Apokalipsa empatii czyli jak psychopatia stała się Nową Normalnością
Autor: AlterCabrio, 1 listopada 2025
Ta cała kulturowa katastrofa zrodziła to, co naukowcy nazywają „nabytą socjopatią” – normalni ludzie stają się zimnokrwistymi oportunistami tylko po to, by dotrzymać kroku. Nie rodzą się tacy. Są kształtowani przez społeczeństwo, które nagradza bezduszność. To to, co Erich Fromm nazwał „patologią normalności” – trzeba być chorym, żeby pasować do tego chorego świata. Rozpieszczamy idiotów, dajemy im megafon i pigułkę, żeby stępić sumienie, a potem zastanawiamy się, dlaczego filmują morderstwo zamiast je powstrzymać.
−∗−
Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org
−∗−
American Psycho
Apokalipsa empatii: Jak psychopatia stała się Nową Normalnością w Ameryce
22 sierpnia 2025 roku Iryna Zarutska, 23-letnia ukraińska uchodźczyni, która uciekła przed rosyjską inwazją, wsiadła do pociągu Lynx Blue Line w Charlotte w Karolinie Północnej. Usiadła, nieświadoma obecności mężczyzny za nią, Decarlosa Browna Jr., który cztery minuty później wyciągnął spod bluzy scyzoryk i trzykrotnie dźgnął ją w szyję w niesprowokowanym ataku.
Podczas gdy ona dysząc, chwytając się za gardło upadła wykrwawiając się na podłogę, pozostali pasażerowie wagonu – czarnoskórzy, podobnie jak napastnik – siedzieli obojętnie, wpatrując się w telefony lub odwracając wzrok. Minęła prawie cała minuta, zanim jeden ze świadków rzucił się jej na pomoc, uciskając rany zbyt późno, by uratować jej życie. Tymczasem Brown (ma bandzior poczucie humoru) wytarł ostrze, przeszedł przez wagon, rozmazując krew na podłodze, i spokojnie wysiadł na następnym przystanku, chwaląc się później policji: „To ja dorwałem tę białą dziewczynę”.
Nagrania z monitoringu uchwyciły zbiorowy paraliż: co najmniej cztery osoby będące w pobliżu nic nie zrobiły, gdy uchodziło z niej życie. Choć z pewnością możemy przypisać ten konkretny brak człowieczeństwa ponuremu rasizmowi – i wszyscy ci ludzie powinni wisieć jak „Decarlos” – możemy z tego wyciągnąć coś ważnego, co wpływa na nasze społeczeństwo w ogóle.
Empatia umiera – nie w wyniku jakiegoś kataklizmu społecznego, ale w niezliczonych cichych chwilach obojętności. Jeśli najnowsze badania są prawdziwe, nie jesteśmy świadkami jakiegoś odosobnionego przejawu okrucieństwa. Jesteśmy świadkami systematycznej erozji ludzkiego sumienia, zmiany kulturowej, która przekształca emocjonalny dystans z wady w cechę.
Liczby są przerażające: cechy psychopatyczne, niegdyś rzadkie, u zaledwie jednego procenta populacji, teraz występują u prawie pięciu procent Amerykanów. W niektórych społecznościach i branżach wskaźniki sięgają nawet piętnastu procent. Większość z nich to nie geniusze złoczyńcy z filmów z Bondem ani seryjni mordercy. To po prostu współpracownik, który nazywa zwolnienia z pracy„usprawnianiem”. Influencer filmujący cierpienie dla wpływów. Nieznajomy, który obserwuje, jak życie ulatuje i wraca do przewijania treści na smartfonie.
Pionierska praca dr Marthy Stout z Harvard Medical School dwie dekady temu oszacowała występowanie cech socjopatycznych u Amerykanów na cztery procent. Dziś brzmi to niemal nostalgicznie. Najnowsze badania przeprowadzone na Yale i Uniwersytecie Connecticut pokazują prawie trzydziestoprocentowy wzrost subklinicznej psychopatii od 2000 roku. Nie tylko wspieramy wzrost liczby psychopatów, ale kształtujemy społeczeństwo, które nagradza ich cechy, aby mogli się rozwijać.
Pytanie, które nurtuje badaczy, nie brzmi, czy to się dzieje – skany mózgu i dane behawioralne są niezaprzeczalne. Chodzi o to, czy przekroczyliśmy już próg, w którym empatia przestaje być atutem, a staje się obciążeniem. Co się stanie, gdy gatunek zbudowany na więziach ewoluuje i zaczyna doceniać ich brak? Co się stanie, gdy sumienie stanie się słabością?
