Wyzwanie dla narodu – cywilizacyjna zmiana w edukacji – PCH24.pl
Roman Motoła
https://pch24.pl/marcin-musial-wyzwanie-dla-narodu-cywilizacyjna-zmiana-w-edukacji
Jeżeli nie możemy samodzielnie uczyć i wychowywać swoich dzieci we własnym domu, według własnych standardów, to znaczy, że nasze prawa rodzicielskie de facto nie istnieją i zostały nam odebrane.
W ostatnich miesiącach przez Polskę przetoczyła się burzliwa dyskusja na temat „edukacji zdrowotnej”, obecności lekcji religii w szkołach oraz zapowiedzianej przez rząd Tuska i Nowackiej wielkiej reformy oświaty, której częścią mają być również m.in. zmienione matury, modyfikacja systemu oceniania oraz nowe podstawy programowe.
Spójrzmy na to wszystko przez pryzmat odpowiedzi, jakiej Ministerstwo Edukacji Narodowej udzieliło niedawno na interpelację poselską w sprawie ograniczania rodzicom prawa do wychowania własnych dzieci oraz edukacji domowej. Warto, abyś Drogi Czytelniku poznał treść tego pisma oraz sposób myślenia MEN nawet jeśli nie prowadzisz edukacji domowej, a Twoje dzieci chodzą do szkoły. Bo nie o samą edukację domową tu gruncie rzeczy chodzi, a o Twoje fundamentalne prawa rodzicielskie i przyszłość Twojej rodziny.
Jedna szkoła, jeden program, wspólne „wartości”
Europoseł Grzegorz Braun wystąpił do MEN w sprawie planów ograniczenia edukacji domowej poprzez obcięcie finansowania dla szkół, które wspierają rodziców w homeschoolingu i umożliwiają taką formę nauki. Na początku października resort odpowiedział na interpelację. Na samym początku pisma wskazano na prawne, światopoglądowe i ideowe fundamenty aktualnie obowiązującego systemu oświaty w Polsce. Chodzi w tym momencie o całość funkcjonowania tego systemu. Zdaniem ministerstwa,
„edukacja jest i musi pozostać najistotniejszym zadaniem publicznym”.
Dalej MEN twierdzi, że „ochrona praw dziecka” to zasada ustrojowa Rzeczpospolitej, a pośród tych praw znajduje się prawo do nauki. Dlatego też:
„Sytuacja i interes dziecka jest i musi być bowiem chroniony adekwatnie, systemowo i nadzwyczajnie, zakładając ex ante, że nie wszyscy członkowie społeczności kierują się jednym, uniwersalnym wzorcem ideowym: dobrem wspólnym, interesem i dobrem osób (dzieci, rodziców)”.
Według MEN, istnienie powszechnego, obowiązkowego, centralnego i nadzorowanego przez urzędników systemu oświaty „jest częścią wielkiej zmiany cywilizacyjnej”.
Dalej urzędnicy przypominają, że w Polsce istnieje systemowy przymus edukacji i obowiązek szkolny. Chęć samodzielnego nauczania dzieci w domu przez rodziców jest natomiast wewnątrz tego systemu traktowana jako pewna specyficzna, określona i warunkowa sytuacja. Jak napisano,
„Na obecnym etapie rozwoju gospodarczego państwa i odpowiednio szeroko rozumianej sytuacji osobistej, pracowniczej obywateli (rodziców) możliwość wynikająca z art. 37 ustawy Prawo oświatowe [edukacja domowa] dotyczy nie każdej, ale wybranej, szczególnej ich grupy, mającej możliwości organizacyjne, wiedzę merytoryczną, by prowadzić systematyczny proces uczenia swojego dziecka”.
Dalej resort argumentuje:
„Ustanawiając powszechne wymogi edukacyjne (także podstawy programowe) Państwo gwarantuje i odpowiada za przekazywanie jednolitych treści, w tym także istotnych z punktu widzenia kształtowania tożsamości danej społeczności, wspólnych celów i wartości”.
Dopuszczenie rodziców do tego, aby mogli samodzielnie uczyć własne dzieci w domu, według MEN
„nie jest ustanowieniem równoległej czy konkurencyjnej ścieżki kształcenia”.
Aż w końcu czytamy:
„należy mieć na uwadze, że wybór edukacji domowej oznacza przejęcie przez rodziców lub opiekunów prawnych głównej odpowiedzialności za proces nauczania dziecka – zarówno w zakresie organizacyjnym jak i merytorycznym”.
Oświata jak Kulturkampf
Przyjrzyjmy się bliżej całej tej powyższej argumentacji i spróbujmy nanieść ją na kontekst historyczny.
