KTO JEST ANTYSEMITĄ, A KTO NIE?


Krzysztof Baliński

Kto jest antysemitą, a kto nie? Tego wyraźnie nigdy się nie mówi. Potencjalnie ma nim być każdy. Definicję antysemityzmu rozciągają szeroko, by można było pod nią podciągać wszelką krytykę poczynań Żydów, a nalepkę „antysemita” przyklejać każdemu, kto zagraża ich interesom. Odrzucają jakąkolwiek debatę na temat źródeł antysemityzmu, prowadziłaby bowiem nieuchronnie do konkluzji, że ma on swoje racjonalne powody. Nic też dziwnego, że definicji antysemityzmu mamy co niemiara. Antysemityzmem jest prześwietlanie interesów obywateli obcego państwa „tylko dlatego, że są Żydami”. „Łączenie reakcji Izraela na nowelizację ustawy z kwestią majątków pożydowskich jest jaskrawym przykładem antysemickiego fake newsa” – to definicja ambasador Izraela. Antysemickie jest mówienie o skorumpowanych sitwach u władzy i ich rozbijaniu – tak stwierdził w Muzeum Polin młody żydowski naukowiec. Tenże „naukowiec” jest autorem „naukowej” definicji: „Kto zaprzecza, że jest antysemitą – ten jest antysemitą wtórnym”. Według niego samo pytanie, czy Polacy mają prawo do obrony przed takim oskarżeniem wyczerpuje znamiona antysemityzmu (podobnie jak to, że się przed tym oskarżeniem nie bronią). Jak poznać antysemitę, doradza Jan Hartman: Antysemici powszechnie uważają się za wolnych od rasowych, religijnych i etnicznych przesądów, i dlatego jednym z kryteriów antysemityzmu jest deklarowanie przez daną osobę, że nie jest antysemitą. Przy okazji profesor najstarszej polskiej uczelni odkrył, że antysemityzm przejawia się „w postaci skrępowania i zawstydzenia, gdy mówi się o żydostwie”. Wg „Haaretz” wszelkie protesty i żądania sprostowań co do „polskich obozów” są dowodem niechęci do rozliczenia się z antysemityzmem, a każde mówienie o polskich ofiarach, a nie o zagładzie Żydów to antysemicka propaganda. „Agresja Polaków przeciwko rządom komunistycznym zawsze była podszyta antysemityzmem” – to definicja profesor Uniwersytetu w Berlinie. TVN za antysemickie uznała hasła „Bóg, honor, ojczyzna”. Krytykowanie globalizacji jest antysemickie – taką definicję wypracowała rabinka Rachel Barenblat, bo „globalista to termin nierozerwalnie związany z historią antysemityzmu i często odbierany jest jako synonim Żyda, a związek między globalistami a Żydami jest starym antysemickim wymysłem”. Zdaniem Anne Applebaum, hasło „kupuj polskie” przypomina to przedwojenne antysemickie „nie kupuj u Żyda”, a najbardziej jaskrawym dowodem na antysemityzm jest to, że rządowe instytucje przestały prenumerować „Gazetę Wyborczą”.
Jeszcze inną definicję ma prof. Ivor Benson: „Jest to słowo specjalne, słowo kłamstwo, odwrócona prawda. Fałsz w takiej formie, która eliminuje sprzeciw do minimum – ponieważ, jak najbardziej przypomina prawdę. Tak jak rękawiczka z lewej ręki podobna jest do tej z prawej – tak właśnie słowo antysemityzm w rzeczywistości oznacza dokładnie jego odwrotność, czyli – antygoizm”. Antysemitą może zostać Żyd. Przykładem Norman Finkelstein, bo powiedział, że są w Polsce ludzie, którzy uważają, że każda krytyka Żydów to antysemityzm, że robią to dla kasy i za przykład podał Grossa. Gross powiedział też: „Antysemityzm głęboko tkwi w chrześcijańskim przesłaniu”. Tymczasem zaistniał dużo wcześniej przed chrześcijaństwem. Przykładem Cycero i Seneka. Wyznawali go także Diderot i Voltaire, którzy z chrześcijaństwem nie mieli nic wspólnego. Żydowski pisarz Bernard Lazare pisał: „Jeśli taka wrogość i awersja w stosunku do żydów miałaby miejsce tylko w jednym czasie, w jednym kraju, łatwo byłoby wyjaśnić przyczyny. Jednak rasa ta była obiektem nienawiści wszystkich narodów, pośród których żyła. Skoro wszyscy wrogowie żydów należeli do zupełnie różnych ras, mieszkali w odległych krajach, podlegali zupełnie różnym prawom, kierowali się różnymi pryncypiami, mieli różną moralność, różne zwyczaje […] toteż główna przyczyna antysemityzmu zawsze leżała w samym Izraelu, a nie w tych, którzy przeciwko niemu walczyli”.