Architektura obojętności
Aby zrozumieć naszą obecną sytuację, musimy najpierw rozwiać hollywoodzką mitologię otaczającą psychopatię. Zapomnijmy o teatralnym kanibalizmie Hannibala Lectera czy teatralnych scenach z piłą mechaniczną Patricka Batemana. Psychopaci mnożący się wśród nas są o wiele bardziej przyziemni i nieskończenie bardziej niebezpieczni właśnie ze względu na swoją banalność. To inwestorzy venture capital, którzy autentycznie nie potrafią pojąć, dlaczego zwolnienie pięciuset pracowników przed świętami Bożego Narodzenia może być problematyczne i wykraczające daleko poza wpływ na kwartalne zyski. To influencerzy w mediach społecznościowych, którzy filmują ofiarę samobójstwa, po czym są autentycznie zdumieni reakcjami. To rodzice, którzy postrzegają swoje dzieci nie jako jednostki do wychowania, ale jako przedłużenie własnych ambicji, inwestycję w portfolio osobistych osiągnięć.
Dr Kent Kiehl, który spędził większą część z ostatnich trzech dekad skanując mózgi psychopatów na Uniwersytecie Nowego Meksyku, opisuje neurologiczną architekturę psychopatii z dziwną, obojętną fascynacją archeologa badającego starożytne ruiny. „Układ paralimbiczny – który moglibyśmy nazwać obwodem moralnym mózgu – wykazuje wyraźne braki u osób psychopatycznych” – wyjaśnia ze swojego laboratorium, otoczony tysiącami skanów mózgu, które mapują geografię ludzkiego okrucieństwa. „Ale oto, co jest naprawdę alarmujące: obserwujemy te same wzorce coraz częściej u osób, które nie spełniałyby klinicznego progu psychopatii. To tak, jakby cała krzywa dzwonowa się przesuwała”.
Ten neurologiczny dryf nie zachodzi w próżni. Nasze mózgi reagują na otoczenie z plastycznością, która może być zarówno naszym zbawieniem, jak i potępieniem. A środowisko, które stworzyliśmy – w zasadzie cyfrowy panoptikon nieustannej wydajności, pomiarów i komercjalizacji – wydaje się niemal celowo zaprojektowane tak, by nagradzać cechy psychopatyczne, a karać te empatyczne.
Rozważmy współczesne miejsce pracy, szczególnie w branżach o wysokiej stawce, takich jak finanse, technologia i doradztwo. Badanie przeprowadzone przez psychologa sądowego Paula Babiaka wykazało, że psychopaci stanowią około jednego procenta ogółu populacji, ale stanowią prawie cztery procent stanowisk kierowniczych wyższego szczebla, a potencjalnie nawet dwanaście procent prezesów w niektórych sektorach. To osoby, których specyficzna konstelacja cech – powierzchowny urok, wygórowane poczucie własnej wartości, patologiczne kłamstwo, przebiegła manipulacja, brak wyrzutów sumienia, emocjonalna płytkość i brak odpowiedzialności – idealnie wpisuje się w to, co zaczęliśmy mylić z przywództwem.
Cyfrowa szalka Petriego
Ale świat korporacji to tylko jeden z teatrów tego narastającego dramatu. Prawdziwym katalizatorem naszej psychopatycznej fali mogą być świecące prostokąty, które nosimy w kieszeniach. Platformy mediów społecznościowych, z ich algorytmicznym wzmacnianiem oburzenia i redukcją ludzkiej złożoności do wskaźników zaangażowania, stworzyły idealny inkubator psychopatii.
Każdy aspekt tych platform nagradza zachowania psychopatyczne. Istnieje bezpośredni związek między wzmożonym korzystaniem z mediów społecznościowych a spadkiem empatii wśród nastolatków. Umiejętność kreowania fałszywej osobowości, dystans emocjonalny wobec konsekwencji, grywalizacja [gamification] interakcji międzyludzkich – to tak, jakbyśmy stworzyli poligon doświadczalny dla cech psychopatycznych.
