Na krzyżu pluszowym i zwyczajnym
Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto) • 12 października 2025 Michalkiewicz
Letni śródziemnomorski piknik aktywistów, dla którego pretekstem było przekazanie pomocy humanitarnej Palestyńczykom mordowanym przez wojsko izraelskie w Strefie Gazy, zakończył się wesołym oberkiem – tym weselszym, że zaprawionym nutką martyrologii. Wielce Czcigodny Franciszek Sterczewski już w momencie wejścia izraelskich żołnierzy, którzy na wodach międzynarodowych otoczyli konwój z piknikującymi aktywistami, na pokład niektórych statków konwoju, poinformował świat, że został „porwany”. Podobnie panna Greta Thunberg, którą można już chyba uznać za aktywistkę zawodową, poskarżyła się, że w izraelskim więzieniu, do którego aresztowani aktywiści zostali skierowani, „nie ma dostępu” do żywności oraz wody, a poza tym – w celi, do której Żydowie ją wtrącili, są pluskwy. Nie wiadomo, czy chodzi o insekty, czy o pluskwy z „Pegasusa” – bo przypuszczam, że te ostatnie są w każdym izraelskim więzieniu i w ogóle – w każdym pomieszczeniu – a może i o jedne i o drugie.
Z pluskwami bowiem podobno trudno jest walczyć i w związku z tym – lepiej się do nich przyzwyczaić. Melchior Wańkowicz wspomina, jak to będąc w Stambule „stanął” w niewielkim hoteliku i w nocy obudziły go pluskwy. Nie mogąc dać sobie z nimi rady, zszedł do portierni. Portierem okazał się biały Rosjanin, więc Wańkowicz przemówił doń po rosyjsku: „czort znajet, kłopy” – na co tamten ochoczo podjął temat: „da, ani prokliatyje, kak abliezut…!” – ale żadnej rady, jak się ich pozbyć – nie dał.
Ten wątek martyrologiczny wkrótce się zresztą skończy, bo – jak słychać – Żydowie już wynajęli miejsca w pasażerskich samolotach, którymi deportują aktywistów do ich nieszczęśliwych krajów – bo za bilety będą chyba musieli zapłacić podatnicy, którym Żydowie przedstawią rachunki. Wyobrażam sobie, że Wielce Czcigodny Franciszek Sterczewski zostanie w warszawskim Knesejmie powitany owacją na stojąco, niczym Beniamin Netanjahu w amerykańskim Kongresie – jako męczennik walki o pokój – bo nic innego nasi Umiłowani Przywódcy bezcennemu Izraelowi nie ośmielą się zrobić. Nawet Książę-Małżonek, co to do wyższych wspina się grządek, tym razem nie robił groźnych min, tylko poinformował, że żadnych zakładników na wymianę nie ma. To nie do końca prawda, bo gdyby tak na przykład kazał aresztować, dajmy na to, pana prof. Jana Hartmana, albo pana prof. Jana Woleńskiego (właśc. Hertricha), to już dwóch zakładników na wymianę by miał – ale gdzie by tam się na coś takiego odważył!
Tymczasem w Strefie Gazy sytuacja jest niejasna. Wprawdzie złowrogi Hamas niby zgodził się na zbawienny plan prezydenta Donalda Trumpa – ale niezupełnie. Na przykład zgodził się wydać zakładników „żywych i martwych” bezcennemu Izraelowi – ale już sprawę rozbrojenia chciałby negocjować, podobnie, jak kwestię władzy nad Strefą Gazy. Owszem, może się rozbroić – ale tylko w ten sposób, że przekaże swoją broń władzom palestyńskim, które nad Strefą Gazy mają sprawować władzę suwerenną – a nie żadnej „Radzie Pokoju” – o której w swoim planie mówił prezydent Trump. Podobno bezcenny Izrael „analizuje” – co wynika z tej odpowiedzi Hamasu, ale nie bardzo mi się chce w to wierzyć. Podejrzewam bowiem, że ten cały plan został dyskretnie zasuflowany prezydentowi Trumpowi przez stronę izraelską w nadziei, że z tych 20 punktów zostanie zrealizowany na pewno jeden, ewentualnie – dwa. Pierwszy – że Hamas odda zakładników – a drugi – że jak będzie kręcił nosem na resztę zbawiennego planu, to Izrael oskarży go o sabotowanie procesu pokojowego i w ogóle – granie na zwłokę – a gdy opinia światowa zostanie przez Judenraty wszystkich krajów przekonana o winie Hamasu – to nie będzie innej rady, tylko prezydent Trump będzie musiał zapalić Izraelowi zielone światło dla dokończenia operacji ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej, przynajmniej w Strefie Gazy.
