Komunizm 2.0: Nowa Lewica, Wywłaszczenia, Ekologizm i Cyberkontrola

Komunizm 2.0: Nowa Lewica,

Wywłaszczenia, Ekologizm i Cyberkontrola

pchl/komunizm-2-0-nowa-lewica-wywlaszczenia-ekologizm-i-cyberkontrola

(Fot. GSz)

Komunizm nie odszedł. Przebrał się. Wciąż jest wśród nas — w podatkach, ekologii, technologii. I właśnie uderza – w formie 2.0.

Pierwotnym celem marksizmu było zniesienie własności prywatnej. Ponieważ jednak krwawe rewolucje nie cieszą się obecnie dobrą prasą, wiele państw preferuje rozwiązania ewolucyjne i w zgodne z procedurami. O swym ,,demokratyzmie i praworządności” zapewniają nawet zwolennicy surowych wywłaszczeń. 

Ataki na własność prywatną wiecznie żywe

Przykładem tego jest chociażby administracja prezydenta RPA podkreślająca, że kraj ten jest „demokracją konstytucyjną, głęboko zakorzenioną w rządach prawa, sprawiedliwości i równości”. Uwagi te padły w odpowiedzi na krytykę dotyczącą słynnego Expropriation Bill. 

24 stycznia 2025 roku ogłoszono bowiem, że prezydent RPA, Cyril Ramaphosa, podpisał ustawę o wywłaszczeniach pod tą właśnie nazwą. Największe kontrowersje budzi jej zapis dopuszczający wywłaszczenie bez wypłaty odszkodowania (tzw. „nil compensation”). W preambule dokumentu zaznaczono, że w niektórych przypadkach nadrzędny interes publiczny usprawiedliwia takie działanie. Organizacja rolników AgriSA ostrzega jednak, że przepisy mogą podważyć ochronę własności prywatnej, a w konsekwencji zagrozić stabilności rolnictwa i bezpieczeństwu żywnościowemu kraju. Krytycy dostrzegają też ryzyko powtórzenia scenariusza Zimbabwe, gdzie masowe wywłaszczenia doprowadziły do głębokiego kryzysu gospodarczego i społecznego.

Niektórzy i u nas najwyraźniej zapatrzyli się na afrykańskich watażków i pragną przeszczepiać idące w podobnym duchu rozwiązania do Polski. Na przykład Adrian Zandberg przekonywał (Godzina Zero, 02.04.2025), że „mamy teraz do czynienia z pierwszym pokoleniem ludzi, którzy odziedziczyli majątki po swoich hiperbogatych rodzicach i oni już do końca życia nie będą robić nic. Bo pozwalamy na to, jako jeden z nielicznych krajów w Europie, że te gigantyczne, wielkie majątki są przenoszone z pokolenia na pokolenie bez jakiegokolwiek opodatkowania”. 

Trzeba obiektywnie przyznać, że zandbergowcy mogą czerpać inspirację również ze Starego Kontynentu, bowiem aż 24 z 35 europejskich krajów pobiera podatki od nieruchomości, dziedziczenia i/lub darowizn. W Belgii stawki podatków od nieruchomości i spadków sięgają nawet 80 proc., we Francji do 60 proc., w Niemczech do 50 proc., a w Irlandii, Holandii i Luksemburgu — od 10 do 48 proc – podaje Tax Foundation Europe („Estate Inheritance, and Gift Taxes in Europe”, 2025).

Miejmy się więc na baczności – bo tam, gdzie dziś nakładają podatek, jutro mogą wywłaszczać. 

Skutki gospodarcze takich działań mogą być jednak opłakane. Jak zauważają analitycy Tax Foundation Europe: „choć podatki od spadków, darowizn i majątków wydają się kuszące […] to ich ograniczona skuteczność w generowaniu dochodów oraz negatywny wpływ na przedsiębiorczość, oszczędzanie i aktywność zawodową powinny skłonić decydentów do myśleniu o ich zniesieniu, a nie podwyższaniu”.

