyć tylko po to, by dać rozrywkę siedzącemu tam pajacowi! Cóż za ponura sytuacja: są przecież morituri, tymi, którzy mają umrzeć.

Stojąc na granicy śmierci, zamiast zwracać się do plugawego Cezara, każdy człowiek może powiedzieć do nieskończenie doskonałego Boga: „Witaj, o Boże, idący na śmierć pozdrawia Cię!”. To ostatnie pozdrowienie przed śmiercią! Żeby takie pozdrowienie było doskonałe, konieczna jest pomoc Ducha Świętego, zawsze poprzez modlitwy Maryi; modlitwy, bez której nic nie uzyskamy.

„Przyjdź, Duchu Święty, przyjdź i miej dla mnie miłosierdzie. Uczyń moją duszę prostą, łagodną i wierną; znieś w łaskawości moją słabość”. Żaden komentarz nie odda sprawiedliwości tym przepięknym słowom. Musimy pić je niczym wodę tryskającą ze źródła.

Jest tutaj tour de force: „Przyjdź, Duchu Święty, przyjdź”. Zwróćcie uwagę na to podkreślenie: „przyjdź, przyjdź – i miej dla mnie miłosierdzie!”. Człowiek, który potrzebuje miłosierdzia, nieustannie błaga: „Przyjdź, przyjdź!”. Święty Augustyn wyjaśnia następnie, co w tym wypadku konkretnie oznacza miłosierdzie: „Uczyń moją duszę prostą, łagodną i wierną”. Trzeba traktować te trzy słowa razem, tak, jakby były rodzajem triady.

Prosta jest ta dusza, która się nie chwieje, nie jest próżna ani skomplikowana. To dusza, która jest przeciwieństwem innej, takiej, co nie chce po prostu na siebie spojrzeć i powiedzieć „tak” albo „nie”. Nasz Pan powiedział: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie” (Mt 5, 37). Zgodnie z tym, „niech wasze wewnętrzne myśli będą tak, tak; nie, nie. Miejcie odwagę dostrzec prawdę i błąd, ale także o sobie. Nie tylko o przedmiotach świata zewnętrznego wobec was, ale również o tym, co dotyczy was samych. Miejcie odwagę!”. Oto jest prosta dusza.

Prosta dusza jest łagodna. Dlaczego? Im trudniej jest duszy zdobyć się na posłuszeństwo, tym więcej brakuje jej prostoty. W dawnych czasach widywałem dozorców, którzy czyścili podłogę żelazną siatką do szorowania, a później ją woskowali. Sądzę, że siatka była używana do usunięcia brudu, który zalegał na podłodze.

Są dusze tak skomplikowane jak żelazna siatka! Wszystkie jest splątane i zagmatwane… Jeżeli o coś je się poprosi, odpowiedź będzie brzmieć: „Oczywiście, ale jeżeli zrobię to w inny sposób, albo jeżeli mogę zrobić to tak… to wtedy się zgodzę”. Takim duszom brakuje łagodności i jest im trudno być posłusznym.

Odwrotnie, proste dusze otrzymują zaproszenie od Ducha Świętego i mówią: „Oczywiście!”. A następnie idą i to robią! Moglibyśmy zadać sobie pytanie: czy jesteśmy jak druciana siatka, czy też jesteśmy prości jak ostrze miecza?

Powyższy artykuł jest zapisem wykładu wygłoszonego przez profesora Plinia Corrêa de Oliveirę w niedzielę 20 maja 1990 roku

Sześćdziesiąt lat kpin z Ducha Świętego.

