Opus Dei – «Dzieło» żydowskiej masonerii?

FOTO: Prałat Fernando Ocáriz Braña z Opus Dei podczas niedawnej audiencji u Leona XIV https://en.wikipedia.org/wiki/Fernando_Oc%C3%A1riz_Bra%C3%B1a
———————————————-
Data: 11 novembre 2025Author: Uczta Baltazara
babylonianempire/opus-dei-dzielo-zydowskiej-masonerii
================================================
Przy Viale Bruno Buozzi, w samym sercu dzielnicy Parioli, bastionu rzymskiej elity liberalnej i mieszczańskiej, znajduje się siedziba bardzo znanego i kontrowersyjnego stowarzyszenia „katolickiego”. Chodzi o Opus Dei, bardzo potężne lobby, które ulokowało się w Kościele i które, zdaniem wielu obserwatorów, stanowi odrębny Kościół, rodzaj obcego ciała, które zdołało skutecznie zadomowić się w murach Watykanu do tego stopnia, że obecnie stanowi równoległą władzę.
Na łamach prasy powiedziano wiele o założycielu, Josemarii Escrivie, jednak nie na tyle wiele, aby ukazać czytelnikom prawdziwą genezę tego ruchu.
Gdy ktoś czyta strony monumentalnego dzieła „Opus Judei” podpisanego pseudonimem Alfonso Carlos de Borbon, od razu dowiaduje się, że nazwisko na świadectwie chrztu hiszpańskiego księdza Jose Maria Escriba napisane jest bez akcentu, co w Hiszpanii uważa się za nazwisko jednoznacznie żydowskiego pochodzenia.

Z uwagi na nazwisko, różni badacze i historycy katoliccy utrzymują, że prałat, pochodzący z prowincji Huesca w północnej Hiszpanii, od samego początku był swego rodzaju infiltratorem, lub, jak to określano w minionych wiekach, krypto-Żydem, czyli osobą żydowskiego pochodzenia, która ukrywała swoje prawdziwe pochodzenie.
Jest to ścieżka podobna pod pewnymi względami do tej, którą przebyła inna postać, tj. Kiko Arguello y Wirtz, malarz również urodzony w Hiszpanii, założyciel niesławnego ruchu neokatechumenalnego, bardzo blisko związanego ze światem żydowskim i będącego kolejną bardzo potężną grupą nacisku, która zinfiltrowała serce Kościoła, zwłaszcza w następstwie niefortunnego Soboru Watykańskiego II.
Początki Dzieła
Droga – tak nazywa Escrivà ścieżkę, która doprowadziła go do założenia Dzieła. Od samego początku, czyli od roku 1928, nie miało ono łatwego życia.
Były to lata poprzedzające straszliwe prześladowania, jakich katolicy w Hiszpanii doświadczyli z rąk republikanów i masonów, którzy nie wahali się podpalać klasztorów i bezkarnie zabijać księży i biskupów w imię sekularyzacji kraju, do której liberalizm dążył za wszelką cenę. Dopuszczali się w tym celu okropnych zbrodni przeciwko duchowieństwu, o których rzadko wspominają podręczniki historii, wychwalające za to frakcję republikańską.
Jednakże Escrivà nie cieszył się wówczas dobrą opinią wśród hiszpańskiego duchowieństwa.
Zakony religijne, w tym karmelitanki z Barcelony, podchodzą do Opus Dei z podejrzliwością. Uważają je za siłę anomalną, w niewielkim stopniu nawiązującą do ducha tradycji Kościoła, za to dużo bardziej do metod rekrutacji stosowanych przez ruchy charyzmatyczne i współczesne sekty.
Pod każdym względem, najodpowiedniejszym określeniem wydaje się być sekta.
Kiedy czyta się artykuły w hiszpańskich gazetach z końca lat 80′, mozna dowiedzieć się, że byli numerariusze, jak nazywano członków Dzieła, byli zmuszani do leczenia psychiatrycznego w celu deprogramowania.
