Dziś rocznica: Poprawna ocena ofiar Czarnobyla: półtora miliona (jak dotąd)

Poprawna ocena ofiar Czarnobyla: półtora miliona (jak dotąd)

AJ: Ogólna liczba ofiar w ciągu 25 lat od katastrofy na całym świecie przewyższyła milion. Nie wli­czam w to poronień i narodzin martwych dzieci (a to będzie jesz­cze kilkaset tysięcy)

[Z : Zielone Wiadomości, kwiecień/maj 2011, www.zielonewiadomosci.pl   MD]

W tym roku mija 25 rocznica ka­tastrofy czarnobylskiej, tymczasem opinia publiczna jest nadal karmiona mitami o “nieznacz­nych skutkach ekologicznych i zdrowotnych” tej katastrofy, Kłamstwom i przemilczeniom od­powiedzialnych instytucji prze­ciwstawiają się od lat niezależni naukowcy. Z ,,Zielonymi Wiadomościami” rozmawia wybitny ro­syjski biolog i ekolog, profesor ALEKSIEJ W. JABŁOKOW

REDAKCJA “ZW”: Panie pro­fesorze: skąd u Pana – biologa i ekologa – zainteresowanie dzie­dziną energetyki jądrowej?

Prof. ALEKSIEJ JABŁOKOW: Moje zainteresowanie problemami energetyki jądrowej zaczęło się w 1988 roku. Byłem wtedy członkiem pań­stwowej komisji ekspertów do spraw Południowo-ukraińskiej Elek­trowni Atomowej i mogłem szcze­gółowo zapoznać się z budową i działaniem elektrowni jądrowych. Potem, już jako wiceprzewodni­czący Komitetu d.s. Ekologii Rady Najwyższej ZSRR, miałem dostęp do wielu materiałów; zrozumiałem wtedy, że skażenie promieniotwórcze jest jednym z najboleśniejszych problemów Związku Radzieckiego. Jako doradca Prezydenta do spraw. ekologii i ochrony zdrowia miałem możliwość odwiedzić wszystkie ważniejsze zakłady atomowe w Rosji. Na początku lat dziewięćdziesiątych byłem przewodniczącym komisji rządowej, zajmującej się skutkami usuwania odpadów ra­dioaktywnych do rosyjskich mórz, przewodniczyłem również komisji Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej do spraw awa­rii jądrowej w Tomsku-7. Jako przewodniczący państwowej komisji do spraw bezpieczeństwa ekologicznego przy Radzie Bezpieczeństwa Fe­deracji Rosyjskiej zajmowałem się wieloma problemami związanymi z energetyką jądrową, w tym także skutkami katastrofy w Czarnobylu.

W toku tej działalności poznałem wielu zwolenników energii atomo­wej. Często się z nimi spierałem. W końcu napisałem długi arty­kuł w miesięczniku “Nowyj Mir” (“Nowy Świat”), który zatytułowa­łem: Mitologia atomowa. To było chy­ba w 1993 roku. Ten artykuł prze­drukował potem niemiecki “Der Spiegel”. Wówczas Aleksander Jan­szyn, wiceprzewodniczący Rosyj­skiej Akademii Nauk zaproponował mi, żebym dokładniej przedstawił moje podejście do problemu ener­getyki jądrowej. Na początku były to prace komisji Rosyjskiej Akade­mii Nauk, zajmującej się dziedzic­twem Władimira Wiernadskiego, po dwóch latach w Moskwie, w wy­dawnictwie Nauka, została wydana książka Mitologia atomowa (1997).

Centrum Polityki Ekologicznej Ro­sji, którego byłem wtedy preze­sem, wydało jeden z rozdziałów tej książki w rozszerzonej wersji jako Mit o niewielkim znaczeniu skutków katastrofy w Czarnobylu (Moskwa, 2001). Jeszcze wcześniej, na dziesię­ciolecie katastrofy, byłem pomysło­dawcą i redaktorem dwóch tomów Konsekwencje katastrofy w Czarnobylu („Zdrowie środowiska i Zdrowie człowie­ka” Moskwa, 1996). Dwa razy prze­mawiałem w Kongresie USA na te­maty jądrowe. W latach 2002 – 2003 byłem jednym z założycieli Euro­pejskiego Komitetu do spraw Ryzy­ka Radiacyjnego.