Sześćdziesiąt lat kpin z Ducha Świętego. Robert Morrison

https://remnantnewspaper.com/web/index.php/articles/item/6319-identifying-the-heart-of-the-post-conciliar-crisis-sixty-years-of-mocking-the-holy-ghost

Konstytucja dogmatyczna o Kościele Soboru Watykańskiego I, Pastor Aeternus, zwięźle opisała rolę Ducha Świętego, jako  Strażnika Prawdy w Kościele:

“Duch Święty został obiecany następcom Piotra nie po to, aby przez Jego objawienie mogli poznać jakąś nową naukę, ale po to, aby przy Jego pomocy mogli pobożnie strzec i wiernie wykładać Objawienie lub Depozyt Wiary przekazany przez Apostołów.” (Vaticanum I, Pastor Aeturnus)

Stwierdzenie to wyznacza granice uprawnionego działania papieskiego, ale również jasno określa, że Duch Święty nie pobudza Kościoła do zmiany Jego nauk. W związku z tym, jeśli papież lub jakikolwiek inny katolik twierdziłby, że Duch Święty prowadzi Kościół do przyjęcia nowych nauk, powinniśmy automatycznie podejrzewać taką osobę o szerzenie fałszu.

Ogromna większość biskupów zgromadzonych na Soborze Watykańskim II nie wiedziała o tym, że inna, stosunkowo niewielka grupa biskupów i teologów pragnęła zmienić nauczanie Kościoła. Co więcej, większość wiernych biskupów prawdopodobnie myślała, że Duch Święty ochroni Sobór przed wprowadzaniem jakichkolwiek antykatolickich nowinek. Wydaje się jednak, że mimo tego, ci biskupi powinni byli dostrzec niebezpieczeństwo, gdy usłyszeli Pawła VI dyskutującego o roli niekatolickich kościołów na Soborze Watykańskim II:

“Czcigodni Bracia, z radością i ufnością musimy zauważyć, że rozległy i różnorodny krąg oddzielonych chrześcijan jest przeniknięty duchowym ożywieniem, które dodaje otuchy, w odniesieniu do ich zjednoczenia w jednym Kościele Chrystusa. Błagamy, aby Duch Święty tchnął na “ruch ekumeniczny”, i przypominamy sobie wzruszenie i radość, jakie odczuwaliśmy w Jerozolimie podczas naszego przepełnionego miłością i nową nadzieją, spotkania z patriarchą Athenagorasem. Z wdzięcznością i szacunkiem  pozdrawiamy  wielu przedstawicieli Kościołów odłączonych na Watykańskim Soborze Ekumenicznym II.” (Paweł VI, Ecclesiam Suam, 6 sierpnia 1964)

Paweł VI błagał Ducha Świętego o “tchnienie na ruch ekumeniczny”, ale ze słów zawartych w Pastor Aeturnus wiemy, że Duch Święty nie będzie pomagał papieżowi ani Kościołowi w tworzeniu “nowej doktryny”. Musimy się więc zastanowić, czy “ruch ekumeniczny” stanowił odejście od tego, czego Kościół zawsze nauczał.

W tej kwestii możemy sięgnąć do jednego z ważnych tekstów SW II związanych ze stosunkiem Kościoła do religii niekatolickich:

“Wszystko to [Zmartwychwstanie] odnosi się nie tylko do chrześcijan, ale do wszystkich ludzi dobrej woli, w których sercach, łaska działa w sposób niewidzialny. Skoro bowiem Chrystus umarł za wszystkich ludzi i skoro ostateczne powołanie człowieka jest w istocie jedno i boskie, powinniśmy wierzyć, że Duch Święty w sposób znany tylko Bogu daje każdemu człowiekowi możliwość zjednoczenia się z tajemnicą paschalną.” (Gaudium et Spes, 22)

Język tutaj stosowany jest celowo mętny, można więc potencjalnie wyprowadzić tutaj jakieś znaczenie, które niekoniecznie będzie sprzeczne z nauką Kościoła. Powinniśmy jednak rozważyć interpretację tego fragmentu, dokonaną przez O. Karla Rahnera, który odniósł go do ateistów:

“Nie ma absolutnie żadnego powodu, aby wykluczyć ateistę z tego, co stwierdzono w tej wypowiedzi. Co więcej, wskazuje ono wyraźnie na nr. 16 Konstytucji o Kościele [Lumen Gentium], w którym mowa jest właśnie o tych, którzy nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga. . . Oczywiście teksty te nie zajmują się taką możliwością, że przed śmiercią ateista … może jeszcze stać się wyraźnym teistą i przez to zostać zbawiony. Gdyby tak było, to teksty te zawierałyby jedynie powszechną wiedzę polegającą na tym, że ateista może osiągnąć zbawienie, gdy i w jakim stopniu przestanie być ateistą. Taka interpretacja odbierałaby tekstom całą powagę… Dzięki tym dwóm punktom powiedziano coś naprawdę nowego w doktrynie soborowego magisterium.” (z Animus Delendi II Atila Sinke Guimarães, s. 264-265).

