Wokół chanukowych liturgii
Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto) • 21 grudnia 2025 michalkiewicz
A to się narobiło! Jak wiadomo, prezydent Lech Kaczyński, którego kult szerzy w naszym nieszczęśliwym kraju jego brat, Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, zapoczątkował nową świecką tradycję zapalania chanukowych świeczek w Pałacu Namiestnikowskim, który jest siedzibą prezydenta. Zachowało się nawet zdjęcie prezydenta Kaczyńskiego, jak w jarmułce na głowie, w towarzystwie rabina Schuldricha, też ustrojonego w jarmułkę, zapala chanukowe świeczki. Te świeczki zapalane są na pamiątkę jakiegoś wydarzenia w plemiennej historii żydowskiej, które – podobnie jak wiele, a może nawet wszystkie wydarzenia- zostały okraszone gęstym, quasi-religijnym sosem.
Obecnie rocznicę tego wydarzenia obchodzi w Polsce żydowska sekta Chabad Lubawicz, która czci swojego, nieżyjącego już, cadyka. Ten cadyk miał bardzo oryginalne poglądy – na przykład że „żydowskie ciało” jest zupełnie inne, niż ciało jakiegoś głupiego goja, toteż Żydowie należą do jednego gatunku, podczas gdy głupie goje – do drugiego, a może nawet trzeciego.
Ciekawe, że podobne poglądy głosili hitlerowcy – na przykład, że Żydowie mają zupełnie inną krew – ale poglądy hitlerowców zostały potępione, podczas gdy identyczne, tyle, że odwrócone o 180 st. poglądy sekty Chabad Lubawicz doznają głębokiej czci nie tylko w przypadku prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale również byłego marszałka Sejmu Marka Jurka, który pozwolił sekcie Chabad Lubawicz zapalać chanukowe świeczki w gmachu Sejmu – w związku z czym poseł Grzegorz Braun, zbulwersowany objawami tego rasistowskiego kultu, któremu patronował portret wspomnianego cadyka, zgasił te iluminacje gaśnicą proszkową, za co teraz, to znaczy – 8 grudnia – został zaciągnięty przed nienawistny sąd.
Wspominam o tych zaszłościach z udziałem szabesgojów w osobach Lecha Kaczyńskiego i Marka Jurka, bo dopiero na tym tle można ocenić decyzję pana prezydenta Karola Nawrockiego, który żadnego cadyka do Pałacu Namiestnikowskiego na zapalanie chanuki nie zaprosił, no i sam też żadnych świeczek na menorze nie zapalał.
W związku z tym w Sejmie, wybrany niedawno przez Wielce Czcigodnych posłów marszałkiem Włodzimierz Czarzasty, urządził w tym – bądź co bądź – domu publicznym, coś w rodzaju nabożeństwa wynagradzającego – oczywiście z udziałem rabina Schuldricha i delegata Stwórcy Wszechświata na Polskę w osobie reprezentanta sekty Chabad Lubawicz. W tym nabożeństwie wynagradzającym, którego kulminacyjnym momentem było oczywiście zapalenie chanukowych świeczek na menorze, wzięli udział również inni Żydowie, m.in. Jego Ekscelencja pan Róża, ambasador USA w naszym nieszczęśliwym kraju oraz rzesze szabesgojów, wśród których wyróżniał się wiceminister spraw zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski. Wspominam o nim, bo jest on synem Władysława Bartoszewskiego, nazywanego „profesorem” od czasu, gdy zaproszono go na wykład do Monachium i – jak to u akuratnych Niemców – wyniknęła kwestia, według jakiej stawki mu zapłacić. Rada w radę uradzono, że według profesorskiej – no i odtąd Władysław Bartoszewski nazywany był „profesorem”, przeciwko czemu nie protestował. Otóż Władysław Bartoszewski na tle innych szabesgojów wyróżniał się zdecydowanie większym stopniem żydofilii, do której miał prawdziwą zapamiętałość, niczym Jacek Kuroń do wódki – a jego syn, Władysław Teofil Bartoszewski, najwyraźniej tę zapamiętałość do żydofilii po nim odziedziczył. Warto, by zainteresowały się tą sprawą środowiska medyczne, bo skoro jest możliwość, że żydofilia jest dziedziczna, to warto by poznać mechanizm tego dziedziczenia – no i jak to się ma do opinii wspomnianego cadyka o gatunkowej różnicy między Żydami i głupimi gojami.
