TY TEŻ JESTEŚ ANTYSEMITĄ !
Krzysztof Baliński
Rząd zaakceptował międzynarodową definicję antysemityzmu. Definicja jest krótka: „Antysemityzm to określone postrzeganie Żydów, które może się wyrażać, jako nienawiść do nich. Antysemityzm przejawia się zarówno w słowach, jak i czynach skierowanych przeciwko Żydom lub osobom, które nie są Żydami oraz ich własności”.
Do definicji załączono „przykłady przejawów antysemityzmu”, ale problem w tym, że większość z nich nie odnosi się do antysemityzmu, ale do Izraela. Tak więc antysemityzmem jest: Nazwanie Izraela państwem rasistowskim; oskarżanie Żydów o większą lojalność wobec Izraela, niż wobec własnego kraju; zrównywanie polityki Izraela z polityką nazistów; obwinianie Żydów odpowiedzialnością za czyny państwa Izrael. Konkluzja może być tylko jedna – definicja odciąga uwagę od prawdziwego antysemityzmu, a jej prawdziwym celem nie jest obrona Żydów, lecz obrona Izraela przed wszelką krytyką.
Tym tropem tym poszła Fundacja Friedricha Eberta – „antysemityzm przejawia się w poglądach o kontrolowaniu przez lobby żydowskie amerykańskiej polityki zagranicznej”, a także brytyjski „Guardian”, dla którego: „tzw. klasyczny antysemityzm w większości przypadków odszedł do lamusa; jego nowym wcieleniem jest ‘demonizacja’ polityki Izraela; dzisiaj powoływanie się na ‘Protokoły Mędrców Syjonu’, czy mówienie o tym, iż Żydzi chcą panować nas światem zostałoby z pewnością wyśmiane podczas prywatnych spotkań towarzyskich, ale już krytyka polityki Izraela, czy poglądy o kontrolowaniu przez lobby żydowskie amerykańskiej polityki zagranicznej stają się przedmiotem dysput, a nawet politycznych analiz”.
W grudniu 2020 roku Rada UE przyjęła „Strategię w sprawie zwalczania antysemityzmu i wspierania życia żydowskiego”, która mówi: „Antysemityzm może dotyczyć Izraela. Jest to najbardziej powszechna forma antysemityzmu w internecie, z jaką Żydzi spotykają się w dzisiejszej Europie”. Strategia wzięła też na celownik „skrajne ugrupowania głoszące antysyjonizm”. I taki właśnie potworek prawny, worek, do którego można wszystko wrzucić i pałkę, którą można każdego uderzyć, udało się kuchennymi drzwiami wprowadzić do systemów prawnych wielu państw. I to on stał u podstaw uchwały Rady Ministrów ws. Krajowej Strategii przeciwdziałania antysemityzmowi i wspierania życia żydowskiego.
Żydzi nigdy wyraźnie nie mówią, kto jest a kto nie jest antysemitą. Potencjalnie ma nim być każdy. Definicję rozciągają tak szeroko, by można było pod nią podciągać wszelką krytykę Żydów, a nalepkę „antysemita” przyklejać każdemu, kto zagraża ich interesom. Nic też dziwnego, że definicji mamy co niemiara. Antysemityzmem jest prześwietlanie geszeftów obywateli obcego państwa „tylko dlatego, że są Żydami”. „Łączenie reakcji Izraela na nowelizację ustawy o IPN z kwestią majątków pożydowskich jest jaskrawym przykładem antysemickiego fake newsa” – to definicja ambasador Izraela. „Antysemityzmem jest mówienie o skorumpowanych sitwach u władzy i ich rozbijaniu” – tak słowa wygłosił w Muzeum Polin żydowski uczony. Wg „Haaretz” protesty i żądania sprostowań co do „polskich obozów” są dowodem niechęci do rozliczenia się z antysemityzmem, mówienie o polskich ofiarach to antysemicka propaganda, a pomoc, której udzieliła Żydom chociażby rodzina Ulmów „nie była podyktowana altruizmem, ale chciwością polskich antysemitów”.
