-Tylko wiceminister i nie gospodarki, a finansów. Jesteś zazdrosny? LEKCJA POKERA
Wpisał: Małgorzata Todd   
15.07.2013.

-Tylko wiceminister i nie gospodarki, a finansów. Jesteś zazdrosny? LEKCJA POKERA

 

Odcinek 5 i 6

 

– Ten łysawy jegomość, który cię adorował, to minister gospodarki?

– Tylko wiceminister i nie gospodarki, a finansów. Jesteś zazdrosny?

– Nie da się ukryć – odparł Boruta. – Tak to jest, jak się ma piękną żonę. A swoją drogą zauważyłaś, ilu było ludzi z pierwszych stron gazet? Myślisz, że to zasługa Agnisi? – zapytał, chociaż wiedział, jaka będzie odpowiedź.

Stali w przeszklonym holu, czekając na windę. Zabrali swoje okrycia z apartamentu posła.

Zamierzali zjechać na dół i tam dopiero wezwać taksówkę. O tej porze gmach wydawał się wymarły.

– Wydaje mi się, że raczej jej męża, aczkolwiek ona sama jest osobą dość wyjątkową – powiedziała Beata.

– A co konkretnie masz na myśli? – spytał jej mąż. – To zdrobnienie imienia?

– Chociażby.

– Najwidoczniej jakoś nie umie się rozstać z własnym dzieciństwem.

– Mimo urodzenia czworga dzieci i piątego wkrótce, jak się domyślam?

– Najwyraźniej nie ma to związku – odparł Boruta i pomyślał, że nie każdy może mieć takie

szczęście jak on. Piękna i mądra żona jest skarbem nie do przecenienia. Właśnie chciał jej

o tym powiedzieć, ale Beata kontynuowała jeszcze poprzedni wątek:

– I w pełnieniu zaszczytnej roli sędziego to też nie przeszkadza? – spytała.

– Prezes sądu nigdy nie przydziela Buchniarzowej trudnych spraw. A z drobiazgami daje

sobie radę.

– Zauważyłam. Robi wrażenie osoby, dla której właśnie drobiazgi są najistotniejsze – powiedziała

Beata i za chwilę dodała. – Myślisz, że są dobrym małżeństwem?

– Dlaczego?

– Zauważyłam, jak spogląda na tego młodego asystenta swojego męża.

– Ona tak już ma, jak mawia młodzież – roześmiał się Boruta.

– Na ciebie też robiła zakusy?

– Daj spokój.

– A tak między nami, powiedz mi, jak to jest z tymi egzaminami sędziowskimi. Podobno

obecnie są bardzo trudne.

– Nie interesowałem się tym bliżej, ale jeśli masz na myśli Agnisię, to wtedy, kiedy ona

egzamin zdawała, najwyżej liczyło się pochodzenie.

– Co masz na myśli? Ile ona może mieć lat?

– Dokładnie nie wiem, pod czterdziestkę.

– Czyli studia ukończyła już po zmianie ustrojowej.

– Ja nie mówię przecież o formalnych punktach za pochodzenie, tylko o tak zwanych plecach.

– Musi mieć zacne – Beata pozwoliła sobie na odrobinę ironii.

– Rzeczywiście – przyznał jej mąż. – Spekulowano na ten temat i na dobrą sprawę, nikt

nie wie, czemu przypisać karierę Agnisi.

– Może koneksjom ze Wschodem?

– Skąd ci to przyszło do głowy?

– Zastanawiałam się, kto jest tym Ekscelencją, dla którego przyjęcie wydano tak nietypowo

w poniedziałek, bo tylko wtedy miał czas – powiedziała Beata, kiedy drzwi windy się

przed nimi otworzyły i weszli do przeszklonego wnętrza. Znowu mieli u stóp panoramę Warszawy, tym razem zachodnią jej część.

– Było trzech ambasadorów.

– I dziwnym zbiegiem okoliczności wszyscy z państw graniczących z nami od wschodu.