Zatem, według Rahnera, Gaudium et Spes i Lumen Gentium ustanawiają coś “naprawdę nowego” w doktrynie soborowego magisterium. Zanim odrzucimy to jako błędną opinię mało znaczącego księdza, zastanówmy się nad oceną znaczenia Rahnera dokonaną przez Taylora Marshalla:

“Architektami SW II byli; Karl Rahner, Edward Schillebeeckx, Hans Küng, Henri de Lubac i Yves Congar. Wszystkim wymienionym, za czasów Piusa XII, stawiano zarzuty o modernizm. Karl Rahner, S.J. bardziej niż ktokolwiek inny, miał wpływ na teologię SW II, do tego stopnia, że można śmiało powiedzieć, że SW II, to po prostu Rahneryzm. Przewodził on  niemieckim postępowcom na SW II, a towarzyszyli mu dwaj jego genialni protegowani, ksiądz Hans Küng i ksiądz Joseph Ratzinger.” (Taylor Marshall, Infiltracja: Spisek mający za cel zniszczenie Kościoła od środka)

Nie mamy więc powodu, aby nie wierzyć Rahnerowi, gdy pisał, że SW II wprowadził coś “naprawdę nowego”,  w odniesieniu do swoich teorii na temat niekatolików. Jeśli jednak jest to coś naprawdę nowego, to nie ma żadnej gwarancji, że w takiej sytuacji, Duch Święty zabezpieczy Kościół przed błędem. Mimo to, innowatorzy spędzili ostatnie sześćdziesiąt lat, upierając się, że Duch Święty pobłogosławił te i wszystkie inne nowości, które wyrosły z SW II.

Na przykład Paweł VI, miał to do powiedzenia dziesięć lat po Soborze:
“Czy właśnie takiej wewnętrznej odnowy nie pragnął zasadniczo ostatni Sobór? Z pewnością mamy tu do czynienia z dziełem Ducha Świętego, z darem Pięćdziesiątnicy. Trzeba też uznać proroczą intuicję naszego poprzednika Jana XXIII, który przewidział rodzaj nowej Pięćdziesiątnicy, jako owoc Soboru. My również pragnęliśmy umieścić się w tej samej perspektywie i w tej samej postawie oczekiwania. Nie żeby Pięćdziesiątnica przestała być kiedykolwiek aktualna w całej historii Kościoła, ale tak wielkie są potrzeby i niebezpieczeństwa obecnego wieku, tak rozległy jest horyzont ludzkości zmierzającej do współżycia w świecie, a zarazem bezsilnej, że aby je osiągnąć, że nie ma dla niej ratunku, jak tylko w nowym wylaniu daru Bożego. Niech więc przyjdzie On, Duch Stworzyciel, aby odnowić oblicze ziemi!” (Paweł VI, Gaudete In Domino, 9 maja 1975)

Dzięki tym słowom Pawła VI, lepiej rozumiemy mieszankę sprzecznych idei, która nękała cały okres posoborowy:

Postępowcy wprowadzają antykatolickie nowości;

– Aby przekonać sceptycznych katolików o ortodoksyjności tych nowości, postępowcy podkreślają, że inspirował je Duch Święty ;

– Kiedy wierni katolicy argumentują, że Kościół nie może w rzeczywistości promulgować nauk, które są sprzeczne z tym, czego Kościół zawsze nauczał, innowatorzy (i ci, którzy zostali przez nich oszukani) argumentują, że „sprzeciw wobec papieża i soboru podważa cały autorytet nauczycielski Kościoła”; oraz:
– Wierni katolicy muszą to udowodnić, wskazując na sposób (sposoby), w jaki omawiane innowacje nie cieszą się  ochroną Ducha Świętego.