Dowody są przytłaczające i głęboko niepokojące. Badania przeprowadzone na Uniwersytecie Michigan pokazują, że dzisiejsi studenci osiągają o czterdzieści procent niższe wyniki w testach empatii niż ich koledzy z lat 80. Największy spadek nastąpił po 2000 roku, zbiegając się dokładnie z rozwojem mediów społecznościowych i komunikacji cyfrowej. Tymczasem narcystyczne cechy osobowości – termin nadużywany obecnie, ale często poprzedzający zachowania psychopatyczne – wzrosły o trzydzieści procent w tym samym okresie.
Badania neuroobrazowe ujawniają, że nadmierne korzystanie z mediów społecznościowych faktycznie zmienia strukturę mózgu, szczególnie w obszarach związanych z empatią i przetwarzaniem emocji. Kora przedniej części zakrętu obręczy [anterior cingulate cortex], kluczowa dla zrozumienia bólu innych, wykazuje zmniejszoną aktywność u osób intensywnie korzystających z mediów społecznościowych, gdy są one narażone na obrazy cierpienia. Dosłownie przeprogramowujemy nasze mózgi na obojętność.
Zjawisko to wykracza poza psychologię jednostki, wkraczając w sferę zachowań zbiorowych. Internetowa sprawiedliwość tłumu, kultura unieważniania [cancel culture] i radosne niszczenie reputacji stały się formą rozrywki, krwawym sportem ery cyfrowej. Uczestnicy tych wirtualnych linczów wykazują osobliwe połączenie pewności moralnej i całkowitego braku empatii – cechę charakterystyczną dla psychopatycznego poznania. Nie potrafią lub nie chcą uznać człowieczeństwa swoich ofiar, sprowadzając złożone jednostki do pojedynczych wykroczeń, rzeczywistych lub wyimaginowanych.
Chyba nigdzie indziej psychopatyczny dryf nie jest bardziej widoczny niż w naszym związku z kapitalizmem kolesiowskim. Pogląd, że korporacje są „osobami” w świetle prawa, staje się szczególnie przerażający, gdy uświadomimy sobie, że te sztuczne osoby, celowo, wykazują dokładnie te cechy, które kojarzymy z psychopatią: nieustępliwą dbałość o własny interes, niezdolność do odczuwania winy, brak umiejętności podporządkowania się normom społecznym, gdy w grę wchodzi zysk, oraz niezwykłą zdolność do naśladowania ludzkich emocji, gdy służy to ich celom.
To zjawisko staje się jeszcze bardziej niepokojące, gdy wśród zwykłych obywateli pojawia się quasi-religijne oddanie tym podmiotom korporacyjnym. Jesteśmy świadkami osobliwego spektaklu ludzi zaciekle broniących międzynarodowych korporacji, jakby były członkami rodziny lub świętymi instytucjami. Godzinami kłócą się w mediach społecznościowych, broniąc strategii cenowych, które ich wykorzystują, praktyk pracowniczych, które ich poniżają, i modeli biznesowych, które ich inwigilują. Ten sztokholmski syndrom kapitalizmu sprawia, że ofiary tak bardzo identyfikują się ze swoimi oprawcami, że atakują każdego, kto ośmieli się skrytykować ich ulubioną markę. To szczególnie podstępna forma psychopatycznego warunkowania – zostaliśmy nauczeni nie tylko akceptowania naszej eksploatacji, ale także jej ewangelizowania, traktując bezimienną korporację jako byt cenniejszy niż nasi właśni przyjaciele.
Dr Joel Bakan, którego praca „The Corporation” badała to zjawisko, argumentuje, że stworzyliśmy system, który nie tylko toleruje, ale wręcz aktywnie selekcjonuje zachowania psychopatyczne. „Kiedy mierzymy sukces wyłącznie maksymalizacją zysku i wartością dla akcjonariuszy, w istocie narzucamy psychopatię” – zauważa. „Menedżerowie, którzy odnoszą sukces w tym systemie, to ci, którzy potrafią odciąć się od ludzkich konsekwencji swoich decyzji”.
To oderwanie stało się tak znormalizowane, że ledwo je zauważamy. Kiedy firma farmaceutyczna podnosi cenę leku ratującego życie o 5000 procent z dnia na dzień, mówimy o tym w kategoriach dynamiki rynku, a nie moralnego okrucieństwa. Kiedy firmy technologiczne projektują produkty, które mają wprost uzależniać dzieci, postrzegamy to jako innowację, a nie wyzysk. Język biznesu stał się tarczą w obronie przed sumieniem, wyrafinowanym słownictwem racjonalizującym okrucieństwo.