RED: Niedawno w Nowym Jor­ku ukazała się książka pańskie­go współautorstwa: Czarnobyl. Skutki katastrofy dla ludzi i śro­dowiska. Jak doszło do napisa­nia tej książki?

AJ: Bezpośrednią przyczyną na­szej książki była wcześniejsza pu­blikacja IAEA i WHO (“Forum Czarnobylskie”, 2005),. w której prawdę o katastrofie wypaczo­no do takiego stopnia, że wraz z profesorem Wasilijem Nesterenko z Mińska, byłym dyrektorem In­stytutu Energetyki Jądrowej, który po katastrofie w Czarnobylu w całości poświęcił się ratowaniu biało­ruskich dzieci, postanowiliśmy ze­brać w jednej publikacji naukowe dowody mówiące o prawdziwych skutkach katastrofy. Podstawą książki była analiza około pięciu tysięcy publikacji, wydawanych przede wszystkim w językach sło­wiańskich, mało lub w ogóle nie­znanych na Zachodzie.

RED: Czy książka Czarnobyl. Skutki katastrofy dla ludzi i śro­dowiska była publikowana w kra­jach najbardziej dotkniętych: na Białorusi, Ukrainie, w Rosji?

AJ: Początkowo książka zosta­ła wydana w Sankt Petersburgu w wydawnictwie Nauka. Jest sze­roko dostępna, można ją ściągnąć z różnych stron internetowych. 26 kwietnia w Kijowie wyjdzie trzecie, poszerzone wydanie.

RED: Jak ocenia Pan skutki zdro­wotne katastrofy w Czarnobylu. Na czym one polegają i jakie to są schorzenia?

AJ: Łatwiej jest mi powiedzieć, ja­kie choroby nie są związane z katastrofą.

W wyniku Czarnobyla znacznie wzrosły zachorowania na choroby układu krążenia, układu nerwowego, pokarmowego i od­dechowego, a także na choroby układu moczowego. Częstsze sta­ły się choroby endokrynologiczne i onkologiczne, zaburzenia układu odpornościowego, i rzecz jasna ­zaburzenia genetyczne. Dynami­ka zachorowań na poszczególne choroby jest różna. Niektóre z tych chorób były szczególnie widoczne w ciągu pierwszych 10 -15 lat, potem liczba zachorowań zmalała; liczba. zachorowań .na inne scho­rzenia wciąż rośnie.

RED: Jakie będą skutki zdrowot­ne napromieniowania dla następ­nych pokoleń? Jak to się odbiło na zdrowiu reprodukcyjnym?

AJ: Na razie możemy mówić tylko o pierwszych, początkowych skut­kach, ponieważ radionuklidy (cez, stront, pluton i ameryk) jeszcze znajdują się w ekosystemach. Ge­netyczne konsekwencje pierwsze­go wybuchu w 1986 roku (wtedy napromieniowane radionuklida­mi z Czarnobyla w Europie było tysiąc razy większe) będą widocz­ne w ciągu kilku pokoleń. Oczywi­ście liczba ofiar będzie zmniejszać się wraz z upływem czasu.

RED: Dane dotyczące liczby ofiar śmiertelnych katastrofy są bardzo rozbieżne w zależności od źródeł. Według dostępnych w Polsce ofi­cjalnych danych zginęło tylko ok. 100 osób. Jaka jest rzeczywista liczba ofiar według pana badań?

AJ: Ogólna liczba ofiar w ciągu 25 lat od katastrofy na całym świecie przewyższyła milion. Nie wli­czam w to poronień i narodzin martwych dzieci (a to będzie jesz­cze kilkaset tysięcy- jak uważa nie­miecki badacz H. Scherb).

RED: Sto osób a milion, to szoku­jąca rozbieżność: 10 tysięcy razy! Na czym polega różnica pomię­dzy metodologią stosowaną przez Pana do oceny skutków zdrowot­nych Czarnobyla, a np. metodo­logią autorów raportu Chernobyl Legacy (WHO, IAEA)? Chcieli­byśmy, aby nasi czytelnicy mogli wyrobić sobie zdanie co do wia­rygodności obu metod.

AJ: Oficjalna metodologia osza­cowania liczby ofiar opiera się na dosyć umownej, indywidualnej dawce promieniowania. (która jest wyliczana na podstawie ogrom­nej liczby założeń, np. ile człowiek mógł wypić skażonego mleka, ile czasu znajdował się poza pomiesz­czeniem itp.). Poza tym współczynniki, które wykorzystuje się do wylicze­nia ryzyka napromieniowania są bardzo niepewne (bazują na mało wiarygodnych danych o skutkach Hiroszimy i Nagasaki).