Podobnego zdania był Theodor Herzl: „Antysemityzm jest zrozumiałą reakcją na żydowskie wady. Według mnie antysemici mają do tego pełne prawo”. Samo pojęcie antysemityzmu pojawiło się w wiek XIX, tj. w okresie emancypacji Żydów. Wobec braku „prześladowań”, zaistniała potrzeba wynalezienia nowego zjawiska i określenia pozwalającego terroryzować nie-Żydów – i co też ważne – dyscyplinować Żydów. Bakunin, jeden z nielicznych rewolucjonistów pochodzenia nie-żydowskiego wykazywał, że termin wykuty został w czasie, gdy Żydzi przechwycili kierownictwo rewolucji światowej i głównym celem było odstraszenie od dyskusji na ten temat. Tu dodajmy słowa Isaaka Beshevisa Singera: „Żyd współczesny nie może żyć bez antysemityzmu. Jeśli antysemityzm gdzieś nie istnieje, on go stworzy”. I Alfreda Lilienthala: „Ani religijni ani świeccy przywódcy licznych żydowskich organizacji nie chcą stracić tej potężnej broni, jaką jest uprzedzenie rasowe do obcoplemiennych i przywiązanie do wiary […] Jest to spisek rabinatu, żydowskich nacjonalistów, jak i innych przywódców zorganizowanego Żydostwa, trzymającego zawsze oręż uprzedzenia rasowego w zanadrzu”.
Odpowiedź tamtej strony jest niezmienna. Wg Elie Wiesela jest to „nieracjonalna choroba”, a źródło antysemityzmu pozostaje tajemnicą. Przy innej okazji powiedział: Świat zmienił się w ostatnich 2000 lat, a pozostał tylko antysemityzm, ‘jedyna choroba’, na którą nie znaleziono leku. Dla Abrahama Foxmana antysemityzm też jest „chorobą duchową i psychiczną, bo jest nieracjonalny”. Po prostu chorobą, i nie ma żadnego związku z zachowaniem Żydów. O „chorobie” mówi też Jarosław Kaczyński – gdy zgodne z wolą środowisk żydowskich, Sejm zmienił ustawę o IPN i gdy wywołało to oburzenie zwolenników PiS, pouczał: „dzisiaj diabeł podpowiada nam pewną bardzo niedobrą receptę, pewną ciężką chorobę duszy, chorobę umysłu – tą chorobą jest antysemityzm. Musimy go odrzucać, zdecydowanie odrzucać”. A walkę z „chorobą” nakazywał Polakom wówczas, gdy byli lżeni przez Żydów i gdy powinien był apelować do Żydów o odrzucenie „ciężkiej choroby antypolonizmu”.
Tymczasem zapowiedzi eliminacji antysemityzmu Żydów nie cieszą! A może jest im potrzebny? A może potrzebne im są jedynie deklaracje filosemitów, że antysemityzm w Polsce istnieje? A może chodzi im o wzniecanie i podsycanie nastrojów antysemickich oraz świadome budzenie niechęci do Żydów? A może w obrzucaniu Polaków epitetem „antysemita” chodzi o socjologiczną manipulację, o „pedagogikę wstydu”, która ma na celu wymuszenie wypłacenie odszkodowań za zbrodnie na Żydach? Z pełnym przekonaniem można zatem stwierdzić, że wynaleźli perpetuum mobile: oskarżają nie-Żydów o antysemityzm, budzą przez to ich niechęć do siebie i tak machina napędza się sama. I jeszcze jedno – gdyby Żydom w Polsce nie udało się wyczarować antysemityzmu, musieliby w końcu wziąć się za jakąś uczciwą robotę, co byłoby dla nich prawdziwą tragedią. Wszak czerpią z akcji polowania na „antysemitów” ogromne zyski. I tu wierszyk Adama Asnyka: Antysemityzm często hodują handlarze, z których każdy dla siebie pewien zysk w nim widzi; kiedy się interesem korzystnym ukaże, ujmą go w swoje ręce niezawodnie Żydzi. A tak w ogóle, jak można mówić o antysemityzmie w kraju w przeważającej mierze katolickim, w którym prezydentem został syn żydowskiego NKWD-isty, a ministrem spraw zagranicznych syna rabina, w którym Pierwsza Dama zwie się Kornhauser, w którym tylu Żydów było i jest ministrami, posłami, biskupami, w którym ludzie zaczytują się w gazecie redagowanej przez Michnika!