Gig economy [gospodarka oparta na pracy dorywczej -AC] stanowi prawdopodobnie najczystszy przejaw usystematyzowanej psychopatii. Pracownicy są sprowadzeni do roli współpracowników, a ich źródła utrzymania zależą od kaprysów anonimowych klientów i nieprzejrzystych algorytmów. Firmy tworzące ten system zachowują ostrożny dystans wobec kosztów ludzkich, kryjąc się za fikcją, że ich pracownicy to „niezależni kontrahenci”, a nie pracownicy zasługujący na podstawową ochronę i godność.
Źródła naszego psychopatycznego wzmożenia mogą sięgać sposobu, w jaki wychowujemy nasze dzieci – a może raczej tego, jak nie potrafimy ich wychować. Widzimy rodziców, którzy traktują swoje dzieci jak marki, które należy promować, jak osiągnięcia, które należy maksymalizować, a nie jak istoty ludzkie, które należy pielęgnować. Kiedy wartość dziecka zależy wyłącznie od jego osiągnięć – akademickich, sportowych, społecznych – w gruncie rzeczy uczymy je postrzegania siebie i innych jako obiektów do optymalizacji.
Model „intensywnego rodzicielstwa”, szczególnie rozpowszechniony w zamożnych rodzinach, tworzy dzieci, które są jednocześnie traktowane nadopiekuńczo i zaniedbywane emocjonalnie. Są one chronione przed porażkami i rozczarowaniami, co uniemożliwia im rozwój odporności i empatii, wynikających z doświadczania i pokonywania przeciwności losu. Jednocześnie są traktowane jak projekty, a nie ludzie, a ich harmonogramy są zarządzane z efektywnością godną firmy z listy Fortune 500, a ich osiągnięcia służą jako substytut walidacji ambicji rodziców.
Tymczasem na drugim krańcu spektrum ekonomicznego dzieci dorastają w środowiskach, w których cechy psychopatyczne stają się mechanizmami przetrwania. W dzielnicach, gdzie przemoc jest powszechna, a instytucje zawiodły, zdolność do tłumienia empatii i przyjmowania postawy agresywnego egoizmu nie jest patologiczna, lecz adaptacyjna. Tragedią jest to, że te adaptacyjne zachowania, raz utrwalone, nie znikają po prostu wraz ze zmianą okoliczności.
System edukacji, coraz bardziej skoncentrowany na standaryzowanych testach i mierzalnych wskaźnikach, wzmacnia te wzorce. Uczymy dzieci postrzegania rówieśników jako konkurencji o ograniczone zasoby – przyjęcia na studia, stypendia, możliwości – a nie jako potencjalnych przyjaciół czy współpracowników. Mentalność gry o sumie zerowej, którą narzuciliśmy dzieciom, tworzy dorosłych, którzy nie potrafią wyobrazić sobie sukcesu, który nie byłby czyimś kosztem.
Biologiczny wymiar naszego wzrostu psychopatii niesie ze sobą prawdopodobnie najbardziej niepokojące implikacje. Obserwujemy bezprecedensowy poziom narażenia na neurotoksyny w środowiskach miejskich: ołów, zanieczyszczenie powietrza, pestycydy – wszystkie te czynniki są powiązane ze zmniejszoną aktywnością kory przedczołowej, ośrodka rozumowania moralnego w mózgu. W połączeniu z przewlekłym stresem, niedożywieniem, ciągłymi skokami dopaminy i niedoborem snu, otrzymujemy przepis na powszechną dysfunkcję empatii.
Dzieci narażone na wysokie poziomy zanieczyszczenia powietrza wykazują zwiększoną agresję i obniżone wyniki empatii. Dorośli, którzy w dzieciństwie byli narażeni na ołów, nawet na poziomach wcześniej uznawanych za bezpieczne, wykazują wyższy wskaźnik zachowań antyspołecznych i obniżoną regulację emocjonalną. W efekcie prowadzimy zakrojony na szeroką skalę, niekontrolowany eksperyment na naszej własnej neurologii, po prostu dlatego, że jesteśmy uzależnieni od świec zapachowych i nie znosimy widoku robaka pełzającego po naszym podwórku więc chętnie stosujemy się do rządowych nakazów regularnych wizyt służb ds zwalczania szkodników.