My wybraliśmy inne podejście ba­dawcze. Porównaliśmy zachorowa­nia i śmiertelność na silnie i słabo skażonych terenach, które według wszystkich innych wskaźników; z wyjątkiem stopnia skażenia pro­mieniowaniem, są do siebie podob­ne. Takie wyliczenia są dostępne dla Rosji, Białorusi, Ukrainy, a tak­że dla Szwecji i Norwegii. Okazało się, że w ciągu pierwszych 15 – 20 lat po katastrofie poziom śmiertel­ności na silnie skażonych terenach jest większy o około 4%. Opierając się na tych wynikach, można oszacować przybliżoną liczbę ofiar.

RED: Jak ocenia Pan skutki zdro­wotne Czarnobyla w Polsce?

AJ: Według różnych wyliczeń do Polski dotarło około 1% szkodli­wych substancji z Czarnobyla (jeśli wziąć pod uwagę cez-137). W niewielkim stopniu był skażony cały kraj, największe skażenie objęło około 3 – 4 tys. kilometrów kwadra­towych. Skażenie to ma charakter plamisty i jakieś plamy obejmujące dziesiątki kilometrów kwadrato­wych mogły być nie wykryte. Jestem pewien, że jeśli przeanalizowaliby­śmy statystyki dotyczące martwych urodzeń, poronień, zespołu Downa, śmiertelności noworodków – ślad po Czarnobylu będzie widoczny również w Polsce. Na niektórych terenach w znacznym stopniu wzro­sła liczba problemów z tarczycą.

A’ propos, nie znalazłem map ska­żenia Polski innymi radionukli­dami, oprócz cezu-137. A takie skażenie, krótko żyjącymi radionu­klidami: jodem-131, tellurem-132, cezem-l34 i innymi było. Według prognoz M. Malko ogólna liczba zachorowań na raka tarczycy w Polsce w wyniku katastrofy wy­niesie więcej niż 3200 przypadków (w tym około 900 śmiertelnych), białaczki – około 170 (w tym 120 śmiertelnych), innych typów raka – ponad 1700 (około 1000 śmiertel­nych). A trzeba wiedzieć, że rak nie jest główną przyczyną zwiększenia się “poczarnobylskiej” śmiertelno­ści. O stopniu skażenia radioaktywnego w Polsce znacząco i obrazowo mówi pewne zdarzenie: w czerw­cu 1987 roku Bangladesz zwrócił Polsce 1600 ton mleka w proszku ze względu na jego niebezpieczną radioaktywność.

RED: Jakie były społeczne skut­ki katastrofy, co obecnie dzieje się z ewakuowana ludnością, czy mają pracę lub inne środki do ży­cia, czy pomoc medyczna jest za­bezpieczona?

AJ: Nie będę mówił o problemach społecznych, jestem biologiem i ekologiem. Przypomnę tylko, że koszty poniesione przez kraje do­tknięte katastrofą w celu minima­lizacji jej skutków są ogromne. Bia­łoruś w niektórych latach traciła do 25% całego budżetu “na Czar­nobyl”, Ukraina – do 5%, Rosja­ do 1%. W sumie, “czarnobylskie” wydatki tylko tych krajów wynio­sły ponad 550 miliardów dolarów w ciągu 25 lat. A przecież Niemcy, Szwecja, Norwegia, Wielka Bryta­nia i inne kraje do dzisiaj jeszcze wydają ogromne sumy.

RED: Co sądzi Pan na temat pro­pozycji autorów raportu Chermo­byl  Legacy, aby odebrać ludziom zasiłki i przeznaczyć je na inwe­stycje we wspieranie. lokalnej przedsiębiorczości i biznesu?

AJ : Uważają oni, że “czarnobyl­skie” choroby są skutkiem radio­fobii i strachu, a nie promieniowania. Jednak poziom radiofobii na skażonych terenach spada, a licz­ba zachorowań rośnie. I jaka może być radiofobia u myszy i żab, u których spotykamy takie same choroby jak u ludzi, żyjących na skażonych terenach?

RED: Co sadzi Pan na temat skut­ków zdrowotnych obecnej kata­strofy w Fukushimie?

