Gdy Stach wyprawia się do szlachty z okolicy z misją szukania ochotników do polskiego wojska, dziwi się swemu powodzeniu: „Anim ja widział te wojsko, ani co. Okazuje się, że gdy zechcę, to i mądrych ludzi do butelek nabić mogę. A gdyby im tak
przyznał się, żem ze Smolarni i nie nawymyślał, nie podchwalił,
to nie wiadomo, czy poszliby od razu”. Cóż z tego, że stworzył legendę, którą naocznie poznał Kościk, nie on sam, skoro dzięki temu inni chłopcy staną się ową legendą naprawdę i wstąpią w legiony. Pisze więc Maria Zadencka, że książka „pokazuje
wyraźnie i bez mistyfikacji, jak historyczny stereotyp, poprzez to,
że działa jako pedagogiczny: etyczny i estetyczny wzór, zamienia
się w rzeczywistość, jak współgra z dziejącą się historią i życiem,
i znów zamienia się w mit”.
Nawiązań jest w powieści bardzo wiele i warto wymienić choćby
kilka z nich. W przedakcji dowiadujemy się, że w 1875 roku stary
Bałaszewicz przybył do nadberezyńskiej puszczy i „w otoku dwóch
rzeczułek” „zwalił pokotem pagórek lasu dziesięciny dwie”. Tam też założył chutor Rogi. Dzieje Bałaszewiczów przecinają się z losami Bohatyrowiczów z Nad Niemnem. Jakby z epopei
Elizy Orzeszkowej wzięte są opisy kresowego „zielnika”, którym
autentyczności dodają drobiazgowe wyliczenia zawierające liczne
nazwy gatunkowe:
Z kęp łęgowych wywijała się krzywymi haczykami paproć, rosnąc
w oczach i rozkładając się jak palma, między nimi podnosiły się buj-
nie leżaje, asak, kozielce, gdzie indziej – w miejscach przepastnego
bagna – wschodziła mokrzyca, kopytnik, rozrastały się rohoże i jawór
(NBZ 326– 327).
Z kolei przygody Stacha i Kościka w szkole rosyjskiej przypominają
niektóre karty Syzyfowych prac i Ludzi bezdomnych. Idźmy dalej.
Rozdział Taniec z żalu to niemal powtórzenie wesela z Chłopów
Władysława Reymonta. Sarmacka fantazja Mieczyka Piotrowskie-
go i jego na poły wydumane opowieści o heroicznych czynach
z dawniejszych czasów, w których sam ze zdwojoną siłą wiódł
prym, to kolejne wcielenie Sienkiewiczowskiego Zagłoby. Mieczyk
przypomina słynnego Onufrego również fizjonomią (sumiasty wąs
i słuszna postawa) i niezawodnym sprytem. Ten sam Piotrowski
jesienią 1919 roku zwraca się do Konarzewskiego: „Panie generale,
ja przyszedłem prosić pokornie, ażeby pan naszą zaberezyńską zie-
mię raczył przyłączyć do Polski” (NBZ 523). Miłosz na marginesie
tej sceny pisał: „Czas staje w miejscu; oto rok 1812, Pan Tadeusz
i słowa zwrócone przez Jankiela do generała Dąbrowskiego: «Jene-
rale, rzekł, ciebie długo Litwa nasza / Czekała długo, jak my Żydzi
Mesyjasza»”.
Z kolei słowa:
O wiosnoż nasza dowborowa! Dumo nasza! Nagrodo za długoletnie szy-
kany i krzywdy ciemiężców! Najsłodszy kwiecie naszego żywota! Wspo-
mnienie, kojące ból tęsknicy, w długiej i dalekiej tułaczce! (NBZ 328)
odsyłają do księgi XI arcypoematu, w której czytamy: „O wio-
sno! kto cię widział wtenczas w naszym kraju, / Pamiętna wio-
sno wojny, wiosno urodzaju!”.
Czarnyszewicz nawiązuje do słów
wieszcza: „Urodzony w niewoli, okuty w powiciu, / Ja tylko jedną
taką wiosnę miałem w życiu”. Co jeszcze łączyło te dwie wiosny?