Rząd zaakceptował międzynarodową definicję antysemityzmu – taka informacja znalazła się na stronie Ministerstwa Kultury kilkanaście dni temu. W oświadczeniu, które jako pierwsza zaważyła izraelska „Haarec”, mowa o definicji przyjętej przez IHRA, Międzynarodowy Sojusz na rzecz Pamięci o Holokauście, który – jak stoi w jego deklaracji założycielskiej – „jednoczy rządy i ekspertów, aby umacniać, rozwijać i promować edukację, pamięć i badania na temat Holokaustu na całym świecie”. Do dziś definicję przyjęły 33 kraje. Polska uczyniła to na spotkaniu IHRA w Malmoe. Jest krótka, enigmatyczna. Taki worek, do którego można wszystko wrzucić. Taka pałka, którą każdego można uderzyć: „Antysemityzm to określone postrzeganie Żydów, które może się wyrażać, jako nienawiść do nich. Antysemityzm przejawia się zarówno w słowach, jak i czynach skierowanych przeciwko Żydom lub osobom, które nie są Żydami oraz ich własności, a także przeciw instytucjom i obiektom religijnym społeczności żydowskiej”. Do definicji załączono przykłady współczesnych przejawów antysemityzmu. Większość nie ma związku z antysemityzmem, a odnosi się do Izraela i do własności żydowskiej. Wniosek może być tylko jeden – ma odwrócić uwagę od centralnego pojęcia antysemityzmu, a jej prawdziwym celem nie jest obrona Żydów przed antysemityzmem, ale obrona Izraela i biznes holokaustu przez wszelką krytyką.
W grudniu 2020 roku Rada Unii Europejskiej przyjęła „Strategię w sprawie zwalczania antysemityzmu i wspierania życia żydowskiego”. Tak, jak w komentarzach do definicji IHRA, tak i w Strategii wielokrotnie pojawiają się odniesienia do „własności” żydowskiej, a definicję i Strategię z entuzjazmem przyjęła czołowa agenda biznesu holokaustu – Światowy Kongres Żydów. No i mamy: większą pomoc finansową dla organizacji działających na rzecz szerzenia kultury żydowskiej; uruchomienie funduszy unijnych na krajowe strategie zwalczania antysemityzmu; utworzenie ogólnoeuropejskiej sieci organizacji żydowskich oraz zaufanych podmiotów sygnalizujących pojawianie się w Internecie nienawistnych wypowiedzi; powołanie portali zwalczających antysemickie treści; przekazanie 24 milionów euro na lepszą ochronę przestrzeni publicznych i miejsc żydowskiego kultu, by zapewnić Żydom poczucie bezpieczeństwa; tworzenie sieci miejsc, w których dokonała się zagłada, np. kryjówek lub miejsc egzekucji; fundusze na utworzenie europejskiego centrum badań nad współczesnym antysemityzmem oraz życiem żydowskim. Przy udzielaniu wsparcia z funduszy unijnych KE ma dopilnować (tak, jak w przypadku „pieniędzy za praworządność”), by fundusze zewnętrzne UE nie trafiły do osób i instytucji, które mogłyby je wykorzystać na działania podżegające do nienawiści i przemocy skierowanej przeciwko Żydom. Przewiduje też (tak, jak w przypadku „funduszu odbudowy”), że strategie krajowe w tym zakresie zostaną przyjęte do końca 2022 r., a do końca 2023 r. zostaną poddane ocenie przez Komisję. Opublikuje też – tak, jak Kongres USA w przypadku ustawy 447 – kompleksowe sprawozdania z realizacji Strategii w latach 2024 i 2029. Jest też inne, wielce znaczące odniesienie do „biznesu holokaustu”. „Pandemia pokazała, jak stare antysemickie uprzedzenia mogą się odrodzić i podsycać nowe teorie spiskowe. Żydzi byli jedną z najbardziej atakowanych społeczności. Podczas pandemii zostali bezpodstawnie obwinieni za stworzenie wirusa i opracowywanie szczepionek w celu osiągnięcia zysku” – czytamy w unijnej strategii. Krótko mówiąc – jeśli myślałeś, że pandemia powstrzyma roszczenia „biznes holokaustu”, to myliłeś się podwójnie.
