Dreszczyki oburzenia

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    7 października 2025 michalkiewicz

Ach, jakież straszliwe rozterki towarzyszą mi przy podjęciu decyzji, co do wyboru tematu artykułu, który właśnie piszę dla „Najwyższego Czasu!” Czy podjąć temat ludobójstwa, jakiego dopuszcza się bezcenny Izrael na Palestyńczykach w Strefie Gazy, czy też na ten temat zamilczeć roztropnie i zająć się nieostrożnością pani Joanny Krupy, która dała się sfotografować z Wielce Czcigodnym oczywiście Dominikiem Tarczyńskim?

Jeśli zdecydowałbym się wybrać temat ludobójstwa w Strefie Gazy, to chyba nie powinienem cofać się przed żadnymi wnioskami, co naraziłoby i mnie, ale również – Redakcję „Najwyższego Czasu!” nie tylko na ostracyzm – co jest dolegliwością stosunkowo łagodną – ale również na odpowiedzialność sądową – a to już nie są żarty, o czym mogłem się wielokrotnie przekonać na podstawie konfrontacji z moją Prześladowczynią, której wpływy nie pozostają w żadnej proporcji do wpływów żydowskich nie tylko w naszym nieszczęśliwym kraju – ale przede wszystkim – w Stanach Zjednoczonych.

Jak wiadomo, żaden z tamtejszych twardzieli, nie ośmiela się podnieść ręki na bezcenny Izrael, bo wie, że ta ręka zostałaby mu natychmiast odrąbana w tak zwanym „majestacie prawa”. Prezydent Donald Trump nie bez powodu też uchodzi za twardziela – ale kiedy tylko spotka się z premierem rządu jedności narodowej bezcennego Izraela, to zaraz zrobi się cichy i pokornego serca, niczym resortowa „Stokrotka”, czyli pani red. Monika Olejnik, podczas rozmowy z panem generałem Markiem Dukaczewskim.

Każdy bowiem z tych twardzieli wie, że gdyby tak wyłamał się ze świadomej dyscypliny, to zaraz jakieś dziecko przypomniałoby sobie, że przed 40-ma laty włożył mu rękę w majteczki. Zaraz niezależne media głównego nurtu zrobiłyby z niego marmoladę, Hollywood nakręciłoby serię moralizanckich obrazów z których każdy zostałby obsypany „Oskarami” – i zanim by się wyjaśniło, że to wszystko nieprawda, to nie tylko szlag trafiłby znakomicie rozwijającą się karierę, ale w dodatku niezawisłe sądy wyszlamowałby takiego twardziela do gołej skóry – a – jak powiadają Rosjanie – „adin w polie nie woin” – bo oczywiście wszyscy przyjaciele przezornie zerwaliby z nim wszelkie kontakty, żeby i na nich nie padło żadne podejrzenie.

Dlatego premier rządu jedności narodowej jest w amerykańskim kongresie przyjmowany owacją na stojąco, niczym Józef Stalin na zebraniu wyborczym w I Stalinowskim Okręgu Wyborczym Miasta Moskwy. Niechby tylko któryś z twardzieli nie wstał i nie klaskał – ale taka zuchwała myśl żadnemu nawet nie przyjdzie do głowy – co oczywiście ma swoje konsekwencje międzynarodowe. W tej sytuacji rozsądek nakazywałby opisać w pogodny sposób przypadek pani Joanny Krupy i Wielce Czcigodnego Dominika Tarczyńskiego, chociaż i tutaj czają się zasadzki. Chodzi o to, że wprawdzie żyjemy w kraju wolnym, wolność ubezpieczającym i pani Joanna Krupa może widywać się, z kim tylko zapragnie, niechby nawet z Wielce Czcigodnym Dominikiem Tarczyńskim – ale z drugiej strony Wielce Czcigodny Dominik Tarczyński wypowiadał się za odebraniem koncesji żydowskiej stacji telewizyjnej TVN – więc czy w takiej sytuacji TVN nadal powinna lansować panią Joannę? Podobno w TVN prowadzone są w tej sprawie jakieś narady, nie wiadomo, czy nie z udziałem Sanhedrynu, a co najmniej – Judenratu „Gazety Wyborczej” – więc zajmowanie stanowiska w tej sprawie też nie jest, wbrew pozorom, całkowicie bezpieczne. Słowem – i tak źle i tak niedobrze – więc najlepiej byłoby nie pisać w ogóle nic – no ale w tej sytuacji co by się stało z owocną współpracą z prześwietną Redakcją? O tym nawet nie myślę, więc raz kozie śmierć – nie ma rady – trzeba chwycić byka za rogi i podjąć temat ludobójstwa, a potem nasłuchiwać, kiedy na schodach rozlegną się kroki. Literatura bowiem wyprzedza życie i Janusz Szpotański wszystko przewidział, pisząc: „Nie płoszmy ptaszka; niech mu się zdaje, że naszej partii siły nie staje – aż o poranku, za oknem dojrzy kontury tanku, potem na schodach usłyszy kroki. Wnet się posypią piękne wyroki!

