Dobrze i jeszcze dobrzej
Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!” • 23 grudnia 2025 michalkiewicz
Jak zwykle w okresie świąt Bożego Narodzenia, nasz nieszczęśliwy kraj od Wigilii, aż do święto Trzech Króli, których Wielce Czcigodny Ryszard Petru naliczył aż sześciu, pogrąża się w nirwanie. W związku z tym również felieton powinien być optymistyczny, zgodnie z rozkazem vaginetu obywatela Tuska Donalda, że „jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej”. Czyż nie świadczy o tym choćby przyjęta przez Knesejm ustawa budżetowa, w której zapisano rekordowy deficyt w kwocie ponad 271 miliardów złotych? A przecież nie jest to ostatnie słowo i jak się sprężymy, to nie tylko „dogonimy”, ale i „przegonimy” – niczym Chruszczow, który buńczucznie zadekretował w swoim czasie, że ZSRR „dogoni i przegoni” Amerykę. Wprawdzie tu i ówdzie, a konkretnie – w Narodowym Funduszu Zdrowia zieje finansowa dziura, ale z tym też sobie poradzimy, zwłaszcza, gdy wrócimy do popularnego w swoim czasie hasła, skierowanego do emerytów i rencistów: „Emeryci – popierajcie Partię czynem, umierajcie przed terminem!” Ponieważ nastała transformacja ustrojowa, w ramach której Partia została przez stare kiejkuty przepoczwarzona w „Lewicę”, wspomniane hasło trzeba będzie przystosować do nowej sytuacji politycznej i zamiast „Partii”, trzeba będzie wstawić doń słowo „vaginet” – a wtedy wszystko, również na odcinku propagandy sukcesu, będzie gites tenteges. Jakże zresztą inaczej, skoro słychać, iż Polska ma zostać zaproszona do ekskluzywnego gremium G-20, w którym wory złota namawiają się, jakby tu zmeliorować świat? Wypada tedy przypomnieć, że nie są to pierwsze przymiarki do zmeliorowania świata. Na przykład bolszewicy uważali, że nie da się poprawić świata, jeśli nie usunie się z niego niewłaściwych klas, podczas gdy wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler uważał inaczej – że nie da się poprawić świata, dopóki nie usunie się z niego niewłaściwych ras, a zwłaszcza jednej. Obecnie G-20 z pewnością zaleci inne metody, na przykład tę, by zamiast eliminować niewłaściwe rasy, a zwłaszcza tę jedną, lepiej będzie spełnić wszystkie jej pragnienia. W związku z tym tylko patrzeć, jak w naszym nieszczęśliwym kraju przyjęte zostanie prawo o zwalczaniu antysemityzmu wśród głupich gojów, natomiast Żydowie zostaną obsypani rozmaitymi przywilejami, dzięki którym będą mogli bez przeszkód przystąpić do egzekwowania od naszego mniej wartościowego narodu tubylczego tak zwanych „roszczeń” majątkowych, dotyczących tzw. „własności bezdziedzicznej”. Dzięki temu Żydowie zamiast znaleźć się w Generalnej Guberni w centrum zainteresowania jako holokaustnicy, znajdą się w GG w centrum zainteresowania, jako Herrenvolk. Czegóż chcieć więcej?