TVN za antysemickie uznała hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Zdaniem Anne Applebaum, hasło „kupuj polskie” przypomina to przedwojenne antysemickie „nie kupuj u Żyda”, a najbardziej jaskrawym dowodem na antysemityzm jest to, że jakaś rządowa instytucja przestała prenumerować „Gazetę Wyborczą”. Antysemityzmem jest krytykowanie globalizacji – taką definicję wypracowała rabinka Rachel Barenblat, bo „termin globalista często odbierany jest jako synonim Żyda, a związek między globalistami a Żydami jest starym antysemickim wymysłem”. O antysemityzm jest się oskarżany za polemikę z Michnikiem, za użycie wyrazu „Żyd” (ale i też za pominięcie słowa „Żyd”), za krytyczne wyrażanie się o bandytach z UB i za pogląd, że nie w marcu 1968, lecz w latach 40. i 50. ubiegłego wieku była kulminacja terroru i zbrodni. Antysemitą jest też ten, którego dziadek nie był w KPP, a wujek w MBP.
Gdy na podorędziu niczego takiego nie ma, pojawia się dr Bilewicz z naukową tezą „Kto się wypiera, kto neguje swoją odpowiedzialność za wiekowe prześladowania Żydów i za ich prześladowania najnowsze, kto zaprzecza, że jest antysemitą – ten jest antysemitą wtórnym”. Według niego samo pytanie, czy Polacy mają prawo do obrony przed takim oskarżeniem wyczerpuje znamiona antysemityzmu. Jak poznać antysemitę, doradza prof. Jan Hartman: „Antysemici powszechnie uważają się za wolnych od rasowych, religijnych i etnicznych przesądów, i dlatego jednym z kryteriów antysemityzmu jest deklarowanie przez daną osobę, że nie jest antysemitą”. Prof. Jojne dokonał też innego odkrycia: „Antysemityzm przejawia się w postaci skrępowania i zawstydzenia, gdy mówi się o żydostwie”.
„Żydów w Polsce nie ma, a antysemityzm jest” – tak zagajają każdą dyskusję na temat przywar Polaków, a wspomagają ich w tym politycy obu rządzących partii. Gdy Grzegorz Braun skrytykował exposé rządu, Tusk wypomniał mu… antysemityzm. Gdy jeden z posłów zapytał Jarosława Kaczyńskiego, czy ma świadomość, że informacje zdobywane przez system Pegasus znalazły się w Izraelu i tym samym w Moskwie, ten oskarżył pytającego o… antysemityzm. Innymi słowy – rząd PiS przyjął „definicję antysemityzmu”, a rząd Tuska przyjął uchwałę, co w sposób oczywisty pomaga Żydom w dorżnięciu watahy i zaciśnięciu pętli na szyi wszystkich, którym nie podobają się przywileje dla jednej mniejszości.
Wg Elie Wiesela antysemityzm to „nieracjonalna choroba”, bo „świat zmienił się w ostatnich 2000 lat, a pozostał tylko antysemityzm, ‘jedyna choroba’, na którą nie znaleziono leku”. O „chorobie” mówi też Jarosław Kaczyński. Gdy na polecenie Żydów Sejm uchylił ustawę nowelizującą ustawę o IPN i gdy wywołało to oburzenie zwolenników PiS, pouczał: „Dzisiaj diabeł podpowiada nam pewną bardzo niedobrą receptę, pewną ciężką chorobę duszy, chorobę umysłu – tą chorobą jest antysemityzm. Musimy go odrzucać, zdecydowanie odrzucać”. Czyli walkę z „chorobą” nakazywał Polakom wówczas, gdy byli lżeni przez Żydów i gdy powinien był apelować do Żydów o odrzucenie „ciężkiej choroby antypolonizmu”.
Na początek słowa Isaaka Beshevisa Singera: „Żyd współczesny nie może żyć bez antysemityzmu. Jeśli antysemityzm gdzieś nie istnieje, on go stworzy”. Żydowski pisarz Bernard Lazare pisał: „Jeśli taka wrogość i awersja w stosunku do żydów miałaby miejsce tylko w jednym czasie, w jednym kraju, łatwo byłoby wyjaśnić przyczyny. Jednak rasa ta była obiektem nienawiści wszystkich narodów, pośród których żyła. Skoro wszyscy wrogowie żydów należeli do zupełnie różnych ras, mieszkali w odległych krajach, kierowali się różnymi pryncypiami, mieli różne zwyczaje […] toteż główna przyczyna antysemityzmu zawsze leżała w samym Izraelu, a nie w tych, którzy przeciwko niemu walczyli”. Nawiasem mówiąc, podobnego zdania był Theodor Herzl: „Antysemityzm jest zrozumiałą reakcją na żydowskie wady. Według mnie antysemici mają do tego pełne prawo”.
