Kiedy przywieziono rejestratory na SIEWIERNYJ?
Wpisał: Free your mind   
06.08.2013.

Kiedy przywieziono rejestratory na SIEWIERNYJ?

 

Brakujące zdjęcie rejestratorów

 

 

Free your mind   http://.salon24.pl/525162,brakujace-zdjecie-rejestratorow

 

 

Obszerny i ciekawy pod wieloma względami wywiad z ppłk. W. Targalskim (niegdyś w KBWLLP, czyli „komisji Millera”) opublikowany przez NDz prawie równe 2 lata temu (końcówka sierpnia 2011, a więc niedługo po zakończeniu prac przez „millerowców”; http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110827&typ=po&id=po03.txt) przynosi potwierdzenie tego, co opowiadał przy różnych okazjach płk dr E. Klich a propos „miejsca katastrofy” wieczorem 10 Kwietnia. Chodzi o to, że polskim przedstawicielom okazano zapewne w okolicach ogona, no bo chyba nie w samym ogonie, 2 (słownie DWA) rejestratory [podkr. F.Y.M.]:

 

NDz: -Co wtedy, widząc po raz pierwszy wrak, pomyślał Pan o możliwych przyczynach tej strasznej katastrofy?           
WT: - Nic. Wręcz nie dowierzałem, że to się w ogóle stało, jak chyba większość ludzi. Po przybyciu i udaniu się na miejsce wypadku zaprowadzono nas tam, gdzie były rejestratory. Pilnował ich wartownik. Zostały sfotografowane. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem panią Anodinę i pana Morozowa. Rosjanie zapytali, czy rejestratory mogą zostać wydobyte. Po konsultacji z Edmundem Klichem zdecydowano, że tak. Zapakowano je do pudeł, zaplombowano. Ja z ppłk. Sławomirem Michalakiem i panem płk. Zbigniewem Rzepą, rzecznikiem prokuratury wojskowej, na polecenie pana Klicha udaliśmy się z nimi do Moskwy samolotem MCzS [Ministerstwa Sytuacji Nadzwyczajnych]. Zostały one zawiezione do siedziby MAK i tam zdeponowane.

 

Późniejszy „Akredytowany” Klich tak wspomina ten moment:

 

Morozow od razu nas do nich zaprowadził. Na szczęście w samolocie założyłem kalosze, bo półbuty zostawiłbym na pierwszych metrach. Tam było straszne bagienko i do tego ten widok, wyjątkowo przygnębiający: rząd trumien, porozrzucane mundury, niektóre w dobrym stanie. Pamiętam, że widziałem jeden porucznikowski, prawdopodobnie nawigatora Artura Ziętka. Idąc, musiałem patrzeć pod nogi, bo bałem się, by nie nadepnąć na jakieś ciało. Wreszcie dochodzimy do rumowiska, Morozow pokazuje nam ogon samolotu i dwa rejestratory. Mówi: „Wyznaczcie dwóch ludzi, polecą do Moskwy badać skrzynki.” Zatem od razu wołam Targalskiego: „Waldek, szykuj się, lecisz do Moskwy”.

(Moja czarna skrzynka, s. 23) (por. też http://freeyourmind.salon24.pl/514860,1-2-1 )

 

O dalszych losach czarnych skrzynek transportowanych „w kartonach” opowiada czołowej śledczej „komisji Macierewicza”, tj. redaktorce A. Gargas, jak pamiętamy z niezapomnianego thrillera katastroficznego Anatomia upadku, płk Z. Rzepa (wtedy jeszcze będący rzecznikiem NPW) (por. http://freeyourmind.salon24.pl/489924,gora-z-gora), ale ten wątek nas obecnie nie interesuje.

 

Jak widać z cytatu z rozmowy z Targalskim rejestratory zostały sfotografowane na „miejscu katastrofy” wieczorem 10 Kwietnia, a nie tylko okazane, lecz konia z rzędem temu, kto widział tę fotografię z 10-04 czy to w „raporcie MAK”, czy to w „raporcie Millera” (wraz z załącznikami) – bo, rzecz jasna, trzech „raportów Macierewicza” nie liczę, mimo że ZP miało dysponować „dziesiątkami tysięcy zdjęć” (z tym z helikopterem transportującym kokpit włącznie; http://freeyourmind.salon24.pl/514040,kokpit).

 

Dlaczego sprawa akurat tego, wciąż nieupublicznionego, zdjęcia rejestratorów (zakładam, że Targalski mówi tu prawdę, a więc, iż dokonano fotograficznej dokumentacji tego istotnego momentu zapoznania się z ulokowaniem i wyglądem czarnych skrzynek na pobojowisku) jest tak ważna? Z banalnego powodu, wszak polski montażysta S. Wiśniewski miał „znaleźć” jeden z (zainstalowanych w ogonie) rejestratorów na samym początku swej księżycowej wędrówki (wedle „zegara kamery” już o godz. 8.50 pol. czasu), niemalże potykając się o czarną skrzynkę samolotu, który się rozwalił. I było to, o czym chyba nie trzeba przypominać, miejsce dość odległe od ogona, zaś samemu montażyście zajęło parę minut, nim w okolice ogona dotarł.