Ale to nie wszystko. Oni w półśrodki nie bawią się. W lutym 2018 r., podczas konferencji zorganizowanej przez Europejski Kongres Żydów, uniwersytety z N. Jorku, Tel Awiwu, Wiednia, Centrum Szymona Wiesenthala i wiedeńską lożę B’nai B’rith (i papieża Franciszka, co znalazło wyraz w jego pisemnej laudacji) wypracowano Katalog wytycznych do walki z antysemityzmem. Jego lektura jeży włos na głowie. Wszystkie państwa powinny przeznaczyć 0,02 procent PKB, a społeczności religijne, organizacje międzynarodowe i instytucje 1 procent swych budżetów na walkę z antysemityzmem. Można też było przy tym odnieść wrażenia, że „nasi” politycy i „nasz” Episkopat do realizacji „wytycznych” wiedeńskiej konferencji przystąpił, i to z wielkim zaangażowaniem. No, bo gdyby podliczyć, ile już płacą, to okaże się, że dużo więcej niż 0,02 procenta.
Wygadał się wicepremier Gliński: „Z każdym rokiem jesteśmy świadkami coraz większej liczby instytucji, organizacji i ich cennych projektów poświęconych pamięci, życiu i kulturze Żydów w Polsce. Polska ma wiele zrealizowanych zobowiązań i obietnic, takich jak zrewitalizowane miejsca pamięci, nowe muzea, ekspozycje i centra dla zwiedzających, takie jak Muzeum Getta Warszawskiego, nowe muzeum w Sobiborze, Treblince, Gross-Rosen, Płaszowie i Auschwitz-Birkenau. […] wdrożyliśmy bardzo rozbudowany program identyfikacji i oznakowania 1200 cmentarzy żydowskich na terenie Polski.  W ciągu ostatnich czterech lat polskie Ministerstwo Kultury zainwestowało dużo w projekty związane z historią, życiem i kulturą Żydów. Wystarczy wspomnieć: 100 mln dolarów na dotacje dla muzeów i instytucji kultury; ponad 25 milionów dolarów na wsparcie ochrony największego cmentarza żydowskiego w Polsce przy ul. Okopowej w Warszawie; ponad 41 milionów dolarów wydanych na produkcje filmowe, filmy dotyczące historii Zygielbojma, Nowaka-Jeziorańskiego czy Pileckiego; także setki koncertów, spektakli, spotkań, publikacji były możliwe dzięki wsparciu Państwa Polskiego”.
Gliński (chyba tylko przez wrodzoną wstydliwość) nie „wspomniał” w Malmoe o: finansowaniu przez państwowych mecenasów niezliczonych imprez kulturalnych związanych z rocznicą wydarzeń marca ’68. Nie wspomniał o dotacjach dla żydowskich pism, fundacji i organizacji pozarządowych polujących na antysemitów. Nie powiedział nic o 150 milionowej dotacji na rewitalizację i adaptację kamienicy przy ul. Próżnej 14, która stanie się siedzibą Teatru Żydowskiego. Nic nie powiedział o Muzeum Polin, na które polski podatnik wyłożył już 400 milionów, i które otrzymuje rokrocznie od ministra kultury dotację podmiotową w wysokości 8,9 miliona oraz liczne dotacje celowe, i że do dziś w formie takich dotacji Muzeum dostało przeszło 200 milionów. Nie wspomniał, że w ciągu ubiegłych 70 lat polski podatnik wydał na utrzymanie muzeum Auschwitz-Birkenau 1 miliard złotych. A co z przekazaniem majątku przedwojennych gmin żydowskich o wartości 5 miliardów? A co z pokryciem kosztów pobytu 350 gości z Izraela, którzy 27 stycznia 2014 r. na Wawelu odbyli bezprecedensową, pierwszą za granicą sesję Knesetu? A co z milionami za wydanie przez nowojorskich Żydów „certyfikat koszerności”? I jeszcze jedno – dlaczego w rozmowach tyczących zwrotu mienia pożydowskiego uczestniczy ministerstwo kultury?