Myślę, że premierowi izraelskiego rządu jedności narodowej o to właśnie chodziło – żeby dla operacji ostatecznego rozwiązania uzyskać międzynarodową sankcję, albo przynajmniej jej pozór, tak, by już żadna Schwein nie pyskowała, by pozbawić Izraela uczestnictwa w Eurowizji, czy europejskich rozgrywkach sportowych – bo na żadne poważniejsze kroki w rodzaju np. sankcji, żadne demokratyczne eunuchy się przecież nie odważą. Co premier Netanjahu – poza pokojową Nagrodą Nobla – obiecał prezydentu Trumpu za firmowanie tego zbawiennego planu pokojowego – tego się wkrótce dowiemy, zgodnie z odkryciem uczonych radzieckich w kwestii przewidywania przyszłości – że wystarczy trochę poczekać. W szczególności ciekawe będzie, czy amerykańscy płomienni szermierze prawdy i praworządności z Partii Demokratycznej nadal będą grzebać przy „liście Epsteina”, czy też dostaną wiadomość: wiecie, rozumiecie, czy wy nie macie większych zmartwień? Cieszcie się, że żywi, zdrowi – i nie pchajcie nosa między drzwi, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa.
Tymczasem nasz nieszczęśliwy kraj stoi w rozkroku z powodu niepewności, czy ma być sługą narodu ukraińskiego – co chyba zostało przez Naszych Sojuszników zatwierdzone – czy też przede wszystkim służyć szlachetnemu narodowi niemieckiemu. Rozkrok nastąpił w momencie, gdy niemiecki trybunał w Karlsruhe zażądał od Polski wydania obywatela Wołodymira Ż. który podejrzewany jest przez niemieckich śledczych o wysadzenie w powietrze bałtyckich gazociągów. Najpierw niezawisły sąd wprawdzie powinność swej służby zrozumiał, ale chyba nie do końca – bo umieścił delikwenta w areszcie na 7 dni. Widocznie jednak ktoś starszy i mądrzejszy zwrócił niezawisłemu sądu uwagę, żeby się nie wygłupiał – toteż niezawisły sąd natychmiast się zreflektował i przedłużył Wołodymirowi Ż. areszt na dni czterdzieści – a jestem prawie pewien, że nie jest to ostatnie słowo – bo jak pan każe – to sługa musi.
Z powodu tego rozkroku Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński uznał, że musi czymś jednak „pięknie się różnić” od obywatela Tuska Donalda, który w służbie narodu ukraińskiemu najwyraźniej nie da się nikomu wyprzedzić i wraz z Księciem-Małżonkiem wpycha Polskę w wojnę z Rosją – ku uldze europejskich państw poważnych, które dzięki temu, że Polska i mocarstwa bałtyckie, które już nie mogą doczekać się wojny z Rosją, niczym karpie – Wigilii Bożego Narodzenia – zostaną wkręcone w maszynkę do mięsa – będą mogły nadal na wojnie na Ukrainie zarabiać. Toteż Naczelnik Państwa, by pięknie się różnić z obywatelem Tuskiem Donaldem, zaczął nam stręczyć „opcję amerykańską” – chociaż na poprzednim etapie stręczył nam Anschluss. Dzięki temu widzimy, że różnica między obozem „dobrej zmiany” a obozem zdrady i zaprzaństwa sprowadza się do tego – komu lepiej się nadstawić.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).