Lewiatan pożera rodzinę – niemal w całej UE

Lewiatan pożera rodzinę – niemal w całej UE

https://pch24.pl/lewiatan-pozera-rodzine-niemal-w-calej-ue

Rodzina – najstarsza wspólnota ludzkości – w Europie coraz częściej podlega biurokratycznej kontroli. Od odbierania dzieci po podatki – ingerencja państwa staje się już regułą. A skutki widać gołym okiem: kryzys demograficzny i gospodarczy.

Sytuacja demograficzna Unii Europejskiej jest dramatyczna. W 2023 r. dzietność spadła do 1,38 dziecka na kobietę – najniżej od dekad. Tymczasem, aby zapewnić zastępowalność pokoleń średnio na kobietę w wieku rozrodczym powinno przypadać ok. 2,1 dziecka.

„Pandemia” tylko przyspieszyła ten negatywny trend: po krótkim odbiciu w 2021 r. nastąpił kolejny spadek. Obecnie aż osiem państw UE – m.in. Hiszpania, Włochy, Malta i Polska – znajduje się w strefie kryzysowej.

Niestety UE i poszczególne jej państwa, zamiast chronić rodzinę, ingerują w jej życie.

Odbieranie dzieci

Najbardziej drastycznym przejawem naruszania przez państwo praw rodziny jest odbieranie dzieci od ich matek i ojców. W 2023 r. niemieckie Jugendämter potwierdziły ponad 63 tys. takich przypadków – o 1,4 tys. więcej niż rok wcześniej. Dane te pokazują skalę problemu i przeciążenie instytucji.  Urzędnicy, przygnieceni tysiącami spraw, działają pod presją. W efekcie jedne dzieci mogą pozostawać bez ochrony, inne zaś są zabierane zbyt pochopnie. To zaś może prowadzić do tragedii na ogromną skalę.

Jeszcze bardziej niepokojąca jest sytuacja w Danii. W tym kraju stosuje się kontrowersyjne testy psychologiczne tzw. forældrekompetenceundersøgelse (FKU), służące badaniu kompetencji rodziców… przed narodzeniem dziecka. W przypadku słabego wyniku urzędnicy mogą nawet odbierać dzieci natychmiast po narodzinach. Tak było w przypadku Keiry Alexandry Kronvold, której córeczkę urzędnicy zabrali dwie godziny po porodzie. Podobny los spotkał Qupalu Platou, której odebrano dwuletnie bliźniaki. Równie bulwersujące jest to, że w tego typu przypadkach rodzice otrzymują prawo do kontaktu ze swoimi dziećmi przez zaledwie dwie godziny w miesiącu.

Testy te prowadzą de facto do dyskryminacji na tle etnicznym. Są bowiem kulturowo niedopasowane do realiów grenlandzkich Inuitów i przyczyniają się do częstszego odbierania im pociech. Dzieci odbiera się aż z 5,6 proc. rodzin grenlandzkich, a z rodzin nordyckich mniej niż 1 proc. Nic dziwnego zatem, że Duński Instytut Praw Człowieka w 2024 r. przestrzegał przed tą praktyką.

Z kolei w innym kraju skandynawskim, jakim jest Norwegia, która choć nie należy do UE, to drastyczne naruszanie praw rodziców jest również na porządku dziennym. Zajmuje się tym Barnevernet, czyli norweska służba ochrony nieletnich. Instytucja ta z założenia ma chronić najmłodszych przed zaniedbaniem czy przemocą, ale w praktyce dopuszcza się często działań godzących w prawo naturalne. Takich jak odbieranie dzieci rodzinom, których zwyczaje wychowawcze różnią się od norweskich.

Europejski Trybunał Praw Człowieka wielokrotnie stwierdzał, że decyzje o odebraniu dzieci były podejmowane pochopnie i z naruszeniem prawa rodziny do życia prywatnego. Coraz częściej zdarza się, że rodziny uciekają z Norwegii, by uniknąć interwencji Barnevernet.

