Pedofilia, obrona homoseksualizmu i… post-marksizm: paskudny rodowód edukacji seksualnej

Polscy uczniowie – ci, których rodzice nie wypisali z zajęć – uczestniczą w lekcjach nowego przedmiotu: edukacji zdrowotnej. Elementem dedykowanej mu podstawy programowej jest między innymi nauka akceptacji dla „różnorodności seksualnej”. Za tym nieszkodliwie brzmiącym hasłem stoi paskudna rzeczywistość… Gdy cofnąć się do korzeni emancypacyjnej edukacji seksualnej, staje się jasne, że jest ona niczym innym, jak narzędziem rewolucji obyczajowej – tej, której orędownicy zgodnie aprobowali m.in pedofilię. Różnorodność znaczy tu tyle, co porzucenie zakorzenionego w zgodności z naturą spojrzenia na erotykę.
„Nowy burdel dla wszystkich” – tak nazywa się ćwiczenie, jakie uczniowie niemieckich szkół wykonują w ramach zajęć edukacji seksualnej. Za zadanie mają szczegółowe rozplanowanie działania domu publicznego tak, by uciechę znaleźli w nim bywalcy o nawet najmniej oczywistych fantazjach. Takie „kompetencje”, według autorów programu, kształtować w sobie powinni już 15-latkowie.
To skandaliczne zadanie dla nastolatków przywoływano już niejednokrotnie jako dowód oszałamiającej postaci „edukacji seksualnej” za Odrą. Tymczasem to jedynie czubek góry lodowej… Środowisko sprzyjających rewolucji obyczajowej niemieckich seksuologów ma do ukrycia znacznie więcej… To fakty, których znajomość przyprawia o dreszcze.
Za stworzenie wspomnianego ćwiczenia odpowiada nikt inny, jak Elisabeth Tuider. Jak donosił w głośnym artykule magazyn „Emma”, kobieta jest docentem i wykłada „seksualność różnorodności” słuchaczom szkoły wyższej w Getyndze. W 2008 roku wspólnie z zasiadającym w organach nadzorczych uczelni Rüdigerem Lautmannem wygłosiła epitafium pochwalne na cześć Helmuta Kentlera…
Autorzy badania nad niemieckim podejściem do edukacji seksualnej z 2022 roku, Berndt Ahrbeck, Karla Etschenberg i Marion Felder są zgodni, że to właśnie w tym psychologu należy upatrywać ojca obecnych standardów edukacji seksualnej za Odrą. Nie tylko autorka skandalicznego ćwiczenia zna jego nazwisko… Kentlera uważa się również za ideowego przewodnika Uwe Sielerta – jednego z bardziej znaczących akademików od pedagogiki erotycznej….
A to nawiązanie nie bez znaczenia. Jeszcze w 2005 roku Sielert stwierdzał w swojej książce, że aby należycie wychowywać dzieci do płciowości, rodzice powinni sami stymulować je seksualnie w domu… Brzmi skandalicznie? Oczywiście – ale to właśnie taka myśl o roli dorosłego w rozwoju życia erotycznego dziecka jest zasadą emancypacyjnej i neo-emancypacyjnej „edukacji zdrowotnej”…
Wszystko zaczęło się od… otwartej akceptacji dla pedofilii jako rzekomo kluczowego narzędzia wychowania seksualnego młodych… Tak rolę nieskrępowanych intymnych kontaktów między dorosłymi i dziećmi widział właśnie Helmut Kentler. To na przekonaniu, że tego rodzaju relacje między dziećmi, a dorosłymi zapewniają najlepsze dojrzewanie seksualne, co przekłada się na ogólną poprawę życia, oparto owiany fatalną sławą program oddawania dzieci pod opiekę pedofilów. W jednym z głównych miast Niemiec zbrodniczy proceder kwitnął przez dekady:
„Na początku lat 70. XX w. rozpoczął się w Berlinie Zachodnim tzw. eksperyment Kentlera. Było to zorganizowane działanie promowane przez urzędników, którego oficjalnym celem miało być wsparcie dzieci szczególnie ubogich, w tym bezdomnych. Jak donoszą autorzy raportu opublikowanego w 2020 r., eksperyment w praktyce polegał na kierowaniu dzieci do osób podejrzanych o czyny o charakterze pedofilskim lub uprzednio za nie skazanych. Proceder trwał przez trzy dekady. Obecnie trudno oszacować liczbę ofiar. Wiadomo jednak, że pomysł prof. Helmuta Kentlera spotkał się z akceptacją i wsparciem niemieckich urzędników w Berlinie”, przywołują wstrząsającą historię w swojej pracy naukowej z 20. numeru magazynu „Dziecko krzywdzone” Piotr Sobański i Błażej Kmieciak.
