Co zastaną na Księżycu kitajcy, japońcy, może Hindusi?

Co zastaną na Księżycu kitajcy, japońcy, może Hindusi?

Mirosław Dakowski

[ dlaczego tylko Hindusi z dużej litery? Bo to nazwa własna, a pozostałe to przezwiska]

Wygląda na to, że obecnie różne państwa starają się wyjść poza Ziemię.

A przed pół wiekiem były tylko dwa: Sowiety i Ameryka. Chyba naprawdę sobie wtedy wrogie. A może to tylko powierzchniowo?

Oba chciały „w Kosmos “, choć w rzeczywistości to była i jest cieniutka warstewka tuż przy powierzchni Ziemi. Bo cóż to – te 300 czy 400 km? Nawet Księżyc to odległość 364 400 do 406 700 km.

Ale już prezydent Kennedy mówił o realnych planach lotów człowieka na Marsa w bliskich latach”.

I nagle – z obu stron – coś zablokowało. Co to było? Byliśmy ciekawi i jesteśmy. Bo to nie tylko ogrom wydatków. Czy kłopoty wewnętrzne państw? Zamurowało i już! Na pewno nie było to jakieś ultimatum kosmitów, bo prawdopodobieństwo powstania życia w sposób ewolucyjny [więc przez przypadkową ewolucję chemikaliów] jest mniejsze niż… [nie da się opisać, napisać tak małych liczb!]. Więc jest to prawdopodobieństwo zerowe. A stworzenie przez Stwórcę innych istot z duszą też chyba zerowe. Ale to kwestia teologiczna, więc tutaj pomijam.

Przeszkodą nie było chyba „nagłe”zdanie sobie sprawy z niebezpieczeństwa promieniowania kosmicznego. Wokół Ziemi krążyły już wtedy załogi miesiącami. I – chyba – nie mieli chorób popromiennych?A loty na Księżyc trwały jedynie ok. tygodnia.

Zablokowano na przeszło pół wieku „podbój kosmosu”.

Powstały więc naturalnie różne wątpliwości, tak poważnych uczonych [ jak i głównie!] amatorów, fantastów, łowców sensacji, pojebów wreszcie. Są najróżniejsze filmy eksponujące fakty przeczące prawdziwości lądowania Amerykanów na Księżycu, szczególnie Apollo 11.

Inni sceptycy podważają nawet możliwość techniczną lotów na księżyc, energetyczną i informatyczną.

Brałem udział, w latach chyba późnych siedemdziesiątych, w międzynarodowej, światowej spontanicznej inicjatywie młodych uczonych „Lunatic Asylum”. Prowadzono badania własności skał księżycowych przywiezionych przez późne misje Apollo. Ja szukałem śladów długożyciowych pierwiastków superciężkich, przewidzianych już wtedy przez teorię [prof. Adam Sobiczewski]. Nie znalazłem.

Ale byli tam również świetni, krytyczni młodzi geologowie, także spece od meteorytyki, o umysłach jak brzytwa. Ci byli pewni, że to nie są skały ziemskie ani z meteorytów, które by przyleciały na przykład z Marsa czy Księżyca.

Są możliwości sprawdzenia, czy gdzieś na Księżycu stoi sobie łazik księżycowy i czeka na kitajca.

Bo pierwszy lądowanie na Księżycu,pierwszy krok Armstronga [wyuczony na pamięć slogan: „To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości”] , to mogło być nagrane w studiu Kubricka z Odysei 2001.

Czemu jednak ani w sprawie tych wątpliwości, ani fałszywego lotu Gagarina nie podniesiono międzynarodowego rabanu? Tego nie rozumiem.

A jestem bardzo ciekaw.

