Antysemicka konspiracja
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
12.06.2013.

Antysemicka konspiracja

 

Czy funkcjonariusze pomorskiego wymiaru sprawiedliwości są czcicielami Belzebuba?

 

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2846

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    12 czerwca 2013

Ty se mów, a ja zdrów - tak można by skomentować pogróżki pana prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, który jeszcze w ubiegłym roku rozesłał okólnik nakazujący „poważnie” traktować przestępstwa o charakterze antysemickim. Najwyraźniej jednak niezawisłe sądy nic sobie z tego nie robią - co oczywiście stwarza korzystną atmosferę dla rozwoju antysemityzmu w naszym nieszczęśliwym kraju.

Ponieważ nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, to i rozwój antysemityzmu też pewnie przyniesie jakieś pozytywne następstwa, których dzisiaj nie potrafimy jeszcze przewidzieć tym bardziej, że na skutek braku koordynacji inne niezawisłe sądy próbują oskarżenia o antysemityzm traktować poważnie - o czym świadczy choćby ciągnący się proces Grzegorza Wysoka w Lublinie.

Ale chociaż jedna jaskółka nie czyni jeszcze wiosny, to przecież niepodobna nie odnotować z satysfakcją wyroku wydanego przez panią sędzię Monikę Jobską z Sądu Rejonowego w Gdyni, a uniewinniającego pana Adama Darskiego, używającego pretensjonalnego pseudonimu „Nergal”, od zarzutu obrazy uczuć religijnych. Pan Darski występując w 2007 roku w pewnym klubie ze swoimi produkcjami dźwiękowymi podarł na estradzie Biblię wykrzykując pod adresem publiczności zachęty, by „żarła to gówno”, słowem - próbował zachowywać się jak prawdziwy artysta.

Bo trzeba nam wiedzieć, że gwoli podniesienia atrakcyjności swoich występów, pan Darski stwarza wrażenie, jakby był przedstawicielem na Polskę, a w każdym razie - na województwo pomorskie - piekielnego księcia Belzebuba. Stąd ta wzgardliwa ostentacja w stosunku do Biblii, w której pod adresem Belzebuba jest rzeczywiście mnóstwo niepochlebnych określeń. Tymczasem prawdziwi artyści bardzo Belzebuba szanują, co wyraża się między innymi w krytycznym stosunku do chrześcijaństwa, a Kościoła katolickiego w szczególności. Pan Darski również zachowywał się schematycznie, nazywając Kościół katolicki „największą zbrodniczą sektą”, co miało zapewne na celu wzbudzenie w słuchaczach przekonania o jego wyższości moralnej.

Charakterystyczne jednak dla całej sprawy jest to, że ani niezależna prokuratura, ani niezawisłe sądy - bo sprawa była badana również przez Sąd Okręgowy, który zwrócił ją do ponownego rozpoznania do Sądu Rejonowego w Gdyni - nie zauważyły słonia w menażerii. Chodzi o to, że Biblia jest świętą księgą Żydów, zresztą w całości przez żydowskich autorów napisaną - a w tej sytuacji zachęcanie publiczności, by „żarła to gówno” wyraża nie tylko osobisty, nadzwyczaj pogardliwy stosunek pana Darskiego do świętej księgi judaizmu, ale jest oczywistą próbą agresywnego propagowania tych antysemickich poglądów wśród bywalców klubu. Obelgi pod adresem Kościoła katolickiego mogły w tej sytuacji być tylko rodzajem kamuflażu rzeczywistych intencji „Nergala”.

Zarówno niezależna prokuratura, jak i niezawisłe sądy uczepiły się tego kamuflażu niczym tonący brzytwy, w związku z czym musimy rozważyć dwie możliwości: albo przedstawiciele pomorskiego wymiaru sprawiedliwości są tak tępi, że nie byli w stanie zauważyć tej oczywistej antysemickiej demonstracji pana Darskiego, albo z jakiegoś powodu tępych tylko udawali. Posądzanie funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości o umysłową tępotę byłoby niegrzeczne, więc tę możliwość odrzucamy. W takim jednak razie dlaczego prokuratorzy i sędziowie udawali tępych? Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem takiej postawy jest intencja uchronienia pana Darskiego przed odpowiedzialnością karną za propagowanie antysemityzmu.

No dobrze - ale dlaczego prokuratorzy i sędziowie aż tak bardzo pragnęli uchronić pana Darskiego przed tą odpowiedzialnością, że aż ryzykowali podejrzenie o brak spostrzegawczości graniczący z umysłowym niedorozwojem? Znowu mamy dwie możliwości; albo funkcjonariusze pomorskiego wymiaru sprawiedliwości są czcicielami Belzebuba i przez wzgląd na niego próbowali rozciągnąć parasol ochronny nad jego lokalnym ambasadorem, albo żadnymi czcicielami Belzebuba nie są, a parasol ochronny nad panem Darskim rozciągali z powodu skrytego podzielania jego antysemickich poglądów.

Ponieważ nie ma żadnych dowodów, ani nawet poszlak wskazujących na szerzenie się kultu Belzebuba w pomorskim środowisku prawniczym, pierwszą możliwość musimy odrzucić. W tej sytuacji pozostaje jedynie możliwość druga - że mianowicie w pomorskim środowisku prawniczym panują skrywane nastroje antysemickie i to właśnie ta okoliczność stała się przyczyną wyroku uniewinniającego pana Darskiego.

Czy jednak możliwa byłaby taka konspiracja? Owszem - sam przed kilkoma laty przekonałem się o jej istnieniu na lotnisku w Ottawie, kiedy surowa pani oficer kazała mi opowiadać treść mojej książki Protector traditorum”, a nawet tłumaczyć na „normalny język” śródtytuły pod pretekstem, że „tu jest Kanada”, w której „nie wolno uprawiać żadnej propagandy”. I dopiero kiedy weszła na strony żydowskiej Ligi Antydefamacyjnej i przeczytała krytyczne uwagi pod moim adresem, w jednej chwili porzuciła pierwotną surowość i z serdecznym uśmiechem prawie przeprosiła mnie za te indagacje.

Przekonałem się wtedy, że są dwie międzynarodówki; jedna arogancka i ostentacyjna, a druga dyskretna - ale też istnieje. Okazuje się, że nie tylko w Kanadzie, ale również i u nas - czego najlepszym dowodem jest uniewinniający wyrok, wydany przez panią sędzię Monikę Jobską.

Ta antysemicka konspiracja jest zresztą znacznie szersza i zdecydowanie wykracza poza środowisko prawnicze. Warto zwrócić uwagę, że pana Darskiego nie napiętnowała, ani nawet nie zaprotestowała przeciwko niemu „Gazeta Wyborcza”, ani żadna z organizacji pozarządowych w rodzaju „Nigdy Więcej”, które normalnie dla miłego grosza wynajdują antysemitów pod każdym krzakiem. Czy to mądrość etapu dyktuje takie zachowania, czy coś innego - mniejsza o to.

Wygląda na to, że dzięki tej konspiracji antysemityzm w Polsce ma lepsze warunki rozwoju, niż by się wydawało na podstawie pohukiwań pana ministra Sienkiewicza pod adresem młodych białostoczan, że niby „idziemy po was!” i w ogóle. Nietrudno się domyślić, że dla lepszego kamuflażu również pan minister Sienkiewicz musi tak pohukiwać i groźnie kiwać palcem w bucie, bo inaczej wyleciałby z takiej fajnej posady - ale co sobie przy tym naprawdę kombinuje, to całkiem inna sprawa.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”