Niczego więcej do szczęścia nam nie potrzeba tym bardziej, że i sytuacja polityczna w Europie rozwija się zgodnie z przewidywaniami Radia Erewań. Oto po zbawiennym, 28-punktowym amerykańskim planie pokojowym dla Ukrainy, w tempie stachanowskim został przez „wielką trójkę”, zwaną inaczej „koalicją chętnych”, skonstruowany alternatywny, 19-punktowy plan pokojowy. Jeszcześmy się nad nim nie nacmokali z zachwytu, a słychać, że prezydent Zełeński ma jeszcze jeden plan, tym razem 20-punktowy, który – tylko patrzeć – jak przedłoży do akceptacji prezydentu Donaldu Trumpu. Fałszywe pogłoski głoszą, że pokój nie powinien zapanować wcześniej, zanim wszyscy ukraińscy oligarchowie nie przytulą oczekiwanych kwot, które w podskokach ma dostarczyć „koalicja chętnych” – jeśli tylko uda się jej zmłotować belgijski rząd, by zajął zamrożone ruskie aktywa i przekazał je Ukrainie – no a tam już oligarchowie będą wiedzieli, co z tym zrobić. W związku z tym inne fałszywe pogłoski utrzymują, że prezydent Zełeński miał zapisywać w kapowniku, ile z dotychczasowych subwencji dla Ukrainy przekazał europejskim sojusznikom, i dlatego oni, w obawie przed pojawieniem się śmierdzących dmuchów, uwijają się jak w ukropie, żeby załatwić dla oligarchów dodatkowe miliardy. Jestem w związku z tym pewien, że tylko patrzeć, jak nastąpi prawdziwy wysyp zbawiennych planów pokojowych, niczym „koncepcji” w głowie Kukuńka, dzięki czemu wszystkie zainteresowane strony będą zadowolone, zgodnie z apelem militarystów, by korzystać z wojny, bo pokój będzie straszny. Oczywiście i ten apel trzeba będzie skorygować, bo odtąd już nie będziemy mieli do czynienia z żadną „wojną”, tylko z „walką o pokój”, po której może nie zostać kamień na kamieniu. Ale nawet w obliczu takiej perspektywy należy się cieszyć, bo czyż są jakieś poświęcenia, których nie można by dokonać dla pokoju?
Zanim jednak to nastąpi, europejska „wielka trójka” zadbała o dobrostan psychiczny naszych Umiłowanych Przywódców i skutecznie izoluje ich od wysiłków umysłowych mających na celu ustanowienie w Europie sprawiedliwego pokoju. Dzięki temu obywatel Tusk Donald może przelewać swoje złote myśli na twitterze, a złakniona światowa opinia publiczna śledzi te wysiłki, bijąc rekordy oglądalności. Czyż trzeba nam lepszego dowodu, że Polska wybija się na mocarstwowość? A jeśli jakimś malkontentom byłoby tego za mało, to przecież mogą popatrzeć na Księcia-Małżonka, który albo zwołuje internetowe narady wojenne z udziałem mocarstw bałtyckich, albo dzwoni do różnych osobistości europejskich, dopytując się, co tam w naszych sprawach postanowiły – a one udzielają mu odpowiedzi, wprawdzie wymijających, ale za to pełnych treści? Po co Księciu-Małżonku, czy obywatelu Tusku, „myślniem zbytniem głowy psować”, kiedy starsi i mądrzejsi już tam tak wszystko urządzą, żeby było dobrze?
No bo przecież będzie dobrze, a może nawet jeszcze dobrzej. Właśnie wysłuchałem opinii utytułowanej pani ekspertki z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, która w programie pani red. Marty Sakowskiej zapewniła wszystkich, że Rosja „musi” wojnę przegrać. Najwyraźniej w PISM już postanowiono, tylko Putin jeszcze o tym nie wie i wojuje jakby-nigdy-nic. Wprawdzie niektórzy analitycy przypuszczają, że pani red. Sakowska aż dotąd nie może się pogodzić z odwołaniem jej z intratnej funkcji korespondenta z Waszyngtonie, toteż daje wyraz swemu zgorzknieniu, zapraszając do studia TV „Polsat” osobistych nieprzyjaciół Donalda Trumpa, którzy prześcigają się w krytyce amerykańskiego prezydenta, podobnie jak to było za pierwszej komuny, kiedy w niezależnych mediach głównego nurtu amerykańskim prezydentom nie szczędzono gorzkich słów krytyki – ale czyż to nie był wyraz chwalebnego pluralizmu? W Związku Radzieckim amerykańskich prezydentów też media mogły krytykować, ile dusza zapragnie, więc jakże nie można było pokazać, że my też nie od macochy? Teraz sytuacja jest trochę inna, bo właśnie prezydent Trump ogłosił nową strategię, z której wynika że USA już nie traktują Rosji jako zagrożenia. Ale my tam wiemy swoje – oczywiście dopóki w Berlinie nie zadecydują inaczej. To też jest powód do optymizmu – bo w przeciwnym razie musielibyśmy sami zachodzić w um – a tak, to niech się Niemcy martwią, dzięki czemu my będziemy mogli spokojnie sobie wypić i zakąsić. Czegóż chcieć więcej?
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.