Obecnie – cóż, niedługo chyba na przykład chiniarze polecą na Księżyc. Czekamy więc na jakiegoś kitajca lub tp., który wyląduje tam, gdzie według Amerykanów lądowały pierwsze wyprawy, a także tam, gdzie zostały przecież lądowniki, ślady stóp, z późniejszych rovery i tak dalej. Te pojazdy księżycowe zostawiły przecież, jeśli istniały naprawdę, swoje ślady. Ale byłyby jaja, gdyby nic tam nie znaleźli!

Co zrobiliby w takiej sytuacji Amerykanie? Pewnie zwaliliby aferę, blamaż na nieboszczyków. No bo to już przecież ponad pół wieku temu.. Oszuści pomarli.

Поживём – увидим.

Wielkie kłamstwa XX i XXI wieku: I. Zdobycie Księżyca.

Wielkie kłamstwa XX i XXI wieku

Autor: piko, 5 września 2025

Zamiast tekstu o Konstytucji urodził się tekst o kłamstwach XX i XXI wieku. Myślę że ciekawszy od nudnych prawnych dywagacji zwłaszcza że nie jestem prawnikiem.

Przyszło mi żyć w bardzo ciekawym okresie, czego nie żałuję, pomimo groźnie brzmiącej sentencji – abyś żył w ciekawych czasach. Może jednak tak się zdarzyć, że niedługo będę żył w jeszcze bardziej ciekawych czasach, co może być rzeczywiście niebezpieczne.

Doświadczyłem PeeReLu, okresu Solidarności, Stanu Wojennego, wiekopomnej Transformacji i burzliwego rozwoju naszej młodej demokracji pod unijnymi skrzydłami. To doświadczenie umożliwia szersze spojrzenie na rzeczywistość i wyciąganie logicznych wniosków.

Jakie mam refleksje? Wiele i różnych. Dziś się skupię na jednej z ważniejszych –  żyłem i żyję w epoce Wielkich Kłamstw. Dlaczego dziś o tym piszę dalej się wyjaśni.

Cóż to jest kłamstwo? Kłamstwo jest zaprzeczeniem prawdy, więc na początek określmy czym jest prawda. Na prawdę można spojrzeć z różnych punktów – z logicznego, naukowego, religijnego, metafizycznego, itd. Dla dalszych rozważań skupmy się na prawdzie logicznej i naukowej.

Prawda logiczna to: zgodność zdania z rzeczywistością lub inaczej, że dane zdanie jest prawdziwe dokładnie wtedy, kiedy to, co ono znaczy, jest tak, jak ono znaczy.

Prawda naukowa to: stwierdzenie lub fakt, który został wielokrotnie sprawdzony i potwierdzony w drodze obserwacji, eksperymentów i analiz. Jest to wynik rygorystycznego procesu badawczego, który dąży do obiektywnego odzwierciedlenia rzeczywistości.
W kontekście nauki, prawda nie jest postrzegana jako absolutna i ostateczna, ale raczej jako aktualny stan wiedzy, który jest otwarty na dalsze badania i ewentualne zmiany w świetle nowych dowodów (za AI).

Czyli kłamstwo to niezgodność twierdzeń z obserwowaną rzeczywistością oraz twierdzenia niezgodne z aktualną nauką.

Trzeba jeszcze w sprawie kłamstw dokonać podziału na takie zwyczajne, ludzkie kłamstwa, które każdy z nas popełnia, bo jesteśmy niedoskonali – już św. Augustyn słusznie zauważył: „(…) Sami oszukujemy, kłamiemy, błądzimy, ale nikt nie chce być okłamywany i oszukiwany– ot, taki paradoks
oraz
na mega kłamstwa popełniane przez różne ośrodki władzy.

