Makiaweliczna Triada
Autor: AlterCabrio, 8 października 2025
Infrastruktura nadzoru, początkowo rozmieszczona w Niemczech i Europie Środkowo-Wschodniej, służyła jako psychologiczna strefa buforowa, baza wypadowa do manipulacji umysłami. Jej główny cel? Umożliwienie kompleksowi militarno-przemysłowemu ścisłej współpracy z gigantami mediów społecznościowych, cenzurując rosyjską propagandę, a jednocześnie uciszając krajowe prawicowe ugrupowania populistyczne w Europie, które odważyły się dojść do władzy w obliczu kryzysu migracyjnego.
−∗−
Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org
−∗−
Makiaweliczna Triada
[Artykuł ukazał się 8 maja 2024 – AC]
Jak wykorzystanie mediów, oszustwa ONZ i wojna informacyjna podkopały nasze wolności
Współczesna tyrania, z którą mamy dziś do czynienia, jest złowrogim potomstwem trzech kluczowych wydarzeń – makiawelicznej triady, która podważyła nasze podstawowe wolności i utorowała drogę do ujarzmienia ludzkości.
Po pierwsze, okres powojenny był świadkiem kampanii Zachodu polegającej na eksploatacji mediów, będącej próbą podważenia radzieckiego reżimu komunistycznego poprzez rozpowszechnianie zachodniej propagandy. Finansowane przez USA Radio Wolna Europa było jaskrawym ucieleśnieniem tej agendy, megafonem globalistycznej indoktrynacji podszywającym się pod latarnię wolności.
Po drugie, Deklaracja Praw Człowieka ONZ z 1948 roku i Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych ONZ z 1966 roku, pozornie szlachetne instrumenty, posłużyły za konie trojańskie do podważania suwerenności narodowej. Pod pretekstem „samostanowienia” zapisanego w Artykule 1, dokumenty te utorowały drogę do erozji władzy państwowej i narzucenia globalistycznego, neokolonialnego porządku.
Wreszcie [po trzecie] doktryna Gierasimowa, manifest, który wyniósł propagandę medialną do rangi nadrzędnej wobec inwazji militarnej, utwierdziła Zachód w przekonaniu o poparciu dla wojny psychologicznej. Z cyniczną kalkulacją doktryna ta głosiła „wyższą moc” manipulowania populacjami poprzez wojnę informacyjną – złowrogą strategię, która przyznaje oszałamiający priorytet 4:1 nad wojną konwencjonalną.
„Ważne jest kontrolowanie przestrzeni informacyjnej i koordynacja w czasie rzeczywistym wszystkich aspektów kampanii, a także stosowanie ukierunkowanych uderzeń głęboko na terytorium wroga i niszczenie krytycznej infrastruktury cywilnej i wojskowej” – doktryna Gierasimowa
Ten złośliwy modus operandi został obnażony podczas wojny NATO/UE w Jugosławii, gdzie pełna zgodność głównych mediów, rozmieszczenie amerykańskich agencji PR-owych i bezczelne zbombardowanie belgradzkiej stacji telewizyjnej obnażyły prawdziwe oblicze globalistycznego „wyzwolenia”.
Dziś, na Ukrainie, jesteśmy świadkami apoteozy tej wojny informacyjnej, spektaklu tak „skutecznego”, że gdy narracja zawodzi, podżegacze wojenni nie potrafią pogodzić się z własnymi porażkami militarnymi. W ten sposób sztuczne wspieranie konfliktu idzie w parze z druzgocącymi stratami w ludziach i infrastrukturze, co jest ponurym świadectwem bezdusznej pogardy globalistów dla ludzkiego życia w pogoni za hegemonicznymi ambicjami.