AJ: Katastrofa w Fukushimie jeszcze się nie skończyła, cały czas następuje tam wyciek radionuklidów. W gor­szym wypadku skutki tej katastrofy mogą być cięższe niż w Czarnobylu. Wyliczenia prof. Ouisa Busby we­dług stanu sprzed dwóch tygodni informują o możliwości pojawienia się w ciągu następnych 50 lat do 420 tysięcy dodatkowych zachorowań na raka (połowa z nich w pierwszym dziesięcioleciu).

RED: A jak ocenia pan skutki tej katastrofy dla rolnictwa?

AJ: Na kilku tysiącach kilometrów kwadratowych nie można będzie, jak dawniej, zajmować się rolnic­twem – trzeba będzie zmieniać ży­cie milionów ludzi. Będzie znisz­czone lokalne rybołówstwo (do stu kilometrów od Fukushimy).

Czy skażenie morza będzie postę­powało dalej – na razie nie wiado­mo. Jednak może rozszerzyć się i do tysiąca kilometrów (bez wzglę­du na zmniejszenie się koncentracji dalej od źródła, może mieć miejsce bio-koncentracja i bio-akumulacja radionuklidów, w związku z którą w organizmach żywych koncentra­cja radionuklidów może być więk­sza dziesiątki tysięcy razy).

RED: Czy na skażonych terenach istnieje monitoring dzikiej przy­rody? Czy mógłby pan coś na ten temat powiedzieć?  [około Czarnobyla md]

AJ: Zamknięcie tych terenów (trzydziestokilometrowa strefa) przyciąga wiele zwierząt, ponie­waż nie ma tam presji antropoge­nicznej. Jednak badania pokazują w strefie wysoki poziom mutacji; możemy też obserwować inne negatywne skutki silnego napro­mieniowania. Z zewnątrz wszyst­ko wygląda w porządku, jednak w rzeczywistości strefa – to “czar­na dziura”, mieląca pule genowe. Mikro-ewolucyjne skutki katastro­fy jeszcze czekają na wyjaśnienie.

RED: Był Pan kilka dni temu go­ściem kongresu w Berlinie na te­mat 25-lecia katastrofy w Czarno­bylu. Czy może się Pan podzielić z naszymi czytelnikami wraże­niami z tej konferencji?

To była inicjatywa ruchu “Leka­rze przeciw wojnie nuklearnej” (IPPNW), którzy w swoim czasie otrzymali Pokojową Nagrodę No­bla. W Berlinie w zasadzie odbyły się dwie konferencje – jedna oficjal­na, na której wygłoszono rozmaite wykłady, i druga – publiczna, infor­macyjno-emocjonalna. Obie były na swój sposób ważne~ 26 kwiet­nia w Kijowie będą miały miejsce również dwie konferencje. Jedna ­oficjalna i druga – publiczna. Kon­flikt prawdy z półprawdami nadal będzie aktualny. Przypomnę, że już czwarty rok w Genewie, która jest siedzibą Światowej Organiza­cji Zdrowia ma miejsce beztermi­nowy’ protest: codziennie. od rana do wieczora dwoje, troje ludzi z plakatami: “Powiedzcie prawdę o Czarnobylu!”, “Przypomnijcie so­bie przysięgę Hipokratesa!”, “Ko­niec niegodnemu porozumieniu z IAEA z 1959 r.”

RED: W jaką energię radzi Pan zainwestować polskiemu rządo­wi i dlaczego? Czy ma pan rady dla polskiego rządu?

AJ: Nawet część środków, które Polska planuje wydać na budowę pierwszej elektrowni atomowej (3-4 miliardy euro) starczyłaby na przekształcenie nie ekologicznych elektrowni węglowych w bardziej czyste. W Polsce (tak jak w każ­dym kraju świata)niekończą­ce się źródła niskotemperaturowej energii geotermalnej – w dowol­nym miejscu można wywiercić dziurę w ziemi i na głębokości 1-2 kilometrów otrzymać wodę o tem­peraturze około 100 stopni. To zu­pełnie wystarczy dla dzisiejszych sposobów otrzymania energii elektrycznej. W Polsce są ogromne rezerwy gazu łupkowego. Energia atomowa w Polsce sprawi wiele kłopotów – ekologicznych, ekono­micznych i politycznych.

