Kompromitacja MSZ. Ale śmiechu beczka.

Kompromitacja MSZ. Demarche przekazane Stolicy Apostolskiej jest pełne błędów

Paweł Chmielewski https://pch24.pl/pawel-chmielewski-kompromitacja-msz-demarche-przekazane-stolicy-apostolskiej-jest-pelne-bledow/

(fot. youtube)

15 lipca ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej wręczył oficjalny protest Rzeczpospolitej w sprawie biskupów Meringa i Długosza. Zastanawiam się, co MSZ chciało w ten sposób osiągnąć – bo przekazany tekst jest wprost naszpikowany elementarnymi błędami. 

Chodzi o sprawę kazań, jakie na Jakiej Górze wygłosili dwaj emerytowani biskupi, Antoni Długosz z Częstochowy oraz Wiesław Mering z Włocławka. Pierwszy przemawiał 11 lipca, drugi 12 lipca. Antoni Długosz mówił o problemie migracji i Ruchu Obrony Granic, Wiesław Mering o proniemieckiej polityce rządu Tuska.

Treść ich wystąpień wywołała oburzenie władz Polski, które zdecydowały się poprzez ambasadę w Stolicy Apostolskiej złożyć oficjalny protest, demarche.

Treść protestu jest pełna błędów. Autor tekstu nie dochował podstawowej rzetelności, co jest dla polskiej dyplomacji po prostu kompromitujące.

Pierwszy błąd, który można określić jako strategiczny, to traktowanie obu wystąpień jako jednego problemu. W treści demarche protestuje się przeciwko dwóm biskupom, ale cytowany jest tylko i wyłącznie jeden – Wiesław Mering. Autor demarche nie zadał sobie trudu albo po prostu nie potrafił znaleźć w wystąpieniu bp. Antoniego Długosza nawet jednego zdania, które mógłby umieścić jako dowód problematyczności tych wypowiedzi. Fakt składania oficjalnego protestu wobec wystąpienia, w którym oburzające jest dosłownie nie wiadomo co, sam w sobie jest żenującym blamażem.

W przypadku bp. Wiesława Meringa nie jest lepiej. Autor demarche nie potrafił poprawnie ustalić daty wygłoszenia inkryminowanej homilii. Podał 13 lipca, choć homilia została wygłoszona dzień wcześniej. Ma to swoje znaczenie, bo autor demarche wyrażał oburzenie, argumentując z czytań niedzielnych. Msza była jednak sprawowana w sobotę. Jeżeli nie była sprawowana wieczorem jako msza niedzielna, to czytania były inne. Autor najwyraźniej tego w ogóle nie sprawdził.

Autor demarche nie potrafił poprawnie zacytować biskupa. Bp Mering powoływał się na poetę Wacława Potockiego, mówiąc: „Jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem”. Autor demarche zamiast wiernego cytatu z Potockiego oraz z homilii podał idiotycznie przekręconą wersję: „bo świat światem, Niemiec nie będzie bratem Polaka”.

Dalej jest jeszcze gorzej. W demarche stwierdza się, że biskupi działali „jako przedstawiciele Konferencji Episkopatu Polski”.

Tymczasem biskupi w Polsce – tak jak w innym kraju – nie są „przedstawicielami” Konferencji Episkopatu. Działają na mocy własnego urzędu, a Konferencję Episkopatu reprezentują tylko wtedy, kiedy występują w ramach funkcji w niej sprawowanych, na przykład przewodniczącego jakiejś komisji. Na Jasnej Górze tak nie było, dlatego twierdzenie demarche jest całkowicie niepoprawne i wskazuje, że jego autor nie ma podstawowej wiedzy o funkcjonowaniu Kościoła w Polsce.

Podobny błąd autor popełnił powołując się na konkordat i wskazując na zapisaną w konkordacie zasadę niezależności oraz autonomiczności Stolicy Apostolskiej i Rzeczpospolitej Polskiej, co sugeruje, że biskupi reprezentowali Stolicę Apostolską. Biskupi Mering i Długosz występując na Jasnej Górze jako emerytowani biskupi diecezjalni nie występowali jednak w imieniu Stolicy Apostolskiej. Taka insynuacja jest po prostu nadużyciem i kolejnym przykładem niezrozumienia ich roli oraz funkcji.

Idąc dalej tym samym błędnym tokiem rozumowania, autor demarche napisał, że skoro to Stolica Apostolska ma wyłączną władzę mianowania stanowisk kościelnych i biskupów, władza ta nakłada również obowiązek wyciągania konsekwencji w tym odwoływania biskupów, jeżeliby naruszyli oni konkordat. O naruszeniu konkordatu w przypadku obu biskupów nie ma oczywiście mowy, ale nawet gdyby tak było, demarche zawiera błąd, bo obaj biskupi nie sprawują już urzędu ordynariusza.

Z czego papież miałby ich odwołać? Z emerytury?

Wreszcie autor demarche powołał się na Kodeks Prawa Kanonicznego (kan. 287 § 2), gdzie czytamy, że „duchowni nie mogą brać czynnego udziału w partiach politycznych… chyba że – zdaniem kompetentnej władzy kościelnej – będzie wymagała tego obrona praw Kościoła lub rozwój dobra wspólnego”. Co ciekawe, autor demarche zacytował ten ustęp in extenso, tylko pogarszając rozmiar własnej niekompetencji.

Prawo interpretuje się ściśle, zatem, skoro KPK zakazuje czynnego udziału w partiach politycznych, to chodzi właśnie o czynny udział w partiach politycznych – a nie o komentowanie rzeczywistości politycznej. Wynika z tego, że autor demarche w ogóle nie rozumie, czym jest prawo – nie tylko kanoniczne.

Jako wisienkę na torcie podam jeszcze drobiazg związany z bp. Antonim Długoszem. Otóż oskarżając tego biskupa, autor demarche napisał, że tenże „publicznie poparł Ruch Obrony Pogranicza Roberta Bąkiewicza”. To się pięknie rymuje, ale takiej organizacji nie ma – istnieje Ruch Obrony Granic, a nie Ruch Obrony Pogranicza.

To tyle gdy idzie o elementarną sferę merytoryczną. Jeżeli jakiś poważny dyplomata w Kurii Rzymskiej zada sobie trud i przeczyta dokument przedłożony przez polską ambasadę, prawdopodobnie dobrze się uśmieje. Zastanawiam się, czy ambasador Rzeczpospolitej nie wstydził się wręczyć Stolicy Apostolskiej tego żenującego tekstu. Być może wiedział, że nikt go nawet nie przeczyta. Trudno powiedzieć.

Można byłoby jeszcze długo pisać o samej idei rządu Polski, by donosić na biskupów do Watykanu, na przykład sądząc, że rząd próbuje biskupów zastraszyć. Mogłoby to być skuteczne, gdyby demarche nie było tekstem tak złym merytorycznie. Skoro tekst demarche jest naszpikowany błędami, w istocie obraża adresata – Stolicę Apostolską, pokazując, że władze Polski nie traktują jej poważnie.

Dlatego należy uznać, że MSZ kieruje się zwykłym sentymentem antyklerykalnym i próbuje zaprezentować się wśród swoich wyborców jako władza, która „klechom nie przepuszcza”. To w oczywisty sposób dość nędzna i tania kontynuacja antyklerykalnej polityki władz PRL. Nędzna i tania, bo w PRL pracowali przynajmniej fachowcy, a tu mamy do czynienia z żenującą kompromitacją.

Paweł Chmielewski