Wprawdzie na widok dokonującego się w Strefie Gazy ludobójstwa światem wstrząsa dreszcz oburzenia – ale przecież nie do tego stopnia, by ośmielił się zastosować wobec bezcennego Izraela jakieś sankcje. Nie mówię, żeby jakieś surowe, jak to było i jest w przypadku Rosji – ale jakiekolwiek – żeby wilk był syty i owca cała. Tej cienkiej czerwonej linii miłujący pokój i sprawiedliwość świat nie ośmiela się przekroczyć, co najmniej z trzech powodów. Po pierwsze – bezcenny Izrael zaatakowałby go swoim Jadem Waszem – czyli oskarżył o antisemitismus – które to oskarżenie współczesne biurokracje uważają za gorsze od śmierci. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem tego lęku może być odmowa finansowania deficytów budżetowych, w jakie współczesne biurokracje popadają, przez lichwiarską międzynarodówkę. Ale tylko jedna lichwiarska międzynarodówką zdominowana jest przez Żydów, podczas gdy dwie inne – już nie – więc w tej sytuacji obawa przed oskarżeniem o antisemitismus wydaje się przesadna. Inna rzecz, że skorzystanie z usług innej międzynarodówki łączyłoby się z odwróceniem sojuszów – a tego już biurokracje mogą się obawiać bardziej.

W przypadku gdyby jakiś biurokratyczny gang zaczął rozważać odwrócenie sojuszy, a wiadomość o tym doszłaby do Centralnej Agencji Wywiadowczej, to taki gang zaraz zostałby zastąpiony w tym bantustanie przez inny gang, który o niczym takim nie myślał – i dobrze, gdyby tylko na tym się skończyło. Toteż biurokratyczne gangi uważają, że nie mogą do takich oskarżeń podchodzić beztrosko, jak np. ś.p. mec. Ryszard Parulski, który z racji poglądów narodowych często był o antisemitismus oskarżany. Nie spierał się z oskarżycielami, tylko teatralnym gestem rozkładał ręce i mówił: „Antysemityzm? Piękna idea!” Taka zuchwałość zapierała oskarżycielom dech, bo nie wiedzieli, co właściwie na takie dictum odpowiedzieć – i na tym się kończyło.

Po drugie – że bezcenny Izrael dysponuje bronią jądrową, której oficjalnie „nie ma”. To działa mitygująco zwłaszcza na sąsiednie kraje i pamiętam, że jak po wojnie Jom Kipur na Oceanie Indyjskim, na południowy wschód od Przylądka Dobrej Nadziei, satelity zarejestrowały błysk wybuchu atomowego, do którego nikt nie chciał się przyznać, to zaraz kraje arabskie zaczęły z list swoich politycznych priorytetów wykreślać postulat „zniszczenia Izraela”.

Ale dopóty dzban wodę nosi, dopóki się ucho nie urwie. Po zaatakowaniu przez bezcenny Izrael stolicy Kataru Dohy, w której spotykali się hamasowcy, Egipt wystąpił z inicjatywą ustanowienia arabskiego, czy też szerzej – muzułmańskiego „NATO”, z udziałem Arabii Saudyjskiej. Jak dotąd pozostaje to w sferze projektów – ale w dniach ostatnich Arabia Saudyjska podpisała z Pakistanem traktat o wojskowym sojuszu. Pakistan, jak wiadomo, dysponuje bronią jądrową, w ilości stosunkowo niewielkiej – ale sojusz wojskowy z Arabią Saudyjską, która sama nie wie, co zrobić z pieniędzmi, może przyczynić się do przełamania finansowej bariery ograniczające rozmiary pakistańskiego arsenału nuklearnego, a w rezultacie saudyjski sojusznik może też położyć swój palec na pakistańskim atomowym cynglu. A przecież jest jeszcze BRICS, który do Arabii Saudyjskiej wystosował uprzejme zaproszenie. Jak przyjęcie tego zaproszenia przez Arabię Saudyjską wpłynęłoby na pozycję dolara jako waluty światowej – z czego USA ciągną grubą rentę? Czy taka możliwość skłoniłaby amerykańskich twardzieli do zastanowienia nad polityką bezwarunkowego popierania Izraela, czy też prędzej doprowadziliby do wojny, bo jużci – utrata grubej renty, to już byłby powód?