Lista ważniejszych mega kłamstw XXw. z linkami do moich tekstów:

  1. Zamach na JFK 1963 (https://www.salon24.pl/u/piko/1013291,dwa-opowiadania-i-teoria-orwell-huxley-i-spiski ).
  2. Lot na Księżyc 1969-72.
  3. Transformacja w RP 1989 (https://nohood.wordpress.com/2017/01/25/przypominam-co-to-plan-balcerowicza/ nie było żadnej transformacji tylko się Michnik i spółka dogadali z Kiszczakiem i służby po przewerbowaniu przeszły w szyku zwartym do nowej rzeczywistości). W zasadzie transformacja to wynik dogadania się Władimira Kriuczkowa (szef KGB) z Danielem Fritzem (departament Stanu USA).
  4. Zamach w NYC 2001 (https://www.salon24.pl/u/piko/605535,matrix-11-09-10-04-i-nie-tylko-czyli-jest-do-d żadne samoloty nie wleciały, była to inside job zrealizowana przez deep state).
  5. Wojna w Iraku 2003 (Saddam miał mieć broń masowego rażenia więc tak ją skubany dobrze ukrył, że nie można jej do dziś znaleźć. W wyniku misji stabilizacyjnej zginęło ponad 70 tys. cywili więc Putin na Ukrainie to cienki Bolek. Przy okazji, przypadkiem petrodolar utrzymał się jako waluta transakcyjna, Irak (nie tylko) popadł w chaos w którym tkwi po dziś dzień, no i Izrael jest bardzo zadowolony).
  6. Katastrofa w Smoleńsku 2010 (multum tekstów udowadniających maskirowkę na Siewiernym np. https://www.salon24.pl/u/piko/607411,zjawiska-przyrodnicze-a-smolensk-2010 https://www.salon24.pl/u/piko/579084,do-bbudowniczego-i-geoala „Czerwona Strona Księżyca” FYMa i wiele innych).
  7. Covid 2019 (wielka operacja psyops, którą jednym ruchem przerwał Putin ale i tak zakończyła się sukcesem – okazało się, że można ludność spacyfikować pod pozorem zarazy, polecam Karwelisa dziennikzarazy.pl i „Kowidowe getta” Katarzyny Tretner-Sierpińskiej).
  8. Klimatyzm od 1972 do dziś (od globalnego ochłodzenia przez ocieplenie do zmian klimatycznych spowodowanych przez człowieka https://www.salon24.pl/u/piko/1286148,klimatyzm-religia-szubrawcow-i-idiotow https://www.salon24.pl/u/piko/1319744,klimatyczny-naukowy-konsensus-czyli-jeden-z-wiekszych-globalnych-przekretow ).

Powodem dla którego akurat teraz postanowiłem poruszyć temat mega kłamstw jest 56. rocznica transmisji zdarzenia opisywanego jako lądowanie ludzi na Księżycu (16 – 24 lipca 1969). Warto rozebrać to kłamstwo nr 2. na liście na czynniki pierwsze, aby uzmysłowić sobie jak można ludzi w skali globalnej zmanipulować i dlaczego to jest w ogóle możliwe.

Jak się popatrzy z szerszej perspektywy to kłamstwo o lądowaniu na Księżycu było stosunkowo łagodnym kłamstwem w porównaniu z innymi, na przykład z akcją z 11/9 polegającą na zabiciu ok. 3000 ludzi i zdemolowaniu centrum Manhattanu w fingowanym zamachu lotniczym, który był pretekstem do przeprowadzenia dwóch wojen i pozbawieniem obywateli USA niektórych praw obywatelskich i prywatności (Patriot Acts) czy kłamstwem pandemiczno-kowidowym, gdzie do piachu poszło ekstra ponad 200 tysięcy Polaków.

Kłamstwo księżycowe, wobec porażek USA w wyścigu z ZSRR o podbój kosmosu, miało na celu podbudować amerykańskiego ducha, odwrócić uwagę od różnych politycznych zawirowań i wojny oraz zapewne wyciągnięcie sporych funduszy na programy wojskowe.