Silna wiara w męża opatrznościowego. Wiosną 1812 roku okazał
się nim Napoleon Bonaparte. Cesarz Francuzów szedł na czele
Wielkiej Armii na Moskwę. W 1918 roku „nowym Napoleonem”
miał być generał Muśnicki – twórca tak zwanej Rzeczypospolitej
Bobrujskiej, której dzieje wiążą się ze szlakiem bojowym Białych
Legionów (1914 – 1918).
Były to polskie formacje służące w szeregach wojska Cesarstwa
Rosyjskiego. Dla dziesiątków tysięcy ochotników z dawnych Kresów
stały się szansą walki o niepodległość. „Białymi” legionistami byli
również bohaterowie eposu. Kościk Wasilewski jesienią 1915 roku
wstąpił do formowanej w Bobrujsku Brygady Strzelców Polskich,
by potem znaleźć się w Pułku Ułanów Krechowieckich.
Największe
nadzieje bohaterowie wiązali z późniejszą służbą w I Korpusie
Polskim pod komendą generała Dowbor-Muśnickiego. Gdy „biała”
Rosja pod naporem bolszewików zaczęła chylić się ku upadkowi,
dowborczycy zmuszeni byli podjąć walkę z Armią Czerwoną. Ob-
sadziwszy strategiczne punkty w mieście, 3 lutego 1918 roku Polacy
zdobyli twierdzę Bobrujsk bez jednego wystrzału: „Rozumem […]
naszego Pana Generała Dowbora-Muśnickiego i naszą legiońską
odwagą” (NBZ 232). Niebawem powstała Rzeczpospolita Bobrujska.
Było to pierwsze od 1831 roku (detronizacja cara Mikołaja I) pań-
stwo w całości rządzone przez Polaków, zupełnie niepodległe i nie-
zależne od któregokolwiek z trzech zaborców. Enklawa obejmowała
zasięgiem trójkąt między Słuckiem na zachodzie, Mohylewem na
północy i ujściem Berezyny do Dniepru na południu. Wschodnią
granicę „Dowborii” wyznaczała linia Dniepru z miasteczkami
Rohaczewem i Żłobinem. Rzeczpospolita Bobrujska istniała do
czerwca 1918 roku. Nadberezyńcy są najważniejszym literackim
świadectwem tamtych czasów.
Napięcie między eposem a sielanką prowadzi do pozornego pa-
radoksu. Wielkie epickie dzieło czasu wojen i okupacji pozbawione
jest w istocie scen zarówno krwawych, jak i batalistycznych. Wątki te
zostały celowo oddalone poza główny nurt narracji. Czarnyszewicz
uzyskuje wrażenie świata poza dziejową katastrofą, poza czasem,
umieszczonego w wiecznym teraz. Horyzonty poznawcze dzieła
sugerują, że narrator nigdy nie opuścił rodzinnych stron. Ta poetyka
łączy Nadberezyńców z tradycją epopeiczną, zwłaszcza w wydaniu
homeryckim. W klasycznie rozumianym eposie akcja powinna być
osadzona w zamierzchłym legendarnym „bezczasie”, kiedy wszystko
było większe, lepsze i heroiczne, ponieważ bliższe złotemu wiekowi
ludzkości. Dystans między momentem opowiadania a opisywany-
mi dziejami musiał wydawać się na tyle niezmierzony, że „nawet
najstarsi” nie pamiętają przedstawianych wydarzeń.
A przecież u Czarnyszewicza jest dokładnie odwrotnie! Akcja Nadberezyńców
kończy się w styczniu 1920 roku, powieść zaś ukazuje się w roku
1942. Analogiczną sytuację mamy w przypadku Pana Tadeusza. Finał
poematu rozgrywa się w 1812 roku, dzieło wychodzi drukiem w roku
1834. Ten zaledwie dwudziestodwuletni dystans dzielący moment
dziejowy od jego artystycznego przetworzenia zbliża oba eposy do
poetyki powieści historycznej. Jednak to nie wielka historia jest
głównym tematem.
W dziełach rządzi raczej znana z Epilogu Pana
Tadeusza reguła „«świata małego» (właściwie obszernego), ale «bez-
pośrednio znanego» i «świata szczegółowo zapamiętanego»”17. To
właśnie na podstawie losów indywidualnych postaci, dzięki mikro-
narracji poznajemy dzieje zbiorowe na tle przełomowych wydarzeń.