Przejście od „agendy wolności” jako narzędzia polityki zagranicznej do wykorzystywania mediów do kontroli i cenzury, zarówno w kraju, jak i za granicą, można prześledzić aż do zamachu stanu na Ukrainie w 2014 roku przeciwko wybranemu rządowi i późniejszej kontrrewolucji na Krymie. Kiedy serca i umysły mieszkańców Krymu zdecydowaną większością głosów opowiedziały się za przyłączeniem do Federacji Rosyjskiej, było to ostatnią kroplą goryczy dla idei wolności słowa w internecie w oczach NATO – a przynajmniej tak ją postrzegali. W tym właśnie momencie zmieniła się fundamentalna natura wojny.
Nastąpiła głęboka i radykalna zmiana w polityce krajowej, mediach i prawie, jakiej wszystkie zachodnie tak zwane „demokracje” doświadczyły z całą mocą w ostatnich latach.
Mimo to nie sposób oprzeć się pytaniu: czy ktokolwiek w NATO lub Departamencie Stanu zatrzymał się na chwilę, by zastanowić się nad powagą swoich działań? Czy zadali sobie pytanie: „Chwileczkę, czy właśnie zidentyfikowaliśmy naszego nowego wroga pod postacią demokracji w naszych własnych krajach?”. Niestety, ta introspekcja zdaje się padać ofiarą nieustannego dążenia do władzy i kontroli.
Zakorzeniony, państwowo-korporacyjny aparat cenzury i unieważniania [cancellation] to dobrze naoliwiona machina, nasmarowana korporacyjnym uściskiem w praktycznie każdym sektorze współczesnego społeczeństwa. Macki tych korporacyjnych władców mocno oplatają gospodarkę, media, opiekę zdrowotną, wojsko, biznes i najnowocześniejsze technologie. W tym świecie iluzja wyboru i wolności to nic więcej niż okrutna fasada.
Ci korporacyjni marionetkarze sami są jedynie pionkami w wielkiej partii szachów rozgrywanej przez ich ponadnarodowych panów. Organizacja Narodów Zjednoczonych, Światowa Organizacja Zdrowia, Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu i chełpliwe Światowe Forum Ekonomiczne pociągają za sznurki ze swoich wież z kości słoniowej, z dala od zasięgu irytujących elektoratów krajowych i ich rzekomych „rządów”. Demokracja to tylko urocze hasło, którym rzucają, by uspokoić masy.
Sama natura tych samolubnych korporacji, których żywotność przyćmiewa czas życia jednostek, które tymczasowo je „kontrolują”, sprawia, że ich elitarni funkcjonariusze są niczym więcej niż trybikami w niekontrolowanej machinie. Są porywani przez prądy władzy, które sami stworzyli, niezdolni do sterowania statkiem, nawet gdyby chcieli. I bądźmy szczerzy, nie chcą. Dlaczego mieliby wyzbywać się żelaznego uścisku na społeczeństwie?
Żadna ilość kontrinformacji, sprzeciwów, opinii publicznej ani niewygodnej szarady wyborów nie sprowadzi tych korporacyjnych gigantów z powrotem na ziemię. Odizolowali się od woli ludu, tworząc nieprzekraczalną twierdzę kontroli. Masy pozostają pogrążone we własnej bezsilności, bezradnie patrząc, jak ich tak zwana „demokracja” zostaje zredukowana do przypisu w annałach historii.
Początki Google sięgają grantu DARPA (Agencji Zaawansowanych Projektów Badawczych w Departamencie Obrony Stanów Zjednoczonych) przyznanego Larry’emu Page’owi i Sergeyowi Brinowi, gdy byli doktorantami na Uniwersytecie Stanforda. Ich finansowanie pojawiło się w ramach wspólnego programu CIA i NSA, którego celem było zbadanie, jak „ciągnie swój do swego w sieci” poprzez agregację danych wyszukiwarek. Zaledwie rok później uruchomili Google i szybko przekształcili się w dostawcę usług wojskowych.
Ich wzrost dodatkowo wzmocniło przejęcie oprogramowania satelitarnego CIA, które umożliwiło im oferowanie Map Google i wykorzystanie wolności słowa w internecie jako środka do obejścia państwowej kontroli nad mediami w regionach takich jak Azja Środkowa i poza nią.
