Życzliwcy i wrogowie
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
02.06.2020.

Życzliwcy i wrogowie

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=4709

Felieton  •  tygodnik „Najwyższy Czas!” 2 czerwca 2020

Wprawdzie wszystkie telewizje, zarówno rządowa, jak i te nierządne, prześcigają się w przekonywaniu swoich widzów, że mimo izolacji coraz bardziej się do siebie zbliżają, a z kolei browary, przy okazji reklamowania swego piwa, kadzą widzom, jacy są dobrzy i życzliwi dla siebie, a skoro taka erupcja życzliwości nastąpiła nawet teraz, kiedy zostaliśmy sterroryzowani przez... no właśnie, przez kogo? W pierwszym odruchu chciałem napisać, że przez zbrodniczego koronawirusa, ale on w zdecydowanej większości przypadków albo przebiega bezobjawowo, albo w sposób podobny do zwyczajnej grypy, z powodu której też co roku umierało nawet ok. 600 tysięcy osób [w świecie md] , ale całe państwa nie były przecież zamykane w aresztach domowych, ani nie były wyłączane całe segmenty gospodarki – zatem wydaje się, że sterroryzować musiał nas ktoś inny, na razie nie znany z imienia i nazwiska, ale miejmy nadzieję, że w odpowiednim momencie się nam objawi.

Jaki to będzie moment – tego oczywiście nie wiem, ale myślę, że jego nadejście zwiastowała będzie niespotykana dotąd erupcja życzliwości – o której mówią i którą zapowiadają reklamy piwa. Czuwa nad tym armia Dobroczyńców Ludzkości, których chyba najwięcej nagromadziło się w instytucjach Unii Europejskiej. Nie ustają one w wysiłkach, by przychylić nam nieba i jeśli trzeba – sztorcują rządy poszczególnych bantustanów, żeby się nie ociągały, tylko uwijały wedle powszechnej szczęśliwości. Bo – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – któż może zapewnić powszechną szczęśliwość, jeśli nie rząd i jego agendy? Przewidział to jeszcze za sanacji Konstanty Ildefons Gałczyński, pisząc w wierszu „Zima z wypisów szkolnych”: „Któż to tak śnieżkiem prószy z niebiosów? Dyć oczywiście pan wojewoda!

Jeśli tedy jakiś wojewoda, albo nawet rząd zacząłby się ociągać, to Komisja Europejska, z panią Werą Jurovą, co to wśród rozmaitych przeżyć zaliczyła nawet pobyt w kryminale, od razu przywróci go do pionu, wszczynając przeciwko niemu postępowanie. No i właśnie zostało ono wszczęte przeciwko naszemu bantustanowi, ponieważ jeszcze nie wprowadził przepisów umożliwiających obywatelom domagania się przed niezawisłymi sądami od rządu odszkodowań za powietrze niewłaściwej jakości. Trzeba przyznać, że chociaż Komisja intencje zapewne miała poczciwe, to chyba nie wybrała najlepszego momentu, choćby z tego względu, że niewłaściwe powietrze właśnie mamy i to w dodatku – na terenie całej Unii Europejskiej – gdzie przecież koronawirusy latają w powietrzu jak chrabąszcze. Kto za to odpowiada? Przecież nie poszczególne kraje członkowskie, bo zbrodniczy wirus nic sobie nie robi z granic politycznych, których znaczenie Komisja Europejska zresztą systematycznie pomniejsza, gwoli poszerzenia swojego imperium władczego. W takiej sytuacji należałoby wytknąć Komisji Europejskiej, że nie dostrzega belki we własnym oku, a panią Werę Jurovą za brak spostrzegawczości może znowu wtrącić do kryminału? Obawiam się jednak, że żaden niezawisły sąd nie odważyłby się na takie zuchwalstwo tym bardziej, że skoro nawet my wiemy, że Nasza Złota Pani w wyniesieniu pani Jurovej na te wyżyny miała swoje rachuby, to niezawisłe sądy wiedzą to jeszcze lepiej, a w tej sytuacji „powinność swą rozumieją”, niczym petersburski policmajster z opowiadania „cioci” Telimeny.

Warto jednak nawet w takiej sytuacji zwrócić uwagę, że te odszkodowania – jeśli ma się rozumieć, będą przyznawane – a niestety niezawisłe sądy na skutek postępującego w tym środowisku zidiocenia takie odszkodowania przyznały i w naszym bantustanie – to tak naprawdę będą wypłacali podatnicy, a nie ministrowie. Niestety odnoszę wrażenie, że taka np. pani Grażyna Wolszczak takich prostych rzeczy pojąć nie może, na czym oczywiście żerują drodzy mecenasi i albo przytłaczając swoim autorytetem, albo też przy pomocy jakichś tajemniczych argumentów przekonując do swoich racji niezawisłe sądy, które również w ten sposób realizują zasadę zbiorowej odpowiedzialności osób niewinnych. Summum ius summa iniuria. Widać tu wyraźne podobieństwo socjalistów do króla Midasa, chociaż przy tym podobieństwie jest i różnica. Król Midas wszystko, czego tylko się dotknął, zamieniał w złoto, podczas gdy socjaliści wszystko, czego tylko się dotkną, zamieniają w gówno.