Kłamstwo księżycowe ma jednak jeden zasadniczy feler – termin ważności, który już się skończył. Minęło przeszło pół wieku, technologia (materiałowa, IT, telekomunikacyjna i każda inna) w tym czasie poszła niesamowicie do przodu a podróży astronautów w 3 dni na Księżyc, nawet bez lądowania, ani widu ani słychu – o popylaniu łazikiem po wydmach księżycowych nie wspomnę.

Dalej podam argumenty kwestionujące lot, natomiast teraz zastanówmy się dlaczego to kłamstwo tak dobrze się zagnieździło w świadomości. Uważam, że powodem jest strach. Ale to nie samo kłamstwo przeraża ludzi lecz to, co to kłamstwo mówi o otaczającym nas świecie i o tym jak on naprawdę funkcjonuje.

Bo jeśli NASA była w stanie zorganizować tak skandaliczny żart przed całym światem a następnie utrzymać to kłamstwo przez pół wieku, to co to mówi o kontroli nad informacjami które otrzymujemy?

Co to mówi o mediach, środowisku naukowym, edukacyjnym i wszystkich innych instytucjach od których zależy czy powiedzą nam prawdę, czy nie?

I to właśnie przeraża ludzi i powstrzymuje ich przed rozważaniem możliwości, że mogli być tak skutecznie oszukani.

Straszny nie wydaje się sam fejkowy lot tylko fakt, że skoro mogli nas okłamać w tej sprawie, to mogą okłamać w każdej innej.

Często jako argument obrony pojawia się stwierdzenie – snujesz jakieś teorie spiskowe, to nie możliwe żeby takie kłamstwo było ukrywane tak długo, zbyt wiele osób musiało by o nim wiedzieć, itd. bla, bla bla. Najczęściej mówią to ludzie, którzy nic nie wiedzieli o tych misjach, nie mają pojęcia o podstawach fizyki.
Ale co zrobisz szanowny czytelniku, jeżeli twoja zdolność krytycznego i niezależnego myślenia podpowie ci, że  to co starają ci się wcisnąć jako prawdę jest fałszem? Czy ślepo podążysz za autorytetami i udasz, że wszystko jest ok i będziesz dla świętego spokoju żył w zakłamaniu?

Jest jeszcze jeden aspekt trwałości takiego kłamstwa – w odróżnienia od zwykłego, mega kłamstwo samo się broni przez swoją wielkość, absurdalność, nierealność. Dowód? Proszę otworzyć link z kłamstwa nr 4. na liście. W TV mamy obraz całego budynku WTC7 i dziennikarka stojąca na jego tle mówi, że właśnie ten budynek się zawalił, co faktycznie się stało, ale 26 minut później. Czy pojawiły się jakieś reakcje mediów, ludzi, że to są jaja? Nie. Bzdura była tak wielka, że nikt normalny na gorąco nie zareagował. Potem również nie „no bo straszna tragedia” i po co tam jakieś szczegóły rozdrapywać. Tak to działa.

Zacznijmy naszą księżycową historię od wyzwania jakie rzucił Kennedy w 1961 narodowi amerykańskiemu – przed upływem dekady wyślemy człowieka na Księżyc i bezpiecznie sprowadzimy go na Ziemię.

Osadźmy tę akcję w realiach lat 60.
Wówczas cały bardziej wyrafinowany zestaw elektroniki domowej składał się rozmytego czarno-białego telewizora z brzęczącym pokrętłem zmiany kilku kanałów, śmieszną anteną typu królicze uszy i brakiem pilota. Tak przełomowe rozwiązanie jak kalkulator kieszonkowy miał do konsumentów trafić dopiero za 5 lat. Oczywiście nowinki techniczne do technologii lotniczej czy kosmicznej wchodziły trochę wcześniej ale spokojnie można powiedzieć, że z dzisiejszego punktu widzenia, naukowcy NASA pracujący nad programem Apollo działali w wiekach mrocznych i siermiężnych.