Jak na ironię, znaczna część znanej nam dziś technologii wolności słowa w internecie została pierwotnie stworzona przez nasze własne państwo bezpieczeństwa narodowego – między innymi sieci VPN (wirtualne sieci prywatne) do ukrywania adresów IP, narzędzia do nawigacji w darknecie i anonimowego kupowania/sprzedawania towarów oraz szyfrowane czaty end-to-end. Innowacje te narodziły się jako projekty DARPA lub wspólne przedsięwzięcia CIA i NSA, mające na celu wspieranie grup wywiadowczych w obalaniu rządów, które stanowiły problem dla administracji od Clintona, przez Busha, po Obamę.
Podobnie jak systemy liczenia głosów sfałszowano w celu przeprowadzenia wyborów w krajach, w których USA atakowało reżimy, tak teraz te same narzędzia wykorzystano przeciwko krajowym „demokratycznym” wyborom, podważając wolę ludu w imię utrzymania władzy i stwarzając iluzję bezpieczeństwa.
Infrastruktura nadzoru, początkowo rozmieszczona w Niemczech i Europie Środkowo-Wschodniej, służyła jako psychologiczna strefa buforowa, baza wypadowa do manipulacji umysłami. Jej główny cel? Umożliwienie kompleksowi militarno-przemysłowemu ścisłej współpracy z gigantami mediów społecznościowych, cenzurując rosyjską propagandę, a jednocześnie uciszając krajowe prawicowe ugrupowania populistyczne w Europie, które odważyły się dojść do władzy w obliczu kryzysu migracyjnego.
Jednym z niepowodzeń tych samozwańczych „władców świata” było referendum w sprawie Brexitu z czerwca 2016 roku, kiedy to Brytyjczycy, w szokującym akcie buntu, zagłosowali za opuszczeniem Unii Europejskiej. Wynik ten wstrząsnął establishmentem, głęboko niepokojąc samego premiera Camerona, który nieświadomie uwolnił siły suwerenności ludu, inicjując głosowanie.
Jednak globalistyczni marionetkarze zorganizowali genialny zamach stanu. Strategicznie umieścili swoich chętnych i żądnych władzy sługusów, wyrwanych z resztek byłych kolonii brytyjskich, na stanowiskach władzy w samym sercu brytyjskiego establishmentu. Te chętne marionetki, napędzane nienasyconą żądzą panowania nad swoimi byłymi kolonialnymi panami, tańczą tak, jak im zagrają globalistyczni władcy.
To mistrzowskie posunięcie manipulacyjne, ponieważ wszelką krytykę działań tych starannie wybranych osób można teraz z łatwością zbagatelizować jako jawny rasizm. Globaliści skutecznie ukryli swoje pionki przed krytyką, kryjąc się za fasadą różnorodności i inkluzywności. Użyli języka sprawiedliwości społecznej jako broni, przekręcając go, by służył ich własnym, nikczemnym celom.
Ironia jest namacalna. Ci niegdyś skolonizowani stali się kolonizatorami, ale tym razem służą interesom tajemniczej kliki globalistów, a nie własnemu narodowi. Służą tym samym ludziom, którzy 167 lat temu próbowali skolonizować ich kraje.
Te marionetki, upojone pokusą władzy, dobrowolnie sprzedały swoje dusze temu, kto zapłaci najwięcej. Stały się ucieleśnieniem opresyjnych systemów, z którymi rzekomo walczą.
Po Brexicie, podczas konferencji w Warszawie w 2016 roku, NATO formalnie zmieniło swój statut, wyraźnie zobowiązując się do prowadzenia wojny hybrydowej jako swojej nowej zdolności. Oznaczało to głęboką zmianę, zdradę domniemanego mandatu, ponieważ sojusz przeszedł od dekad konwencjonalnej wojny skupionej wokół czołgów do wyraźnego budowania zdolności do cenzurowania tweetów uznanych za pochodzące od rosyjskich botów.