Wreszcie kolejny powód, to przekonanie rozpowszechnione wśród amerykańskich protestantów, o nieuchronnym przeznaczeniu Izraela, któremu Stwórca Wszechświata obiecał władzę nad wszystkimi narodami. Rzeczywiście, w tak zwanym „Starym Testamencie”, a więc żydowskiej historii plemiennej, okraszonej quasi-religijnym sosem, w Księdze Powtórzonego Prawa jest wskazówka udzielona rzekomo przez Stwórcę Wszechświata, a odnosząca się do tej obietnicy. „Będziesz pożyczał innym narodom, a sam od nikogo nie będziesz pożyczał. Będziesz panował nad innymi narodami, a one nad tobą nie zapanują.” Jest to wskazówka bardzo praktyczna – ale pod warunkiem utrzymania pewnej konwencji. Bo jeśli konwencja uległaby zmianie, to nie ma na świecie takiego bankiera, który potrafiłby schwytać w rękę kulę wystrzeloną w jego głowę. Pozabijać wierzycieli Niemiec – to było najtwardsze jądro programu NSDAP – bo reszta dotyczyła tego, jak przygotować społeczeństwo, by nikomu nie drgnęła ręka, kiedy przyjdzie co do czego. Jak pamiętamy, w tej części Europy, która znalazła się w zasięgu III Rzeszy, ta część programu została w znacznym stopniu zrealizowana. Czy wskutek tego narody europejskie zyskały większą swobodę manewru? Tego wykluczyć nie można.

O ile na początku sowieckiej okupacji polskich Kresów Wschodnich, jakiś anonimowy Białorus skomponował wierszyk: „Hop, naszi hreczanniki! Usie Żydy naczalniki. Usie Poliaki na wywoz, Biełarusy – w kołchoz!” – to po przejściu Hitlera już o żydowskich „naczalnikach” nie słychać. A wyobraźmy sobie tylko, co by było, jaki zakres swobody manewru miałyby europejskiej narody, gdyby tak Hitler podczas I wojny światowej się na śmierć przeziębił?

Nietrudno sobie wyobrazić, że nie zdobyłyby się nawet na taki pusty gest, jak uznanie państwa palestyńskiego. Jak powiedział premier rządu jedności narodowej bezcennego Izraela, nie pęknie mu z tego powodu serce, bo tak czy owak, żadnego „państwa palestyńskiego” nie będzie. Powód jest prosty; każde państwo musi mieć terytorium, ludność i władze. Palestyna ludność jeszcze ma, chociaż trudno powiedzieć, jak długo jeszcze. „Władze” mogą nawet to tu, to tam, zostać, ale terytorium, jak nie było, tak nie ma. Co więcej – izraelski premier deklaruje, że będzie stawiał żydowskie osiedla, gdzie się tylko da – jako, że czuje się „związany” ideą Wielkiego Izraela. Chodzi o obietnicę, którą Stwórca Wszechświata miał złożyć pewnemu mezopotamskiemu koczownikowi, że jak ów koczownik będzie Stwórcę Wszechświata wychwalał i będzie Go słuchał, to w rewanżu Stwórca Wszechświata uczyni go ojcem wielkiego narodu, któremu odda w arendę obszar „od wielkiej rzeki egipskiej, do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat”. W tej sytuacji nawet najwięksi moralizanci muszą się zreflektować, zwłaszcza gdy sami te obietnice traktują serio – a tu w dodatku jeszcze jest bomba atomowa, która wpłynęła na sposób pojmowania zasad moralnych. Toteż światem wstrząsa dreszcz oburzenia – i na dreszczach wszystko się kończy.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.