Gliński „wspomniał”, że od 2009 r. polska Policja realizuje „Program zwalczania przestępstw z nienawiści dla funkcjonariuszy organów ochrony porządku publicznego” oraz „Trening przeciwdziałania przestępstwom z nienawiści dla funkcjonariuszy organów ścigania”, i że do 2019 r. szkolenia te ukończyło łącznie ponad 100 tys. funkcjonariuszy, czyli praktycznie cała kadra. Nie „wspomniał” jednak, kto szkolenia prowadził i za ile. Podał, że zainicjował program „Poznaj Polskę” skierowany do nauczycieli i uczniów, i że wszystkie szkoły otrzymają dodatkowe fundusze na organizację wycieczek do miejsc pamięci o Holokauście i muzeów poświęconych kulturze żydowskiej. „Wspomniał” też: „Rozpoczęliśmy współpracę z przewodniczącym Światowego Kongresu Żydów Ronaldem S. Lauderem, której celem jest współprodukcja filmu, mającego na celu podniesienie świadomości o Holokauście wśród młodzieży szkolnej. Film zostanie rozesłany do wszystkich szkół w Polsce. Nie podał jednak, ile ta „współpraca” kosztowała, i że w akcję wypłacania haraczu twórcom definicji antysemityzm i kupowania „certyfikatu koszerności” wciągnął Polską Fundację Narodową, ze jej olbrzymim budżetem futrowanym przez spółki skarbu państwa.
Gliński udzielił 6 mln dotacji na film „Wesele2” (a właściwie „Weseלe” z hebrajską czcionką) – najbardziej antypolski film, jaki dotychczas sfinansował. Jeśli komuś się wydaje, że słowo „antypolski” zdewaluowało się, to niech film zobaczy  na własne oczy. Filmy Goebbelsa pokazywały część mieszkańców Polski pozytywnie. Wojciech Smarzowski nie certoli się – Polacy to świnie, głupki, prostytutki, rasiści. Wszystko, co polskie jest głupie i brudne. Za to Żydzi i Niemcy czyści i mądrzy. Wszyscy Polacy to antysemickie prymitywy. Nawet dzieci opowiadają rasistowskie wierszyki i śpiewają antysemickie piosenki, a koledzy pana młodego to kibole z wytatuowanymi swastykami. Gdy polska dzicz bije pałkami spędzonych na rynek Żydów, a w podpalaniu stodoły biorą udział uśmiechnięte szczerbate baby i brudne polskie dzieci, Niemcy siedzą przy stole na uboczu i rozprawiają o muzyce Wagnera. Do czego jest im potrzebny antysemityzm i dlaczego sami go wywołują, poświadczył sam Smarzowski. „Robiąc ten film, miałem świadomość, że wyleją się na mnie pomyje. Prawdopodobnie na lata stanę się nadwornym Żydem polskiej kinematografii”.
Podczas uroczystej premiery filmu „Śmierci Zygielbojma”, reżyser Ryszard Brylski wygłosił oświadczenie – zarzucił ministrowi kultury niegodziwe „wykorzystywanie najwyższej ofiary, jaką złożył Zygielbojm do politycznych manipulacji”. A chodziło o stwierdzenia, że „walorem filmu jest ukazanie, po której stronie stał świat, gdy Polacy i Żydzi, wespół ginący w Holokauście, alarmowali go w trudnych chwilach”, a także „obraz podkreśla także, że żaden czynny udział Polaków w zagładzie Żydów nie był możliwy”. Krótko mówiąc, „artysta”, kasę wziął, skopał ministra, który w całości sfinansował mu film, na premierze wyszedł na scenę i zwymiotował na Państwo Polskie. À propos „artystów” – gdy na początku tzw. transformacji ustrojowej Bagsik i Gąsiorowski założyli w Cieszynie spółkę „Art-B”, i wywieźli z Polski do Izraela 600 mln USD, utrzymywali, że skrót Art-B pochodzi od „artyści biznesu”.
Smarzowski przedstawia Polaków, jako świnie, brudasy i antysemici. Pasikowski przybija Polaka lubiącego Żydów do stodoły. Gliński (reżyser, brat wicepremiera) w „Kamieniach na szaniec” obrazuje ślubowanie AK jako leśną zabawę w ganianego z Niemcami. No i dożyliśmy czasów, kiedy sama wzmianka o polskiej tradycji, polskich bohaterach, o Polsce po prostu, jest wyśmiewana przez artystów, jako obskurancka i antysemicka. Jeśli Gliński myślał, że definicją IHRA i milionami wyłożonymi na antypolskie filmy wywinie się z oskarżeń o antysemityzm, to się myli. W Malmoe sekretarz stanu USA Antony Blinken, w nagranym przemówieniu, potraktował Glińskiego „na wesoלo”: „Zagrożenia związane z Holokaustem nie są jedynie problemem przeszłości. Antysemityzm nasila się w wielu częściach świata. W zeszłym tygodniu wandale zdewastowali część obozu koncentracyjnego Auschwitz w Polsce”. A chodziło o naniesione na ściany drewnianych baraków obozowych napisy w nienagannym  języku niemieckim, dokładnie w czasie, kiedy w Muzeum otwierana była nowa wystawa pokazująca ofiary austriackie.