Co znamienne, cele wykraczały daleko poza rosyjską propagandę, obejmując każdy głos sprzeciwu, który ośmielił się zakwestionować elitarną agendę globalistów. Grupy Brexitu, ruch Matteo Salviniego we Włoszech i podobne siły populistyczne w Grecji, Niemczech i Hiszpanii znalazły się na celowniku tej podstępnej kampanii represji.
Uporczywe łączenie przez establishment wszelkiej opozycji wobec ich nikczemnych planów z Rosją było, rzecz jasna, jawnym przejawem manipulacji [gaslighting], desperacką próbą zdyskredytowania i marginalizacji tych, którzy ośmielili się kwestionować ich autorytet.
Deklaracje ONZ, niegdyś głoszone jako promyk nadziei na bardziej pokojowy świat, stały się duszącym kaftanem bezpieczeństwa, ograniczającym możliwości militarne mocarstw imperialistycznych. Minęły czasy, gdy jeden kraj mógł bezczelnie przejąć kontrolę nad innym, jak Stany Zjednoczone zrobiły to z Filipinami w 1898 roku. Teraz każda akcja militarna musi być skrywana pod płaszczykiem politycznej legitymizacji, a siły inwazyjne desperacko zabiegają o aprobatę podbitej ludności. To groteskowy taniec, cienka fasada zgody maskująca brutalną rzeczywistość okupacji.
Granica między polityką zagraniczną a wewnętrzną staje się coraz bardziej niewyraźna, a fałszywe twierdzenia Partii Demokratycznej i Głębokiego Państwa [deep state] umożliwiają agencjom takim jak Departament Stanu, Departament Obrony i CIA bezkarne działanie na terytorium USA. Pod pretekstem walki z widmowym zagrożeniem „rosyjską dezinformacją” podmiotom tym dano pełną swobodę w ingerowaniu w proces demokratyczny, a wszystko to w imię jego ochrony. Ironia jest równie gęsta, jak sieć oszustw, którą tkają.
Atak na Trumpa w aferze „Russiagate” posłużył jako wygodna zasłona dymna dla aparatu państwowego, umożliwiając mu zwrot w stronę cenzury i tłumienia sprzeciwu. Dysponując miliardami dolarów, ten nieczysty sojusz kompleksu militarno-przemysłowego, agencji rządowych, najemników z sektora prywatnego oraz rozległej sieci sojuszników medialnych i samozwańczych weryfikatorów faktów stał się współczesną inkwizycją, kontrolującą każde słowo wypowiadane w internecie. To Klasa Wartowników, samozwańczy strażnicy prawdy, zdeterminowani, by uciszyć każdy głos, który ośmiela się kwestionować oficjalną narrację.
Ośrodek pod nazwą Global Engagement Center, kierowany przez Ricka Stengela, byłego dziennikarza, który został „szefem propagandy”, uosabia hipokryzję państwowo-korporacyjnego programu. Stengel, niegdyś samozwańczy obrońca wolności słowa, teraz wykorzystuje swoją władzę, by tłumić sprzeciw, postrzegając internet jako zagrożenie dla rządowej kontroli nad narracją. Zamiast angażować się w szczerą dyskusję, uciekają się do cenzury i propagandy, określając każdą odmienną opinię jako „niepotwierdzoną” lub „bez dowodów” – taktykę równie transparentną, co nikczemną.
Naciski Rady Atlantyckiej na rządy europejskie, by uchwaliły przepisy o cenzurze, czego przykładem jest niemiecka ustawa ds. sieci (NetzDG, Gesetz zur Verbesserung der Rechtsdurchsetzung in sozialen Netzwerken), zapoczątkowały erę automatycznej cenzury, w której sztuczna inteligencja staje się arbitrem akceptowalnej mowy. Ta broń masowego usuwania, zdolna do uciszenia milionów osób za pomocą kilku linijek kodu, jest groteskową perwersją postępu technologicznego, sprowadzającą złożony dyskurs polityczny do binarnego podziału na konformizm lub zapomnienie.