Deklarują całkowitą eliminację „antysemityzmu Polaków”. Ale Żydów to nie cieszy. Dlaczego? Bo antysemityzm jest im potrzebny, bo to nie przypadek, że różnymi metodami, ustawicznie i świadomie budzą niechęć do siebie. Po 1989 r. doszło do licznych prowokacji tak prymitywnych, że oczywistym jest, iż chodziło o świadome wywołanie antysemickich nastrojów. Były nimi wypowiedzi Michnika, usunięcie krzyża z Oświęcimia, artystyczne wystawy Andy Rottenberg. Nie przypadkiem też największym generatorem postaw antysemickich jest „Gazeta Wyborcza”. Nic więc dziwnego, że liczba antysemickich incydentów rosła w postępie geometrycznym. I z pełnym przekonaniem można stwierdzić, że wynaleźli swego rodzaju perpetuum mobile: Oskarżają nie-Żydów o antysemityzm i budzą przez to niechęć do Żydów. Wzniecają antysemityzm i walczą z antysemityzmem. Machina napędza się sama, a intratny interes „sze krenci”.
Jest i druga strona medalu – przepraszają za wszystko, za antysemitów, za rasistów, za nazistów, a ci, którzy za tym stoją kalkulują sobie: Przepraszajcie, a my będziemy podrzucać kolejne śmierdzące sprawy – jak nie o rasiście na przystanku we Wrocławiu, to o ciemiężycielu ukraińskiej sprzątaczki. A gdyby i to zawiodło, zawsze „antysemicką” można będzie nazwać procesję Bożego Ciała. Żydom są potrzebne zaklinania, że wyplenią antysemityzm Polaków oraz przeprosiny za antysemityzm Polaków także dlatego, że widzą w tym jeden pożytek – przyznanie, że antysemityzm w Polsce jest poważnym zjawiskiem, że Polacy mają nieczyste sumienie i tylko błagają o najniższy wymiar kary.
Norman Finkelstein pisał: „O polskim antysemityzmie mówi się dla pieniędzy. Polska i jej sławetna inteligencja, która uważa, że każda krytyka Żydów to antysemityzm, robi to dla kasy. Wyleje kubeł pomyj na Polskę i pędzi do USA, aby przeczytać pochwalne recenzje w gazetach i zostać poklepanym po plecach. W Ameryce zajmowanie się Holocaustem przynosi świetne pieniądze, a jeśli dostarczysz dowód, że Polacy to obrzydliwi antysemici, że każda krytyka Żydów to antysemityzm, masz gwarancję nie tylko ogłoszenia cię bohaterem, ale intratną posadę”. Za przykład podał Tomasza Grossa: „Napisał książkę i dostał posadę w Princeton”. Od siebie dodajmy, że tylko pierwszy tydzień sprzedaży książki przyniósł mu milion złotych.
Nawet nie ukrywają, że oskarżenia o antysemityzm łączą ze spełnieniem żądań finansowych. Kiedy Zbigniew Ziobro przygotował ustawę reprywatyzacyjną, która ograniczała roszczenia do holokaustowego mienia, bo zakładała zwrot utraconej własności tylko tym, którzy w momencie nacjonalizacji żyli w Polsce i mieli polskie obywatelstwo, rozsierdziło to izraelskich polityków. Nie odwoływali się przy tym do argumentów prawnych, lecz nazwali ustawę „antysemicką”. Według Netanjahu: „To ustawa zawstydzająca i haniebna, pogardzająca pamięcią o Holokauście”. Inny minister oskarżył: „Polska zatwierdziła dzisiaj niemoralne, antysemickie prawo”.