 

W „raporcie Millera” znajdziemy zmiksowane elegancko kadry z moonfilmu Wiśniewskiego – z tym z czarną skrzynką włącznie – natomiast nie znajdziemy zdjęcia dwóch rejestratorów leżących przy ogonie wieczorem, gdy na pobojowisko Ruscy wpuścili polskich ekspertów i prokuratorów. Nie ma takiego zdjęcia nawet pośród wieczornych kadrów z „miejsca smoleńskiej katastrofy” w katastroficznym thrillerze 10.04.10, co przy niesamowitych wprost zdolnościach dziennikarskiej szkoły Macierewicza w docieraniu do „materiałów źródłowych” z pobojowiska na XUBS może tylko dziwić (http://fymreport.polis2008.pl/?p=12383).

 

Z innej wypowiedzi (z linkowanego już wyżej wywiadu) Targalskiego można wywnioskować, iż wyjaśnienie zagadki nieupublicznienia na przestrzeni lat fotografii 2 rejestratorów przy ogonie jest proste – zdjęcia nie zrobili Polacy, gdyż im sprzęt rejestrujący dostarczono dopiero nazajutrz „po katastrofie”:

 

NDz: - Strona polska sporządzała własną dokumentację wideo?
WT: - Nie, wszystko robili Rosjanie. My nawet nie mieliśmy aparatów. Całość sprzętu specjalistycznego została dostarczona na miejsce 11 kwietnia w godzinach porannych wraz z przybyciem przedstawicieli Inspektoratu Bezpieczeństwa Lotów [chodzi o przybycie grupy płk. M. Grochowskiego – przyp. F.Y.M.]. Wtedy oni robili zdjęcia. Ja byłem przekonany, koledzy chyba też, że te materiały zostaną nam przekazane później. Będąc tam, myśleliśmy, że pracujemy wspólnie.

 

Oczywiście sytuację, w której eksperci i prokuratorzy, będąc (wieczorem tragicznego dnia) na miejscu uznanym za takie, na którym uległ wypadkowi „prezydencki tupolew”, są bez (choćby) aparatów fotograficznych, jakiś paranoik zaraz by zaczął tłumaczyć, iż po prostu nie doszło do żadnej katastrofy, stąd nie sporządza się jej dokumentacji. Zakładając jednak, że zadziałałoby tu, tj. z tym brakiem aparatury, „roztargnienie” polskich specjalistów i zwyczajnie, w pośpiechu związanym z przygotowaniami do wylotu do Smoleńska, nie wzięli żadnych urządzeń rejestrujących, nawet prywatnych, to przecież w pobliżu „miejsca wypadku tupolewa” były wprost całe chmary dziennikarzy, z których jakiegoś do rejestrowania kamerą takiego „okazania dwóch rejestratorów” można było przywołać.

 

W przeciwnym razie można by pomyśleć, iż istniał jakiś zakaz dokumentowania pobojowiska w jego najistotniejszych aspektach, takich właśnie jak położenie „znajdowanych urządzeń” oraz rozlokowanie ciał.

 

Ktoś może powiedzieć, że przecież na filmie „e-ostrołęka” sporo widać, bo kamerzysta w dość swobodny sposób paraduje po „miejscu katastrofy” (http://www.youtube.com/watch?v=cTyQJP7iFHc). Zauważmy jednak, że to popołudniowe godziny jeszcze sprzed „ewakuacji ciał”, a mimo to temu operatorowi, mimo wyczulenia na przeróżne detale pobojowiska, nie udaje się złapać w kadr czarnych skrzynek przy ogonie, choć w „raporcie MAK” czytamy, że już o 13.02 rus. czasu (a więc 11.02) (por. http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2013/03/ES-FYM.pdf s. 18) znaleziono „rejestratory pokładowe”, co na pewno taki ruski operator mógł, dysponując sprzętem i dostępem do „wrakowiska”, uwiecznić.

 

 

Tylko jakiś bałwan mógłby jednak podejrzewać, iż, skoro nie widać czarnych skrzynek na tym osobliwym filmie z ciałami (niezidentyfikowanych osób), to te rejestratory spadły na polankę samosiejek jakoś później, np. pod wieczór, tj. gdy wylądowali polscy eksperci i prokuratorzy, którzy musieli dwie godziny poczekać w samolocie, nim ich zaprowadzono na miejsce do „oględzin”. Swoją drogą ciekawe, czy M. Wierzchowski etc. będący „tak blisko” rozmaitych fragmentów „wraku”, widział/widzieli 2 rejestratory przy ogonie, czy też nie widzieli, bo czarne skrzynki były tak zakryte, że zobaczono je dopiero pod wieczór, gdy „oddała je ziemia”.