Gorące lato? Przeciwnie - żyć nie umierać!
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
09.06.2013.

Gorące lato? Przeciwnie - żyć nie umierać!

 

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2844

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    9 czerwca 2013

Wszystko wskazuje na to, że idzie gorące lato. To znaczy - nie wszystko, bo na przykład temperatury wcale na to nie wskazują, natomiast jeśli chodzi o politykę - ooo, tu temperatura rośnie jak na drożdżach. Nie tylko ze względu na kongres Ruchu Narodowego, który został zaplanowany na sobotę 8 czerwca i nie tylko ze względu na zaplanowany na 16 czerwca kongres Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który 15 czerwca zostanie poprzedzony tak zwaną Paradą Równości, podczas której sodomici i gomoryci będą domagać się „akceptacji” to znaczy - podziwiania jak się w biały dzień gżą w miejscach publicznych.

Oczywiście Sojusz Lewicy Demokratycznej z Leszkiem Millerem na czele wprost wyłazi ze skóry, żeby również im się podlizać - w czym ściga się z dziwnie osobliwą trzódką biłgorajskiego filozofa Janusza Palikota, którego podejrzewam o realizowanie zleconych mu przez razwiedkę trzech zadań: po pierwsze - rozdrażniania katolickiej części opinii publicznej, które - po drugie - ma doprowadzić do zimnej, a w porywach nawet do gorącej wojny religijnej w Polsce, która - po trzecie - będzie prawdziwym darem Niebios dla naszych sąsiadów - strategicznych partnerów oraz bezcennego Izraela, którzy w ten oto sposób będą mogli niepostrzeżenie zrealizować scenariusz rozbiorowy.

Pretekstem może być byle co - na przykład „katastrofa humanitarna”, na którą zaczną skarżyć się sodomici, albo zagrożenie demokracji przez „faszyzm” - w czym jak się wydaje, wyspecjalizował się pan redaktor Michnik z usłużną trzodą szabesgojów z tak zwanych organizacji pozarządowych - a wtedy tylko patrzeć, jak w naszym nieszczęśliwym kraju pojawi się ruch Płomiennych Obrońców Demokracji, który poprosi Unię Europejską, by zagrożenia dla demokracji usunęła w ramach zapisanej w traktacie lizbońskim „klauzuli solidarności”. Czyż nie w tym właśnie celu nasi okupanci pracują skrycie nad ustawą tworzącą pozory legalności dla „bratniej pomocy”?

Ale nie wybiegajmy zbyt daleko w przyszłość, bo wszystko może też rozstrzygnąć się również w innych kategoriach. Wspomniane kongresy - kongresami - a tymczasem strategiczni partnerzy też nie zasypiają gruszek w popiele i wcale nie muszą czekać ani na humanitarne katastrofy, ani zagrożenia demokracji, tylko mogą a rebours powtórzyć sekwencję wydarzeń, której uwieńczeniem były w naszym nieszczęśliwym kraju wybory w dniu 4 czerwca 1989 roku - na pamiątkę czego Umiłowanym Przywódcom nakazano ustanowić Dzień Wolności i Praw Obywatelskich - żeby w ten sposób zatrzeć niemiłe wspomnienie Dnia Konfidenta - prawdziwego bohatera i zwycięzcy transformacji.

W wykonaniu rozporządzenia prezydenta Putina, który 20 maja nakazał FSB nawiązać współpracę ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego w naszym nieszczęśliwym kraju, tubylcze organizacje pozarządowe rozpoczęły intensywne tropienie wszelkich przejawów „faszyzmu”, zgodnie z wytycznymi wynikającymi z sympozjonu urządzonego w siedzibie „Gazety Wyborczej” z inicjatywy bywalca Klubu Wałdajskiego, w którym prezydent Putin karmi i poi swoich faworytów, czyli pana red. Adama Michnika. Ze wspomnianego sympozjonu niedwuznacznie wynikało, że zagraża „nam” (czyli antyfaszystom) faszyzm, w związku z czym trzeba mu zrobić no pasaran.

A kto jest antyfaszystą? Ano, już od czasów Józefa Stalina, który wynalazł fołksfront wiadomo, że antyfaszystą jest każdy, kto należy do fołksfrontu. Oczywiście awangardą foksfrontu może być tylko partia-przewodniczka - a to wychodzi naprzeciw zarówno oczekiwaniom rosyjskiej razwiedki, jak i jej tubylczych kolaborantów. Wiadomo bowiem nie od dziś, że rosyjska razwiedka najbardziej, a właściwie nie „najbardziej”, tylko wyłącznie ufa towarzyszom z PZPR, którzy dzisiaj mogą oczywiście nazywać się inaczej - jak tam wskazuje mądrość etapu - ale serca mają cały czas na tym samym miejscu, czyli po właściwej stronie. A że i tubylczy kolaboranci rosyjskiej razwiedki serca też maja tradycyjnie w tym samym miejscu, więc kierunek przebudowy sceny politycznej na potrzeby realizacji scenariusza rozbiorowego, czy to w wersji nazwijmy to - tureckiej, czy też w łagodnej wersji demokratycznej, rysuje się już całkiem wyraźnie.