Seks nieprokreacyjny i dziecięcy orgazm – ideologiczne źródła katastrofy
Dziś niewiele wymaga mnożenie krytyki działań apologetów pedofilii. Mogą sobie na to pozwolić nawet środowiska, które wtedy szły z nimi pod ramię. Kluczowe jest tymczasem właśnie zrozumienie, że aprobata dla kontaktów pedofilskich nie jest dodatkiem do wizji wyemancypowanej seksualności, a stanowi jej integralny element. „Eksperyment Kentlera” był bezpośrednią implementacją jego wizji erotyzmu i odpowiadał założeniom, jakie psycholog wyłożył w tekście zatytułowanym „Dziecięca seksualność”. Był to wstęp do erotycznego, zawierającego m.in. fotografie dziecięce, albumu zdjęciowego, wydanego w 1975 roku i zatytułowanego Zeig mal! (niem. „Pokaż!”).
W oparciu o przekonania Zygmunta Freuda, o którego „odkryciach” przeczytać możecie Państwo w innym naszym artykule, Kentler wyrobił w sobie przekonanie, że dzieci aktywnie poszukują gratyfikacji seksualnej i najzupełniej bezpośrednio dążą do rozładowywania erotycznych impulsów. Według wstrząsającego opisu zamieszczonego w pracy Kentlera, życie seksualne w pełnym tego słowa znaczeniu zaczyna się „na długo przed tym, nim jesteśmy seksualnie dojrzali”. Na kogo innego – jeśli nie na innego szarlatana i manipulatora Alfreda Kinseya – mógł się w tym względzie powołać Kentler? Przyjmując za dobrą monetę jego pseudo-naukowe doniesienia o dziecięcych orgazmach uznał, że pedofilia może stanowić najlepsze przygotowanie do spełniającego życia seksualnego młodych, a tym samym również dźwignię do polepszenia ich ogólnego dobrostanu. Byle tylko nie opierała się na przemocy.
Warto przypomnieć, że w klasycznych pracach Kinseya opisy „orgazmu dzieci”, jakie przedstawiał on w oparciu o współpracę z pedofilami, mają niewiele wspólnego z naukową rzetelnością. Jako szczytowanie dzieci, „zaobserwowane” przez pedofilów, od których Kinsey pozyskiwał materiały, uznawał on m.in momenty kompulsywnych, spazmatycznych ruchów dziecka, skrajnego strachu czy prób ucieczki od zwyrodnialca. Wszystkie te zachowania amerykański guru seksuologów klasyfikował jako oznaki dziecięcej przyjemności, skrywane co najwyżej pod fałszywą maską wstydu i niepokoju…
Kentler te dane – jak i freudowską pseudoanalizę – wziął jednak za dobrą monetę oraz dowód na aktywne poszukiwania seksualnej stymulacji przez najmłodsze już dzieci. Obłęd jego narracji najlepiej chyba dokumentuje fakt, że niemiecki psycholog przytaczał jako wiarygodny opis z sowieckiego sierocińca, w którym wychowawczyni stwierdzała, że potrafi odróżnić erotyczne ssanie piersi przez niemowlęta od tej samej czynności, tyle, że nienacechowanej seksualnie. Sprawę miało rozstrzygać to, kiedy maluchy są wesołe i pobudzone… A zatem najmłodsi rzekomo szczytują i podniecają się matczyną piersią… Wniosek autora tej szalonej koncepcji? Jego zdaniem, dzieci są gotowe do otwartych erotycznych interakcji i ich poszukują. Seks nakierowany na prokreację to mit nowożytności… stworzony na potrzeby kapitalistycznego porządku.