Ciągła zależność od dostaw pa­liwa jądrowego, nierozwiązane nigdzie na świecie ogromne pro­blemy z przechowywaniem od­padów radioaktywnych i, oczywi­ście, nieunikniony wpływ nawet najmniejszych wycieków z elek­trowni atomowej na zdrowie lu­dzi, nie mówiąc już o ryzyku no­wego Czarnobyla czy Fukushimy – ponieważ nie ma bezpiecznych reaktorów atomowych, co by nie mówili na ten temat zwolennicy energii atomowej. Taniość energii jądrowej to jeszcze jedno wielkie kłamstwo jej protagonistów.

RED: Dziękujemy serdecznie!

Polska nie zbuduje elektrowni atomowych.

Elektrownie jądrowe w Polsce nie powstaną, ponieważ ich budowa jest zbyt droga. Problemem dzisiaj jest to, czy za 5 lat ludzie będą mieli energię, bo jest niemal pewne, że za 5 lat w Polsce pojawią się braki energii – mówi WNP.PL prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej.

Koszt budowy 1000 MW w elektrowniach jądrowych w Europie wynosi ok. 10 mld dolarów, czyli blisko 40 mld zł. W przypadku Chin czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich te koszty mogą być niższe, ale tam są inne standardy – np. te dotyczące bezpieczeństwa – uważa nasz rozmówca.

  • Małe reaktory jądrowe w Polsce mogą pojawić się najwcześniej ok. roku 2050. Tyleż że energia w nich produkowana będzie droższa niż w dużych reaktorach. 
  • W Polsce będziemy przeciągać pracę starych bloków węglowych, ale luki wielkości 8 czy 10 tys. MW nie przeskoczymy. W efekcie za ok 5 lat będziemy mieli stopnie zasilania. To – zdaniem prof. Mielczarskiego – praktycznie pewne…

—————————
Mówi pan, że w Polsce nie powstaną elektrownie jądrowe. Z czego ta opinia wynika?
Prof. Władysław Mielczarski: – Ta opinia wynika z oceny stanu obecnego polskiej energetyki. Został on bardzo dobrze opisany w dokumencie Ministerstwa Klimatu i Środowiska “Sprawozdanie z wyników monitorowania bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej za okres od dnia 1 stycznia 2019 r. do dnia 31 grudnia 2020 r.”, który opublikowano w sierpniu 2021 r.
Dokument jest podpisany przez Ministerstwo Klimatu, ale z materiałów, jakie tam się znajdują, wynika, że został on przygotowany przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE). To słuszne posunięcie, ponieważ PSE ma najlepszą wiedzę o funkcjonowaniu systemu elektroenergetycznego.
Z tego opracowania wyraźnie wynika, że aby zachować bezpieczeństwo dostaw energii to do roku 2030 trzeba wybudować od 8 tys. do 10 tys. MW dyspozycyjnych mocy wytwórczych. Dokument stwierdza, że od roku 2024 rozpoczną się braki w dostawach energii elektrycznej i że nie ma w tej chwili środków zaradczych, które by temu zapobiegły.
Problemem dzisiaj nie jest budowa elektrowni jądrowych, lecz to, czy za 5 lat ludzie będą mieli energię… Elektrownia jądrowa w Polce może najwcześniej zostać wybudowana ok. 2040 r., czyli za późno.
Skoro energii będzie brakowało za 5 lat, to braki mogą wystąpić także w dalszej przyszłości, więc elektrownia jądrowa tym bardziej będzie potrzebna…
– W przypadku budowy elektrowni jądrowych w Polsce trzeba brać pod uwagę kilka istotnych elementów, które przemawiają za tym, że taka elektrownia nie powstanie.
Po pierwsze: nie mamy i nie będziemy mieli na to pieniędzy. Dzisiaj koszt budowy 1000 MW w elektrowniach jądrowych w Europie wynosi ok. 10 mld dolarów, czyli blisko 40 mld zł. W przypadku Chin czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich te koszty mogą być niższe, ale tam są inne standardy np. te dotyczące bezpieczeństwa.
Drugi powód to sprzeciw opinii publicznej. Już dzisiaj duża część społeczeństwa jest przeciwko budowie elektrowni jądrowych, a ten odsetek jeszcze wzrośnie, kiedy wyznaczy się lokalizację elektrowni.
Po trzecie: na elektrownię jądrową nie zgodzi się społeczność międzynarodowa, a szczególnie – niemiecka. Niemcy już dawno zaczęli protestować przeciwko elektrowniom jądrowym w naszym kraju; premier Brandenburgii wysyłał oficjalne listy do polskiego rządu. Niemcy nie zgodzą się, by sąsiad za płotem postawił im elektrownię jądrową…
Kolejny argument? Niewystarczająca infrastruktura przesyłowa. W raporcie Ministerstwa Klimatu dobrze opisano, jakie problemy sieciowe widać dzisiaj w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym (KSE). PSE SA już dzisiaj ma olbrzymie problemy z przesyłaniem energii z farm wiatrowych z północy Polski na południe… Bo większość farm wiatrowych pracuje na północy, bo tam bardziej wieje, ale większość odbioru jest na południu.