Przemysł farmaceutyczny wpycha dzieciom pigułki na każde drgnięcie i wiercenie się. Przypisywanie „ADHD” każdemu dziecku, które nie potrafi usiedzieć spokojnie przez osiem godzin i faszerowanie go prochami do nieprzytomności nie pomaga. Nie potrzebujesz recepty, żeby wyleczyć dziecko, które skacze po ścianach – spróbuj wyłączyć tego cholernego iPada, który opiekuje się nim odkąd nauczył się raczkować, i odbudować jego zdolność koncentracji. Albo, nie wiem, może zrób jakieś cholerne gofry zamiast pozwolić, żeby telewizor je wychowywał, podczas gdy ty karmisz się pesymizmem z TikToka. Rodzice zbyt rozkojarzeni, żeby się tym przejmować, po prostu zrzucają winę na innych, faszerując swoje dzieci tabletkami, żeby zamaskować własną nieobecność. Może gdybyś zajął się swoim rozkojarzonym mózgiem, zanim odpuściłeś sobie prezerwatywę, nie wychowywałbyś pokolenia otumanionych ekranami bezmózgowców, którzy dorastają zbyt otępiali, by pomóc kobiecie wykrwawiającej się w pociągu.
Absolutna zgnilizna w sercu tej epidemii psychopatii polega na tym, że rozprzestrzenia się niczym zjełczały mem, zarażając każdy zakątek naszej żałosnej, zapatrzonej w siebie kultury. Ci elokwentni, pusto-ocy psychopaci z krokodylimi łzami i wypolerowaną brawurą są wywyższani jako wzory do naśladowania. Jesteśmy tak pijani przepychem i nonszalancją, że ich bezduszność uczyniliśmy złotym standardem. Żadnych chaotycznych uczuć, żadnego poczucia winy, tylko czyste, nieprzefiltrowane „zwycięstwo”. I łykamy to jak idioci, gotowi ukoronować każdego, kto potrafi udawać pewność siebie.
Programy nauczania szkół biznesu przypominają teraz kursy szkoleniowe CIA. Wciskanie kursów na temat „strategicznego narcyzmu”, jakby to była legalna ścieżka kariery, a każdy pracownik biurowy musi posiadać wiedzę na temat manipulacji na poziomie pracownika terenowego, aby następnym razem wypaść znakomicie, prezentując wykresy, które nikogo w pomieszczeniu nie obchodzą.
Tymczasem dział poradników w lokalnej księgarni to ściek ponad 10 000 tytułów – tak, sprawdziłam, to cała branża – głoszących, że jesteś idealny taki, jaki jesteś, że liczy się tylko twoje zdanie, że jesteś nieskazitelnym jednorożcem, który nie musi się o nikogo troszczyć. Setki tysięcy sprzedanych egzemplarzy pod pretekstem „pomocy w walce z niską samooceną”.
Hollywood produkuje antybohaterów pokroju Waltera White’a i tych bezkompromisowych, pozbawionych empatii bohaterów w każdym prestiżowym dramacie, podczas gdy TikTok i X są zalewane bełkotem „samców sigma” – gloryfikującym samotnych wilków, którzy nikogo nie potrzebują. Przesłanie? Troska jest dla frajerów. Empatia? Słabość, którą należy zmiażdżyć.
Potem jest ChatGPT i jego kuzyni z AI, rozpieszczający największych kretynów na świecie, klepiący ich po głowie i mówiący: „Wow, uwielbiam twoje myślenie!”. Niezależnie od tego, jak głupie jest to podejście, te modele są zaprogramowane, by podbudowywać ego, utwierdzając w przekonaniu każdego idiotę, który uważa, że jego nieprzemyślana opinia to ewangelia. „Świetna uwaga, jesteś taki spostrzegawczy!” – ćwierka do gościa, który uważa, że Ziemia jest płaska. Chatboty podkręcają głupotę, wmawiając ludziom, że mają rację, kiedy tak bardzo się mylą, że stanowią praktycznie zagrożenie dla społeczeństwa.
Ta cała kulturowa katastrofa zrodziła to, co naukowcy nazywają „nabytą socjopatią” – normalni ludzie stają się zimnokrwistymi oportunistami tylko po to, by dotrzymać kroku. Nie rodzą się tacy. Są kształtowani przez społeczeństwo, które nagradza bezduszność. To to, co Erich Fromm nazwał „patologią normalności” – trzeba być chorym, żeby pasować do tego chorego świata. Rozpieszczamy idiotów, dajemy im megafon i pigułkę, żeby stępić sumienie, a potem zastanawiamy się, dlaczego filmują morderstwo zamiast je powstrzymać.
