Witold Pilecki - do końca wierny człowiek honoru
Wpisał: Leszek Żebrowski   
16.05.2013.

Witold Pilecki - do końca wierny człowiek honoru

 

Życie wziął na poważnie

 

Leszek Żebrowski 2013-05-16 pch24

Komuniści najpierw przez dziesiątki lat milczeli o Witoldzie Pileckim i jego bohaterstwie, dziś nierzadko ich duchowi spadkobiercy próbują oczernić pamięć po nim. Wszystko to w dobie przywracania przez organizacje społeczne - często młodzieżowe - pamięci o rotmistrzu. Przypominamy, kim był ów niewygodny bohater. 

 

Żyjemy w dobie poszukiwania moralnych autorytetów, wzorów do naśladowania. Jakże często robimy to na ślepo, przyjmując kłamliwe podpowiedzi cynicznych mediów, sięgamy tam, gdzie jest ideowa pustka, zaprzaństwo, sztucznie kreowane życiorysy, wypreparowane z prawdy, pozbawione elementarnych wartości. Przyjmujemy „na wiarę” lewackich bohaterów jako własnych, nie siląc się na głębszą refleksję, zapominamy o cnocie roztropności, że może jest to droga w nicość.

 Stare porzekadło uczy: Cudze chwalicie, swego nie znacie. Jakże często ta prawda ma odniesienie do postaci lansowanych niejako od góry, podawanych nam jak gotowe, tandetne lalki w supermarketach. Nic przy nich nie trzeba robić: mówią, śpiewają, mają kolorowe ubranka i przede wszystkim – nie rozwijają wyobraźni naszych dzieci.

Podobnie jest ze sztucznie wykreowanymi „herosami” – nieważne, że kilka, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat byli członkami (czasem funkcjonariuszami) partii komunistycznej. Że ochoczo przyjmowali obywatelstwo okupanta (folksdojcze za ruble), opluwali naszą tradycję, kaleczyli historię, podpisywali stalinowskie apele o „przykładne ukaranie” (z karą śmierci włącznie!) ludzi, których jedyną winą było umiłowanie własnego kraju i działanie na jego rzecz najlepiej, jak potrafili.

 Zapomniani bohaterowie

Dziś prawdziwi bohaterowie, zepchnięci w niepamięć, wegetują w niszowych środowiskach, czczeni w kręgach środowiskowych i rodzinnych. Moralne i polityczne kreatury narzucane są w literaturze i sztuce, w nauce i oświacie, przede wszystkim zaś – w masowych (a więc opiniotwórczych) gazetach i tygodnikach, które w ramach pluralizmu niby dają nam jakiś wybór, w istocie zaś prezentują skrajnie tendencyjną wybiórczość.

 Jedną z największych postaci pierwszej połowy XX wieku w Polsce był niewątpliwie Witold Pilecki. Choć po 1989 roku formalnie został przypomniany (bo już wolno o nim mówić i pisać), to tak naprawdę istnieje w zbiorowej pamięci Polaków w bardzo niewielkim zakresie. Nie powstały o nim dzieła literackie ani filmy fabularne, nie jest przypominany niemal w żadnej formie. Jak to się dzieje, że „siły ustanowione” mają tak wielką moc, aby ponownie zabijać pamięć o ­człowieku, który swe niezbyt długie (brutalnie przerwane przez stalinowskiego kata strzałem w tył głowy) życie potraktował poważnie? Dla którego wierność czy honor to nie były puste pojęcia, w które można wlewać dowolną treść, zależnie od okoliczności? Czy nie jest to także nasza wina, że niewystarczająco dużo robimy, aby taka postać zajęła godne i należne jej miejsce nie tylko w naszych sercach czy umysłach, ale w zbiorowej pamięci narodu?

 Obrońca polskich Kresów

Witold Pilecki urodził się na początku XX wieku, dokładnie 13 maja 1901 r. Był więc reprezentantem pierwszego pokolenia, któremu dane było wchodzić w dorosłość już w wolnej (po 123-letniej niewoli) Polsce. Z nielegalnym w carskiej Rosji skautingiem (późniejszym harcerstwem) związał się już w trakcie nauki gimnazjalnej w Wilnie. Lata I wojny światowej spędził z matką i swym rodzeństwem na Mohylewszczyźnie, do szkoły uczęszczał w Orle, gdzie założył pierwszy polski zastęp harcerski i patriotyczne kółka samokształceniowe.

 Jesienią 1918 r. znalazł się ponownie w Wilnie, gdzie wraz z grupami miejscowych harcerzy włączył się do grup polskiej samoobrony. Już wkrótce trafił do słynnego oddziału braci Dąmbrowskich: mjr. Władysława i rtm. Jerzego (posługującego się pseudonimem: „Łupaszka”). Służyło w nim wielu sławnych później ludzi – m.in. Stanisław Mackiewicz (Cat) z młodszym bratem Józefem (później obaj znani jako publicyści i literaci), Eustachy książę Sapieha, książę Włodzimierz Czetwertyński, Jan hr. Tyszkiewicz. W oddziale tym młodziutki Witold Pilecki spędził rok jako uczestnik walk i potyczek w obronie polskich Kresów.