Po obu stronach tej dyskusji można znaleźć katolików o dobrych intencjach, ale o wiele łatwiej będzie znaleźć oczywistych złoczyńców po stronie zwolenników innowacji. Gdybyśmy po prostu rozważyli pracę ludzi, których Taylor Marshall wymienia jako kluczowych architektów SW II – Karla Rahnera, Edwarda Schillebeeckxa, Hansa Künga, Henri de Lubaca i Yvesa Congara – z pewnością doszlibyśmy do wniosku, że Duch Święty nie “popierał” ich innowacji.

Ciągle jednak musimy wypełnić lukę jaka pojawia się pomiędzy antykatolickimi nowinkami, które widzimy ze strony pozornie katolickiej hierarchii, a ideą, że Duch Święty powinien zapobiegać takim nowinkom. Pomocna w tym względzie jest lektura książki ks. Alvaro Calderona; Prometeusz. Religia człowieka:

“Architekci wyłożyli w [tekstach SW II] modernistyczną doktrynę, która całkowicie zrywa z tradycyjną doktryną Kościoła. Zrobili to z taką  dwuznacznością, aby wytrzymała ona również interpretację w kontekście pozornej ciągłości z Tradycją. Dwuznaczność ta przyszła im łatwo, dzięki zastosowaniu ogólników charakterystycznych dla nowoczesnego subiektywizmu. . . . Jedyne, co możemy powiedzieć w obronie tych, którzy odcisnęli ten sposób działania na Soborze, to to, że była to trucizna, która przez wieki toczyła chrześcijaństwo, i być może zostali oni już zainfekowani w seminariach, w których się formowali. Jest to obrona bardzo względna, ponieważ – jakże często ostrzegali przed tym poprzedni papieże!” (s. 62)

“Duch Święty nie zawsze zapobiega oczywistym skutkom naszych zaniedbań.” (s. 201)

Możemy zgrzytać zębami i narzekać, że Duch Święty nie uchronił Kościoła przed błędami SWII … ale ten bezbożny lament ignoruje fakt, że ojcowie soborowi nonszalancko zlekceważyli wiele ostrzeżeń, jakie miały miejsce podczas soboru i całkowicie pomija fakt, że bezbożne innowacje tylko się nasiliły od czasu soboru, pomimo  zgubnych owoców jakie one przynoszą.

Biorąc pod uwagę fakt, że innowatorzy nadal przypisują antykatolickie nowinki i towarzyszące im obrzydliwe owoce Duchowi Świętemu, należy przypomnieć, jak bardzo obraża to Boga. Oto co pisał papież Leon XIII o grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, gdy w podły sposób odrzuca się prawdę:

 “Jeśli bowiem jesteśmy czymkolwiek, to tylko z Boskiej dobroci, która jest przypisywana szczególnie temu Duchowi i grzeszy ten, kto otrzymując od Niego dobro, obraża Go nadużywając Jego darów i polegając na Jego dobroci, staje się z każdym dniem coraz bardziej zuchwały. Jeśli więc ktoś uchybi wobec tego Ducha prawdy ze słabości lub niewiedzy, będzie miał być może jakąś podstawę do usprawiedliwienia przed Bogiem, kto zaś przez złośliwość sprzeciwia się prawdzie i odwraca się od niej, ten najciężej grzeszy przeciwko Duchowi Świętemu. Wzmogło się to w naszych dniach tak dalece, że wydają się nadchodzić najgorsze czasy przepowiedziane przez Pawła, kiedy ludzie oślepieni najsprawiedliwszym Bożym sądem będą brali fałsz zaprawdę „a księciu tego świata, który jest kłamcą i ojcem kłamstwa, będą wierzyli jak nauczycielowi prawdy: Podda ich Pan działaniu błędu, by wierzyli kłamstwu” (Tes 2, 10). „W tych ostatecznych czasach odstąpią niektórzy od wiary oddając się duchom błędu i naukom demonów” (1 Tm 4, 1).