A jednak dostrzeżenie tego przerażającego trendu może być dopiero pierwszym krokiem do jego odwrócenia. Weźmy na przykład mnie – mam mózg psychopaty, ale nie żyję jak psychopata. Środowisko, wybory i sama siła woli mogą przeważyć nad tym, co próbuje dyktować biologia.
Zdolność mózgu do przeprogramowania się – neuroplastyczność – daje nam szansę na walkę. Jeśli można ukształtować nas w zimne, kalkulujące maszyny, możemy równie dobrze wywołać empatię. Programy nauczania inteligencji emocjonalnej w szkołach już to potwierdzają, podnosząc wyniki testów empatii i ograniczając zachowania antyspołeczne. Nawet medytacja uważności [mindfulness], która pobudza ośrodki współczucia w mózgu, wkrada się do szkoleń korporacyjnych – choć, bądźmy szczerzy, zazwyczaj jest ona sprzedawana jako sposób na zwiększenie produktywności, a nie sposób na uczynienie nas mniej bezdusznymi.
Dokładnie wiem, jakie doświadczenia uruchomiły przełącznik, który wciąż wyzwala we mnie psychopatyczne tendencje (opisywałam je już w tym artykule, choć podtrzymuję to, co powiedziałam), ale nauczyłam się też oddzielać je od codziennego życia lub przydawać im niuansów – słowo, o którym dziś się prawie zapomina. Ale co z innymi? Ile drobnych kompromisów, ile drobnych zdrad sumienia odróżnia psychopatę od przeciętnego człowieka próbującego odnieść sukces we współczesnej Ameryce? Ilu ludzi nauczyło się tłumić empatię w imię efektywności, racjonalizować okrucieństwo językiem konieczności, mylić brak uczuć z siłą?
Wzrost psychopatii w naszym społeczeństwie to nie tylko kliniczna ciekawostka czy filozoficzny problem. To egzystencjalne zagrożenie dla naszej cywilizacji. Empatia to nie tylko miła cecha, która uprzyjemnia życie. To fundamentalna zdolność, która pozwala nam żyć razem, budować społeczności, nadawać sens naszemu istnieniu. Bez niej nie bylibyśmy społeczeństwem – jesteśmy jedynie zbiorem konkurujących interesów, ras, ideologii, partii, tymczasowo zjednoczonych przez zbieg okoliczności lub siłę.
Niemiecki filozof Theodor Adorno napisał kiedyś, że „drzazga w oku jest najlepszą lupą”. Nasza rosnąca świadomość wzrostu psychopatii może być tą drzazgą, która pozwoli nam wyraźnie dostrzec trajektorię naszej kultury. Pytanie brzmi, czy starczy nam odwagi, by zmienić kurs, świadomie wybrać empatię w systemie zaprojektowanym tak, by nagradzać jej brak, by domagać się człowieczeństwa w coraz bardziej nieludzkich czasach.
W społeczeństwie, które nagradza zachowania psychopatyczne, wszyscy ryzykujemy, że staniemy się obcy własnemu sumieniu. Prawdziwym horrorem nie jest to, że psychopaci chodzą wśród nas. Chodzi o to, że w odpowiednich okolicznościach, przy odpowiedniej presji i odpowiednich bodźcach, możemy odkryć, że tym psychopatą jesteśmy my.
Ostatecznie wybór należy do nas. Możemy podążać tą drogą, akceptując puste spojrzenie i wyuczony uśmiech jako cenę sukcesu we współczesnym życiu. Albo możemy przypomnieć sobie, co to znaczy być człowiekiem, odczuwać głęboko, nawiązywać autentyczne więzi, wybierać sumienie ponad wygodę. Trudno o wyższą stawkę. W świecie coraz bardziej zdolnym do spektakularnego tworzenia i niszczycielskiej destrukcji, różnica między przyszłością psychopatyczną a empatyczną może być różnicą między zagładą a transcendencją.
Pytanie, które mnie nurtuje i powinno nurtować nas wszystkich, jest banalnie proste: Czy w naszym nieustannym dążeniu do sukcesu, wydajności i optymalizacji zapomnieliśmy, że najwspanialszym osiągnięciem człowieka nie jest to, co osiągamy, ale to, jak traktujemy siebie nawzajem po drodze?
_________________