W historii naszej cywilizacji aż do XIX wieku odpowiedzialność za wychowanie i edukację dzieci zawsze spoczywała na rodzinie. Edukacja rozumiana jako zadanie publiczne oraz obejmująca jednakowo i pod przymusem wszystkie dzieci, była czymś nie do pomyślenia. Co więcej, taki postulat jest fundamentalnie sprzeczny z podstawami katolickiej etyki społecznej. Ta od zawsze podkreśla, że państwo ma wobec rodzin i jednostek charakter pomocniczy. W związku z tym może wesprzeć rodziny w procesie edukacji dzieci, ale nie może ich w tym wyręczać, ani tym bardziej przejąć odpowiedzialności za edukację i wychowanie. Zwracał na to uwagę m.in. Sługa Boży o. Jacek Woroniecki w swojej pracy „Państwo i szkoła. Rozprawa z etatyzmem kulturalnym”.
Trafnie więc podkreśliło MEN, że aktualnie obowiązujący system oświaty to „wielka zmiana cywilizacyjna”. Co należy wyraźnie podkreślić – chodzi przy tym o odejście od zasad cywilizacji łacińskiej.
Rządowa narracja wyraźnie wskazuje na uzurpację ze stronę władzy państwowej, która rości sobie prawo do przejęcia od rodziców odpowiedzialności za wychowanie i edukację dzieci. Pojawiają się przy tym bardzo pozytywnie brzmiące hasła, takie jak: „dobro wspólne”, „wspólne cele” i „wspólne wartości”. Powstaje przy tym jednak pytanie – ale jakie to są konkretnie te „wspólne wartości”? Kto ustala, co jest dobre, słuszne i godziwe, a co złe?
Ustala to państwo. A dokładnie urzędnik z nadania politycznego, czyli minister edukacji (docelowo mają to ustalać komisarze europejscy, gdyż w myśl forsowanych zmian, to UE ma przejąć kontrolę nad oświatą w krajach członkowskich, a rządy państw byłyby jedynie podwykonawcami wytycznych edukacyjnych płynących z Brukseli i Berlina).
Aktualnie obowiązujący w Polsce (i wielu innych krajach) system oświaty stanowi kontynuację XIX-wiecznego modelu pruskiego Kulturkampfu, który próbowano narzucić społeczeństwu za pomocą scentralizowanego, odgórnego i przymusowego systemu szkolnictwa. Wszystkie dzieci miały spełniać jednakowe standardy i wytyczne, aby być w przyszłości dobrymi Niemcami, protestantami, urzędnikami i żołnierzami. Podobnie jest dzisiaj. Jak zaznaczyło MEN, centralny i obowiązkowy system edukacji istnieje gdyż „nie wszyscy członkowie społeczności kierują się jednym, uniwersalnym wzorcem ideowym” (czyli np. rodzice katolicy, którzy nie chcą, aby ich dzieci były „edukowane zdrowotnie” poprzez oswajanie z masturbacją i rozwiązłością seksualną).
Jak przyznało ministerstwo, niemożliwa jest równoległa lub alternatywna ścieżka kształcenia dziecka niż to, do czego prawnie zmuszeni są uczniowie w ramach ustalonego przez polityków i urzędników systemu edukacji.
Oto dorobek 35 lat „wolnej Polski” pod postacią III RP – nie mogą istnieć szkoły niezależne od rządu, ministerstwa, kuratoriów i aktualnej polityki partyjnej.
Tej cywilizacyjnej odpowiedzi udzieliło ministerstwo kierowane przez Barbarę Nowacką, czyli jeden z resortów rządu Donalda Tuska. Narracja MEN wyraża przy tym ciągłość myślenia o nauczaniu i oświacie od PRL przez wszystkie dotychczasowe rządy po 1989 roku. Były i są one zgodne co do tego, że filarem edukacji ma być państwowe, przymusowe i etatystyczne szkolnictwo. Warto w tym momencie przypomnieć, że poprzedni rząd PiS prześladował placówki wspierające rodziny w edukacji domowej, przeforsował „edukację włączającą” oraz szereg innych działań, które pogłębiły etatyzm i centralizm.
W momencie pisania tych słów (październik 2025 r.) wiele wskazuje na to, że w kolejnych wyborach parlamentarnych dojdzie do zmiany władzy. Patrząc na obietnice wyborcze większości prawicowych i katolickich polityków aktualnej opozycji widać, że chcą oni utrzymania systemu oświaty w obecnej formie (socjalizm, centralizm, etatyzm, przymus, biurokracja, kontrola). Proponowane przez nich zmiany w ogóle nie dotyczą zaś kwestii istotowych i najbardziej fundamentalnych, tylko trzeciorzędnych przypadłości – takich jak treści podręczników lub liczby godzin takich czy innych przedmiotów.
Podsumowując – wbrew pozorom, nie o edukację domową w tym wszystkim chodzi. Jeżeli nie masz, Czytelniku prawa do tego, aby samodzielnie uczyć i wychowywać własne dzieci we własnym domu według własnych standardów, to znaczy, że Twoje prawa rodzicielskie de facto nie istnieją i zostały Ci odebrane.