Sądzą, że aby dostać „certyfikat koszerności” wystarczy być oddanym filosemitą. Tymczasem Żydzi nie potrzebują filosemitów. Potrzebują antysemitów, którzy odpowiednio zastraszani, wypłacą im miliardy. Nie potrzebują też premiera próbującego wkraść się w ich łaski uchwałą, ale ministra finansów, który przyniesie im w zębach tłusty czek. Bo oskarżanie Polaków o antysemityzm to środek nacisku w negocjacjach biznesowych, bo nalepkę „antysemita” przyklejają każdemu, kto zagraża ich finansowym interesom, bo z polowanie na „antysemitów” iz opowiadania o nich po świecie zrobili sobie stałe zajęcie, z którego czerpią ogromne zyski, bo „Przedsiębiorstwo antysemityzm” jest nie mniejszym biznesem żydowskim w Polsce niż galerie handlowe i apteki Super-Pharma.
Mają wyrobiony odruch warunkowy (coś w rodzaju „odruchu psa Pawłowa”) – na dźwięk słowa „antysemityzm” rzucają się do przepraszania, zanim ustalą, o co naprawdę chodzi. Podczas Zjazdu Gnieźnieńskiego, prezydent RP połowę swego wystąpienia, mającego w założeniu odnosić się do źródła, z którego wypływa historia Polski, poświęcił… „antysemityzmowi i barbarzyństwu pleniącym się w Polsce”, bo ktoś w rzucił kamieniem w okno synagogi.O incydencie mówił łamiącym się głosem, jak o pogromie Żydów. Niespotykaną rangę nadano też ceremonii, podczas której odsłonięto wstawioną szybę. Tymczasem okazało się, że u sprawcy zdiagnozowano chorobę psychiczną i że kilka miesięcy wcześniej podobnego czynu dopuścił się względem kościoła.
Po emisji reportażu TVN o toaście wznoszonym w lesie za Hitlera, w Sejmie odbyła się debata o neonazizmie w Polsce. Jak nakręcane małpki, z pudełka wyskoczyli prezydent, premier i marszałek Sejmu, prześcigając się w buńczucznych zapowiedziach duszenia własnymi rękami neonazistów. Z incydentu zrobili sprawę wagi państwowej, wydarzenie polityczne roku, ku rozbawieniu pomysłodawców kombinacji. Wzięli udział w przedstawieniu, odegrali rozpisane z góry role, zatańczyli tak, jak im zagrała antypolska orkiestra. Przynętę złapały wszystkie gazety, jakby wszystkie miały wspólną redakcję. Nawet Michnik przecierał oczy ze zdumienia, jak łatwo dali się podpuścić. Powołali rządowy zespół ds. przeciwdziałania faszyzmowi, czyli przekonali świat, że antysemityzm jest tak poważnym problemem, iż rząd zmuszony był powołać specjalną instytucję do jego zwalczania. Skutkowało to debatą w telewizji niemieckiej z tytułami: „Warszawa europejską stolicą nazizmu”, „Polska coraz bardziej brunatna”.
Polaków obrabiają nieustannym mieleniem tematu antysemityzmu i testowaniem, jak daleko mogą się posunąć w terroryzowaniu. Gdy wyczerpało się medialne paliwo z wybiciem szyby, to przyszła pandemia, która „pokazała, jak stare antysemickie uprzedzenia mogą się odrodzić, bo podczas pandemii Żydzi zostali bezpodstawnie obwinieni za stworzenie wirusa i opracowywanie szczepionek w celu osiągnięcia zysku”. W machinację wpisała się „Wyborcza”, która wywiad z żydowską „socjolożką” zatytułowała: „Atak Hamasu był pełen cytatów z polskich pogromów Żydów i Zagłady”. We wrześniu Jewish.pl opublikował list skierowany przez środowiska żydowskie do minister kultury, w którym „z niepokojem odnotowują przejawy fałszowania historii i pamięci Holokaustu, do jakich dochodzi na terenie b. obozu Zagłady w Treblince oraz w jego okolicach”. Przy czym „fałszowanie” ma polegać na oznaczeniu mogił krzyżami. Sekundowała im „ministra” Barbara Nowacka, która odczytała z kartki: „Na terenie okupowanym przez Niemcy polscy naziści zbudowali obozy, które były obozami pracy, a potem stały się obozami masowej zagłady”.