Jeżeli jeszcze wybudujmy morskie farmy wiatrowe o mocy 5,9 tys. MW, a takie są plany, to nie będziemy w stanie przesłać wyprodukowanej tam energii, ponieważ do 2030 r. nie zbudujemy 5 linii 400 kV z Pomorza na południe Polski – do województwa śląskiego, małopolskiego i dolnośląskiego. A zatem dajmy sobie spokój z elektrowniami jądrowymi, bo gdy je wybudujemy to kłopoty z przesyłem energii będą jeszcze większe…
Niedawno prezydent Andrzej Duda rozmawiał z prezydentem Emannuelem Macronem a premier Mateusz Morawiecki – z prezesem EDF. A zatem coś chyba jest na rzeczy?
– Prowadzimy grę ekonomiczno-polityczną z Francją – na zasadzie, że może od was kupimy elektrownie jądrowe, a wy nas poprzecie w głosowaniach w instytucjach UE. Francuzi szukają rynków zbytu dla swoich technologii jądrowych; mają u siebie duży przemysł jądrowy, a na świecie jest niewielu chętnych na ich technologię. Budowane bloki Olkiluoto 3 i Flamanville 3 mają wieloletnie opóźnienia i duże przekroczenia kosztów…
To może amerykanie z Westinghouse?
– Właścicielem Westinghouse pozostaje  fundusz inwestycyjny z Kanady; oni nie mają wystarczających środków. Westinghouse kończy budowę dwóch bloków w Stanach Zjednoczonych – i tam także są duże opóźnienia i przekroczenia kosztów.
Ostatnio wiele się mówi o małych, modułowych reaktorach. Może to jest wyjście dla Polski?
– Małe reaktory jądrowe to odległa perspektywa. W Polsce mogą one powstać znacznie później niż duże reaktory, może gdzieś ok. roku 2050-60.
Warto pamiętać, że małe reaktory jądrowe to nie jest nowy pomysł – nad tym pracuje się od wielu lat. Podejmowano wiele prób – np. wojsko USA próbowało budować takie reaktory, aby mieć dostęp do energii w miejscach dalekich od sieci, jak Alaska czy Grenlandia. I takie próby zawsze źle się kończyły.
Udało się wykorzystać małe reaktory jedynie w przypadku okrętów podwodnych, lodołamaczy i lotniskowców. Niemcy w latach 60. wybudowali jeden statek handlowy z napędem jądrowym, ale potem dali sobie z tym spokój…
Na świecie jest prowadzonych wiele projektów małych modułowych reaktorów, ale jeszcze żaden z nich nie ma zatwierdzenia ze strony Komisji Dozoru Jądrowego w Stanach Zjednoczonych. Jedynie projekt Nu Scale dostał od amerykańskiego dozoru ogólną zgodę na zastosowanie technologii.
Warto zdawać sobie sprawę, że koszty tej technologii będą olbrzymie. To nie tak, że jeśli blok 1000 MW kosztuje 10 mld dolarów, to mały blok 200 MW będzie kosztował 2 mld dolarów… Blok 200 MW wymaga ok. 1/3. kosztów dużego bloku, co oznacza, że energia w nim wyprodukowana będzie o ok. 30 proc. droższa niż w przypadku dużych jednostek!
Skoro małe reaktory działają na okrętach podwodnych i lotniskowcach, to dlaczego mają nie działać na lądzie…
– Proszę nie żartować… W przypadku zastosowań wojskowych można zapomnieć o kwestiach ekonomicznych, które nie są brane pod uwagę. To nie są zastosowania cywilne.
Gdyby budowa cywilnych małych reaktorów jądrowych była tania i prosta, no to na całym świecie wszyscy już by te reaktory mieli.

