Z chaosu wyłania się ład
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
18.05.2013.

Z chaosu wyłania się ład

 

...wiadomo przecież, że niezależność niezależności nierówna i najlepiej jest, kiedy stacja jest niezależna, owszem, jakże by inaczej - ale niezależność swoją widzi w słusznych, a jeszcze lepiej - jedynie słusznych kategoriach

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2825

 

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    17 maja 2013

Koalicja się chwieje - oznajmił były premier Kazimierz Marcinkiewicz po utrąceniu w Sejmie ustawy o reformie sądów powszechnych. Skoro takie rzeczy mówi uczestnik Instytutu Myśli Państwowej, w którym wraz z Romanem Giertychem, Stefanem Niesiołowskim, Michałem Kamińskim i nawet Leszkiem Moczulskim mają radzić o dobru Rzeczypospolitej, to na pewno musi być prawda.

Nawiasem mówiąc, ciekaw jestem jak wyglądają narady nad dobrem Rzeczypospolitej w Instytucie Myśli Państwowej. Kiedyś, za koszmarnych czasów I Rzeczypospolitej, książę Karol Radziwiłł „Panie Kochanku” zaprosił wszystkich posłów prowincji litewskiej do swego warszawskiego pałacu, a kiedy już się zeszli, służba zaczęła odbijać stojące w kącie beczki i na srebrne tace z wielkim hurgotem wysypywać ostrygi, podczas gdy inni serwiranci otwierali gąsiory z gdańską wódką i na inne tace wysypywali toruńskie pierniki. Kiedy już ukończono te przygotowania, książę Karol odezwał się w te słowa: „Mości Panowie, zanim zaczniemy radzić o dobru Rzeczypospolitej, posilmy się nieco.

W Instytucie pewnie wygląda to znacznie skromniej, więc nic dziwnego, że i rezultaty tych narad też są znacznie skromniejsze, bo - powiedzmy sobie szczerze - cóż nowego do myśli państwowej może wnieść taki, dajmy na to, poseł Stefan Niesiołowski, którego do Platformy Obywatelskiej wzięto na chłopaka do pyskowania? Nawet gdyby gdańską wódkę zagryzał ostrygami, niewiele by to dało, więc musi wystarczyć cienka herbatka poselska, której i tak przecież nie wszyscy państwowcy mogą sobie posiorbać. Ale mniejsza już o nich, bo ważniejsze są przecież losy koalicji, a przede wszystkim - co nastąpi po niej, gdyby wskutek tego zachwiania, jakie dostrzegł nawet pan Kazimierz Marcinkiewicz - ostatecznie runęła. Słowem - jaka jest alternatywa?

Kazimierz Marcinkiewicz na to pytanie jasno nie odpowiada, a prawdę mówiąc - nie odpowiada wcale, co przynosi mu zaszczyt, bo jakże tu odpowiadać jasno, czy nawet w ogóle, kiedy przecież wiadomo, że o kształcie alternatywy zadecydują w odpowiednim czasie starsi i mądrzejsi? W każdym razie alternatywą nie jest PiS, bo według oceny Kazimierza Marcinkiewicza, byłego PiS-owca w końcu, partia ta też stoi w obliczu rozpadu, a to za sprawą znienawidzonego Antoniego Macierewicza. Antoni Macierewicz bowiem to taki braciszek, który stopniowo przejął rządy nad całym klasztorem, owijając sobie dookoła palca nawet samego przeora. Jak zauważa Kazimierz Marcinkiewicz, przeor skapował co się stało i „pozwala” coraz to nowym politykom PiS „odcinać się” od wersji zamachu.

Warto zwrócić uwagę, że wychodzi to naprzeciw oczekiwaniom zespołu doktora-pułkownika Macieja Laska, któremu premier Tusk obiecał był „sporo pieniędzy”, żeby tylko „rozpowiadał” o smoleńskiej katastrofie jak tam starsi i mądrzejsi ustalili. Jeśli tak, to ciekawe, czy panu prezesowi Kaczyńskiemu uda się do spółki z pułkownikiem-doktorem zachwiać pozycją Antoniego Macierewicza, który niemal każdego dnia dokonuje nowych odkryć, stawiając zespół pułkownika-doktora wobec konieczności szybkiego reagowania. Już nie trzy wybuchy, tylko „wiele” - co oczywiście nie ułatwia sytuacji zespołowi pułkownika-doktora. Jak już wykluczy możliwość jednego wybuchu, to natychmiast pojawia się następny i następny - ledwo można nadążyć z ich rejestrowaniem, a cóż dopiero - z odporem.

