Ujemne i dodatnie plusy ruskiej prowokacji

Ujemne i dodatnie plusy ruskiej prowokacji

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    25 września 2025 http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5899

Ale się namnożyło tych przypadkowych zbieżności! Ledwo tylko w naszym nieszczęśliwym kraju rozpoczęły się ćwiczenia wojskowe pod tytułem „Żelazny Obrońca”, które polegały na tym – co sam widziałem, jadąc 6 września w strugach deszczu z Warszawy w kierunku Pomorza Zachodniego – że sznury pojazdów wojskowych przemieszczały się tu i tam, w tych samych strugach deszczu – zaraz na terytorium naszego nieszczęśliwego kraju, naruszając przedtem naszą przestrzeń powietrzną, runęło 19 ruskich dronów. A runęło dlatego, że – jak poinformowało DORSZ, czyli Dowództwo Rodzajów Sił Zbrojnych – trzy spośród nich zostały chwalebnie zestrzelone przez naszą niezwyciężoną armię, podczas gdy reszta – zwyczajnie spadła – tu i tam – gdzie zlokalizowali je przypadkowi przechodnie, albo i służby, które oczywiście zaraz zostały zmobilizowane, żeby nikt, a zwłaszcza zimny ruski czekista Putin – sobie nie pomyślał, że ktokolwiek może naruszać przestrzeń powietrzną naszego nieszczęśliwego kraju bez odpowiedniej, to znaczy – „adekwatnej” reakcji służb. To znaczy – większość została zlokalizowana, podczas gdy mniejszość nadal jest energicznie poszukiwana – ale oczywiście zostanie znaleziona, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości („nie ulega wątpliwości, jak mawiała stara niania…”) – bo wiadomo, że na czym, jak na czym – ale na naszych niezawodnych służbach można polegać, jak na Zawiszy, więc wystarczy tylko trochę poczekać i wszystko będzie gites tenteges.

Zaraz tedy w nienależnych mediach głównego nurtu zaczęły pokazywać się poradniki dla obywateli – jak mianowicie mają się zachować, kiedy tylko usłyszą nadlatującego ruskiego drona. Broń Boże go nie dotykać, ani się do niego nie zbliżać, tylko od razu poszukać ukrycia, najlepiej najbliższego, przygotowanego zawczasu przez troskliwe służby – no a potem zadzwonić na alarmowy numer 112 i czekać na przybycie służb, które z ruskim dronem zrobią – jak to się mówi – porządek – i po krzyku. To znaczy niezupełnie po krzyku, bo na ostentacyjną ruską prowokację, zaraz energicznie odpowiedziała partia i rząd.

Rząd, słodszymi od malin ustami wicepremiera i ministra obrony Władysława Kosiniaka-Kamysza,, co to jeszcze niedawno obiecywał, że każdy żołnierz będzie miał w plecaku własnego, osobistego drona – oświecił nas i uspokoił, że „państwo” tym razem „ zdało egzamin” – bo podobno wszystkie drony były od samego początku śledzone i tylko przed upadkiem zniknęły z ekranów ( to dlatego niektórych do dzisiaj nie można znaleźć) – ale to dlatego, że musiały lecieć za nisko. Ze mnie żaden ekspert – ale w czynie społecznym doradzałem, żeby za pośrednictwem Stolicy Apostolskiej, która dla pokoju gotowa jest na wszystko, zwrócić się do zimnego ruskiego czekisty Putina, żeby sprawił, by drony nadlatywały trochę wyżej – a wtedy nasza niezwyciężona armia nie tylko śledziłaby je aż do momentu upadku, ale — kto wie? – może nawet by niektóre zestrzeliła? Wygląda jednak na to, że pan prezydent Karol Nawrocki, podczas wizyty w Watykanie, najwyraźniej o tym zapomniał – no i w rezultacie mamy to, co mamy.

Oczywiście w naszym fachu nie ma strachu i obywatel Tusk Donald natychmiast zażądał uruchomienia art. 4 traktatu waszyngtońskiego, który został niezwłocznie uruchomiony. Dotyczy on rozkazu, by państwa NATO natychmiast zaczęły się ze sobą konsultować – co się zaczęło i trwa aż do dnia dzisiejszego. Niezależnie do tego nasz nieszczęśliwy kraj zażądał zwołania posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ, w której Rosja ma prawo weta – no i takie posiedzenie wkrótce podobno się odbędzie. Co z tego wyniknie – trudno zgadnąć, bo ruscy szachiści twierdzą, że Polska nie przedstawiła „wiarygodnych dowodów”, że drony były ruskie i w ogóle.