Ale ekspiacyjne nabożeństwo, jakie pan marszałek Czarzasty urządził w Sejmie, który – bądź co bądź – jest domem publicznym, stworzyło również okazję innym osobistościom do podlizania się Żydom w nadziei, że zostanie to zauważone gdzie trzeba i przyczyni sie do politycznego wyleczenia. Nie mam tu na myśli pana marszałka Czarzastego, bo w jego przypadku mamy do czynienia z następstwem kultów przynoszących korzyści. Żyją jeszcze ludzie pamiętający, jak pan Włodzimierz Czarzasty krzewił w szerokich masach kult Włodzimierza Lenina, który – mówiąc nawiasem – też był Żydem ze strony matki, której dziadek był kupcem zbożowym w Starokonstantynowie na Wołyniu – no a teraz, kiedy zmienił się etap, przestawił się na inny kult i kto wie, czy gwoli lepszej prezentacji nie przeprowadzi sobie drobnej operacji chirurgicznej, która przydałaby się również Wielce Czcigodnemu Giertychu Romanu – bo chyba dopiero wtedy przekonałby wszystkich iż nieodwracalnie zerwał z grzechami młodości.
Mam przede wszystkim na myśli obywatela Tuska Donalda, który w słowach pełnych goryczy skrytykował decyzję, a właściwie na tyle decyzję, ile prezydenta Nawrockiego zupełnie w stylu hitlerowskiego „Der Sturmera”, że bliżej mu do Grzegorza Brauna, jako antysemitnika. Najwyraźniej obywatelu Tusk Donald ma nadzieję, że przez ostentacyjne demonstrowanie porażenia żydofilią, wyleczy się politycznie z innych dolegliwości – na przykład z traktowania go przez prezydenta Trumpa, jak powietrze, a nawet – jak doskonałą próżnię, czy z lekceważenia go przez europejsów, którzy nie tylko nie dopuszczają go do konfidencji w żadnych sprawach, nawet gdy namawiają się z prezydentem Żełeńskim. Właśnie te rozmowy się zakończyły, w związku z czym obywatel Tusk Donald poleciał do Berlina w nadziei, że starsi i mądrzejsi powiedzą mu, co tam zostało postanowione i jakie zadania w związku z tym Donaldu Tusku zostaną przydzielone. Czy nadzieje obywatela Tuska Donalda na polityczne wyzdrowienie są realne – to inna sprawa – ale oczywiste jest, że będzie się wokół tego uwijał – no bo cóż innego może zrobić?
Z kolei pan marszałek Czarzasty, któremu w przemówieniu wygłoszonym 13 grudnia na Placu Piłsudskiego pan prezydent Nawrockie nieubłaganym palcem wytknął komunistyczne korzonki nerwowe i niewielkie poparcie w wyborach w 2023 roku (uzyskał niewiele ponad 22 tys głosów) – że został drugą osobą w państwie wskutek partyjnych siucht – zarzucił prezydentowi Nawrockiemu odchylenie nacjonalistyczne i zapowiedział nieubłaganą walkę „weto za weto”.
Wspiera go w tym postanowieniu Tajny Współpracownik SB „Alek”, czyli były prezydent Aleksander Kwaśniewski, który wypisz-wymaluj pasuje do jednego z portretów imion Kazimiery Iłłakowiczówny: „Można zeń wszystko zrobić i w każdą formę ulepić” – ale pod warunkiem, że nie przetnie się korzonków, którymi obywatel Kwaśniewski Aleksander dyskretnie sięga do gnilnej, krwawej masy, w którą jego duchowy protoplasta, obywatel Kwasek Edmund, w UB przerabiał polskich patriotów. Toteż panu marszałkowi Czarzastemu można być zarzucić odchylenie internacjonalistyczne, gdyby w ogóle miał on jakieś poglądy – może z wyjątkiem kultu Złotego Cielca, który zbliża go z Żydami, więc chanukowe świeczki może zapalać bez większej abominacji.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).