Nigdy wcześniej nie słyszano czegoś podobnego.
W Kościele, człowiek nie jest „programowany”, lecz ewangelizowany i prowadzony do życia katolickiego w jawny sposób, przy czym usiłuje się pobudzać u wiernych niezbędną zdolność osądu, aby byli w stanie w pełni zrozumieć prawdy katolicyzmu.
W strukturach Dzieła jednak, jak twierdzą jej byli członkowie, panuje tajemnica, panuje absolutny szacunek dla ślubowania posłuszeństwa, jakie składa się hierarchom ruchu, który najwyraźniej kieruje się zasadami zupełnie odmiennymi od zasad katolicyzmu.
Według przywódcy politycznego Frente Nacional, Mariano Sáncheza Covisy, Opus Dei, „którego nazwa jest ezoterycznym tłumaczeniem [okultystycznej praktyki] Teurgii, jest tajną żydowską gałęzią masonerii, z ogromną siecią ekonomiczną i finansową oraz silnymi wpływami politycznymi w Hiszpanii i za granicą. Opus Dei nie jest rodzajem masonerii, jest masonerią”.
W wolnomularstwie nie ma miejsca na światło, jest tylko ciemność.
Wyłącznie najwyżsi członkowie, tj. ci zbliżający się do 33 stopnia, a nawet ci powyżej oficjalnych szeregów loży, znają prawdziwą naturę tej sekty, podczas gdy reszta masonerii niemal zawsze pozostaje w nieświadomości, w której próbuje się ich przekonać, że masoneria nie jest wroga katolicyzmowi.
Jeśli przyjrzymy się drodze inicjacyjnej wolnomularstwa, zwłaszcza rytu szkockiego , zauważymy natychmiast, że rytuał masoński nie jest niczym innym, jak ezoteryzmem, który ujawnia się coraz wyraźniej w miarę, jak kandydat zbliża się do 33. stopnia wtajemniczenia, a mason jest wzywany do dokonywania okropnych czynów przeciwko wierze katolickiej, w tym do deptania krucyfiksu w imię odrzucenia tzw. „przesądów”.
Zamiast czuć odrazę do tego świata, hiszpański ksiądz interesował się nim i podziwiał go; stąd prawdopodobnie jego obsesją było zachowanie za wszelką cenę w tajemnicy prawdziwych celów Dzieła. Nie mówią tego wrogowie Opus Dei, lecz ci, którzy znali Escrivę i blisko z nim współpracowali, jak na przykład jego sekretarz, Antonio Pérez, który wyraźnie stwierdził , że „ojciec bardzo dbał o zachowanie tajemnicy” do tego stopnia, że tylko nieliczni na górze wiedzieli o dyrektywach i sprawach wewnętrznych, które „były omawiane” właśnie z tymi, którzy kierowali Dziełem.
Numerariusz, który przystępuje do stowarzyszenia, znajduje się więc w sytuacji niewiele różniącej się od tej, w której znajduje się przyszły mason. Nie wie, co dzieje się nad jego głową, ponieważ lalkarze działają ponad nim bez jego wiedzy, a on sam staje się narzędziem, które wykonuje nieznaną mu wolę.
Ojciec tak bardzo chciał zachować tajemnicę, że ustalił nawet numer porządkowy dla kandydatów.
Escrivà był oczywiście pierwszy i został mu przydzielony numer 1. Po nim następowali pozostali: 12 „apostołów”, aż do reszty członków, i jeśli była jakaś kwestia do omówienia, przywódcy wyrażali się, stwierdzając na przykład, że numer 4 powiedział to i tamto numerowi 10 i tak dalej – tak, aby osoby spoza tzw. Drogi, które wiedziały kto wymienia się przesłaniami i dyrektywami.