W tym miejscu właśnie na scenę wkracza lewica freudowska – czyli post-markisiści, których psychologiczno-polityczne diagnozy wplecione w Kentlerowski tekst, pokazują prawdziwe oblicze „edukacji seksualnej”.
Skrajna lewica i pedofilia
Kentler w swojej kilkunastostronicowej pracy przywołał tworzone przez antyautorytarne ruchy post-marksistowskie w Niemczech „alternatywne ośrodki opieki”. W nich, jak dowodził na podstawie historycznych zapisów, inicjowano pedofilskie kontakty pomiędzy działaczami komun, a pozostającymi na ich wychowaniu dziećmi. Na kartach pracy Kentlera znajdujemy długi opis wspomnień spotkania 24-letniego marksisty z 3-letnią dziewczynką o imieniu Grischa… Dorosły działacz zachęcał dziewczynkę do seksualnej interakcji i opisywał swoją nadzieję oraz namowy do współżycia z nią w pełnym tego słowa znaczeniu. Cóż – jak widać, Kentler sam nie wpadł na pomysł swojego eksperymentu… Lewica była pierwsza.
„W alternatywnych centrach opieki nad dziećmi i studentami czyniono wysiłki, by ustanowić anty-autorytarne relacje między dziećmi i dorosłymi (…) Poczucie zagrożenie dorosłych wciąż jest widoczne w ich początkowych raportach: seksualność dzieci, którą spotkali w czasie swojej pracy, była dla nich dziwnym światem” – relacjonował Helmut Kentler.
Taka działalność dziedziców myśli Marksa i Freuda była budowana jako nic innego, niż forma… edukacji seksualnej. „Ruchy anty-autorytarne o marksistowskiej proweniencji podejrzewały, że psychoanaliza jest po prostu metodą, mającą ułatwić dostosowanie jednostek do istniejącego społeczeństwa, a przez to środkiem zachowania status quo. Blisko nich była doktryna Wilhelma Reicha, który wraz z Bernfeldem, Frommem i Fernichelem, był założycielem lewicy freudowskiej. Reich pokazał w swoich publikacjach, że kapitalizm musi koniecznie wymagać opresji popędów seksualnych, w celu wyćwiczenia ludzi, by stali się słabymi osobowościami dostosowanymi do opartego na autorytaryzmie systemu. Podczas, gdy Freud twierdził, że każda kultura w końcu tłumi i prowadzi do sublimacji popędu seksualnego, Reich sądził, iż sprzeczność między popędami i kulturą może być zniwelowana przez rewolucję w relacjach międzyludzkich i rewolucję osobowości. Konkretnie – przez przyjazną dla seksu edukację, która umożliwiłaby satysfakcjonujące życie genitalne” – opisywał przekonania post-marksistów Kentler. On sam przyjął ich wizję w dużym stopniu, również przekonany, że to dorośli powinni aktywnie zapewniać młodym doświadczenia erotyczne. Oto korzeń, na którym oparto Kentlerowski eksperyment.
„Edukacja seksualna” w służbie postmarksistowskiej destrukcji
Rewolucją zaś, jakiej domagał się Reich, była studencka rewolta roku 1968… A pochwała pedofilii to integralny element przekonań psycho- i seksuologów popierających obyczajowe zmiany. Nie przypadkiem inny kluczowy apologeta pedofilii w Niemczech, tak jak i Kentler żył nieheteroseksualnie. Rüdiger Lautmann wydał w 1994 roku pracę „Ochota na dzieci. Portrety pedofilów”. Stwierdzał tam, że moralny sprzeciw nie powinien dotyczyć samych kontaktów seksualnych między dorosłymi, a dziećmi – a jedynie tych opartych na przemocy.