Trudno jednak liczyć na szybkie rozwiązanie problemu. Norweski system tzw. pomocy rodzinie to także wielki biznes. Prywatne firmy zajmujące się pieczą zastępczą zarabiają miliony, tworząc układ publiczno-prywatny, w którym dramat biologicznych rodziców staje się źródłem zysków.

System, który miał bronić, coraz częściej działa jak mechanizm odbierania rodzinom ich naturalnych praw. Tak oto w imię obrony praw dziecka rozbija się rodziny. I to w krajach uchodzących za wzory cywilizacji.

Edukacja domowa

Choć odbieranie dzieci rodzicom wciąż nie jest powszechne w całej UE, to uniemożliwianie decydowania o edukacji już tak. A na dodatek niektóre państwa zaostrzyły ostatnio jeszcze swą politykę w tej sprawie. I tak we Francji edukacja domowa, dawniej uznawana za naturalne prawo rodziców, została w 2021 r. zamieniona w system pozwoleń.

Każdego roku zainteresowani rodzice muszą prosić o zgodę dyrektora placówki (tzw. akademii DASEN), a ta wydawana jest tylko w nielicznych przypadkach – choroby, niepełnosprawności czy ciąży. Skutki nowych przepisów są drastyczne: w ciągu trzech lat liczba dzieci uczących się w domu spadła o połowę (obecnie wynosi ponad 30 tysięcy).

Prawo rodziców do kształcenia w domu staje się problematyczne również w Polsce. Nad Wisłą wydane w połowie 2025 roku rozporządzenie Ministerstwa Edukacji ograniczyło finansowanie edukacji domowej. Pełna subwencja obejmie już nie 200, lecz tylko 96 uczniów. Dla pozostałych przewidziano jedynie część kwoty. Historia jest długa: do 2015 r. edukacja domowa miała 100 proc. subwencji, w latach 2016–2021 spadła do 60 proc., natomiast w 2022 r. podniesiono ją do 80 proc. Spór zaostrzył się w 2021 r., gdy wokół szkół Salomon — placówek wspierających uczniów w edukacji domowej — wybuchły kontrowersje co do zasad ich finansowania (ostatecznie te placówki zamknięto).

Rodzina a internet

Państwa nie zadowalają się tylko kontrolą nad miejscem pobytu dzieci i przekazywanymi im wartościami. Coraz bardziej też ingerują w przestrzeń internetu. I tak w lutym 2024 r. Francja uchwaliła ustawę o prawie do wizerunku dzieci. Do katalogu władzy rodzicielskiej dopisano „życie prywatne” – obok bezpieczeństwa i zdrowia. Państwo w ten sposób reguluje choćby możliwość publikowania zdjęć czy filmików z dziećmi w internecie.

Gdy rodzice nie dojdą do porozumienia w tej sprawie, wówczas decyzję podejmie sąd. Może na przykład zakazać jednemu z rodziców publikowania zdjęć bez zgody drugiego. Rodzice, co prawda, wciąż mogą wrzucać do sieci materiały pokazujące dzieci poniżej 13 roku życia, lecz wystarczy, że sędzia uzna, że jest to naruszenie „godności” dziecka, a wtedy materiały zostaną ocenzurowane. Równolegle wprowadzono tzw., cyfrową pełnoletność” – młodzież do 15. roku życia nie może założyć konta w mediach społecznościowych bez zgody rodziców.

Powód? Ochrona przed „sharentingiem” – nadmiernym dzieleniem się zdjęciami dzieci. Cel skądinąd słuszny, ale o nadużycia nietrudno. Jest to kolejny przykład tego, jak pod hasłem ochrony dziecka państwo przesuwa granicę kontroli nad życiem rodzinnym.

Chat Control a wolność rodzin

Jeszcze bardziej niepokojące i to na skalę całej UE są przepisy w ramach rozporządzenia CSAM, projektu legislacyjnego Komisji Europejskiej z maja 2022 r. Często określany jest on w debacie publicznej jako „Chat Control”, ponieważ przewiduje m.in. skanowanie prywatnych wiadomości i plików w poszukiwaniu materiałów związanych z seksualnym wykorzystaniem dzieci.

