Czwarty model migracji. Śmieciowy. Polska w roli ochotnika na króliczka doświadczalnego

Czwarty model migracji. Polska w roli ochotnika na króliczka doświadczalnego

#eksperyment #migracja #Polska

(fot. Hencer Olivia /astock.adobe.com)

Na świecie istnieją trzy główne modele polityki migracyjnej. Polska, na poły jako króliczek doświadczalny, na poły jako ochoczy wolontariusz, staje się właśnie pionierem czwartego. Czyni to ku własnej zgubie.

Nie było w ostatnich latach bardziej istotnej kwestii niż odpowiednia polityka migracyjna. Nie były nią zmiany geopolityczne, transformacje gospodarcze ani nawet zmiany klimatu. To polityka migracyjna, pozornie niezauważalna, sunąca wolno niczym góra lodowa, doprowadza do zmian tak nieodwracalnych, że kiedy obejrzeć się za siebie i spojrzeć uważnie, można zobaczyć, jak pozostawia ze sobą cmentarzyska państw i cywilizacji. Dziś nie musimy już grzebać w prehistorii, bo zmiany te zachodzą na naszych oczach w czasie rzeczywistym.

Dzieje się tak z bardzo prostego powodu: to ludzie tworzą kraje, które zamieszkują, nie zaś na odwrót. Nie można mówić o nowych Niemcach, nowych Francuzach czy nowych Polakach bez automatycznej zgody na to, że zgadzamy się także na nowe Niemcy, nową Francję i nową Polskę – które być może będą się tak samo nazywać, ale ze starymi krajami o tej nazwie będą miały tyle wspólnego co zamek w drzwiach z zamkiem królewskim, czyli samą nazwę (po polsku nazywamy takie słowa homonimami).

Wesprzyj nas już teraz!

25 zł

50 zł

100 zł

Gdybyśmy na przykład wszystkich Norwegów przenieśli do Nigerii, a Nigeryjczyków do Norwegii, to w przeciągu kilku pokoleń Norwegia przestałaby być najzasobniejszym i najnudniejszym państwem Europy, a Nigeria przestałaby być targanym zamachami terrorystycznymi siedliskiem korupcji i zmarnowanych szans. Państwa to ludzie.

Nieuchronność migracji?

Powiedzieliśmy sobie, że procesy migracyjne przebiegają wolno, często niezauważalnie; że są niczym majestatyczny rejs góry lodowej. Ale także, podobnie jak w przypadku góry lodowej, widzimy zaledwie cząstkę zjawisk związanych z migracją, tak jak widzimy tylko czubek tego, co kryje się pod wodą. Często słyszymy, że migracja jest świetna, bo dzięki niej można się najeść do syta pysznej chińszczyzny, i kto nie lubi muzyki latynoamerykańskiej…

Ale migracja oznacza nieporównanie więcej niż tylko widzialne ornamenty kulturowe. Te inne zjawiska suną w naszym kierunku niezauważone, ciche, ukryte pod spokojną powierzchnią wody. To na nich rozbijają się nasze społeczeństwa; niełatwo je wykryć ze względu na stopniowe tempo i rozległe ramy czasowe, w których działają, co z kolei sprawia, że mogą spowodować o wiele bardziej rozległe zniszczenia niż krótkie, ale zauważalne kryzysy (jak na przykład dramatyczny, ale krótkotrwały napływ uchodźców z Ukrainy w roku 2022).

Mówimy o zmianach przybierających formę rutynowych zdarzeń, które stają się zakorzenione jako domyślne cechy w systemie, a nie wyjątkowe i przyciągające uwagę wiadomości. We Francji gazety już nie donoszą o bójkach na noże. Gdyby to robiono, zabrakłoby w nich miejsca. Przestępczość jest tam częścią codziennego życia.

Obie cechy procesów migracyjnych, czyli ich relatywna powolność i niezauważalność sprawiają, że społeczna debata na temat migracji oraz uwzględnienie jej w systemie politycznym danej wspólnoty jest bardzo trudne, zwłaszcza w warunkach demokracji elektoralnej, która przede wszystkim uzależniona jest od cyklicznych kaprysów i krótkiej pamięci elektoratu. Jeżeli już myślimy o migracji, to najczęściej w kategoriach kryzysu, jak w 2015 lub w 2021 roku. Kryzys zaś (termin pochodzący od greckiego słowa krisis, który pierwotnie oznaczał czas podejmowania decyzji lub osądu) powszechnie rozumie się jako nagłe wydarzenie lub serię wydarzeń, które wyrządzają znaczną szkodę w stosunkowo krótkim czasie.

Konwencjonalne obrazy kryzysu migracyjnego często przywołują sceny łodzi przybywających na Lampedusę, osób tłoczących się na granicach lub przepełnionych ośrodków dla azylantów. Jest to błąd wynikający ze skupiania się na widowiskowych aspektach zjawiska. Kryzysy migracyjne są w istocie stopniowe, narastające i rozproszone, a nie spektakularne; są raczej wynikiem trwających procesów, a nie ich zerwania. Stanowią polityczne wyzwanie – co wynika z wrodzonej krótkowzroczności demokracji – w którym politycy często inicjują działania, których nie są w stanie ukończyć (cóż szkodzi obiecać) lub podejmują inicjatywy bez konieczności stawienia czoła konsekwencjom swoich działań (za cztery lata nie będziemy już rządzić).