Leon XIII traktował grzechy przeciwko Duchowi Świętemu jakie miały miejsce jego czasach tak poważnie, że wydawać by się mogło, iż w tamtym momencie nadeszły czasy ostateczne, podczas których dusze będą się garnąć do “duchów błędu i doktryn diabłów”. Co pomyślałby o innowatorach SW II, którzy nie tylko odrzucili to, czego Kościół zawsze nauczał, ale także mieli czelność przypisywać Duchowi Świętemu takie odstępstwa od prawdy?

Chociaż katolicy obdarzeni dobrą wolą mogli nie zgadzać się z takim postawieniem sprawy przez pierwsze dziesięciolecia po Soborze Watykańskim II, obecnie wydaje się, że Bóg pozwala, aby sprawy stały się na tyle jasne, że ludzie dobrej woli nie mogą już mylić się co do tego, co się dzieje.

Wystarczy przeczytać uwagi Franciszka na otwarcie Synodu o Synodalności, aby zrozumieć, jak tragicznie zła stała się ta sytuacja:

“Drodzy bracia i siostry, niech ten Synod będzie prawdziwym czasem Ducha!  Potrzebujemy bowiem Ducha, wciąż nowego tchnienia Boga, który wyzwala nas z każdej formy egocentryzmu, ożywia to, co obumarłe, rozluźnia kajdany i rozprzestrzenia radość.  Duch Święty prowadzi nas tam, gdzie chce nas mieć Bóg, a nie tam, gdzie prowadzą nas nasze własne pomysły i osobiste upodobania. Błogosławionej pamięci Ojciec Congar powiedział kiedyś: “Nie trzeba tworzyć nowego Kościoła, ale tworzyć inny Kościół” (Prawdziwa i fałszywa reforma w Kościele).  To jest właśnie wyzwanie.  Aby stworzyć “inny Kościół”, Kościół otwarty na nowość, którą Bóg chce nam zaproponować. Z większym zapałem i regularnością wzywajmy Ducha Świętego i pokornie słuchajmy Go, źródła wspólnoty i misji, podążając razem tak, jak On  tego pragnie: z uległością i odwagą.Przyjdź, Duchu Święty!  Ty wzbudzasz nowe języki i wkładasz w nasze usta słowa życia: zachowaj nas, abyśmy nie stali się “Kościołem-muzeum”, pięknym, ale niemym, z dużą przeszłością i małą przyszłością.  Przybądź pośród nas, abyśmy w tym synodalnym doświadczeniu nie stracili entuzjazmu, nie osłabili mocy proroctwa, nie pogrążyli się w bezużytecznych i bezproduktywnych dyskusjach.  Przyjdź, Duchu miłości, otwórz nasze serca, aby usłyszały Twój głos!  Przyjdź, Duchu świętości, odnów święty i wierny Lud Boży!” (Franciszek, Przemówienie na otwarcie Synodu, 9 października 2021 r.)

=============================

W tym momencie staje się oczywiste, że Franciszek kpi z Ducha Świętego, tak jak robili to innowatorzy przez ostatnie sześćdziesiąt lat. Jeśli Bóg na to pozwala, mamy obowiązek nie tylko odrzucić kłamstwa Franciszka i Synodu, ale także każdą innowację związaną z SWII( oraz każdą przedsoborową -dop. tłumacza). Każdy, kto waha się w tej kwestii, jest albo uparcie ślepy, albo zdeterminowany, by nadal szydzić z Ducha Świętego. W obu przypadkach nie należy im w tych sprawach dłużej ufać.

Jeśli jesteśmy w ogóle zaniepokojeni tym, co czeka nas w 2023 roku, dobrze byśmy zrobili, rozważając słowa Św. Pawła:

Nie błądźcie: nie da się Bóg z siebie naśmiewać. Albowiem co będzie siał człowiek, to też będzie żął. Bo kto sieje na swym ciele, z ciała też żąć będzie skażenie. A kto sieje na duchu, z ducha żąć będzie żywot wieczny.(Gal 6, 7-8)

Nastał czas na to, aby odrzucić antykatolicki błąd, tak jakby wszystko od tego zależało, bo prawie na pewno tak jest. Musimy przestać szydzić z Ducha Świętego. Najświętsza Maryjo Panno, Pogromczyni wszystkich herezji, módl się za nami!

Robert Morrison tłum. Sławomir Soja