W BOR był taki bajzel, że... uratował Janickiego (to taki... generał)
Wpisał: Krzysztof Galimski , Izabela Kacprzak   
29.05.2013.

W BOR był taki bajzel, że... uratował Janickiego (to taki... generał)

 

Bałagan uratował Janickiego

 

Krzysztof Galimski (TVP), Izabela Kacprzak 29-05-2013, rp

 

„Rz" ustaliła, jak były szef BOR uniknął odpowiedzialności za błędy w przygotowaniu lotu do Smoleńska.

Gen. Mariana Janickiego przed odpowiedzialnością za niedopełnienie obowiązków przy przygotowaniu lotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r.  paradoksalnie uchronił bałagan panujący w ostatnich latach w Biurze Ochrony Rządu.

Jak ustaliła „Rz", Janicki nigdy nie nadał lotowi do Smoleńska statusu HEAD, jaki od 2008 r. ma obowiązek wydawać wyłącznie szef BOR. Gdyby to zrobił, odpowiadałby najprawdopodobniej za skierowanie samolotu z prezydentem na nieczynne lotnisko, jakim był Siewiernyj.

„Nie mieli pojęcia"

Nadawanie statusu lotu z najważniejszymi osobami w państwie na pokładzie to obowiązek szefa BOR od blisko pięciu lat. Mówi o tym wprost rozporządzenie ministra infrastruktury z listopada 2008 r. Par. 19 ust. 2. stanowi: „Status HEAD dla lotów polskich statków powietrznych nadaje Szef Biura Ochrony Rządu". Podpisując się pod dokumentem o nadaniu statusu, szef BOR bierze odpowiedzialność za przygotowanie lotu.

Gen. Janicki latami nie wydał ani jednego takiego dokumentu. Zgodnie z rozporządzeniem zaczął postępować dopiero pół roku po katastrofie smoleńskiej, gdy zaniedbania w tej materii odkryli kontrolerzy NIK. Wtedy w BOR zaczęto opracowywać wzory dokumentów umożliwiające nadawanie statusu HEAD.

– Tam był taki bajzel, że Janicki i Gawryś [Andrzej Gawryś, szef gabinetu Janickiego i obecnego szefa BOR płk. Krzysztofa Klimka, odpowiadał za nadzór prawny w Biurze – red.] zwyczajnie nie mieli pojęcia, że ten status trzeba nadawać – mówi „Rz" były oficer Biura.

Statusu HEAD nie miały oba loty do Smoleńska w kwietniu 2010 r. premiera i prezydenta. Ten brak zauważyła dopiero w listopadzie 2011 r. NIK, w czasie wspomnianej kontroli.

Na jakich więc zasadach prezydent Kaczyński leciał 10 kwietnia 2010 r.? Jak tłumaczy rzecznik BOR Dariusz Aleksandrowicz, w dokumentacji dotyczącej zabezpieczenia wizyty znajduje się m.in. pismo BOR do dowódcy 36. specpułku lotniczego z informacją „o przewidzianym przelocie o statusie »HEAD«" dla tego lotu. Zdaniem Aleksandrowicza jest to zgodne z cytowanym już rozporządzeniem ministra infrastruktury.

Pismo z BOR podpisał nie Janicki, ale ppłk Jarosław Florczak zabezpieczający wizytę (zginął w Smoleńsku). Nie było to formalne nadanie statusu, lecz jedynie informacja dla jednostki, która wówczas latała z VIP-ami. To 36. pułk poinformował Polską Agencję Żeglugi Powietrznej, że 10 kwietnia polska delegacja poleci do Smoleńska.

Dlaczego NIK uznał, że to, co zrobił (a raczej czego nie zrobił) Janicki, nie kwalifikuje się na postępowanie karne? – To niewątpliwie był lot o statusie HEAD. Paragraf 19 ust. 1 rozporządzenia mówi, że każdy lot głowy państwa w oficjalnej delegacji jest lotem HEAD. W zeznaniach stron potwierdziliśmy że BOR poinformował pilotów, a oni PAŻP. Uznaliśmy, że jest to niespójność prawa – tłumaczy nam urzędnik NIK.

Faktycznie, to raczej formalność. Tyle tylko, że wydanie takiej decyzji wiąże się z bezpośrednią odpowiedzialnością szefa BOR.

Gdyby to Janicki wydał dokument, jak nakazywało mu prawo, mógłby odpowiadać dziś za wysłanie samolotu z prezydentem na lotnisko, na które nie powinien go wysłać, a więc co najmniej za niedopełnienie obowiązków. Operacje startów i lądowań statków powietrznych o statusie HEAD można wykonywać bowiem wyłącznie z lotnisk czynnych. Siewiernyj takim nie był. Został otwarty czasowo, by przyjąć polską delegację.

Janicki nie powinien więc w ogóle zgodzić się na lądowanie w Smoleńsku.

Generał zaprzecza

Przygotowania do tragicznej wizyty badała Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. W czerwcu 2012 r. za znacznie błahsze potknięcia zarzuty usłyszał gen. Paweł Bielawny, wiceszef BOR. Podpisał się pod listą funkcjonariuszy lecących do Smoleńska z premierem, na której wpisano nazwisko cywilnego fotoreportera, z którym Biuro od lat współpracuje.

Dlaczego nie oskarżono szefa BOR? – Prowadzący śledztwo stwierdził, że nienadanie statusu HEAD nie wyczerpuje wszystkich znamion art. 231 kodeksu karnego – mówi „Rz" Renata Mazur z praskiej prokuratury. Art. 231 dotyczy niedopełnienia obowiązków.

Sam Janicki nie ma sobie nic do zarzucenia: – Ja nadałem ten status. Jest numer pisma, ja wysłałem wszystko. Przepraszam, ale nic więcej nie mogę powiedzieć, bo mam taką umowę z obecnym szefem BOR, że nie wypowiadam się w sprawach Biura – powiedział nam wczoraj.

O status lotu do Smoleńska ministra infrastruktury zapytał pięć miesięcy temu poseł PiS Maks Kraczkowski. Do dziś odpowiedzi nie otrzymał. - Odnoszę wrażenie, że ktoś chce ukryć prawdę, jak Biuro nie wypełniało obowiązków ochrony najważniejszych osób w państwie - mówi.

Jego interpelacją zainteresował się za to prokurator generalny Andrzej Seremet. Przesłał ją do praskiej prokuratury w „celu rozważenia wykorzystania jej w prowadzonym postępowaniu". Oznacza to, że śledczy muszą ponownie ocenić, czy to, że były szef BOR nie nadał statusu HEAD  lotowi prezydenta, nie daje podstaw do postawienia mu zarzutów.

Gen. Janicki podał się w lutym do dymisji. Do dziś jest w dyspozycji szefa BOR.