Mimo wątpliwych efektów ekonomicznych, opodatkowanie spadków, darowizn czy nieruchomości to marzenie lewicowca. Ma bowiem cechę wspólną – karanie za otrzymanie dochodu bez wkładu własnej pracy. Lewica jest w stanie, choć z bólem, znieść wyższe zarobki specjalisty, jednak nie zdzierży czyjegoś majątku – odziedziczonego czy otrzymanego w darze. 

Opodatkowanie spadków, darowizn i nieruchomości uderza w rodzinę i tradycję przekazywania własności Lewicowym ideałem jest, aby każdy zaczynał od zera. Jednak prowadzi to do paradoksu. W kraju krajach z wysokimi podatkami od spadków, nieruchomości i darowizn bardziej opłaca się roztrwonienie majątku niż jego przekazanie dzieciom. Czy jednak przejadanie (i przepijanie) kapitału to właściwa droga? Dla komunistów 2.0 najwyraźniej tak. 

Ekologizm i nowy proletariat 

Innym współczesnym wcieleniem mentalności komunistycznej jest ekologizm. Zielona ideologia nie ma dziś wiele wspólnego z realną troską o lasy, rzeki czy czyste powietrze. Pod sztandarem ochrony natury przemyca się stare marzenie: podporządkować jednostkę kolektywowi i zbić fortunę na cudzym poczuciu winy. Ekologiści żądają więcej podatków, więcej zakazów, więcej regulacji — a mniej wolności, przedsiębiorczości i zdrowego rozsądku. Najbardziej skrajni z nich mówią już wprost: człowiek jest pasożytem i powinien ograniczyć swoje potrzeby do minimum. Rządy ludzkiej klasy panującej trzeba obalić, by wyzwolić zwierzęta (Singer), rośliny, a także powietrze. 

To nie tylko rojenia utopistów. To już twarde regulacje. Z zielonego szaleństwa bierze się obsesyjny wegetarianizm, całkowicie potępiający jedzenie mięsa. Zamiast kopytnych, a nawet drobiu, miejsca na naszych stołach coraz częściej zajmują owoce, warzywa, a także robaki. Wszak 20 stycznia 2025 r. Komisja Europjejska wydała rozporządzenie wykonawcze dopuszczające do obrotu na rynku spożywczym proszek z larw mącznika młynarka (Tenebrio molitor). A to dopiero początek. 

Nie samym chlebem żyje człowiek — i z tego założenia wychodzą także unijni biurokraci, choć te słowa rozumieją w sposób swoisty. Nie wystarcza im pragnienie kontrolowania zawartości naszych talerzy. Pragną również roztaczać władztwo nad środkami transportu czy metodami pozyskiwania energii. Wszak UE zobowiązała się do osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 roku oraz do redukcji emisji gazów cieplarnianych netto o co najmniej 55% do 2030 roku względem poziomu z 1990 roku.

Ponadto w kwietniu 2023 roku Parlament Europejski przyjął przepisy pakietu „Gotowi na 55”, które mają posłużyć realizacji tych założeń. Na papierze brzmi to jak plan ratunkowy dla planety. W rzeczywistości – oznacza radykalne podniesienie kosztów życia, uderzenie w przemysł energochłonny i wprowadzanie coraz to kolejnych regulacji. Koszty transformacji nie rozkładają się równo – ponoszą je zwykli obywatele, których rachunki za ogrzewanie, paliwo i transport rosną szybciej niż ich pensje. 

Na domiar złego UE walczy z prywatnym transportem, a w szczególności z samochodami napędzanymi tradycyjnymi silnikami. Wszechobecne zakazy i nakazy, strefy płatnego parkowania w miastach takich jak Kraków sprawiają, że poruszanie się własnym autem przypomina gehennę. Najwięcej zyskują producenci aut elektrycznych — choć utylizacja ich baterii szkodzi środowisku bardziej niż spaliny. Ponadto, podobnie jak w przypadku wdrażania realnego socjalizmu, powstaje kasta „równiejszych”, latających prywatnymi samolotami na ekskluzywne eventy, często na koszt podatnika. Ta hipokryzja i tworzenie kasty panów z egalitarnymi hasłami na ustach to również komunizm 2.0.