Te wkraczają do na poły mitycznego Soplicowa dopiero w ostatniej
księdze poematu, wraz z pochodem Wielkiej Armii na Moskwę.
Wówczas również nie śledzimy ich z perspektywy ułana awangardy
albo szefa sztabu generała Jana Henryka Dąbrowskiego, lecz wciąż
pozostajemy na poziomie „świata małego” i relacji „z drugiej ręki”.
Podobnie w Nadberezyńcach o generale Muśnickim wspomina się
bardzo dużo, lecz sam bohater pojawia się tylko w epizodycznej roz-
mowie z delegacją Smolarzan (NBZ 238– 240). Niewątpliwie jednak
dziejowe batalie o wiele bardziej wpływają na fabułę i kompozycję
eposu Czarnyszewicza, niż miało to miejsce w poemacie Mickie-
wicza. Natomiast wieści o nich poznajemy głównie „ze słyszenia”,
z perspektywy panoramicznej, która oddala nieujarzmiony żywioł
historii poza granice rodzimej Smolarni. „Pamięć ziemi wydaje się
silniejsza […] niż pamięć wydarzeń”. Czarnyszewicz zatem umie-
jętnie operuje epickim dystansem.
Perspektywa opowieści, która dzieje się z dala od głównych
frontów wojennych, oraz bardzo liczne sceny rodem z powieści
łotrzykowskiej łączą się z szerszą tradycją epicką. Zamiast walnej
bitwy obserwujemy drobne potyczki oraz indywidualne wyczyny
partyzantów. Smolarzanie dzięki zręcznym fortelom wychodzą
nawet z najgorszych opresji. To znany topos Odyseusza, niezwykle
popularny w dobie sarmackiej. W XVII wieku w polskich poematach
bohaterskich opiewano rycerza, który nie tylko jest odważny i mą-
dry (fortitudo et sapientia), ale też dzięki sprytowi potrafi pokonać
silniejszego przeciwnika „bez srogiego ludzkiej krwie rozlania”. Tę
chrześcijańską zasadę odnajdujemy chociażby w eposie Samuela
Leszczyńskiego Potrzeba z Szeremetem, hetmanem moskiewskim i Ko
zakami w Roku Pańskim 1660 od Polaków wygrana (1661). Doceniano
wówczas heroiczne wysiłki szpiegów, zawadiaków i obdarzonych
ułańską fantazją wojowników. Ideałem takiego Sarmaty był również
Zagłoba. Po trosze doń podobni, bohaterowie Nadberezyńców są więc
sprytni i odważni niczym Odyseusz. W walce z bolszewikami kierują
się zasadą „dobrego podstępu” (dolus bonus), znaną już z eposów Ho-
mera. Znakomitym przykładem jest zainscenizowana przez Mieczy-
ka Piotrowskiego egzekucja bolszewickiego zbrodniarza Kurtopalca
(NBZ 220– 224). Ruszający na pogrom smolarskiej szlachty bandyci
zostają najpierw przemyślnie wpuszczeni w sam środek zaścianka,
a potem otoczeni i zmuszeni do kapitulacji. Wyreżyserowany przez
Mieczyka sąd szlachecki podejmuje decyzję o skazaniu na śmierć
przez powieszenie najniebezpieczniejszych delikwentów. Dzięki
sztuczce z uprzednio podciętym powrozem herszt bandy zamiast
zawisnąć, pada na ziemię, a reszta przerażonych bolszewików błaga
o litość. Konceptysta Mieczyk triumfuje: „Piotrowski mrugnął okiem
znacząco i podkręcił z fantazją wąsa” (NBZ 224). Nadberezyński
szlachcic realizuje sarmacki ideał człowieka, który w służbie Rze-
czypospolitej walczy również za pomocą fortelu i humoru (tradycja
homo ludens i homo politicus). Stach, wydostawszy się z bolszewic-
kiej celi, pisze na ścianie złośliwy wierszyk pod adresem swego
niedawnego oprawcy: „– Już mię nie ujrzysz, bałwanie. / Wziąłem
twoją szablę i odziewanie […]” (NBZ 183).