Po tej śmiałej deklaracji JFK nikt nie miał pojęcia jak ją zrealizować. Nawet ojciec amerykańskich programów kosmicznych Wernher von Braun w swojej książce „Conquest of the Moon” napisał:
„Powszechnie uważa się, że człowiek poleci bezpośrednio z Ziemi na Księżyc, ale aby to zrobić, potrzebny byłby pojazd o tak gigantycznych rozmiarach, że okazałoby się to ekonomicznie niewykonalne. Musiałby rozwinąć wystarczającą prędkość, aby przebić się przez atmosferę i przezwyciężyć grawitację Ziemi, a po przebyciu całej drogi na Księżyc musi mieć wystarczającą ilość paliwa, aby bezpiecznie wylądować i odbyć podróż powrotną na Ziemię. Ponadto, aby dać ekspedycji margines bezpieczeństwa, nie użylibyśmy jednego statku, ale minimum trzech … każdy statek rakietowy byłby wyższy niż nowojorski Empire State Building  i ważył około dziesięć razy więcej niż  statek Queen Mary, czyli około 800 000 ton”.

Wśród różnych niedorzecznych pomysłów, jak wysłać ludzi na Księżyc przed Rosjanami, pojawił się  „nieznany inżynier” John Houbolt, który promował następujący plan:
– statek matka przenosi na orbitę księżycową lądownik, który oddziela się i osiada na Księżycu, następnie lądownik  powraca na orbitę, dokuje do modułu załogowego krążącego na orbicie księżycowej i po odpaleniu silnika pojazd rusza w drogę  powrotną na Ziemię.

Pomysł wydawał się tak samo niedorzeczny jak pozostałe tym razem z uwagi na konieczność dokowania na orbicie Księżyca, kiedy speców z NASA ogarniał strach przed zrobieniem tego na niskiej orbicie ziemskiej. Na czele z von Braunem wszyscy odrzucili pomysł. Był rok 1961.
W czerwcu 1962 zwołano spotkanie na którym von Braun pozytywnie zaopiniował pomysł z lądownikiem czym wzbudził zaskoczenie całego zespołu. Co się stało, że zmienił zdanie o 180 stopni? Pewnie ktoś mu podsunął notatkę, że tu nie chodzi o plan jakiegoś realnego lotu tylko o plan, który dałoby by się sprzedać Amerykanom i światu.

Jak przedstawiały się podstawowe aspekty fizyczne podróży.

Odległość do Księżyca w linii prostej od powierzchni do powierzchni wynosi średnio 380 000 km. Całkowity dystans jaki przebywa pojazd uwzględniając orbity wokół Ziemi i Księżyca wahał się w zależności od misji od ok. 1 mln km do 2,3 mln km.

Podróż tam odbywała się etapami, pierwszy to osiągnięcie niskiej orbity Ziemi (LEO) co wymagało zużycia  ok. 2600 ton paliwa by uzyskać co najmniej I prędkość kosmiczną czyli 7,9 km/s. Zabierało to ok. 12 minut i wymagało zużycie całego paliwa z dwóch i część z trzeciego stopnia rakiety Saturn V. Całkowita masa paliwa to ponad 2700 ton w tym III stopień 107 ton.
Kolejnym etapem jest odpalenie silnika III stopnia i skierowanie pojazdu w kierunku celu. Po wejściu na orbitę Księżyca zaczyna się najbardziej odlotowa część wyprawy – posadzenie nieprzetestowanego lądownika na srebrnym globie przy pomocy komputera klasy Atari, czy ZX Spektrum, i dzielnego astronauty.