Nowy człowiek starej ideologii

Dawny komunizm brał się za gospodarkę – chciał przestawić całą bazę ekonomiczną, a ideologię traktował jak dodatek. Ale Antonio Gramsci zauważył coś ważnego: żeby niszczyć Zachód, trzeba uderzyć w jego duszę. I tak zaczęła się długa, cierpliwa operacja rozkładu cywilizacji od środka. Augusto Del Noce nie miał złudzeń: marksizm padł na Wschodzie, ale ożył na Zachodzie. W wersji light, lecz skutecznej. W imię inkluzywności sączy się prosty przekaz. Rodzina? Do kosza. Ojcostwo? Przeżytek. W efekcie coraz częściej szkoły nie edukują, media nie informują rzetelnie, a sądy nie gwarantują sprawiedliwości. Nie o to bowiem wszak chodzi, lecz o transformację człowieka.

Nowy człowiek komunizmu 2.0 może „nie będzie miał niczego”, lecz bynajmniej „nie będzie szczęśliwy”. Zostanie bowiem również pozbawiony źródeł szczęścia płynących z rodziny, historii, tradycji, a nawet kultury wysokiej. Stanie się bezbronny wobec władców marionetek i podatny na wszelkie manipulacje.   

Cyberkomunizm i technofeudalizm 

A gdy w realnym świecie wywłaszcza się ludzi pod hasłem równości, w cyfrowym uniwersum wywłaszczenie przybiera nową formę – kontrolę danych i informacji. Nowa ideologia komunizmu 2.0 wchodzi też przez internet, który pierwotnie powstał w celu udostępnienia treści wszystkim i za darmo. W gruncie rzeczy był realizacją komunistycznej utopii – tu wszystko miało być bezpłatne. Dobra cyfrowe można przecież powielać w nieskończoność. W zasadzie nie ma innej możliwości – oprogramowanie Bitcoina, które tworzy sztuczną cyfrową rzadkość, to wyjątek i jednorazowa innowacja.

W pewnym momencie jednak w tym quasi-komunistycznym eksperymencie coś poszło nie tak. Zamiast darmowości pojawiła się nowa waluta: informacje, dane, prywatność – a także opłaty za różnego rodzaju subskrypcje. W ciągu kilkudziesięciu lat internet z komunistycznej utopii stał się przestrzenią feudalną, w której garstka korporacji pobiera rentę i kontroluje przepływ treści. Yanis Varoufakis, były grecki minister finansów nazywa ten system technofeudalizmem. To dość trafne określenie, choć w gruncie rzeczy chodzi o komunizm 2.0 i nowe politbiura.

Nie obalimy komunizmu 2.0 przez płomienne manifesty ani uliczne zamieszki. Aby przeciwstawić się jego destrukcyjnej sile, trzeba odbudować: etos rodziny, własność, tradycyjną kulturę. Potrzebne jest powstanie nowej elity – ludzi myślących tradycyjnie, a zarazem nowoczesnych, obeznanych z najnowszymi technologiami. Przedsiębiorcy, specjaliści od komunikacji, intelektualiści i inwestorzy powinni stworzyć niezależną sieć szkół, instytucji i mediów odpornych na komunizm 2.0. Sieć nastawioną nie na niszczenie, lecz na budowanie.

Komunizm ten nowoczesny nie zniknie sam. Albo odbudujemy świat oparty na rodzinie, własności i wolności — albo obudzimy się w świecie, gdzie nawet nasze myśli nie będą już nasze. Czasu ucieka. 

Stanisław Bukłowicz