Toteż nie bez zaskoczenia odnotowuję jeszcze jedną hipotezę, według której złowrogi Antoni Macierewicz ze swoimi wybuchami to jedna wielka dezinformacja, bo tak naprawdę, to nie było żadnej katastrofy, a prezydent Rzeczypospolitej i pozostali członkowie delegacji zostali uprowadzeni w nieznanym kierunku i teraz jęczą i płaczą de profundis w niewoli ruskich szachistów. Ciekawe, czy te hipotezy wychodzą z kręgów zaniepokojonych pozycją złowrogiego Antoniego Macierewicza w Prawie i Sprawiedliwości, czy też z jakichś jeszcze innych - ale nie da się ukryć, że tak czy owak prowadzą do przywrócenia tam hierarchii oficjalnej. Nie na darmo od lat uważam pana prezesa Kaczyńskiego za wirtuoza intrygi.

No dobrze - ale co z alternatywą? Podczas gdy Platforma Obywatelska się „wypala”, zaś PiS pogrąża w rozgrywkach o władzę nad partią, od tyłu za chodzą nas... nie nie, tym razem nie żadni tam Judejczykowie - chociaż Judejczykowie oczywiście też - ale towarzysze z SLD, którzy chyłkiem wchodzą na urzędy i instytucje. Bez wiedzy i zgody bezpieczniaków taka rzecz nie byłaby możliwa, toteż, skoro takie znaki na niebie, a zwłaszcza na ziemi się pojawiają, to tylko patrzeć, kiedy i konfidenci dostaną rozkaz: „W lewo zwrot! Do SLD marsz!” - i w ten sposób alternatywa polityczna się nam w jednej chwili zmaterializuje.

Warto na tym tle zwrócić uwagę na niedawny start nowej, oczywiście niezależnej, stacji telewizyjnej TV Republika, która uzyskała możliwość nadawania z satelity dzięki uprzejmości pana Zygmunta Solorza, właściciela telewizji Polsat. Co pan Zygmunt Solorz z tej niezależności ma lub będzie miał - oto pytanie - bo chyba nie zrobił takiego ruchu z tak zwanego dobrego serca, z którego zresztą słynie.

Pewne światło na te trudne sprawy rzuca zaniepokojenie okazywane w związku z inaugurację TV Republika przez ojca Tadeusza Rydzyka, który najwyraźniej upatruje w tej stacji potencjalną konkurencję dla TV Trwam, zwłaszcza gdyby Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji znowu stanęła na nieubłaganym gruncie i odmówiła TV Trwam miejsca na cyfrowym multipleksie.

Nie potrzebuję chyba dodawać, że takie właśnie rozwiązanie jak najbardziej odpowiadałoby Leszku Milleru, Aleksandru Kwaśniewskiemu, Ryszardu Kaliszu, nie mówiąc już o Januszu Palikotu, a zwłaszcza - o bezpieczniackich watahach i ich zagranicznych mocodawcach, którym TV Trwam w Polsce jest potrzebna, jak psu piąta noga. Niech chodzi oczywiście o to, by w naszym nieszczęśliwym kraju nie było w ogóle niezależnych mediów, a zwłaszcza - niezależnych telewizji. Przeciwnie - powinny być - ale wiadomo przecież, że niezależność niezależności nierówna i najlepiej jest, kiedy stacja jest niezależna, owszem, jakże by inaczej - ale niezależność swoją widzi w słusznych, a jeszcze lepiej - jedynie słusznych kategoriach. Taką niezależność trzeba popierać w imię chwalebnego pluralizmu - i to by wyjaśniało przyczyny i charakter zaangażowania w to niezależne przedsięwzięcie pana Zygmunta Solorza, który przecież z niejednego komina wygartywał.

Tym bardziej, że jeśli spostrzeżenia Kazimierza Marcinkiewicza o grożącej PiS-owi zapaści są prawdziwe, to właśnie w takim momencie niezależność staje się szczególnie cenna, bo tylko niezależna stacja należycie objaśni, na czym polega różnica, między „prawdziwym” a jakimś takim nieprawdziwym Polakiem - a to właśnie będzie znakiem dla wszystkich tęskniących za autentycznością, czego się trzymać i za czym się opowiedzieć. Dopiero wtedy można będzie podjąć decyzję w sprawie przyszłości ruchu narodowego - czy ściąć mu głowę, a ranę wypalić rozpalonym żelazem - czy też ściąć mu głowę i wykorzystując osiągnięcia transplantologii - przyprawić swoją - choćby w postaci Instytutu Myśli Państwowej, chyba przecież w tym właśnie celu utworzonego, bo niby w jakim innym?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.