Jeśli przyjrzymy się ostatnim pięćdziesięciu latom demokratycznej polityki w Europie, staje się niezaprzeczalne, że chociaż nikt wyraźnie nie głosował za masową migracją (ba, wielu głosowało przeciwko niej) i żadna partia polityczna nie umieściła jej w swoim programie wyborczym, lodowa góra migracji sunęła jak gdyby nigdy nic. Takie podejście nasyca wszelkie debaty o przyszłości naszych narodów – naszych wspólnot politycznych – poczuciem nieuchronności, które przesłania potencjalne alternatywy. Utopijna eschatologia przyszłości migracyjnych służy jako model argumentacyjny, źródło autorytetu normatywnego i mocy transformacyjnej, która wpływa na polityczne, moralne i kulturowe aspekty współczesnych społeczeństw. Migracja zawsze była, jest i będzie. Innego modelu nie będzie.

Trzy modele

Nie jest to prawda. Istnieją trzy różne modele polityki migracyjnej i warto je rozróżniać. Pierwszy model, nazwijmy go rodzinnym, jest tym, co pozwoliło Europie na dojście do szczytu swojej potęgi. W rodzinie inwestuje się przede wszystkim we własne dzieci i o nie się dba. Oczywiście, ich koledzy i koleżanki czasem wpadają w odwiedziny, czasem zjedzą z nami posiłek albo nawet zostaną na noc, ale nie wprowadzają się nagle do salonu, twierdząc, że tutaj jest im lepiej niż u własnych rodziców, bo tata jest alkoholikiem.

Model rodzinny szybko jednak ustąpił miejsca modelowi drużyny piłkarskiej. Zaczęliśmy mówić naszym dzieciom:

– Piotrusiu, twoje oceny z matematyki pozostawiają wiele do życzenia, dostałem właśnie do wglądu świadectwo małego Li z Pekinu i postanowiliśmy z mamą, że to jednak jemu będziemy opłacać dodatkowe zajęcia, a potem czesne na najlepszej uczelni, na jaką się dostanie. Podobnie nasze państwa, zaczęły ściągać do siebie najlepszych z całego świata, co sprawiło, że rodzime populacje musiały konkurować już nie tylko ze sobą nawzajem, ale ze wszystkimi, którym chciało się stanąć do takich zawodów. Narody przestały być rodzinami, stały się drużynami piłkarskich gwiazd, jak Real Madryt.

Problem w tym, że gwiazdy są trudne do zdobycia i trudne w utrzymaniu. Nie ma ich też zbyt wiele. Model drużyny piłkarskiej okazał się zatem niezbyt wydajny. Piotruś być może był zmuszony porzucić marzenia o Uniwersytecie Warszawskim, ale w dalszym ciągu nie chciał rozwozić pizzy przez całe życie.

I wtedy pojawili się zwolennicy modelu fabrycznego, w którym Piotruś musi współzawodniczyć nie tylko z pekińskim Li, ale także mówi się mu, że jeżeli nie chce pracować za najniższą krajową przy zbiorze szparagów, to Muhammad ali z Taszkientu zrobi to z radością za połowę stawki. Model fabryczny działa w oparciu o jedną tylko świętość, a jest nią rosnące PKB. Fabryka jednak nie potrzebuje ludzi – potrzebuje doskonale zastępowalnych i wymienialnych trybików, które muszą być użyteczne i tanie, i tylko to się liczy. Model fabryczny jest bowiem ślepy na to, że zyski w płaszczyźnie gospodarczej wiążą się z niekwestionowanymi (i często o wiele większymi) stratami w obszarach społecznych i kulturowych.

Polska wysypiskiem Europy?

Jeśli wydaje się nam, że model fabryczny był złym pomysłem, to i tak blednie on w porównaniu z obecnie testowanym w Polsce modelem, który trudno nazwać inaczej jak śmieciowym.

Polega on na tym, że państwo A (w tym przypadku Niemcy) przerzuca do państwa B (w naszym przypadku jest nim Polska) niechciane elementy migracyjne, pozbywając się w ten sposób kłopotu, który samo sobie stworzyło, otwierając granice w 2015 roku. Działaniem tym jednocześnie osłabia nielubianego sąsiada, który będzie musiał teraz na własny koszt zająć się niewykształconym i często agresywnym elementem, niezdolnym do integracji i jeszcze mniej chętnym do pracy, będącym zatem tylko i wyłącznie obciążeniem zatruwającym organizm społeczny.

Era masowej migracji właśnie się w Europie kończy – widzi to każdy, kto uważnie śledzi rozwój sytuacji. Potrzeba jeszcze jednego, maksymalnie dwóch cykli elektoralnych, by ta zmiana stała się faktem. Pierwszy kongres remigracyjny odbył się w tym roku w Austrii (nie było tam nikogo z Polski). Partie polityczne rozmawiają już nie o tym czy, ale jak pozbywać się niechcianych migrantów; niemiecka AfD ma cały siedmiokrokowy plan takiej polityki. Jednak od wydalenia kogoś do Erytrei czy Somalii prostsze, tańsze i szybsze jest przecież przerzucenie takiego osobnika przez most w Gubinie. Na razie robią to tylko Niemcy – jeśli jednak nie sprzeciwimy się temu szybko i stanowczo, Polska stanie się wysypiskiem całej Europy.

Monika Gabriela Bartoszewicz – specjalistka w dziedzinie bezpieczeństwa społecznego. Wykłada na UiT The Arctic University of Norway. Po polsku dostępna jest jej książka Festung Europa.

Tekst ukazał się w 106. numerze magazynu „Polonia Christiana” (wrzesień – październik 2025)

Aby zamówić numer skontaktuj się z nami pod numerem: tel: +48 12 423 44 23