Oczywiście nie ma co słuchać tych kłamstw, bo wiadomo, że Rosjanie nic, tylko kłamią, podczas gdy my – w odróżnieniu od nich – mówimy prawdę, więc jak jest rozkaz, że drony były ruskie, to były i n’en parlons plus. Ta wskazówka jest tym ważniejsza, że obywatel Tusk Donald od razu ostrzegł, iż każdy, kto będzie rozpowszechniał ruską dezinformację i nie wierzył w zatwierdzoną wersję wydarzeń, gorzko tego pożałuje. Co konkretnie się z nim stanie – tego taktownie już nie powiedział – ale i bez tego nietrudno się domyślić, że obywatel Żurek Waldemar od razu umieści takiego delikwenta w areszcie wydobywczym, gdzie będzie jęczał i szlochał, niechby i 3 lata – jak Mateusz Piskorski – dopóki go stamtąd nie wypuści niezawisły sąd, nawet nie przedstawiając mu zarzutów. Niech się cieszy, że żywy, zdrowy – jak to w demokratycznym państwie prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.

A czas po temu był najwyższy, bo na mieście zaczęły pojawiać się fałszywe pogłoski, że te wszystkie drony, to były takie wabiki. Chodzi o to, że ruscy szachiści, zanim zaatakują demokratyczną Ukrainę, to najsampierw puszczają chmary tych wabików, które są skonstruowane ze sklejki i tylko motor mają żelazny. Na radarach wyglądają tak samo, jak drony bojowe, więc ukraińska niezwyciężona armia natychmiast otwierała do nich ogień z kosztownych kartaczy, z których każdy kosztuje ciężkie dolary – no a potem, kiedy już nadlatywały drony właściwe, tych kosztownych kartaczy już nie miała, więc po staremu – strzelała bez prochu. Tak było do tej pory – ale w nocy z 9 na 10 września Ukraińcy nie strzelali do wabików, tylko pozwolili im przelecieć bez przeszkód – aż do naszego nieszczęśliwego kraju. Część z nich leciała nad Białorusią i podobno Białorusy nawet Polskę ostrzegali – ale kto by tam wierzył Białorusom, którymi kieruje znienawidzony Aleksander Łukaszenka, podczas gdy my, jeśli już komuś wierzymy, to tylko pani Swietłanie Cichanouskiej, z którą jeszcze pan prezydent Duda zabawiał się w mocarstwowość?

Nawiasem mówiąc, pan Andrzej Duda, jak tylko przestał być prezydentem naszego nieszczęśliwego kraju, zaraz nabrał odwagi i między innymi przyznał, że w Przewodowie to spadła ukraińska rakieta, co to zabiła dwóch obywateli – ale prezydent Zełeński surowo przykazał mu mówić, że to rakieta ruska, dzięki czemu rodziny ofiar nie dostały żadnego odszkodowania – bo od kogo?

Teraz już prezydent Zełeński panu Andrzejowi Dudzie żadnych rozkazów chyba nie wydaje – ale przecież na Andrzeju Dudzie orszak naszych dygnitarzy się nie kończy, więc z tym akurat nie ma problemu. Toteż ukraiński minister, jak tylko nastał poranek dnia pierwszego, zaraz przypomniał, że Ukraina od samego początku wojny domagała się, by państwa za jej zachodnią granicą zestrzeliwały ruskie drony nad Ukrainą i w ten sposób wciągały się do wojny z Rosją, odciążając ukraińskich oligarchów od nadmiernych kosztów. Jak tam teraz będzie – tak tam będzie; zawsze jakoś będzie, bo jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było – mawiał dobry wojak Szwejk.

Oczywiście w tych fałszywych pogłoskach nie ma ani słowa prawdy – co podkreślam, zwłaszcza w świetle deklaracji obywatela Tuska Donalda, że każdy, kto będzie rozpowszechniał ruską dezinformację, gorzko tego pożałuje. Nawiasem mówiąc, przy pozorach wojny na wyniszczenie, jaką niby prowadzą przeciwko sobie obydwa nasze polityczne gangi, jak tylko przychodzi co do czego, to okazuje się, że bez słów porozumiewają się ponad podziałami. Oto Naczelnik państwa Jarosław Kaczyński, którym specjalnie wstrząsnęła ruska prowokacja, jako, że dokonała się ona w momencie, gdy zdrowe siły przygotowywały się do uroczystych obchodów kolejnej miesięcznicy smoleńskie, nieubłaganym palcem wskazał, że ta ruska prowokacja z dronami jest wodą na młyn tych wszystkich antypolskich sił, którym uroczyste obchody kolejnych miesięcznic smoleńskich się nie podobają. Niby si duo dicunt idem, non est idem, ale przecież nietrudno zauważyć, że Naczelnik Państwa, co prawda swoimi słowami, mówi jednym tekstem z obywatelem Tuskiem Donaldem, który przecież też jest nieugiętym sługą narodu ukraińskiego, dla którego oddałby ostatnią koszulę, ściągniętą z polskiego podatnika. Okazuje się, że zimny ruski czekista Putin, który w swoim czasie z dnia na dzień zlikwidował epidemię zbrodniczego koronawirusa, jest dobry na wszystko. Nie tylko na ładną, niewinną panienkę, ale nawet na zakończenie w naszym nieszczęśliwym kraju wojny polsko-polskiej, dzięki czemu teraz zarówno siły zdrowe, jak i te niezdrowe, zwrócą się ku wspólnemu wrogowi, czyli wszystkim Konfederacjom. Czegóż chcieć więcej?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.