Czarnyszewicz utrwalił unikalną, pełną białorutenizmów i rusycy-
zmów gwarę drobnej szlachty żyjącej w widłach Berezyny i Dniepru.
Oprócz znanych już wcześniej kresowizmów dzięki tej twórczości
do słownika polszczyzny północnokresowej językoznawcy dopisali
około pół tysiąca nowych słów. Bogactwem leksyki Nadberezyńców
zachwycali się wszyscy recenzenci powieści. Melchior Wańkowicz
pisał:
Sam język zmienia się; schodząc coraz bardziej w głąb, nieraz w trzech
czwartych staje się białoruskim. Język „pełen rusycyzmów” […] żyje
w książce Czarnyszewicza nieoczekiwanym pięknem neologizmów,
prastarych rdzennych źródłosłowów i nic to nie przeszkadza, że jest
obrosły pleśnią rusycyzmów, skoro się nastał w niewoli rosyjskiej jak
stare tęgie wino (WŻ 8– 9).
Ciekawe są chociażby prowincjonalizmy i archaizmy będące eks-
presywnymi zdrobnieniami. Do szczególnie bogatych należą czułe
określenia ukochanej: lubka, hołubka, krasawica, kraska, kraśka,
kwietka, ptuszaczka, burbałka, złotka, miłka, lisiczka, rybka złota,
zorka jasna, orliczka moja, kraska tęczowa, zuzula serdeczna, lilij-
ka biała… Na drugim biegunie sytuują się przezwiska skierowane
pod adresem chłopców i mężczyzn: ludorez, hołupiec, moszenik,
knyr, babczur, mordaty, kobylatnik, skupierda, wałacuha, wstydnik,
paskudnik, zabijaka, świński tato… Interesujące jest zróżnicowanie
językowe postaci. Szlachta z najbardziej zruszczonych zaścianków
mówi w połowie z ruska: „Wot hdzie Hańka nasza! Wot hdzie jana! […]
A jakajaż pięknaja wyhadawała się! Jakajaż rosłaja! Wot dziewczyna!”
(NBZ 249). W dialogach występuje również stylizacja wybiórcza.
Wówczas całe kwestie zapisywane są w polskim tłumaczeniu, jedynie
zaś pojedyncze zwroty sygnalizują mowę obcą. Do specyfiki nadbe-
rezyńskiej gwary należy częsta obecność imiesłowów przysłówko-
wych zakończonych na „-szy”: „Jeszcze nie wiadomo, czy zabity. Nie
rusza się, nie odzywa, ale podobno nie umarłszy” (NBZ 297). Pełne
staropolskiego uroku są: niekiedy inwersyjna składnia z orzecze-
niem na końcu zdania (wpływ łaciny i języka biblijnego), ruskie
makaronizmy oraz archaiczno-dialektalne zwroty, takie jak: „Jak
ja po tobie zbiedowałam się!” (NBZ 344), „Jakże ty, chłopcze, hodu-
jesz się?” (co znaczy: „jak się masz?”, NBZ 11), „Co ty wklepała się
w tego oblizańca, że żałujesz, by mu nie wsypali” (NBZ 296), „Jakiż
On nieudały!” (NBZ 56). Na weselu tak kawaler wyraża zaintereso-
wanie dziewczyną: „Panna Karolina, ja chcę pannie cości bardzo
ważnego powiedzieć. […] Ja mam wielką elektryczność do panny
Karoliny” (NBZ 271). Uwagę zwraca także szczególna łączliwość
niektórych słów, na przykład: „Stachowi z trwogi i żalu za stryjami
aż serduszko boli” („komu?” zamiast „kogo?”, NBZ 27); „jest takie
arendarzy” (północnokresowe „jest” zamiast „są”, tu w znaczeniu:
„są tacy dzierżawcy”, NBZ 67). Wielką zaletą języka Czarnyszewicza
jest jego różnorodność, mariaż stylu wysokiego z niskim i dosadnym,
łączenie polszczyzny literackiej z dialektalną, a także zamiłowanie
do słowotwórstwa i poetyckiej metaforyki