Podróż z powrotem napotyka na jeszcze większe problemy niż podróż tam.  Po pierwsze trzeba wystartować z powierzchni i zadokować do modułu krążącego na orbicie Księżyca (!!!). Następnie spalając resztkę paliwa pokonać grawitacją Księżyca i zacząć swobodne spadanie na Ziemię. I tu zaczyna się prawdziwe „wyzwanie”. Powrót z niskiej orbity (LEO 200-300 km) wymaga użycia silników hamujących aby  z prędkości 7,9 km/s wejść bezpiecznie w atmosferę i potem wytracić energię przez opór aerodynamiczny, a tu mamy do wytracenia 11,2 km/s bez hamowania. Jak wiadomo ze szkoły energia kinetyczna obiektu rośnie z kwadratem prędkości.
Powrót z Księżyca bez paliwa na hamowanie skończyłby się spaleniem statku lub odbiciem od atmosfery i lotem w siną dal. A paliwa nie było.

Na koniec tej części kilka pytań:

1. Jak wówczas się udało to czemu potem nie podjęto kolejnych prób? Powinno być przecież łatwiej, bo szlak przetarty i technologia lepsza (pierwszy lepszy smartwatch obsłużyłby taki lot).
2. Czy żywe zainteresowanie człowieka eksploracją kosmosu osłabło na 50 lat?
3. Czy tych kilka wycieczek zaspokoiło całą ciekawość środowiska naukowego co do Księżyca?
4. A inne kraje nie chciały spróbować eksploracji Księżyca?
5. NASA w raporcie z 2005 sygnalizuje, że najwcześniej za 15 lat może ponowią loty na Księżyc. Jest kilka problemów do rozwiązania, np. kwestia promieniowania i skafandrów. To w latach 60 startując prawie od zera poradzono sobie z problemami w 8 lat a teraz potrzeba jakiś 15 by opanować problem skafandrów i promieniowania?
5. Może teraz to za drogie? Ale przecież w latach 60. USA toczyło zimną wojnę oraz gorącą w Południowo-Wschodniej Azji a mimo to zdołali sfinansować 7. misji na Księżyc z użyciem jednorazowego sprzętu.

Na tym skończę pierwszą część epopei kosmicznej. W drugiej będzie więcej szczegółów technicznych pokazujących niedorzeczność eskapady i kilka zdań o archiwach z wiekopomnych lotów a tak naprawdę o ich braku.

Po co badać Układ Słoneczny? Niezrealizowane plany. Wspomnienia kosmicznego marzyciela.

Po co badać Układ Słoneczny? Niezrealizowane plany. Z Turbacza 3

Wspomnienia kosmicznego marzyciela.

Mirosław Dakowski, październik 2023

Zdecydowałem się i poszedłem w wieku lat 16 na studia fizyki, mniej chyba dla samej fizyki, a więcej, by wynaleźć silnik jonowy… i polecieć na księżyce Saturna.

Koniec lat 50 i początek 60-tych zeszłego wieku to okres gdy fizycy, odkrywcy in spe, bardzo wiązali swoje nadzieje z rozwojem energetyki jądrowej i jądrowych napędów. Czytaliśmy wtedy, że moc rakiet związana jest z trzecią potęgą prędkości wylatującej z dyszy materii. Dlatego myślałem wtedy o stworzeniu silnika jonowego, w którym jony wylatujące miały mieć prędkość porównywalną z 1/5 czy 1/3 prędkości światła. Mój kolega, prawie przyjaciel Eryk już na początku naszej pracy w Instytucie Badań Jądrowych zastanawiał się nad możliwością stworzenia lasera gamma. To miało prowadzić do silnika fotonowego, niezbędnego w dalekich lotach.

Ja rozważałem budowę paraboloidalnego zwierciadła na bazie magnesów nadprzewodnikowych do wysyłania ściśle równoległej, czyli nie rozbieżnej wiązki fragmentów rozszczepienia. W tym celu konieczny był miniaturowy akcelerator liniowy [protonów lub alfa] do bezpiecznego produkowania rozszczepienia, bez niebezpieczeństwa efektu lawinowego istniejącego w zwykłych reaktorach.