 Po demobilizacji wrócił do nauki w wileńskim gimnazjum, aby już w lipcu 1920 r., wobec sowieckiej nawałnicy na Polskę, ponownie znaleźć się w oddziale rtm. „Łupaszki”. Walczył m.in. na przedmieściach Warszawy. Po zakończeniu wojny znów stał się cywilem i podjął dalszą naukę. Maturę uzyskał w maju 1921 r. i następnie ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu.

 W 1922 r. rozpoczął studia na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, jednak z powodu wielkich trudności materialnych nie mógł ich ukończyć. Podjął pracę zarobkową w rodzinnym majątku Sukurcze. W 1931 r. ożenił się z nauczycielką Marią Ostrowską. Mieli dwoje dzieci – syna i córkę.

 Dobrowolny więzień

Podczas wojny obronnej 1939 r. ppor. Witold Pilecki był zastępcą dowódcy kawalerii dywizyjnej 19 Dywizji Piechoty, następnie w 41 DP. Po ustaniu działań wojennych kontynuował walkę w partyzantce antyniemieckiej aż do 17 października 1939 r. Następnie przedostał się do Warszawy, gdzie wraz z mjr. Janem Włodarkiewiczem założył Narodową Armię Polską (NAP) przekształconą wkrótce w Tajną Armię Polską (TAP) – jedną z największych i najbardziej zasłużonych organizacji konspiracyjnych. Miała ona oblicze chrześcijańsko ‑narodowe, o czym świadczyła przede wszystkim treść przysięgi ułożonej przez Pileckiego:

 Przyjmując za dewizę mego życia hasło:

Bóg, Honor i Ojczyzna

I ślubując Narodowi Polskiemu bezgranicznie wierną i ofiarną służbę, –

Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu, w Trójcy Świętej Jedynemu i Matce Boskiej Królowej Korony Polskiej, –

1. iż jedynie legalnemu Rządowi Gen. Sikorskiego i władzom przełożonym organizacji wojskowej NAP ścisłą karność i bezwzględne posłuszeństwo dochowam wiernie,

2. że powierzonych mi tajemnic organizacyjnych wiernie i ściśle przestrzegać będę i z nikim na ten temat rozmów poza służbą prowadzić nie będę,

3. iż składając wszystkie me siły dla dobra Ojczyzny, składane na mnie obowiązki, wedle mej umiejętności, z całą sumiennością i ofiarnością wykonywać będę – aż do chwili, gdy z mej przysięgi przez władze organizacyjne zwolniony nie zostanę.

Tak mi dopomóż Bóg!

 W TAP Pilecki był szefem sztabu (pod ps. „Witold”), następnie głównym inspektorem i szefem oddziału organizacyjno-mobilizacyjnego. Po założeniu przez Niemców obozu koncentracyjnego dla Polaków w Auschwitz Pilecki postanowił przedostać się tam, zbadać panujące warunki i przede wszystkim – utworzyć obozową konspirację. Do Auschwitz trafiło bowiem bardzo wielu oficerów WP zesłanych za działalność niepodległościową.

 I tak zrobił – dokonał niewiarygodnego wręcz wyczynu wymagającego nie tylko odwagi (jakiej zresztą nigdy mu nie brakowało), ale też precyzyjnie opracowanego planu i szerokich horyzontów umysłowych. 21 września 1940 r. był już w Auschwitz, gdzie otrzymał nr 4859. Nie sztuką było tam zginąć (wszak była wojna i śmierć groziła na każdym kroku). Sztuką było zrealizować tak nakreślony zamiar – przedostać się w grupie więźniów do największej fabryki śmierci w dziejach świata – niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, zorganizować tam ruch oporu, przesyłać okresowe meldunki (pierwszy jego raport dotarł do Londynu już 18 marca 1941 r.) oraz następnie dokonać udanej ucieczki i sporządzić całościowy raport. Jemu to wszystko się udało.

 Wyrok zamiast piedestału

Gdyby Pilecki nie był Polakiem, to czciłby go cały świat, a powojenne lata zapewne spędziłby fetowany powszechnie jako bohater. Jemu nie było to dane. Po ucieczce z Auschwitz (nocą 26/27 kwietnia 1943 r.) żył tylko jednym – jak zaalarmować o tym, co tam przeżył i widział oraz dokonać udanej akcji rozbicia obozu i uwolnienia jak największej liczby więźniów. Spotkało go wielkie rozczarowanie. Jego konspiracyjni przełożeni nie widzieli szans na przeprowadzenie takiej akcji, a możni tego świata, choć byli odpowiednio poinformowani o jego raportach, całą rzecz po prostu bagatelizowali, mając „ważniejsze” sprawy na głowie niż ratowanie setek tysięcy istnień ludzkich…

Jego ponowna praca w konspiracji w KG AK koncentrowała się na wywiadzie, do czego miał zresztą szczególne predyspozycje. Od wiosny 1944 r. brał udział w przygotowaniach do utworzenia organizacji NIE, na wypadek coraz bardziej prawdopodobnej okupacji sowieckiej w Polsce. W Powstaniu Warszawskim wziął udział jako ochotnik, początkowo jako strzelec w NSZ-owskiej Kompanii „Warszawianka”, następnie jako dowódca kompanii w Zgrupowaniu „Chrobry II”. Popowstańczą niewolę przebył w obozach w Lamsdorfie i Murnau, gdzie wyzwolili go Amerykanie.