Nic więc dziwnego, że w latach 30. XX wieku Kościół odnosił się do Opus Dei z dużą dozą sceptycyzmu i nieufności, biorąc pod uwagę jego „anomalny” charakter.
Po zakończeniu krwawej wojny domowej w Hiszpanii, która rozpoczęła się w 1936 r., a zakończyła w 1939 r. porażką liberałów i republikanów, do władzy doszedł caudillo, generał Francisco Franco, który pozostał premierem aż do swojej śmierci w 1975 r.

Rząd Franco ma wszystko, czego brakuje republice. Kościół i duchowieństwo cieszą się wielkim szacunkiem i poważaniem, a mimo to to właśnie Opus Dei znalazło się pod lupą frankizmu.
Śledztwo Franco w sprawie Opus Dei
Franco poszedł w ślady Mussoliniego, który w 1925 r. podjął decyzję o zdelegalizowaniu masonerii, co skłoniło ówczesnego premiera Hiszpanii do powołania w 1940 r. trybunału przeciwko masonerii i komunizmowi.
Przed trybunałem tym staje nie kto inny, tylko Jose Maria Escrivà. W poprzednich latach pojawiało się wiele doniesień przeciwko Opus Dei. Jak podaje czasopismo „30 dni” , w siedzibie Dzieła w Madrycie w 1939 roku znajdowała się kaplica ozdobiona symbolami masońskimi i kabalistycznymi, najwyraźniej jako hołd dla masonerii i żydowskiej kabały.
Inne oskarżenia wysuwane są także pod adresem SOCOIN, akronimu identyfikującego Towarzystwo Współpracy Międzynarodowej należące do Dzieła, co według niektórych prawników było w rzeczywistości nawiązaniem do hebrajskiego terminu „socoin”, odpowiadającego nazwie grupy zabójców służących talmudyzmowi.
Hiszpańscy sędziowie kontynuują śledztwo i wprost oskarżają Escrivę o to, że został zawieszony a divinis przez Watykan oraz o „bycie protagonistą mrocznych spisków mających na celu osiągnięcie szczytów władzy, o to, że jest heretykiem i antypatriotą”.
Sąd zdaje się nie mieć co do tego wątpliwości. „Za nazwą Opus Dei kryje się żydowska gałąź masonerii”.
Sędziowie, których Franco mianował do identyfikowania i ścigania masonerii, doszli do wniosku, że dzieło Escrivy było jedną z obcych organizacji, które umiejscowiły się w Kościele, próbując go zinfiltrować i zmienić jego kierunek, aż stały się zbrojnym ramieniem liberalizmu i sekularyzacji.
Wydawało się, że wszystko stracone jest dla Opus Dei, aż do momentu, gdy generał Saliquet otrzymał stanowczy rozkaz zakończenia śledztwa i procesu przeciwko Dziełu, zgodnie z rozkazami z góry, wydanymi przez przyjaciół hiszpańskiego księdza, którym udało się również zinfiltrować rząd Franco.
Dlatego Droga nie kończy się.
Ruch ten trwa, zyskuje coraz większe wpływy, otwiera biura w różnych częściach świata, gromadzi ogromne bogactwa, wynoszące według niektórych szacunków nawet 3 miliardy dolarów, i staje się jednym z najbardziej wpływowych ruchów w Watykanie.
Śmierć Escrivy w 1975 r. była dopiero początkiem dalszej ekspansji.
To pontyfikat Jana Pawła II nadał księdzu tytuł błogosławionego; zaledwie sześć lat po śmierci założyciela dzieła podjęto decyzję o otwarciu procesu kanonizacyjnego kapłana z Huesca. Wojtyła jest papieżem, który pozwolił Opus Dei na dokonanie ostatecznego „skoku naprzód”. Opus staje się coraz silniejsze, a jego wpływy wydają się niemożliwe do zatrzymania. Ma wielu sojuszników w Kurii.