Profesor Andrzej Sołtan, któremu o tych marzeniach mówiłem, stwierdził sarkastycznie, ale dobrotliwie, przyzwalająco, że to możliwe, ale konieczna jest wzrost intensywności wiązek akceleratora mniej więcej 10 do 12 rzędów wielkości. Na przykładzie miniaturyzacji elektroniki widzimy, że nie była to mrzonka.

W latach 60-tych zeszłego wieku realnym wydawało się, że pierwszy lot na Marsa może nastąpić w końcu XX. Dopiero gwałtowne wstrzymanie programów kosmicznych w USA i w sowietach na początku lat 70 uczyniły nierealnymi te marzenia i perspektywy.

Energię do napędzania silników rakiet planowaliśmy uzyskać z rozszczepienia lub syntezy cząstek alfa z protonów. To ostatnie czyli energia syntezy, mówiono nam, młodym fizykom, że jest już bardzo blisko. Tymczasem później, około 20 lat temu mówiono kwaśno, że więcej uczonych w Holandii żyje z badań nad rakiem niż ludzi na raka umiera.

Podobnie wyglądały, jak się obecnie okazuje, badania nad syntezą lekkich jąder czyli fuzji.

2 do 3 lat przed lotem Hermaszewskiego uznałem, że władzom sowieckim ze względów propagandowych potrzebny będzie kosmonauta z krajów satelickich. Ponieważ nasz bliski znajomy, pianista i kompozytor Piotr Perkowski przyjaźnił się z generałem Jaruzelskim, przez niego przekazałem generałowi propozycję [propozal] lotów w przestrzeń okołoziemską w celu poszukiwania pierwiastków superciężkich. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze czy istnieją bardzo długożyciowe superciężkie pierwiastki [to znaczy o Z od 110 do 126]. Proponowałem więc poszukiwania z kosmosu przy pomocy emulsji jądrowych oraz nowych wtedy, rewelacyjnych, a przez nas rozwijanych, detektorów krzemowych. Mieliśmy już wtedy „teleskop” do pomiaru tak energii, jak i Z oraz A cząstek.

Ponieważ pisałem do wojskowego, podkreśliłem sprawę wielkiej ilości neutronów [krotności] oczekiwanej dla superciężkich tak teoretycznie, jak i z ekstrapolacji pomiarów dla pierwiastków poza-fermowych [Z>100]. Superciężkie powinny mieć krotność ok. 10-13, w porównaniu do ok. 2.5 dla Pu i U. To bardzo istotne dla miniaturyzacji ew. przyszłych pocisków jądrowych z superciężkich. Dla dział? Nie pomogło…

Z obecnej perspektywy widzimy, że przy pomocy różnych wariantów syntezy ciężkich pierwiastków [U+Kr itp .. ] można uzyskać jednie krótko-życiowe izotopy superciężkich, a do środka „wyspy stabilności” brakuje jeszcze kilkunastu, może dwudziestu kilku neutronów, których nie wiadomo, skąd wziąć. Może uda się ją uzyskać doświadczalnie, ale nie będą to czasy życia milionów lat, może jednak np. pojedynczych lat?

Niestety wtedy moja kandydatura została odrzucona z powodu – jak prywatnie powiedziano – mojego katolicyzmu. Po paru latach poleciał członek partii.

Dla mnie w marzeniach podróż na księżyce, na przykład Saturna, miała wtedy znaczenie głównie turystyczne. Istotne jednak było, jak skrócić takie loty do minimum. Chciałem to uzyskać przy pomocy wynalezienia silników jonowych o ogromnej mocy.

Równie istotne było zagadnienie, jak zbudować osłonę przed promieniowaniem kosmicznym, oraz jak, już tam na miejscu zbudować mieszkania, laboratoria na tyle w cieniu czy w głębi skal, by promieniowanie kosmiczne przestało zagrażać zdrowiu ludzi.