Dalej posypało się, jak z dziurawego wora. Rabin Schudrich, na pytanie Sznepficy Doroty: Czy w Marszu Niepodległości brali udział patrioci czy szowiniści i nacjonaliści?”, bez wahania odpowiada: Oczywiście nacjonaliści. Redaktor naczelny Onetu Bartosz Węglarczyk, w tekście pod tytułem „Antysemici w Polsce podnoszą głowy” pisze, że Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku obawiając się demonstracji antysemitów odwołało wizytę gości z Izraela, a krakowska Cricoteka bojąc się protestów antysemitów odwołała spotkanie z noblistką, bo ta ośmiela się widzieć Izrael jako ofiarę terrorystów. We Wrześni organizatorzy odwołali wydarzenie koncert, podczas którego w katolickim kościele polskie dzieci miały śpiewać żydowskie pieśni religijne w języku niemieckim, bo „Grzegorz Braun nakręcił antysemicką nagonkę”.
Krótko mówiąc – jeśli myślałeś, że pandemia czy wojna z Hamasem powstrzyma „biznes holokaustu”, to myliłeś się podwójnie. Sekwencja wszystkich „antysemickich incydentów” ewidentnie pokazuje, że świadomie przyjętym celem Żydów nie są jakieś kompromisy i przepraszania, ale maksymalne podgrzewanie konfliktu i maksymalne upokarzanie Polaków. Dlatego argument: Nie dawać Żydom pretekstu do oskarżania nas o „antysemityzm” nie trzyma się kupy. Bo oni zawsze coś wymyślą. To tylko kwestia czasu.
O tym, co jest a co nie jest antysemityzmem i kto jest a kto nie jest antysemitą, nie decyduje rząd polski, tylko izraelski i wskazani przez organizacje żydowskie przedstawiciele piątej kolumny zgrupowani w stowarzyszeniu „Nigdy Więcej”, w redakcji „Gazety Wyborczej” oraz członkowie polskiej odnogi loży B’nei B’rith, czyli funkcjonariusz Ligi Antydefamacyjnej, zbrojnego propagandowego ramienia loży, którzy młotkują „antysemitów” a organizacje roszczeniowe zbierają kasę. To oni wystawiają certyfikaty koszerności, i tym samym modelują kadrowo polską scenę polityczną. I jeszcze jedno – gdyby nie udało im się wyczarować antysemityzmu, musieliby wziąć się za uczciwą robotę, co byłoby dla nich prawdziwą tragedią. Wszak z akcji polowania na „antysemitów” czerpią ogromne zyski. I tu wierszyk Adama Asnyka: Antysemityzm często hodują handlarze, z których każdy dla siebie pewien zysk w nim widzi; kiedy się interesem korzystnym ukaże, ujmą go w swoje ręce niezawodnie Żydzi.
Polakowi trudno nie być „antysemitą”. To zrozumiała reakcja na żydowskie wady, na to, że w postawach Żydów zawsze przeważała nielojalność, a często jawna wrogość wobec państwa polskiego, że chcieli utworzyć Judeopolonię i że przywlekli do Polski komunizm. Dziś mamy do czynienia z najgroźniejszym przejawem tej nielojalności, w którym udział mają Żydzi rodzinnie powiązani z powojennymi siewcami komunizmu – z grabieżą Polski. „Żydów w Polsce nie ma, a antysemityzm jest” – tak zagajają każdą dyskusję. Tymczasem, na co dzień i na każdym kroku doświadczamy ich intensywnej obecności. Gdyby tą miarą mierzyć ich liczbę, to możnaby odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z milionową, ruchliwą, ofensywną, dającą w sposób agresywny, pozbawiony jakiejkolwiek delikatności odczuć swą wrogość i manifestującą swą nienawiść do Polaków, potężną mniejszością.
Co robić? Może przestać zwracać uwagę na słowo „antysemita”, nadużywane, wyświechtane, od dawna pozbawione treści, i powiedzieć: Jeśli chcecie żyć w Polsce, powściągnijcie butę i pazerność! A może w ogóle nie wchodzić z Żydami w dyskusje i przyjąć zasadę: Niech przestaną kłamać, bo jeśli nie, to Polacy zaczną mówić prawdę”? A może czas na wyłonienie własnej elity, która odsunie od żłobu kastę oplatającą swymi mackami całe państwo, która przywróci Polskę Polakom i wypchnie z ośrodków, które wytwarzają polską myśl polityczną obcych agentów?
Krzysztof Baliński