Korupcja w środowisku akademickim jest równie przerażająca – ponad 60 uniwersytetów otrzymało dotacje federalne na wsparcie działań cenzury. Niegdyś uświęcone ośrodki nauki stały się niczym więcej niż przedłużeniem rządowej machiny propagandowej, a badania i nauczanie są zniekształcane, by służyć interesom państwa. Kompleks rządowo-akademicki, wypaczone odbicie militarno-przemysłowego kompleksu Eisenhowera, to rak, który podkopuje fundamenty integralności intelektualnej i wolności akademickiej.
Pandemia covid-19 obnażyła podstępne machinacje kompleksu przemysłu medyczno-farmaceutycznego, który stara się uciszyć i stłumić wszelkie głosy sprzeciwu, które ośmielają się kwestionować oficjalną narrację. Uzasadnione obawy dotyczące pochodzenia wirusa, niszczycielskich kosztów gospodarczych i społecznych wywołanych lockdownami oraz alarmującego wzrostu liczby zakażeń i zgonów związanych ze szczepieniami spotkały się ze skoordynowanym wysiłkiem mającym na celu cenzurowanie i dyskredytowanie tych, którzy zabierają głos.
Projekt „Virality”, narzędzie ucisku podszywające się pod inicjatywę zdrowia publicznego, skrupulatnie zmapował 66 różnych narracji kwestionujących status quo. Rozkładając te twierdzenia na czynniki pierwsze i wprowadzając je do modeli uczenia maszynowego, projekt stworzył globalny system nadzoru, który pozwala im szybko identyfikować i tłumić wszelkie informacje zagrażające interesom Pentagonu lub osób pokroju Tony’ego Fauci. Mając możliwość uciszenia dziesiątek milionów głosów jednym kliknięciem, „Virality Project” jest mrożącym krew w żyłach przypomnieniem dystopijnej rzeczywistości, w której obecnie żyjemy.
Te same taktyki cenzury i represji zastosowano podczas wyborów w 2020 roku, gdy głębokie państwo starało się rozwiać wszelkie wątpliwości co do legalności głosowania korespondencyjnego. Sam akt kwestionowania uczciwości procesu głosowania uznano za „cyberatak” na infrastrukturę krytyczną, co było absurdalnym twierdzeniem, sprzecznym z zasadami demokracji. Jednak kiedy Hillary Clinton zakwestionowała wynik wyborów w 2016 roku, które przegrała, nie było podobnego oburzenia ze strony decydentów. Ta hipokryzja jest równie porażająca, co niezaskakująca.
Rozwój internetu i mediów społecznościowych stanowi egzystencjalne zagrożenie dla głębokiego państwa, klasy politycznej, mediów głównego nurtu oraz kompleksu militarno-przemysłowego. W miarę jak alternatywne narracje zyskują na popularności i konkurują z tradycyjnymi mediami informacyjnymi, globaliści stają się coraz bardziej zdesperowani, by utrzymać władzę. Spotkanie German Marshall Fund w 2019 roku, podczas którego czterogwiazdkowy generał ubolewał nad perspektywą zredukowania „New York Timesa” do średniej wielkości strony na Facebooku, jest wymownym przykładem ich strachu i desperacji.
W początkach mediów społecznościowych, w latach 2006–2014, grupom dysydenckim brakowało masy krytycznej, by skutecznie przeciwstawić się dominującej narracji. Departament Stanu, Departament Obrony i służby wywiadowcze miały władzę, a ich zasobne portfele zapewniały, że ich wersja wydarzeń zwycięży. Jednak wraz z dojrzewaniem ekosystemu i umacnianiem się alternatywnych głosów, cały porządek międzynarodowy, pieczołowicie kształtowany przez 70 lat od Trumana, przez Trumpa, po Bidena, znalazł się na krawędzi upadku.
________________