W latach 70 szukaliśmy pierwiastków superciężkich wszędzie: W złocie PRL-u [mogłem mieć do dyspozycji całe złoto Mennicy], eka-złota [Z=110] szukaliśmy w kosmosie, w skałach przywiezionych przez NASA z Księżyca.

Stworzyliśmy zespoły międzynarodowe pod wspólną nazwą Lunatic Azylum [spontanicznie! jeszcze wtedy było to możliwe!]. Oceniliśmy wiek dostarczonych nam skał księżycowych, niektórych, wybranych, na ponad 3,5 miliarda lat. Ja szukałem tam śladów rozszczepienia na trzy fragmenty, które by świadczyły że pochodzą one z pierwiastków superciężkich. Żadnych rewelacji jednak nie znaleźliśmy.

Tych skał było kilkadziesiąt kilogramów, z pewnością z Księżyca, bo koledzy mineralodzy stwierdzali ich całkowitą inność od skał ziemskich i od meteorów.

Są krytyczne analizy wskazujące na realne, nie domniemane sprzeczności w zdjęciach z pierwszych wypraw na Księżyc. Mogą jednak dotyczyć wypraw Apolla 11 czy 12. Może te zdjęcia i filmiki rzeczywiście były zrobione w studio na Ziemi, zapewne przez reżysera „Odysei kosmicznej” Stanley’a Kubricka.

Jednak my, badacze różnych specjalności [geochronologia, krystalografia, mineralogia, rozszczepienie, biologowie – którzy szukali bakterii] w skałach księżycowych, pracowaliśmy na skałach z wypraw Apolla 15 do 18, na pewno autentycznych.

Ja szukałem tam śladów [traków] rozszczepienia super ciężkich. Ślady te powinny mieć kształty nie pałeczek, jak w rozszczepieniu podwójnym, lecz litery Y, bo według teorii rozszczepienia, oraz według ekstrapolacji z badań pierwiastków ponad fermem [Z= 100], w okolicy pierwiastków o Z równym 114 do 120, powinno być dużo rozszczepień na trzy porównywalne fragmenty. Piękne były kryształy oliwinu księżycowego, ale śladów pierwiastków superciężkich nie znalazłem.

Po paru latach nasze Lunatic Asylum rozpadło się, równie spontaniczne jak powstało.

Byli tam zdolni ludzie z wielu specjalności, wspólnie więc napisaliśmy list – memoriał do NASA dotyczący lotów międzyplanetarnych, czyli poza sferę Ziemi, a nawet poza Marsa.

Pisaliśmy, że do dalszych lotów nie należy startować z Ziemi. Należy najpierw zbudować przestrzeń życiową pod skałami na Księżycu, by pozbyć się niebezpiecznego promieniowania kosmicznego. I tam, z surowców księżycowych, budować statki do startu z orbity księżycowej, dopóki nie będzie dobrego silnika jonowego czy fotonowego.

A i tak, tymi dwoma rodzajami napędu nie można przecież startować z Ziemi, tylko z próżni, z orbity. Ileż byłoby zniszczenia, gdyby takie rakiety startowały z Ziemi!

Były wyliczenia, że start z orbity księżycowej pozwoli zmniejszyć 10 do 30 razy ilość paliwa, bo uniknie się tak oporów powietrza w atmosferze, jak i strat energii na oderwanie od grawitacji ziemskiej. Rakieta z orbity Księżyca będzie mogła lecieć szybciej i przenieść na Marsa większą masę pożyteczną.

Niestety wtedy nagle oba mocarstwa wyhamowały swoje programy kosmiczne. A obecnie programy te rozproszone są między konkurujące państwa i firmy.

Zamiast wspólnego wysiłku w kierunku poznania Układu Słonecznego, „międzynarodowy Planista [pederasta?}” buduje religię synkretyczną, Zielony Ład, totalitarną medycynę itp, czyli antycywilizację.

Nie chcą pamiętać o losie Wieży Babel, nawet na niej wzoruje się w swej stolicy.