Prezenty prawdziwe i fałszywe
Stanisław Michalkiewicz „Prawy.pl” 27 grudnia 2025 michalkiewicz
Prawie na dwa tygodnie przez Bożym Narodzeniem w Berlinie zebrała się „koalicja chętnych”, żeby podarować Ukrainie świąteczny prezent. Czas naglił nie tylko z tego powodu, że – jak wyznał amerykański prezydent Trump – USA wycofały się z finansowego udziału w wojnie na Ukrainie – ale również dlatego, że – jak podejrzewam – większość uczestników tak zwanej „koalicji chętnych” mogła brać łapówki od Ukraińców, którzy dzielili się z nimi forsą dla Ukrainy – a prezydent Zełeński pozapisywał w kapowniku, kto ile wziął i gdzie schował.
Teraz, kiedy źródła szmalcu dla Ukrainy, to znaczy – dla tamtejszych parchów-oligarchów – zaczęły wysychać, prezydent Zełeński zażądał dodatkowych transferów, bo w przeciwnym razie wszystko ujawni i Europę pochłonie polityczne trzęsienie ziemi. Toteż „koalicja chętnych” mało jaja nie zniosła, by załatwić ukraińskiemu prezydentowi, któremu też ziemia zaczyna palić się pod stopami, jakąś forsę i Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje wpadła na pomysł, by podarować na Gwiazdkę Ukrainie zamrożone rosyjskie aktywa. Warto dodać, że te „aktywa”, to naprawdę obligacje europejskich państw. Żeby zamienić je na gotówkę – a ukraińskich parchów-oligarchów raczej tylko ona interesuje – najpierw trzeba by te obligacje wykupić. Ale to przecież nie Rosja musiałaby je wykupować, tylko te państwa, które je wyemitowały. Oznacza to, że to nie Rosja poniosłaby koszty kontynuowania wojny na Ukrainie i futrowania tamtejszych parchów-oligarchów, tylko europejskie bantustany.
W tej sytuacji najpierw rząd belgijski, u którego te „aktywa” są zdeponowane, zaparł się rękami i nogami przed ich uruchomieniem, a wkrótce powstała „koalicja niechętnych”, skupiająca Włochy, Cypr, Maltę, Węgry, Słowację i Republikę Czeską, które najwyraźniej nie zamierzały partycypować w kosztach wykupu cudzych obligacji, żeby tylko dogodzić prezydentowi Zełeńskiemu i jego kolaborantom. Wskutek powstania tzw. „mniejszości blokującej”, plan Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje spalił na panewce. Ale prezydent Zełeński naciskał coraz mocniej, a w tej sytuacji Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje, która chyba najwięcej ma za uszami, podczas całonocnej narady w Berlinie namówiła europejsów na „Plan B”. Polega on na tym, że Unia Europejska najpierw pożyczy 90 mld euro, potem tę forsę podaruje Ukrainie, żeby prezydent Zełeński miał czym obetrzeć sobie gorzkie łzy i podzielić się z kolaborantami – a Ukraina pożyczkę spłaci – ale dopiero wtedy, gdy Rosja wypłaci jej wojenne reparacje – czyli nigdy. Nie przypominam sobie bowiem, by kiedykolwiek w historii zwycięzca wojenny płacił jakieś haracze pokonanemu – a przecież nie ma chyba wątpliwości, kto na Ukrainie jest kim. To tylko obywatel Tusk Donald obiecał niemieckiemu kanclerzowi, że jeśli Niemcy odmówią, to Polska sama zapłaci odszkodowania polskim ofiarom wojny – a jego wyznawcy ogłosili, że tą obietnicą zapędził Niemcy w kozi róg. Zaiste świętą rację miał autor głoszący, że „głupiec zawsze znajdzie głupca, który go uwielbia”.
Wracając tedy do wspomnianej pożyczki, to jest rzeczą oczywistą, że na skutek łapownictwa Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje, dla której podobno to nie pierwszyzna, Europa musiała się opodatkować na kolejną transzę dla Ukrainy, by uniknąć politycznego trzęsienia ziemi. Czy jednak rzeczywiście musiała? Wprawdzie sytuacja prawno-traktatowa Unii Europejskiej została w ostatnich latach szalenie zagmatwana przez administrujące nią gangi – ale, o ile mi wiadomo, w sprawach pożyczek zaciąganych przez Komisję Europejską obowiązuje jednomyślność. Tymczasem słychać, że trzy państwa: Węgry, Słowacja i Republika Czeska się wyłamały.