 Podczas służby w II Korpusie we Włoszech podjął się organizacji siatki wywiadowczej. Jako Roman Jezierski jesienią 1945 r. przedostał się do Polski i zorganizował własną grupę konspiracyjną, która w ogóle nie nastawiała się na walkę zbrojną. Mimo że otrzymał formalny rozkaz powrotu do II Korpusu, nie mogąc znaleźć następców, pozostał w kraju, narażając się na coraz większe niebezpieczeństwo. 6 maja 1947 r. został aresztowany przez MBP. Okrutne śledztwo (pod osobistym nadzorem Józefa Goldberga-Różańskiego) trwało zaledwie kilka miesięcy. Już 15 marca 1948 r. został skazany na karę śmierci z uwagi na popełnienie zbrodni zdrady stanu i narodu.

 25 maja w godzinach wieczornych kat Mokotowa, sierż. Piotr Śmietański katyńskim strzałem w tył głowy pozbawił życia zaledwie 47-letniego bohatera Polski Podziemnej… Został on pogrzebany w nieoznaczonym grobie, prawdopodobnie w okolicach cmentarza przy kościele św. Katarzyny na Służewie.

 Bohater niewygodny

Przez ponad 40 lat w komunistycznej Polsce nie było miejsca na publiczną pamięć o Pileckim. Dopiero 1 października 1990 r. jego wyrok został uznany za nieważny. Jego oprawcy – oficerowie śledczy, sędziowie, prokuratorzy – nie ponieśli żadnej kary. Niektórzy zmarli, przeciwko innym brakuje podobno instrumentów prawnych. Mamy więc do czynienia z klasycznym mordem sądowym, w którym oprawcy pozostają całkowicie bezkarni. Nikt ich nie pozbawił specjalnych przywilejów: wysokich emerytur, stopni wojskowych i najwyższych odznaczeń…

 Kat rotmistrza, Piotr Śmietański, na fali wewnątrzpartyjnych porachunków wyjechał w 1968 r. do Izraela. Ponieważ cała „emigracja marcowa” traktowana jest jak monolit, to i on może uchodzić teraz za ofiarę „polskiego antysemityzmu”.

Sprawa Witolda Pileckiego ma w Polsce po 1989 r. dalszy, bardzo niespodziewany ciąg. W połowie lat 90. byłem świadkiem publicznego wystąpienia wysokiego urzędnika państwowego, który – zasłuchany sam w siebie – gorąco przekonywał zebranych, że w tej sprawie nic się nie da zrobić, bo przecież Pilecki się przyznał do zarzucanych mu czynów i podpisał protokół, że czyni to dobrowolnie.

 Niegodny orderu?

W 60. rocznicę wyzwolenia Auschwitz ówczesny prezydent RP Aleksander Kwaśniewski wymieniał szczególnie zasłużonych więźniów tego obozu, m.in. Józefa Cyrankiewicza, Tadeusza Borowskiego i Władysława Bartoszewskiego. Pilecki i o. Maksymilian Kolbe – nie dostąpili tego zaszczytu.

W 2006 r. prezydent RP Lech Kaczyński przyznał Pileckiemu pośmiertnie Order Orła Białego, zresztą wbrew opinii Władysława Bartoszewskiego, który był wówczas członkiem Kapituły tego Orderu.

 Inicjatywę w sprawie upamiętnienia Witolda Pileckiego podjął też Senat RP. W uchwale z 7 maja 2008 r. uznano go za godny naśladowania wzór Polaka, bez reszty oddanego sprawom Ojczyzny. Znacznie wcześniej, bo już w 1978 r., prof. Michael Foot z Uniwersytetu Manchester, nazwał go jednym z sześciu najodważniejszych ludzi w Europie (M. Foot, Six Faces of Courage, London 1978).

 Witold Pilecki był człowiekiem, który swe życie potraktował niezwykle poważnie. Choć było ono – nie z jego winy – krótkie, to zdołał przejść przez nie z podniesioną głową, bo pozostawał zawsze wierny wyznawanym wartościom. I przede wszystkim był prawdziwym człowiekiem honoru. Patrzmy uważnie, kto i dlaczego usiłuje nam dziś narzucać zupełnie inne, zakłamane wzorce i lansuje jako ludzi honoru moralne kreatury, a bardziej zrozumiemy, co stało się z Polską w latach 1944-1989 i kto jest za to (współ)odpowiedzialny.

Leszek Żebrowski 

 Tekst ukazał się w nr. 6 dwumiesięcznika "Polonia Christiana"