————————-
Wróćmy do polskiej rzeczywistości. Co będzie, jak zacznie brakować energii?
– 
Co się stanie, tego do końca nie wiadomo; na pewno będziemy się posiłkować importem energii, ale tu są ograniczone możliwości. W Niemczech także pojawiają się energetyczne braki, a będą one jeszcze większe po wyłączeniu elektrowni jądrowych.
W Niemczech wszystkie główne siły polityczne – od lewa do prawa – są za tym, aby wyłączyć elektrownie jądrowe; nie sądzę, żeby to się zmieniło. Niemcy mogą nam pomagać w sytuacji, kiedy będzie dużo wiatru i będą pracowały elektrownie wiatrowe, ale jak wiatr nie zawieje ,to nam nie pomogą.
Skończy się na tym, że w Polsce będziemy przeciągać pracę starych bloków węglowych, ale luki wielkości 8 czy 10 tys. MW nie przeskoczymy… W efekcie za ok 5 lat będziemy mieli stopnie zasilania. To jest praktycznie pewne.
Firmy energetyczne wiedzą, jaka jest żywotność ich bloków. Z czego wynika ta zapaść inwestycyjna?
– To jest złożona sprawa. Ważna jest tu kwestia koordynacji działania OSP, który jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo funkcjonowania KSE, ale sam nie dysponuje zasobami, aby to bezpieczeństwo zapewnić.
Z drugiej strony są firmy energetyczne, które mają zasoby, ale które nie są odpowiedzialne za bezpieczeństwo systemu energetycznego. PSE mówi, że brakuje nam mocy wytwórczych, ale samo nie jest w stanie nic zrobić.
Firmy energetyczne nie wiedzą, czy mocy w systemie brakuje czy nie , ponieważ żadna firma nie ma całościowego poglądu. Co więcej, biznesem firmy energetycznej nie jest dbanie o bezpieczeństwo energetyczne.
Co prawda pozapisywano w statutach spółek energetycznych, że mają one także dbać o bezpieczeństwo energetyczne, ale to są martwe zapisy. Brakuje centralnego regulatora, który powinien długoterminowo planować rozwój KSE. Takim koordynatorem powinno być Ministerstwa Aktywów Państwowych.
Mamy zatem sytuację, że PSE nie ma możliwości zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego, firmy mówią, że to nie jest ich biznes, a politycy, jak to politycy, patrzą tylko w perspektywie najbliższych wyborów…
Czyli lepiej już było
– Było cały czas gorzej… Decyzje podjęte w latach 2012-13 dotyczące budowy nowych bloków w elektrowniach Kozienice, Opole, Jaworzno oraz bloków w Płocku i Włocławku tylko przesunęły krytyczny punkt – nie zniwelowały wszystkich bolączek, ponieważ tych inwestycji było za mało.
Ministerstwo Klimatu mówi o nowych mocach rzędu 8-10 tys. MW, które trzeba wybudować w ciągu 9 lat, a my w ciągu ostatnich 15 lat wybudowaliśmy niecałe 5 tys. MW i to dzięki brutalnym decyzjom rządu, łącznie z wyrzuceniem prezesa PGE, który nie chciał budować dwóch nowych bloków w Elektrowni Opole. Powodem obecnej sytuacji jest brak skoordynowanych decyzji na szczeblu politycznym.

Ta sytuacja pogarsza się. Jednym z problemów transformacji energetycznej jest to, że nie skoordynowaliśmy transformacji i nie zapewniliśmy odpowiedniej infrastruktury.
Transformacja jest możliwa, pod warunkiem, że mamy infrastrukturę. Infrastruktura energetyczna z grubsza dzieli się na dwie części. Pierwsza to ta przesyłowa, która pozwoli rozwiązać problemy z przesyłem energii z elektrowni wiatrowych i jądrowych.
Druga to moce wytwórcze – zawsze dyspozycyjne. My możemy sobie budować wiatraki i panele, ale muszą istnieć dyspozycyjne źródła, które będą produkowały energię, kiedy przyjdzie luty, będzie godzina 20, minus 15 stopni Celsjusza i nie będzie słońca i nie będzie wiatru…
Ktoś wtedy energię musi wyprodukować. Społeczeństwa i przemysłu nie odłączymy, a jak przyjdą stopnie zasilania, to będzie chaos i załamanie gospodarki…
https://www.wnp.pl/finanse/polska-nie-zbuduje-elektrowni-atomowych-za-5-lat-zabraknie-nam-energii,504396.html