Mimo to jednak, w sytuacji gdy Zełeński już nie mógł dłużej czekać i coraz bardziej się niecierpliwił, koalicja łapowników przeszła do porządku nad jednomyślnością. Dlaczego przyszło to tak łatwo? Myślę, że między innymi dlatego, że wprawdzie po nocnym molestowaniu Umiłowani Przywódcy dali się Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje zmłotować – ale tylko dlatego, że ich decyzję będą musiały jeszcze potwierdzić poszczególne parlamenty – a nie zawsze dysponują oni tam wystarczającą większością. Więc niby Unia Europejska dała prezydentowi Zełeńskiemu prezent gwiazdkowy, ale nie jest wykluczone, że pod postacią prezentu przekazała mu tylko samo opakowanie.
Podobnie postąpił prezydent Zełeński wobec pana prezydenta Karola Nawrockiego, kiedy 19 grudnia przyjechał do Warszawy. Pan prezydent Nawrocki najwyraźniej pragnął zatrzeć niemiłe wrażenie po głupstwie, które popełnił, ostentacyjnie odrzucając zaproszenie premiera Wiktora Orbana, w ten sposób, że zademonstruje, iż przez prezydentem Zełeńskim nie kuca. Rzeczywiście nie szczędził mu gorzkich słów, że Polska nie czuje się odwdzięczona – na co prezydent Zełeński jeszcze raz zdawkowo podziękował, a na dodatek oświadczył, że Ukraina jest „gotowa” na rozpoczęcie odkopywania przedmiotów ukraińskiego dziedzictwa kulturowego na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, zakopanych tam w roku 1942, a zwłaszcza – w roku 1943. Pan prezydent Nawrocki najwyraźniej połknął haczyk, a obywatel Tusk Donald powodowany Schadenfreude, aż zacierał ręce na taki widok i w porywie serca gorejącego nazwał prezydenta Zełeńskiego „bohaterem” Polski Ludowej. Wszystko to z radości, że udało mu się zmusić mniej wartościowy naród tubylczy do dalszego futrowania Ukrainy i tamtejszych parchów-oligarchów, z którymi głęboką wspólnotę losów musi odczuwać Książę-Małżonek. Książę-Małżonek bowiem, zgodnie z rozkazem Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje powtarza, że Ukraina broni całego świata przed Putinem, który – jak tylko zajmie Kijów – to żelaznym wojskiem runie na resztę świata, więc w tej sytuacji nie ma co grymasić – tylko płacić, ile tam zażądają.
Jak widzimy, obyczaj wręczania gwiazdkowych prezentów również w naszym nieszczęśliwym kraju bardzo się zakorzenił, a to za sprawą postępującej okcydentalizacji. Na Zachodzie bowiem – o czym świadczą doniesienia zwłaszcza z Niemiec, gdzie nawet tamtejszy Episkopat wydaje się coraz bliższy obrania sobie nowego Pana Boga, który do sodomczyków i gomorytek będzie wykazywał prawdziwą zapamiętałość, Boże Narodzenie sprowadza się do wymiany prezentów.
A my się do tego dostrajamy, zgodnie z porzekadłem, że „co Francuz wymyśli, to Niemiec zrobi, Polak polubi, a Ruski głupi, wszystko kupi” kupiliśmy tę nową, świecką tradycję, w następstwie której Boże Narodzenie staje się coraz bardziej spowite oparami obłudy. Jednak ostatnie wypadki pokazują, że Ruscy wcale nie są tacy głupi, żeby wszystko kupować, jak leci.
Obawiam się, że to raczej nasz mniej wartościowy i lekkomyślny naród tubylczy, który daje wodzić się za nos nie tylko Żydom, ale nawet szabesgojom, kupuje wszystko, jak leci, głównie zresztą za pożyczone pieniądze, bo starsi i mądrzejsi wmówili mu, że tak wypada. Ale kiedy nirwana się skończy, nastąpi bolesny powrót do rzeczywistości.
Stanisław Michalkiewicz