Wychwalają go zwłaszcza kardynał Palazzini, opisywany jako swego rodzaju cheerleader Dzieła, oraz były kardynał wikariusz, Ugo Poletti, którego nazwisko pojawiło się na liście duchownych będących masonami, opublikowanej w 1978 roku przez dziennikarza Mino Pecorelli na łamach Osservatorio Politico, i zarazem odpowiedzialny za decyzję o pochowaniu ciała przestępcy z gangu Magliana, Enrico De Pedisa, w bazylice Sant’Apollinare.

FOTO: Ugo Poletti z Janem Pawłem II
Po zakończeniu pierwszej fazy procesu beatyfikacyjnego w 1986 r. Poletti oświadczył, że Escrivà był prekursorem Soboru Watykańskiego II, i trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić, choć z perspektywy zupełnie innej niż tej kardynała, który niemal na pewno był masonem.
Czymże innym był Sobór Watykański II, jeśli nie spotkaniem Kościoła ze światem, a raczej podporządkowaniem Kościoła światu, wyrzeczeniem się obrony prawd katolickich i zastąpieniem tego głoszeniem liberalizmu, modernizmu i relatywizmu, aż do niesławnego dokumentu Nostra aetate, poprzez który Kościół zdjął z Żydów oskarżenie o bogobójstwo?
Escrivà był prekursorem procesu rewolucyjnego w Kościele, gdyż w jego „teologii” i metodach jest niewiele elementów katolickich, a wiele modernistycznych i liberalnych.
Blog Mysterium Iniquitatis podał prawdopodobnie najtrafniejszą definicję tego, co Opus Dei naprawdę reprezentuje, pisząc, że Dzieło jest przejawem pustego konserwatyzmu, pozbawionego jakiegokolwiek rzeczywistego odniesienia do tradycji, idącego ręka w rękę z liberalizmem i ekumenizmem soborowym, który w efekcie stawia wszystkie religie na równi.
W ten sposób nieuchronnie wchodzimy w logikę kontrolowanej opozycji, w której z jednej strony dostrzegamy pozorny konserwatyzm Escrivy, a z drugiej progresywizm teologów takich jak Rahner i jego późniejszych następców, przede wszystkim kardynała Martiniego, silnie zalatującego masonerią.
Można wybrać prawą lub lewą stronę, ale zawsze pozostaje się w szeregach ekumenicznego Kościoła posoborowego, usadowionego – zanim jeszcze u stóp Pachamamy – obok posągu Buddy, który Wojtyła pozwolił umieścić na ołtarzu bazyliki w Asyżu.
Escrivà zwycięża, ponieważ zwycięża Sobór Watykański II, i tylko w ten sposób możemy wytłumaczyć rozprzestrzenianie się ruchów i podruchów „katolickich” o charakterze liberalnym i postępowym, które w ciągu ostatnich 60 lat stały się siłą napędową Kościoła.
Niedawno, Opus Dei znalazło się w centrum kolejnego skandalu w Argentynie, w trakcie którego wiele osób oskarżyło Opus Dei o handel ludźmi i manipulowanie osobami bezbronnymi. Owe techniki stosowane przez sektę zostały potępione przez wielu dziennikarzy i obserwatorów katolickich, ale jak dotąd żaden papież nie odważył się tknąć Opus Dei, które w ciągu ostatnich 50 lat stało się bardzo potężnym lobby.
Niektóre katolickie strony internetowe piszą, że Ojciec Święty Leon XIV zamierza podzielić stowarzyszenie na trzy części, aby następnie dokonać jego ostatecznego rozbicia. Papież spotkał się już z prałatem Dzieła, ks. prałatem Fernando Ocáriz Braña, i według doniesień dał ruchowi sześć miesięcy na przeprowadzenie głębokich reform, które całkowicie zmieniłyby Dzieło Escrivy, a nawet doprowadziłyby do jego ewentualnego rozwiązania.
W międzyczasie, w kręgach Dzieła, atmosfera jest co najmniej napięta.