– No, dobrze. A teraz powiedz mi, kto to był ten wysoki brunet wieczorową porą? – spytał

Boruta znienacka.

– Gordon – odparła bez namysłu.

– To imię czy nazwisko?

– Imię. Nazwisko ma długie i nie polskie, ale w tej chwili sobie nie przypomnę. Jest jakiś

specjalny powód, dla którego tak mnie o niego wypytujesz?

– Nie. Właściwie, jak się dobrze zastanowiłem, to nie gustuję w wysokich brunetach.

– Tego by tylko brakowało – roześmiała się Beata.

Winda dojechała na parter i drzwi się bezszelestnie otwarły. W obszernym, przeszklonym

ze wszystkich stron holu, na samym jego środku była recepcja, a w niej mężczyzna dzielnie

walczący z sennością.

Zanim doszli do łącznika z dwoma wielkimi drzewami w odpowiednio wielkich donicach,

dogonił ich mężczyzna w liberii kierowcy.

– Pani prezesowa prosiła, żeby państwo zaczekali – powiedział. – Najpierw odwiozę państwa

w Aleje Ujazdowskie, a później ją do Konstancina. Państwa samochód będzie tu bezpieczny.

– Nie wątpię – odparł Boruta. – Nie miałem zamiaru siadać za kierownicę po alkoholu.

Wszyscy troje wolnym krokiem ruszyli w kierunku wyjścia prowadzącego na ślepo kończącą

się tu ulicę Pańską. Niewielki podjazd zdawał się być zajęty w całości przez czekającą

na nich długą limuzynę.

– Domyślam się, że pan prezes tu nocuje – powiedziała Beata. – Praktyczne rozwiązanie,

żeby być w biurze od rana.

– Rzeczywiście – odparł kierowca nie wiadomo czemu z kwaśną miną.

– A pan gdzie mieszka? – z uprzejmym zainteresowaniem zapytała Beata.

– W Konstancinie. Mam pokój nad garażem.

W tym momencie z windy wysiadła Agnisia. W futrze wyglądała znacznie lepiej niż na

przyjęciu, na którym wystąpiła w bardo obcisłych, błyszczących spodniach i powiewnej

bluzce. Beacie przypominała najedzonego pająka z chudymi kończynami i zaokrąglonym

brzuszkiem.

– No, to jedziemy – powiedziała.

==============

Obudziło go jakieś szuranie na schodach. Pomyślał, że może Sławek wrócił i będzie się z

kim napić. Podszedł do drzwi i wyjrzał przez judasza, ale nikogo w polu widzenia nie zauważył, chociaż całkiem ciemno nie było, bo paliło się światło na schodach. Przez przeszklone drzwi oddzielające korytarz od klatki schodowej wyraźnie widział drzwi sąsiada z przeciwka, natomiast tych następnych już nie. A szuranie dobiegało właśnie stamtąd.

Tylko to jedno mieszkanie na piętrze nie było chronione dodatkowymi drzwiami. Kawalerka,

do której sprowadził się niedawno jakiś młody człowiek sąsiadowała z windą i żeby zobaczyć, co się w jej pobliżu dzieje, należało uchylić własne drzwi.

Przez szparę zobaczył jak dwóch gości taszczy sąsiada. „Sąsiad najwyraźniej przedawkował” – pomyślał z satysfakcją. Nie lubił tego pyszałka. Próbował się z nim zaprzyjaźnić, ale tamten udawał, że nie jest trunkowy. A tu proszę!

Zamierzał wrócić do łóżka. Usłyszał, że ktoś ściąga windę. Pewnie goście ułożyli go do

snu i się zmyli. A może by tak jednak sprawdzić dla porządku? Otworzył drzwi szerzej i wtedy

zobaczył, że jeszcze ktoś z kawalerki wychodzi. Nie był to oczywiście sąsiad ani żaden z

tych, co go przyprowadzili. Tamtych dwóch widział tylko od tyłu, ale byli rośli, a ten niepozorny i starszy.

Niespodziewanie ich oczy się spotkały.

CDN