Zaciskanie pętli wokół edukacji domowej to po prostu część domykania całego systemu nauczania w Polsce zgodnie z wytycznymi płynącymi z Zachodu, gdzie rewolucja oświatowa, społeczna i kulturowa zaszła już o wiele dalej niż u nas. Docelowo edukacja domowa ma być w Polsce zakazana (podobnie jak jest np. w Niemczech), przymus szkolny ma zostać wzmocniony (np. ograniczenie liczby dopuszczalnych nieobecności, o czym od dawna mówi resort Nowackiej), tak zwana edukacja seksualna ma być przedmiotem obowiązkowym i ocenianym, a wszystkie szkoły mają zmienić się w przechowalnie dzieci i młodzieży z daleka od własnych rodzin w celu indoktrynacji i demoralizacji młodego pokolenia Polaków.
Aktualny system nie służy dobru dzieci. Służy wyszarpaniu ich spod wpływu rodziców – przede wszystkim wpływu moralnego i wychowawczego. Ograniczanie edukacji domowej oraz pogłębianie tzw. reform w szkolnictwie ma to zrywanie więzów rodzinnych i międzypokoleniowych jeszcze bardziej nasilić.
Co w tej sytuacji robić?
Konieczna jest walka o niezależność edukacji i swobodę wychowania dzieci. Kluczowe punkty w tej walce to:
– zniesienie przymusu szkolnego, czyli wstępu do totalitarnej indoktrynacji i inwigilacji rodzin,
– likwidacja MEN i kuratoriów oświaty oraz nadzoru urzędników i polityków nad szkołami,
– umożliwienie Polakom swobodnego tworzenia szkół niezależnych od aktualnej władzy politycznej.
Ta walka to długofalowa praca cywilizacyjna, prawna, ustrojowa i społeczna, którą należy prowadzić dwutorowo:
1) Na poziomie rodziców – poprzez budowanie świadomości, przebudzenie sumień i mobilizowanie Polaków do tego, aby przejęli osobistą odpowiedzialność za wychowanie własnych dzieci. Aby aktywnie zaangażowali się w życie szkół (obecnie wielu rodziców nawet w szkołach katolickich tego nie robi). Aby tworzyli własne, liczne szkoły prywatne, odpowiadające katolickim celom wychowawczym i edukacyjnym (i aby były to szkoły prawdziwie katolickie „z ducha”, a nie tylko z szyldu i nazwy). Aby wspierali się w edukacji domowej tam, gdzie to możliwe. Aby budowali środowisko lokalne w swoim miejscu zamieszkania, które sprzyja wychowaniu dzieci (organizacje społeczne, inicjatywy, sport, harcerstwo, budująca rozrywka itp.)
2) Na poziomie politycznym – każdy program polityczny, który umacnia lub cementuje istniejący centralizm oświaty oraz nadzór polityków i urzędników nad szkołami, rodzinami i uczniami, powinien być co do zasady odrzucony przez środowiska katolickie, prawicowe i wolnościowe.
Konieczna jest przy tym wytężona praca mediów i środowisk społecznych, aby Polacy nie dawali się nabrać na kolejne obietnice wyborcze przewidujące naprawę edukacji polegającą na wymianie aktualnego ministra na bardziej „naszego”, pozmienianiu detali w treści podręczników szkolnych czy zwiększeniu godzin lekcyjnych „patriotycznych” przedmiotów. Taka „naprawa” to w swojej istocie nic innego jak pudrowanie trupa i „socjalizm z ludzką twarzą”, który w żaden sposób nie może przyczynić się do realnej zmiany społecznej i odwrócenia „wielkiej zmiany cywilizacyjnej”.
Należy również publicznie rozliczać polityków z tego, na ile gdy sprawują władzę lub urząd przyczynili się do uwolnienia edukacji, zmniejszenia biurokracji i ograniczenia kontroli państwa nad szkołami, rodzinami i uczniami. Rozliczać z tego, jak wiele wolności w zakresie wychowania, edukacji i nauczania politycy przywrócili rodzinom w trakcie swojej kadencji. Jeżeli nie przywrócili – czerwona kartka.
Jak trafnie zauważył niedawno na łamach pisma „Polonia Christiana” dr Jakub Majewski, do pewnej próby postawienia swojego rodzaju Pacta Conventa, pewnych bardzo ogólnych warunków politykom prawicy, doszło w Polsce przed ostatnimi wyborami prezydenckimi w ramach tzw. deklaracji toruńskiej. Historycznie, jak przypomniał dr Majewski:
„pacta conventa to dokumenty specyficzne dla polskiego ustroju, w którym szlachta decydowała o wyborze króla i w związku z tym mogła od niego oczekiwać spełnienia takich czy innych żądań”.
Stwórzmy więc takie Pacta Conventa w zakresie edukacji. Niech warunkiem poparcia dla danego polityka lub partii będzie obietnica uwolnienia edukacji spod ścisłego nadzoru ministrów, urzędników i biurokratów oraz umożliwienia Polakom tworzenia niezależnych szkół i swobody edukacji domowej.
A po wyborach – rozliczenie z tych obietnic. Szczegóły takiego „paktu” niech staną się przedmiotem debaty społecznej na prawicy. Da to nadzieję na przywrócenie choćby minimum wymagalności od klasy politycznej oraz odzyskania przez Polaków wolności w zakresie edukacji i wychowania własnych dzieci.
Marcin Musiał