Szansa może spaść jak grom z nieba
Wpisał: Andrzej Kumor   
03.06.2013.

Szansa może spaść jak grom z nieba

 

Andrzej Kumor Wirtualna Polonia 2013-06-01

Jedną z bolączek polskiej polityki, w sytuacji zawłaszczonego państwa, jest brak narodowych środków pozwalających na finansowania działalności. W zwykłej sytuacji polityka finansowana jest przeważnie przez wielkie pieniądze, koncerny czy korporacje, które widzą możliwość dalekosiężnego zabezpieczenia interesów – stabilizacji systemu prawnego, dostępu do surowców, ochrony szlaków handlowych. To z kolei przekłada się na interes zwykłych ludzi, zazwyczaj przez wielki pieniądz w tej czy innej formie zatrudnionych albo bezpośrednio, albo przez związki gospodarcze. 

W Polsce sytuacja jest inna, bo oprócz kilku wyprysków rachitycznego kapitału rodzimego, zazwyczaj zbudowanego na rabunku własności państwowej, wielkich polskich korporacji nie ma, zaś nawyk finansowania życia społecznego czy “płacenia za własne poglądy” zaginął wraz z hekatombą wojny.
Nawyk ten został skutecznie zadeptany przez kilka pokoleń hochsztaplerów, którzy obiecywali złote góry, a następnie uciekali z pieniędzmi.

Efekt jest taki, że rzeczywiste interesy pieniędzy zaangażowanych na terenie Polski niezbyt się pokrywają z interesami Polaków. Pieniądze te stoją na straży status quo, ponieważ obecna sytuacja w najlepszym stopniu je obsługuje. Polska taka jak dzisiaj, jest terenem eksploatacji, co pasuje jak ulał Niemcom, Rosjanom czy Żydom. Polska jako suwerenny ośrodek polityczno-gospodarczy została całkowicie wyciszona i spacyfikowana.

W tej sytuacji wszelkie próby sanacji podejmowane przez środowiska sfrustrowanych Polaków z szeroko rozumianej prawicy natrafią na ten właśnie problem. Obcy są w stanie podpłacić, spłacić i sfinansować najróżniejsze polityczne małpy na scenie polskiego cyrku. Polacy, poza zbiórką publiczną, którą trudno zorganizować, a łatwo sparaliżować, właściwie nie mają co przeciwstawić.

Piszę o tym, ponieważ wielu polskim komentatorom wydaje się, że nadchodzi czas zmian; schorowana Europa się przydusza, eurosystem rozchodzi się w szwach; być może pojawia się szansa ugrania prawdziwej Polski.

Być może. Z drugiej strony, jesteśmy we mgle, bez rozeznania, i to nie tylko dlatego, że nie ma polskich stabilnych źródeł finansowania polityki; jesteśmy jak te dzieci, ponieważ nie mamy polskich polityków – ludzi posiadających dostęp do koniecznych informacji i potrafiących trzeźwo je analizować. Mnożą się natomiast curiosa, jak wypowiedzi osób pretendujących do miana guru prawdziwych Polaków, które na przykład nie dostrzegają zmian w geopolityce minionych 20 lat, czy też z ferworem roztrząsają egzotyczne dzisiaj spory sprzed ponad pół wieku.

Dyletanci, zapalone głowy, mitomani i różnego umaszczenia nieudacznicy usiłujący zabrać się “tramwajem z napisem Polska”. Nie mamy też dzisiaj lidera, zaś do normalności najbliżej osobom na wejściu odrzucanym przez salony obu stron, jak na przykład Marian Kowalski.

Tak więc ci, którzy stoją twardo na gruncie, zmian nie chcą, zaś ci, którzy mogliby być (i powinni) motorem odbudowy, szybują w obłokach. Słowem, lekko nie jest. Gdyby jeszcze dało się jakoś zmobilizować społeczeństwo (dzisiaj nie bardzo jest jak i czym) – może byłaby szansa, tymczasem zaś można się zasadnie obawiać, że jakikolwiek nowy etap będzie nowym rozdaniem przy tym samym stoliku. Co oczywiście nie znaczy, że nie trzeba brać pod uwagę wszystkich możliwych scenariuszy; czasem szansa na sukces może spaść jak grom z jasnego nieba. I do takiej szansy musimy mieć głowy gotowe.

Jak to zrobić; choćby przez to, że poznamy graczy przy wspomnianym stoliku i nie będziemy debatować na poważnie z ich pacynkami. Polskie przebudzenie musi być budowane na trzech filarach:

po pierwsze, przechowaniu fascynacji polską kulturą i historią w obliczu potężnych asymilacyjnych wpływów kultur obcych – żydowskiej czy niemieckiej. Bez mody na Polskę, bez podtrzymywania narodowej dumy, w obliczu braku państwowej siły i sukcesu, przegramy;

po drugie, na odbudowie substancji materialnej narodu – czyli po prostu bogaceniu się i nadrabianiu strat majątkowych do Europy;

i po trzecie, na przenikaniu struktur korporacyjnych i administracyjnych zainteresowanych Polską.

Bez realizacji tych czynników Polska sczeźnie w ciągu jednego pokolenia.

Mój kolega Jan Kowalski uważa, że w Polsce po roku 1989 miała miejsce jedna udana rewolucja, było nią przekształcenie się aparatu władzy PRL we właścicieli gospodarki.

Problem tej “rewolucji” dla nas polega na tym, że aparat władzy, PRL, czyli elita komunistyczna, była ulepiona w ZSRS i niewielu w niej na Polakach zależało. Dlatego nie mogliśmy i nie możemy liczyć na niepodległość wychodzącą z ich szeregów. Polskie WSW nie były wojskiem patriotów, lecz konformistów, gdyż PRL nie była państwem niepodległym (a Związek Sowiecki był).

Po-peerelowskie elity wkrótce siłą rzeczy odejdą do grobu, zaś ich zstępni nie mają już tej samej ikry. Są wychowani w koronkach. Dlatego prawdopodobnie nie będą w stanie upilnować schedy po tatusiach. I tu jest szansa dla nas.

Andrzej Kumor Mississauga

http://www.goniec.net/