A przecież to dopiero początki, bo skoro można od podatników wymuszać odszkodowania za śmierdzące powietrze, to przecież można i za inne rzeczy, które mogą ludzi unieszczęśliwiać jeszcze bardziej, niż smog. Wskazuje na to wnioskowanie a minori ad maius, zgodnie z którym, komu nie wolno czynić mniej, temu nie wolno czynić więcej. Jeśli zatem jakiś młodzieniec nie ma powodzenia ani u panienek, ani nawet u partnerów zamiennych, to z całą pewnością jest bardziej nieszczęśliwy od astmatyka, którego dusi zmora. I kto za to odpowiada? Skoro Komisja Europejska domaga się od naszego bantustanu wprowadzenia przepisów umożliwiających nie tylko znanym aktorkom łupienie podatników za powietrze, to tylko patrzeć, jak lobby tak zwanych „singli” przeboruje się do pani Jurovej i Komisja nakaże wprowadzić przepisy o odszkodowaniach za miłosne zawody. W charakterze plusa dodatniego musimy dodać, że taki radosny przywilej może obejmować wszystkie 77 płci, co oczywiście dowodzi nie tylko jego egalitarności, ale i powszechności. Toteż jestem pewien, że z tego radosnego przywileju będą skwapliwie korzystały również panie, w przypadku których nie sprawdziło się porzekadło, że „każda potwora znajdzie swego amatora”. Skoro ludzie muszą być szczęśliwi, to nie ma rady; nieszczęście zostanie uznane za przestępstwo, a skoro tak, to konieczne będzie wskazanie nieubłaganym palcem winowajcy. Zgodnie z zasadą odpowiedzialności zbiorowej, którą zresztą niedawno zatwierdził Sąd Najwyższy naszego bantustanu, za winowajcę zostanie uznany rząd, a w tej sytuacji wszyscy podatnicy będą musieli się składać na zapewnienie szczęścia nieszczęśliwcom, albo przynajmniej – na zrekompensowanie nieszczęścia w sytuacji, gdy na szczęście jest już za późno.

Jak widzimy, chociaż wprawdzie cokolwiek wymuszona, to przecież erupcja życzliwości dopiero jest przed nami, więc najwyraźniej browary reklamujące piwo musiały wspierać jakieś proroctwa, chyba, że „Sam Główny Srul”, który teraz dla naszego dobra nas terroryzuje, uchylił przed nimi rąbka tajemnicy. Nie ma jednak rzeczy doskonałych, więc jako lustrzane odbicie powszechnej życzliwości, musi pojawić się również szlachetna złość, która – zgodnie z życzeniem wyrażonym w ruskiej pieśni o „Świętej wojnie” - „zakipi, jak fala”. A w kogo ta fala szlachetnej złości uderzy? To jasne, że we wrogów, którzy przecież po, to są, by fale szlachetnej złości miały w kogo uderzać i nie marnowały pozytywnej energii.

I okazuje się, że fala właśnie wzbiera, o czym przekonałem się niedawno na podstawie rozmowy, jaką pani red. Dorota Kania przeprowadziła ze swoim gościem w telewizji „Republika”. Jak bowiem wiadomo, obóz dobrej zmiany, który pani red. Kania swoim medialnym autorytetem wspiera, otoczony jest wrogami. Wrogiem, jak wiadomo, jest każdy, kto nie słucha się Naczelnika Państwa, bez względu na to, jakie mądrości etapu Naczelnik akurat podaje do wierzenia. Ale wróg wrogowi nierówny, toteż i wśród wrogów panuje hierarchia. Jedni są wrogami, można powiedzieć, na tyle oswojonymi, że między Jasną i Ciemną stroną Mocy panuje rodzaj symbiozy, bez której obydwa wrogie obozy miałyby problem z własną tożsamością, podczas gdy w symbiozie określają się przez przeciwieństwo do wroga. Taki wróg, chociaż oczywiście wróg, to przecież spełnia również pożyteczną rolę i w hierarchii wrogów plasuje się na najniższym poziomie. Może byłoby przesadą określenie, że taki wróg jest wrogiem umiłowanym, ale jeśli nawet nie jest, to należy go oszczędzać i nie robić mu krzywdy ponad konieczną potrzebę, bo jeśli jego zabraknie, to może pojawić się wróg nieoswojony, „ktoś od tygrysa jeszcze dzikszy”.