I znowu – zamiar skądinąd słuszny. Ale w praktyce Chat Control oznacza automatyczne skanowanie każdej prywatnej wiadomości, zdjęcia i pliku – nawet bez podejrzenia przestępstwa. Wymaga też osłabienia szyfrowania, co otwiera drogę hakerom, przestępcom czy wrogim państwom do przechwycenia danych finansowych, medycznych i osobistych milionów ludzi. To mechanizm sprzeczny z podstawowymi prawami obywateli. Unia stawia się w roli cyfrowego strażnika wychowania, zastępując rodziców w kontrolowaniu tego, co piszą ich dzieci.

Nic dziwnego, że sprawa budzi gorące spory: 18 września 2025 r. według FightChatControl.eu regulację popierało 14 państw UE, 9 było przeciw, 4 zaś wciąż się wahały. Debata na ten temat jeszcze się nie zakończyła.

Polityka prorodzinna

Na tle państw europejskich przeciwstawiających się biurokratycznej i niekorzystnej ingerencji w rodzinę zdecydowanie wyróżniają się Węgry. Dokonane tam zmiany konstytucyjne z kwietnia 2025 r. wpisują się w szerszy trend redefiniowania roli państwa wobec rodziny i tożsamości. Rząd Viktora Orbána jasno zapisał, że małżeństwo to wspólnota mężczyzny i kobiety, a „ojciec jest mężczyzną, matka kobietą”. Konstytucja głosi też, że rodzina jest podstawą przetrwania narodu, a prawo dziecka do rozwoju fizycznego, psychicznego i moralnego ma pierwszeństwo przed innymi prawami – poza prawem do życia.

Kraj ten wdraża także kolejne korzystne dla rodzin zmiany podatkowe. W maju 2025 r. rząd Viktora Orbána wprowadził bowiem dożywotnie zwolnienie z podatku dochodowego dla matek wychowujących co najmniej dwoje dzieci. Matki z jednym dzieckiem nie będą płacić podatku do 30. roku życia, z dwójką dzieci już bezterminowo – od 2026 r., a z trójką i większą liczbą dzieci – od października 2025 r. Z rozwiązania skorzysta nawet 850 tys. kobiet. Orbán nazwał to „największą obniżką podatków w całym zachodnim świecie”. I to jest droga, którą warto podążać. Nie rozdawnictwo, lecz ulgi fiskalne.

Podatki

Decyzje Orbana w sprawach podatkowych są istotne, gdyż to właśnie obciążenia fiskalne bezpośrednio decydują o tym, ile rodzinie zostaje na życie i wychowanie dzieci. A różnice w Europie są uderzające. Na przykład w modelu z jednym żywicielem i dwójką dzieci obciążenie potrafi być ujemne: minus 12,8% na Słowacji, minus 0,1% w Niemczech, czyli państwo oddaje więcej, niż pobiera. Tymczasem w Danii taka sama rodzina płaci 32% podatku, a w Szwecji stawki też przewyższają średnie OECD i UE.

W Polsce symboliczny dzień wolności podatkowej w ostatnich latach przypada coraz później. I tak w 2022 r. przypadał on 13 czerwca, w 2023 r. – 20 czerwca, w 2024 r. – 28 czerwca, a w 2025 r. dopiero 4 lipca – najpóźniej w historii. Z każdym rokiem coraz większa część pracy rodziców idzie więc na utrzymanie państwa, a nie własnych dzieci.

W sytuacji, gdy lwią część środków zabiera państwo, niezależność finansowa rodzin jest zagrożona. W efekcie rodzicom pozostaje mniej czasu dla dzieci i często muszą oni korzystać z pomocy państwa. A ono zaś płaci i wymaga.

Bez wolności rodziny – także tej ekonomicznej – Europa nie podźwignie się z zapaści demograficznej. Pozostanie kontynentem starzejących się społeczeństw i gasnącej innowacyjności.

Stanisław Bukłowicz