We wstrząsającej pracy – opartej na wywiadach z aktywnymi pedofilami – Lautmann przekonywał, że choć między dorosłym a dzieckiem nie ma równości w kontaktach seksualnych, to dzieci są w stanie świadomie deklarować zgodę na obustronnie korzystne interakcje erotyczne z dorosłymi. Jego zdaniem, wątpliwości moralne nie dotyczą samych interakcji, ale pojawiają się wtedy, gdy te naznaczone są przemocą. Ten sam Lautmann słynie jako jeden z herosów walki z „dyskryminacją” homoseksualistów w Niemczech.
W awangardzie tej walki była również Gisela Ehrenberg-Bleibtreu. Autorka rozprawy przeciwko „uprzedzeniu do nieheteronormatywności” wydała jednocześnie książkę zatytułowaną „Pedofilski Impuls”. Przekonywała tam, że wprowadzenie dzieci w świat erotycznych doznań i seksualności przez dorosłych jest zgoła normalne w kulturach świata. Akceptacja dla pedofilii – o ile ta nie zawierała przemocy – stała się w Niemczech na tyle popularna, że swego czasu zdobyła przyczółki polityczne w partii FDP i w szeregach Zielonych…
Puszka Pandory
Jest coś, co łączy obronę homoseksualizmu, pochwałę pedofili, eksperyment Kentlera i zbrodnie Alfreda Kinseya w jedno. To odrzucenie sensu ludzkiej seksualności, czyli jej nakierowania na prokreację. Skierowanie seksu ku rodzinie – to właśnie zmora, z którą m.in. na kartach „dziecięcej seksualności” rozprawiał się Kentler. Jak przekonywał, związanie erotyki z potomstwem marksiści trafnie rozpoznali jako dostosowanie do ciasnych realiów epoki nowożytnej.
Kentlerowi, Lautmannowi, Giseli Ehrenberg-Bleibtreu zależało z całego serca, by tendencję tę odwrócić. Dziś w awangardzie tego dążenia zastąpili ich za Odrą Uwe Sielert i Elisabeth Tuider. Narzędzie pozostało jednak to samo – to edukacja seksualna. To egzekutywa mająca wprowadzić w życie zarządzenia seks-rewolucji. Cel to budowa społeczeństwa, w którym erotyka nakierowana jest na zmysłową żądzę, a nie na małżeństwo i potomstwo…
Dzięki temu, jak chciał przywoływany przez Kentlera Reich, erotyka może stać się ona narzędziem niszczenia porządku… „Masturbacja młodych dzieci i aktywność seksualna nastolatków powinna zakłócić budowę rafinerii naftowych i budowę samolotów”, życzył sobie kontynuator myśli Marksa i Freuda, którym Kentler chętnie się inspirował.
Naiwnym byłoby zatem zachodzić w głowę, jak to się stało, że na przykład w polskich materiałach z zakresu edukacji zdrowotnej nie ma promocji małżeństwa ani zachęty do dzietności. Nie ma, dokładnie dlatego, że nie ma być. Zasadą edukacji seksualnej – nad Łabą i nad Wisłą w dokładnie takim samym stopniu – jest chęć wprowadzenia dzieci w styl życia, w którym seksualność służy eksploracji „różnorodnych” fetyszystycznych doznań. Im więcej, tym lepiej – byle tylko normą nie była prokreacyjna heteronormatywność. Edukacja seksualna to, jednym słowem, uniwersalny przepis na… „nowy burdel dla wszystkich”, w jaki lewica i dewianci chcą przekształcić społeczeństwo.
Filip Adamus