I na podstawie wspomnianej rozmowy nabrałem przekonania, że na najwyższym miejscu w hierarchii wrogów, obóz dobrej zmiany umieścił Konfederację. Chociaż Konfederacja jest najmniejszym ugrupowaniem parlamentarnym, to za umieszczeniem jej na najwyższym miejscu w hierarchii wrogów przemawiają ważne, a co najważniejsze – również słuszne powody. Ujawniło się to jeszcze podczas kampanii wyborczej do Sejmu, kiedy to – jak pamiętamy – wszystkie ugrupowania stające do wyborów uznały Konfederację za największe periculum.

A dlaczego? A dlatego, że o ile cztery ugrupowania, to znaczy – Zjednoczona Prawica, Koalicja Obywatelska, Lewica i PSL – licytowały się między sobą, kto wyda więcej pieniędzy uprzednio wydartych podatnikom, o tyle Konfederacja zapowiadała coś zupełnie odwrotnego – że nie będzie rozrzucała miedzy obywateli pieniędzy uprzednio im zrabowanych, tylko nie będzie rabowała. To była prezentacja nie tylko innego modelu państwa, ale również modelu dla wspomnianych czterech ugrupowań, naprawdę niebezpiecznego. Gdyby bowiem taki model państwa zaczął funkcjonować, to nie miałyby one racji bytu. Zatem rzeczywiście Konfederacja stanowi dla nich wszystkich potencjalne niebezpieczeństwo i spostrzeżenie tego przynosi zaszczyt spostrzegawczości „bandy czworga”. Jak wiemy, Konfederacja w ostatnich wyborach osiągnęła sukces, powiedzmy, umiarkowany, ale jednak do Sejmu się dostała, mimo podejmowanych przeciwko niej „prób niszczących”. Sęk jednak w tym, że nie można było podać prawdziwego powodu wrogości wobec Konfederacji, w związku z czym propagandziści obozu dobrej zmiany podają do wierzenia przyczynę zastępczą – że mianowicie Konfederacja jest zbiorowiskiem ruskich agentów, którym w dodatku śmierdzą onuce. W przeciwieństwie do obozu dobrej zmiany, nie mówiąc już o szeroko pojmowanym obozie zdrady i zaprzaństwa, Konfederacja oczywiście nie jest ekspozyturą ani Stronnictwa Ruskiego – bo na podstawie dotychczasowych dokonań ten zaszczytny tytuł należałby się raczej Polskiemu Stronnictwu Ludowemu, ani Stronnictwa Pruskiego, którego niekwestionowanym liderem jest Platforma Obywatelska, ani wreszcie – Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego, bo to miejsce zajęte przez dobrą zmianę, która zazdrośnie strzeże swego monopolu na reprezentowanie polskiej prawicy. Kierując się przemyśleniami słynnego ministra propagandy, gebelsiaki z niezależnych mediów futrowanych przez rząd, obrały metodę wbijania swoim wyznawcom do wierzenia sagi o ruskich agentach – chociaż nie ma na to żadnego dowodu, gdyż w przeciwnym razie ABW zrobiłaby z Konfederacji marmoladę. W przeciwieństwie bowiem do pana Bartosza Kramka, małżonka ukraińskiej obywatelki Ludmiły Kozłowskiej i członka władz fundacji „Otwarty Dialog”, którego ABW z zagadkowych powodów nie ośmiela się nawet tknąć palcem, w przypadku Konfederacji nie miałaby takich zahamowań tym bardziej, że żaden z posłów tego ugrupowania nie został odznaczony żadnym ukraińskim orderem.

I wreszcie nie wypada zapomnieć o dobrej radzie, jakiej niezmiennie udzielają tak zwani przyjaciele Konfederacji – żeby jak najszybciej pozbyła się ze swego grona Janusza Korwin-Mikke. Wprawdzie nie ma tu logiki, bo podstawowy zarzut wobec Konfederacji jest ten, że nie chcąc słuchać się Naczelnika Państwa „rozbija prawicę”, podczas gdy Korwin „rozbija” Konfederację, więc właściwie, niezależnie od intencji, obiektywnie działa na rzecz dobrej zmiany – ale logika gebelsowska nie ma wiele wspólnego z logiką zwyczajną i bardziej przypomina bajkę Ezopa o tym, jak to wilki walczyły z owcami. Walczyły i walczyły – ale nie mogły ich pokonać, bo po stronie owiec walczyły owczarki. Tedy wzięły się na sposób i oświadczyły owcom, że one przeciwko nim właściwie nic nie mają, bo to nie owce, tylko owczarki dzielą i jątrzą, że bez nich między wilkami i owcami zapanowałaby upragniona jedność moralno-polityczna. Jak wiadomo, owce dały się na to nabrać i to był ich koniec, więc miejmy nadzieję, że ta historia się nie powtórzy.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Zmieniony ( 02.06.2020. )