Oto okazało się, że premier Tusk „jeszcze w czerwcu” oświadczy się co do kandydowania na przewodniczącego Komisji Europejskiej. Jeśli się oświadczy, to będzie to równoznaczne z zapowiedzią abdykacji ze stanowiska premiera i szefa Platformy Obywatelskiej, nad którą razwiedka już teraz zaczyna powoli zwijać parasol ochronny, który rozpostarła w 2005 roku oddając do dyspozycji PO agenturę w niezależnych mediach głównego nurtu, w salonie i w ogóle.

Jest mało prawdopodobne, by ta decyzja premiera Tuska nie zapadła w porozumieniu z Naszą Złotą Panią Anielą, która naszego Umiłowanego Przywódcę otacza wprost matczyną troskliwością i w momencie krytycznym, kiedy pan premier Tusk w odwecie za próbę podskoczenia razwiedce aresztowaniem Petera Vogla został skarcony zakazem kandydowania w wyborach prezydenckich, otarła mu łzy Nagrodą im. Karola Wielkiego, stanowiącą rodzaj przepustki do ścisłych kręgów unijnej biurokracji.

Skoro tak, to znaczy, że i przebudowa tubylczej sceny politycznej w naszym nieszczęśliwym kraju, przynajmniej w ogólnych zarysach została zaaprobowana przez strategicznych partnerów, którzy muszą wykorzystać czas darowany do roku 2018, kiedy to w USA prezydenta Obamę zastąpi jakiś inny prezydent. Dlatego też objawom ofensywy przeciwko „faszyzmowi” z jednej strony towarzyszą objawy rehabilitacji komuny z drugiej strony. Generał Jaruzelski, który wydawał się taki choreńki, taki choreńki, że wprost umierający, zjawi się na kongresie SLD w pełnej glorii, jako nasza ukochana duszeńka, obok byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju Lecha Wałęsy.

Żeby nic nie zakłóciło obcowania generała z kapralem, kapral Wałęsa został poddany intensywnemu pucowaniu. Właśnie nieco już dzisiaj zapomniany polityk, który po ciężkiej i szczerej pracy dla Polski całkiem już poszedł w biznesy, a nazywa się Artur Balazs, przypomniał sobie, że kiedy przeglądał teczkę Lecha Wałęsy w czasie gdy ta jeszcze była pełna, nie zauważył tam niczego nagannego. Dlaczego biznesmen Artur Balazs przypomniał sobie o tym dopiero teraz, kiedy Lech Wałęsa ma uczestniczyć w triumfie generała Jaruzelskiego - to kwestia odsłaniająca przed nami przepastne wyżyny - a przecież gościem kongresu ma być też i „prezio” Aleksander Kwaśniewski, który co prawda odgrażał się, że przyjdzie tylko z Palikotem - ale czego to Kwaśniewski już stanowczo nie zapowiadał?

Niedawno pogrążył go Wiaczesław (Mosze) Kantor, jeden z żydowskich grandziarzy, którzy za zagadkowe pieniądze w latach 90-tych wykupywali Rosję, a Rosja im się sprzedawała - ale w odróżnieniu od nieboszczyka Bieriezowskiego i emigranta Gusińskiego trzymający sztamę z Putinem - więc pogrążył naszego „prezia” opowieściami jak to bezrobotny Aleksander Kwaśniewski „lobbował” na jego rzecz przy sprzedaży Zakładów Azotowych w Tarnowie. Jak tak dalej pójdzie to i „prezio” przypomni sobie, że przecież z Palikotem żadnego ślubu nie brał i wycałuje się z Millerem, jak nie przymierzając - Breżniew z Honeckerem.

Skoro tedy premier Tusk deklaruje, że co do kandydowania na stanowisko przewodniczącego KE oświadczy się „jeszcze w czerwcu” - to czy aby nie czeka na wyniki kongresu SLD? Wszystko to być może, bo jeśli na tym kongresie wyjaśni się kwestia przywództwa zjednoczonej lewicy, to znaczy - kiedy SKW w porozumieniu z FSB dokona już wyboru właściwego lidera, to będzie to dla premiera Tuska nieomylny znak, że pora umie... to znaczy pardon - jakie tam znowu „umierać”?

Przeciwnie - żyć nie umierać! Jeśli nawet okazałoby się, że ta cała Komisja Europejska, to za wysokie progi dla naszego Umiłowanego, to przecież Nasza Złota Pani tak czy owak nie pozwoli zrobić mu krzywdy - zwłaszcza gdy zejdzie z celownika usuwając się z naszego nieszczęśliwego kraju wzorem pana Janusza Lewandowskiego. Dla „faszystów” z kolei będzie to początek drogi krzyżowej, z jednej strony wytyczonej przez szpaler, a właściwie „ścieżkę zdrowia” bezpieczniackich watah, które dodatkowo poszczują na nich pana ministra Sienkiewicza, albo jakiegoś innego figuranta, którego postawią na MSW, a z drugiej - na odcinku moralniacko -propagandowym - przez szpaler ochotników- szabesgojów pod dowództwem pana redaktora Michnika, który w ten sposób będzie oczyszczał teren.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).